września 27, 2019

"Kółko się pani urwało" Jacek Galiński

"Kółko się pani urwało" Jacek Galiński

Autor: Jacek Galiński
Tytuł: Kółko się pani urwało
Cykl: Zofia Wilkońska, tom 1
Data premiery: 03.04.2019
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 252
Audiobook wydany przez Bibliotekę Akustyczną, czas trwania 7h 59min, czyta Elżbieta Kijowska

„Kółko się pani urwało” to debiut literacki Jacka Galińskiego. Autor, prócz pisarstwa, zajmuje się jeszcze scenopisarstwem, jest wielkim miłośnikiem sportu i sztuk walki. 13 listopada ma się ukazać druga część przygód Zofii Wilkońskiej, a sam autor mówi, że cykl planuje na od 3 do 5 tomów, później jednak zamierza zostać w tym gatunku literackim jakim jest komedia kryminalna. Postacią Zofii Wilkońskiej autor chciał podkreślić ciężkie życie emerytów oraz sprawić, by czytelnicy utożsamiali z bohaterką wszystkie staruszki napotkane na drodze. Czy mu się to udało?

„Kółko się pani urwało” to historia starszej pani Zofii, opowiedziana jej oczami. Emerytka żyje skromnie, od emerytury do emerytury, a i tak pieniędzy jej w sumie nie starcza. Pewnego dnia, gdy wraca do mieszkania po próbie upolowania kurczaka na promocji, okazuje się, że ktoś się włamał. Drzwi wyważone, mieszkanie przewrócone do góry nogami, oszczędności życia na spadek dla wnuka zniknęły. Zofia zgłasza sprawę na policję, ale widząc ich ociąganie i brak przyrzeczenia o znalezieniu sprawcy, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i samodzielnie wytropić złodzieja. Tym bardziej, że już ma mocne przypuszczenia co do jego tożsamości....

Od strony kompozycji książka podzielona jest na 13 rozdziałów. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego, narratorem jest Zofia, przez co czytelnik patrzy na świat jej oczami oraz poznaje wszystkie jej myśli.

Główna bohaterka niestety nie zyskała mojej sympatii. To okropne, hipkrytyczne babsko, które nie tylko nie zna wartości pieniądza, ale i ocenia każdego napotkanego człowieka praktycznie nawet zanim go zobaczy. Według niej inni są źli, tylko ona jest ta jedna dobra i wyrozumiała. Kiedy coś chce to musi to dostać, lubi robić z siebie ofiarę, a jak tylko ktoś się do niej odezwie, to od razu na niego naskakuje. Szczerze, jeśli miałabym na wszystkie staruszki patrzeć jak na Zofię, to raczej nie mogłabym wyjść z domu.

Prócz Zofii poznajemy także jej syna, sąsiada i policjanta. Sąsiad przejawia kolejne niezrozumiałe zachowania – na każdym kroku płaszczy się przez Zofią, ona na niego warczy i w ogóle zachowuje się okropnie, a on i tak dalej jej się podlizuje. Kompletnie tej relacji nie zrozumiałam.

Autor w swojej książce porusza problemy osób starszych, jak niskie emerytury, problemy z wizytami u lekarza czy brak zainteresowania dzieci ich losem. Ogólnie oczywiście popieram uświadamianie społeczeństwa i nagłaśnianie problemów, ale tutaj wszystko było oklepane i w najlepszym razie nijakie.

Drugim tematem poruszanym w książce jest reprywatyzacja starych kamienic. Autor nagłaśnia problem, ukazuje że nie zawsze dzieje się to zgodnie z prawem, a później to mieszkańcy cierpią. I tutaj znowu – pomysł dobry, z wykonaniem gorzej. Ten temat jest ostatnio bardzo popularny w polskie literaturze, więc dostałam tu powtórkę z tego co już było.

Na koniec przejdźmy do kategoryzacji tej lektury. Jej przesadna promocja głosiła, iż jest to komedia kryminalna. Autor sam na jednym ze swoich profili głosił, iż ludzie mówią na niego Chmielewska w spodniach. No cóż, ciężko mi w to uwierzyć. Książka dla mnie była mocno irytująca i kompletnie nieśmieszna. Ani razu nawet się nie uśmiechnęłam. Starałam się, chciałam ją dobrze przyjąć – niestety nie miałam na to szans. Zastanawiam się co z drugą częścią, ale wydaje mi się, że nie ma szans, żeby autor podniósł poziom na tyle, by mogła mi przypaść do gustu.

Moja ocena: 3/10

września 26, 2019

"Pamiętnik księgarza" Shaun Bythell

"Pamiętnik księgarza" Shaun Bythell

Autor: Shaun Bythell
Tytuł: Pamiętnik księgarza
Tłumaczenie: Dorota Malina
Data premiery: 19.06.2019
Wydawnictwo: Insignis
Liczba stron: 388

„Pamiętnik księgarza” to dziennik obejmujący roczny zapis Shauna Bythell, antykwariusza z Wigtown w Szkocji. Shaun, rudy okularnik po 40stce, 13 lat temu pod wpływem impulsu odkupił od pewnego starszego pana antykwariat. W tej książce przedstawia czytelnikom wycinek z życia nie tylko antykwariatu, ale i własnego prywatnego.

Wigtown to mała miejscowość w Galloway w Szkocji. Miasteczko słynie ze swojego corocznego festiwalu książki (Wigtown Book Festival), który odbywa się zawsze pod koniec września. W Wigtown istnieje także takie coś jak Open Book – czyli księgarnia, którą prowadzą wolontariusze, by przekonać się jak to jest prowadzić tego typu biznes. Jej „wynajmowanie” jest czasowe, przeważnie na miesiąc lub kilka. Open Book cieszy się ogromną popularnością, rezerwacje trzeba składać co najmniej z ponad rocznym wyprzedzeniem.

Sam antykwariat The Book Shop znajduje się w starym wiktoriańskim domu. Poniżej znajdziecie jeden z filmików, o których pisał autor w swojej książce, na którym widać rozmiary tego antykwariatu. Bardzo stylowe i klimatyczne miejsce.


Od strony kompozycji książka podzielona jest na miesiące, te na dnie. Przygodę w The Book Shop zaczynamy 5 lutego 2014 roku, kończymy 4 lutego 2015. Książkę zamyka epilog, który autor dopisał niecałe dwa lata później, przed samym jej wydaniem.
Każdy miesiąc otwiera cytat z książki George’a Orwella pt. „Bookshop memories” z 1936 roku, do którego autor zawsze krótko się odnosi podkreślając podobieństwa lub różnice w pracy antykwariusza. Później dostajemy codzienne wpisy, rozpoczynające się od wypisania liczby internetowych zamówień, a kończące na liczbie klientów oraz wysokości gotówki w kasie. Wpisy są bardzo różnej długości, dotyczą pracowników antykwariatu, jego klientów, intrygujących tytułów książek oraz codzienności Shauna – gdzie był, co robił. Wiele też miejsca poświęcone jest na wyprawy po książki, które przeważnie autor skupuje z prywatnych zbiorów (z masy spadkowej).

Styl książki jest dosyć specyficzny i, z tego co widzę, nie każdemu przypada do gustu (bardzo różne oceny książki). Dla mnie akurat styl narracji był strzałem w dziesiątkę – to takie spokojne wyrywkowe obserwowanie rzeczywistości z mocno sarkastycznymi uwagami bibliofila, który rozczarował się życiem antykwariusza. Jak sam przyznaje, przez tą pracę, książki raczej straciły u niego na magiczności, teraz są po prostu towarem, który musi przewieźć, spakować, rozpakować, wycenić, wystawić online, ułożyć na półkę itp. Humoru w książce jest dużo, ale jest on bardzo gorzki, czarny. Jednak, by nie było tak mrocznie, muszę podkreślić, że Shaun ma się całkiem dobrze, mimo różnych biznesowych problemów, wygląda na to, że życie wiedzie całkiem przyjemne i spokojne, a i bardzo dba o to, by jego biznes się ciągle rozwijał.

Shaun dużo uwagi poświęca na opisanie aktualnej kondycji antykwariatów. Jest to dosyć niszowy już biznes, antykwariusz musi walczyć nie tylko z księgarniami stacjonarnymi oferującymi nowości, ale z takimi gigantami internetowymi jak Amazon, na którym jest przeogromna liczba książek w bardzo niskiej cenie. Antykwariatom także wiele problemów sprawia digitalizacja – teraz większość książek dostępna jest w postaci ebooka, więc coraz mniej osób sięga po papierową książkę. To wszystko składa się na bardzo mały popyt, na szczęście ciągle nie brakuje ludzi, którzy kochają papierowe książki i zaglądają do antykwariatów.
„Właściwie to zastanawiam się, dlaczego zamawia książki u mnie, skoro łatwiej mógłby zrobić to na Amazonie. Może nie ma komputera. Może nie chce go mieć. A może jest przedstawicielem wymierającego gatunku ludzi, którzy wiedzą, że jeśli chcą, żeby księgarnie przetrwały, muszą je wspierać.”
Prócz życia kręcącego się wokół książek, autor opisuje też swoje życie w miasteczku, które, muszę przyznać, brzmi sielsko. Autor wiele czasu spędza na wycieczkach rowerowych, żeglowaniu, wędkowaniu czy po prostu pływaniu w morzu. Za domem na przepiękny ogródek, w którym uwielbia spędzać czas. Wraz z biegiem roku i porami roku autor obserwuje zmieniającą się naturę, dostrzega np. małe kijanki w stawie czy ptaki wijące gniazda w jego dobudówce. Wszystko to składa się na obraz bardzo spokojnego życia blisko natury, którego nie są w stanie nawet zaburzyć problemy z The Book Shop.

