sierpnia 31, 2021

"Zamach" Maciej Liziniewicz - patronacka recenzja przedpremierowa

"Zamach" Maciej Liziniewicz - patronacka recenzja przedpremierowa

 

Autor: Maciej Liziniewicz
Tytuł: Zamach
Data premiery: 01.09.2021
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Liczba stron: 304
Gatunek: thriller polityczny
 
Po książki z wątkami politycznymi sięgam naprawdę rzadko. Ciężko mnie w tym temacie zaciekawić, bo sama polityka mnie po prostu nie interesuje. Do tej pory, tak naprawdę jedynie seria Mroza „W kręgu władzy” zdołała przełamać ten impas. Teraz jednak przyszedł czas na „Zamach” Macieja Liziniewicza, do sięgnięcia po który nakłoniło mnie wydawnictwo. I warto było, bo mimo że główna część akcji toczy się właśnie pomiędzy służbami ABW i ministrami, to autor opisał to tak zgrabnie, że nie dałam rady książki odłożyć przed poznaniem zakończenia! W takim temacie to naprawdę wielki wyczyn!
Liziniewicz na rynku książki istnieje od roku 2017, kiedy to debiutował powieścią dla młodzieży pt. „Scheda” o jednej z najciekawszych zagadkach w dziejach Polski. Jest również autorem cyklu „Dzikie pola” o Żegocie Nadolskim, który jest połączeniem powieści historycznej z fantastyką. „Zamach” to jego kryminalny debiut.
 
Fabuła książki rozpoczyna się 21 grudnia. Wtedy to na wadowickim rynku dochodzi do zamachu terrorystycznego. Mężczyzna krzyczący ‘allah akbar’ wjeżdża w tłum ludzi rozpędzonym TIRem mordując w ten sposób trzynaścioro osób, kalecząc wiele więcej. Szybko jednak zostaje zatrzymany przez jednego śmiałka, a rozwścieczony tłum w odwecie odbiera mu życie. To wydarzenie stawia polskie służby w stan najwyższej gotowości. Czy możliwe, że to był dopiero pierwszy z serii zamachów? Służby już jakiś czas temu dostały z zagranicy podobne doniesienia. Dlaczego zostały zignorowane? Kto za to odpowie? Jak zapewnić ludziom bezpieczne święta, kiedy tak naprawdę nic o sprawcy i zamachu nie wiadomo? Kto za tym wszystkim stoi i dlaczego to robi?
 
Książka składa się z prologu i 46 rozdziałów z określonym miejscem i godziną zdarzeń. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, obserwuje kilkoro bohaterów zajmujących się rozwiązaniem zagadki zamachu. Akcja powieści toczy się szybko, jest wiele dialogów, tu liczy się działanie i szybkie podejmowanie decyzji. Styl powieści jest prosty, pozbawiony zbędnych opisów, ograniczający przemyślenia postaci do minimum, choć nie całkiem ich pozbawiony. Książkę czyta się zadziwiająco dobrze i szybko.
 
Większa część akcji powieści toczy się w siedzibie ABW, w gabinetach ministrów, premiera itp. Czytelnik ma szansę obserwować, co w takim momencie dzieje się w miejscu decyzyjnym dla całego kraju. Niestety nie są to pocieszające wnioski – większość postaci, przynajmniej tych uwikłanych w politykę, skupia się raczej na tym, jak to wydarzenie wpłynie na ich miejsce w szeregu, na ich karierę. Czy można taką tragedię wykorzystać politycznie? Przecież tam zginęli ludzie! Politycy jednak myślą, jak mogą to wykorzystać dla własnych celów. To bardzo przytłaczająca wizja, jednak wydaje się całkiem prawdziwa.
 
Na szczęście prócz polityków dbających tylko o własne stołki i szukających okazji do przejęcia większej władzy, znajdziemy tu też kilka postaci pozytywnych. Takim całkiem zwyczajnym spojrzeniem na tę sytuację okazuje się postać Sebastiana, młodego mężczyzny, który zdając się na odruch, w kluczowym momencie uratował dziecko i unieszkodliwił terrorystę. Nagle z nic nieznaczącego dla ogółu człowieka, staje się sławny, jest bohaterem, który uratował małego chłopczyka przed śmiercią. Media szaleją na jego punkcie, tak samo politycy (przecież można go wykorzystać dla pozyskania przychylności społeczeństwa, prawda?), a on sam po prostu chce wrócić do domu i zasiąść z matką do wigilijnej wieczerzy. Dzięki tej postaci obserwujemy cały ten szum polityczny okiem zwyczajnego, szarego człowieka.
 
Poza Sebastianem, jest też jedna postać, której faktycznie zależy na rozwiązaniu zagadki zamachu. To emerytowany policjant, który teraz ledwo wiąże koniec z końcem, gdyż przed zmianą systemu służył pół roku w SB. Oczywiście jego pojawienie w tym dochodzeniu wywołuje ogromny szum, jednak dzięki jego doświadczeniu w prowadzeniu dochodzenia, śledczy w końcu zaczynają trafiać na właściwe tory. To człowiek, któremu nie zależy na rozgłosie, który po prostu chce zagwarantować społeczeństwu bezpieczeństwo. Czy nie tym właśnie powinny zajmować się służby?
 
Prócz tych wszystkich politycznych machlojek, które zwyczajnego człowieka w obliczu takiego nieszczęścia na pewno są w stanie przyprawić o niesmak, autor bardzo dobrze uchwycił też problemy społeczne z którymi boryka się Polska. Głównie chodzi tu o rasizm, o postrzeganie ludzi innej rasy, a przede wszystkim, akurat w tym przypadku o Arabów. Na przykładzie jednej półarabskiej rodziny widzimy jak trudno żyje im się w Polsce, mimo że przecież na każdym kroku podkreśla się, że Polacy są narodem tolerancyjnym. No cóż, widocznie nie wszyscy, a już na pewno nie w sytuacji zagrożenia zamachem terrorystycznym. Wtedy do głosu dochodzi strach i uogólnienie, przez które cierpią osoby powiązane ze zbrodnią jedynie kolorem skóry.
 
Wydaje mi się, że autor fabułę powieści bardzo dobrze osadził w polskiej rzeczywistości, odkrywając dosyć mroczne oblicze zarówno polityków, jak i samego społeczeństwa. Nie jest to jednak obraz w pełni negatywny – od czasu do czasu gdzieś pojawia się ktoś, kto nie myśli tylko o sobie. Przecież to właśnie w sytuacji kryzysu, zagrożenia życia, wychodzą z nas to pierwotne instynkty, prawda? Wtedy okazuje się kto jest dobry, a kto zły. Fabuła powieści poprowadzona jest dynamicznie, połączenie polityki ze śledztwem emerytowanego policjanta i spojrzeniem zwyczajnego człowieka na całą sytuację, zapewnia utrzymanie napięcia cały czas na wysokim poziomie.  To naprawdę dobry i zajmujący thriller polityczny, w którym zakończenie na pewno zrobi na każdym czytelniku wrażenie. Ja jestem naprawdę zaskoczona, jak bardzo książka mi się podobała!
 
Moja ocena: 8/10
 
Za możliwość zapoznania się z lekturą przedpremierowo oraz objęcia jej patronatem medialnym dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu!

Książka dostępna będzie też w abonamencie 

sierpnia 30, 2021

"Kąkol" Zośka Papużanka

"Kąkol" Zośka Papużanka

 

Autor: Zośka Papużanka
Tytuł: Kąkol
Data premiery: 19.05.2021
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 320
Gatunek: literatura piękna
 
Z piórem Zośki Papużanki jak na razie spotkałam się raz, rok temu przy okazji premiery jej trzeciej powieści pt. „Przez” (recenzja – klik!). Książka zachwyciła mnie swoim oryginalnym stylem i głębią przemyśleń na temat uczuć, związków i relacji z drugim, dorosłym człowiekiem. Teraz, w „Kąkolu”, autorka na celownik bierze dzieciństwo, wakacje i relacje rodzinne obserwowane okiem dziecka. Robi to w podobnym stylu co w poprzedniej powieści, a jednak inaczej.
 
