marca 29, 2024

"Ostatni gasi światło" Richard Osman

"Ostatni gasi światło" Richard Osman

Autor: Richard Osman
Tytuł: Ostatni gasi światło
Cykl: Czwartkowy Klub Zbrodni, tom 4
Tłumaczenie: Olga Mysłowska
Data premiery: 27.03.2024
Wydawnictwo: Agora
Liczba stron: 448
Gatunek: kryminał cozy crime
 
Richard Osman na rynku brytyjskim znany jest od dawna - tyle, że w branży telewizyjnej. Był producentem, gospodarzem między innymi znanego brytyjskiego teleturnieju w stylu komediowym. Na rynku literackim jednak pojawił się niedawno – w roku 2020 zrobił sobie prezent na pięćdziesiąte urodziny i napisał książkę. Był to pierwszy tom serii Czwartkowy Klub Zbrodni o tym samym tytule. To znaczy u nas książka początkowo ukazała się pod innym - “Morderców tropimy w czwartku” - i dopiero w roku poprzednim, w 2023 wydana została ponownie pod właściwym tytułem. Zawdzięczamy to Wydawnictwu Agora, które w przeciągu siedmiu miesięcy dostarczyło nam wszystkie cztery dostępne tomy tej serii (recenzje - klik!). Aktualnie autor zajmuje się przede wszystkim pisaniem, jednak z pojawiania się w TV nie zrezygnował całkowicie, a od 2023 współprowadzi też pocast. Na jego rynku rodzimym w tym roku, dokładnie na końcówkę września zaplanowana jest premiera jego piątej powieści, nie będzie to jednak część znanego już nam cyklu, a osobna historia kryminalna, początek innej serii powieściowej. Emeryci należący do Czwartkowego Klubu Zbrodni po raz piąty mają wrócić w przyszłym roku - oczywiście na rynku angielskim, choć nie ukrywam, że mam cichą nadzieję, że i polski wydawca nie da nam długo czekać na polskie tłumaczenia!
 