Shaun poświęca też dużo uwagi na ludzi. Opisuje swoich stałych klientów, przytacza ich słowa, opowiada o swoich relacjach z pracownikami.
„Można powiedzieć, że jest dość elegancki (pan Deacon), bo ma dobrze skrojone ubrania, tyle że nie nosi ich jak należy: nie zwraca uwagi na takie szczegóły jak poły koszuli, guziki czy rozporki. Wygląda to tak, jakby ktoś załadował jego ubrania do armaty, potem je na niego wystrzelił, a one jakoś przylgnęły i tak już zostały.”
 W tamtym czasie w antykwariacie pracowała bardzo ekscentryczna Nicky, której osoba bardzo mocno ubarwia cały pamiętnik. Shaun też jest mocno ekscentryczny, więc każdy opis ścierania się ich osobowości jest bardzo zabawny i oryginalny.

Ogólnie bardzo przyjemnie spędziłam czas z tą książką. Kocham wszystkie książki o książkach, a tutaj jeszcze sarkastyczny humor autora bardzo wpasował się w mój własny. „Pamiętnik księgarza” to świetna odskocznia od codziennych lektur, lekka i przyjemna. Mam nadzieję, że na naszym rynku szybko pokaże się i druga książka autora, tym razem zatytułowana „Confessions of a Bookseller (wyznania księgarza), która na rynku angielskim ukazała się w tym roku.

Moja ocena: 7/10

Książka trafiła do mojej biblioteczki dzięki portalowi czytampierwszy.pl



września 25, 2019

"Helter skelter" Vincent Bugliosi, Curt Gentry

"Helter skelter" Vincent Bugliosi, Curt Gentry

Autor: Vincent Bugliosi, Curt Gentry
Tytuł: Helter Skelter. Prawdziwa historia morderstw, które wstrząsnęły Hollywood
Tłumaczenie: Mirosław P. Jabłoński
Data premiery: 09.07.2019
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 660

„Helter skelter” to książka wydana w Stanach w 1074 roku przez prokuratora Vincenta Bulgiosi oraz pisarza Curta Gentry. Rok później, w 1975 roku, otrzymała nagrodę Edgara Allana Poe, a w 1976 roku została zekranizowana. W Polsce pierwszy raz ukazała się dopiero w 1999 roku, a teraz, dokładnie 50 lat po dokonanych morderstwach, z okazji premiery filmu Tarantino „Pewnego razu... w Hollywood” ukazało się jej wznowienie. To porządny kawał literatury faktu, skupiający się na morderstwach dokonanych przez Rodzinę Mansona, a szczególnie na morderstwie 7 osób – piątki z 9 sierpnia 1969 roku: Sharon Tate, Jaya Sebring, Wojtka Frykowski, Abigail Folger oraz Stevena Parent oraz małżeństwa z nocy później: Rosemary i Leno LaBianca, za które 5 członków Rodziny, w tym sam Manson, zostali skazani na karę śmierci.

Książka od strony kompozycji składa się z 8 części, epilogu, posłowia oraz spisu osób uczestniczących w sprawie. Pierwsze dwa rozdziały pisane są bezosobowo i skupiają się na morderstwach i policyjnym dochodzeniu, w kolejnych rozdziałach ujawnia się w końcu autor, Vincent Bugliosi, który był głównym oskarżającym w sprawie Mansona. Autor przeprowadza czytelnika przez własne dochodzenie oraz relacjonuje cały przebieg procesu sądowego, by na końcu 25 lat później, opisać pokrótce dalsze losy wszystkich powiązanych z tą zbrodnią. Każda z części opatrzona jest dokładną datą, a dodatkowo w każdej z nich dostajemy podział na dni/tygodnie/miesiące.
„Był to najdłuższy proces w sprawie o morderstwo w historii Ameryki, trwał bowiem dziewięć i pół miesiąca. Był też najdroższy (kosztował w przybliżeniu milion dolarów), najbardziej nagłośniony przez media, a sędziowie przysięgli spędzili w odosobnieniu więcej niż jakakolwiek inna ława przysięgłych, tzn. dwieście dwadzieścia pięć dni. Same protokoły sądowe liczyły dwieście dziewięć tomów, co dawało trzydzieści jeden tysięcy siedemset szesnaście stron, w przybliżeniu osiem milionów słów – minibiblioteka.”
Styl narracji jest bardzo przyjemny, książkę czyta się szybko, jak dobry kryminał. Autor naprawdę potrafi zaciekawić czytelnika, ja przed lekturą tej książki nie wiedziałam za wiele na temat Rodziny Mansona i popełnionych przez nich morderstw, więc książka naprawdę mocno mnie zainteresowała.

Autorem i zarazem narratorem, przedstawiającym historię ze swojego punktu widzenia jest Vincent Bugliosi. W chwili dostania tej sprawy był zastępcą głównego prokuratora, miał 35 lat, a na sto prowadzonych spraw przegrał dosłownie jedną. Był to nie tylko dobry prawnik, ale i bardzo dokładny śledczy. W sprawę zaangażował się na całego, nie pozwolił sobie na zlekceważenie najmniejszego szczegółu.
„... sprawą Tate – LaBianca będziemy żyć przez niemal dwa lata, że będę ślęczał nad nią siedem dni w tygodniu, pracując średnio po sto godzin tygodniowo, rzadko kładąc się spać przed drugą w nocy. Nie wiedzieliśmy, że chwile podczas których Gail, dzieci i ja będziemy razem, zostaną obdarte z prywatności, bo nasz dom zamieni się w fortecę, a ochroniarz nie tylko zamieszka z nami, ale w związku z groźbą Charlesa Mansona, że „zabije Bugliosiego”, nie będzie odstępował mnie na krok.”
Autor książki nie zaniedbuje każdego szczegółu. Opisuje dokładnie całe policyjne dochodzenie, szczegółowo odtwarza jego przebieg, pozornie obiektywnie, jednak nie szczędzi wytykania błędów i niedopatrzeń policji. Niemniej jednak nieraz podkreśla, że nie chce obarczać winą kolegów.
 „W literaturze miejsce zbrodni porównywane jest często do obrazkowej układanki. Jeśli ktoś jest wystarczający cierpliwy i nie ustaje w wysiłkach, ułoży w końcu wszystkie kawałki we właściwych miejscach. Policyjne wygi mają na tę sprawę inny pogląd. Wolą porównanie do kilku układanek, z których na dodatek nawet żadna nie jest kompletna. Nawet jeśli pojawia się jakieś rozwiązanie, to pozostają zbędne kawałki – dowody, które do niczego nie pasują. A niektórych fragmentów zawsze będzie brakować.”
Taką samą uwagę poświęca na dokładne przedstawienie przebiegu procesu, a wcześniej własnego śledztwa, które jeszcze raz, po policji, samodzielnie przeprowadzał. Bogliosi podkreślał, że zawsze stara się samodzielnie przesłuchać świadków, bo bardzo często potrafi z nich wyciągnąć więcej niż policja, co też na kartach książki nieraz udowadnia.

Prócz dokładnego otworzenia przebiegu wydarzeń z 9 i 10 sierpnia 1969 roku, autor skupia równie wielką uwagę na znalezieniu motywu zbrodni. W końcu była to zbrodnia bardzo nietypowa – dokonana przez 4 osoby, którym przywódca, Manson, zlecił jej wykonanie. Wielkim wyzwaniem było udowodnienie, że bez Mansona, zbrodnie nie zostałyby popełnione, że to on za nimi stoi, ponosi za nie największą odpowiedzialność, mimo że nie dokonał ich własnoręcznie, a nawet 9 sierpnia nie było go na miejscu zbrodni.
„Pisarze sugerują czasami istnienie „zbrodni bez motywu”. Nie spotkałem się nigdy z takim fenomenem i jestem przekonany, że nie istnieje. Motyw może być niekonwencjonalny; oczywisty tylko dla zabójcy, sprawca może w duże mierze nie uświadamiać sobie jego istnienia – ale każda zbrodnia zostaje popełniona z jakiego powodu.”
Autor wielką wagę przykłada do tego, by jak najrzetelniej przedstawić Rodzinę Mansona, wszystkie jej zależności i sposób funkcjonowania. Wręcz niepojęte jest, że jedna osoba mogła uzyskać taką władzę nad innymi ludźmi, podkreśla, że Manson był człowiekiem niezwykle inteligentnym, potrafiącym przekonać innych do własnego zdania, poglądów, tak by i oni uznali je za własne.
Kilka razy porównuje wręcz Mansona do Hitlera, wykazuje, że obydwoje mieli ze sobą wspólnego. I robi to w sposób bardzo przekonujący.