„Kąkol” to taki zbiór anegdot, skojarzeń, wspomnień z dzieciństwa, które łączą się w jedno przez miejsce. Dziewczynka kilkuletnia każdego lata, chwilę po zakończeniu szkoły, wyjeżdża z miasta na wieś, gdzie zbiera się cała rodzina – ciotki, wujkowie, dziadkowie w jednym małym domku. I tak z tą sielskością i beztroską lata i lat dziecinnych zderzają się rodzinne niesnaski, dziadek tyran, mama wyklęta, mrukliwy ojciec i przewrażliwiona ciotka. Dziewczynka patrzy, obserwuje, przeżywa i wszystko to opisuje.
„Związywały nas konwenanse, przysięgi kościelne i urzędowe oraz pępowiny. W sznurach zależności walczyliśmy o niezależność. Poza dzień dobry odzywaliśmy się do siebie właściwie wyłącznie w sytuacjach bezpośrednio zagrożenia życia i zdrowie. Każdy pragnął tylko, żeby wszyscy inny zniknęli. Każdy szukał choć centymetra prywatności w tym ciasnym, duszonym ulu.”
Książka złożona jest z krótkich fragmentów historii i spisanych wspomnień z punktu widzenia wspomnianej dziewczynki w narracji pierwszoosobowej czasu przeszłego. Styl powieści jest charakterystyczny dla tej autorki, teraz lekko dopasowany do małoletniej narratorki. Zdania są długie, słowa często się ze sobą łączą, autorka się nimi bawi, tworząc coś w stylu przepływu myśli, strumienia świadomości, zapisując słowa tak, jak się mówi, nie zawsze zważając na gramatykę czy pisownię. I to jest dużo plus tej opowieści, która zachwyca właśnie sposobem narracji, tym oryginalnym, wyrazotwórczym językiem. Zdania są rytmiczne, książkę najlepiej czytać w jej oryginalnej formie, zachowując rozłożenie zdań tak, jak zostały wydrukowane. Tak przyjemność z lektury jest największa.
„Chociaż pouczono nas, byśmy nie zabierali wiele, zabieraliśmy wszystko, bo świat, do którego nas zabierano, zbudowany był z nie naszych rzeczy. Nie zawierał w sobie naszych sandałów, ręczników, naszych kredek i foremek na ciastka. Ktoś inny go zbudował, inny Pan Bóg, który łaskawie zapraszał nas na chwilę i pozwalał ułożyć na swoich półkach nasze rzeczy.”
Oprócz jednak przyjemności czysto językowej, sama przedstawiona historia, czy raczej wiele historii, już tak przyjemne nie są. W ładnych słowach opowiedziana jest historia trudna, trudnych relacji rodzinnych, tym trudniejszych, że sięgających jeszcze czasów PRLu, kiedy to jednak na życie patrzyło się inaczej.
„Samochód nie służył do jeżdżenia po zakupy czy odwożenia Trutni do szkoły. Trutnie miały zdrowe odnóża, mama miała siatki i dwie ręce, a samochód był stworzony do wyższych celów. I miał go ojciec. I chodził po niego i do niego jak do najładniejszej dziewczyny w okolicy. Starania i zabiegi, którymi ojciec obdarzał samochód, były z pewnością większe od zabiegów, które musiał niegdyś przedsięwziąć w celu zdobycia mojej mamy. Zresztą z nią było mniej ceregieli niż z samochodem.”
Życie, w czasie którego każde jedne wakacje spędzało się w domku na wsi, w otoczeniu rodziny, która nie akceptuje matki dzieci, a co za tym idzie i po części ich samych. Rodziny, w której dziadek rządzi wszystkim, każąc nieposłusznych milczeniem, a ojciec cicho na to przyzwala udając, że wcale nic złego w tym nie widzi. Dziadek to bóg, a reszta rodziny to jego poddani. I tak to zło, te rodzinne kąkole, chwasty, przeplatają się z sielskością bliskości przyrody, spacerów na rzekę i dziecięcych zabaw. Jednak to jakoś nie koi tego bólu, przez co cała historia wydaje się mocno gorzka, jak kąkol zaplątany w mące...
„Dziadek był monoteistą, wierzył tylko w siebie. Zbudował sobie kościół i pozwolił w nim mieszkać wyznawcom, których sam stworzył. Na odpust w mieście ani do wiejskiego kościoła z niebieskimi ścianami nie chodził, nie widział potrzeby dotowania konkurencji. Cały czas mógł sobie święcić dzień święty, jeden dzień święty za drugim.”
W książce mocno połączone jest ze sobą sacrum i profanum, tu gorzkie, surowe życie miesza się z baśniami i nawiązaniami do religii, czasem historii.  Wydaje mi się też, że książka może być alegorią życia, te lato – lipiec, sierpień – to młodość, naiwność, na samy końcu mamy kilka słów o jesieni, która wydaje się być obrazem życiem dojrzałego. Tego jednak pewna nie jestem, to luźne skojarzenie, które nasunęło mi się pod koniec lektury.
„Po nim mi zostały dwie córki i Antoś. Pomocny, dobry, tylko chmurny taki. Jak się w sobie zawziął, nie było jak go odemknąć, jak kłódka zardzewiała, zamknięty i koniec. Jego ojciec też był taki, nie odzywał się za wiele, jak mu się coś nie podobało, nie powiedział, tylko nosił w sobie jak wiadro wodę, aż go nieraz brzuch bolał od tego noszenia.
Ja to się zaraz wydarłam, ścierką trzasnęłam, wypłakałam się do świętego obrazu, aż mi się lepiej zrobiło, a tamten tylko nosił i nosił, aż umarł.”
Tak naprawdę trudno jest mi coś więcej o tej książce powiedzieć. Może dlatego, że znałam już oryginalny styl autorki, ten tytuł nie zrobił na mnie aż tak dużego wrażenia jak „Przez”. A może dlatego, że dzieciństwo chcę wspominać dobrze, a tu wszystkie, nawet te pozytywne historie wydają się naznaczone gorzkimi rodzinnymi relacjami. Mimo pięknej otaczającej wszystko przyrody, sielskości wakacji i dzieciństwa, nie jest tu książka wesoła. Oczywiście jest tu masa trafnych spostrzeżeń i obserwacji, jednak nie zachwyciłam się tym tytułem tak mocno jak się spodziewałam. Mimo wszystko na pewno jest to książka warta przeczytania, już ze względu na sam styl, w jakim jest napisana, jest pozycją na polskim rynku bardzo oryginalną.
„(…) wszyscy pod tym smołowanym dachem byli słabi z logiki, za to wspaniałe mieli osiągnięcia w dziedzinie zaimków upowszechniających, wszyscy, wszystko, każdy, wszędzie i zawsze.”
Moja ocena: 7/10

Książkę odebrałam za punkty w portalu czytampierwszy.pl
Numer akredytacji 04/05/2020

Książka dostępna jest też w abonamencie 

sierpnia 30, 2021

"Wilkołak" Wojciech Chmielarz

"Wilkołak" Wojciech Chmielarz

 

Autor: Wojciech Chmielarz
Tytuł: Wilkołak
Cykl: gliwicki (detektyw Dawid Wolski), tom 3
Data premiery: 19.05.2021
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 472
Gatunek: kryminał
 
Wojciech Chmielarz to jedno z najbardziej rozpoznawalnych i cenionych nazwisk ze współczesnej polskiej literatury kryminalnej. Z jego twórczością sama zapoznawałam się dobrych kilka lat temu, z tego co pamiętam, to był jeden z pierwszych polskich autorów – mężczyzn piszących kryminały, których książki namiętnie czytałam. Od tamtego momentu zaliczam go też do grona moich ulubionych pisarzy.
Cykl gliwicki pierwszy raz pojawił się na rynku w 2015 roku. Tom pierwszy nosi tytuł „Wampir” i dosyć zaskoczył czytelników autora. Wcześniej znany był tylko z cyklu o komisarzu Mortce, który rozwiązywał typowo policyjne sprawy. Detektyw Dawid Wolski, który jest przewodnim bohaterem cyklu gliwickiego, jest zdecydowanie innych bohaterem. To postać pełna konfliktów, dosyć trudna do polubienia. Postać ryzykowna, ale zbudowana z dużym rozmysłem, naprawdę dobrze uformowana psychologicznie. Właśnie dlatego cykl gliwicki zbierał różne opinie, dla mnie jednak, po pierwszym szoku wywołanym zmianą, był powiewem świeżości, czymś całkiem innych od pozostałych kryminałów dostępnych na rynku. Drugi tom swoją premierę miał w roku 2017 i nosi tytuł „Zombie”, po czym nastąpiła aż 4letnia przerwa. Dopiero teraz w maju w końcu doczekaliśmy się tomu trzeciego, ostatniego pt. „Wilkołak”, a mnie naprawdę ciężko jest się pogodzić z tym, że była to ostatnia książka o Dawidzie Wolskim. Choć oczywiście obiektywnie rzecz biorąc, ten tom jest naprawdę świetnym dopełnieniem cyklu.
Ja dwa wcześniejsze tomy czytałam w roku 2018, więc czytając ten, tak naprawdę niewiele pamiętałam z poprzednich. Tym samym udowodniłam, że na pewno książkę da się czytać jako osobną całość, choć oczywiście od razu zachęcam do zapoznania się z całym cyklem we właściwej kolejności – wtedy na pewno postać Dawida i bohaterów mu towarzyszących będą na pewno jeszcze głębsze, spójniejsze niż prezentują się tylko w tym ostatnim tomie.
 
