czerwca 29, 2019

"Nasze małe kłamstwa" Sue Watson

"Nasze małe kłamstwa" Sue Watson

Autor: Sue Watson
Tytuł: Nasze małe kłamstwa
Tłumaczenie: Joanna Grabarek
Data premiery: 3.04.2019
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 422
Audiobook wydany przez Wydawnictwo Filia i Storyside, 11h 54min, czyta Anna Dereszowska

„Nasze małe kłamstwa” to pierwsza powieść brytyjskiej autorki Sue Watson typu domestic noir. Wcześniej zajmowała się pisaniem komedii romantycznych, w których często przewijały się ciasta i torty (autorka jest wielką fanką tych smakołyków). Jeszcze wcześniej pracowała jako producentka telewizyjna, swój czas dzieląc pomiędzy pracę a rodzinę. Teraz może spokojnie pracował z domu, na swoim ulubionym różowym laptopie, a w międzyczasie piec ( i jeść!) torty. W tym roku na rynku brytyjskim ma się ukazać jej druga powieść w gatunku domestic noir, pt. „All Her Secrets”.

„Nasze małe kłamstwa” to historia małżeństwa Marianne i Simona z dziesięcioletnim stażem. Ona jest piękną panią domu, matką trójki dzieci, on poważanym kardiochirurgiem, który co wieczór wraca do swojej kochającej rodziny, żyjącej w pięknym bogato i gustownie urządzonym domu. Brzmi idealnie, prawda? A jak jest naprawdę?

Książka składa się z prologu, 31 rozdziałów i epilogu. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu teraźniejszego, narratorem jest Marianne, a co za tym idzie, czytelnik może śledzić nie tylko jej poczynania, ale i wszystkie myśli kłębiące się w jej głowie. Styl jest łatwo przyswajany, dosyć potoczny, czasami narrator nadużywa wulgaryzmów – jakoś w tej powieści bardzo kłuły mnie one w uszy.

Główną bohaterką jest właśnie Marianne. Kobieta dobrze po trzydziestce, matka 6letnich bliźniaków oraz macocha dla 17letniej Sophie. Z pozoru prowadzi szczęśliwe życie, ale od początku powieści czytelnik czuje, że coś tu jest nie tak. Marianna wydaje się chorobliwie zazdrosna o męża, jednocześnie całkowicie jemu podporządkowana. To on jest panem domu, decyduje o wszystkim, organizuje kobiecie cały dzień i nie znosi sprzeciwu. Marianne miała trudne dzieciństwo, tułała się długo po rodzinach zastępczych, dopiero z Simonem poznała miłość. Razem wiele przeszli, łączy ich wiele (nie tylko dobrych) wydarzeń. Kobieta codziennie łyka proszki, które mają ustabilizować jej psychikę. Prócz perfekcyjnej pani domu, Marianne ma także bardzo artystyczną duszę. Kiedyś pracowała w modzie, później robiła własne torebki, ale Simon uważa je za stratę czasu, więc Marianne już się tym nie zajmuje. Ogólnie od początku widać jak bardzo kobieta jest podległa mężowi, cały czas jednak nie wiadomo czy faktycznie ma do tego przesłanki czy może to tylko jej wytwór wyobraźni.

Simon, mąż, szanowany kardiochirurg, jest mężem idealnym. Przynosi żonie co dwa tygodnie kwiaty, dba o względy finansowe i towarzyskie. Jednak jego zachowanie też od początku jest bardzo dziwne. Często przypomina żonie o tabletkach, martwi się o jej zdrowie psychiczne. Decyduje za całą rodzinę, nie znosi sprzeciwów. Pilnuje, żeby ich życie wyglądało na perfekcyjne. Mężczyzna wychował się w twardej rodzinie, jego matka nigdy nie zaakceptowała Marianne. Wcześniej Simon miał żonę, która szybko zmarła osieracając przy okazji małą Sophie. Wcześniejsza żona była idealna, zarówno Simon jak i jego matka stawiają ją ciągle na piedestale. Marianne jest gorsza, w oczach Simona ciągle nie potrafi dorównać zmarłej żonie.

Istotną postacią w powieści jest też Caroline. Jest to młoda kardiochirurg współpracująca z Simonem. Marianne wykształca sobie na jej punkcie obsesję, podejrzewa ją o romans z mężem. Caroline jest piękna i zgrabna, pewna siebie i inteligentna. Marianne mocno ją gloryfikuje, ciągle się do niej porównuje, a raczej do swojego wyobrażenia o Caroline, które buduje z obserwacji kobiety w mediach społecznościowych.

Książka porusza wiele istotnych tematów z życia codziennego. Główny problem to przemoc w rodzinie, zarówno tak psychiczna jak i fizyczna. Powieść jest dobrym obrazem ofiary, czytelnik może zapoznać się z jej sposobem myślenia i postrzegania świata. Istotną sprawą jest też to, jak taka przemoc wpływa na dzieci. One zdecydowanie zawsze widzą więcej niż zdaje się dorosłym, a takie przeżycia muszą pozostawić jakiś odcisk na ich psychice.

W powieści przedstawiony jest ten idealny obrazek rodziny, który widzą inni. I znowu tutaj sprawdza się zasada „nie oceniaj książki po okładce” – nie ma idealnego życia, nawet jeśli takim się wydaje. Nie mamy prawa oceniać innych tak naprawdę nie wiedząc co faktycznie u nich się dzieje.

W końcu też jest to opowieść o tym, co rodzice są w stanie zrobić dla dzieci, jak wielka łączy ich ze sobą wieź. Bohaterka cały czas podkreśla że dzieci są najważniejsze, że nawet mąż stoi niżej w hierarchii niż dzieci. Dla nich jest w stanie zrobić dokładnie wszystko.

Pierwsza część powieści to głównie opis codziennego życia rodziny, za to druga to już faktycznie thriller. Bohaterka zrzuca z siebie rolę ofiary, w końcu wychodzi ze swojej skorupy i jest gotowa na walkę. Czytelnik może dokładnie śledzić jej przemianę, w końcu mamy bezpośredni dostęp do jej myśli.

Podsumowując, książki mi się podobała. Postać Marianne została świetnie przedstawiona, praktycznie do końca czytelnik nie wie co jest prawdą a co wytworem jej wyobraźni, kto tutaj tak naprawdę kłamie, a kto mówi prawdę. Powieść jest świetnym obrazem dysfunkcyjnego związku i wszystkich konsekwencji, które się z nim wiążą. Dodatkowo przez całą lekturę panuje tajemniczy nastrój, emocje utrzymują się na wysokim poziomie. Myślę, że autorka skonstruowała naprawdę dobrą powieść, zrobiła na mnie spore wrażenie. Mam nadzieję, że jej kolejna książka również zostanie przetłumaczona na polski.

Moja ocena: 8/10

czerwca 26, 2019

"Zaginiony kontynent. Podróże po prowincjonalnej Ameryce" Bill Bryson

"Zaginiony kontynent. Podróże po prowincjonalnej Ameryce" Bill Bryson

Autor: Bill Bryson
Tytuł: Zaginiony kontynent. Podróże po prowincjonalnej Ameryce.
Tłumaczenie: Tomasz Bieroń
Data premiery: 28.05.2019
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 376

Książka „Zaginiony kontynent” Billa Bryson ukazała się w Polsce w tym roku pod koniec maja. Autor jest znany brytyjskim pisarzem amerykańskiego pochodzenia, wydał wiele książek podróżniczych, popularno-naukowych oraz książek o języku. Urodził się w Des Moines w Iowa, w młodości przeprowadził się do Wielkiej Brytanii i tam już osiadł na stałe. Ma żonę, dzieci, jest poważanym członkiem społeczeństwa angielskiego, dostał nawet Order Imperium Brytyjskiego za dorobek literacki.
Dla mnie to było pierwsze spotkanie z autorem, ale już wiem, że nie ostatnie. Na pewno muszę przeczytać jego książkę o Anglii, pt. „Zapiski z małej wyspy” oraz nie pogardzę też książką ogólnie o Europie pt. „ Europa dla początkujących i średniozaawansowanych”.

„Zaginiony kontynent. Podróże po prowincjonalnej Ameryce” jak sama nazwa wskazuje, jest opisem podróży po Ameryce. W większości prowincjonalnej, ale autor zawędrował też do kilku największych miast USA. Tak naprawdę to były dwie podróże – jedna w październiku 1987 roku na Wschód od stanu Iowa oraz druga w kwietniu 1988 roku na Zachód od stanu Iowa. Autor dzieli się z czytelnikiem swoimi przeżyciami z podróży w dosyć humorystyczny sposób.