Zastanawia się też nad fenomenem Mansona. Podkreśla, że sam proces i całe zamieszanie z nim i z samymi zbrodniami związane, wzbudziło chyba najgłośniejszy rozgłos w mediach i w ogóle w popkulturze. Pomijając zainteresowanie mediów podczas procesu, autor podkreśla ilość fanów Mansona, przytacza muzyków, którzy się na nim wzorowali, podkreśla ile filozofia i podejście Mansona ma wyznawców. Trochę jest to przerażające.
„Wydaje się niepojęte, że postawiony w stan oskarżenia masowy morderca może zostać bohaterem kontrkultury, ale tak właśnie się stało w wypadku Mansona – dla niektórych był idolem.”
Podsumowując, książka jest faktycznie bardzo dobrym kawałkiem literatury faktu. Ilość szczegółów i wątków przez nią poruszanych jest ogromna, jednak jest to przedstawione w bardzo czytelny i interesujący sposób.
W tym roku teoria Bogliosiego dotycząca motywu popełnienia zbrodni została obalona przez Toma O’Neilla, nie umniejsza to jednak tej pozycji. Myślę, że nawet dla tych, co tak jak ja, wcześniej nie wiedzieli za wiele na ten temat, książką będzie naprawdę interesującą, godną uwagi pozycją.

Na koniec jeszcze powiem krótko o wydaniu książki – mimo że książka wydana jest w miękkiej oprawie, to jest to wydanie porządne – grzbiet, mimo objętości, się nie łamie. Dokładnie w połowie książki znajduje się też wklejka ze zdjęciami z miejsca zbrodni jak i sali sądowej, a także późniejszego więzienia. Jednak mam też mały zarzut do wydania – książka wydana została małą czcionką, co jest dosyć uciążliwe podczas czytania. Jej lektura zajęła mi 4 dni i naprawdę czytając miałam wrażenie, że w ogóle nie posuwam się do przodu. Przeczytanie strony zajęło mi średnio o połowę dłużej niż normalnie i winą obarczam za to nie sam tekst, a właśnie małą czcionkę. Szczerze wolałabym, żeby książka liczyła nawet tysiąc stron, ale z większą czcionką, która nie przysparzałaby problemów przy czytaniu. Drugi minus to tusz lub papier, nie wiem co za to odpowiada, ale przy mocniejszym naciśnięciu palcem na stronę, tekst się rozmazuje. Nie wiem czy to tylko mój egzemplarz, czy może jest to problem powszechny, ale podczas tak długiej lektury, to dosyć irytująca sprawa.

Pomijając te dwie kwestia dotyczące wydania, to cieszę się, że miałam okazję tę książkę przeczytać. Wcześniej niewiele na ten temat wiedziałam, teraz mam ochotę swoją wiedzę dalej pogłębiać. Zawsze interesowała mnie psychologiczna strona morderstw, więc i tutaj fascynujące dla mnie były relacje Rodziny i cała filozofia Mansona. Do tego całość przedstawiona jest w bardzo prostej zrozumiałej relacji, co zaliczam na ogromny plus.

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!


września 20, 2019

"Łańcuch" Adrian McKinty

"Łańcuch" Adrian McKinty

Tytuł: Łańcuch
Tłumaczenie: Dariusz Żukowski
Data premiery: 18.09.2019
Wydawnictwo: Agora
Liczba stron: 400

„Łańcuch” to pierwsza powieść Adriana McKinty’ego, która ukazała się w Polsce. Autor z pochodzenia Irlandczyk, na początku XXI wieku przeprowadził się do USA, a później do Australii, gdzie osiadł na stałe i zaczął się spełniać jako pisarz. Znany jest głównie z serii o detektywie Seanie Duffym.
Książka”Łańcuch” swój początek miała w krótkim opowiadaniu. Autor zainspirował się metodą porwań, który stosował meksykański gang. Połączył ją z historią listów łańcuszkowych, które mocno osadziły się w jego dzieciństwie. Po 5 latach od napisania opowiadania (które nie zostało wydane) autor zachęcony przez agenta zdecydował się rozwinąć ten pomysł w powieść. Jak mu się to udało?

W czwartkowy poranek Rachel podczas podróży do lekarza dostaje dziwny telefon. Ktoś o zmienionym modulatorem głosie mówi jej, że zaraz otrzyma drugi telefon – ma odebrać, słuchać i notować. Chodzi o Łańcuch. Chwilę później faktycznie telefon znowu dzwoni – jakaś kobieta mówi, że porwała jej 13letnią córkę. By ją uwolnić Rachel musi wpłacić okup oraz porwać kolejne dziecko. Dopiero gdy rodzina porwanego dokona kolejnego porwania, Kylie zostanie uwolniona. Łańcuch czuwa, obserwuje, jeśli tylko Rachel zrobi coś nie tak, to jej córka straci życie. Na potwierdzenie dostaje zdjęcie Kylie. Rachel decyduje się spełnić żądania, a w ich wypełnieniu prosi o pomoc Pete’a – byłego szwagra. Do czego Rachel się posunie by odzyskać córkę? Czym jest Łańcuch? Kto stoi na jego szczycie?

Od strony kompozycji książka składa się z 2 części i 77 rozdziałów.
„Liczba atomowa siedemdziesiąt siedem była zwiastunem zagłady dinozaurów. To liczba końca. Wszystkie książki powinny się kończyć na rozdziale siedemdziesiątym siódmym, choć zwykle jest inaczej.”
W pierwszej części każdy rozdział opatrzony jest dniem tygodnia i godziną – akcja rozgrywa się w ciągu kilku dni, narracja trzecioosobowa prowadzona jest w czasie teraźniejszym z punktu widzenia Rachel, Kylie i osoby kierującej Łańcuchem. W drugiej części nie ma podziału na dni ani godziny, a czytelnik ma szansę poznać historię powstania Łańcucha przeplataną z aktualnymi wydarzeniami z życia Rachel. Rozdziały są krótkie, styl opowieści pozbawiony ozdobników, czasami tylko odwołuje się do myśli i słów różnych pisarzy i filozofów. Uzasadnione jest to tym, że Rachel jest z wykształcenia filozofem, a same przytoczenia sprawiają wrażenie, że autor ma dużą wiedzę w tym temacie, jednak trochę wydawało mi się to zbędne – tak jakby autor chciał na siłę zrobić z książki coś więcej niż zwyczajny thriller.

Główną bohaterką jest wspomniana już Rachel. To kobieta o burzliwej przeszłości – po studiach razem z mężem uczestniczyła w akcjach Korpusu Pokoju, później po powrocie łapała się każdej możliwej pracy. Pokonała raka, przetrwała rozwód, a teraz ma w końcu zacząć stabilną pracę na uczelni wyższej. Niestety, w chwili gdy pada podejrzenie, że rak wrócił, dochodzi jeszcze do porwania córki... Rachel to kobieta silna, mimo że wcale tak o sobie nie myśli. Jak każda matka, kocha swoją córkę ponad wszystko i nie zawaha się przed niczym, by tylko swoją córkę ochronić. Jest wrażliwa, ale też zdeterminowana.

Jej pomocnikiem jest Pete. Były żołnierz, był na kilku turach w Afganistanie i Iraku. Teraz żyje skromnie, jednak ciągle dręczą go demony z przeszłości, z którymi radzi sobie jedynym znanym mu sposobem. Pete uwielbia Kylie, podobnie jak Rachel, jest w stanie zrobić dla niej wszystko.

Po przeciwnej stronie tej dwójki jest Łańcuch. To organizacja sięgająca podobno lata wstecz, mająca tysiące ogniw (uczestników), których w każdej chwili można ponownie aktywować. Łańcucha nie oszukasz, Łańcuch wie wszystko. Mimo żądania okupu nie chodzi o pieniądze, a o to by Łańcuch podtrzymać – nigdy nie może zostać przerwany...

Akcja powieści jest bardzo dynamiczna, wiele się dzieje, praktycznie nie ma chwili na oddech. Co za tym idzie wciąga, a dzięki krótkim rozdziałom czyta się ją bardzo szybko. Jest sporo zwrotów akcji, a sama akcja skupia się głownie na tym co tu i teraz.

W powieści poruszane są dwa główne tematy: po pierwsze rodzicielska miłość do dziecka, która jest silniejsza od wszystkiego innego na ziemi. Książka nasuwa pytania do czego zdolny jest rodzic w imię życia własnego dziecka – czy byłby zdolny odebrać życie innemu? Powieść odkrywa wiele rodzicielskich (matczynych) dylematów, z którymi rodzice mierzą się na co dzień i w sytuacjach ekstremalnych.
Drugim tematem jest aktywność w sieci, głownie chodzi o media społecznościowe. To temat dosyć popularny ostatnio w tego typu literaturze, jednak myślę, że ważne jest, by uświadomić ludziom jak ważna jest prywatność – to co zdradzamy w sieci szybko może zostać wykorzystane przeciwko nam. Książka zwraca uwagę, by pilnować tego co publikujemy, by nie traktować mediów społecznościowych jako prywatnego pamiętnika, bo nic dobrego z tego nam nie przyjdzie.
„Zatrważająca liczba ludzi zamieszcza publiczne wpisy, które może obejrzeć każdy. George Orwell się mylił, myśli. W przyszłości to nie państwo będzie wszystkich monitorować. Ludzie zrobią to sami. Odwalą robotę za aparat nadzoru, nieustannie informując o swoim miejscu pobytu, zainteresowaniach, wyborach żywieniowych, ulubionych restauracjach, poglądach politycznych i zainteresowaniach przez Facebooka, Twittera, Instagrama i inne serwisy społecznościowe. Jesteśmy naszą własną tajną policją.”
Ogólnie, „Łańcuch” to dobry thriller. Trzyma w napięciu, dużo się dzieje, temat jest ciekawy. Nie dopatrywałabym się w tej książce niczego więcej, jak dla mnie to była czysta rozrywka na dwa wieczory.

