poniedziałek, 30 czerwca 2025

"Samotny wilk" Jo Nesbø

 Autor: Jo Nesbø
Tytuł: Samotny wilk
Tłumaczenie: Iwona Zimnicka
Data premiery: 18.06.2025
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Liczba stron: 400
Gatunek: kryminał
 
Jo Nesbø to jeden z najpopularniejszych współczesnych skandynawskich twórców literatury kryminalnej. Jego powieści tłumaczone są na ponad 50 języków, nakład sprzedaży przekroczył 60 milionów egzemplarzy, na koncie ma sporą liczbę nagród literackich i cztery ekranizacje, a w przygotowaniu są już kolejne. Ilość tytułów na koncie oscyluje około 30, w tym cykl książek dla dzieci i ten, który przyniósł mu tak duży światowy rozgłos - cykl kryminalny dla dorosłych z Harrym Hole’em. Sama muszę jednak przyznać, że to w tym późniejszym wydaniu autor podoba mi się bardziej - od “Królestwa” (recenzja - klik!) z uwagą śledzę, w którym kierunku idzie ze swoją twórczością, a jest to nadal powieść kryminalna, ale psychologicznie i społecznie głęboka. I tak też jest z najnowszą książką, która w polskim przekładzie ukazała się kilka miesięcy po premierze światowej - “Samotnym wilkiem”.
 
 Wrzesień 2022 rok. Holger Rudi przylatuje z Oslo do Minneapolis, by napisać książkę true crime - o zbrodni, jaka została popełniona w dzielnicy Jordan sześć lat temu. Zbrodni, która wstrząsnęła całym światem, choć teraz ten świat wydaje się, że już o niej zapomniał. Pisarz zamierza odwiedzić miejsca zbrodni, poczuć ten klimat, tę historię… i tak przenosimy się do października 2016. Strzelec szykuje się do strzału. Jest przygotowany, jest pewny, długo wcześniej prowadził obserwację. Kiedy pada strzał nie waha się, wie co dalej robić - wziąć rzeczy, zanieść sąsiadce kwiatek i zniknąć. W tym czasie detektyw Bob Oz zostaje wezwany na miejsce zdarzenia - nie dlatego, że jest najlepszy, a po prostu nie ma nikogo innego, kto mógłby w tym momencie zjawić się na miejscu zbrodni. Bob, mimo iż już lekko zamroczony alkoholem, jest bystry, szybko zauważa detale, których nie widzą inni, nie waha się też naginać prawdy, by popychać śledztwo do przodu. Czy jednak jego zamglony umysł jest sprawny na tyle, by uchwycić sprawcę zanim wydarzy się coś gorszego?
“Kiedy już raz się spadło poza krawędź otchłani, równie dobrze można się napawać swobodnym spadaniem.”
Książka rozpisana jest na 56 rozdziałów, z których każdy opatrzony jest miesiącem i rokiem akcji - te z roku 2022 zawierają także miejsce akcji, te z 2016 krótki tytuł. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu teraźniejszego przez Holgera w roku 2022 oraz w pierwszej osobie czasu przeszłego przez strzelca w 2016. Pozostałe rozdziały, czyli głównie te pisane z perspektywy Boba to narracja trzecioosobowa czasu przeszłego. Styl powieści jest skrupulatny, historia skupia się na detalach, na otoczeniu, na pewnych refleksjach i rozmowach postaci. Język jest dobrze wyważony, porusza się w zakresie słów codziennych, raczej nie zawiera przekleństw, ale zawiera emocje - emocje trudne, negatywne, smutne. Całość czyta się bardzo spokojnie, ale płynnie. Sam początek powieści może wydać się trochę niezrozumiały, trochę trwa zanim książka pochłonie - ale to się dzieje, wystarczy poczekać. A początek ostatecznie też robi się zrozumiały - był trudny dlatego, że wtedy nie znaliśmy jeszcze prawdziwego charakteru postaci.  
“- (...) Sztuka nie polega na podobieństwie.
- A na czym?
- Na tworzeniu opowieści.”
Pisarz Holger niewiele ma tutaj do powiedzenia - tak naprawdę pojawia się na początku książki i pod jej koniec. Pośrodku jest historia morderstwa, historia sprawy, nad którą uparcie pracuje Oz, a nad którą uparcie jeszcze niedawno pracował sam strzelec. Więc to im się przyglądamy. O strzelcu nie wiemy wiele, poza tym, że wypełnia skrupulatnie zaplanowane działania, wszystko ma dobrze obliczone i do czegoś dąży. Za to Oz z początku jest odpychający - pije, nieustannie szuka podrywki, codziennie śpi gdzie indziej i z kim innym, kompletnie nie przejmując się konsekwencjami. W pracy też chyba nie przejmuje się specjalnie regulaminem, co ewidentnie utrudnia mu relację z szefem… A co najgorsze, stalkuje swoją byłą żonę. Postać zdawałoby się, naprawdę okropna, prawda? A jednak warto chwilę poczekać, na moment, gdy historia Boba się przed nami otwiera. W tym momencie byłam pod wrażeniem tej kreacji, tego jak doświadczenia przeszłe zmieniają postrzeganie tego, co teraz. Nagle bohater staje się w naszych oczach kimś całkowicie innym, a dzieje się tak tylko dlatego, że dzięki jego historii z przeszłości, zaczynamy rozumieć jego sytuację, rozumieć skąd bierze się jego aktualnie zachowanie. Tyle wystarczy, by kompletnie zmienić perspektywę.
“Pozostaje jedynie podjąć próbę zrozumienia, w jaki sposób i dlaczego wydarzyło się to, co już wiem, plus trochę własnej wyobraźni, żeby ich oczami zobaczyć świat, miejsca, w których to się wszystko rozegrało. Odnaleźć to, co ludzie, w tym, co nieludzkie. Zmusić czytelnika - i siebie samego - do zadania sobie pytania: czy to mogłem być ja?”
Intryga kryminalna toczy się tempem spokojnym, a przynajmniej przez uważny sposób narracji daje takie wrażenie. Bo tak naprawdę dzieje się w niej dużo, akcja sama w sobie jest dość dynamiczna i dobrze buduje napięcie. Spowalnia ją obudowa - rozmowy, wspomnienia, refleksje, które sprawiają, że rozumiemy postacie i sami jesteśmy zmuszeni do próby odpowiedzenia na pytania ważne społecznie. Spowolnienie jednak nie umniejsza lekturze, ba! czyni ją bogatszą, a więc mocniej odbijającą się na emocjach. Sama intryga zbudowana jest atrakcyjnie - poprzez Holgera dostajemy coś jakby powieść szkatułkową, książkę w książce, a historia zbrodni jest niejasna i zaskakująca. Autor wie, jak zmylić uwagę czytelnika, pomysły ma mroczne, ale naprawdę świetne.
“Znam statystyki pokazujące, co broń palna na dłuższą metę robi ze społecznością taką jak ta w Englewood. Ale szczerze mówiąc, masz w dupie dłuższą metę, kiedy w życiu ważne jest, by jakoś przetrwać noc.”
Tym jednak, co w książce najważniejsze, jest warstwa pod intrygą. Tak, która zadaje pytania, która porusza bolesne tematy. Są i tematy uniwersalne - miłości, która się kończy, po której pozostaje smutek, żal i okropna złość. Jest temat samotności rozumianej na wiele sposobów - od po prostu bycia samemu po odczuwanie samotności wśród ludzi. Jest wątek depresji, która może zmienić się w psychozę, jest problem niekontrolowanych wybuchów złości, agresji, która spowija cały świat czerwoną zasłoną. Jest też temat współcześnie aktualny: prawo do posiadania broni. To zagadnienie główne, przewodnie, problem społeczny, który jest przedstawiony tutaj z każdej możliwej strony. Przeglądamy z postaciami statystyki, przysłuchujemy się ich debatom, poznajemy konsekwencje tego, co dzieje się, kiedy broń jest dostępna, a tego co, kiedy nie. I choć wydaje mi się, że autor skłania się w jedną stronę, w stronę delegalizacji broni, to jednak nie jestem pewna, czy nie nakładają się na to moje własne przekonania. Najważniejsze jest jednak to, że temat jest tak dobrze, tak dogłębnie przedstawiony - bo jest ważny i bardzo aktualny, nie tylko w Ameryce, ale i na całym świecie.
“Czym jest wolność? Możliwością posiadania broni palnej skonstruowanej w celu zabijania ludzi, bo sąsiad też coś takiego ma? Czy może raczej wolnością jest brak konieczności posiadania broni, ponieważ człowiek może czuć się stosunkowo pewny, że sąsiad jej nie ma?”
Jo Nesbø po raz kolejny mnie zaskoczył. Początek “Samotnego wilka” uśpił moją czujność - zastanawiałam się, czy dam radę wytrzymać z postacią Boba całe czterysta stron. Kompletnie nie spodziewałam się tej pułapki, w którą wpadłam, tego, że jego obraz jest zabiegiem specjalnym, by autor mógł ukazać jak wiele zależy do tego, czy znamy motywacje i powody czyjegoś zachowania, czy nie. I tak naprawdę tym jest ten kryminał - opowieścią o zbrodni, której powód, motywację, genezę musimy poznać i zrozumieć. Nie po to, by usprawiedliwić sprawcę i jego czyn, a po to, by się czegoś nauczyć, móc wyciągnąć wnioski na przyszłość i zapobiegać. Bo choć sami świata nie zmienimy, to każdy jeden głos może być słyszalny - a kiedy zbierze się ich dostatecznie dużo, mogą spowodować zmianę. To ważny kryminał, ważny i mądry, a zarazem bardzo zajmujący i fabularnie zaskakujący. Bardzo podoba mi się to, co Nesbø ostatni tworzy!
“(...) zdumiał się, jak nierówno podzielona jest między ludźmi zdolność do empatii.”
 
