czerwca 14, 2025

"Morze nieszczęść" Donna Leon

"Morze nieszczęść" Donna Leon
Autorka: Donna Leon
Tytuł: Morze nieszczęść
Cykl: komisarz Brunetti, tom 10
Tłumaczenie: Anna Brzezińska
Data premiery: 11.06.2025
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Liczba stron: 264
Gatunek: powieść kryminalna
 
O weneckich kryminałach Donny Leon po raz pierwszy doszły mnie słuchy dobrych kilka lat temu, seria jednak już wtedy była rozbudowana, więc zostawiłam ich lekturę na bardziej sprzyjający czas. I teraz w końcu nadszedł - wraz z Oficyną Literacką Noir sur Blanc z okazji czerwcowej premiery aż trzech jej książek, zorganizowaliśmy maraton czytelniczy #brunettinatalerzu (szczegóły IG – klik!, FB – klik!). I choć trochę w nim po serii skaczemy, to w niczym to nie przeszkadza - teraz, już po lekturze pierwszego tytułu, który w kolejności chronologicznej serii jest tomem dziesiątym, mogę zaświadczyć, że w czasie lektury w ogóle nie czułam, że jest to kryminał należący do większego cyklu.
A dlaczego od tak dawna chciałam serię poznać? Bo komisarz Brunetti już za życia jego twórczyni, stał się ikoniczną postacią literacką! Donna Leon zaczęła ją tworzyć w pierwszej połowie lat 90-tych XX wieku i kontynuuje ją do tej pory - od 11 czerwca seria na naszym rynku liczy 31 tomów, na rynku anglojęzycznym jeszcze o dwa więcej. Co ciekawe, sama Donna Leon to Amerykanka, która w latach 80-tych zamieszkała w Wenecji i wykładała tam literaturę, co porzuciła przed końcem wieku, by już w pełni oddać się pisaniu. Pierwszy tom tej serii ukazał się w 1992 roku (u nas w 1998) i była to “Śmierć w La Fenice”. Sześć lat później autorka zdecydowała się, by porzucić karierę akademicką i w całości poświęciła się pisaniu. Teraz mieszka w Szwajcarii, choć Wenecja to jej stały punkt podróży.
 
Początek drugiego tysiąclecia, pierwsze dni czerwca. Mieszkańców weneckiej Pellestriny budzi w środku nocy wybuch - to zbiorniki paliwa jednej z łodzi stojących w porcie, która zajęła się ogniem. Całe miasteczko od razu staje na nogi, trzeba szybko ugasić pożar, by nie przeniósł się na stojące tuż obok kutry. Ten, który płonie, należy do Bottinów, którzy co świt wypływali nim na połów małż. Niestety to już należy do przeszłości - nie tylko dlatego, że łódź spłonęła, ale dlatego, że ciała Giulia i jego syna spoczęły wraz z nią na dnie. A jednak nikt nie powiadamia o wypadku policji aż do rana - dopiero o godzinie ósmej jeden z właścicieli położonych obok spalonej łodzi kutrów dzwoni do ubezpieczyciela, a ten zszokowany tą informacją powiadamia policję. Na miejscu zjawia się współpracownik Brunettiego, sierżant Lorenzo Vianello, który zgłasza zapotrzebowanie na płetwonurków. W końcu ciała zostają wyciągnięte i wszystko staje się jasne - obydwu mężczyzn ktoś brutalnie zamordował. Mieszkańcy Pellestriny jednak milczą. Dlaczego?
 
Książka rozpisana jest na 27 rozdziałów, które dzielone są na krótsze fragmenty. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, narrator poza pierwszymi rozdziałami poświęconymi mieszkańcom Pellestriny, skupia się na postaciach związanych z policją: Brunettim, Vianellim oraz sekretarce Patta (szefa) Elettrze. Narrator nie tylko podąża i obserwuje poczynania postaci, ale ma również wgląd w ich myśli i emocje. Styl powieści jest uważny, język elokwentny - czuć, że jest pisany przez osobę z ogromną literacką wiedzą, z zasobem pięknego słownictwa, ale nie daje to wrażenia sztuczności - po prostu zdania są ładnie złożone, a słownictwo bogate. Mam jednak małą uwagę - nie wszystkie włoskie sformułowania są tłumaczone np. nazwy dań (bo jedzenia tu sporo) czy powiedzonka, czego trochę mi brakowało, bo lubię wiedzieć o czym postacie rozmawiają, co jedzą. Choć ich brak jest raczej decyzją samej autorki, która przecież swoje książki pisze po angielsku, zatem i dla niej wtrącenia włoskie są obce. Bez względu na te detale, książkę od samego początku czyta się bardzo płynnie i spokojnie - rytm historii jest przyjemnie włoski.
“- Niech Bóg się zmiłuje nad jej duszą.
Komisarz odczekał, dając Panu Bogu trochę czasu na rozpatrzenie tej prośby, po czym spytał (...).”
Przez większą część lektury autorka utrzymuje spokojny, dość leniwy klimat - nasi policjanci nie biegają za sprawą od rana do wieczora, mają czas, by zachodzić do knajpek na bogaty lunch czy na rozprostowanie nóg przy kieliszku białego wina bądź kawie, wracają też do swoim domów o normalnych porach. To dla polskiego czytelnika coś niespotykanego, te uczucie luzu, niespieszności, czasu, by dobrze zjeść i uważnie przyjrzeć się postaciom…
“- Nigdy nie znamy ich dobrze, prawda? - odpowiedziała w końcu.
- Kogo?
- Prawdziwych ludzi.
- Prawdziwych ludzi?
- W odróżnieniu od postaci z książek - wyjaśniła. - W istocie tylko fikcyjnych bohaterów możemy dobrze poznać, czyli poznać naprawdę. (...) Może dlatego, że jedynie na ich temat otrzymujemy wiarygodne informacje.”
Bo gdzie lepiej obserwować ludzi jak nie przy jedzeniu? To we włoskich knajpach toczy się życie, to tam można spotkać najwięcej mieszkańców i może czegoś się dowiedzieć. Albo przynajmniej próbować, co starają się robić Brunetti i Vianello. Bo Pellestrina to miejscowość inna niż centralna Wenecja - tu życie ułożone jest pod rybołówstwo i połowy małż, rozpoczyna się przed świtem, kończy wraz z zachodem słońca, a choć rybacy często się ze sobą ścierają, to jednak wszyscy trzymają się razem, kiedy przychodzi do nich ktoś z zewnątrz. Autorka świetnie oddała tę atmosferę, wprowadza nas w życie tego miasteczka bardzo skrupulatnie, odsłania przed nami wszystkie aspekty życia w takim miejscu - zaznajamia z pracą rybaków, z zależnościami, jakie narosły przez lata wśród mieszkańców.
“Ale tu zawsze tak było. Z jednej strony trudno z nich cokolwiek wyciągnąć, jak gdyby kierowali się poczuciem lojalności lub wspólnej więzi, ponieważ wszyscy są rybakami, a z drugiej ma się wrażenie, że byliby gotowi usunąć z drogi każdego, kto próbowałby łowić tam, gdzie oni chcą lub uważają, że mają do tego prawo.”
My jednak dowiadujemy się o tym wszystkim jako osoby z zewnątrz, tak jak Brunetti i jego współpracownicy. Sama kreacja komisarza Brunettiego budzi sympatię, jego priorytety są bardzo proste - nie jest żądny władzy, dla niego po prostu praca w policji i jego własna rodzina to wszystko, czego potrzebuje. A nawet nie, bo ta praca choć jest i się do niej przykłada, to równocześnie przez myśl przemykają mu przebłyski o wcześniejszej emeryturze. To porządny człowiek, który woli korzystać ze swojej inteligencji niż z pięści.
Poza nim w tym tomie ważną rolę odgrywa sekretarka Elettra, która korzystając z tego, że właśnie na Pellestrinie ma rodzinę, postanawia wspomóc komisarza w śledztwie. To kobieta zaradna i wolna, która po wielu godzinach spędzonych w biurze, w końcu ma czas wybrać się na plażę. Ona też jest sprytna i bystra, ale czy na tyle, by utrzymać przez pellestrinczykami swój faktyczny powód pobytu w ich miasteczku?
“-Ach, ci pellestrińczycy, co? - powiedziała z intonacją, dzięki której pytanie przekształciło się w zdanie twierdzące.
-Właśnie. Sprawiają same kłopoty, prawda?”
Autorka uważnie przygląda się miejscu akcji pod wieloma kątami - ludzkim, prawnym, wizualnym, ekologicznym. Dzięki temu możemy zwiedzić Lagunę Wenecką, która jest miejscem fascynującym - bardzo klimatycznym, bardzo morskim, składającym się z małych wysepek, mierzei i półwyspów, gdzie ludzie poruszają się łódkami i rozpoznają wysepki - na tej jest rezerwat, na innej rosną dzikie jagody. To miejsce, które utrzymuje się z połowów, a tym samym możemy przyjrzeć się kondycji produktów - sporo miejsca poświęcone jest to na skażenie owoców morza, szczególnie małży, które wchłaniają wszystkie zanieczyszczenia z wody oraz na niszczenie ich lęgów, przez co ich populacja się zmniejsza i ostatecznie może grozić wyginięciem. Poza tym nie brakuje w takim miejscu korupcji i przekrętów, co również znajduje odzwierciedlenie w powieści.
“-Tankowiec - odparł Bonsuan z taką zawziętością, że równie dobrze mógłby powiedzieć “gwałciciel” albo “podpalacz”.”
Ale nie napisałam jeszcze o najważniejszym - intrydze kryminalnej! Bo choć to ona wszystko spaja w całość, to z początku nie wydaje się być najważniejsza - przyglądamy się przecież po prostu życiu mieszkańców Pellestriny. Ale zagadka nie znika i pod koniec się uaktywnia - akcja przyspiesza i tak absorbuje, tak podbija tempo, że trudno się od tego oderwać. Zagadka zatem nie jest może wyjątkowo mocno rozbudowana, ale jest satysfakcjonująca - ten klimat zmowy milczenia mieszkańców, tajemnice jakie kryją przed policją, a które poprzez spryt Brunettiego w końcu muszą wyjść na jaw… Choć dynamiczny finał mnie zaskoczył, to wcale nie czuję, by do historii nie pasował - zmiana tempa wyszła bardzo naturalnie.
- Powiedziałby pan, że jest człowiekiem skłonnym do przemocy? (...)
- To znaczy czy, moim zdaniem, byłby zdolny dopuścić się tych morderstw?
- Właśnie.
- Nie wiem. Myślę, że wielu ludzi jest zdolnych do takich rzeczy, choć nie zdają sobie z tego sprawy, dopóki nie znajdą się w sprzyjającej sytuacji. Czy raczej niesprzyjającej.”
“Morze nieszczęść” to doskonały wybór na sobotnie popołudnie - część historii toczy się tempem leniwym, daje nam dokładnie poczuć co to znaczy włoskie życie, zaraża tą ich niespiesznością, niefrasobliwością, brakiem stresu z powodów nieznacznych, czego my Polacy ciągle nie potrafimy robić. A kiedy w końcu historia nabiera tempa, to narracja prowadzona jest tak, że nie ma nawet kiedy zaczerpnąć tchu, bo napięcie wzrasta tak mocno. Świetnie wykreowany świat, bardzo szerokie przedstawienie życia mieszkańców tak małej miejscowości, tak różnej od tego, co znamy. Książka dostarczyła mi wielu emocji - z początku przyniosła świetne wyciszenie, by ostatecznie zaangażować w pełni. Bardzo się cieszę, że w końcu mogłam zapoznać się z piórem autorki i cieszę się, że już w najbliższych dniach sprawdzę jak seria się zmieniła sięgając po jej tom najnowszy.
 