Moja ocena: 7/10

Recenzja powstała dla portalu nakanapie.pl



września 19, 2019

"Wina" Piotr Wójcik - zapowiedź patronacka

"Wina" Piotr Wójcik - zapowiedź patronacka
Jest mi niezmiernie miło ogłosić, iż 2 października ukaże się książka objęta moim patronatem! To kolejny rewelacyjny polski debiut kryminalny pt. "Wina" autorstwa Piotra Wójcika. Książka ukaże się nakładem wydawnictwa Dragon.

W jednym z katowickich kościołów dochodzi do brutalnej zbrodni. Znany z płomiennych kazań, radykalnych poglądów i rozległych wpływów ksiądz Nosol zostaje zamordowany w konfesjonale. Śledztwo prowadzi komisarz Góralczyk. Tropy mnożą się i prowadzą do różnych, pozornie niepowiązanych ze sobą środowisk: kibiców, lokalnych polityków, czyścicieli kamienic i lewicowych aktywistów.
Niebawem ginie kolejna osoba, a Góralczyk musi stawić czoło nie tylko bezwzględnemu zabójcy, lecz także własnej przeszłości...


Książkę miałam przyjemność czytać już jakiś czas temu i muszę powiedzieć, że to rasowy kryminał! Nie znajdziecie tu zbędnych wątków, jest trup, jest śledztwo i sporo zwrotów akcji! Bohaterowie ciekawi i niejednoznaczni, a dialogi wręcz rewelacyjne! "Wina" zdecydowanie zasługuje na uwagę! Bardzo cieszy mnie fakt, że jest to pierwszy tom trylogii, będzie na co czekać ;) 
Zainteresowani?

Książkę dostępna jest już w przedsprzedaży na stronie empik - klik!


Autor: Piotr Wójcik
Tytuł: Wina
Cykl: Metropolia, tom 1
Data wydania: 02.10.2019
Wydawnictwo: Dragon
Liczba stron: 304


września 18, 2019

"Niezależność" Maurycy Nowakowski

"Niezależność" Maurycy Nowakowski

Tytuł: Niezależność
Cykl: Marcin Faron, tom 4
Data premiery: 23.07.2019
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 382

Na „Niezależność” skusiły mnie pochwały wydawnictwa. Wcześniej nawet nie słyszałam o takim autorze jak Maurycy Nowakowski, dlatego też zdziwiłam się, gdy przeczytałam, iż jest on laureatem nagrody Kryminalnej Piły z 2016 roku. Autor debiutował w 2013 roku powieścią sensacyjną „Ostry przekręt” o korupcji w piłce nożnej. I już tutaj główną rolę odgrywał dziennikarz Marcin Faron, a i w dwóch kolejnych książkach – nagrodzony „Plagiat” oraz „Przypadek” był on postacią przewodnią, więc mimo, że nigdzie nie pisze się o cyklu, to postanowiłam to w notce zaznaczyć. Sama o tym wcześniej nie wiedziałam, więc wnioskuję, że każdą jedną książkę można czytać oddzielnie.
Co ciekawe, Nowakowski jest też autorem kilku biografii zespołów muzycznych.

Powieść „Niezależność” rozpoczyna się od gali, podczas której wręczane są nagrody dziennikarskie – główną nagrodę „Ostre pióro” otrzymuje dziennikarz Marcin Faron, na co dzień pracujący w dzienniku „Raport”, który jest dosyć znaną polską gazetą całkowicie niezależną – piszą jak jest, niezależnie od nastrojów politycznych. Po gali Marcina zaczepia właściciel agencji Continuitas Piotr Lenart i proponuje mu miejsce w agencji, jednak Marcin ma wątpliwości czy pozwoli mu to zachować jego niezależność. Postanawia dowiedzieć się czegoś więcej o Contunuitas. W międzyczasie jego kolega po fachu przeprowadza długie wywiady z jedną z gwiazd polskiego kina, by napisać o niej książkę, wywiad-rzekę. Kobieta stawia na szczerość, chce w ten sposób zamknąć swoje poprzednie życie i zacząć od nowa. Niezależnie od wszystkich. Darek, wspomniany dziennikarz, prosi Marcina o pomoc z książką i przekazuje mu wszystkie nagrania... Nagrania, które jak się okazuje są śmiertelnie niebezpieczne...

Kompozycyjnie powieść składa się z 4 części i epilogu. Każda z części podzielona jest na kilka rozdziałów. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, głównie podąża za Marcinem, ale nie tylko i wyłącznie. Styl powieści jest dosyć surowy, ostry, momentami nie stroni od mocniejszych słów, jednak wszystko z umiarem i wyczuciem. Widać też dużą dbałość o język i poprawność w jego zapisie.

Głównym bohaterem jest wspomniany już dziennikarz Marcin Faron. To mężczyzna po 30stce, samotny, który całe swoje życie poświęca pracy. Jest rzetelnym dziennikarzem, który ceni sobie prawdę i sprawiedliwość. Nie odpuszcza, nigdy.

Istotną postacią, wokół której toczy się cała akcja, jest aktorka Weronika Linetty. To kobieta doświadczona przez życie, która od 5 lat próbuje wyjść z depresji. Teraz, ta książka, ma być dla niej nowym początkiem. Wera chce się odciąć od wszystkiego, od śmierci męża, od matki w polityce, od Piotra z agencji, i zacząć wszystko od nowa. Niezależnie.

Ważna rolę w powieści odgrywa też polityka, w której pierwsze skrzypce gra matka Weroniki, Mirosława Linetty. Kobieta jest wiceministrem kultury, choć powoli szykuje się, by odgrywać w polityce jeszcze ważniejszą rolę. Mirosława należy do partii mocno konserwatywnej, która aktualnie rządzi krajem, więc i jej poglądy są radykalnie prawicowe. A gdzie w tym wszystkim jest jej córka? Rodzina?

Nie będę może wymieniać wszystkich postaci, bo trochę ich jest, jednak muszę tutaj mocno podkreślić, że każda z nich ma bardzo dobrze opisaną historię, przeszłość, więc czytelnik ma odczucie jakby dobrze te postacie znał.

Akcja powieści skupia się na śledztwie dziennikarskim. Marcin, pomiędzy odsłuchiwaniem nagrań z wywiadów, poszukuje odpowiedzi, pyta i szuka. Muszę przyznać, że bardzo lubię takie kryminały, więc i w ten dałam się mocno wciągnąć. Śledztwo było poprowadzone bardzo rzetelnie, mądrze i z głową.
„Ta sprawa jest jak rozległe jezioro pokryte cienką warstwą lodu. Lepiej przejechać po cichu hulajnogą, bo jak wkroczysz czołgiem, to się zapadniesz i utoniesz.”
W książce dużo miejsca poświęca się na politykę. Bodajże od roku (a w powieści jest rok 2016) władzę w Polsce sprawuje Polska Partia Narodowa, partia skrajnie prawicowa, która wprowadzając swoje rządy, pogrąża kraj w coraz większej niezgodzie i raczej cofa jego rozwój, niż działa na jego korzyść i poprawę sytuacji wszystkich jego obywateli. Ważne by nie przeklinać, nie emanować nagością, podkreślać patriotyzm i być wierzącym katolikiem. Brzmi znajomo? Myślę, że książka po względem politycznym kraju jest bardzo aktualna, wręcz wzorowana na faktycznej, realnej sytuacji naszego kraju.
„Zwracam się teraz z osobistym apelem: Mirosławo Linetty, pani minister Rzeczypospolitej, mamo, jeszcze nie jest za późno! Dopiero wzięliście nóż do ręki, ale nie wbiliście go jeszcze w serce polskiej kultury, z której jako rząd o silnym zabawieniu narodowościowym powinniście być szczególnie dumni. Niesiemy o Polsce dobrą nowinę w świat! Nie niszczcie tego!”
Poza polityką, wiele czasu spędzamy też wśród polskich artystów. Zawsze lubiłam powieści, gdzie akcja dzieje się w pobliżach teatru lub kina, więc i tutaj miałam wielką frajdę z czytania. Nie zmienia to jednak faktu, że sytuacja artystyczna w kraju też nie ma się dobrze, a życie większości artystów jest obarczone ryzykiem, stresem i wieloma trudnymi wyborami.

Śledztwo jest dziennikarskie, głównym bohaterem jest dziennikarz, więc powieść chcąc nie chcąc kreci się wokół mediów. Dużo jest tu o zdobywaniu informacji, o źródłach, publikacjach, artykułach. Książka przybliża nam wiele różnych podejść do tego tematu.
„Od kilku dni czuję się jakby oplotła mnie pajęczyna słów, jakbym był w gęstej sieci wspomnień, wrażeń i emocji. Kalejdoskop różnorodnych informacji, z których każda może mieć jakieś znaczenie, ale też wszystkie razem mogą być o kant dupy rozbić.”  
W powieści raz po raz przewija się tytułowe słowo – niezależność. „Raport” działa pod jej hasłem, Weronika na nią stawia, a sławny polski reżyser kręci film o tymże tytule. Niemniej jednak książka mówi wiele o zależności, o układach, władzy i pieniądzach, każe zastanowić się czy w Polsce (i pewnie nie tylko tu), takie pojęcie jak „niezależność” ma w ogóle swoje miejsce...