Fabuła „Wilkołaka” zaczyna się od pogrzebu ojca Dawida. Stojąc nad jego grobem, detektyw nagle dostrzega w oddali, w ostatnim rzędzie żałobników Igę – swoją dawną wielką miłość, powód, dla którego pokłócił się z ojcem i wybrał zawód prywatnego detektywa. Iga osiem lat temu znaleziona została martwa, z roztrzaskaną twarzą, w okolicy klubu, w którym tej nocy się bawiła. Jak to więc możliwe, że teraz pojawiła się na cmentarzu? Dawid nie dopuszcza do myśli, że mogło to być przewidzenie, więc od razu decyduje się na ryzykowny plan – zamierza rozkopać ośmioletni grób i sprawdzić czy ciało tam złożone faktycznie należy do Igi. To wszystko wciąga prokuratora Adama Górnika, który aktualnie walczy z własnymi problemami – po ostatniej sprawie z „Zombie” został zawieszony w swoich obowiązkach, a jego żona Hania, razem z dziećmi wyprowadziła się do jej rodziców… Adam, trochę z nudów, a trochę w trosce o Dawida, decyduje się mu towarzyszyć. Co mężczyźni znajdą w grobie? Czy faktycznie może tam leżeć ktoś inny? Jeśli tak, to co w tym czasie działo się z Igą?!
„Człowiek (…) upadla się bardzo szybko.”
Książka składa się z 76 krótkich rozdziałów. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego z perspektywy kilku bohaterów, przede wszystkim Dawida i Górnika, ale też np. młodej studentki Kasi czy Eweliny znanej z poprzednich tomów. Są tu również tajemnicze fragmenty dotyczące tytułowego wilkołaka i pewnej anonimowej kobiety. Styl powieści jest prosty, dosyć surowy, nie stroniący od mocnych akcentów, co świetnie współgra z całych charakterem powieści. Jest mrocznie, jest dziwnie i dosyć smutno, bohaterowie ciągle walczą z własnym losem, który nie jest dla nich łaskawy. Książka pod względem językowym jest naprawdę dopracowana, przez co całość czyta się naprawdę dobrze – nic nie zgrzyta, przez lekturę przepływa się bez zakłóceń.
 
Oczywiście dopracowany jest tu nie tylko sam styl. Na mnie największe wrażenie zrobiły kreacje bohaterów i to, jak książka świetnie zamyka cały cykl. Zacznijmy od tego pierwszego. Główny bohater, Dawid Wolski, został prywatnym detektywem osiem lat temu. Porzucił studia prawnicze, swoją karierę i kancelarię, którą prowadził jego ojciec. Odciął się od rodziny, gdyż po morderstwie Igi, to jego ojciec został obrońcą mężczyzny podejrzanego o tę zbrodnię. Dawid nigdy się z tym nie pogodził, uparł się, że znajdzie dowody, które bezsprzecznie wskażą winę podejrzanego. I tak upłynęło osiem lat. Teraz po śmierci ojca nagle okazuje się, że może Dawid wcale nie miał racji, niepotrzebnie był cały czas tak okropnie uparty. Do tego męczą go wyrzuty sumienia po sprawie z wcześniejszego tomu, nie może sobie znaleźć miejsca we własnym domu. To postać, która w tym tomie zmienia się niesamowicie mocno, w końcu widzimy przemianę tego zbuntowanego na cały świat dzieciaka. Oczywiście nie pozbywa się swoich wszystkich charakterystycznych cech, dalej jest impulsywny i nie podejmuje całkiem rozważnych decyzji, dalej jego poziom moralny jest bardzo umowny, ale już nie jest tą postacią co w tomie pierwszym. Po wszystkim co przeszedł, na co sam się naraził w czasie tych trzech tomów, jego aktualna przemiana jest naprawdę świetnym dopełnieniem całego cyklu.
 
Oczywiście prócz Dawida mamy tu wiele postaci wartych uwagi. Moją sympatię wzbudziła szczególnie Kasia, młoda dziewczyna, studentka architektury, siostra Hani. W ważnym dla niej momencie, kiedy kończy naprawdę trudną pracę magisterską, na jej głowę, a raczej do mieszkania rodziców, wraca Hania z dwójką małych rozwrzeszczanych dzieci. I tak nagle dziewczyna nie jest w stanie pracować w domu, bo ciągły hałas, zamieszanie i kłótnie to po prostu uniemożliwiają. I do tego jeszcze dochodzi matka, cały czas powtarzająca, że powinna Hanię zrozumieć, wykazać cierpliwość i wyrozumiałość. Tylko dlaczego to Hanię wszyscy mają rozumieć, a tego, że Kasia jest właśnie w momencie decydującym o jej całej dalszej przyszłości, już nie rozumie nikt?! Naprawdę świetnie oddana pod względem psychologicznym postać.
 
Jak wspomniałam wiele jest tu też bohaterów znanym z tomów wcześniejszych, jak Ewelina i jej mąż, z którym właśnie się rozwodzi, siostra Dawida i prokurator Górnik. Każda z tych postaci jest inna, każda świetnie zbudowana i mimo że część z nich pojawia się tylko na chwilę, a moje wspomnienie o nich z tomów poprzednich jest naprawdę bardzo mgliste, to ponownie spotkanie z nimi, tymi dopracowanymi drugoplanowymi charakterami, było naprawdę czystą przyjemnością.
 
Koniec jednak o bohaterach, teraz pomówmy krótko o intrydze kryminalnej. Oczywiście Dawid i Górnik badają sprawę Igi, a w międzyczasie dostajemy trochę przebłysków, fragmentów o kimś, kto nie ma dobrych zamiarów względem innych… Ktoś, kto interesuje się kolejnymi odnalezionymi ciałami, ktoś kto poluje na kolejne… Kim jest ten mężczyzna, który twierdzi, że ma naturę wilka? Do czego się posunie? I jak związany jest z całą fabułą? Z początku rozsypane fragmenty całej historii, które nie wydają się do siebie pasować, z czasem zmieniają charakter i dopasowują do siebie swoje ostre brzegi. Jak to wszystko złoży się w całość? Muszę przyznać, że fabuła jest naprawdę dobrze przemyślana, wydaje się, że autor od pierwszego tomu już wiedział, jak to wszystko się skończy. Intryga trzyma w napięciu, najpierw właśnie przez tą ciekawość jak to wszystko ma do siebie pasować, później już wydarzenia, choć może nie jakoś mocno dynamiczne (choć nie można zaprzeczyć, że sporo się w książce dzieje) wciągają tak, że nawet czytelnik nie zastanawia się dlaczego.
 
Wszystko to – przemiana Dawida, tajemnicze postaci, zagmatwanie wątków fabularnych, jak i dopracowany styl powieści gwarantują lekturę zajmującą, wciągającą czytelnika w swój własny świat. Świat smutny, trudny i brutalny, pełen zła, w którym ludzie próbują żyć godnie. Jedni bardziej, drudzy mnie, jednak wszyscy chcą po prostu spokoju i szczęścia. Spokoju ducha, który trudno osiągnąć, gdy cały czas z tyłu głowy ma się własne wyrzuty sumienia i nierozwiązane sprawy. Żeby zacząć układać sobie życie, każdy z bohaterów musi zamknąć w nim jakiś rozdział. Dla jednych zakończenie może być szczęśliwe, dla innych nie całkiem, jednak dzięki temu będę mogli ruszyć dalej. Szkoda tylko, że my w tych dalszych rozdziałach ich życia nie będziemy im towarzyszyć. Choć kto wie? Może Chmielarz kiedyś zmieni zdanie i napisze dalsze przygody Dawida Wolskiego? Pozostaje mieć nadzieję 😊
 
Moja ocena: 8/10

Książkę odebrałam za punkty w portalu czytampierwszy.pl
Numer akredytacji 04/05/2020

 Książka dostępna jest też w abonamencie 

sierpnia 25, 2021

"Tajemnica rzekomego małżonka" EJ. Copperman, Jeff Cohen

"Tajemnica rzekomego małżonka" EJ. Copperman, Jeff Cohen

Autor: E.J. Copperman, Jeff Cohen
Tytuł: Tajemnica rzekomego małżonka
Cykl: Tajemnica Aspergera, tom 2
Tłumaczenie: Magda Witkowska
Data premiery: 20.07.2021
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 368
Gatunek: kryminał
 
Seria „Tajemnica Aspergera” na rynku amerykańskim ukazywała się w latach 2014 – 2018, co roku publikowany był jeden tytuł, tak więc całość liczy sobie 5 tomów. Na polskim rynku jak na razie ukazały się dwa pierwsze, w marcu tego roku swoją premierę miała „Tajemnica brakującej głowy”, która została objęta moim patronatem medialnym (recenzja – klik!), a teraz w lipcu ukazał się tom drugi pt. „Tajemnica rzekomego małżonka”. Mam nadzieję, że równie szybko doczekamy się dalszych tytułów tej serii.
 