Zgodnie z podziałem na podróże, książka podzielona jest na dwie części: Wschód i Zachód. Całość składa się z 28 rozdziałów, które są podobnej długości. Książkę czyta się lekko, styl autora jest bardzo łatwy w odbiorze, nie szczędzi żartów i często ironizuje. Powiedziałabym, że jest to książka drogi, gdzie autor ze swojego punktu widzenia opisuje mijane miasteczka, spotkanych ludzi, a czasem jest to też punkt wyjścia do wspomnień z dzieciństwa i rozważań nad kondycją amerykańskiego stylu życia.

Autor, jak już pisałam, urodził się w stanie Iowa, po czym w młodości przeniósł się do Wielkiej Brytanii. W latach 80tych zmarł mu ojciec, co skłoniło go do podróży po Stanach śladami corocznych wakacji, które odbywali całą rodziną, co roku w inne miejsce. Bryson na czas wycieczki pożycza od matki stary niebieski chevrolet chevette i rozpoczyna od podróży na Wschód. Przejeżdża przez wiele stanów, od Missisipi po Maine i Vermont. Po drodze komentuje mijane miasteczka, dzieli się z czytelnikiem zwyczajami tam panującymi, ocenia przyjazność mieszkańców i opowiada różne ciekawostki. Odwiedza domy sławnych ludzi, tj. Mark Twain, Elvis Presley, Ike Eisenhower, zwiedza przeróżne muzea, chodzi na spacery po miastach i miasteczkach. Odwiedza znajomych, wybiera się na wycieczki po dużych miastach jak Nowy Jork czy Filadelfia. Często też wspomina dzieciństwo, jak wyglądały ich wakacje, dużo mówi o ojcu, jaki był, co lubił, jak podchodził do tych corocznych wyjazdów. Wszystko to przedstawia w sposób dosyć uszczypliwy, z nutką humoru, ale takiego dosyć ostrego. Jest mocno krytyczny wobec spotykanych ludzi, ale jest równie krytyczny wobec siebie samego, więc te komentarze nie budzą sprzecznych emocji.

Podróż swą zaczynał od opisu miasteczka, w którym się wychował.  Bardzo mi się ten opis podobał, autor twierdzi, że ktokolwiek zjedzie z autostrady do Des Maines już raczej z niego nie wraca, zostaje tam, osiada z jakichś niewiadomych przyczyn – jest to bardzo płaski teren, same pola kukurydzy, żadnych gór, żadnej wody, spokój, cisza, nic się nie dzieje, w koło sami farmerzy, do innych miast daleko. Tak wygląda połowa Ameryki 😊 Jednak w jego miasteczku panuje jakaś hipnotyzująca atmosfera, wszyscy chodzą z błogimi wyrazami na twarzy. I tak jak wyruszając na Wschód autor raczej narzekał na miasteczko, tak wracając po 34 dniach podróży zmienia zdanie, cieszy się z powrotu i dostrzega piękno swojego stanu.

Druga podróż na Zachód ma miejsce w kwietniu kolejnego roku. I tak samo - autor pożycza samochód mamy i rusza śladami dawnych wycieczek. Nebraska, Kansas, Kolorado, Nevada, Kalifornia i tak dalej. Tutaj w końcu krajobraz jest górzysty, inny od wschodniego, jednak z kolei ludzie mają całkiem inne usposobienie niż wschodni mieszkańcy Stanów. Sposób podróży wygląda tak samo jak z poprzedniej wycieczki – głównie podróżuje samochodem, zatrzymuje się w przydrożnych motelach, odwiedza miejscowe knajpy. Oczywiście zahacza też o Las Vegas, ale po pierwszym zachwycie, czuje się rozczarowany. Z kolei wrażenia, jakie w młodości zrobił na nim Wielki Kanion, potwierdzają się teraz w stu procentach. Przy końcu podróży miałam wrażenie, że autor był już trochę zmęczony, w sumie więcej jechał przez pustkowia niż faktycznie coś zwiedzał, więc chciał szybko wrócić do domu.

Ostatecznie razem odwiedził 38 stanów z 50, przejechał kilka czy nawet kilkanaście tysięcy mil.

Prócz opisów i ciekawostek autor w książce zawarł dużo krytyki amerykańskiego społeczeństwa. Dużo mówi o edukacji, służbie zdrowia, reklamach, sposobie życia amerykanów, otyłości. Przedstawia to w dosyć zabawny sposób, ale mając porównanie do dawnych lat i europejskiego podejścia do spraw, jest w stanie zaznaczyć dużo interesujących uwag.

Ogólnie książka mi się podobała, to dobra propozycja na lato. Przyjemnie było spojrzeć na Amerykę oczami autora, który sam nie dokładnie pamiętał czego ma się po tej podróży spodziewać. Humor autora jest ostry, momentami może za dosadny, ale ogólnie zaliczam na plus – kilka razy podczas czytania parskałam śmiechem.
Brakowało mi tutaj tylko mapki, gdzie byłaby zaznaczona trasa autora oraz szkoda, że tłumacz nie przetłumaczył miar na europejskie – nie wiem ile mil to kilometr czy odwrotnie i nie wiem ile stopni Fahrenheita to stopieni Celsjusza, więc trochę chwilami byłam pogubiona.

Podsumowując, książka to dobra historia drogi, przyjemna i lekka lektura na ciepłe dni. Myślę, że ciekawie byłoby pojechać teraz śladami autora – w końcu opisywany przez niego świat to koniec lat 80tych, więc jestem ciekawa jak i czy w ogóle coś się pozmieniało w opisywanych stanach.

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!




czerwca 25, 2019

"Bestie. Zbrodnie i kary" Janusz Maciej Jastrzębski

"Bestie. Zbrodnie i kary" Janusz Maciej Jastrzębski

Autor: Janusz Maciej Jastrzębski
Tytuł: Bestie. Zbrodnie i kary
Data premiery: 22.05.2017
Wydawnictwo: Aktywa
Liczba stron: 672

„Bestie. Zbrodnie i kary” J. M. Jastrzębskiego wydane w 2017 roku przez Wydawnictwo Aktywa to drugie wydanie tej pozycji. Pierwsza miała miejsce 10 lat temu, została wydana nakładem wydawnictwa Profi. Autor tej książki to dziennikarz, literat, satyryk. Podczas swojej pracy dziennikarskiej był sprawozdawcą sądowym, a także na gorąco opisywał ściganie przestępców – od czasów wykrycia zbrodni, aż po proces na sali sądowej.  Jastrzębski prócz felietonów i literatury faktu jest również autorem powieści sensacyjnych i satyr.

W „Bestie. Zbrodnie i kary” autor skorzystał ze swojego dziennikarskiego doświadczenia. Ta książka to zapis największych polskich zbrodni w czasach PRLu, opisane od czasów popełnienia zbrodni, aż po proces sądowy i wydany wyrok. Autor w swojej książce mocno wspiera się aktami milicyjnymi i zapisami sądowymi, czasami nawet przytacza je wprost.

Na książkę składa się opis 22 największych polskich morderców od lat 50 do 90 XX wieku. Każdy z tych opisów opatrzony jest tytułem, większość podzielona jest także na podrozdziały. Każdy z rozdziałów jest bardzo różnej objętości, są sprawy (głównie te z powojennych czasów), które zajmują nie więcej niż kilka stron oraz takie, które zajmują ich ponad sto. Najobszerniej opisana jest historia Pękalskiego, znanego pod pseudonimem Wampira z Bytowa, która zajmuje prawie 200 stron powieści. Sporo też miejsca poświęconego jest innym znanym opinii publicznej mordercom, tj. Marchwicki (Wampir z Zagłębia), Tuchlin (Skorpion), Trynkiewicz czy Sojda (morderstwo ze zmową milczenia we wsi Zrębin). Historie te przytaczane są w porządku chronologicznym. Styl pisania autora jest prosty, bez ozdobników, podaje w większości suche fakty, chociaż zdarza mi się też odtwarzać dialogi lub opisywać hipotezy, które powstawały w mediach czy opinii publicznej, ale sam powstrzymuje się od komentarzy.