Moja ocena: 8/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Dolnośląskim.

Dostępna jest w abonamencie za dopłatą 14,99zł 
(z punktami z Klubu Mola Książkowego 50% taniej) 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

sobota, 28 czerwca 2025

"Wędrówka przez życie. Wspomnienia" Donna Leon

Autorka: Donna Leon
Tytuł: Wędrówka przez życie. Wspomnienia
Tłumaczenie: Marek Fedyszak
Data premiery: 11.06.2025
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Liczba stron: 160
Gatunek: autobiografia
 
O Donnie Leon mówi się, że dożyła czegoś niezwykłego - jeszcze za jej życia wykreowana przez nią postać detektywa, komisarza Brunettiego, stała się postacią ikoniczną. Sama pamiętam, jak lata temu po raz pierwszy usłyszałam o jej książkach, zafascynowało mnie nie tylko miejsce akcji, w którym autorka osadziła swoje powieści (Wenecja), ale i fakt, że pierwszy tom rozpoczyna się sprawą kryminalną toczącą się w operze. Z tych dwóch powodów byłam przez lata przekonana, że autorka jest Włoszką, dopiero teraz, kilka miesięcy temu, gdy pojawiała się możliwość zorganizowania maratonu czytelniczego #brunettinatalerzu (szczegóły IG – klik!FB – klik!), przyjrzałam się jej biografii i jakże się zdziwiłam, gdy okazało się, że Donna Leon to Amerykanka z korzeniami irlandzkimi i niemieckimi (nie włoskimi!), która nawet nie chce, by jej książki tłumaczone były na włoski! Nie wiem ile jest prawdy w tym ostatnim stwierdzeniu, czy faktycznie jest nadal aktualne, artykuły w sieci na ten temat jednak są całkiem świeże. Im głębiej wędrowałam po sieci w poszukiwaniu informacji o niej, tym na ciekawsze rzeczy trafiałam, dlatego też możliwość przeczytania o jej życiu z jej własnej perspektywy, bardzo mnie ucieszyła. Bo tak, Donna Leon napisała w 2022 roku autobiografię, która właśnie wydana została na rynku polskim i która jest trzecim tytułem, jaki czytamy w ramach #brunettinatalerzu!
“Przypuszczam, że to po niej mój brat i ja odziedziczyliśmy niemal całkowity brak ambicji; ona po prostu chciała mieć frajdę, iść przez życie, widząc nowe rzeczy, dowiadując się o tym, co ją interesowało, odwiedzając nowe miejsca. Z tego powodu przeszłam przez życie, nie mając prawdziwej posady ani planu emerytalnego.”
“Wędrówka przez życie” Donny Leon to tak naprawdę krótkie impresje z jej życia. Składa się ze wstępu i czterech części: Ameryka, W drodze, Italia, W górach. Każda z nich podzielona jest na króciutkie tytułowane rozdziały, w których autorka przytacza jakieś historie ze swojego życia - jest to albo ogólne wspomnienie jakiego okresu, człowieka czy zaprzątającego ją tematu. W kilku momentach autorka zwraca się bezpośrednio do czytelników, raz do Italii, głównie jednak po prostu snuje opowieść. A styl, w jakim to robi, ma znaczenie. Jej zdania są melodyjne, z pięknie dobranym słownictwem, czuć w tym tekście po prostu dużą klasę, ale i swobodę z jaką słowem pisanym się posługuje - a to raz pisze prosto z mostu, a to znowu ucieka się do pięknych metafor, wszystko ze sobą harmonizuje To prawdziwa przyjemność czytania.
“Sądzę, że wszystkie profesje prowadzą do skrzywienia zawodowego; moje dotyczy przestępczości. Odkąd zaczęłam pisać powieści kryminalne, mój umysł podąża pewną ścieżką niczym powój szukający światła bądź pnącze dyni porastające stertę kompostu. To znaczy moja wyobraźnia zwykle kryminalizuje nawet najbardziej niewinne sytuacje (...).”
A treść? Na pewno nie jest to typowa autobiografia - autorka zachowuje tylko jako taką chronologię, dzieląc życie na okresy: dzieciństwo w New Jersey, studia w Nowym Jorku, później okres podróży po świecie - Iran, Chiny, Arabia Saudyjska - i w końcu ona - Wenecja. Później Włochy, dom w górach, teraz Szwajcaria. Opis jej dzieciństwa jest najbardziej klasyczną formą autobiografii - pisze o pobycie na farmie u dziadków, o swojej matce, po której wraz z bratem odziedziczyli beztroskę i zwyczajną radość życia. Jednak już tu widać pewną nietypowość - na przykład o swoim ojcu pisze tylko jedno zdanie. Im dalej w tekst, tym wyrywki stają się coraz mocniej ukierunkowane na jedną sytuację czy jedną osobę, a tym samym, mimo iż opowiadają o życiu autorki, równocześnie ciągle zachowują jej prywatność. Bo czy tak naprawdę daty i suche fakty z biografii mają faktycznie jakieś znaczenie?
“Po dziewięciu miesiącach w Arabii Saudyjskiej szukałam spokoju ducha i piękna, tak więc przeprowadziłam się tam, gdzie te rzeczy można było znaleźć w największej obfitości: do Wenecji.”
Myślę, że ważniejszy jest obraz charakteru autorki, jaki się z tej książki wyłania. Od samego początku można doskonale wyczuć, jak bardzo jest otwarta na wszystko: na życie, na doświadczenia, na nowe. Nie boi się niewiadomego, przyznaje, że całe swoje życie spędziła nie planując, po prostu w danym momencie robiąc krok do przodu.
“Gdy próbowaliśmy to wyjaśnić siedzącym przy stole ludziom, dla których strzały z karabinów maszynowych nie były zwyczajnym tłem dźwiękowym przy kolacji, zdałam sobie sprawę, że chyba widziałam i robiłam rzeczy niezwykłe. Podejrzewam, że robiłam je, ponieważ jestem z natury nieodpowiedzialna i lekkomyślna i w żadnych swoich poczynaniach nigdy nie planowałam niczego poza pierwszym krokiem.”
Czuć, że w każdym miejscu, w którym się znalazła, miała oczy szeroko otwarte i chłonęła - atmosferę, otoczenie, ludzi, nie bała się odezwać, zapytać, nawiązać rozmowę. To człowiek, który tchnie pozytywną energią, który zachwyca i zaraża otwartością na nowe doświadczenia.
Dużo pisze o muzyce, chyba nawet więcej niż o własnym pisaniu. Aktualnie jest menadżerką orkiestry Il Complesso Barocco, z czego widać, że czerpie prawdziwą radość. A jej twórczości literackiej nie ma tu wiele - nie pisze jak to się stało, że powstał komisarz Brunetti, nie opisuje swojego procesu tworzenia i tego, jak bycie pisarką wpłynęło na jej życie. Za to obrazuje, jak pochłaniające są dla niej przygotowania do książki, do wątków natury niekryminalnej, które przewijają się przez jej powieści w teorii będąc tłem, ale w praktyce są równie ważne co intryga. Tu pokazuje to na przykładzie researchu o pszczołach, który wywarł na niej wrażenie mocniejsze niż wszystko inne, równocześnie podkreślając ich wartość dla naszego współczesnego świata.
“Inspiracji dostarczył mi znajomy, od którego dostałam słoik bardzo jasnego miodu. Powiedział, że to miele dalla barena, wytworzony przez pszczoły miodne na Lagunie Weneckiej. A potem… cóż, chyba mogłabym powiedzieć, że niebiosa się otworzyły i Muza zstąpiła z nich na chmurze z babiego lata, wskazała na mnie swą czarodziejską różdżką i powiedziała: “Donno, oto twoja książka”.”
“Wędrówka przez życie” to książka, która powstała z okazji 80-tych urodzin Donny Leon. Ona jednak o samym procesie wchodzenia w ten słuszny wiek nie pisze za wiele - to dosłownie ostatnie strony, na których pisze o tym, jak jej młody duch zdradzany jest przez słabe już ciało. Ale i ten fragment jest piękny i optymistyczny, a równocześnie skłania do refleksji nad tym, jak do ludzi starszych podchodzi społeczeństwo. Donna Leon zresztą w całej tej książce przemyca refleksje ogólne, które pozwalają się zastanawiać nad bardzo różnymi aspektami życia.
“Proces zapamiętywania jest osobliwy, prawda? Czy pamiętamy wszystko, bo byliśmy tam i to widzieliśmy, czy dlatego, że opowiadano nam o tym tak często, iż musiało się stać rzeczywistością?”
Donna Leon za każdym razem, kiedy biorę do ręki jej książkę (a zrobiłam to na razie tylko trzy razy!), pokazuje mi, jak wielką jest artystką, jak pięknym jest człowiekiem. I mimo że w “Wędrówce przez życie” nie wystawia sobie własnej laurki, nie pochlebia sama sobie, to jednak w każdym jej zdaniu, nawet tym w teorii negatywnym, czuć naprawdę pozytywne i otwarte nastawienie do życia. Podziwiam ją, jej odwagę, jej beztroskę, to, że słowo “problem” zdaje się w jej słowniku nie istnieć. I myślę, że tak jak po jej kryminały można sięgać bez zachowania kolejności chronologicznej, tak i po jej autobiografię można sięgnąć bez wcześniejszego poznania jej biografii czy pióra - książka sama w sobie daje doznania zarówno w warstwie językowej, jak i pozytywnym przesłaniu, które nie jest błahe, bo zawiera dużo tematów po prostu społecznie ważnych.
“Mam nadzieję, że ludzie wychowani w świecie, gdy muzyka klasyczna została niemal zbanalizowana przez sam jej nadmiar w nieodpowiednich miejscach, czasem przeżywają ją sami i znajdują w niej otuchę i uniesienie, jakie może przynieść Piękno. (...) Nie zmieni to świata; nie zmienia go muzyka ani słuchanie jej (...). Może jednak zmienić życie jednostki, wzmagając zarówno świadomość, jak i wyobraźnię słuchacza. Wydaje mi się, że są to rzeczy niebagatelne.”
Moja ocena: 8/10
 