Fabuła książka toczy się trzy miesiące po wydarzeniach z tomu pierwszego. Samuel Hoenig nadal prowadzi swoje biuro „Odpowiedzi na pytania” i powodzi mu się całkiem nieźle, jednak mocno żałuje, że Janet Washburn, która pomagała mu przy odpowiadaniu na pytanie o zaginionej głowie, nie chce z nim na stałe współpracować. Pewnego dnia w jego biurze pojawia się nowa klientka z bardzo dziwnym pytaniem: ‘kim jest mężczyzna, który twierdzi, że jest moim mężem?’ Kobieta nie pamięta ślubu, jednak podobno do niego doszło – teoretyczny mąż pokazał jej dokument to potwierdzający oraz zdjęcia z uroczystości.  Dla niej jednak jest to obcy mężczyzna. Samuel zgadza się odpowiedzieć na te pytanie, jednak by zrobić to jak należy, musi nakłonić Janet do pomocy, gdyż wie, że nie będzie w stanie zrozumieć wszystkich zależności w relacjach pomiędzy klientką a rzekomym mężem ze względu na zespół Aspergera. Posuwa się nawet do nie całkiem czystego zagrania, a kiedy swój cel osiąga, zlecenie komplikuje się jeszcze mocniej – klientka znika, a w biurze Samuel i Janet znajdują zwłoki… O co w tej sprawie chodzi? I dlaczego ktoś podrzucił im do agencji trupa?!
 
Książka składa się z 33 rozdziałów. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego przez Samuela, przez co czytelnik od razu zaznajamia się z jego nieszablonowym sposobem myślenia. Styl powieści jest lekki i przyjemny, w tym tomie na szczęście bohater już tyle razy co wcześniej nie podkreśla, że ma zespół Aspergera, co na pewno wpływa korzystniej na odbiór lektury. Jednak ze względu na te zaburzenie, podejście bohatera do analizowania pytania, z którym przyszło mu się mierzyć, jest dużo uważniejsze i bardziej skupione na faktach, co na pewno dodaje lekturze oryginalności.
 
„Tajemnica rzekomego małżonka” nie jest ściśle związana z tomem pierwszym, więc spokojnie można ją czytać jako osobną powieść. Ci jednak, którzy czytali tom pierwszy, na pewno zauważą zmiany w głównym bohaterze. Samuel teraz wydaje się bardziej skory do ustępstw, skupia się na tym, co pomoże mu lepiej prowadzić firmę i rozumie, że takie sprawy czasami wymagają poświęceń. Są to niewielkie ustępstwa, jak skorzystanie z telefonu komórkowego, czego normalnie robić nie lubi, czy choćby złapanie klamki, która jest przecież rzeczą, którą dotykają wszyscy. W tym tomie poznajemy też trochę bardziej ryzykancką stronę bohatera, ale i też mamy możliwość obserwowania go w sytuacji, kiedy puszczają mu nerwy. To wszystko składa się na obraz osoby z Aspergerem, dzięki czemu czytelnik poprzez lekturę może zaznajomić się z zachowaniem osób cierpiących na te zaburzenie, a tym samym na pewno zyska większą tolerancję, gdy przyjdzie się mu mierzyć w prawdziwym życiu z takimi nieprzewidywalnymi reakcjami.
Sama postać Samuela wykreowana jest w sposób ciekawy, tak samo zresztą, jak wszyscy pozostali bohaterowie. Janet nadal walczy z kryzysem w małżeństwie, matka Samuela nadal nie zamierza wtrącać się w jego biznes. Do tego dochodzą też postacie pojawiające się tylko w tym tomie, już sama klientka i jej niecodzienny problem mocno intrygują. Pojawia się tu także leniwy policjant i kobiety z przeszłości rzekomego męża, a także tajemnicza postać zwana ‘Terry’, o której nie wiadomo nawet czy to kobieta czy mężczyzna. Wszystkie postacie potraktowane są tu z humorem i niejakim prześmiewczym spojrzeniem na cechy, jakie spotykamy u ludzie w prawdziwym życiu.
 
Książka to co prawda kryminał, ale raczej zaliczający się do tych lżejszych, typu cozy crime. To bardziej powieść detektywistyczna, gdzie czytelnik podąża krok w krok za detektywem szukającym nowych tropów w sprawie. Czasami akcja jest dynamiczna, czasami nie, jednak tym, co liczy się tu najbardziej jest dedukcja.
 
Intryga kryminalna, kiedy już pojawia się trup i kilka początkowych wskazówek nie jest specjalnie trudna, sama domyśliłam się jej rozwiązania już na początku, choć samodzielnie nie udało mi się odkryć motywu zbrodni. Nie wpłynęło to oczywiście znacząco na mój odbiór lektury, bo książkę czytało się przyjemnie, jednak w porównaniu z tomem pierwszym, tam zaskoczenie na końcu jednak było większe.
 
Ogólnie, mimo iż „Tajemnica rzekomego małżonka” w mojej ocenie wypada ciut słabiej niż tom pierwszy, to i tak nie zamierzam na nią narzekać – to przyjemny, lekki kryminalik do poczytania w wolnej chwili jako odpoczynek od mrocznych i skomplikowanych lektur. Książka niewymagająca, w pozytywny sposób podnosząca tolerancję czytelnika na odmienne zachowania osób, z którymi może zetknąć się w prawdziwym życiu. Na pewno sięgnę po kolejne tomy.
 
Moja ocena: 7/10
 
Za możliwość zapoznania się z lekturą dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka!

 Książka dostępna jest też w abonamencie 

sierpnia 24, 2021

"Dziewczynka z Widow Hills" Megan Miranda

"Dziewczynka z Widow Hills" Megan Miranda

 

Autor: Megan Miranda
Tytuł: Dziewczynka z Widow Hills
Tłumaczenie: Maria Jaszczurowska
Data premiery: 11.08.2021
Wydawnictwo: Chilli Books
Liczba stron: 416
Gatunek: thriller psychologiczny / kryminał
 
Megan Miranda to amerykańska autorka thrillerów psychologicznych. „Dziewczynka z Widow Hills” to jej czwarta książka przeznaczona dla dorosłego czytelnika, a zarazem moje drugie spotkanie z jej piórem. Rekomendacja okładkowa amerykańskiego magazynu „Kirkus” głosi, że jest to najlepszy dotąd thriller autorki, i choć sama nie mogę się z tym stwierdzeniem zgodzić, to nie zaprzeczam, że książkę czytało się przyjemnie.
 
Akcja powieści toczy się w Karolinie Północnej, w Central Valley, gdzie od kilku lat na obrzeżach miasta żyje dwudziestosześcioletnia Olivia Meyer. Pracuje w administracji w szpitalu i wiedzie dosyć uporządkowane, choć trochę samotne życie. Jej spokój zaburzony zostaje przez informację, że zmarła jej matka, a do niej pocztą docieka pudło z rzeczami, które w chwili śmierci miała przy sobie. Jest tam bransoletka, która wzbudza dawne, niechciane wspomnienia. Wspomnienia sprzed dwudziestu lat, kiedy to sześcioletnia Olivia, wtedy jeszcze pod imieniem Arden Maynor, została porwana przez prąd rzeki i uwięziona w kanałach na trzy dni… Wszystko to stało się przez lunatykowanie, które teraz znowu do niej powraca. Ten nocy Olivia budzi się na zewnątrz, gdzie znajduje są starszy pan, sąsiad Rick. Ta nocna nieświadoma przechadzka mocno ją przeraża, a zbliżająca się dwudziesta rocznica jej odnalezienia tylko strach potęguje. Gdy więc kolejnej nocy znowu budzi się na zewnątrz i potyka się o zwłoki, jej panika sięga zenitu. Kim jest człowiek, który prawdopodobnie został zamordowany na jej posesji? Kto go zabił? Bo chyba nie lunatykująca Olivia?!
 