Każda z historii opisana jest w podobny sposób – ma krótki wstęp, w którym autor często podkreśla wynikłe błędy w postępowaniu, dalej jest opis spraw i ofiar, dopiero później opisane zostają działania śledcze i przebieg procesu na sali sądowej. Autor w niektórych opisach jest bardzo skrupulatny, np., zawsze wymienia z nazwiska sąd i prokuratora, a z drugiej strony, według mojej opinii, historie zbrodni i dochodzenia potraktowane są trochę „po łebkach”. Myślę, że książkę czytałoby się dużo lepiej, gdyby zbrodnie z opisem ofiar i przebieg dochodzenia nie były od siebie oddzielone. Zabrakło mi tu też większego skupienia na otoczeniu, co mówili świadkowie, jakie panowały nastroje. Oczywiście jest to lekko w powieści zarysowane, ale jak dla mnie niewystarczająco, bym mogła powiedzieć, że mam teraz dużo większą wiedzę na temat opisywanych zbrodni. Brakuje mi tu też większego wyjaśnienia sprawy, np. dlaczego milicja kogoś podejrzewała o zbrodnię, a później przestała? W książce jest tylko wspomniane, że takie coś było, ale ja bym chciała wiedzieć dlaczego. Dlaczego tak późno sprawy jednego zabójcy zostały ze sobą połączone? Dlaczego nie wcześniej? Jak doszło do takich przeoczeń? Na takie pytania nie znalazłam w książce odpowiedzi. O psychice i motywach morderców też było bardzo niewiele, a właśnie to byłby dla mnie interesujące.

Co w takim razie znajdziemy w książce? Jak już wspomniałam, jest trochę przytoczonych akt sprawy – np. w sprawie Marchwickiego dowiemy się jakie zalecenia i postanowienia wydawała specjalna grupa dochodzeniowa. Autor opisuje też opinie biegłych sądowych i psychiatrów, którzy przeprowadzali obserwacje na przestępcach. Wyrywkowo znajdziemy też przesłuchania na komisariatach i zeznania na salach sądowych. Autor często podkreśla, że nie tylko wiedza i doświadczenie śledczych było istotne w dochodzeniach, ale i samo szczęście.

Co do wydania książki to jest ono też dosyć toporne. Książka jest duża, w bardzo miękkiej okładce, przez co niewygodnie się ją trzyma podczas lektury. Niestety zauważyłam też trochę literówek, braków interpunkcji i tym podobne niedociągnięcia, które przedostały się przez korektę. Zostały zachowane bardzo małe marginesy po bokach tekstu, co też negatywnie wpływa na jakość czytania.

Ogólnie mam mieszane odczucia co do tej pozycji. Wiem, że autor na pewno musiał poświęcić jej dużo czasu i energii, przekopać się przez akta milicyjne i sprawozdania z procesów sądowych. Niestety dla mnie każda z tych historii jest niepełna, potraktowana dosyć wyrywkowo, pozbawiona tych najciekawszych, najistotniejszych elementów. Muszę przyznać, że trochę się wymęczyłam podczas czytania. A szkoda, bo można ją było opowiedzieć w dużo ciekawszy sposób. W końcu to wszystko wydarzyło się naprawdę, tymi wydarzeniami żyła cała Polska, a pewnie czasami nawet i dalej! A w opisie tych historii autor nie wzbudził we mnie większych emocji.

Moja ocena: 5/10

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Aktywa!




czerwca 24, 2019

"Różany eter" Julia Gambrot

"Różany eter" Julia Gambrot

Tytuł: Różany eter
Data premiery: 24.04.2019
Wydawnictwo: Lira
Liczba stron: 544

Chyba nie ma na świecie osoby, która nie kojarzyłaby twórczości Jane Austen. „Duma i uprzedzenie” czy „Rozważna i romantyczna” to tytuły, które na stałe zagościły w światowej kulturze. Dla mnie osobiście Austen jest jedną z ulubionych nieżyjących autorek. Tak jak nie lubię czytać współczesnych romansów czy literatury obyczajowej w romansowych tonach, tak miłostki bohaterek dawnych czasów urzekają mnie swoim wdziękiem i niewinnością. Ponadto codzienność tych kobiet zawsze robiła na mnie duże wrażenie. I właśnie z tego powodu zdecydowałam się sięgnąć po książkę „Rózany eter’ autorstwa Julii Gambrot. Jest to jej debiut literacki, autorka podkreśla, że pisanie to jej wielka pasja. Na co dzień okulistka, opiekunka kilku czworonogów. Już z samej notki biograficznej zamieszczonej z tyłu książki można wyciągnąć wnioski, że autorka to romantyczna dusza.

„Rózany eter” opowiada historię Róży Zimmerman. Dla bohaterki zaczyna się właśnie ważny okres w jej życiu – jako jedna z dosłownie kilku dziewcząt może podjąć studia medyczne. Jest to jej spełnienie marzeń, ale i spore wyzwanie – nie tylko naukowe, ale i społeczne, gdyż przyjdzie Róży walczyć na każdym kroku z dyskryminacją płci pięknej. Bohaterka, prócz przyjaźni ze swoją opiekunką siostrą zakonną, która ją wychowała, nie ma na świecie nikogo, jest sierotą. Do sierocińca została oddana za czasów niemowlęctwa, więc nie wie prawie nic o własnych korzeniach... Kiedy jednak zaczyna dostawać dziwne przesyłki i wydaje jej się, że ktoś ją śledzi, postanawia zmienić ten stan rzeczy. Do czego poszukiwanie własnych korzeni ją doprowadzi? Pomocną dłoń wyciąga do niej jej nowa przyjaciółka Lilia, dziewczyna z dobrego domu, również przyszła lekarka. Lilia razem z Różą są też lekko zafascynowane, ale i przestraszone dziwnymi morderstwami, do których dochodzi w mieście. Ktoś zabija tak, że nie pozostawia na ciele ofiar żadnych śladów...

Kompozycyjnie książka składa się z 37 rozdziałów różnej długości. Nie ma to jednak wpływu na lekturę, powieść od początku wciąga tak, że nie zauważa się przewracania kolejnych stron. Narracja powieści prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego, narratorką jest Róża. Co za tym idzie, rzeczywistość przedstawiana jest jej spojrzeniem razem z jej emocjami i odczuciami. Styl powieści jest lekki, klimatyczny, autorka skupia uwagę nie tylko na samych bohaterkach, ale i na ich otoczeniu. Muszę powiedzieć, że urzekły mnie uczty, na których podawane były bardzo ciekawe dania – aż ślinka cieknie! 😊

Skoro już wspomniałam o klimacie powieści, to od razu trochę te zagadnienie rozwinę. Akcja powieści toczy się gdzieś na przełomie XIX i XX wieku. Większość domów była jeszcze wtedy bez prądu, nie wspominając już o telefonach. Na ulicach widok samochodu (oj przepraszam - automobilu!) był rzadkością, za to dorożki, furmanki czy tramwaje konne były codziennym środkiem transportu bohaterów. Społeczność w mieście ma dosyć wyraźne podziały – są ludzie bogaci i wykształceni i jest prosta biedota. Jednak pewne społeczne zwyczaje zaczynają się już powoli zmieniać, dokładnie widać tą różnicę w porównaniu podejścia babki Lilii a samej Lilii. W bogatych domach jednak panują cały czas pewne standardy, wzory zachowań, co jest bardzo widoczne w relacjach damsko – męskich.

Główna bohaterka, Róża, plasuje się gdzieś pośrodku drabiny społecznej – na pewno nie jest arystokratką, ale jednak zdobywa wykształcenie i nie narzeka na biedę. Róża to 18letnia dziewczyna, która właśnie rozpoczyna studia w wielkim mieście. Jest dobrze wychowana, uprzejma, skromna, i jak to w takich powieściach bywa ciut naiwna, ale w przeważającej większości w pozytywnym sensie. Wierzy w ludzi, wierzy w miłość i prócz zostania lekarką, bardzo chce mieć rodzinę.

Lilia, jej przyjaciółka, jest dużo bardziej wygadana od Róży. Nie boi się wyrażać własnego zdania i walczyć o swoje. Ma duże poczucie własnej wartości, czego nauczył ją ojciec, również lekarz. Lilia dawno temu też straciła matkę oraz najstarszego brata, którego śmierć wzbudza dziwne nastroje w ojcu i babci. Fryderyk to jej żyjący starszy brat, równie ciekawa postać. Chłopak wrócił właśnie do domu po wyprawie do Afryki, gdzie nadzorował budowę kolei. Ten bohater dosyć często przewija się na kartach powieści, ale jest przedstawiony dosyć tajemniczo – tak do końca nie wiedziałam, co faktycznie o nim sądzić.