Podsumowując, książka mnie mocno zaskoczyła! Pozytywnie oczywiście! Pierwsze sto stron to takie bardziej political fiction, pozostałe 2/3 książki to już faktycznie kryminał opierający się na śledztwie dziennikarskim. Wszystko tu jest dobrze przemyślane, dobrze uzasadnione. Bohaterowie również rzetelnie i bogato przedstawieni. Historia naprawdę mocno mnie wciągnęła, na tyle, że nawet dosyć mały druk mi nie przeszkadzał 😊 Lubię dziennikarskie śledztwa, a to było jedne z lepszych!

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Novae Res!


września 17, 2019

"Zabójstwo na cztery ręce" Karolina Morawiecka - recenzja przedpremierowa

"Zabójstwo na cztery ręce" Karolina Morawiecka - recenzja przedpremierowa

Autor: Karolina Morawiecka
Tytuł: Zabójstwo na cztery ręce czyli klasyczna powieść detektywistyczna o wdowie, zakonnicy i psie z kulinarnym podtekstem
Cykl: Karolina Morawiecka, wdowa po aptekarzu, tom 3
Data premiery: 18.09.2019
Wydawnictwo: Lira
Liczba stron: 288

„Zabójstwo na cztery ręce” to trzecia powieść autorstwa Karoliny Morawieckiej. Autorka, tak jak i bohaterka powieści, mieszka w Wielmoży i ma psa o imieniu Trufla (oraz dwa inne! Zwą się Watson i Lisek😊 ) Ponadto uwielbia kolczyki, kubki i filiżanki, lubi gotować, doglądać swój ogródek (ale nie plewić!) i czytać kryminały. Miejsca zbrodni obmyśla podczas wędrówek z kijkami nordic walking, kocha też spacery.
Już na wstępie muszę też podkreślić, że cykl o Karolinie Morawieckiej, wdowie po aptekarzu, należy do jednych z moich ulubionych, a na trzecią jej część wyczekiwałam od chwili, gdy tylko przewróciłam ostatnią kartkę „Mordercy na plebanii” (jego recenzja tutaj!). Czy tom trzeci spełnił moje oczekiwania?

Główna akcja powieści „Zabójstwo na cztery ręce” rozgrywa się podczas jednego dnia na weselu młodego policjanta Rafała i kelnerki z Herbovej Aliny, które odbywa się w dworku w Ojcowskim Parku Narodowym – dworek ma wygląd klocka, ale środek ładny 😉 Już na początku powstaje małe zamieszanie, bo ktoś pomieszał usadzenie gości i krakusy (Karolina i Jacek) zostali posadzeni przy innym stoliku niż Pani Karolina i siostra Tomasza, a na ich pierwotnym miejscu usiadł młody i nieuprzejmy Tomasz Czaja. Akcja zagęszcza się, kiedy Pani Karolina, szukając ustronnego miejsca, wpada do magazynku, gdzie znajduje ciało wspomnianego Tomka ze szpikulcem od fondue wbity w pierś. Wspaniałomyślnie jednak wdowa decyduje się utrzymać znalezisko w tajemnicy, policję powiadomić dopiero po weselu, by nie psuć dnia Państwu Młodemu. A w tym czasie razem z zakonnicą i krakusami postanawia znaleźć własnoręcznie mordercę...

Kompozycyjnie książka składa się z 12 rozdziałów i epilogu. Tak jak w poprzednich tomach, każdy z rozdziałów opatrzony jest rewelacyjnym tytułem, który pozornie zapowiada co czym tenże rozdział będzie, jednak są one tak sprytnie napisane, że nic nie zdradzają, a tylko pogłębiają czytelniczą ciekawość. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, głównie podąża za Panią Karoliną. Styl narracji jest równie bogaty co w tomie pierwszym – pełno w nim porównań, metafor, a nawet inwokacji! Tekst najeżony jest ogromną ilością skojarzeń i odwołań nie tylko do literatury, ale historii, poezji, sztuk!
„- Nikt na zewnątrz i nikt z zewnątrz – westchnęła Morawiecka. – Teren ogrodzony, szlaban opuszczony, no i państwo stojący na straży.- Czy wszyscy jesteśmy podejrzani!                                                                                                                        Karolina Morawiecka, co zresztą było do przewidzenia, na tak subtelną literacką aluzję nie zareagowała.”
Powiedziałabym, że narracja jest barokowa, bogata, dosyć wyolbrzymiona, pełna przepychu, co jednak jest ważne, nadaje to powieści bardzo humorystycznego akcentu, balansuje rewelacyjnie na granicy absurdu i niedorzeczności. Podziwiam autorkę za to, że tak świetnie potrafi znaleźć ten balans, by było zabawnie, ale nie do przesady.

Główną postacią jest oczywiście Pani Karolina Morawiecka, wdowa po aptekarzu. Kilka lat temu przeprowadziła się ze Skały do Wielmoży, bo czym jej szanowny małżonek odważył się umrzeć i zastawić ją samą, czego chyba ciągle nie do końca mu wybaczyła. Pani Karolina to kobieta skromna, bogobojna i cnotliwa 😉 Jednak zna swoją wartość i kiedy ma rację, to ją MA! Czyli zawsze 😉 Gotuje wyśmienicie, ale piec nie potrafi, co starannie przed wszystkimi ukrywa. Książki zaczęła czytać rok temu, więc ciągle ma spore braki w temacie, co nieraz wpływa na przebieg rozmów z krakusami i zakonnicą 😊 Koniecznie trzeba też zaznaczyć, że pani Karolina to wielmożańska Jane Marple i żeńskie wcielenie Sherlocka Holmesa. Jej zdaniem oczywiście 😉
„I pracuj tu człowieku w takich warunkach – pomyślała zrozpaczona Morawiecka. – Z państwa młodych nic teraz nie wyciągnę. Świadek tańczy, jakby od tego zależało jego życie, a rodzice młodych...”
Jej wierną towarzyszką jest siostra Tomasza – wysoka, szczupła, z zapędami detektywistycznymi, oczytana feministka. Równie rewelacyjna postać! I to jak obydwie te Panie się uzupełniają jest genialne!

Oczywiście jak to na weselach bywa, i tutaj przewija się wiele postaci. Gości jest ponad sto osób, wszyscy są barwni i weseli. Każdy z nich jest na tyle charakterystyczny, że mimo ilości, nie sposób ich pomylić 😉

Co do intrygi powieści, to tutaj też muszę się pozachwycać. Akcja poprowadzona jest świetnie, a zagadka tylko pozornie nieskomplikowana. Czytelnik obserwuje postępy w śledztwie jakie czynią pani Karolina i zakonnica dosłownie z wypiekami na twarzy. Bardzo dużo (jak sam podtytuł wskazuje) znajdziemy tutaj elementów klasycznej powieści detektywistycznej – jest dużo rozmów, dużo analiz i dedukcji.
„Sposobność mieliśmy wszyscy, ale czy wszyscy mieliśmy motyw?”
Intryga opiera się na obserwacji i intelektualnej zagadce, nie na hektolitrach krwi i wielkich pogoniach. Jak dla mnie bomba!

Muszę jeszcze podkreślić, że w tym tomie autorka wyciągnęła z wcześniejszych to co było w nich najlepsze. Miałam wrażenie, że przy drugim tomie narracja była ciut inna, w „Zabójstwie...” mamy powrót do tomu pierwszego, jednak uzupełniony elementami z tomu drugiego jak np, przedstawianie możliwych scenariuszy wydarzeń. Które swoją drogą, są oparte na klasycznych dramatach, co jest kolejną atrakcją w powieści. Oczywiście w książce znajdziemy też świetną mapkę wnętrza dworku:



oraz menu weselne, które układała sama pani Karolina – jak tylko je przeczytałam, to od razu zrobiłam się głodna!

Jak już jesteśmy przy kulinariach, to oczywiście w książce co chwilę przeplatają się wątki kulinarne. Jedzenia jest w bród i wszystko tak opisane, że ślinka cieknie! Koniecznie przed rozpoczęciem lektury zaopatrzycie się w prowiant 😉

Na koniec jeszcze tylko wspomnę o tradycjach weselnych, które w książce zostały świetnie odwzorowane. Są tańce, zabawy, oczepiny o odpowiedniej porze, jest ogromna ilość przyśpiewek, i wiele wiele innych. To tradycyjne wesele i jest to mocno w książce podkreślone!

Podsumowując, „Zabójstwo na cztery ręce” na pewno dorównuje, o ile nie przewyższa poziomem tom pierwszy! Jestem książką oczarowana, przeczytałam ją w jeden wieczór, bo po prostu nie dało się jej odłożyć. Dostałam też skurczu mięśni policzkowych, bo od pierwszej do ostatniej strony uśmiech nie schodzi z mojej twarzy, a i zdarzyły się chwile głośnego rechotu. Rewelacja! Mam teraz tylko taką nadzieję, że nie przyjdzie nam bardzo długo czekać na tom czwarty! Już tęsknię za bohaterami!

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz powieści serdecznie dziękuję Wydawnictwu Lira!

września 16, 2019

"I sprawisz, że wrócę do prochu" Ambrose Parry

"I sprawisz, że wrócę do prochu" Ambrose Parry

Tytuł: I sprawisz, że wrócę do prochu
Cykl: Raven, Fisher i Simpson, tom 1
Tłumaczenie: Jędrzej Polak
Data premiery: 23.07.2019
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 456

„I sprawisz, że wrócę do prochu” to początek przygód sławnego położnika i ginekologa doktora Simposona, jego nad wyraz inteligentnej pokojówki Sary Fisher oraz asystenta Willa Ravena w połowie XIX wieku w Edynburgu. Na pomysł powieści wpadło szkockie małżeństwo Chris Brookmyre i Marisa Heatzman ukrywające się pod pseudonimem Ambrose Parry. Chris Brookmyre jest znanym pisarzem, który na swoim koncie ma już ponad 20 powieści – niestety żadna z nich nie ukazała się w Polsce. Jego żona Marisa jest anestezjologiem z dwudziestoletnim doświadczeniem. Obydwoje fascynują się powieściami historycznymi, z czego wyłonił się pomysł na tę książkę. Myślę, że spokojnie można ją określić jako historyczny thriller medyczny!