Książka składa się z prologu i 27 rozdziałów oznaczonych dniem tygodnia i godziną (tu mała uwaga – godzina postała przetłumaczona po amerykańsku, czyli zamiast np. 19:00 mamy 7 wieczór), w której toczy się akcja danego rozdziału. Każdy z nich kończy się także wycinkiem z przeszłości – są to fragmenty wywiadów, artykułów prasowych, listów czy policyjnych zgłoszeń sprzed dwudziestu lat. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego przez Olivię, przez co czytelnik poznaje wydarzenia tylko i wyłącznie z jej punktu widzenia mocno okraszone emocjami, które z rozdziału na rozdział są coraz bardziej niepewne, coraz mocniej zagmatwane. Styl powieści jest spokojny, skupiony na głównej bohaterce, całość czyta się przyjemnie.
 
„Dziewczynka z Widow Hills” to kolejna książka skupiająca się na temacie pamięci i świadomości. Główna bohaterka wspomnienia sprzed dwudziestu lat całkowicie wymazała z pamięci, co na pewno spowodowane jest traumą jaką przeszła. Teraz jednak znowu własna głowa ją zawodzi, nie wie czy może sobie ufać, nie wie czy może ufać bliskim. Bo przecież ktoś zabił tego człowieka przed jej domem, prawda? Tylko jak i czy w ogóle jest to z nią powiązane? Bohaterka znajduje nowe tropy, które tylko jej niepokój pogłębiają, dają powody, by nie ufać samej sobie coraz mocniej. Bo czy funkcjonująca, ale pozbawiona świadomości, po traumatycznych wydarzeniach, cały czas odczuwająca strach przed rozpoznaniem i mająca w przeszłości incydenty agresji mogłaby zrobić coś tak złego? Psychologia tej postaci, to to, co jest w książce najważniejsze.
„(…) każdego z nas od równi pochyłej dzieli jeden niewielki krok. Coś, co wkrada się do świadomości i za nic nie chce jej opuścić. Na początku to jakaś drobnostka, której nie można zignorować ani odpędzić. A potem jest już wszędzie i nie da się myśleć o niczym innym. Ta jedna drobnostka – albo jej nieobecność – potrafi powoli doprowadzić nas do utraty zmysłów.”
Ciekawym tematem na pewno jest też zainteresowanie mediów, jakie wzbudziła tragedia sprzed dwudziestu lat. Przez to, że sprawa została tak nagłośniona, Olivia, w wieku sześciu lat stała się niejako osobą publiczną, jej życie i życie jej matki potraktowane zostały jak rzecz, którą można kupić. W Olivii jest dużo gniewu przez to, jak i przez to, że jej matka w pełni tę sprawę wykorzystała – napisała książkę, udzielała płatnych wywiadów. Przez zainteresowanie mediów i zwyczajnych ludzi, którzy ciekawi byli jej dalszych losów, nigdy nie dane jej było zagrzać miejsca na stałe. Po zmianie nazwiska, miejscowości, pracy, w końcu jest teraz osobą anonimową, jednak czy tak naprawdę może żyć normalnie? Przez zbliżającą się rocznicę media znowu zaczynają ją tropić, więc czy to nie tylko kwestia czasu, kiedy na nowo jest źle pojęta sława znowu zostanie odkryta? Dlaczego jej tragedia wystaje wykorzystana do tak sensacyjnych celów?
 
Intryga kryminalna toczy się bardzo powoli, więc i specjalnie dużego napięcia się tu nie odczuwa. Historia jest jednak ciekawa, autorka nieraz myli tropy, sama miałam kilka mocnych hipotez na rozwiązanie zagadki śmierci mężczyzny i tego jak wiąże się to z Olivią. Finał ma pewne cechy amerykańskie, jest dynamiczny, ale i zaskakujący, a wszystkie tematy zostają dobrze wyjaśnione.
 
Podsumowując, „Dziewczynka z Widow Hills” to spokojny thriller psychologiczny z elementami kryminału. Mamy zabójstwo, śledztwo w tej sprawie, ale i wydarzenie z przeszłości, które mocno wpłynęło na główną bohaterkę, które stworzyło z niej nową osobę. Mimo że książka nie wzbudza dużych emocji, to zagadnienia w niej poruszane są na tyle ciekawe, a intryga na tyle dobrze rozpisana, że chętnie przeczytałam książkę do końca. Nie porwała mnie, ale dobrze spędziłam z nią czas.
 
Moja ocena: 7/10
 
Za możliwość zapoznania się z lekturą dziękuję Wydawnictwu Znak i Chilli Books!

sierpnia 24, 2021

Wygraj "Dziewczyny są tu takie miłe"! (rozwiązany)

Wygraj "Dziewczyny są tu takie miłe"! (rozwiązany)

 

W poprzednim tygodniu dzieliłam się z Wami moimi wrażeniami z lektury debiutanckiego thrillera przeznaczonego dla dorosłego czytelnika L.E. Flynn pt. "Dziewczyny są tu takie miłe" (recenzja - klik!), a dzisiaj przychodzę z miłą wieścią dla Was - ruszamy z konkursem, w którym do rozdania mam aż pięć egzemplarzy tej książki! Jeśli więc lubicie thrillerki o dawnych grzeszkach z czasów studenckich, które po wielu latach w końcu zostaną rozliczone, to jest to na pewno lektura dla Was!

Co trzeba zrobić, by wziąć udział w konkursie?

W przeciwieństwie do tytułu, książka jest opowieścią o wrednych dziewczynach. To temat, który dosyć często przewija się w popkulturze. Jak myślisz dlaczego właśnie takie bohaterki przyciągają uwagę, dlaczego lubimy śledzić ich losy w książce czy na ekranie, mimo że w prawdziwym życiu raczej nie chcielibyśmy mieć do czynienia?

Zgłoszenia możecie zamieszczać w dowolnej formie, im ciekawiej, bardziej oryginalnie i nieszablonowo - tym lepiej!


Konkurs organizuję na moich wszystkich profilach, więc swoje zgłoszenia można zamieszczać tutaj w komentarzu pod postem lub pod konkursowymi postami na FB i IG - zgłosić można się tylko raz!

  1. Konkurs trwa od 24 do 29 sierpnia do 23:59, wyniki ogłoszę w tym poście, na FB i IG kolejnego dnia.
  2. Z nadesłanych odpowiedzi wybiorę pięć, które moim zdaniem będą najciekawsze.
  3. Wysyłka tylko na terenie Polski.
  4. Udzielając odpowiedzi na pytanie konkursowe uczestnik równocześnie oświadcza, że zapoznał się z regulaminem konkursu zamieszczonym na tej stronie  – klik!

Zachęcam też do polubienia profilu wydawnictwa na IG (klik!) i FB oraz moich własnych (IG klik! FB klik!), a także do dołączenia do obserwatorów mojego bloga. Będzie mi też bardzo miło jeśli na swoich profilach udostępnicie informację o tym konkursie (możecie po prostu podać dalej mój post o konkursie, który zamieściłam na obydwu profilach).


Serdecznie zachęcam do udziału i życzę wszystkich uczestnikom powodzenia!
30.08 aktualizacja - wyniki konkursu:
Dlaczego lubimy wrednych bohaterów? Większość z Was stwierdziła, że dlatego, że są głośni, że zwracają na siebie uwagę. I pewnie jest w tym sporo racji, ale czy tylko dlatego? Wydaje się, że musi być w tym coś głębszego, coś, co faktycznie trafia do środka człowieka. Dziękuję wszystkim za odpowiedzi i czas na ich napisanie poświęcony - tym razem dostałam wiele obszernych komentarzy, doceniliście jak pojemy jest to temat - dzięki! 
Ostatecznie zwycięzcami tego konkursu zostają:

FB:
1) Mag Di
Myślę, że ma to coś wspólnego z ludzką naturą. Żaden człowiek nie jest jednoznacznie dobry, każdy z nas ma swoje wady- jedne są naprawdę niebezpieczne, inne tylko trochę uprzykrzają życie nam lub osobom w otoczeniu:) Często osoby nieśmiałe, delikatne, czytając o wrednych postaciach niejako się z nimi utożsamiają, szukając w nich oparcia i podziwiając odwagę, która każe im mówić to, co chcą, ranić czyjeś uczucia bez wyrzutów sumienia czy krzywdzić w inny sposób. To taka namiastka wolności. Z kolei ludzie o silnym poczuciu sprawiedliwości śledzą losy niesympatycznych bohaterów, czekając na ich upadek. Sama nie lubię wrednych bohaterów, chyba że wykazują się ponadprzeciętną inteligencją i zdolnością planowania - wtedy stają się dla mnie przeciwnikami, wrogami-przyjacielami, przy których mogę się wykazać. Wydaje mi się, że każdy z nas odnajduje w negatywnych postaciach coś, co nas fascynuje i za tym podążamy. Stąd też popularność takich bohaterów w popkulturze.