Moja ocena: 8/10
 

Recenzja powstała w ramach #brunettinatalerzu we współpracy z Oficyną Literacką Noir sur Blanc.




Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

czerwca 13, 2025

"Wypadek? Nie sądzę" Katarzyna Gacek

"Wypadek? Nie sądzę" Katarzyna Gacek
Autorka: Katarzyna Gacek
Tytuł: Wypadek? Nie sądzę
Cykl: Pensjonat Jaśminowy Dwór, tom 1
Data premiery: 04.06.2025
Wydawnictwo: Agora
Liczba stron: 408
Gatunek: kryminał cosy crime
 
“Wypadek? Nie sądzę” to książka Katarzyny Gacek, która rozpoczyna jej przygodę w Wydawnictwie Agora. To równocześnie pierwszy tom cyklu Pensjonat Jaśminowy Dwór, kryminałów cosy crime, których akcja toczy się w Nałęczowie i opowiada o przygodach rodziny byłej policjantki Gabrysi.
Oczywiście nie jest to pierwsza książka autorki, Katarzyna Gacek debiutowała już w roku 2008 - wtedy w duecie ze swoją przyjaciółką Agnieszką Szczepańską napisały „Zabójczy spadek uczuć”, pierwszą z pięciu wspólnych książek. W 2017 autorka pokusiła o jeszcze jeden duet, tylko razem z Markiem Kamińskim przy książce skierowanej do młodszego czytelnika, po czym zaczęła karierę solo - w 2018 ukazała się jej pierwsza książka podpisana tylko jej nazwiskiem “W jak morderstwo”, która już trzy lata później doczekała się ekranizacji z gwiazdorską obsadą. Teraz na koncie autorka ma dwa solowe cykle (trylogie) dla dorosłego czytelnika oraz kilka książek dla dzieci, a “Wypadek? Nie sądzę” rozpoczyna jej kolejną, nową literacką serię.
 