Edynburg 1847 rok. Miasto podzielone na dwie dzielnice – starą, gdzie mieszka biedota, oraz nową, zamożną i bezpieczną. Will Raven, młody mężczyzna, świeżo po medycznych studiach próbuje uciec z biednej części miasta – dostaje posadę asystenta u jednego z najwybitniejszych edynburskich lekarzy ginekologów, doktora Simpsona. Dzień przed jego przeprowadzką do domu doktora, znajduje trupa swojej przyjaciółki, prostytutki Evie – kobieta zastygła w makabrycznej pozie, jej ciało było dziwnie poskręcane. Raven ucieka stamtąd, jednak śmierć kobiety nie daje mu spokoju. Koniecznie chce dowiedzieć się, co spotkało Evie. Dzięki pracy z doktorem Simposonem i dawnemu znajomemu Henry’emu Raven dowiaduje się, że nie jest to odosobniony przypadek... Kto uśmierca te dziewczyny? Dlaczego? Ta zagadka kryminalna toczy się na szerokim tle obyczajowym dawnego Edynburga, w czasach gdy medycyna rozpoczynała swój największy rozwój!

Od strony kompozycji książka składa się z 63 rozdziałów. Narracja prowadzona jest trzeciej osobie czasu przeszłego, obserwuje naprzemiennie Ravena i Sarę. Styl powieści stylizowany jest na dawny, dziewiętnastowieczny język – zaskakuje przez kilka pierwszych stron, ale bardzo szybko można się do niego przyzwyczaić, ja po tym 3-4 stronach przestałam go w ogóle zauważać. Niemniej jednak dodaje on powieści dużo klimatu i realności, czytając tą książkę miałam wrażenie jakbym faktycznie czytała powieść z XIX wieku. Naprawdę robi wrażenie! Dodatkowo narracja prowadzona jest z dosyć uszczypliwym humorem, znajdziemy tu dużo żartów i przytyków w dialogach, które mnie urzekły! To jest humor dokładnie taki jak lubię!
„Żadnej przyzwoitej opowieści nie powinno się rozpoczynać od trupa ladacznicy i za to należą się przeprosiny, gdyż nie jest to obraz, które życzyłoby sobie oglądać jakiekolwiek szacowne gremium.”
Głownym bohaterem powieści jest Will Raven. To młody mężczyzna, który próbuje wyrwać się z ubogiego życia, a zarazem zrobić coś dobrego. Jednak jego postać nie jest jednoznacznie dobra. Jego matka od zawsze powtarzała mu, że ma w sobie diabła, a sam Raven ewidentnie skrywa jakąś mroczną tajemnicę....
Główną postacią kobiecą jest Sara. To młoda pokojówka, jej rodzice zmarli, a dziewczyna po znajomości dostała pracę w domu doktora Simpsona. Sara jednak nie jest potulną niewiastą – o nie, Sara chce być kobietą traktowaną na równi z mężczyzną, nie rozumie dlaczego kobiety są uważane za głupsze od mężczyzn! W końcu Sara, która od zawsze fascynowała się ziołolecznictwem, a teraz podczas pomagania w przygodni doktora, wiele się nauczyła! Chwilami nawet wykazuje większą wiedzę od mężczyzn! Do tego jeszcze jest kobietą oczytaną, w każdej wolnej chwili oddaje się lekturze. Świetna postać!

Ogólnie w książce znajdziemy wiele świetnie wykreowanych postaci – jest doktor Simpson, wielki entuzjasta eteru, który za cel postawił sobie znalezienie jeszcze lepszej substancji do znieczulania pacjentów! Fascynująca jest też Minnie – siostra żony doktora, kobieta niemłoda, która ciągle ma problem ze znalezieniem męża, czemu poświęca ogrom czasu, jednak jest też największą znawczynią literatury, poezji i ogólnie sztuki w całej powieści.
„To rzecz oczywista, że wolałabym oddać się lekturze! Gdybym mogła, czytałabym przez całe dnie. Jednak z niezrozumiałych dla mnie przyczyn u przyszłej żony ceni się bardziej umiejętność haftowania, zatem jej opanowanie przeze mnie stało się niezbędne, taki los.”
Jest też kilka marginalnych postaci, jak kobieta asystująca artystom fotografii, czy też zbir – olbrzym, który ma jakieś dziwne genetyczne zniekształcenia. Kalejdoskop postaci jest naprawdę fenomenalny!

Prócz świetnych postaci, trzeba też koniecznie wspomnieć o tle powieści. Akcja rozgrywa się w Edynburgu, mieście podzielonym – jego klimat jest świetnie oddany.
„Taki jest Edynburg: stosowność na pokaz, a po cichu grzech – miasto o tysiącach niezbadanych twarzy.”
Czytelnik dostaje z jednej strony opis domu doktora, który mimo że wywodzi się z klasy robotniczej, sam zdobył wielkie bogactwo i może sobie pozwolić na wygodne życie. Z drugiej strony mamy zapyziałe kamieniczki, gdzie odór i brud to codzienność. Razem z bohaterami odwiedzamy gospody, kościoły, aptekę czy atelier oraz oczywiście szpitale. Wszystkie te miejsca są rzetelnie opisane, przez co czytelnik ma pełny ogląd jak wyglądało tamtejsze życie.

Prócz miejsc, bardzo dobrze w książce oddane są też tamtejsze obyczaje. Podziały pomiędzy uczonymi a służbą, pomiędzy kobietą a mężczyzną, pomiędzy bogatymi a biednymi. Wszystko to sprawia, że czytelnik ma pełny ogląd sytuacji, uczy się jakie obyczaje wtedy panowały, jak ludzie się zachowywali.

Oprócz warstwy obyczajowej ogromną rolę pełni tutaj wątek medyczny. Jako że akcja dzieje się w środowisku ginekologów, to dowiadujemy się jak wtedy wyglądały porody (przecież wtedy nie było cesarskich cięć!), jakie narzędzia stosowano i jak radzono sobie z bólem. Wielka część książki poświęcona jest na kwestię znieczulenia – eter i poszukiwanie nowego środka jakim jest chloroform. Wszystkie te kwestie opisane są z wielką pasją, którą narrator zaraża czytelnika.

I na koniec trochę o wątku kryminalnym – tutaj akcja nie pędzi na łeb na szyję, raczej dzieje się gdzieś w tle. Niemniej jednak jest mocno wciągająca i dobrze przemyślana, a zarazem też dająca do myślenia.

Pojawia się też mały wątek miłosny, jednak jest on tak niewielki i bardzo zgrabnie opisany, że nie miałam z nim problemów. Wątek ten raczej sprawia, że historia jest pełna, tak jak i prawdziwe powieści z tamtych czasów.

Podsumowując, ta lektura mnie oczarowała! Przez kilka wieczorów razem z bohaterami przechadzałam się uliczkami XIX wiecznego Edynburga poznając tajniki medycyny i tamtego stylu życia. Książka naprawdę mocno wciąga, a czyta się ją z ogromną przyjemnością! Mam nadzieję, że wydawnictwo szybko zdecyduje się na wydanie tomu drugiego, który na rynku angielskim ukazał się latem tego roku!

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz powieści serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!



września 15, 2019

"Opowiem ci o zbrodni 2" wydanie zbiorowe - zapowiedź

"Opowiem ci o zbrodni 2" wydanie zbiorowe - zapowiedź
Już w tę środę (18 września) swoją premierę będzie miała książka "Opowiem ci o zbrodni 2". Towarzyszy ona programowi telewizyjnemu, w którym polscy pisarze omawiają prawdziwe zbrodnie. Program telewizyjny rozpocznie się 20 września i będzie składał się z 7 odcinków.


Kilka słów o publikacji, które dostałam do wydawnictwa:

"Już wkrótce premiera niezwykłej książki Opowiem Ci o zbrodni - 2, autorstwa kultowych polskich „piór kryminalnych”. Igor Brejdygant, Wojciech Chmielarz, Max Czornyj, Marta Guzowska, Małgorzata i Michał Kuźmińscy, Joanna Opiat-Bojarska, Katarzyna Puzynska mierzą się z mrocznymi historiami, które wydarzyły się naprawdę.

Publikacja jest elementem wyjątkowego projektu medialnego, na który poza książką (Kompania Mediowa) składa się z serialu telewizyjnego (Crime +Investigation) oraz serialu audio z udziałem m.in. Borysa Szyca i Artura Żmijewskiego (Storytel). To kontynuacja bardzo dobrze przyjętej przez czytelników i recenzentów pierwszej części Opowiem Ci o zbrodni.

Tym razem siedem opowieści i ośmioro autorów. Każdy z nich przeanalizował okoliczności prawdziwych przestępstw i opisał wybraną historię, starając się zrozumieć, co doprowadziło do tragedii. Autorzy zrobili to w charakterystyczny dla siebie sposób, do którego przyzwyczaili swoich czytelników.