IG:
2) _creative_et_writesandreads
Hmmm, ciekawe pytanie 🤔 Widzę takie dwie możliwości na pierwszy rzut oka (być może połączenie obu?). Pierwsza sprawa to taka, że wredne dziewczyny nie są nijakie. Mają swój charakter, wydają się ostre i ciekawe. Nie są idealne, trochę możemy sobie dzięki nim usprawiedliwiać niektóre własne zachowania. Do tego często zapewniają rozrywkę w postaci ciętych żartów czy niecodziennych sytuacja. Druga sprawa to, wydaje mi się, taka nutka oczekiwania na pewną zmianę. W moim odczuciu często ma się nadzieję, iż bohaterka napotka coś/kogoś co/kto ją odmieni. Lub też okaże się, że tak naprawdę od początku nie jest wcale taką złą osobą, tylko jest to powłoka, dzięki której radzi sobie ze światem. Myślę, że niewiele osób czyta lub ogląda takie historie dla satysfakcji z samej wredoty i złego charakteru. Chcemy wiedzieć, co się za tym kryje, stąd to się wzięło lub jak to przełamać. Ale mogę się mylić 😉

3) rumiankowa.czytelniczka
Dlaczego te wredne bohaterki przyciągają naszą uwagę? Według mnie że względu na interesującą przeszłość dziewcząt, wiele z nich nie było wredne w przeszłości ale stało się to coś... I właśnie to "coś" chcemy odkryć w nich, czytając bądź oglądając filmy o tych wrednych dziewczynach zadajemy sobie pytania, dlaczego tak postępują? Wiele wrednych dziewcząt tak naprawdę nosi maski, próbuje smutek ukryć za agresją i właśnie to nas ciekawi to jedno małe pytanie, Dlaczego? I właśnie to wciąga nas tak że chcemy zagłębiać się w historię o nich.📖

4) panna_czytanka
Bohaterka, która jest miła i empatyczna, nie dajcie bogowie dodatkowo ładna czy inteligentna, to dla czytelnika pstryczek w nos. Jak bowiem identyfikować się z kolejną "disneyowską" księżniczką, gdy już zrozumieliśmy (jakże późno!) że w gruncie rzeczy kochamy czarnych bohaterów? Ich motywacje i działania są bardziej podobne do naszych, nawet tych głęboko ukrytych, wykreowanych jedynie w podświadomości. Wredne dziewczyny są jak szepty w naszych głowach - szybko uczymy się je uciszać i odwracać wzrok, ale doskonale je znamy. 

5) marzena_domaszewicz
Moim zdaniem lubimy wrednych bohaterów, ponieważ do postaci pozytywnych podchodzimy z już jakimiś oczekiwaniami, a do negatywnych nie. Właśnie dlatego oni nas "pozytywnie" zaskakują I z tego powodu obdarzamy ich większą sympatią. Dzieje się też tak dlatego, że bohaterowie negatywni są proaktywni a pozytywni reaktywni. Ta właśnie ta zła postać robi coś, co później jest uznawane za złe. Chodzi o to, że ten zły bohater wychodzi z inicjatywą, nie ważne, jaka ona by nie by była. Wredni bohaterowie wydają się bardziej realni . Są bardziej przyziemni, niż bohaterowie pozytywni. A większość z nas w swoich życiach jest przyziemna więc się niejednokrotnie z nimi utożsamiamy 📖📖📖📖📖📖

Gratulacje! Czekam na Wasze adresy!
Oczywiście zachęcam też do dalszej obserwacji moich profilów, na wrzesień również szykuję dla Was trochę niespodzianek!

sierpnia 23, 2021

"Mężczyzna na dnie" Iva Procházková

"Mężczyzna na dnie" Iva Procházková

 

Autor: Iva Procházková
Tytuł: Mężczyzna na dnie
Cykl: podinspektor Marián Holina, tom 1
Seria: Czeskie Krymi
Tłumaczenie: Julia Różewicz
Data premiery: 24.05.2016
Wydawnictwo: Afera
Liczba stron: 416
Gatunek: kryminał
 
Wydawnictwo Afera specjalizuje się w literaturze czeskiej, ma na celu przybliżenie polskiemu czytelnikowi, to co zza południowej granicy najlepsze. I tak znajdziemy tu wiele gatunków: prozę współczesną, powieści obyczajowe i historyczne, reportaże, książki dla dzieci i oczywiście kryminały. Te ostatnie wydawane są pod szyldem serii Czeskie Krymi, a tytułem ją otwierającym był właśnie „Mężczyzna na dnie” Ivy Procházkowej. Jest to tom pierwszy cyklu kryminalnego o praskim podinspektorze Mariánie Holinie. Tom drugi nosi tytuł „Roznegliżowane” i wydany został rok później, tom trzeci pt. „Zagraj mi na drogę” będzie miał polską premierę już we wrześniu.
 