Recenzja powstała w ramach #brunettinatalerzu we współpracy z Oficyną Literacką Noir sur Blanc.




Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

piątek, 27 czerwca 2025

"Agnes Sharp jedzie na urlop" Leonie Swann

Autorka: Leonie Swann
Tytuł: Agnes Sharp jedzie na urlop
Cykl: Agnes Sharp, tom 2
Tłumaczenie: Jowita Maksymowicz-Hamann
Data premiery: 18.06.2025
Wydawnictwo: Relacja
Liczba stron: 400
Gatunek: kryminał cosy crime
 
Leonie Swann to pseudonim literacki Niemki, która teraz żyje i pracuje w angielskiej wiosce w okolicach Cambridge. Na rynku książki debiutowała dwadzieścia lat temu powieścią “Sprawiedliwość owiec” (recenzja - klik!), która do teraz jest bardzo oryginalną pozycją - to w końcu kryminał pisany oczami tytułowych zwierzęcych bohaterów… Książka oczywiście już wtedy zyskała sporą popularność, przetłumaczona została na ponad dwadzieścia języków, a teraz przygotowywany jest na jej podstawie film z gwiazdorską obsadą. Kilka lat później zresztą autorka pokusiła się o jej kontynuację pt. “Triumf owiec”. Aktualny jej dorobek literacki jest dość skromny, na koncie ma sześć powieści, z czego pięć wydanych zostało w języku polskim. Jej najnowszym tworem jest seria kryminałów cosy crime z grupą staruszków z Sunset Hall, której tom pierwszy ukazał się w Polsce pod patronatem mojego bloga (recenzja - klik!) i nosi tytuł „Agnes Sharp i morderstwo w Sunset Hall”, a teraz, idealnie na okres wakacyjny, wydany został tom drugi pt. “Agnes Sharp jedzie na urlop”. Na rynku niemieckim, rodzimym autorki, seria liczy na ten moment trzy tomy.
 