 Igor Brejdygant i zagadkowa śmierć młodego żeglarza. Czy to mogło być samobójstwo? Wojciech Chmielarz, ślepa miłość i zabójca z portalu randkowego. Max Czornyj i bestialskie czyny mordercy-zoofila. Marta Guzowska i historia dwóch nastolatek: jedna chce umrzeć, druga – zabić. Małgorzata i Michał Kuźmińscy o satanistach. Joanna Opiat-Bojarska o porwaniu zakończonym zabójstwem oraz Katarzyna Puzyńska o czterech zbrodniach, których podłożem była chora namiętność. Rozmawiali z dochodzeniowcami, profilerami, psychologami, kryminologami, seksuologami, analizowali akta. Musieli wejść w nowe role: narratorów przedstawiających kulisy śledztwa i rozmawiających z ekspertami, których udział okazuje się niezwykle ważny dla przebiegu opowieści, a zarazem gospodarzy telewizyjnego studia. Ta próba powiodła się znakomicie – telewidzowie śledzili cykl i jesienią rusza jego druga seria, osnuta wokół opowiadań składających się na książkę. Jak można było nie zauważyć przyczajonego zła? Można było, bo zbrodnia – jak pisze Chmielarz: „To cały proces. Skomplikowana operacja, która została doprowadzona do perfekcji w wyniku toczących się miliony lat procesów ewolucji. To pojedynek między łowcą a ofiarą. Pojedynek, który właśnie się rozpoczyna, chociaż osoba, na którą polujesz, jeszcze o tym nie wie”.

Opowiem Ci o zbrodni 2 wydawnictwa Kompania Mediowa trafi do księgarń 18 września 2019 r. Można ją już zamówić: https://bit.ly/2ZmosTD"


Zainteresowani? Ja bardzo! Pierwszej części słuchałam i zrobiła na mnie duże wrażenie! Teraz drugą część będę mogła przeczytać, więc myślę, że może spodobać mi się jeszcze bardziej!


Autor: Igor, Brejdygant, Wojciech Chmielarz, Max Czornyj, Marta Guzowska, Małgorzata i Michał Kuźmińscy, Joanna Opiat-Bojarska, Katarzyna Puzyńska
Tytuł: Opowiem ci o zbrodni 2
Cykl: Opowiem ci o zbrodni, tom 2
Data premiery: 18.09.2019
Wydawnictwo: Kompania Mediowa
Liczba stron: 328



września 15, 2019

Kilka pytań do... Karoliny Morawieckiej, autorki cyklu o Karolinie Morawieckiej, wdowie po aptekarzu

Kilka pytań do... Karoliny Morawieckiej, autorki cyklu o Karolinie Morawieckiej, wdowie po aptekarzu

Co łączy bohaterkę Karolinę Morawiecką, wdowę po aptekarzu z autorką Karoliną Morawiecką, czym zaskoczy nas "Zabójstwo na cztery ręce", jak wygląda praca nad książką oraz co znajdziemy w prywatnej biblioteczce autorki?
Zapraszam na rozmowę z Karoliną Morawiecką!

Maciej Zienkiewicz photography

Karolina Morawiecka notka biograficzna:
Doktor nauk humanistycznych, znawczyni i wielbicielka kryminałów. Mieszka w podkrakowskiej Wielmoży razem z mężem antykwariuszem i trzema psami: Truflą, Watson i Liskiem. Jej "Śledztwo od kuchni" i "Morderca na plebanii" błyskawicznie okazały się bestsellerami w swojej kategorii.


Kryminał na talerzu: Na wrzesień zapowiadana jest premiera Pani trzeciej książki z cyklu o przygodach Karoliny Morawieckiej, wdowy po aptekarzu i jej wiernego pomocnika siostry Tomaszy – przyznam, że oczekuję na nią z wielką niecierpliwością! Z tej okazji chciałabym się czegoś więcej o całym cyklu i o Pani dowiedzieć. Zacznijmy od tego jak powstał pomysł na serię. Wiem, że coś zaczęło się Pani klarować podczas pisania swojej pracy doktorskiej – co tak dokładnie wtedy Pani wymyśliła? Sam pomysł na dwie bohaterki - starszą panią i zakonnicę, czy od razu coś więcej? I jak wyglądał rozwój tego pomysłu?

Karolina Morawiecka: Rzeczywiście, pomysł na bohaterki zrodził się jeszcze w czasie gromadzenia materiału do mojej pracy doktorskiej. Analizując różne powieści detektywistyczne doszłam do wniosku, że ciekawa byłaby kreacja polskiej „panny Marple” - i że byłaby to postać absolutnie odmienna od spokojnej, przyjaznej i nieco tylko wścibskiej mieszkanki St. Mary Mead. Zakonnica z kolei wydała mi się po prostu oryginalna – w naszej rodzimej literaturze kryminalnej jako detektywka w zasadzie nie występowała. Poza tym uznałam ją za naturalne dopełnienie głównej bohaterki, która siłą rzeczy musiała być katoliczką (nawet jeśli bardziej dewotką niż osobą prawdziwie wierzącą).
Kiedy zamieszkałam w Wielmoży, jasne było dla mnie, że współczesna prowincja jest ciekawsza od najbardziej wydumanej zagadki kryminalnej. Ponieważ więc chciałam pokazać wieś, automatycznie punktem odniesienia stali się dla mnie Chłopi Reymonta, a dokładniej zastosowane w nich strategie narracyjne. Siadając do pisania Śledztwa od kuchni widziałam zatem, jakie będą moje bohaterki, a także, że stosować będę trzy przeplatające się rodzaje narracji: gawędziarza, którego rozbudowane, niemal „barokowe” wypowiedzi pełne są wtrąceń, narratora „literackiego”, bazującego na skojarzeniach i wreszcie oszczędnego obserwatora.
W trakcie pisania poczułam, że mam też ochotę pobawić się podgatunkiem i przenieść punkt ciężkości z  zagadki kryminalnej na zagadkę literacką. Stąd na poziomie struktury i narracji pełno jest ukrytych „zagadek” dla czytelników i czytelniczek. Niektóre z nich są dosyć oczywiste, inne o wiele trudniejsze. Czasem są to ukryte cytaty, czasem jedynie aluzje, a czasem konkretne struktury. Dlaczego bohaterka nieustająco potrząsa podbródkiem? Dlaczego nazywa się tak samo jak autorka? Skąd taka forma przypisów? Do czego nawiązuje tytuł i podtytuł? I tak dalej, i tak dalej…


Podejrzewam, że zamiłowanie do gotowania główna bohaterka odziedziczyła po Pani. Jakie jeszcze swoje cechy przelała Pani na wdowę?

Co prawda nie gotuję aż tak dobrze jak wdowa po aptekarzu, ale istotnie przygotowujemy te same potrawy. Łączy nas też kilka cech fizycznych (choć nie jest to ani waga, ani wiek, ani, niestety, epicki biust :)  ). 
Ale odpowiadając całkiem poważnie - dałam bohaterce moje personalia nie tylko z powodu gry literackiej (bo przecież nie ja pierwsza zastosowałam taki zabieg w powieści kryminalnej i jest to już pewna tradycja, choć  u mnie rzeczywiście występuje à rebours), ale także ze względu na uniwersalne cechy charakteru. Zastanawiało mnie, jak to jest możliwe, że osoby będące często wścibskie i niemiłe, są jednocześnie ukochanymi babciami czy mamami. I chociaż mam nadzieję, że wady nas nie łączą, to przecież Karolina Morawiecka wdowa po aptekarzu nosi w sobie takie cechy, które charakteryzują większość z nas – wspomniane wścibstwo, chęć nieustającego udzielania rad, przekonanie o swojej wyższości, a przy tym wszystkim serce na dłoni i empatię.


Skąd się wzięła siostra Tomasza? Czy ona też swoje cechy zaczerpnęła z prawdziwej postaci?

Siostra Tomasza z jednej strony jest odpowiedzią na Akuninowską siostrą Pelagię, tyle że w wersji „spolszczonej” i współczesnej, z drugiej zaś próbą wyobrażenia sobie charakteru zakonnicy, która naprawdę postanowiła - wbrew zakazom! - poznać zagadkę dwunastu ciał na strychu. Ta historia, która stanowi punkt wyjścia dla „detektywistycznej” biografii siostry Tomaszy jest bowiem prawdziwa i rzeczywiście wydarzyła się, bodajże we wczesnych latach dziewięćdziesiątych, w jednym z krakowskich zakonów.
Jednocześnie Śledztwo od kuchni zadedykowane jest między innymi pamięci siostry Ksawery. Zakonnicy, która w moim przekonaniu miała wiele cech wspólnych z książkową bohaterką. Bo przecież do zakonów trafiają i kobiety po studiach, z ukształtowanymi poglądami i przekonaniami, które dosyć trudno jest „sformatować”. Feminizm i katolicyzm nie muszą się przecież wykluczać.


Skoro już mówimy o bohaterach, to najbardziej zbliżona do Pani jest sąsiadka wdowy, Karolina, Krakuska – jak wiele Pani w tej postaci?

:)  Prawdę powiedziawszy z krakuską mam chyba najmniej wspólnego - może rzeczywiście poza wyglądem. Krakuska to raczej spojrzenie na siebie oczami  moich sąsiadów. Nie raz usłyszałam, zwłaszcza na początku mojego mieszkania w Wielmoży, że ja tylko „leżę na sofie i czytam”. Poza tym właściwie nie piekę ciast, więc mój mąż „ jest taki chudziutki, bo ciasta na niedzielę nie ma”. :)


Już kończąc temat postaci cyklu - kogo z bohaterów lubi Pani najbardziej i dlaczego?