Fabuła „Mężczyzny na dnie” zaczyna się pewnego gorącego czerwcowego dnia. W Pradze od dawna nie padało, temperatury mocno przekraczają średnią normę tego miesiąca, a deszcz zapowiadany jest dopiero za kilka dni. W tym czasie Marián Holina zostaje ściągnięty z urlopu, gdyż w okolicznej miejscowości doszło do podejrzanej śmierci, którą musi zająć się ktoś z policji praskiej, gdyż ofiara to policjant z tamtych rejonów. Wygląda na to, że mężczyzna zjechał do jeziora w kamieniołomie, jednak czy na pewno był to wypadek? Detektywi szybko znajdują kilka dowodów, które tej tezie przeczą, pora więc poszukać kogoś, komu policjant zaszedł za skórę. Kto i dlaczego odważył się na tak drastyczny krok?
„Nie można dać się szantażować przeszłości. Wspomnienia prawie zawsze są troską. Retuszują rzeczywistość, zalewają duszę sentymentami. Osłabiają wolę.”
Książka składa się z prologu, którego akcja toczy się dziesięć lat przed aktualnymi wydarzeniami, oraz z sześciu rozdziałów podzielonych na dni śledztwa, a tym samym odliczającym dni do zapowiadanego deszczu. Rozdziały przedstawione są z punktu widzenia kilku osób, nie są więc pisane jednym ciągiem, co zdecydowanie ułatwia czytanie i dodaje dynamizmu lekturze. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego z punktu widzenia Holiny oraz kilku innych postaci, zwyczajnych ludzi, którzy w jakiś sposób zamieszani są w śledztwo. Od czasu do czasu pojawiają się też fragmenty pamiętnika pisanego przez zabójcę. Styl powieści jest niesamowicie przyjemny, książkę czyta się bardzo lekko, a dobrze napisane dialogi, w których od czasu do czasu pojawia się lekko uszczypliwy humor, tylko tę przyjemność lektury pogłębiają.
„Lekarz skończył coś notować, wstał od biurka, podszedł do nich.
- Mogiła – przedstawił się, a Marián pomyślał, że to nie najszczęśliwsze nazwisko dla osoby pracującej w służbie zdrowia.”
„Mężczyzna na dnie” to kryminał pisany w duchu klasycznych powieści kryminalnych, gdzie nie liczy się pędząca na łeb na szyję akcja, a dobrze, rzetelnie poprowadzone śledztwo i motywy zbrodni, a co z tym idzie - psychologia postaci. I tak fabuła kręci się wokół kilkorga bohaterów, którzy mieli styczność lub jakiś zatarg z ofiarą. Mamy tu architekta, który trzynaście lat temu ożenił się z Brazylijką, a trzy lata później razem przeżyli ogromną tragedię. Jest matka i ciotka ofiary, a także okoliczny rolnik z narzeczoną, których biznes po części opiera się na nielegalnych produktach. Czytelnik zagląda w życie każdej z tych rodzin, obserwuje ich troski i problemy. Dzięki tej obserwacji, a także rozmowom, jakie prowadzi z nimi Holina, powoli odkrywamy ich wspólny mianownik z ofiarą, powiązania, które mogły doprowadzić lub przyczynić się do zbrodni. Poprzez te postacie autorka porusza też szereg problemów bliskich zwyczajnemu człowiekowi, takich jak relacje rodzinne, dzieciństwo w niepełnej rodzinie, węzy krwi czy wykorzystywanie pozycji zawodowej do celów niekoniecznie chwalebnych. Dużo miejsca poświęcone też jest na poczucie winy, sprawiedliwość, nienawiść i karę. Wszystkie te tematy przedstawione są z punktu widzenia zwyczajnego człowieka, przez co każda z tych historii wydaje się być nam bliska. To kryminał osadzony na problemach, z których spotykamy się w normalnym społeczeństwie, coś, co jest na wyciągnięcie ręki. Dlatego też fabuła ostatecznie tym mocniej jest wstrząsająca, tym większy budzi smutek.
„Osobiście przeszkadzało mu, że w śledztwach pozostawia się zbyt mało miejsca na psychologię. W ciągu dwunastu lat spędzonych w policji niejednokrotnie przekonał się, że cechy charakteru często warunkują nie tylko motyw, lecz też sposób dokonania przestępstwa. Niekiedy co do najmniejszych szczegółów.”
Postacie policjantów to drugie zagadnienie, które warto poruszyć, gdyż to właśnie oni będą się pojawiać przez całą serię. A każda z tych kreacji od początku jest dopracowana i ma jakąś cechę chwytającą za serce. Podinspektor Holina to mężczyzna przed pięćdziesiątką, Słowak, który do kilkunastu lat mieszka w Czechach. Mówi po czesku, węgiersku (jego dziadek był Węgrem) i słowacku, te ostatnie najczęściej w momentach, gdy prosi istotę wyższą o pomoc lub cytuje powiedzonka swojej ciotki Józefiny. Do pracy jeździ rowerem, uwielbia czeskie rogaliki i dobre wino. W tym tomie przydzielony zostaje mu nowy partner, młody aspirant Daviš, którego Holina ma uczyć, a przy którym czuje jest postacią dosyć sceptyczną. Mężczyźni często się zakładają o wyniki, jednak ogólnie szybko zaczynają tworzyć zgrany zespół, ich sposoby myślenia płyną podobnym torem.
Postacią wartą wspomnienia na pewno jest też superaktywna kapitan Šotolová, która w pewnym momencie zostaje przyłączona do śledztwa, a która wpędza Holinę w poczucie, że jest dosyć ślamazarny – kobieta ma tyle energii, że zadania wykonuje z prędkością błyskawicy! Do tego jest mistrzem przesłuchań, choć raczej tego w tym tomie nie udowadnia – to Holina zdobywa od świadków kluczowe informacje.
„Marián popatrzył na nią zmieszany. Kiedy w Baden dyskutował z Györffym o możliwości wykorzystania astrologii do sporządzania profilu psychologicznego zabójcy, miał wiele wątpliwości. Teraz patrzył na horoskop ofiary i miał wrażenie, że mówi on jednocześnie o motywach zabójstwa. Był zdumiony, jak wiele Sabina wyczytała z gwiezdnych konstelacji, jak dokładnie określiła cechy człowieka, którego nigdy nie widziała na oczy i jak wiele jej słów zgadzało się ze słowami jego byłej żony. Kilka znaczków i plątanina kresek na kartce wskazywały drogę do ludzkiego charakteru niczym rzetelna mapa.”
By nie przeciągać, na koniec wspomnę już tylko o jednym naprawdę ciekawym zagadnieniu, które nawet pojawia się na okładce książki. Holina na samym początku historii, dzięki Sabinie, kobiecie kilkanaście lat młodszej, której sypie się małżeństwa, a z którą policjant jakiś czas temu rozpoczął romans, jest na szkoleniu z astrologii. Sabina jest psychologiem i interesuje się tym zagadnieniem, przez co i podinspektor wpada na pomysł, że można to wykorzystać w śledztwie. I tak zaczyna się interesować astrologią, horoskopami i znakami zodiaku, co przedstawione jest w książce naprawdę ciekawie i co ważniejsze, zrozumiale. Bohater przedstawia nam, a tym samym sam się dowiaduje, jak dużo informacji można wyczytać z położenia planet. To temat niespotykany w kryminałach, który tu nadaje książce, a i całej serii, dużo oryginalności. A we mnie wzbudził zainteresowanie tym zagadnieniem, muszę trochę bardziej zgłębić ten temat 😊
„Jeśli chcesz zacząć stosować astropsychologię w śledztwie, musisz zrozumieć, że podstawą nie jest samo wydarzenie, czyli zbrodnia, ale problem psychologiczny, który je poprzedza i który można zobrazować za pomocą astrologii. To z nim wiążą się konkretne przejścia osobiste. Zbrodnia jest reakcją na ten problem.”
Podsumowując, „Mężczyzna na dnie” mocno mnie zaskoczył. Pozytywnie, bo nie spodziewałam się, że będzie to aż tak dobry kryminał, w dokładnie takim stylu, jaki lubię najbardziej. To książka skupiająca się na psychologii postaci, na motywach i szukaniem odpowiedzi ‘dlaczego?’, pisana naprawdę przyjemnym stylem. To kryminał bliski zwyczajnego człowieka, poruszający bardzo ludzkie problemy, które pojawiają się na pewno w każdej społeczności. To książka o granicach człowieka, o odporności na ból i poczucie winy. Przez tą bliskość problemów i trudnych emocji finał nie tylko jest zaskakujący, ale i wstrząsająco smutny, mocno ściska za gardło. Cieszę się, że pod ręką od razu mam tom drugi serii, bo czuję, że na pewno wpiszę ją na listę swoich ulubionych!
„Nowoczesne metody śledcze. Wszystko umożliwiają, pomyślał Marián. (…) Wciąż jednak nie potrafią odpowiedzieć za nas na najważniejsze pytanie: dlaczego? Dlaczego sprawca zrobił właśnie to? Dlaczego co innego pominął? Dopóki będzie się mordować z ludzkich pobudek, motyw zbrodni może odkryć tylko człowiek. Jedynie człowiek może wejść w skórę drugiego człowieka.”
Moja ocena: 8,5/10
 
Za możliwość zapoznania się z lekturą dziękuję Wydawnictwu Afera!

 Książka dostępna jest też w abonamencie 

sierpnia 23, 2021

Wygraj "Martwca" z autografem autorki! Konkurs patronacki (rozwiązany)

Wygraj "Martwca" z autografem autorki! Konkurs patronacki (rozwiązany)

 

Od premiery "Martwca", 13. tomu kryminalnej serii "Lipowo" pióra Katarzyny Puzyńskiej mija już półtora miesiąca. Ja z serią związana jestem od początku, ale ten tom jest dla mnie szczególnie ważny, gdyż ukazał się pod patronatem mojego bloga, a i jest na tyle zamkniętą całością, że jest jednym z tych tomów, które bez problemu można czytać oddzielnie. Dlatego też dzisiaj przychodzę z konkursem dla wszystkich - i tych co znają serię, i tych co jeszcze nie mieli okazji zanurzyć się w lasach otaczających powieściowe Lipowo! Mam dla Was trzy egzemplarze tej książki z autografem autorki!
Jeśli nie jesteście pewni czy to lektura dla Was, zapraszam do zapoznania się z moją recenzją tego tytułu - klik!

Co trzeba zrobić, by wziąć udział w konkursie?

Katarzyna Puzyńska lubuje się w tytułach dziwnych i oryginalnych. Przeważnie jest to jedno słowo, które w jakiś sposób powiązane jest z fabułą, a którego raczej nie używa się na co dzień. Przykładem mogę być ostatnie tomy serii: "Martwiec", Pokrzyk' czy "Śreżoga". Jedne z nich mają jakieś powiązania z mitologią słowiańską, inne to po prostu dawno zapomniane, nieużywane już określenia. Waszym zadaniem jest wyszukanie, napisanie i wytłumaczenie równie dziwnego, niespotykanego słowa, które w przyszłości mogłoby stać się tytułem kolejnego tomu serii "Lipowo".



Konkurs organizuję na moich wszystkich profilach, więc swoje zgłoszenia można zamieszczać tutaj w komentarzu pod postem lub pod konkursowymi postami na FB i IG - zgłosić można się tylko raz!

  1. Konkurs trwa od 23 do 27 sierpnia do 23:59, wyniki ogłoszę w tym poście, na FB i IG kolejnego dnia.
  2. Z nadesłanych odpowiedzi wybiorę trzy, które moim zdaniem będą najciekawsze.
  3. Wysyłka tylko na terenie Polski.
  4. Udzielając odpowiedzi na pytanie konkursowe uczestnik równocześnie oświadcza, że zapoznał się z regulaminem konkursu zamieszczonym na tej stronie  – klik!

Zachęcam też do polubienia profilu wydawnictwa na IG (klik!) i FB, autorki książki (IG klik! FB klik!) oraz moich własnych (IG klik! FB klik!), a także do dołączenia do obserwatorów mojego bloga. Będzie mi też bardzo miło jeśli na swoich profilach udostępnicie informację o tym konkursie (możecie po prostu podać dalej mój post o konkursie, który zamieściłam na obydwu profilach).