Nałęczów, niewielka miejscowość pod Lublinem. To właśnie tam kilka miesięcy temu rodzina Stolarskich kupiła pensjonat Jaśminowy Dwór. Jego prowadzeniem zajął się Wiktor, dorosły syn Stolarskich, jednak według rodziców nie radzi sobie za dobrze - dlatego ściągnęli w te miejsce Gabrysię, która ma funkcjonowanie pensjonatu szybko zreperować. Czy jednak na pewno taki był cel jej rodziców? Bo Gabi niedawno przeżyła wielką tragedię, z której nie za bardzo potrafi wyjść. Rzuciła pracę, a ukojenie znajduje w alkoholu - oczywiście bez przesady, na tyle, by móc normalnie zasnąć… Pomocy rodzicom co prawda odmówić nie potrafi, ale twardo określa czas - przyjeżdża na miesiąc i ani jednego dnia dłużej! A jednak już drugiego dnia jej pobytu wydarza się coś, co może nieco ją rozproszyć… W okolicznym hotelu gościni skacze z balkonu - lokalna policja nie ma wątpliwości, że było to samobójstwo, ale Gabi przypadkiem znajduje się na miejscu, gdzie spotyka swojego chrześniaka. Po rozmowie z nim zaczyna badać sprawę, bo uświadamia sobie, że zmarłą jest aktorka, która dzwoniła do niej jakiś czas temu, z prośbą o pomoc w uporaniu się z prześladowaniem, hejtem w sieci. Gabi odmówiła, ale coś jeśli właśnie przez to przyczyniła się do jej śmierci? Tego by już nie zniosła, musi się upewnić.
"(...) śmierć czyni człowieka bezbronnym (...)."
Książka rozpisana jest na 61 krótkich rozdziałów prowadzonych w narracji trzecioosobowej czasu przeszłego. Narrator przede wszystkim historię opisuje z perspektywy Gabrysi, jednak nie tylko - pojawia się np. również kilka fragmentów z perspektywy jakiegoś chłopca czy mężczyzny, który przeżył pewną stratę. Nie jest jednak jasne, jak te rozdziały wiążą się z historią Gabrysi. Styl powieści jest lekki, autorce nie zależy na makabrycznych opisach, a raczej na opisie relacji międzyludzkich w lekkim tonie, podszytych nutką humoru. W fabułę wplecione są scenki humorystyczne, są i postacie, które mają nadać książce humoru, jednak nie są one na tyle dominujące, byśmy mogli mówić o komedii - są równoważone przez trudne psychicznie tematy, przez co książkę można łatwo określić po prostu jako cosy crime. Język powieści jest codzienny, nie jest całkowicie pozbawiony przekleństw, jednak jest ich niewiele i są użyte tak, że doskonale wpisują się w sytuację.
" Miała wrażenie, że miasto wylewało się ze swoich granic, zajmując coraz więcej miejsca."
Ale to przede wszystkim postacie są tutaj ważne. Gabi, kobieta w okolicy 40-tki, która po dwudziestu latach życia w Lublinie wraca do rodzinnej miejscowości. Powrót nie jest łatwy, ale łatwiejszy niż pozostanie w Lubinie - tam jej życie już praktycznie nie istnieje, a choć nadal lubi te miasto, to jednak właśnie tam ulokowanych ma wiele wspomnień, które teraz są dla niej bolesne. Jeszcze niedawno pracowała w policji i była naprawdę w tym dobra, teraz włóczy się trochę bez celu… Choć podreperowanie funkcjonowania pensjonatu brzmi jak jakieś zajęcie, prawda? A jednak to nie do tego została stworzona, to prawdziwy pies tropiący, więc kiedy na horyzoncie pojawia się sprawa, to Gabi łapie trop - cóż z tego, że nie jest już policjantką. To w końcu jakieś absorbujące zajęcie.
Wokół niej jest sporo ciekawych postaci. Choćby jej rodzina - matka-fryzjerka, która zna każdego w mieście, brat pantoflarz z żoną, która uważa się za wielką artystkę. Jest jej przyjaciółka, kierowniczka biblioteki, są goście pensjonatu, kucharz z doświadczeniem w pracy kuchni z gwiazdką Michelin i obsługa hotelu - przyjemne grono nałęczowian, z których z pewnością część spotkamy się w kolejnych tomach serii. Każdy z nich ma swoją historię, jednak poza tą, którą skrywa postać Gabi, nas najbardziej interesuje ta, która stoi za kobietą, która podobno odebrała sobie życie.
"Odkąd pamiętała, uwielbiała czytać. Połykała książki jedna za drugą, przyswajając sobie ich fabuły, zdania, słowa i emocje. W jej krwiobiegu oprócz krwinek białych i czerwonych krążyły również litery. I w pewnym momencie poczuła, że jest już tak nasycona treścią, że jeśli jej z siebie nie upuści, eksploduje."
To na niej opiera się intryga kryminalna. Mamy aktorkę, której romans z kolegą po fachu przysporzył wielu wrogów. Mamy też jej siostrę, która na wiadomość o śmierci siostry, reaguje dość osobliwie… Śledztwo, które rozpoczyna Gabriela, jest rozbudowane - w końcu hejterów w sieci aktorka miała wielu, a Gabi do zbadania tej sprawy jest sama, lokalna policja orzeka szybko samobójstwo. Zagadka prowadzona jest tempem klasycznym, skupionym na szukaniu, dedukowaniu i rozmowach, zbudowana jest solidnie, może nie od samego początku można wszystkie kropki połączyć, ale na pewno można to zrobić przed ujawnieniem rozwiązania przez postacie - można, ale czy komuś się to uda? Autorka sprawnie łączy motywy, dobrze balansuje pomiędzy humorem a tematami poważnymi.
"Facet oznacza kompromisy, a mnie zdolność do kompromisów się wyczerpała."
Smaczku dodaje historii pensjonat w tle - w końcu Gabi ma usprawnić jego funkcjonowanie, a więc przyglądamy się na czym prowadzenie pensjonatu polega. To główny element odpowiedzialny za określenie cosy, który nadaje lekturze lekkiego, swojskiego, domowego charakteru.
"– Charlie!
Wiktor napiął mięśnie, spodziewając się jakiegoś wściekłego bulteriera, ale w szparze pokazało się coś, co przypominało raczej pluszową zabawkę.
– To jest ten potwór? – spytał i ukucnął, żeby się psu lepiej przyjrzeć.
– Nie lekceważ go. Może ciałko niewielkie, ale ego rozbuchane (...)."
Oczywiście z historii można wynieść też wnioski, tematy do własnych refleksji. Nad pogodzeniem się ze stratą, nad tym, czy i w jaki sposób możliwe jest ruszenie naprzód. To kolejny tytuł, który przypomina, że każdy człowiek ma swoją własną historię, a to, co pokazuje światu, jest tego wynikiem. Więc czy na pewno mamy prawo kogoś oceniać?
 
“Wypadek? Nie sądzę” to lekka historia kryminalna, która dobrze balansuje pomiędzy wątkami humorystycznymi, a poważnymi. Skupia się na ludziach, na ich dramatach i interakcjach, prezentuje solidne kraje psychologiczne, które są zaskakująco dobrze rozbudowane na ten podgatunek literacki. Zagadka śmierci znanej aktorki ciekawi chyba na równo co koleje życie Gabrysi, a to wiąże nas nie tylko z tym tytułem, ale z serią, na której rozwinięcie już czekam. To dobra rozrywka, ale nie tylko - to też opowieść o stracie i dojrzewaniu do tego, by sobie z nią poradzić.
 
Moja ocena: 7,5/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Agora.

Dostępna jest w abonamencie za dopłatą 14,99zł 
(z punktami z Klubu Mola Książkowego 50% taniej) 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

czerwca 12, 2025

"Ideburga" Leszek Herman

"Ideburga" Leszek Herman

Autor: Leszek Herman
Tytuł: Ideburga
Cykl: Ida von Flemming, tom 1
Data premiery: 04.06.2025
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 320
Gatunek: powieść historyczna / kryminalna
 
“Ideburga” to książka w twórczości Leszka Hermana wyjątkowa. Dziesiąta wydana powieść, a w związku z tym, że autor wydaje jedną książkę rocznie, to i jest tą wydaną dokładnie w jubileusz pierwszej dekady autora na rynku książki. Jest to też pierwsza, która nie zalicza się do uniwersum, w którym autor pisał do tej pory, w którym debiutował tytułem “Sedinum”, a które sama poznałam niedawno dzięki dziewiątej powieści “Bursztynowa” (recenzja - klik!). “Ideburga” otwiera nowy cykl, tym razem w pełni osadzony w końcówce wieku XIX, który będzie miał na celu ukazanie tamtych lat, tamtych ziem okolic Szczecina bez naznaczenia bólem, jaki wiąże się z naszą polską historią. Jej celem jest po prostu oddanie klimatu czasów, gdy na ziemie teraz polskie, wtedy niemieckie, wkraczała rewolucja przemysłowa.
 
Czerwiec, 1890 rok, Szczecin. 17-letnia Ideburga von Flemming wraz ze swoją pokojówką Almą przebrane za chłystków, wkradają się w nocy do teatru. Chcą coś ukraść (w słusznym celu!), jakieś skrzynie, potrzebne w nadchodzącym przedstawieniu, które sponsoruje między innymi jej brat. Zresztą to jemu klucze ukradła, by móc przeprowadzić całą operację. Niestety ich nocna misja nie idzie do końca po myśli Idy, w konsekwencji czego brat odsyła ją do ciotki mieszkającej w wsi Dworzyszcze. Ida jest załamana, ciotkę pamięta jak okropną sztywniarę, a na wsi przecież zanudzi się na śmierć… Ale gdzie Ida, tam problemy, więc już jej pierwsza kąpiel w morzu nie kończy się dobrze, po czym udział w proszonym balu otwierającym sezon letni u sąsiadów ciotki kończy się prawdziwą kryminalną historią… Co się stanie w pałacu w Dreżewie tej nocy?
 