Bohaterów powieści jest sporo, co jest dosyć normalne przy tak rozbudowanej fabule, ale wspomnę tutaj jeszcze tylko o doktorze Kaderze. To mężczyzna starszy od dziewczyn, ale raczej nie powiedziałabym o nim pan w średnim wieku, myślę, że raczej miał gdzieś w okolicy 30-35 lat. Człowiek stabilny, dyskretny, pomocny, widać, że pomoc ludziom w potrzebie to dla niego misja życiowa. Mądry i wyważony, zawsze panuje nad sytuacją. Muszę powiedzieć, że od początku go polubiłam i mocno trzymałam kciuki za jego szczęście 😊

Prócz cudownego klimatu dawnych czasów, koniecznie trzeba wspomnieć o studiach dziewcząt. Czytelnik razem z bohaterkami uczestniczy w sekcjach, zajęciach z anatomii, a nawet operacjach – wszystko to jest bardzo dokładnie opisane. Są w powieści fragmenty, przy których nie powinno się jeść 😊 Ponadto czytelnik może przekonać się na jakim etapie była wtedy medycyna – pomijając już to, że dopiero od teraz kobiety mogły zacząć uczyć się zawodu, to były czasy kiedy dopiero co odkryto np. grupy krwi – wcześniej o czymś takim nie słyszano i uważało się, że krew można przetoczyć nawet od zwierząt. Również dopiero od kilku lat znaleziono sposób na zoperowanie przepukliny – wcześniej ludzie musieli po prostu z nią żyć. Gastroskopia to też dopiero co odkryta metoda badań. Dużo można znaleźć w powieści takich smaczków, które mnie osobiście zafascynowały. Te czasy to był ważny okres dla medycyny, autorka wiedziała co robi, umieszczając akcję właśnie w takim okresie 😊

Muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona z lektury. Przez pierwsze kilkanaście stron miałam małe wątpliwości czy był to dobry wybór, ale jak już się wgryzłam w tamte czasy i klimat powieści, to nie chciałam jej odkładać. Była to bardzo przyjemna podróż w czasie, a smaczku dodawały wstawki z medycyny i zagadka morderstw i przeszłości Róży. Muszę powiedzieć, że intryga została bardzo dobrze skonstruowana, bardzo przemyślanie rozłożona w czasie. Podsumowując jestem na tak i mam nadzieję, że druga powieść autorki też będzie miała miejsce w dawnych czasach!

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję wydawnictwu LiRA

Książkę można też było zdobyć na portalu czytampierwszy.pl




czerwca 23, 2019

Book tour z "Nigdzie indziej"!

Book tour z "Nigdzie indziej"!

„Nigdzie indziej” autorstwa Tommy’ego Orange to książka zasługująca na czytanie i mówienie o niej. Jestem nią oczarowana, a skoro udzielam się w mediach społecznościowych, to chcę się do jej nagłaśniania przyczynić! Z tej okazji rusza pierwszy book tour organizowany przez mój blog! Chętni?

Zasady uczestnictwa w book tourze:
  1. Książkę możecie trzymać maksymalnie 3 tygodnie od daty jej otrzymania, później wysyłacie ją dalej (adres kolejnej osoby otrzymasz ode mnie)
  2. Recenzję/opinię/film (zależy gdzie się udzielacie) proszę zamieście maksymalnie do miesiąca od daty otrzymania książki. Oznaczcie mój blog/IG/FB oraz wydawnictwo Zysk i S-ka w swoim poście.
  3. Książkę możecie wysłać pocztą, kurierem, paczkomatem – jak Wam i odbiorcy najwygodniej, ważne, żeby przesyłka miała numer, by się nie zgubiła!
  4. Książka jest do Waszej dyspozycji – możecie po niej pisać, zakreślać, zaznaczać. Proszę jednak o jej poszanowanie, czyli bez gniecenia i rozrywania 😉
  5. Będzie mi miło jeśli zostawicie w książce po sobie ślad – z przodu lub z tyłu książki jest do tego miejsce 😊 Będę mogła sobie powspominać! 
  6. Fajnie, jeśli do wysyłanej paczki dorzucicie coś małego od siebie, herbatkę, czekoladkę, cokolwiek, by kolejnemu uczestnikowi było miło 


Zgłaszać się możecie w komentarzu pod postem tu na blogu, pod postem na IG i FB oraz w prywatnych wiadomościach na IG i FB oraz mailowo: kryminalnatalerzu@gmail.com

Listę uczestników zapiszę w tym poście jak tylko jacyś się zgłoszą 😊

Książka ruszy w podróż w tym tygodniu (24-30.06), ale listy uczestników nie zamykam, można zgłaszać się także w trakcie trwanie book toura.

Myślę, że to wszystko co trzeba było ogłosić, w razie pytań jestem dostępna na IG i FB oraz oczywiście mailowo.

Serdecznie zapraszam do zgłoszeń, a uczestnikom życzę przyjemnej lektury!


Book tour organizowany jest za przyzwoleniem Wydawnictwa Zysk i S-ka

Lista uczestników:
1. @ksiazka.dobra.na.wszystko (IG)  opinia klik!
2. @efemerycznosc_chwil (IG)  opinia klik!
3. @napisane_slowa (IG) opinia klik!
4. @recenzownia_ksiazkowa (IG) opinia na IG klik! recenzja na blogu klik!
5. @neavecreations (IG) recenzja na blogu klik!
6. @pogadanki_ksiazkowe (IG)  opinia klik!
7. @w_moich_kregach (IG) opinia klik!
8. @poczytaj_my (IG) opinia klik!
9. @do.bookowej.deski (IG) opinia klik!
10. @ewa.zeler.9 (FB) opinia klik!
11. @magdalena.moruś (FB) opinia klik!
12. @ewelina.kwiatkowska.359 (FB) 
13. @izabela.watola (FB) opinia klik!
14. @anna.dyczko (FB) recenzja na blogu klik!
15. @figoowa (IG) 
16. @agnieszka.dabska.3 (FB) opinia na blogu - klik!
17. @berenika.drab (FB)
18. @czubajaniarczyk (FB) 
19. @trampwithbooks (IG) 
20. @katie.czyta (IG) opinia klik!
21. @zaczytana.paula (IG) 

czerwca 21, 2019

Owocowo-śmietankowe domowe lody na patyku

Owocowo-śmietankowe domowe lody na patyku

Składniki (8 sztuk):
Warstwa owocowa
  • 250g owoców leśnych (u mnie jagody, maliny, truskawki, czereśnie), ew. mogą być same truskawki. Owoce mogą być świeże lub mrożone
  • 100ml mleka
  • 70g miodu
  • 1 łyżka soku z cytryny

Warstwa śmietankowa
  • 200ml śmietanki 36%
  • 100ml mleka
  • 30g cukru

Przygotowanie (10min + kilka godzin na zmrożenie):
Zaczynamy od warstwy owocowej – w garnuszku podgrzewany mleko, owoce i miód – do dokładnego rozpuszczenia miodu jeśli używamy owoców świeżych, jeśli mrożonych – do momentu aż owoce się rozmrożą i podgrzeją. Całość wlewamy do blendera i miksujemy. Dodajemy sok z cytryny, próbujemy czy masa jest lekko kwaskowata – jeśli nie to dodajemy jeszcze trochę cytryny.
Garnuszek myjemy i przygotowujemy w nim warstwę śmietankową – 100ml śmietanki podgrzewamy razem z cukrem, aż ten się nie rozpuści, mieszamy by się nie przypaliło. Ściągamy z palnika, dodajemy resztę śmietanki i mleko, mieszamy dokładnie, najlepiej trzepaczką.
Foremki na lody uzupełniamy do połowy warstwą śmietankową, uzupełniamy po brzeg warstwą owocową. Wkładamy patyczki i całość wkładamy do zamrażalki na kilka godzin. By łatwo wyciągnąć loda z foremki wystarczy zanurzyć go w ciepłej wodzie na dosłownie kilka sekund. Smacznego!


czerwca 19, 2019

Konkurs - wygraj "Martwy sad" Mieczysława Gorzki (rozwiązany)

Konkurs - wygraj "Martwy sad" Mieczysława Gorzki (rozwiązany)

Z okazji dzisiejszej premiery razem z wydawnictwem Bukowy Las mamy dla Was konkurs, w którym do wygrania są aż 3 egzemplarze kryminału „Martwy sad” Mieczysława Gorzki! A to oznacza, że aż 3 osoby będą zwycięzcami!