W ostatnich miesiącach spokojna angielska wioska, na skraju której stoi Sunset Hall, przemieniła się w scenę dla dziwnych i podejrzanych śmierci. Wygląda to tak, jakby wszyscy wstrzymywali urazy przez lata, a teraz postanowili się ich w krótkim okresie pozbyć! Jest zimno, ciemno już o piątej po południu, a do tego znowu w Sunset Hall wysiadł bojler, a hydraulik zjawi się nie wcześniej niż za kilka tygodni… W tym kluczowym momencie przychodzi do Edwiny list. To oznajmienie, że wygrała w konkursie pobyt w ekohotelu w Kornwalii! Zaproszenie dla niej i jeszcze jednej osoby. Tyle że mieszkańców Sunset Hall jest przecież szóstka…  Zanim pokłócą się kto jedzie, Charlie oferuje, że zafunduje pozostałej czwórce pobyt, wszyscy więc pakują się i lecą w nieznane… Przeprawa samolotem do najłatwiejszych nie należy, a już na miejscu też od razu coś wygląda podejrzanie… Edwina, przekonana, że została wysłana na tajną misję, w basenie znajduje martwą kobietę, ale nikogo o tym nie informuje (w końcu jest tajną agentką, niewidzialną!), a Agnes siedząc w saloniku z pięknym widokiem na klify i morze prawdopodobnie jest świadkiem morderstwa… Czy i w Edenie też wszyscy się mordują?! Kiedy ulewny deszcz powoduje osunięcie ziemi i hotel zostaje odcięty od świata, goście hotelowi zostają uwięzieni w środku z mordercą… Nikt jednak o tym nie wie prócz emerytów, którzy, mimo że zardzewiali, są przecież do prowadzenia śledztw dobrze przygotowani, prawda?
“Morderstwo to coś więcej niż niedogodność - morderstwo to pęknięcie w strukturze świata, pęknięcie, które wprowadza do życia mrok. Morderstwo dotyczy każdego. Trzeba się nim przejmować, jakkolwiek stary i kruchy by człowiek nie był.”
Książka rozpisana jest na spis postaci, prolog i 27 tytułowanych rozdziałów, które w razie potrzeby dzielone są na krótsze fragmenty, a co za tym idzie - książkę czyta się wygodnie, a zmiany perspektywy narracji wprowadzają dynamizm i poczucie, że obserwujemy wydarzenia z hotelu w szerszej perspektywie. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, narrator wchodzi w głowy postaci i z ich punktów widzenia oddaje zdarzenia, jak i emocje. Narracja jest nie tylko ludzka, pojawia się też nowe zwierzę, które dwa lub trzy razy dodaje własną perspektywę. Styl powieści jest lekki i uważny, skupia się raczej na wnętrzu postaci, a ich przeżycia to zderzenie wydarzeń kryminalnych z dużym dystansem, na jaki pozwala ich wiek. Historia podszyta jest humorem wynikającym zarówno z samych charakterów bohaterów, ich przekoloryzowania, jak i sytuacji, a język jest plastyczny, barwny, nie ma przekleństw, jest zabawa słowem - są pogrubienia czy zdrobnienia. Całość wypada lekko i pozytywnie.
“-Szukam…. - Przede wszystkim Agnes szukała dobrej wymówki. Gdzie były te wszystkie wymówki, kiedy były potrzebne? - toalety - wyjąkała w końcu.”
Wspomniałam o charakterach postaci, więc na nich na chwilę się skupmy. Cała piątka prywatnych detektywów jest bardzo charakterna, każdy ma jakąś cechę, która go określa i własne pojęcie swojego ja, które teraz przez ograniczenia wieku, musi zweryfikować. Sama Agnes jest byłą policjantką, nic więc dziwnego, że to ona wciela się tu w rolę głównej detektywki. Zresztą dobrze się do tego nadaje, jest uważna i lubi zagadki, choć nie czyta kryminałów. Wśród jej towarzyszy są osoby twardo stąpające po ziemi, jak i lekkoduchy, a najwięcej humoru wnoszą Edwina i Charlie, pierwsza z nich to była agentka specjalna, przekonana, że teraz jest na jakiejś misji i wypatruje kontaktu, druga jest z nich wszystkich najbardziej wyluzowana, od samego początku jej pojawienia się w tomie pierwszym nie kryje potrzeby czerpania przyjemności z życia, to taki barwny ptak. Jednak to przeszłość Bernadette, niewidomej miłośniczki łakoci, w tym tomie poznajemy dokładniej, a ta była bardzo burzliwa…
Poza zabawnymi, podkoloryzowanymi cechami głównych bohaterów i pozostali goście hotelu też mają w sobie sporo humoru. Jest młodziutki influencer czy kobieta, która przypadkowo zapisała się na pakiet z detoksem, jest i Biała wdowa - kobieta, która trzy lata temu właśnie w tym hotelu straciła męża i do tego czasu co roku do tego miejsca wraca. Autorka buduje swoje postacie z wyczuciem, każda w jakiś sposób zapada czytelnikowi w pamięć, każda gra albo na znanych i lekko wyśmiewanych cechach bądź motywach z literatury.
“(...) Agnes przejrzała się badawczo w lustrze na tylnej ścianie. Wydawała się mała, zasuszona i jakby zagubiona. Stara kobieta, która zgubiła drogę, a nie detektyw polujący na mordercę. Zanim zdołała się zdecydować, czy rzeczywiście jest całkowicie przytłoczona, czy po prostu wyjątkowo dobrze zakamuflowana, winda zatrzymała się do wtóru wesołego dzwoneczka.”
Miejsce, które autorka wybrała dla akcji tego tomu jest chłodne, ale czarujące swoim surowym pięknem. To, jeśli chodzi o widoki, bo sam hotel opisywany jest z humorem. To przybytek luksusowy ze strefą spa i pięknym salonikiem, z łóżkami tak wygodnymi, że można się w nich z przyjemności rozpłynąć. Pyszne jedzenie (choć nie zawsze dostosowane do trzeciej szczęki Anges), obsługa milutka nieustannie pod ręką - czyż nie brzmi to jak doskonale wakacje dla staruszków, jak oderwanie od miasteczka, w którym ciągle mordują i problemów z bojlerem?
“Tradycyjne konflikty w wiosce zawsze rozwiązywano w cywilizowany sposób. Ludzie rozpowszechniali paskudne plotki, golili koty, wbijali miedziane gwoździe w jabłonki sąsiadów, a w razie konieczności pisali zjadliwe, anonimowe listy do miejscowej gazety, ale morderstwo z reguły było potępiane. Do tej pory.”
A jednak miejsce marzeń zamienia się w śmiertelną pułapkę. Zagadka kryminalna oparta jest o klasykę gatunku - miejsce odcięte od reszty świata, morderca na pewno jest wśród postaci. Intryga rozwija się powoli, choć już na samym początku zaskakuje ilością zbrodni. To jednak dzieje się pomiędzy próbą przyzwyczajenia się postaci do nowego miejsca, a dopiero kiedy już się rozgoszczą, mogą się na poważnie brać za śledztwo, no chyba, że znowu pojawi się jakiś inny problem... Te oczywiście opiera się na rozmowach i dedukcji, ale prowadzone jest sprawie - krótkie fragmenty przerywane w odpowiedniej chwili, niezłe twisty fabularne i nutka absurdu sprawiają, że całą historię śledzimy z przyjemnością, choć sama zagadka tak naprawdę do bardzo skomplikowanych nie należy. Jednak jej cała otoczka - próba prowadzenia śledztwa podczas wakacji w luksusowym hotelu, kiedy przyjaciele chcą z wygodnych usług trochę pokorzystać, sprawia, że lekturę przyjmuje się z czystą przyjemnością.
“Niektórzy ludzie po prostu nie mają empatii, sumienia (...). Ciężko powiedzieć, czy tacy przyszli na świat, czy z jakiegoś powodu tacy się stali. Ale większość z nich prowadzi zupełnie normalne życie. Może trochę zimne, pozbawione uczuć, jednak zgodne z zasadami. Ale jeśli ktoś z nich te zasady złamie, zrobi coś okropnego i zauważy, że nic to dla niego nie zmienia… Tak powstają potwory, jak sądzę. A najstraszniejsze chyba jest to, że wcale nie wiedzą, że są potworami.”
Ci, co znają emerytów z Sunset Hall już z tomu pierwszego (oczywiście nie jest to konieczne, by sięgnąć po ten), z pewnością zauważą, iż w tomie drugim autorka postawiła już mocniej na tę przyjemną część prowadzenia śledztwa, jest więcej humoru, nie ma aż tak wielu bolączek wynikających ze starszego wieku, co w tomie pierwszym. Nie ma więc tych słodko-gorzkich refleksji na temat bólu przemijalności, autorka nie skupia się tak mocno na dezorientacji, jaką czuje np. Marszałek, gdy zaczyna odzywać się w nim demencja czy Agnes, kiedy nie pamięta, gdzie jest, a w uszach słyszy tylko pisk. Oczywiście i w tym tomie autorka nie daje zapomnieć, że jej postacie to posunięci w wieku emeryci, jednak ich bolączki i ograniczenia są tutaj już nieco bardziej wyciszone, bardziej stonowane. Mnie niestety trochę tych gorzkich refleksji brakowało, one czyniły tom pierwszy głębokim, co oczywiście nie znaczy, że tom drugi jest zły - jest po prostu inny, lżejszy, stawia mocniej na rozrywkę.
“Agnes od zawsze miała dość swobodny stosunek do zmarłych - w końcu nie pozwalali sobie na żadne głupie uwagi, byli dyskretni i uprzejmi, chociaż nie zawsze higieniczni.”
“Agnes Sharp jedzie na urlop” to bardzo wakacyjna odsłona przygód staruszków z Sunset Hall, mimo iż akcja nie rozgrywa się latem. Zagadka oparta jest o klasykę gatunku, zresztą pojawiają się wzmianki z Agathy Christie, co dla miłośników jej twórczości będzie bardzo miłym akcentem. Barwne postacie nadają powieści humoru, a zderzenie starzenia się z czymś tak angażującym i dynamicznym jak śledztwo kryminalne wypada ciągle przyjemnie świeżo i cóż... po prostu uroczo. Dobre tło akcji, bardzo klimatyczne miejsce i trochę śmiechów z nowych trendów wprowadzają fajny, lekki, wakacyjny nastrój. Dobrze się z emerytami po raz drugi bawiłam i już czekam na nasze spotkanie numer trzy!
 
Moja ocena: 7,5/10
 

Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Relacja.

Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

czwartek, 26 czerwca 2025

"Sukcesja" Piotr Gajdziński

Autor: Piotr Gajdziński
Tytuł: Sukcesja
Cykl: dziennikarz Rafał Terlecki, tom 5
Data premiery: 11.06.2025
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 384
Gatunek: thriller polityczny
 
“Sukcesja” to piąta powieść Piotra Gajdzińskiego z cyklu z dziennikarzem Rafałem Terleckim śledzącym polityczne intrygi. Po lekturze dwóch chyba mogę już stwierdzić, że każdy tom bez najmniejszych problemów można traktować od serii niezależnie - u tego autora liczy się przede wszystkim historia i przekaz, jaki sobą niesie. Przekaz niewesoły, który bez skrupułów odsłania ciemne strony polityki lat współczesnych posiłkując się na historiach z przeszłości. Swoją wiedzę, którą teraz tak umiejętnie w powieści wplata, autor budował latami. Od zawsze zainteresowany był polityką, ale od tej dziennikarskiej strony - przez lata był dziennikarzem i publicystą znanych polskich magazynów, później był rzecznikiem jednak z polskich banków. W tym czasie pisał książki non-fiction, głównie biografie polityków z czasów PRL-u. Dopiero w 2023 roku narodził się Terlecki, który w “Sierocińcu Janczarów” po raz pierwszy pozwolił nam towarzyszyć w tworzeniu swojego reportażu. Ten tytuł to debiut autora w literaturze beletrystycznej. Dwa lata później Terlecki ma za sobą pięć śledztw, a o najnowszym opowiada “Sukcesja”.
 