Książka rozpisana jest na prolog, 18 rozdziałów i epilog. Rozdziały są długie, jednak dzielone są na króciutkie, czasem kilku-, czasem wręcz półstronicowe scenki, które często zmieniają perspektywę narracji, a to nadaje dynamizmu, szerszego spojrzenia i sprawia, że historia się nie dłuży. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, narrator skupia się głównie na zachowaniu i rozmowach postaci, ich emocje oddane są raczej w pojedynczych słowach, ale perspektywa jest zmienna - przede wszystkim obserwujemy poczynania Idy i Almy, jak i brata Idy, Heiniego, od czasu do czasu jednak pojawiają się również perspektywy innych postaci. Styl powieści wydaje się lekko stylizowany na dawny, szczególnie w dialogach, w których poprzez już samo zwracanie się do innych: „panienko”, „hrabino”, „sir”, skutecznie przenosi nas w czasie. Oczywiście słownictwo w całości jest dostosowane, pojawiają się nazwy, których nie znamy, jednak najczęściej albo można domyśleć się z kontekstu zdania ich znaczenia, albo dostajemy tłumaczący przypis. Mimo to książka napisana jest w lekkim stylu, nie ma problemu ani ze zrozumieniem, albo z płynnością lektury.
“Po dłuższej chwili osłupienia głos odzyskała hrabina.
- Jesteś pewna, moja droga, że to był kurs dla stenotypistek, a nie dla robotników portowych?”
Główną bohaterką powieści jest Ida, a raczej Ideburga von Flemming, młodziutka dziewczyna, której matka zmarła, a ojciec przebywa głównie w Berlinie, przez co ona znajduje się pod opieką swojego starszego o siedem lat brata, poważanego już biznesmena. Ida jest dobrym wyborem na postać przewodnią - młoda, a więc żądna przygód i ciekawa świata, jej podejście do roli kobiet jest jak na tamten czas bardzo nowoczesne - choć już jest w wieku, w którym powinna szukać męża, woli tego nie robić, chce się uczyć i przeżywać nowe doświadczenia, a nie siedzieć w domu i wydawać przyjęcia. Jest odważna i nie boi się tego, co ludzie pomyślą - chętnie korzysta z nowinek zagranicznych, ubiera się np. w strój kąpielowy, który na terenach aktualnej Polski, budził jeszcze sporą konsternację. Ida, żeby być dobrą główną bohaterką, serce musi mieć po dobrej stronie, a jej łatwość w kontaktach z innymi, bezpośredniość, a zarazem spostrzegawczość robią z niej dobrą kandydatkę na prywatną detektywkę.
Tuż obok jej boku występuje Alma, jej pokojówka, towarzyszka, która wywodzi się z klasy niższej. To nieśmiała dziewczyna, która jest odpowiednim pomocnikiem dla detektywa - nieraz sprowadza Idę na ziemię, jest też odpowiedzialna za kilka nieco humorystycznych sytuacji.
Oczywiście przez historię przewija się wiele postaci - i zamożni lordowie i właściciele ziemscy, goście zagraniczni, uwodzicielki, kobiety przedsiębiorcze i typowe matrony XIX wieku. Jest też i służba - zaglądamy do kuchni, gdzie wrze nie tylko w garnkach. Autor doskonale oddał barwność tamtej epoki, tego jak wiele światów potrafiło zderzyć się w jednym dworku…
“Może życie to ciągłe doświadczenia, które wciąż zmieniają nasze spojrzenie na rozmaite sprawy (...).”
Tym jednak, co robi największe wrażenie, jest całe tło historyczne. Czas akcji to czas wkraczania na ziemie teraz polskie rewolucji przemysłowej - pojawia się kolej, pojawiają się pierwsze pojazdy mechaniczne, już wkrótce zacznie pojawiać się elektryczność. To czas zmian również i społecznych - pojawiają się kobiety wyzwolone, emancypantki, które nie zgadzają się na to, jak mówi się o nich i traktuje ich płeć jako mniej inteligentną od mężczyzn. To czas, kiedy stare ściera się z nowym, kiedy zmiany powodują skandale. Autor oddał to doskonale, a jego znajomość dawnego Szczecina i okolicy, wszystkie opisywane wnętrza, robią naprawdę magiczne wrażenie - to rewelacyjna podróż w czasie, czułam się dokładnie tak, jak podczas oglądania serialu “Pozłacany wiek”.
“(...) chodziło o to, żeby zmienić czasem optykę i dostrzec, że rzeczy, które nas otaczają, które mijamy każdego dnia i które wydają się nudne i szare, mogą być fascynujące i pełne magii.”
Przyjrzyjmy się jeszcze budowie powieści, bo nie jest to typowa powieść kryminalna. Tak naprawdę jej ⅔ raczej określiłabym jako historyczno-obyczajową: zwiedzamy Szczecin i okoliczne nadmorskie wioski, poznajemy bohaterów i ich relacje społeczne, co jest naprawdę fascynujące, gdyż ówczesna etykieta jest tak różna od naszej. Autor opisuje to wszystko bardzo zgrabnie, więc tak długo niepojawiający się wątek kryminalny, w żadnym wypadku nie sprawia, że lektura się dłuży. Intryga kryminalna pojawia się późno, ale gdy już zaczynamy ten motyw, to dominuje on nad całą powieścią - zaczynamy jak u Agathy Christie, spokojnie, z zamkniętym gronem podejrzanych, które utknęło w jednym miejscu, w jednym pałacyku. Zagadka prowadzona jest w starym stylu, bez zaangażowania żandarmów, szybko jednak akcja przyspiesza, staje się wyraźnie sensacyjna - może w porównaniu do wcześniejszego tempa akcji jest nieco za szybka, ale tak naprawdę mi to nie przeszkadzało - skutecznie porywa w wir akcji i to na tyle mocno, że zapomniałam, że wcześniej autor zaczął kilka innych wątków sensacyjno-kryminalnych. I to właśnie z tych pobocznych wątków nie wszystkie zostają rozwiązane - są zapowiedzią tego, co przyniesie kolejny bądź kolejne tomy, na końcu powieści znajduje się jasna informacja “ciąg dalszy nastąpi”.
 
Przyznaję, Leszek Herman w “Ideburdze” mnie zaskoczył. Stworzył coś na miarę przywołanego już przeze mnie serialu “Pozłacany wiek” - mamy dobry przekrój społeczeństwa przełomu XIX/XX wieku, mamy całą tą otoczkę przemysłowo-społeczną, mamy ogromną ilość wiedzy o wnętrzach, jak i całego zakresu dziedzin medycyny czy podobnie ścisłych nauk. Tutaj też jest kolej, z którą wiążą się wielkie biznesy, ale i konflikty. No i jest w końcu wątek kryminalny, pięknie nawiązujący do klasyki gatunku, ale w dynamicznym stylu. Bardzo podoba mi się zamysł tej serii, w końcu historię Polski wszyscy znamy, ale to nie znaczy, że w każdej powieści opisującej ówczesne czasy musi być ona tym, na czym skupiamy się w sposób absolutny. Ta powieść przynosi doskonałą zabawę, magiczne przeniesienie w czasie, a i imponuje naprawdę ogromną wiedzą autora o tamtym wieku i rejonach okolic Szczecina, która podana jest w sposób bardzo bezbolesny - ciekawi, nie nuży. Ogromnie mi się ta książka podobała, mam teraz tylko nadzieję, że na drugi tom nie przyjdzie nam czekać rok - tak naprawdę najchętniej sięgnęłabym po niego już teraz!
 
Moja ocena: 8/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Muza.

Dostępna jest w abonamencie za dopłatą 14,99zł 
(z punktami z Klubu Mola Książkowego 50% taniej) 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

czerwca 11, 2025

"Niebiańskie Osiedle" Ryszard Ćwirlej

"Niebiańskie Osiedle" Ryszard Ćwirlej
Autor: Ryszard Ćwirlej
Tytuł: Niebiańskie Osiedle
Cykl: dziennikarz Marcin Engel, tom 1
Data premiery: 04.05.2025
Wydawnictwo: Harde
Liczba stron: 320
Gatunek: komedia kryminalna
 
Ryszard Ćwirlej właśnie w tym roku świętuje wejście w pełnoletniość swojej kariery literackiej! Debiutował 18 lat temu książką “Upiory spacerują nad Wartą”, która otworzyła cykl o milicjantach z Poznania, a tym samym stworzyła nowy podgatunek kryminału nazwany neomilicyjnym. Od tego czasu napisał i wydał trzydzieści powieści, a każda jest częścią jakiegoś cyklu, ale oczywiście nie wszystkie osadzone są w czasach PRL-u: są i współczesne kryminały, jak i międzywojenne, retro. Z pojedynczych historii zdarza mu się napisać opowiadania, niedawno stworzył też słuchowisko, jednak to cykle kryminalne w jego twórczości dominują. “Niebiańskie Osiedle” w roku 2021 zapoczątkowało nowy cykl, którego akcja toczy się współcześnie i ukierunkowany jest humorystycznie. Wtedy książka wydana została pod szyldem Wydawnictwa Czwarta Strona, później jednak kolejne dwa tomy: “Tęczowa Dolina” (recenzja - klik!), jak i “Rajski Zakątek” (recenzja - klik!) ukazały się pod opieką Wydawnictwa Hardego, więc teraz właśnie w tym wydawnictwie “Niebiańskie Osiedle” zostało wydane ponownie w nowej szacie graficznej pasującej do reszty i po kolejnej korekcie. Osobiście cieszę się, że tak się stało, gdyż dało mi to możliwość, by w końcu uzupełnić swoje braki w serii i się z pierwszym tomem przygód Marcina i jego przyszywanej babci Matyldy zapoznać!
 