Co trzeba zrobić by wziąć udział w konkursie?

Napisz w komentarzu pod tym postem odpowiedź na pytanie:

   Co dla Ciebie oznacza pojęcie dobry kryminał?

Odpowiedzi możecie zamieszczać w dowolnej formie, ich bardziej kreatywne – tym lepiej!

Zachęcam też do polubienia profilu wydawnictwa na IG (klik!) i FB (klik!) oraz moich własnych (IG klik! FB klik!), a także do dołączenia do obserwatorów mojego bloga. Będzie mi też bardzo miło jeśli na swoich profilach udostępnicie informację o tym konkursie (możecie po prostu podać dalej mój post o konkursie, który zamieściłam na obydwu profilach)

  1. Konkurs trwa tydzień – od 19 do 26 czerwca do 23:59, wyniki ogłoszę wieczorem kolejnego dnia.
  2. Z nadesłanych odpowiedzi wybiorę 3, które moim zdaniem będą najciekawsze.
  3. Wysyłka tylko na terenie Polski.
  4. Udzielając odpowiedzi na pytania konkursowe uczestnik równocześnie oświadcza, że zapoznał się z regulamin konkursu zamieszczonym na tej stronie  – klik!


Serdecznie zachęcam do udziału i życzę wszystkich uczestnikom powodzenia!


27.06 rozwiązanie konkursu
Zwycięzcami zostają: jestem_zmanipulowana, Patrycja Piasny i Melangell – gratuluję! Swoje dane adresowe razem z numerem telefonu proszę przesłać na mail kryminalnatalerzu@gmail.com, w tytule wpisać konkurs Martwy sad. Na nadesłanie adresów czekam 3 dni.

Wszystkim pozostałym uczestnikom serdecznie dziękuję za wzięcie udziału w konkursie i zachęcam do obserwowania bloga, bo już teraz szukuję dla Was kolejne niespodzianki 😊


Zapraszam też na mój profil na FB, gdzie zaraz rusza rozdanie z „Martwym sadem” – jest to ostatnia szansa na zdobycie u mnie tej książki! (klik!) Rozdanie trwa do 30 czerwca. 

czerwca 18, 2019

"Martwy sad" Mieczysław Gorzka - recenzja przedpremierowa!

"Martwy sad" Mieczysław Gorzka - recenzja przedpremierowa!

Tytuł: Martwy Sad
Cykl: Cienie przeszłości
Data premiery: 19.06.2019
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 416

„Martwy sad” otwiera cykl kryminalny pt.”Cienie przeszłości” autorstwa Mieczysława Gorzki. Jest to debiut autora. Jak sam przyznaje, pisanie jest jego największą pasją, ale do tej pory pisał tylko do szuflady. Autor odnajduje się w gatunkach tj. fantasy, kryminał, sensacja i horror, co w jego debiucie jest mocno widoczne! Zawodowo jest właścicielem firmy księgowej, pasjonuje się też astronomią, fizyką kwantową i kosmologią. Na co dzień mieszka we Wrocławiu i tam też umieścił część wydarzeń z powieści.

Akcja „Martwego sadu” rozpoczyna się od brutalnego morderstwa. Zamordowana w swoim własnym domu została kobieta w średnim wieku, jej ciało znalazł mąż. Do sprawy zostaje wezwany komisarz Marcin Zakrzewski razem z nadkomisarzem Stefanem Sroką. Marcin w czasie oględzin ogrodu zaskoczony zostaje przez ukrywającego się mordercę, który wyszeptuje mu słowa: „Widziałem jak diabeł chodził tam na palcach” – słowa, które przed 30 laty wypowiedział jego dawno zaginiony brat bliźniak. Marcin, za namowami swojej przyjaciółki Kaśki, postanawia przejrzeć akta sprawy swojego brata, prosi o pomoc prokuratora Grabskiego. Szybko okazuje się, że sprawa musi zostać wznowiona, bo wiąże się z innymi zaginięciami młodych chłopców, które ostatnio miały miejsce we Wrocławiu. W przeszłości, w okolicach Szczepanowa, też było ich więcej... Co sprawa zaginięć ma do brutalnego morderstwa? Co się stało z bratem bliźniakiem? Skąd morderca zna te słowa? Z tymi pytaniami przyjdzie zmierzyć się Marcinowi....

Od strony kompozycji książka podzielona jest na 35 rozdziałów różnej długości, ale podczas czytania się tego specjalnie nie zauważa. Książkę czyta się szybko, akcja pędzi do przodu. Narracja prowadzona jest w 3 osobie czasu przeszłego, podąża cały czas za Marcinem. Narrator bardzo dobrze zna nie tylko jego poczynania, ale i myśli i wspomnienia. Dużą uwagę przykłada też do otoczenia. W książce znajdziemy dużo szczegółowych opisów drogi, poruszamy się razem z bohaterem po Wrocławiu i okolicznych wsiach. Myślę, że czasami książka mogłaby służyć za mapę, tak szczegółowo opisana jest droga. Te opisy często przeplatają się ze wspomnieniami bohatera z dzieciństwa, jeżdżąc po okolicy każde z miejsc kojarzy mu się z jakąś historią. Podczas takich podróży Marcin często przypomina sobie tamto życie, życie w PRLu, jak było bardzo różne od tego, które jest teraz.

Głównym bohaterem powieści jest wspomniany już komisarz Marcin Zakrzewski. Jest to mężczyzna w wieku 42 lat, z początku samotny, później zawiązuje się pomiędzy nim a koleżanką z pracy, Pauliną romans. Marcin w dzieciństwie mieszkał w Szczepanowie, w wieku 12 lat jego brat bliźniak zaginął, ojciec został wsadzony do więzienia za aktywny udział w opozycji, a matka popadła w depresję. W tym czasie bardzo pomogli im dziadkowie, z którymi Marcin nadal ma bardzo dobry kontakt. Później wyjechał razem z rodzicami do Wrocławia, i tam miesza do teraz. Przyjaźni się z Kasią, i mimo że ciągnie ich do siebie, ich przyjaźń zostaje tylko i wyłącznie przyjaźnią – nie potrafią spotkać się w czasie gdy są samotni, zawsze któreś jest w związku, a że obydwoje są porządnymi ludźmi, to nigdy nie doszło do czegoś więcej. Co jeszcze o Marcinie? Jest dobry i pomocny, godny zaufania. Wygląda też, że jest dobry w tym co robi, jego bezpośredni przełożony nadkomisarz Sroka, często pozwala mu prowadzić w śledztwach.

Brat bliźniak Marcina – Rysiek był jego całkowitym przeciwieństwem. Nie chciał chodzić do szkoły, nie uczył się, ciągle powodował jakieś bójki czy wypadki. Można nawet powiedzieć, że był zafascynowany złem. Kiedy razem z Marcinem w sadzie przy starym kościele o zmroku widzieli jakąś dziwną ciemną, dużą postać, Rysiek był wręcz w niebo wzięty, nie to co Marcin, który panicznie się bał.

Sporo miejsca w powieści poświęcone jest Paulinie, koleżance z pracy Marcina, która jest odpowiedzialna za śledztwo dotyczące zaginięć chłopców. Paulina, tak jak Marcin, ma 42 lata i pochodzi z tej miejscowości do Marcin. Przez całe życie co chwilę się spotykali, chociaż nigdy nie pałali do siebie sympatią, byli całkowitymi przeciwieństwami. Tym razem ich spotkanie wygląda inaczej, obydwoje są starsi i spragnieni drugiej osoby. Paulina w swoim życiu miała kilka rozczarowań, ogólnie bardzo zawiodła się na mężczyznach, więc gra twardą, mimo że brakuje jej tej drugiej osoby. Mimo znielubionych przeze mnie romansów w kryminałach, tutaj jestem w stanie się z nim pogodzić, bo rozumiem w miarę obydwie postacie.