Lubię wszystkich moich bohaterów – nawet przerażającego poglądami Stachlaka :) .  Bardzo lubię panią Małgorzatę. Widzę ją z włosami upiętymi w ciasny kok, ze złotym zębem, twarzą pooraną zmarszczkami, w podomce w kwiaty, martwiącą się nieustannie, czy jakiegoś grzechu nie będzie, z sercem na dłoni i za wszelką cenę próbującą wyczarować z postnych produktów coś jadalnego.


Teraz może troszkę o Pani warsztacie pisarskim. Jak wygląda praca nad książką? Pisze Pani dzień w dzień? Czy może nie nakłada sobie Pani rygoru i siada do pisania tylko w chwili natchnienia?

Kiedy pracowałam nad jakąś powieścią, wyglądało to dosyć podobnie. Pisałam mniej więcej dwie godziny dziennie, od ósmej do dziesiątej, żeby nie pozbawić się przyjemności i żeby pisanie nie stało się rutyną czy obowiązkiem. Oczywiście tylko w dni robocze czyli od poniedziałku do piątku.


Długo powstaje taki pomysł nad książką? I ile mniej więcej czasu zajmuje Pani napisanie jednego tomu?

Moje pisanie zaczyna się od tytułu. Kiedy go wymyślę, a w zasadzie – kiedy przyjdzie mi do głowy, bo jakoś specjalnie nad nim nie rozmyślam, „widzę” już całą historię. Wiem, kto jest ofiarą i dlaczego zginie. No i przede wszystkim: kto i w jaki sposób zabił.
Sam akt pisania w moim przypadku jest ogromną radością – zaczynam „widzieć” sceny, tak jakby przed moimi oczami wyświetlał się film i po prostu opisuję to, co widzę i słyszę.
Pisanie powieści to mniej więcej dwa miesiące w takim rytmie (dwie godziny dziennie, pięć dni w tygodniu). Przy czym o ile po prostu „usiadłam i napisałam” Śledztwo, o tyle w przypadku Mordercy między pierwszymi a ostatnimi rozdziałami minęło z pół roku. Z kolei w przypadku trzeciej części miałam bodajże miesięczną przerwę, także „w połowie” książki, kiedy przeżywałam totalne załamanie i pisarską depresję.


Czy jest coś w cyklu co sprawiło Pani trudność podczas pisania? Jeśli tak, to co i dlaczego?

Prawdziwa trudność pojawiła się w przypadku trzeciej książki. Kiedy ukazało się Śledztwo, Morderca był już ukończony. Z recenzjami czytelników zetknęłam się więc dopiero w trakcie pisania Zabójstwa na cztery ręce. A ponieważ głosy były i są absolutnie rozbieżne, doznałam „szoku poznawczego” :) . Z jednej strony mój styl był „wyrafinowany i inteligentny”, z drugiej „nieznośny, egzaltowany i na poziomie gimnazjalistki”. Głównej bohaterki jednocześnie „nie da się nie lubić” oraz „jest nieznośna i okropna” (siostra Tomasza jakoś uszła przed pręgierzem opinii publicznej). Pisałam jednocześnie „za długie” oraz „za krótkie” powieści, które były „niestety takie same” i „niestety inne”. A kulinarny podtekst „nudził i był na siłę” albo „stanowił oryginalne i ciekawe dopełnienie”. (Uwagi na temat humoru pominę, bo wciąż się upieram, że nie piszę komedii kryminalnych, ale powieści detektywistyczne). Każdą taką uwagę brałam sobie do serca, każdą się przejmowałam. Po miesiącu totalnej niemocy doszłam do wniosku, że zostało mi już tylko oszaleć… :)  Przestałam więc czytać opinie i wróciłam do pracy nad książką.






Ma Pani swoje ulubione miejsce do pisania?


Wyobrażam sobie, że jeszcze większą przyjemność sprawiałoby mi pisanie albo w plenerze, albo w jakiejś kawiarni, lub po prostu w moim ogrodzie. Ponieważ jednak nie mam laptopa, musiało wystarczyć mi biurko w moim gabinecie - za to z fenomenalnym widokiem na ogród i ruiny tajemniczego domu.


We wrześniu ukazuje się trzeci tom cyklu pt. „Zabójstwo na cztery ręce”. Co może Pani zdradzić przed premierą swoim czytelnikom? Czego możemy się spodziewać?

Zabójstwo w moim odczuciu jest książką inną od poprzednich (zresztą mam poczucie, że każda z części jest inna. Oczywiście strategie narracyjne są cały czas te same, podobnie jak bohaterowie, ale jednak pod względem kompozycji czy tempa fabuły są to całkiem inne powieści). Zabójstwo jest „najszybsze”, z dominacją dialogu, a akcja właściwa sprowadza się w zasadzie do jednej nocy. To taka wariacja na temat jedności miejsca czasu i akcji…
Jeśli chodzi o fabułę, wiąże się ona ze ślubem młodszego aspiranta Rafała Batorego i kelnerki z Herbovej. Będzie trup, tradycyjne polskie wesele i mnóstwo przyśpiewek, przy których układaniu wspaniale się bawiłam :) .


Czy w planach ma już Pani kolejne części cyklu? Muszę przyznać, że bardzo lubię stworzonych przez Panią bohaterów, nie chciałabym się z nimi za szybko rozstawać!

No to pytanie nie potrafię w tej chwili odpowiedzieć. Bo z jednej strony mam pomysł na część czwartą, która miałaby rozgrywać się dwutorowo i objąć mój ukochany Kraków, z drugiej strony pisanie, czy raczej okoliczności towarzyszące wydawaniu książek, nieco mnie przerosły, często rozczarowały. Zderzenie moich absolutnie wyidealizowanych wyobrażeń z rzeczywistością mój pisarski zapał jakby ochłodziły... A ponieważ nie mam w sobie przymusu, więc nie wiem, czy wdowa po aptekarzu i siostra Tomasza rozwiążą jeszcze jakąś zagadkę, czy też będzie to ich koniec. To się dopiero okaże…


To na koniec trochę prywaty – jak wygląda Pani domowa biblioteczka? Czy coś się w niej wyróżnia? Autor? Gatunek?

Moja biblioteczka to w większości białe regały, bo na nich nie widać kurzu :) (serdecznie polecam!). A tak całkiem serio - mam oczywiście część poświęconą tylko na kryminały. Istotne miejsce zajmują też reportaże i szeroko rozumiana klasyka.
Nie jestem w stanie wskazać jednego ulubionego pisarza czy pisarki, ale niewątpliwie w ostatnim czasie szczególne miejsce zajmuje w mojej bibliotece i w moim sercu proza Jaume Cabré. Jego Wyznaję to dla mnie absolutne arcydzieło. Powieść genialna, która wszystkie inne zostawia ze sobą.


Co lubi Pani robić w wolnym czasie? Oprócz pisania oczywiście 😊

Lubię praktykować drobne i małe przyjemności. Oczywiście lubię gotować, choć stawiam na kuchnię szybką, taką „do 20 minut”. (Zresztą jeśli ktoś śledzi przepisy na fanpage’u  wdowy po aptekarzu, ten wie, że musi być łatwo i szybko :) ).  Uwielbiam chodzić na spacery z mężem i naszymi trzema psami, albo leżeć na kanapie i czytać lub oglądać seriale („Opowieść podręcznej” to mój absolutny numer 1!!!). Poza tym moją wielką pasją jest ogród, choć raczej sprowadza się to do wymyślania kolejnych kompozycji i nowych rabat, niż do pielenia (za tym ostatnim absolutnie nie przepadam). Lubię też aktywności związane z aranżacją przestrzeni, chociaż umiejętności technicznych nie mam zbyt wielkich. Oraz nordic walking!


Ulubione danie?

Odpowiedź na pytanie o ulubione danie jest niemal tak samo trudna jak na pytanie o ulubioną powieść! Wszystko przecież zależy od naszego nastroju, od pory roku itd. Ale w pierwszej trójce niezmiennie królują u mnie makarony (lasagne to moja miłość!) i pieczona kapusta z sosem musztardowym. Moim comfort food od lat jest… bułka tarta, smażona na dużej ilości masła z listkami świeżego tymianku, odrobiną startej skórki z cytryny, parmezanem i płatkami chili.


Ulubione warzywo?

Jednego warzywa też nie jestem w stanie wybrać, ale pewnie będzie to brukselka i bakłażan (byle niej razem, a jeśli już, to w towarzystwie orzechów piniowych, rodzynek, pomidorków koktajlowych, parmezanu i dobrego dressingu – oczywiście z makaronem).


Ulubiona muzyka i wykonawca?

Kocham kobiece głosy. Od kilku lat nieustające słucham Madeleine Peyroux na zmianę z Beth Heart i Dianą Krall. Mam też słabość do Stinga, Sufjana Stevensa i Eliotta Smitha. A moim ostatnim odkryciem muzycznym jest płyta „American love call” zespołu Durand Jones & The Indications.




Serdecznie dziękuję za poświęcony czas i życzę dalszych sukcesów na rynku powieści komedii kryminalnych (a raczej w powieściach detektywistycznych;) )!

Dziękuję :)