Lato, rok 2019. W Pile policjanci Franek Kaczmarek i Jowita Skrzypczak zjawiają się na miejscu śmierci starszego małżeństwa. Wygląda, że popełnili wspólne samobójstwo, na co wskazuje list przez nich pozostawiony, w którym mowa jest o raku i odejściu do Pana. Kilka miesięcy później młody dziennikarz i okazyjny producent reklam Marcin Engel dowiaduje się o podobnym przypadku - dziadkowie koleżanki jego dziewczyny-modelki odeszli z tego świata w bardzo podobny sposób zostawiając brzmiący praktycznie tak samo list. Marcin jednak nie jest świadomy tego, że podobne śmierci w Polsce się już zdarzały, on łączy sprawę inaczej - przypomina mu się, że latem pracował nad zdemaskowaniem projektu Niebiański Dom, który wykorzystywał wiarę ludzi starszych i pozbawiał ich własnych mieszkań. Co jednak przekręt mieszkaniowy może mieć wspólnego z wzmożonym ruchem samobójstw wśród osób starszych? Temat trzeba pilnie zbadać, Marcin wraz ze swoją zawodową partnerką Kamą, babcią Matyldą i jej wnuczkiem policjantem biorą się do pracy.
 
Książka rozpisana jest na prolog i dziesięć rozdziałów, które dzielone są na podrozdziały względem czasu, miejsca i postaci, których perspektywę obiera narrator trzecioosobowy czasu przeszłego. To krótkie scenki, które dzięki naprzemiennej zmieniającej się perspektywie dodają historii dynamizmu. Perspektywy mamy cztery podstawowe: Marcina, jedynego, którego narracja oddana jest w pierwszej osobie oraz Matyldy, Franka i Jowity. Miejsca akcji to Warszawa i Piła, a czas to głównie październik, pięć dni z drugiej połowy miesiąca. Jednak tym, co czyni tę powieść niepodrabialną, jest jej styl. Jest w nim miejsce i na akcję i trafne spostrzeżenia na temat naszej rzeczywistości, które oddane są w sposób humorystyczny, a równocześnie dość bezlitosny - autor mistrzowsko wychwytuje pewne cechy szczególne ludzi, ich przywary, oddaje je bardzo naturalistycznie, ale stawia w takich sytuacjach, że poprzez nie zostają wyśmiane. Dialogi to prawdziwe mistrzostwo, doskonale oddają faktyczny sposób wypowiedzi, a w interpretacji audio, którą czyta sam autor, są podane z takim przekonaniem i komizmem, że nieraz śmiałam się w głos. Te doskonałe naśladowanie ewidentnie uświadamia, jak świetnym obserwatorem rzeczywistości jest Ryszard Ćwirlej.
„Przecież w tym antysemickim kraju wszyscy modlą się do żydowskiego Boga i do jego syna Żyda zrodzonego z Żydówki, która jest na dodatek królową Polski. Jak w tym kraju może być dobrze, skoro ludzie żyją w stałym dysonansie poznawczym? Nic dziwnego, że sobie z tym nie radzą i w końcu dostają pomieszania zmysłów, wybierając do sejmu antysemitów, ksenofobów, homofobów i innych popaprańców.”
Drugim mocnym punktem powieści są kreacje postaci. Sama zapoznałam się z tą książką w chwili, gdy główni bohaterowie serii byli mi już znani, podejrzewam jednak, że gdybym faktycznie czytała ten tom jako pierwszy, to wrażenie tych kreacji byłoby jeszcze większe. Prawdziwą gwiazdą jest oczywiście Matylda - starsza pani w okolicy 70-tki, która jednak charakterem w ogóle nie oddaje swojego wieku. Była milicjantka, która do teraz sprawnie posługuje się bronią, kobieta inteligentna i o ogromnej wiedzy - szczególnie tej na tematy chrześcijańskie, więc debaty z nią jako przeciwniczką kościoła i wiary są nie lada wyzwaniem dla jej przeciwników. Matylda lubi koniaczek i dobre towarzystwo, jest bohaterką dobrą i upartą - nie spocznie, póki nie zdemaskuje oszustów naciągających biednych naiwniaków, nawet w sytuacji, gdy sama staje w obliczu prawdziwego niebezpieczeństwa.
Jej przyszywany wnuczek Marcin, jego współpracowniczka Kama i jego dziewczyna Dżesi tworzą barwny i bardzo humorystyczny trójkąt, Franek z Jowitą są uroczą parą, która oferuje nam łącznik pomiędzy Matyldą i zasobami policji.
Poza tymi postaciami przez powieść przewijają się bohaterowie mocno drugoplanowi, których kreacje, mimo że nie są rozwinięte, to i tak oddane są w punkt. Autor skupia się na jednej cesze i tak nią manipuluje, że postacie wychodzą zarazem bardzo wiarygodnie, jak i bardzo komicznie.
 
Intryga powieści toczy się tempem dość spokojnym jak na zaledwie pięć dni akcji, obudowują ją naprzemienna szybka narracja i tematy społeczne, które w dialogach są obnażone i przekoloryzowane, kiedy jednak odłożymy to wszystko na bok, możemy przyjrzeć się po prostu tej zagadce. O ile z samym Niebiańskim Osiedlem dość szybko można się domyśleć o co chodzi, to połączenie tego wątku z samobójstwami już tak oczywiste nie jest. W sumie może nawet pokuszę się o stwierdzenie, że sama zagadka kryminalna nie jest tutaj aż tak istotna, co obnażenie za jej sprawą mechanizmów manipulacji osobami głęboko wierzącymi, osobami podchodzącymi już pod wiek starszy. Zagadka zdaje się więc tylko pretekstem - ciekawym i atrakcyjnym, ale niespecjalnie skomplikowanym. Pod koniec powieść nabiera dynamizmu, pojawia się kilka scen akcji.
 
Najważniejsze są jednak te wątki społeczne, jakie ta powieść obnaża, jakie przedstawia w pozornie krzywym zwierciadle - ale czy na pewno krzywym? W końcu Kościół to dość niebezpieczna mieszanka wiary i władzy, na którą co tydzień chrześcijanie wydają naprawdę grube pieniądze. Wątek wiary, tego, dlaczego jest tak niektórym ludziom potrzebna, dlaczego tak łatwo poprzez nią manipulować, jest tutaj tym tematem przodującym, tematem przedstawionym w sposób naprawdę dosadny, ale równocześnie szczery - autor ma wiele racji w swoich spostrzeżeniach, które przedstawia nam w sposób humorystycznie-wyśmiewający.
„Bo ludzie najzwyczajniej potrzebują odwoływania się do jakiejś wyższej istoty, która miała za nich rozwiązywać ich nierozwiązywalne problemy.”
Oczywiście mimo tego, że ślepa wiara w Kościół to temat przewodni, to nie znaczy, że jedyny. Tuż za nim podąża wątek wykorzystywania osób starszych, przekręty, które mają na celu wyłudzenie pieniędzy, a kto jest lepszą ofiarą od starszych osób nieznających współczesnych realiów technologicznych? Chyba już nawet nie dzieci.
„Tak właśnie tworzy się mit o szczęśliwej przyszłości. Wybierz kilka pięknych sformułowań, podeprzyj je uwiarygodniającymi informacjami z niepodważalnych źródeł i oto masz tekst, którym możesz przekonywać nieprzekonanych i utwierdzać już wierzących. Bo słowo zapisane staje się faktem.”
“Niebiańskiemu Osiedlu” zdecydowanie najbliżej jest do komedii kryminalnej - ludzkie charaktery, zachowania są oddane grubą, jaskrawą kreską, są wyolbrzymione po to, by unaocznić tę cechę, nad którą jako społeczeństwo powinniśmy pomyśleć, zastanowić się. Humor Ryszarda Ćwirleja jest dosadny i uszczypliwy, ale równocześnie doskonały językowo - czuć, że piórem posługuje się od dawna, czuć, że tworzenie potyczek słownych swoich postaci sprawia mu sporą frajdę. Intryga, jak to w komediach zazwyczaj bywa, jest prosta, ale przekazuje to, co powinna - zmusza do przeanalizowania istoty wiary, tematu religii i pytania po co tak naprawdę jest ona ludziom potrzebna. Ćwirlej solidnie otwiera nam oczy na to, jak łatwo stać się ofiarą przekrętu w sytuacji, gdy manipulator gra na tym, w co wierzymy, czego pragniemy. Poza tym “Niebiańskie Osiedle” to powieść lekko sensacyjna, szczególnie pod koniec, która przynosi przyjemną rozrywkę.
 