Serdecznie zachęcam do udziału i życzę wszystkich uczestnikom powodzenia!
28.08.aktualizacja - wyniki konkursu:
Stawiając takie pytanie zastanawiałam się czy będzie choć trochę zgłoszeń do tego konkursu... Okazuje się, że też lubujecie się w dziwnych słowach! Liczba zgłoszeń naprawdę przerosła moje oczekiwania! Niektóre były groźne, niektóre po prostu starodawne, a przy niektórych dostałam nawet propozycje fabuły 😉 Bardzo mnie to cieszy, mam nadzieję, że już pisząc te komentarze, bawiliście się dobrze! Jak zawsze jednak mimo wszystko trzeba wybrać zwycięzców, więc tym razem książka trafia do:

FB:
1) Agnieszka Czarnogórska
Proponuję Wondoły - ostatnio usłyszałam powiedzenie "wyrzucę do wondoła" - wydaje się, że to coś dziwnego i niestworzonego, a okazuje się, że takie dziury w ziemi, nierówności, wykopy - coś w tym stylu... 😉 Czy to nie idealna sceneria dla kolejnej intrygi kryminalnej?


2) Beata Mach-Świnionoga
SKOMOROCH - to słowiańskie określenie aktorów wędrownych i sztukmistrzów. Skomorochy podróżowali po wsiach i miasteczkach ze swoimi przedstawieniami marionetkowymi, pokazami żonglerki i występami satyrycznymi.

IG:
3) wredna.books
SWAĆBA, czyli zaślubiny. Tyle rodzin mieszka w Lipowie i okolicach, że z pewnością coś można byłoby wymyślić z tym związanego. Drugim określenia są ROZPLECINY, czyli symboliczną inscenizowana zabawa będąca pożegnaniem panieństwa.

Gratulacje! Czekam na Wasze adresy, a wszystkich pozostałych uczestników zapraszam do udziału w drugim konkursie, w którym możecie się zgłaszać jeszcze do końca dnia jutrzejszego!

sierpnia 18, 2021

"Dziewczyny są tu takie miłe" L.E. Flynn

"Dziewczyny są tu takie miłe" L.E. Flynn

 

Autor: L. E. Flynn
Tytuł: Dziewczyny są tu takie miłe
Tłumaczenie: Tomasz Wilusz
Data premiery: 29.07.2021
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 432
Gatunek: thriller psychologiczny
 
„Dziewczyny są tu takie miłe” to pierwsza książka L.E. Flynn (a dokładniej Laurie Elizabeth Flynn) przeznaczona dla dorosłego czytelnika. Wcześniej autorka napisała trzy powieści YA, a przed karierą pisarską zajmowała się modelingiem. Żyje w Kanadzie, prowadzi spokojne życie w otoczeniu rodziny i przyrody. Na podstawie jej najnowszej książki ma powstać serial telewizyjny.
 
Fabuła powieści rozpoczyna się, gdy główna bohaterka – trzydziestodwuletnia Ambrosia dostaje mail z zaproszeniem na obchody dziesiątej rocznicy ukończenia studiów. Amb jednak tego okresu w swoim życiu nie wspomina najlepiej, więc nie decyduje się na uczestnictwo w tym wydarzeniu. Szybko jednak przychodzi jej zmienić zdanie, gdy pocztą zostaje jej doręczony anonimowy liścik, w którym ktoś pisze, że muszą porozmawiać o ‘tamtej nocy’… Jej mąż szybko dowiaduje się o zaproszeniu, a jako że nie zna przeszłości swojej żony, ochoczo namawia ją na uczestnictwo z zjeździe. Czy jednak Amb powinna tak jechać? Co jeśli jej mąż dowie się, o co wtedy była oskarżana? I kto wysyła jej anonimy? Czy kobieta powinna się bać?
 
Książka składa się z prologu i 42 rozdziałów podzielonych na ‘teraz’ i ‘wtedy’. ‘Wtedy’ to wydarzenia sprzed czternastu lat, z pierwszego roku studiów, w czasie którego doszło tam do tragedii. Rozdziały zatytułowane ‘teraz’ za każdym razem otwiera mail od Komitetu Absolwentów Uczelni do głównej bohaterki. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie przez Amb, rozdziały ‘teraz’ pisane są w czasie teraźniejszym, ‘wtedy’ w czasie przeszłym. Styl jest prosty, słownictwo niespecjalnie rozbudowane i wyszukane, mnie trochę drażniły dosyć obcesowe określenia i odnośniki do seksu, poza tym jednak książkę czyta się płynnie, bez problemów.
 
Poprzez osadzenie części akcji czternaście lat wstecz, w akademiku, w czasie pierwszego roku studiów, książka może wydawać się trochę nastolatkowa, jednak problemy, które porusza są całkiem poważne. To historia o dziewczynach, które nagle wyrwały się spod opieki rodziców i mogą żyć i robić co chcą. Główna bohaterka, mimo iż jako współlokatorkę w pokoju dostaje dziewczynę naprawdę dobrą i miłą, jednak szybko kieruje się w stronę odwrotną – poznaje Sally, dziewczynę, która łamie wszystkie zasady, który nikogo (nawet siebie) nie szanuje, a jednak wszyscy skaczą dookoła niej. Amb oczarowana jej mocą robi wszystko, by się z nią zaprzyjaźnić. I tak wkręca się w złe towarzystwo, pełne alkoholu, narkotyków i przygodnego seksu. Razem z Sally staje się tą ‘wredną dziewczyną’, która nie zważając na uczucia innych, pogrywa sobie z wszystkimi. Dla nich to tylko zabawa, czy jednak dziewczyny, które są przez nie dręczone też tak to odbierają? Przez te rozdziały autorka pokazuje mroczną stronę życia w akademiku, gdzie nie żyje się tak łatwo i beztrosko jak mogłoby się wydawać.
 
Ogólnie wydaje się, że narratorka nie lubi płci pięknej. Ma podejście bardzo przedmiotowe, uważa, że kobiety potrzebują mężczyzn, by być w pełni sobą, by do czegoś w życiu dojść. Poza tym to właśnie kobiety uważa za groźniejszą płeć, pełną skrajnych emocji, zdolną do zachowań tak wyrachowanych i nieczystych posunięć, że jest to dosyć przerażające. Takie podejście jednak przestaje dziwić z każdym kolejnym rozdziałem dotyczącym dawnych zdarzeń – kiedy poznajemy do czego narratorka jest czy była zdolna, całość zaczyna do siebie pasować.
„Kiedy mam kiepski poranek, lubię popatrzeć na moje internetowe życie i przypomnieć sobie, że potrafię na tyle dobrze udawać, by wszystkich nabrać.”
Bo Amb nie jest postacią dobrą. Mimo że od tamtych tragicznych zdarzeń minęło już czternaście lat, to jej życie specjalnie się nie zmieniło. Może już tak nie zabiega o to, by się wyróżniać, jednak dalej nie jest postacią pozytywną – oszukuje męża, udaje cały czas kogoś innego niż jest w rzeczywistości. Nie wydaje się, by czuła się winna, choć może gdzieś w podświadomości jednak tak jest – w końcu nigdy nie postarała się, by po tamtej nocy zawalczyć o swoje marzenia. Nie zamierza jednak pokutować, nie wygląda na to, że chce być lepszym człowiekiem. W sumie nawet nie wiadomo czego chce, wie tylko, że nie tego, co ma. To postać trudna do polubienia, do zrozumienia, jednak każdy w swoim życiu na pewno spotkał podobnie wredną osobę, więc jej istnienie niespecjalnie dziwi.
 
Intryga kryminalna opiera się w większości na tajemnicy z przeszłości i osobie, która stoi za anonimami. Jest dobrze poprowadzona, może nie trzyma w super wielkim napięciu, ale ciekawi, a finał zaskakuje. Największe napięcie buduje niepewność bohaterki co do tego, komu z dawnych znajomych może ufać i czy to przypadkiem nie Sally znowu gra w jakiś niezrozumiałą, poplątaną grę.
 
Ogólnie, „Dziewczyny są tu takie miłe” to niezły thrillerek o wrednych dziewczynach. Na pewno dobrze obrazuje ich wpływ na te spokojniejsze osoby, które przypadkiem im zaufały i uwierzyły, że te dziewczyny wcale nie są takie złe. To historia o demonach przeszłości, które w końcu po latach dochodzą do głosu i o zemście, której w końcu dokonują. To opowieść dziewczyn, które z własnych wyborów zeszły na złą drogę, z której nie da się powrócić, a także o toksycznej relacji, od której to wszystko się zaczyna. To też dosyć przerażający obraz ludzi wchodzących w dorosłość, którzy nagle zerwani z opieki rodzicielskiej, odkrywają coraz mroczniejsze ‘ja’. Ostatecznie jest to też historia o sprawiedliwości i karze. Może nie uznam jej za powieść wybitną, ale czyta się ją całkiem dobrze, to taki lekki, trochę nastolatkowy thrillerek do poczytania w wolnej chwili.
 
Moja ocena: 6,5/10
 
Za możliwość zapoznania się z lekturą dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka!

 Książka dostępna jest też w abonamencie