Dużo napięcia i emocji gromadzi się wokół wspomnianego już sadu. Jest to dziwne miejsce, w którym zawsze jest chłodniej niż wszędzie dookoła. Właśnie w tym miejscu mówi się o diable, a wszyscy dookoła uważają, że jest to złe miejsce. Zawsze kiedy była mowa o sadzie przebiegał mnie dreszcz, w niektórych momentach mój niepokój był tak duży, że zaczynałam żałować, że czytam książkę wieczorem, kiedy już jest ciemno. W tych momentach autor potrafi świetnie zbudować napięcie, szczerze się bałam.

Ogólnie autor dobrze posługuje się słowem, zarówno dialogi jak i opisy drogi są dobrze skomponowane. Nie miałam raczej momentów, w których lektura by mi się dłużyła. Myślę, że to jest warte podkreślenia, szczególnie, że mówimy tutaj o debiucie literackim.

Pomiędzy główną akcją ważnym aspektem w powieści są powojenne przesiedlenia na podwrocławskie tereny. Dużo mowy jest o repatriantach ze wschodu, podkreślane jest zamieszanie jakie to wszystko wytworzyło, czytelnik może zaznajomić się jak to wyglądało. Często podkreślany jest też fakt, że mimo iż była to ludność obca, to dla siebie większość mieszkańców była już znana z poprzedniego miejsca zamieszkania.

Na końcu muszę jeszcze wspomnieć, że dużą rolę w powieści odgrywają też sny, a raczej koszmary głównego bohatera. Sny te prześladują go od chwili zaginięcia brata, a w czytelniku budują uczucie niepokoju, a nawet strachu.

Ogólnie myślę, że jest to dobry kryminał. Co prawda jest romans, których ogólnie nie lubię w kryminałach, ale jak minęła mi pierwsza złość, że jest, to byłam w stanie go zaakceptować. Podobały mi się te powroty na pozornie spokojną wieś, wspomnienia z dzieciństwa i sama zagadka. Zakończenie z jednej strony jest nieprzewidywalne, a z drugiej dosyć szablonowe, ale według mnie nie szkodzi to fabule. Jest dobre zamknięcie. Jestem zadowolona z lektury i czekam na kolejną część!

Moja ocena: 7/10

 Za egzemplarz powieści dziękuję Wydawnictwu Bukowy Las!







czerwca 18, 2019

"Pchła" Anna Potyra - zapowiedź patronacka

"Pchła" Anna Potyra - zapowiedź patronacka

Jest mi niezmiernie miło ogłosić, iż 9 lipca nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka ukaże się świetny kryminał autorstwa Anny Potyry pt. "Pchła", który obejmuję swoim patronatem. To mój pierwszy patronat, więc jest to dla mnie bardzo ważna premiera. Prócz mojego logo na tyle okładki, pod opisem książki znajdziecie też moją rekomendację. Bardzo się z tego cieszę i mam nadzieję, że razem ze mną będziecie wypatrywać premiery!

Demony przeszłości powracają.
 Wigilia Bożego Narodzenia. Ulice Warszawy pustoszeją, mieszkańcy zaszywają się w zaciszu swych domów, by zasiąść przy świątecznych stołach. Jednak nie wszyscy. Adam Lorenz, komisarz Wydziału Zabójstw, dostaje wezwanie. W jednym z mieszkań zostaje zastrzelony młody mężczyzna. Miejsce zbrodni nie przypomina niczego, z czym Lorenz spotkał się podczas wieloletniej pracy w policji. Morderstwo wydaje się bardzo szczegółowo zaplanowane. Nie ma żadnych śladów. Nie ma podejrzanych. Nie ma motywu. Jedynym punktem zaczepienia jest stara fotografia pozostawiona przez zabójcę.
 Do pomocy w śledztwie zostaje przydzielona profilerka Iza Rawska. Wspólnie z Lorenzem usiłuje odgadnąć, jaka historia kryje się za popełnioną zbrodnią. Nie mogą przypuszczać, że to dopiero jej początek…


Brzmi intrygująco, prawda? A ja już teraz mogę Was zapewnić, że faktycznie jest! Książka wciąga, akcja gna na przód, bohaterowie są ciekawi i nieszablonowi. Do tego przez aktualne wydarzenia przeplata się wątek z przeszłości sięgający aż II Wojny Światowej. Czytałam z wypiekami na twarzy!
Dla autorki jest to też pierwszy kryminał, wcześniej pisała książki dla dzieci i jedną lekką komedię. Tym bardziej czapki z głów, Pani Anno - dobra robota! 
To jak, zainteresowani? 


Autor: Anna Potyra
Tytuł: Pchła
Data premiery: 09.07.2019
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 360
Okładka: miękka ze skrzydełkami




czerwca 17, 2019

"Gitara i inne demony młodości" Bogusław Chrabota - zapowiedź

"Gitara i inne demony młodości" Bogusław Chrabota - zapowiedź
Jutro premierę będzie miała bardzo ciekawa książka od Wydawnictwa Zysk i S-ka. "Gitara i inne demony młodości" to najnowsza powieść Bogusława Chraboty. 

Historia o młodości i przyjaźni zrodzonej w industrialnych krajobrazach Nowej Huty i mieszczańskim Krakowie. Ta książka to wbrew pozorom pełnokrwista powieść, choć nie ucieka od wszechobecnych na jej stronach wątków biograficznych. Autor wychowywał się na pograniczu dwóch kompletnie różnych wszechświatów – Nowej Huty i Krakowa. A jednak w tej książce splatają się w jedną całość. Arka Pana jest przedmurzem Piwnicy pod Baranami i Collegium Novum. Środowisko „Tygodnika Powszechnego” nie koliduje z obrazami nowohuckiego socrealizmu. Na kartach książki pojawiają się cienie Wisławy Szymborskiej, Kornela Filipowicza, Marka Grechuty, Kory i Manaamu. A wszystko spaja serdeczna przyjaźń kilku nastolatków, ich marzenie o karierze muzycznej i legendarna gitara Defil Carioca. Symbol, marzenia i pamiątka.


To będzie moja pierwsza styczność z autorem, więc jestem bardzo ciekawa czy przypadnie mi do gustu! Autor urodził się i wychował w Krakowie, jest poetą, dziennikarzem, publicystą, autorem piosenek, uwielbia blues i muzykę etniczną. Odbył też kilka podróży na Bliski Wschód, z których powstał tom esejów. Książkę planuję czytać na samym początku lipca, więc w drugim tygodniu miesiąca wypatrujcie recenzji!


Autor: Bogusław Chrabota
Tytuł: Gitara i inne demony młodości
Data premiery: 18.06.2019
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 280




czerwca 17, 2019

"Nigdzie indziej" Tommy Orange

"Nigdzie indziej" Tommy Orange

Autor: Tommy Orange
Tytuł: Nigdzie indziej (ang. There there)
Tłumaczenie: Tomasz Tesznar
Data premiery: 04.06.2019
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 392