Moja ocena: 7,5/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Hardym.


Dostępna jest w abonamencie za dopłatą 14,99zł 
(z punktami z Klubu Mola Książkowego 50% taniej) 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

czerwca 10, 2025

"Haar" David Sodergren

"Haar" David Sodergren

Autor: David Sodergren
Tytuł: Haar
Tłumaczenie: Anna Standowicz-Chojnacka
Data premiery: 28.05.2025
Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 320
Gatunek: horror
 
“Haar” to pierwsza książka Davida Sodergrena, która została przetłumaczona na język polski, jednak w dorobku tego szkockiego autora to powieść numer siedem, jedna z najnowszych, choć nie najnowsza - po niej wydane zostały jeszcze cztery. Autor jest ewidentnym fanem starych horrorów, zresztą sam w posłowiu tej książki przyznaje, że horrory jako dziecko oglądał razem z babcią, która mieszkała nad wypożyczalnią wideo. “Haar” jest dla niego pozycją wyjątkową, bo to właśnie hołd dla jego babci, z którą przeżył wiele pięknych chwil, które wyryły się w jego pamięci. Jest to więc tytuł nostalgiczny, osadzony w szkockim folklorze, ale też mocno nawiązujący do starych horrorów, gdzie krew leje się strumieniami. Książka określana jest jako romantyczna baśń gore i to naprawdę wspaniale do niej pasuje.
 
Czasy współczesne, Szkocja, mała rybacka wioska Witchaven zamieszkana głównie przez osoby starsze. A przynajmniej tak było do tej pory, bo teraz mieszkańców nie zostało już wielu - Amerykanin, miliarder Patrick Grant zaczął ich wykupywać, zamierza stworzyć tam kort tenisowy. Wielu już mu uległo, wioska zatem wygląda już trochę jak plac budowy. Jednak są i tacy, który odpuścić jej nie chcą, to ich dom od kilkudziesięciu lat, miejsce, w którym spędzili całe życie. Gdzie teraz mieliby pójść? Do takich osób należy 84-letnia Muriel Margaret McAuley, która właśnie po raz kolejny odprawia młodą, upartą kobietę dość bezczelnie próbującą ją zmusić do sprzedaży ziemi. Nie będzie sprzedawać, nie będzie ulegać zachciankom bogaczy - ona, prosta, stara kobieta ma tylko ten dom, pełen wspomnień po swoim zmarłym przed dwunastoma laty mężu. Dom i wioskę, z którą wiążą się piękne wspomnienia z całej jej życia. Jak jednak wygrać z bogaczem? Człowiekiem, który nie boi się prawa, który może wynająć zbirów, by zastraszaniem zmusiły do sprzedaży? Kiedy podczas spaceru brzegiem oceanu niepostrzeżenie nadciąga mgła, gęsta, zimna, typowo szkocka mgła nazywana haar, Muriel na plaży znajduje coś, co potrzebuje jej pomocy. A ona bez wahania jej udziela nie wiedząc jeszcze jako mocno wpłynie to na jej dalsze życie.
“Wówczas nie wydawało jej się to szczególnie znaczące. Ale tak to zawsze bywa z momentami, które wywracają życie do góry nogami, prawda?”
Książka rozpisana jest na 30 rozdziałów, posłowie od autora, za którym zamieszczone zostały kilkustronicowe wspomnienia jego własnej babci oraz podziękowania. Historia fabularna, te 30 rozdziałów pisane są w narracji trzecioosobowej czasu przeszłego, głównie z perspektywy Muriel, jednak jest od tego kilka wyjątków. Cały tekst pisany jest czcionką pogrubioną, a historia opatrzona jest ilustracjami pojawiającymi się co którąś stronę - są czarno-białe, choć to czerń w nich dominuje, nadając zarazem mroku, jak i nawiązania do starych horrorów. Styl powieści jest prosty i swobodny, ale dopasowany do konwencji horrorów gore - są przekleństwa, jest sporo makabrycznych, nieoszczędzających czytelnika opisów. Mimo wszystko książkę całościowo odebrałam jako baśń dla dorosłych. Dlaczego?
 
Bo tak naprawdę jest to opowieść o miłości. Miłości silniejszej niż śmierć, uczuciu, które nawet po zniknięciu drugiej osoby, nie wygasa. Miłości tak silnej, że łatwiej karmić ją złudzeniami, niż odpuścić i przyznać, że osoby kochanej już nie ma i nigdy nie będzie. Równocześnie to opowieść o tęsknocie, o życiu wspomnieniami, które stają się bezpieczną ostoją, ale również hamulcem, który nie pozwala ruszyć z miejsca. Jak i samotności. Samotności tak przejmującej, że każda oznaka życzliwości, a nawet nie, po prostu uprzejmości, brana jest jak najpiękniejszy prezent, bez względu na towarzyszącą mu otoczkę.
“Jeśli jest ktoś, kogo kochasz, to mu o tym powiedz. Mów mu o tym każdego dnia.”
Te wszystkie uczucia kumulują się w Muriel, która jest prawdziwą gwiazdą tej powieści. To kobieta starej daty, która przeżyła wojnę, która nieraz zbierała z plaży szczątki rozbitków, więc dla niej krew, oderwane części ciała nie są czymś niezwykłym. Teraz ma już 84 lata i to czuje tym mocniej, gdy nie ma z nią jej męża. Czuje się słaba fizycznie, co ogromnie ją denerwuje, bo duchem jest wiele młodszą kobietą pełną werwy, zadziorności i upartości. I to w jej zachowaniu widać, Muriel nie da się stłamsić, jest gotowa do walki na słowa, które jej samej w ogóle nie ranią - w końcu to tylko słowa. To Muriel, która walczy o to, co się jej należy, która walczy o swoje dobro. Ale pod spodem jest Muriel wrażliwa. Muriel cierpiąca, tęskniąca, samotna, która tak naprawdę sama nie jest pewna po co jeszcze ma żyć. Bo przecież jej szczęśliwe życie przeminęło w chwili, gdy zabrakło jej Billy’ego…
 
Fabularnie historia mocno osadzona jest na podgatunku gore. Sytuacje są przerysowane, jaskrawe, nieraz budzą obrzydzenie, a fabuła dość prosta, jest jasny podział na dobrych i złych (jak to bywa i w baśniach!). Emocji jest dużo - albo współczucie czy rozczulenie dla Muriel, albo obrzydzenie i lęk przed tym, co za chwilę może się zdarzyć, choć szczególnie w dialogach można też znaleźć trochę uszczypliwego humoru. Autor w scenach krwawych mocno nawiązuje do klasyki gatunku, jest więc kilka scen, które dobrze znamy choćby z filmów końcówki XX wieku. I choć nie należą one do przyjemnych, to też nie dominują tej historii - są, bo książka osadzona jest na kanwie takiego podgatunku, ale wydaje się, że nie są one celem same w sobie.
“- Czy to jest prawdziwe? (...)
- A czy to ma jakieś znaczenie?”
Bo pod fabułą kryje się wiele. Autor zwraca nam uwagę na los osób starszych, przedstawia opowieść z ich punktu widzenia, który pozwala nam uświadomić sobie, jak nieraz nawet nieświadomie traktujemy ludzi starszych z lekceważeniem. Bo co z tego, że nie znają się na smartfonach? Co z tego, że nie mają już fizycznej siły, że ich ciała odmawiają posłuszeństwa? Że dziwnie pachną? To zdaje się nieraz zaciemniać nam obraz, że to przecież człowiek, który przeżył tak wiele, człowiek, który może podzielić się z nami ogromną wiedzą, przekazać to, co naprawdę w życiu ważne. Bardzo podoba mi się też to, że autor na siłę nie szuka w starości plusów - aktualnie mamy modę na cosy crime o staruszkach, którzy pozwalają nam stwierdzić, że starość wcale nie musi być zła. David Sodergren jednak się z nami nie patyczkuje, jego obraz starości jest brutalny i bezwzględny, nie ma tu miejsca na cukierkowość. W jego powieści ludzie starzy nie mogą liczyć na zrozumienie, są wyszydzani i lekceważeni przez to, że są słabi fizycznie. Nie mają wsparcia swoich bliskich, którzy zajęci są gdzieś w miastach swoim życiem.
 