Warszawa, druga połowa września 2023 rok. Rafał Terlecki jest w trakcie urlopu, kiedy odbiera telefon z redakcji - dzwoni pani Basia, sekretarka, która cieszy się dużym poważaniem w biurze, z informacją, iż przyszedł do Rafała list. Tradycyjny, papierowy, z Sycylii. Kobieta jest pewna, że to coś ważnego, więc pilnie przesyła go Terleckiemu kurierem. Okazuje się, że pani Basia w żadnym razie się nie myliła - nadawcą listu jest były funkcjonariusz służb specjalnych, który przyznaje, że brał udział w aferze FOZZ, grubym przekręcie, w wyniku którego polscy podatnicy zostali okradzeni, ale to tak naprawdę według niego tylko czubek góry lodowej, a on chciałby Rafałowi o tym więcej opowiedzieć. Bo umiera i czuje, że to czas najwyższy na spowiedź, a tym samym pokrzyżowanie planów współczesnym politykom, przede wszystkim premierowi Marcinowi Lassocie. Na potwierdzenie przesyła zdjęcia, w które Rafał wierzy i już bukuje bilet na Sycylię… Sprawa jest jednak delikatna, trzeba działać po cichu, bo kto wie, co się stanie, kiedy politycy dowiedzą się, że ktoś mąci w ich planach i interesach…
“(...) nie sposób zrozumieć wydarzeń dnia dzisiejszego, nie znając wydarzeń z poprzednich lat. Widzi pan, oni bardzo stanowczo odżegnują się od Peerelu, ale tak naprawdę tkwią w nim bardzo głęboko, nawet ci najmłodsi. I nie mają oporów, ani z niego czerpać.”
Książka rozpisana jest na 47 rozdziałów - każdy opatrzony jest datą i miejscem wydarzeń. Akcja toczy się dwutorowo: raz obserwujemy postępy śledztwa dziennikarskiego Rafała, w którym współpracuje z dwójką młodych dziennikarzy: Julią i Markiem, a raz premiera Marcina Lassotę od momentu, kiedy został premierem. Mamy więc dwa okresy czasowe: dziennikarskie śledztwo trwa od połowy września do końca października 2023 oraz historię prowadzoną od września 2021, choć tak naprawdę w niej dostajemy pełny życiorys Lassoty. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, styl powieści jest dość reporterski - autor nie bawi się w opisywanie uczuć swoich bohaterów, oni mają oddać historię i na tym się skupiamy. Tekst jest zatem nafaszerowany informacjami, datami, nazwiskami, powiązaniami, a co za tym idzie - jest wymagający, czytelnik musi być ciągle stuprocentowo na tekście skupionym, by niczego nie przegapić, by nie wypaść z rytmu obiegu informacji, bo jeśli tak się stanie, to i fabuła stanie się niezrozumiała. Język powieści jest zrozumiały dla zwyczajnego czytelnika, mimo całej tej politycznej otoczki autor nie zarzuca nas specjalistycznym słownictwem. Dialogi rzadko kiedy są krótką wymianą zdań, w większości służą do zdobywania informacji, a zatem wypowiedzi rozmówców bywają złożone.
„Zemsta to bardzo silny motywator. A kobieca zemsta to nie tyle sztorm, co tsunami.”
Akcja powieści złożona jest z różnych elementów - są dobre wątki sensacyjne, które często stanowią twisty fabularne, w których akcja toczy się bardzo szybko. Są jednak też wątki bardziej statyczne - tajne spotkania, narady czy wywiady, jakie Rafał i jego współpracownicy przeprowadzają, które toczą się w jednym miejscu, na siedząco, a tym, co buduje napięcie jest rozmowa. Autor dobrze operuje obydwoma elementami, przez co uwaga czytelnika utrzymuje się na stałym poziomie przez całą lekturę.
“Był lojalny wobec siebie, swoich planów i ambicji. Uważał to za najważniejsze. A ludzi, których los z nim zetknął, uważał tylko za szczeble, a czasem aż szczeblem, w drabinie, po której wspinał się wyżej i wyżej.”
A intryga zbudowana jest ze zlepków wiele elementów historii - zarówno tej, która wydarzyła się naprawdę, jak i tej fikcyjnej, uzupełniającej luki, spinającej wszystkie wątki w jedną całość. I tak poza współczesnymi politycznymi aferami sięgamy też wstecz. Sporo jest o czasach PRL-u, o przesiedleniach i działaniach SB, jak i tajnych agentów. Jest wątek nieco bardziej sensacyjny - tajemniczy skarb, który podobno naziści ukryli w pałacu w Radomierzycach przed samym zakończeniem wojny. Niektórzy mówią, że to skarb, jednak bardziej prawdopodobna wydaje się wersja, że są to tajne dokumenty. Dokumenty, których teraz ktoś szuka - kto i dlaczego? Jest morderstwo na Sycylii, są i polskie głośne morderstwa sprzed lat. Intryga jest wielowątkowa, angażuje wiele postaci, a każdy wydaje się mieć inne motywacje i niekoniecznie są one takie, jak oficjalnie przyznają…
“Dawno temu zdał sobie sprawę, jak ważną rolę w polityce odgrywają pieniądze, ale po trzech latach aktywnej w niej obecności wiedział, że jest to znacznie istotniejsze, niż kiedyś sądził. Jego doświadczenie wskazywało, że władza jest niezrównanym afrodyzjakiem, a jego oddziaływanie rośnie w połączeniu z dużymi pieniędzmi.”
Najciekawszą jednak postacią jest premier Marcin Lassota, to dzięki niemu mamy zrozumieć, jak funkcjonuje wielu współczesnych polityków. Bo jest to kreacja niezwykła i dość przerażająca - kiedyś sam stał się ofiarą, a to zapoczątkowało jego przemianę w człowieka bezwzględnego, dbającego tylko o swoje interesy, dążącego do władzy, coraz większej władzy i coraz większych pieniędzy. Przyglądamy się jego planom, jego współpracownikom i relacjom z nimi - wszystko tu jest takie zimne, wyrachowane. Bohater przedstawiony jest jednoznacznie, to on jest tym złym, a my obserwujemy go, by czegoś się nauczyć.
“Uświadomił sobie, że jego przywództwo jest oparte wyłącznie na pieniądzach i korzyściach, które im daje. Bolesne doświadczenie. Rozczarowujące.”
To tak naprawdę jedyna postać, która się wyróżnia, bo reszta jest po prostu nośnikiem historii. Są nim dziennikarze, są nimi ich rozmówcy. Czytelnik raczej się w ich życie, w ich emocje nie angażuje, czuje jedynie, że są to osoby, którym zależy na prawdzie, na tym, by przedstawić społeczeństwu jasny obraz tego, w jakim kraju żyjemy.
“Chciał tylko pokazać, jakimi metodami posługują się politycy, aby zdobyć większe wpływy. I ile czasu, sił oraz pieniędzy trawią na swoje wojenki.”
Bo właśnie te przesłanie książki wydaje się najważniejsze. Autor poprzez historię odsłania przed nami mechanizmy polityków, tego co tak naprawdę myślą, gdy głośno do kamer mówią, że dbają o dobro obywateli. Bo choć ustrój od czasów PRL-u się zmienił, funkcjonowanie państwa się zmieniło, to jeśli chodzi o politykę, nie możemy mówić o zmianie na lepsze - zamiast PRL-owskiej korupcji, teraz każdy walczy o władzę. Dla siebie, nie dla dobra innych. To obraz przerażający, ale warty uświadomienia.
“Politycy stają się coraz bardziej żarłoczni. Kiedyś kradli, dzisiaj starają się zawładnąć całym państwem.”
Autor jednak lekko osładza te gorzkie przesłanie małymi przyjemnościami - krajobrazem Sycylii i dobrym jedzeniem. Choć Rafał nie spędza tam wiele czasu, to charakter tej wysypy oddany jest w wielkim skrócie - od wyprawy po Palermo i po małe okoliczne wioski.
“To Sycylia! Tutaj albo jeździsz z fantazją, albo inni kierowcy traktują cię jak fajtłapę.”
“Sukcesja” to powieść złożona, skomplikowana, która wymaga od czytelnika uwagi. Nie jest to przytyk - autor po prostu oddaje esencję tego, co chce przekazać, nie stosuje półśrodków, nie stosuje rozpraszaczy, mamy się skupić na tym, co ważne. Bo obranie maskujących warstw polityków jest ważne, a to właśnie dostajemy w postaci Marcina Lassoty, dokładnie obserwując jego historię jak stał się tak podłym człowiekiem jakim jest teraz. Podłym, bezwzględnym, a jednak tym, który został premierem… Wokół niego budują się różne wątki, od statycznych po typowo sensacyjne, miesza się prawda historyczna z fikcją. Wszystko to jest przemyślane, jest odpowiednio wkomponowane, ma sens, który objawia się nam na koniec, a czytelnik przez większą część lektury próbuje dojść do tego, jak te wszystkie elementy spinają się w całość. Historia swoją wielowątkowością i dopracowaniem budzi podziw, muszę jednak podkreślić, że raczej polecam ją przede wszystkim tym, którzy wątków politycznych się nie boją, bo to na nich oparta jest cała konstrukcja powieści.
 