„Nigdzie indziej” to debiutancka powieść Tommy’ego Orange, amerykańskiego autora indiańskiego pochodzenia. Jest to debiut zachwycający, który odbił się naprawdę głośnym echem w USA, a najlepszym dowodem tego jest nominacja książki do Nagrody Pulitzera. Otrzymała też kilka ciekawych nagród literackich, innych nominacji również było kilka. Książka jest współczesną rozbudowaną powieścią o aktualnej kondycji rdzennych Amerykanów żyjących w amerykańskich miastach. O ich współczesnym życiu, problemach, rozterkach na tle tradycji i historii tego ludu. Powieść wielka i ważna.
Autor, tak jak bohaterowie powieści, wychował się w mieście Oakland w Kalifornii i należy do grupy plemion Czejenów i Arapahów z Oklahomy. Trzy lata temu ukończył studia na Instytucie Sztuk Indian Amerykańskich, w czerwcu 2018 roku „Nigdzie indziej” ukazało się na rynku amerykańskim. Autor jest w trakcie pisania kolejnych powieści, miejmy nadzieję, że szybko uda mu się skończyć, bo ja już ustawiam się do nich w kolejce!
„To miasto to jedyny dom jaki znam. Nigdzie indziej nie dałbym rady.”
„Nigdzie indziej” opowiada historię 12 osób. Każda z nich wybiera się na wielki zjazd plemienny w Oakland. Ale nie tylko to ich łączy. Każda z tych osób ma swoje korzenie w plemieniu Czejenów, a ich historie przeplatają się ze sobą, łączą się w jedną całość. Czytelnik poznaje jak wygląda aktualne życie miejskich Indian, jak sobie radzą i z jakimi problemami się borykają. Wszystko to sprawdza się do wielkiego finału, który ma miejsce właśnie na stadionie w Oakland podczas wspomnianego zjazdu...
„... w tej chwili Manny nie jest ani tu, ani tam; jest gdzieś pośrodku, pomiędzy dwoma światami; gdzieś, gdzie człowiek może przebywać tylko wtedy, kiedy nie może być nigdzie indziej.” 
Kompozycyjnie książka podzielona jest na prolog, gdzie autor przybliża nam pokrótce i dosyć wyrywkowo całą historię Indian, począwszy od kolonizacji aż po aktualne czasy. Część główna powieści podzielona jest na 4 części, a każda z nich na osoby, za którymi podąża narracja. W drugiej części znajduje interludium, przerywnik opowiadający historię i znaczenie zjazdów plemiennych. Każda z części oraz interludium opatrzone są cytatami oraz grafiką łapacza snów. Z kolei każda osoba zaznaczona jest grafiką piórkiem. Od razu wspomnę też ogólnie o wydaniu – książka została wydana w twardej oprawie, jej wydanie, jak zresztą zawsze u Wydawnictwa Zysk i S-ka, jest bardzo staranne. Tak wydaną książkę czyta się z ogromną przyjemnością.
Książka zaliczana jest do literatury pięknej, jej język jest poetycki, dużo w niej przemyśleń i świetnie uchwyconych spostrzeżeń, które aż proszę się o cytat. Narracja dostosowana jest do każdego z bohaterów, prowadzona jest w sposób bardzo różny, głównie jest trzecioosobowa, ale znajdziemy też miejsca z narracją w pierwszej i w drugiej osobie. Czasy narracji też są różne, opowieść toczy się zarówno w czasie teraźniejszym jak i przeszłym. Na pewno nie wpływa to negatywnie na odbiór, myślę, że jest wręcz odwrotnie. Całość jest naprawdę dobrze i rzetelnie przemyślana.
„Nic jednak nie jest pierwotne i oryginalne, wszystko wywodzi się z czegoś, co było wcześniej; z czegoś, co kiedyś też nie istniało. Wszystko jest jednocześnie nowe, a zarazem skazane na zapomnienie. Dzisiaj przemierzamy więc autobusami, pociągami i samochodami wielkie równiny z betonu; jeździmy ponad nimi i nawet pod nimi. W byciu Indianinem nigdy nie chodziło o to, by wracać do swojej ziemi. Ta ziemia jest wszak wszędzie – lub nigdzie.”
Jak już wspomniałam przy opisie książki, bohaterów powieści jest wielu. Każdego z nich poznajemy dosyć dobrze, mimo że wypowiadają się tylko kilka razy. Bohaterowie są różnej płci, różnego wieku. Zajmują różne stanowiska, mają różne doświadczenia. Poprzez każdą z nich poznajemy dokładniej życie miejskich Indian, w każdej historii znajdziemy doświadczenia całego ludu, który przeżył i dalej przeżywa naprawdę dużo. Poznajemy intelektualistów, artystów, alkoholików, dilerów, starców, którzy walczyli w amerykańskich wojnach, a nawet dzieci, które pomimo braku nauk o swoim pochodzeniu, gdzieś w głębi siebie mają je wyryte. Każda z tych postaci tchnie dużo życia w karty powieści, każda z nich mocno zapada w pamięć.
„Może którego dnia zrobię coś takiego, że wszyscy o mnie usłyszą. Być może dopiero wtedy zacznę naprawdę żyć. Być może wtedy wszyscy będą w stanie na mnie patrzeć, bo nie będą mieli innego wyjścia.”
Poprzez historię postaci autor podkreśla główne problemy nękające miejską rdzenną ludność Ameryki. Przez większą część bohaterów przewija się problem alkoholizmu. W każdej z tych rodzin ktoś albo jest uzależniony, albo ponosi konsekwencje takiego uzależnienia (jak np. chłopiec cierpiący na alkoholowy zespół płodowy).
„Niektórzy z nas przez cały czas mają takie poczucie, jakby zrobili coś złego. Jakbyśmy to my sami byli czymś złym. Jakbyśmy się bali, że zostaniemy ukarani za to, kim jesteśmy gdzieś w głębi duszy; tą istotą, którą chcielibyśmy nazwać, ale nie potrafimy. Właśnie dlatego się ukrywamy. Pijemy alkohol, ponieważ on pomaga nam czuć się tak, jakbyśmy mogli wreszcie być sobą i niczego już się nie bać. Ale pijąc go, karzemy też samych siebie.”
Równie poważnym problemem są narkotyki. Część z nich albo jest uzależniona tak jak od alkoholu, albo diluje. Wiąże się to oczywiście z różnymi porachunkami, ludzie tracą życie, bo ktoś wziął i nie zapłacił, zużył czy ukradł.
Trzecim poważnym problemem są samobójstwa. Nie tylko wśród dorosłych, a szczególnie wśród nastolatków. Dzieci, które nie widzą dla siebie przyszłości, które patrząc na swoich rodziców i otoczenie, nie widzą w takim życiu sensu. Cześć historii rozgrywa się na konferencji dotyczącej właśnie tego problemu, pada tam kilka naprawdę mocnych słów.
Czwartym istotnym problemem jest bezrobocie. Niewielu z bohaterów udało się zrobić w życiu karierę, większość z nich to kierowcy, sprzątacze, dozorcy itp. Często też tracą pracę przez nałogi i tak zatacza się błędne koło... Książka mocno naświetla wszystkie te problemy, autor potrafi naprawdę dogłębnie poruszyć czytelnikiem i otworzyć oczy wiele kwestii.

 

Ciężko jest opisać taką powieść. To co tutaj napisałam, nie porusza nawet w połowie tego, co książka naprawdę oddaje. Poprzez te historie, powieść porusza w czytelniku najgłębiej ukryte struny emocji, wzrusza, otwiera oczy, daje do myślenia. Jest pełna emocji, nie tylko tych smutnych, ale i tych pozytywnych. Znajdziemy tu przyjaźń, miłość, wiarę, nadzieję. Ale jest też rozczarowanie, depresja, walka z własnymi demonami. Całkowicie zgadzam się z Atwood, która na okładce głosi, że jest to „zachwycający debiut!”. Jest to powieść kompletna. Nic dodać, nic ująć.

Moja ocena: 9/10

Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!



czerwca 16, 2019

Tagliatelle z zielonych szparagów

Tagliatelle z zielonych szparagów

Składniki (2 porcje):
  • 3-4 gniazda pełnoziarnistego makaronu tagliatelle
  • Pęczek zielonych szparagów
  • 3-4 plasterki szynki parmeńskiej/szwarcwaldzkiej/innej ulubionej surowej suszonej
  • 2 ząbki czosnku
  • pełna garść listków bazylii
  • 4 łyżki oliwy
  • 1 łyżka masła
  • 2 łyżki wody
  • sól, pieprz
  • tarty parmezan do posypania


Przygotowanie (20min):
Szparagom odłamujemy zdrewniałe końcówki (same łamią się w odpowiednim miejscu), myjemy, osuszamy, odcinamy główki i odkładamy je na bok. Obieraczką julienne do warzyw kroimy pozostałe łodygi na cienkie paski.
Makaron gotujemy al dente w osolonej wodzie według instrukcji na opakowaniu (przeważnie o 9 minut).
Przygotowujemy bazyliowe pesto: 1 ząbek czosnku obieramy, rozmiatamy i wrzucamy razem z umytą bazylią do blendera. Dodajemy 3 łyżki oliwy i 2 łyżki wody, solimy i pieprzymy. Całość blendujemy.
Na patelni rozgrzewamy łyżkę oliwy. 1 ząbek czosnku obieramy, rozgniatamy i wrzucamy na patelnię. Szynkę kroimy na kawałki i dorzucamy do czosnku, smażymy 1-2 minuty. Dodajemy szparagi razem z główkami, 1 łyżkę masła, solimy i pieprzymy, podsmażamy od czasu do czasu mieszając 3-4 minuty, aż szparagi lekko się zarumienią, ale pozostaną jeszcze chrupiące. Dodajemy odcedzony makaron, pesto bazyliowe, całość dokładnie mieszamy. Wykładamy na talerze, posypujemy parmezanem, podajemy – smacznego!