Poza wątkiem starości bardzo wyraźnie oddany jest też rozdźwięk między prawami bogatych a biednych. I choć może wydawać się on tu przerysowany, to czy faktycznie jest? Na usługach Granta jest policja, są media, jego narracja przedstawiana jest w świecie pozytywnie tylko dlatego, że ma pieniądze. A co z tego, że krzywdzi innych dla własnego widzimisię? Co z tego, że zrównuje piękną wioskę z ziemią, bo musi mieć kort tenisowy? Nic, bo pieniądze pozwalają, by te pytania rozpłynęły się w powietrzu.
“Jeszcze nigdy nie spotkała osobiście nikogo znanego i w innych okolicznościach możliwość podejrzenia, co kryje się pod fasadą, byłaby dla niej fascynująca.”
Na “Haar” można też spojrzeć metaforycznie. Człowiek i jego szybkie przemijanie kontra długowieczność natury, która jest świadkiem kolejnych upadków ludzkości, a sama niezmiennie trwa.
“Był stworzeniem, a stworzenia nie potrafią mordować. Mogą zabijać, ależ oczywiście, ale to już zupełnie inna sprawa. Czy to, że pająk łapie muchy, czyni z niego mordercę?”
Dziwna to była przygoda. Pod względem fabularnym wzbudziła we mnie uczucia mieszane - z jednej strony baśń o miłości i ułudzie wspomnień, z drugiej bardzo krwawy horror, który nie straszy, a brzydzi. Sama nie lubię tak krwawych opisów, i choć i tutaj nie czerpałam z nich przyjemności, to jednak dostrzegłam w nich nawiązanie do historii gatunku, szczególnie gatunku horroru filmowego, co docenić muszę, nawet jeśli fanką nie jestem. Historia jest bardzo prosta, zachowanie postaci przez jasne rozgraniczenia dobra i zła dość łatwe do przewidzenia. Ale jest i ta warstwa refleksyjna, społeczna. W której kreacja Muriel to prawdziwa, jasno świecąca gwiazda, której los naprawdę porusza i zmusza czytelnika do innego spojrzenia na osoby starsze, które ma wokół siebie. Niezaprzeczalnie udało się Davidowi Sodergrenowi w “Haar” stworzyć coś ciekawego, coś oryginalnego, coś złożonego z tak pozornie niepasujących do siebie kawałków, a jednak ostatecznie świetnie zgrywających się w całość, że nie mam wyjścia - muszę pomysłowość autora docenić.
 
Moja ocena: 7/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Akurat.

Dostępna jest w abonamencie za dopłatą 14,99zł 
(z punktami z Klubu Mola Książkowego 50% taniej) 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

czerwca 09, 2025

"Morderstwo u kresu świata" Stuart Turton

"Morderstwo u kresu świata" Stuart Turton

Autor: Stuart Turton
Tytuł: Morderstwo u kresu świata
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Data premiery: 21.05.2025
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 418
Gatunek: postapo / sci-fi / kryminał
 
Stuart Turton to autor, który na początku swojej literackiej drogi obiecał, że każda jego książka będzie inna od poprzednich. I podobno na razie mu się to udaje! Jego debiutem było “Siedem śmierci Evelyn Hardcastle”, która, jak sam autor ją określa, była kryminałem z motywem Dnia świstaka, druga “Demon i mroczna toń”, która ukazała się dwa lata po pierwszej (na rynku anglojęzycznym w 2020, w Polsce rok później) to powieść historyczna o nawiedzonym statku, a w “Morderstwie u kresu świata” dominuje klimat postapokaliptyczny oparty o kryminalną zagadkę. Na ten tytuł jednak czytelnicy sporo się naczekali - aż cztery lata zajęło autorowi jego stworzenie, a to dlatego, że, jak przyznaje w posłowiu, pierwszą gotową wersję… wyrzucił do kosza. Miejmy nadzieję, że z powieścią numer cztery tak nie będzie - już teraz autor zapowiada ją jako współczesną powieść z dreszczykiem. Jego książki, mimo iż wydawane w sporych odstępach czasowych za każdym razem trafiają na listy bestsellerów, już pierwsze dwie na rynku UK i USA sprzedały się w liczbie ponad miliona egzemplarzy. Tłumaczone są na około 30 języków, są też śmiałkowie, którzy chcieliby podjąć się ekranizacji…
Poza tworzeniem niebanalnych historii, aktualnie Turton mówi o sobie, że jest dziennikarzem, choć w swoim życiu parał się wieloma zajęciami. To typowo brytyjsko-artystyczna dusza: kocha herbatę i nigdy nie dotrzymuje swoich planów… Jedyna stała w jego życiu to książki i ludzie, którzy się nimi otaczają.
 