Moja ocena: 7/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Muza.

Dostępna jest w abonamencie za dopłatą 14,99zł 
(z punktami z Klubu Mola Książkowego 50% taniej) 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

środa, 25 czerwca 2025

"Rytuał" Wojciech Chmielarz

Autor: Wojciech Chmielarz
Tytuł: Rytuał
Cykl: komisarz Jakub Mortka, tom 7
Data premiery: 04.06.2025
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 512
Gatunek: powieść kryminalna
 
“Rytuał” to powieść jubileuszowa - dwudziesta książka w dorobku Wojciecha Chmielarza, jednego z polskich współczesnych topowych autorów gatunku kryminalnego. Autor swoją karierę rozpoczął w 2012 roku “Podpalaczem”, kryminałem, w którym rolę śledczego pełnił komisarz Jakub Mortka. I choć w przeciągu kolejnych kilkunastu lat autor stworzył wiele różnych postaci literackich, kilka innych cykli, to właśnie Mortka towarzyszy mu od samego początku i to śledząc tę postać i ten cykl wyraźnie widać jak rozwijała się kariera, a przede wszystkim warsztat pisarski autora. Nic więc dziwnego, że to Mortka wziął na swoje barki miano dwudziestej powieści - żaden inny bohater nie poradziłby sobie tak dobrze w tej roli jak on. Bo teraz ten cykl to już coś więcej niż kryminał - to doskonała analiza ludzkich bolączek i przeżyć, które dotykają każdego z nas. A Chmielarz po raz kolejny udowadnia, że dramaty zwyczajnych ludzi potrafi oddawać na kartach powieści jak nikt inny.
 
Podobno Góry Izerskie zamieszkuje Bestia… Panoszy się tam od dwudziestu lat, raz podkrada coś z okolicznych gospodarstw, a raz swój głód zaspokaja napadając na zbłąkanych turystów. A wszystko zaczęło się od niewyjaśnionego morderstwa sprzed dwudziestu lat, którego ofiarą padła młoda dziewczyna, a podróżujący z nią chłopak zapadł się pod ziemię… Mówi się, że to jego Szatan przemienił w Bestię, gdy ten złożył dziewczynę w ofierze. Jakub Mortka, nieświadomy legend, zgłębia się w las wraz ze swoją francuską przyjaciółką Justine. W poszukiwaniu ustronnego miejsca trafiają na kamienny mur, kolejną niewyjaśnioną zagadkę tych gór. Teraz jednak nie zaprzątają ich miejskie legendy, a coś bardziej przyziemnego - na szczycie górki, gdzie kończy się mur, znajdują trupa. To młody mężczyzna ubrany tylko w dresowe spodnie i … ewidentnie złożony w ofierze - są świece, ciało leży na jakimś narysowanym symbolu. Mortka od razu łapie za telefon, ale Justine go powstrzymuje - nikt przecież nie wie, że ona tu jest i nikt nie może się dowiedzieć. Prosi, by pozwolił jej przebukować bilet i odlecieć do Francji i nieświadomego męża, i dopiero wtedy zawiadomił policję. I tak też robią, tylko że, gdy Mortka wraca tam kolejnego dnia, to ciała już nie ma. I na pewno nie zabrała go policja. Więc kto? I jak się tego dowiedzieć?
 
Książka rozpisana jest na prolog i 79 krótkich rozdziałów pisanych z perspektywy kilku postaci w narracji trzecioosobowej czasu przeszłego. Narrator jest wszechwiedzący, oddaje to, co się dzieje, jak i refleksje postaci. Styl powieści jest na bardzo wysokim literackim poziomie, bo choć prowadzony jest w zwyczajnym, codziennym tonie, to język jest dopasowany tak, że wszystko się ze sobą doskonale zgrywa. Przez tekst się płynie, dialogi brzmią w stu procentach realistycznie, zresztą tak samo jak opisy reakcji ludzkich - pozornie wydaje się, że nie jest to nic innego, ale naprawdę jest sztuką uchwycić sposób wypowiedzi i gestów tak, by nie wypadło to sztucznie - i Chmielarz doskonale to potrafi. Język jest codzienny, pojawiają się czasem przekleństwa, ale w odpowiednich, pasujących momentach i tylko w wypowiedziach postaci. Narracja jest uważna, skupiona na ludziach, bo to oni stoją w centrum tej powieści.
“- (...) Bo właśnie takim typem jesteś. (...)
- Jakim niby typem jestem?
- Takim, który ciągnie wszystkich wokół na dno - powiedziała i ruszyła.
Mortka siedział oniemiały. Bo uświadomił sobie, że Szulej trafiła w sedno.”
Przede wszystkim Mortka. Jest z nami już tak długo, a jego przygody ostatnio ukazują się z takimi odstępami, że pewnie niewielu czytelników pamięta dokładnie, jak był na początku. Musiał być jednak dość typowym gliną, sam teraz przyznaje, że praca zawsze była dla niego najważniejsza i to przez nią stracił swoją rodzinę. Teraz jest starszy, jest mądrzejszy, jest zdystansowany do swojej profesji, ale cóż - nigdy nie przestał być śledczym, więc i teraz jego natura nie pozwala mu nie zaangażować się w śledztwo. Ale choć ciągle ma swoje wady, cięgle woli działać i potem przepraszać niż zareagować z opóźnieniem, to jego zachowanie w stosunku do innych jest zdecydowanie bardziej wyważone, bardziej odpowiedzialne. Jasne, i tu palnie nieraz głupotę, zamiast się zastanowić, ale jest tego świadomy i potrafi przeprosić. To naprawdę fajny facet!
“Zawsze to było dla niego najważniejsze - robienie tego, co trzeba, niezależnie od wszystkiego. Tylko dokąd to go zaprowadziło?”
W tym tomie jednak dołącza do niego ktoś jeszcze - aspirantka Maria Szulej, bohaterka świeża, którą czytelnicy mogli spotkać w niedawnym thrillerze pt. “Zbędni” (recenzja – klik!). Maria jest doskonałą przeciwwagą do impulsywnego Mortki, bo choć jest młoda, to potrafi działać rozważnie. Jako że sama zawód śledczej też ma we krwi, to i ona nie potrafi odpuścić, wyjaśnienie zagadek kryminalnych, przynoszenie sprawiedliwości ofiarom to jej absolutny priorytet. Może nie jest na swoim posterunku doceniana, może prywatnie jest smutna i samotna, ale śledczą jest doskonałą i ogromnie cieszy mnie to, że autor nie zostawił tej postaci tylko w jednej powieści, a pozwolił jej się u boku Mortki rozwinąć.
“Kiedyś ich samotność była ich twierdzą. Teraz stawała się pułapką.”
Kalejdoskop postaci w “Rytuale” jest bardzo bogaty, poza śledczymi dostajemy też wgląd w życie osób zamieszkujących okoliczną niewielką wioskę. Przyglądamy się trójce nastolatków, którzy nie mają co ze sobą na tej wsi robić, bogatemu małżeństwu, które boryka się z czymś na kształt postępującej demencji u starszego mężczyzny, którym opiekuje się sporo młodsza żona i jeszcze młodsza opiekunka. Jest i jego syn, teraz właściciel dziwnego przybytku, w którym Ukrainki oferują oczyszczające, łączące z ziemią rytuały, starszej pani, która żyje samotnie mając za towarzystwo kota, i podstarzałego satanistę, byłego więźnia, który choć za żadne skarby za kratki wrócić nie chce, to jednak para się sprawami nie do końca legalnymi… Na początku lektury może wydawać się, że przez ilość postaci, wątków, których jest bardzo dużo, trudno będzie się połapać, ale nie - autor każdego z bohaterów oddaje z takim wyczuciem i zrozumieniem, że każdy jeden dostaje osobne miejsce w naszej pamięci. Każda z tym postaci to na swój sposób jest tragiczna, walcząca z tym, co niesie mieszkanie w małej wiosce, co niosą własne niespełnione ambicje, błędy i własne demony. Każdy jest na swój sposób bardzo ludzki, niezależnie od tego, jak bardzo niemoralnie czy karygodnie się zachowuje.
“Komisarz poczuł, jak przez jego ciało przepływa fala palącego wstydu. A chwilę później pokusę, żeby powiedzieć jej coś równie okropnego i okrutnego. Byleby tylko zabolało ją tak samo mocno jak jego.”
I to właśnie na tych pojedynczych dramatach opiera się ta historia. Jednak, by intryga była pełna, autor zostawia też przestrzeń na dobre zarysowanie samego miejsca akcji. A są nim Góry Izerskie, miejsce z bogatą, ale niejasną do końca historią. Z tajemniczym murem, obrośnięte legendami. Z pozostałościami po nazistach, z granicą czeską tuż obok. Z głębokimi lasami, starymi kopalniami, jaskiniami. Miejsce, w którym mieszka sam Szatan…. a na pewno emanujące jakąś dziwną energią. I choć klimat miejsca pozostaje tłem dla ludzkich dramatów, to jednak z nimi współgra, tworząc powieść ciekawą, tajemniczą i pełną.
“W tej okolicy łatwo uwierzyć w Boga, a jeszcze łatwiej w Szatana.”
A intryga? Bo przecież zaczynamy od morderstwa, a szkieletem powieści jest śledztwo kryminalne. Toczy się tempem niespiesznym, a przez to można docenić każdy jej element. Są momenty zaskakujące, są takie, w których akcja nabiera tempa. Są momenty wyciszenia, kiedy skupiamy się na wątkach prywatnych. Ciekawość czytelnika jest nieustannie pobudzana, a ilość wątków zaskakuje, bo układanka, która z nich powstaje, robi wrażenie dokładnością każdego jej szczegółu, każdego jednego dopracowanego puzzla. A kiedy powstaje przed nami pełny, jeden obrazek, wszystko jest na swoim, choć zaskakujący miejscu. Jestem pod wrażeniem złożoności i dopracowania intrygi.
“W którym momencie to się zaczęło? Kiedy zaczął tracić kontrolę nad własnym życiem?”
Oczywiście już od pewnego czasu w książkach Chmielarza ważną rolę odgrywa też miejsce na refleksję. I tego tutaj nie zabrakło. Są refleksje samego Mortki nad jego własnym życiem, przez Marię przebija samotność. Jest rozpacz żony, która tęskni za mężem rozpadającym się na jej własnych oczach, jest ból człowieka, który zaczyna tracić poczucie, kim jest. Jest rezygnacja dziewczyny, która ma życie przed sobą, a uwiązana jest w przeszłości, są rozpadające się małżeństwa. Wiele wątków, każdy porusza czułe, warte rozpatrzenia szerzej struny.
“(...) przez lata było mi po prostu wstyd. A potem było mi wstyd, że było mi wstyd. Bo wstyd to takie egoistyczne uczucie. Jakbym uważał, że w tej sprawie chodziło przede wszystkim o mnie.”
Podczas lektury “Rytuału” może nie jest to aż tak odczuwalne, czytelnik raczej skupia się na lekturze, na pojedynczych historiach, których w tej jednej powieści jest przecież wiele. Ale po zakończeniu warto się nad nią zastanowić, spojrzeć wstecz i doceniać każdy jeden element jej budowy. Bo choć jest to ciągle historia kryminalna, to nie jest to zwyczajny kryminał - to opowieść o ludziach, o tym, kim jesteśmy, kim możemy, albo kim nie chcielibyśmy się stać. Jestem pod wrażeniem tego, jak autor potrafi przeniknąć przez swoje postaci, oddać emocje każdego tak dokładnie, że czułam się, jakbym była w skórze ich wszystkich. To niesamowite doświadczenie, ale niech nie przesłoni też pozostałych elementów fabuły - zagadki kryminalnej, w której warto docenić, jak świetnie wpisane jest miejsce i związane z nim legendy. Sam styl też warty jest wspomnienia - zdania są pięknie kreślone, choć przecież tak codzienne, dialogi jakby zwyczajnie podsłuchane z rozmów ludzi prawdziwych. Powieść dopracowana w każdym calu, dobrze obrazującą to, jak wiele teraz Wojciech Chmielarz ma nam do zaoferowania.
 