Źródło przepisu: kwestiasmaku.com, przepis zmodyfikowany



czerwca 15, 2019

"No, Asiu!" Marika Krajniewska

"No, Asiu!" Marika Krajniewska

Tytuł: No, Asiu!
Cykl: Och, Elvis!, tom 2
Data premiery: 13.02.2019
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 328

„No, Asiu” to drugi tom cyklu przygód Joanny, dyrektorki domu spokojniej starości „Patrycja” i jej podopiecznych. Pierwsza część cyklu „Och, Elvis!” miała swoją premierę latem roku 2018. Już teraz planowany jest trzeci tom pt. „hej, mała!” – jego premiera planowana jest na sierpień tego roku. Z założenia książka ma być lekką, zabawną obyczajówką. Autorka Marika Krajniewska urodziła się i wychowała w Petersburgu, od 20 lat związana jest z Polską, w swojej twórczości czerpie z obydwu kultur. Ma na swoim koncie już kilka powieści, a jej debiutem był „Papierowy motyl” z 2009 roku.

Akcja powieści „No, Asiu!” rozpoczyna się od powrotu Pawła do Polski. Mężczyzna razem ze swoją córką zatrzymują się w osobnym mieszkanku w domu spokojnej starości „Patrycja”. Pomiędzy zabieganiem o względu dyrektorki Joanny, Paweł szybko dogaduje się ze staruszkami i oferuje im swoje usługi krawieckie. Jego przygody splatają się z historią dwóch zwariowanych staruszek Marii i Genowefy, które znowu pakują się w kłopoty.... A w tym wszystkim, chcąc nie chcąc, uczestniczy Joanna....

Kompozycyjnie książka składa się z prologu i 20 rozdziałów. Każdy z nich opatrzony jest cytatem z piosenek Elvisa Presleya. Co mnie urzekło, to sposób oddzielania scen w rozdziałach – zamiast zwykłych gwiazdek mamy nutki 😊 Wygląda to bardzo przyjemnie. Narracja powieści prowadzona jest w 3 osobie czasu przeszłego, narrator podąża na zmianę za głównymi bohaterami powieści. Jest wszystkowiedzący, więc dzieli się z czytelnikiem odczuciami i emocjami postaci przedstawianej.

Tytułową bohaterką jest Joanna. Kobieta 35letnia, która ciągle mieszka razem z matką. Joanna nigdy nie miała szczęścia w miłości, co matka notorycznie jej wypomina, ubolewając, że jej córka nadal jest niezamężna. Joanna żywi uczucia do Pawła, ale okazuje to w bardzo szczeniacki sposób – robi ciągłe uniki, ucieka, zamyka drzwi przed nosem i ogólnie udaje. Szczerze nie polubiłam się z bohaterką, zastanawiam się jakim cudem tak niedojrzała osoba została dyrektorem domu spokojnej starości, bo w jej zachowaniu nie znalazłam za grosz odpowiedzialności i dojrzałości. Kobieta nie ma własnego zdania, ciągle chowa się za kimś innym, a do tego przezwisko „Mała Mi”, prócz oczywiście niewielkiego wzrostu, według mnie nie ma z bohaterką nic wspólnego.

Obiektem westchnień i uników Joanny jest Paweł. Podejrzewam, że ta postać też już pojawiła się w pierwszej części, której nie czytałam, więc z tej wiem tylko tyle, że Paweł dosyć dawno temu przeprowadził się z Warszawy do Petersburga i teraz zdecydował się na powrót. Ma córkę, około 10letnią, która nigdy nie była w Polsce, Paweł wychowywał ją sam. I znowu – Paweł ma bardzo dziecinne zachowania, jego córka jest zdecydowanie doroślejsza od niego. Mężczyzna jest krawcem, chociaż raczej pewnie powinnam powiedzieć projektantem mody. Kocha te zajęcie, nic innego robić nie umie. Pisze też wiersze, których w tym tomie obiektem westchnień jest Joanna, niestety według mnie bardzo kiepski z niego poeta...

Dużo ciekawszymi postaciami są dwie starsze panie, które pełnią rolę przyszywanych cioć dla Pawła. Genowefa jest bardzo uduchowiona, czerpie z natury pełnymi garściami, tuli się do drzew, by poczuć się lepiej. Jest też uzdolniona plastycznie, maluje na kamieniach, które również służą jej w celach terapeutycznych. Jest osobą wesołą i bardzo pozytywną, chętną do pomocy innym. Jej przyjaciółką jest Maria, którą w tym tomie poznajemy dosyć dokładniej. Maria też kiedyś zajmowała się szyciem, teraz zostało jej uwielbienie do niebanalnych ubrań. Jest bardziej racjonalna i mocniej stąpa po ziemi od Genowefy. W tym tomie kilka rozdziałów poświęconych jest retrospekcjom z życia Marii – czytelnik przenosi się w lata 80te do Nowego Jorku, gdzie przeprowadziła się Maria razem ze swoim mężem Michałem. Te wybiegi w przeszłość są pewnym wytłumaczeniem tego, co aktualnie dzieje się z bohaterkami.
„Nie zaglądać w przeszłość, ani w przyszłość. Teraźniejszość musiała jej wystarczyć.”
Przez powieść przewija się jeszcze sporo różnych postaci, trochę staruszków, trochę dzieci, ale to są już postacie drugoplanowe. Ewidentnie postacie te miały mieć podłoże humorystyczne.

Język powieści jest dziwny. Coś było bardzo nie tak ze składnią zdania, często czasownik występował całkowicie na końcu, co raczej zaburzało odbiór powieści. Ogólnie część zdań była dla mnie mocno niezrozumiała, nie wiem co autorka miała na myśli. Ciężko to wytłumaczyć, ale jakby utarte frazesy był rozbite czy niedokończone i na ich podstawie autorka próbowała stworzyć jakieś nowe zdania... No niestety kompletnie to do mnie nie trafiło.

Tak samo nie mogę powiedzieć, że humor powieści był dla mnie zabawny. Żarty i humorystyczne sytuacje były bardzo dziecinne, wszystko to mnie raczej dziwiło i irytowało niż śmieszyło. Tak samo nie jestem w stanie zrozumieć postępowania i zachowania bohaterów. Wszyscy zachowywali się dosyć niepoważnie i to nie w tym zabawnym tego słowa znaczeniu....

Jedyne co trochę ratowało sytuację, to te retrospekcje z czasów młodości Marii. Czytelnik przenosi się z bohaterką na przedmieścia Nowego Jorku i klimat tych wspomnień jest bardzo przyjemny, mimo że nie opisuje on wesołych wspomnień.

Podsumowując, muszę przyznać, że książka mnie mocno rozczarowała. Sięgnęłam po nią trochę przez przypadek i gdyby nie to, że jest to książka do recenzji, to raczej bym jej nie doczytała do końca. Wszystko w tej powieści mnie drażniło, irytowało i przez dużą jej część po prostu nie wiedziałam o co autorce chodziło. Chciałabym powiedzieć, że książka może się spodobać wielbicielom lekkich obyczajówek, ale niestety przez tą składnie zdania uważam, że dla każdego czytelnika książka może być ciężka w odbiorze.

Moja ocena: 3/10

Książkę zyskałam dzięki portalowi czytampierwszy.pl
www.czytampierwszy.pl





czerwca 13, 2019

Orzeźwiający napój rabarbarowy

Orzeźwiający napój rabarbarowy


Składniki (2l napoju):
  • 2l wody
  • 100g białego cukru (jeśli napój ma być kwaskowaty) lub 150g (jeśli napój ma być słodko-kwaśny)
  • ok. 500g rabarbaru (świeży lub mrożony)
  • kilka gałązek mięty


Przygotowanie:
Wodę razem z cukrem zagotowujemy w dużym garnku. Wrzucamy rabarbar z miętą (wcześniej myjemy, rabarbar świeży kroimy na średniej wielkości kawałki), doprowadzamy do wrzenia i odstawiamy do ostudzenia. Napój przelewamy przez sitko, pozostały rabarbar lekko odciskamy. Napój wkładamy do lodówki na kilka godzin. Nalewamy do szklanek i delektujemy się chłodnym orzeźwieniem!

Źródło przepisu: Kuchnia Polska według Pawła Małeckiego, wyd. Kuchnia Lidla, przepis zmodyfikowany