Kilkaset lat w przyszłości - ludzkość ogranicza się do małej osady położonej na jednej z greckich wysp. To tam odseparowana przez elektroniczne zabezpieczenia od śmiercionośnej mgły żyje ponad setka mieszkańców. Ich wioska ogranicza się do niewielkiej części wysepki, ich życie płynie stałym rytmem - praca na roli, rozwój własnych zainteresowań, wspólne posiłki i jedna pora spania. Życie ograniczone jest do lat sześćdziesięciu, później zwyczajnie się umiera… Nie dotyczy to jednak trójki nestorów, którzy żyją już od ponad stu lat, urodzili się jeszcze w czasach sprzed mgły… To oni rządzą wioską, to im mieszkańcy są poddani, to oni dbają, by mgła trzymała się z daleka, a mieszkańcom żyło się dobrze. Oni i Abi, głos, który słyszą w swoich głowach. A jednak pewnej nocy coś idzie kompletnie nie tak. Dochodzi do morderstwa, a zabezpieczenia przed mgła zostają zdjęte. Zostają im zatem dosłownie trzy dni życia… Chyba że? Abi sugeruje, że może uda jej się zabezpieczenia przywrócić, jeśli tylko znaleziony i ukarany zostanie morderca… W śledztwo angażuje się jedna z mieszkanek wioski, Emory, która już od dzieciństwa wykazywała się nadzwyczajną dociekliwością. Czy jednak uda jej się tak sprawnie przeprowadzić śledztwo, by zdążyć przed śmiercionośną mgłą? Sprawa jest o tyle skomplikowana, że pamięć wszystkich mieszkańców z kluczowej nocy została wymazana…
“Przed dziewięćdziesięcioma laty skończył się świat, ponieważ ludzie na to pozwolili (...). Mieli szansę zmienić bieg rzeczy, stworzyć dla siebie inną przyszłość, ale zamiast tego popadli w zobojętnienie. Wmówili sobie, że zadanie ich przerasta i nie ma sensu ryzykować porażki. Ale właśnie tak się to robi. Tak się ratuje świat (...). Porażka to nie tragedia, jeśli zmierzasz we właściwym kierunku.”
Książka rozpisana jest na spis postaci, prolog, kilka części odliczające czas do końca świata oraz epilog. Każda część podzielona jest na kilkustronicowe rozdziały, w sumie jest ich osiemdziesiąt. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu teraźniejszego przez Abi, która ma wgląd w myśli każdego mieszkańca wyspy, jednak na potrzeby tej opowieści oddaje nam kilka perspektyw: Emory, jej córki i jej ojca, przyjaciółki i jej ojca oraz nestorów. Imię każdego z nich jest tak różne od innych, że czytelnik od początku nie ma problemów, by połapać się w tym, kto jest kim. Styl powieści jest oszczędny, narratorka raczej stara się oddać to, co się dzieje i wnioski, do jakich postacie dochodzą, bo przecież teraz działanie jest najważniejsze. A jednak mimo wszystko udaje się jej oddać dość zaskakujące zachowanie mieszkańców, którzy nadal w obliczu bardzo bliskiej śmierci skłonni są oddać swoje życie w ręce nestorów. Poprzez krótkie zdania i całkiem inną rzeczywistość w porównaniu do naszej własnej, chwilę trwa zanim do opowieści się przyzwyczaimy - warto dać jej te kilkadziesiąt stron, bo jak już wpadnie się w jej rytm, to trudno się od niej oderwać.
“- Dlaczego nikt niczego nie kwestionuje?
- Bo ludzie lubią być zadowoleni - pada prosta odpowiedź.
- Nie próbuję tego zmienić.
- Ty może nie, ale odpowiedzi niemal zawsze prowadzą do zmian.”
Na początku musimy się przecież zaznajomić ze światem, który zastaliśmy w rzeczywistości po apokalipsie, która zgładziła potężną część ludzkości. Do katastrofy doszło dziewięćdziesiąt lat temu - wtedy ludzkość była mocno podzielona, choć klasowo raczej podobna do tego, co znamy, jednak ocieplenie klimatu i zaawansowanie technologiczne były zdecydowanie bardziej posunięte. Na wysepce, która teraz jest ostatnią ostoją ludzkości, był ośrodek badawczy, który prowadziła Niema, nastrasza z nestorek, a pozostała dwójka z nią pracowała. Niestety nie udało im się na czas wypracować ochrony przed mgłą, a wraz z nią przyszedł koniec technologii, jakie znali - wszystkie sprzęty przepadły, a na wysepce nie ma ich z czego zbudować. Niema zdążyła tylko stworzyć zapory wokół wyspy, które od dziewięćdziesięciu lat zapewniały im bezpieczeństwo. Mieszkańcy wioski poza nestorami już nie pamiętają życia sprzed zamknięcia, to trzecie pokolenie żyjące w ten sposób. Ich codzienność jest prosta i całkiem przyjemna - nie kwestionują nadrzędności nestorów, traktują ich trochę jak półbogów, a siebie z prawdziwą życzliwością - to zawsze dobro wioski jest stawiane na pierwszym miejscu.
“Wyobraź sobie miliony ludzi żyjących na tej planecie jak równy z równym (...). Nie ma biedy, nie ma wojen, nie ma przemocy. Wyobraź sobie, że budzisz się ze świadomością, że nic ci nie grozi i możesz bez przeszkód dążyć do celu, który sama sobie wyznaczyłaś.”
Z tej uległości wyłamuje się Emory, która od dzieciństwa zadawała za dużo pytań. Jej mąż zginął podczas misji badawczych jednej z nestorek, a jej córka poszła właśnie w jego ślady, przez co teraz ze sobą nie rozmawiają. Ojciec również się z nią nie dogaduje, nie potrafi zrozumieć jej braku podporządkowania się, on sam służy Niemie od lat. I tak Emory z wyrzutka staje się wymarzoną postacią w chwili, gdy potrzebny jest ktoś dociekliwy, ktoś, kto pójdzie swoją drogą i nie da się zwieść innym. Na to Emory całe swoje niedopasowane życie czekała - by stać się detektywką, by chronić wyspę przed zagładą.
“Na tej wyspie tajemnice mają ostre kły i nie lubią być wywlekane na światło dzienne.”
Sama intryga rozwija się powoli, istotną rolę odgrywa w niej sposób funkcjonowania wioski i zachowanie mieszkańców. Poznajemy ich zwyczaje, ich rytm życia, który różni się od naszego. W tym czasie Emory stara się po śladach iść do celu, choć nie jest to łatwe, kiedy nikt nic nie pamięta, motywów zabójstwa brak, a Abi, która wie wszystko, również nie potrafi pomóc - i jej pliki z tej nocy zostały skasowane. Nierozerwalne powiązanie intrygi z postapokaliptyczną wizją daje spokojną, zaskakującą i zmuszającą do refleksji mieszankę.
“Bywa, że jedyny pewny sposób na wygraną to pozwolić pionkom trwać w przekonaniu, że same sterują własnymi działaniami.”
Bo dla mnie właśnie ten aspekt refleksyjny był tutaj najciekawszy - jasne, kreacja świata i zagadka są ciekawe, ale nie jest to nic, czego w prozie fantastycznej by jeszcze nie było, zgrabna historia podana w ciekawy, zajmujący sposób. Jednak to, co między wersami się kryje, daje więcej niż rozrywkę. Przede wszystkim zastanawiamy się na człowieczeństwem, nad ludzkim zachowaniem w obliczu katastrofy. Czy naprawdę ludzkość skazana jest na egoizm? Czy kiedy dochodzi do sytuacji zagrażających życiu zawsze myślimy tylko o sobie kosztem innych? Dlaczego? A może w końcu jak mieszkańcy wioski powinniśmy się kierować dobrem ogółu?
“Najbardziej przerażające we mgle było to, jak szybko obudziła wszystko, co najhaniebniejsze w ludzkich sercach. Powiedz, Emory, jak można z czystym sumieniem ratować gatunek, który będąc świadkiem brutalności mgły, postanawia zawstydzić ją własnym okrucieństwem?”
No i właśnie, czy ważniejsze jest dobro ogółu czy indywidualne potrzeby - czy możemy się dla ludzkości poświęcać? A co z postępem - jeśli wszyscy będą ulegli tak jak mieszkańcy wioski, to przecież nigdy ludzkość nie pójdzie do przodu. Ale czy to faktycznie jest jej cel?
Autor pyta nas również o okrucieństwo, czy nierozerwalnie związane jest z człowieczeństwem. A zatem czy człowiek z założenia ma predyspozycje do zła? Bardzo dużo pytań, na które wraz z postaciami szukamy odpowiedzi, ale czy je znajdziemy? Albo czy znajdziemy odpowiedzi w takiej wersji, jaką jesteśmy w stanie przyjąć? Bardzo podoba mi się to, o co autor pyta, bo są to pytania ważne, szczególnie dla fanów powieści kryminalnych, gdzie okrucieństwo i przemoc są bazą do całej intrygi naszego ulubionego gatunku literackiego.
“Czy po sprowadzeniu siebie do roli biernych świadków czegoś tak okropnego będziemy mogli uważać się za dobrych?”
Na powieść również można spojrzeć jak na metaforę władzy. Ile już było w historii takich jednostek, które głosiły, że w imię dobra i lepszego bytu, chcą zmieniać ludzkość? Komunizm, równość dla wszystkich, a może nazizm i nadrzędność jednej rasy nad inną? Religie, polityki, klasy społeczne - do wszystkiego można znaleźć tu odniesienie.
“Nie rozumie, że osada jest częścią maszynerii, a ludzkie życie - jej trybami i przekładniami. Człowiek przetrwa dopóty, dopóki mechanizm będzie działać sprawnie. Dziś w nocy umrze wielu mieszkańców, ale da się ich zastąpić. Zrobię to nie po raz pierwszy. Najważniejsza jest maszyna.”
“Morderstwo u kresu świata” jest powieścią, która pod warstwą dobrej rozrywki, skrywa ważne pytania o istotę człowieczeństwa. O wartości, o systemy prawne, o religie i wyznania. Świat przedstawiony, postacie w nim żyjące są zbudowane solidnie, choć nie są mocno oparte o odkrycia technologiczne - autor nie tłumaczy nam tutaj funkcjonowania wyspy, zabezpieczeń i innych wynalazków od strony technicznej, one po prostu są, a my nie dociekamy - bo nie robią tego mieszkańcy wyspy. To sprawa tych nad nami, nestorów, tych mądrzejszych, których mieszkańcy wioski oddają się w opiekę. Bo czy to nie jest najłatwiejsze? Czy nie to przynosi spokój ducha? Intryga kryminalna jest spoiwem, dzięki któremu możemy poznać wioskę i jej sposób funkcjonowania, jak i zacząć zadawać pytania, które, mimo że powstają sprowokowane postapokaliptycznym światem, to jednak bardzo brutalnie odnoszą się do tego, w którym faktycznie żyjemy. Mimo znajomych chwytów fabularnych, nie jest to powieść oczywista, więc jako niespecjalna fanka wątków fantastycznych, mogę przyznać, że ta opowieść mi się podobała.
 
Moja ocena: 7,5/10
 

Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Albatros.

Dostępna jest w abonamencie za dopłatą 14,99zł 
(z punktami z Klubu Mola Książkowego 50% taniej) 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!