Moja ocena: 8,5/10
 
PS. Choć “Rytuał” to siódmy tom serii z komisarzem Mortką, to można traktować go jak powieść niezależną, więc i ci czytelnicy, którzy serii nie znają, bez problemów mogą sięgnąć po ten tytuł.
 

Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Marginesy.


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

wtorek, 24 czerwca 2025

"Niewolnica wolności" Ildefonso Falcones

Autor: Ildefonso Falcones
Tytuł: Niewolnica wolności
Tłumaczenie: Joanna Ostrowska
Data premiery: 04.06.2025
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 640
Gatunek: powieść historyczna
 
Ildefonso Falcones to aktualnie jeden z najbardziej poważanych autorów powieści historycznych. Z zawodu jest adwokatem, jednak już od prawie dwudziestu lat zajmuje się pisaniem - debiutował w 2006 roku głośną powieścią “Katedra w Barcelonie”. Mimo iż była to książka wtedy autora nieznanego nazwiska, to rozeszła się szerokim rozgłosem po świecie - ukazała się w 40 krajach, utrzymywała się ponad rok na liście bestsellerów, zdobyła ogromną liczbę nagród… nic dziwnego, autor pracował nad nią 6 lat i zgłębił nią ogromne obszary historyczne średniowiecznej Hiszpanii, a dokładnie Katalonii. Kolejne książki już nie zajmowały mu aż tyle lat, ale każda kolejna faktycznie pojawia się i tak z kilkuletnią przerwą, którą autor poświęca na research. Jego szósta powieść pt. “Niewolnica wolności”, która na rynku jego rodzimym, czyli w Hiszpanii ukazała się w 2022 roku, jednak nie skupia się tylko i wyłącznie na tym jednym kraju, jak było do tej pory, wplata w nią też historię Kuby, wyspy, która jeszcze tak niedawno była kolonią hiszpańską.
 
Rok 1856, ostatni zryw handlu niewolnikami, ten najgorszy, bo najliczniejszy. 11-letnia Kaweka wraz ze swoją młodszą siostrą znajduje się na statku, który uprowadza je na Kubę, do kolonii Hiszpanii, by tam zostały sprzedane do pracy na plantacjach trzciny cukrowej. Jej siostra ginie już w czasie podróży, a Kaweka trafia na wielką plantację markiza Santadoma, jednego z najbogatszych osadników na wyspie - niestety jego bogactwo nie wynika z dobra i mądrości, a z brutalności, wyzysku i po prostu wielu, wielu żyć czarnoskórych, których używa jako narzędzi do pracy - jeden padnie, zostanie zastąpiony drugim. Kaweka to widzi i narasta w niej złość. Złość, którą wspierają jej bogowie.
161 lat później, w Madrycie Regla Blasco zwana Litą rozpoczyna pracę w banku, którą dostała dzięki znajomościom z rodziną Santadoma. Jej matka, a wcześniej jej babka były służącymi tej rodziny, ona sama też wychowała się pod ich opieką – zapewnili jej pierwszą szkołę, pomogli uzyskać stypendium. A jednak Lita niespecjalnie czuje wdzięczność - od dziecka na każdym kroku spotyka się nieustannie z piętnowaniem ze względu na kolor jej skóry i to, czym jej matka się zajmuje. Współczesna Hiszpania wcale nie wydaje się być tak wolna od rasizmu, jak mogłoby się wydawać, a choć Lita nauczona jest, by pokornie to znosić, w końcu jedno zdarzenie przelewa jej czarę goryczy. A kiedy przypadkowo odkrywa coś, co faktycznie wiąże jej życie zarówno z niewolnikami Santadomów, jak i tą rodziną, decyduje się podjąć walkę - w imię swojej matki, w końcu także w imię wszystkich tych, którzy cierpią do teraz w konsekwencji niewolnictwa. Czy jednak jedna, nic nieznacząca kobieta, jest w stanie coś zdziałać, kiedy naprzeciw stoi taki gigant jak Santadom?
 
Książka rozpisana jest na 32 rozdziały, których akcja toczy się naprzemiennie - raz na XIX -wiecznej Kubie, raz we współczesnym Madrycie. Im bliżej końca, tym rozdziały stają się krótsze. Oczywiście jeden rozdział podzielony jest na mniejsze, kilkustronicowe fragmenty, niemniej jednak same rozdziały są faktycznie długie. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego głównie z perspektywy obydwu kobiet, choć nie tylko - w czasie XIX-wiecznym czasami pojawia się perspektywa innych uwikłanych w historię postaci. Jednak bezsprzecznie, to opowieść Kaweki i Lity jest przewodnia. Styl powieści jest spokojny, uważny, autor raczej nie rozróżnia językowo dwóch czasów, co tłumaczy w posłowiu przyznając, że nie chciał umniejszać językowo XIX-wiecznym niewolnikom, dlatego też nie zmieniał sposobu ich wypowiedzi próbując naśladować ich dialekt będący wynikiem połączenia mowy hiszpańskiej z językami afrykańskimi. Mimo że brak rozróżnienia z początku może zaskakiwać, to po takim wytłumaczeniu wydaje się być dobrą decyzją. Sam język jest bogatszy o nazwy religijne czarnoskórych Kubańczyków, jak i zwroty podkreślające arystokratyczność hiszpańskich rodów. Opisy są dokładne, autor dba, by oddać odpowiednie faktury, kolory. Książkę czyta się niespiesznie, ale płynnie, bez potknięć.
 
A historia, jaką tym językiem oddaje, jest tak bogata, ale też tak bolesna, że sama nie wiem od czego zacząć. Zatem od początku - pierwsze sceny naznaczone są ogromną brutalnością, autor od razu rzuca nas w świat grozy pracy niewolniczej. Razem z Kaweką od razu czujemy ból, wycieńczenie, widzimy do czego zmuszani byli ludzie, których ktoś uznał za swoją własność. Nieludzka praca na plantacji, ciągła przemoc, niewielkie porcje jedzenia, jak i to, co na narażone są przede wszystkim kobiety - gwałty. Autor w żadnym razie nas nie oszczędza, opisuje każdą z tych scen bardzo dokładnie. Ta proza boli, przyprawia o mdłości. Aż w głowie się nie mieści, że jeden człowiek drugiemu jest w stanie coś takiego uczynić.
Gdy mija pierwszy szok, autor zaczyna nam rysować ten świat szerzej. Obserwujemy, co robili niewolnicy po zbiorach - i to też nie jest piękne, bo i tam można znaleźć i przemoc, i brutalny seks. Ale oczywiście to tylko jeden odcień życia niewolników. Kaweka odkrywa w sobie dar, został wybrana przez bogów, którzy chcą przez nią przemawiać. Uczy się jak pomagać, jak leczyć, ma mądrą mentorkę, a jej hardość, która zawsze była na wysokim poziomie, tylko zrasta. Czytelnik obserwuje, jak z dziewczynki rodzi się kobieta ze swoimi pragnieniami, nawet i marzeniami… Aż w końcu przyjdzie jej wybierać - czy wybrać własne szczęście czy walczyć o szczęście wszystkich czarnoskórych niewolników?
“Pieszczoty były dozwolone jako mniej wiążące niż słowne deklaracje, bo płynęły ze zmysłów, z instynktu, podczas gdy słowa rodziły się w mózgu przy udziale woli i rozumu.”
Autor zabiera nas w podróż po Kubie, w przegląd tego niewielkiego kawałka jej historii, dosłownie połowy wieku XIX. Poznajemy życie na plantacjach, jak i życie czarnoskórych niewolników, którzy od swoich “panów” uciekli. Sporo miejsca autor poświęca na opis tego, jak wyglądała tam wojna dziesięcioletnia, w której walczono o wyzwolenie Kuby spod władz Hiszpanii, jak i wyzwolenie wszystkich niewolników. Te drugie najmocniej nas interesuje - to czas, kiedy już część państw zabroniła handlu niewolnikami, tak naprawdę ostatnie dekady, kiedy i w Hiszpanii było to legalnie, walki więc bywają zacięte. Doświadczamy też po prostu miejsc, tego, jak wtedy żyło się czarnoskórym w różnych zakątkach Kuby - na plantacjach, ale i też w wielkiej kolorowej Hawanie. Przyglądamy się, jak się wtedy poruszano, co się jadło, w co wierzono, a ich wierzenia są dużo inne niż nasze.
“Jakieś nieznane bóstwo wzięło ją za rękę i wprowadziło pomiędzy te istoty, które biali uznali za niższe, i dlatego zamienili ich życie w coś banalnego, drugorzędnego, uzupełniającego.”
Oczywiście ciągle pomiędzy historią XIX-wiecznej Kuby, przewija się i historia całkowicie współczesna. Jej bohaterką jest młoda Lita, która ma w sobie tego niepokornego, hardego i podżegającego ją do walki o swoje ducha, co Kaweka. Poznajemy ją jednak w momencie, gdy tak naprawdę nie zna swojej historii, razem z nią zaczynamy ją odkrywać obserwując jej przemianę.
W kontraście do tej bohaterki stoi jej matka, o której dobro Lita walczy. Wydaje się kobietą uległą, cichą, tak naprawdę zadowoloną z tego co ma - ale czy jest to faktycznie jej decyzja czy po prostu lata przyzwyczajeń? Skąd wynika jej uległość? Autor świetnie oddaje te starsze pokolenie, które w postaci matki Lity jakoś nie jest skłonne walczyć o swoje, uważa, że skromne życie jakie prowadzi jest wystarczające. Czy to jednak nie są następstwa tego, co przeżywały wcześniejsze pokolenia? W porównaniu do nich na pewno żyje jej się lepiej, ale czy to znaczy, że faktycznie na poziomie, na jaki zasługuje? Różnica pokolenia pomiędzy Litą a jej matką jest znacząca, ale i te różnice widać też z perspektywy Kaweki.
“Najważniejsze, że w jej dzieciach zakiełkowało ziarno wolności. Już nic ich nie powstrzyma. Dbajmy o nie, bo do zguby białych doprowadzą właśnie młodzi ludzie, którzy nie darzą się stłamsić tak łatwo jak ich rodzice.”
Historia Lity i jej matki przywodzi z początku na myśl cykl “Siedem Sióstr” - tu też opowieść opiera się na poznawaniu przeszłości. Szybko jednak przybiera inne kształty - obrazuje, coś o czym chyba większość z nas woli nie myśleć: że jednak historia wcześniejszych pokoleń ma znaczenie. Ma znaczenie to, skąd się wzięły fortuny teraz bogatych, rządzących światem rodzin, ma znaczenie to, czym te pieniądze zostały okupione. Bo choć mówi się, że pieniądze nie mają znaczenia, to jednak one rządzą światem, to one budują naszą rzeczywistość w postaci takich dóbr czy innych. Współczesne bohaterki stają przed wieloma trudnymi moralnie wyborami, a autor ich dylematy oddaje bardzo ludzko, równocześnie zmuszając nas do własnych przemyśleń.
 
Przede wszystkim jednak jest to opowieść o wolności. O tym, że każdy człowiek na ziemi ma do niej prawo. Bez względu na to, jakie różnice nas dzielą, nikt nie ma prawa określać, kto jest lepszy, a kto gorszy, kto ma większe prawa do czegoś, a kto mniejsze - wszyscy jesteśmy równi, wszyscy mamy (albo powinniśmy mieć) równe szanse. Na właśnie, bo współczesny Madryt obrazuje, że wcale takiej równości jeszcze nie ma, a rasizm czy inne formy dyskryminacji ciągle mają się bardzo dobrze.
“Poczuła złość bóstwa, które nie zdołało uchronić swoich wiernych, które musiało patrzeć, jak ludzie mający takie samo prawo do życia jak wszystko są zamieniani w zwierzęta.”
Poprzez swoje bohaterki autor oddaje hołd roli kobiet w historii, ale także pokazuje coś jeszcze - wystarczy jeden człowiek, by coś zmienić. Jedna osoba, która się nie złamie, która będzie walczyć o swoje ideały, która coś w innych zakorzeni, może zapoczątkować rewolucję na skalę światową. Ważne tylko, by tej siły używać dobrze, bo choć w wypadku „Niewolnicy wolności” właśnie takie przykłady dostajemy, to z historii wiemy też jak łatwo jeden zły człowiek może zdominować całe kraje.
 
Świat, jak Ildefonso Falcones oddaje nam w “Niewolnicy wolności” jest bogaty, jest żywy, jest jak najbardziej prawdziwy. Bo choć jego bohaterki są fikcyjne, ich prywatne historie również, to już wszystko, co je otacza, to historia prawdziwa. I XIX-wieczna Kuba i XXI-wieczny Madryt rysowane są z rozmachem może nie aż tyle wizualnym, co życiowym i ideologicznym. Jego bohaterki są pełnokrwiste, są pełne życia, pełne pragnień, których nie boją się spełniać, choć nieraz na swojej drodze spotykają cierpienia. Doświadczają miłości, przyjaźni, zdrady, bólu fizycznego i psychicznego. Autor nie oszczędza ich i nie oszczędza swoich czytelników, ale dzięki temu daje nam pełny obraz tego, co było, skupiając się na niewolnictwie i rasizmie, który jest jego konsekwencją. Po raz kolejny autor stworzył powieść pełną, powieść prawdziwą, niespieszną, ale pozwalającą naprawdę poczuć życie, jaki opisuje. A przy okazji pyta, pyta, pyta. O to co ważne, o to co sprawiedliwe. O wolność.
 
Moja ocena: 8/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Albatros.

Dostępna jest w abonamencie za dopłatą 14,99zł 
(z punktami z Klubu Mola Książkowego 50% taniej) 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!