Historia “Ostatni gasi światło” rozpoczyna się w środę 26 grudnia, drugiego dnia świąt Bożego Narodzenia. Na osiedlu dla seniorów Cooper Chase członkowie Czwartkowego Klubu Zbrodni, czyli Joyce, Elizabeth, Ron i Ibrahim właśnie jedzą wspólny świąteczny obiad, na który zaprosili również nowego członka tej emeryckiej społeczności - Mervyna. Oczywiście mężczyzna pojawia się na zaproszenie Joyce, której jest go szkoda, bo widzi jak trudno jest mu nawiązać nowe znajomości. Podczas obiadu jednak dowiadują się, że Mervyn chyba daje się naciągać oszustom internetowym… trzeba się więc temu przyjrzeć. Jednak nie ten temat jest ich główną kryminalną atrakcją końcówki tego roku - wieczorem tego samego dnia dochodzi do morderstwa. Ofiarą pada znany im antykwariusz Kuldesh, który pomógł im rozwiązać poprzednią zagadkę kryminalną. To dobry znajomy Stephena, męża Elizabeth, który prawdopodobnie w jakiś dziwny sposób wplątał się w aferę narkotykową… Zatem Czwartkowy Klub Zbrodni bierze się do roboty, choć tym razem ich działania przebiegają nieco inaczej - Elizabeth, która do tej pory im przewodziła, trochę wycofuje się z roli szefowej, zaprząta ją problem prywatny, a i Chris i Donna, para detektywów z lokalnego posterunku nie do końca jest z nimi w stanie współpracować - sprawę przejęła Narodowa Agencja ds Przestępczości. Czy mimo wszystko uda im się dojść do sedna sprawy? Czy będą mieli na to czas i energię, kiedy w Cooper Chase tak dużo się dzieje?
“- Nie wszystko musi wyglądać jak w filmach płaszcza i szpady - mówi Jill. - To nie Netflix.
- Przy moim życiu Netflix wysiada - mówi Elizabeth.”
Książka składa się z prologu i 3 tytułowanych części, które w sumie liczą 89 krótkich rozdziałów. Narracja prowadzona jest naprzemiennie przez emerytów, zaprzyjaźnionych policjantów, jak i osoby zamieszane w te intrygę kryminalną w trzeciej osobie czasu teraźniejszego przez narratora wszechwiedzącego oraz prze Joyce w narracji pierwszoosobowej pisanej w coś na wzór pamiętnika. Styl powieści jest lekki i przyjemny, dialogów jest dużo, pisane są z humorem, ale nie brakuje też kilku chwil na refleksje, głównie te dotyczące czasu i przemijania. Narracja Joyce językowo nieznacznie różni się od pozostałych, ogólnie jednak w książce raczej nie ma przekleństw. Całościowo utrzymany jest klimat przyjemnej, optymistycznej opowieści, choć przecież opowiada o śledztwie dotyczącym dosyć groźnej zbrodni, jak i tematach mocno gorzkich, szczególnie u schyłku życia. Już przy pierwszym spotkaniu z Osmanem zachwyciłam się tym, jak dobrze wychodzi mu tak kontrastowe połączenie, a ten tom nie tylko mi o tym przypomniał, ale i zachwyt pogłębił.
“Czyli teraz wywołujesz z przyjaciółmi wojny narkotykowe. Wolałem, jak pisałeś do urzędu gminy zażalenia w sprawie wywozu śmieci.”
Mimo osadzenia akcji w środowisku emeryckim, kryminalne tematy jakie wszystkie cztery tomy poruszają, są dosyć niebezpieczne, kręcą się wokół bardzo niebezpiecznych grup przestępczych. W tym rozpatrujemy temat przemytu i dystrybucji narkotyków, a zatem w historie wplecione są niebezpieczne narkotykowe gangi. Jest też wątek fałszerzy sztuki. Te tematy, szczególnie ten pierwszy wydają, się raczej za bardzo niebezpieczne dla emerytów, a jednak nasi bohaterowie dobrze się w tych sytuacjach odnajdują. I co najważniejsze - wychodzi to bardzo naturalnie, a do tego wprowadza w fabułę kolejny wątek humorystyczny.
“Twojego nazwisko nie znam, ale to ty odwiedzasz Connie Johnson w Darwell. Podobno jesteś marokańskim importerem kokainy. To prawda?“
Sama intryga prowadzona jest ciekawie, choć nie toczy się specjalnie szybkim tempem. W tym tomie szczególnie mocno oddany jest pewien wątek prywatny postaci, więc są momenty, gdy to nim się zajmujemy, a zagadka kryminalna schodzi na drugi plan. Mnie jednak to w żaden sposób nie przeszkadzało, a wręcz odwrotnie - dzięki temu mocniej doceniłam tę historię, to, jak ostatecznie tworzy spójną, jedną całość. Zagadka jest zbudowana dobrze, jest logiczna i zaskakująca.
“(...) obawiam się, że w tym przypadku chyba już tylko walę głową w ścianę. Jednak mam nadzieję, że kiedyś znajdę właściwą ścianę. I że ta ściana to będą otwarte drzwi. A ja jeszcze będę mieć głowę.”
Jak to w seriach bywa, w tym tomie spotykamy się z postaciami, które już dobrze z serii znamy, ale pojawiają się również nowi bohaterowie, większość z nich to gwiazdy tylko tego tomu, choć wydaje się, że kilka innych może zostać z serią na dłużej. Każda kreacja jest dopracowana, ciekawa, jednak największą uwagę zwraca tutaj nam ta główna czwórka, która aktualnie przeżywa coś naprawdę trudnego - mierzy się ze śmiertelnością, z poczuciem, że czas nieustannie ucieka, życie się zmienia, a to co było chwilę temu, już nie wróci. To właśnie dlatego ten tom z całej serii uznaję za najsmutniejszy, najmocniej wzruszający - tematy są ważne, ale i trudne, bo przecież nikt nie chce myśleć o tym, co czeka nas na końcu.
“Dlaczego zegar w przedpokoju nadal chodzi? Czy nie wie, że kilka dni temu czas się zatrzymał?”
Jednak wracając jeszcze na moment do postaci, to zdaje się, że każda postać z serii w tym tomie w pewien sposób dojrzewa, zmienia się. Na przykład Joyce, do tej pory szara myszka chowająca się gdzieś w tle, teraz zaczyna odgrywać bardziej przywódczą rolę. Ron dopuszcza do siebie emocje, Ibrahim w pewien sposób też w końcu się otwiera. Elizabeth, była agentka specjalna, która zawsze zachowywała zimną krew, teraz mierzy się z wydarzeniami, które mogą ją emocjonalnie przytłoczyć, a zatem i ona pokazuje na swoją całkowicie inną twarz.
“Wszyscy jesteśmy nic nieznaczącymi mgnieniami w historii, w świecie, którego nic a nic nie obchodzi, czy umrzemy, czy przeżyjemy.”
Tym, co lubię w tej serii, jest również to, że poza czystą rozrywką jaką daje komediowy wydźwięk rozmów postaci i solidne intrygi kryminalne, są tematy, jakie poprzez kreacje postaci i ich spojrzenie na świat porusza. Z jednej strony pokazuje, że niezależnie od wieku każdy z nas chce nowych bodźców, chce działać, realizować swoje pasje i po prostu żyć. Z drugiej daje nieco inną perspektywę - podkreśla jak cenne jest życie, każdy jeden dzień. Ukazuje też problemy, z jakimi przychodzi się mierzyć w starszym wieku - te zdrowotne – dotyczące ciała i umysłu, ale przede wszystkim emocjonalne, kiedy grono osób wokół zaczyna się wykruszać, świat się zmienia, a człowiek już nie do końca za nim podąża. To temat w tym tomie poruszany choćby przez postać Mervyna, który pada łatwą ofiarą oszustw internetowych.
“Przychodzi taki moment, kiedy częściej zaglądamy do naszych albumów ze zdjęciami, niż oglądamy wiadomości w telewizji Kiedy usuwamy się z czasu i pozwalamy, by on zajął się swoimi sprawami, a sami zajmujemy się swoimi. Po prostu przestajemy tańczyć do jego muzyki.”
Oczywiście “Ostatni gasi światło” to powieść, którą da się czytać osobno, niezależnie od serii, choć sama tak bardzo pokochałam bohaterów Czwartkowego Klubu Zbrodni, że gorącą polecam wszystkim całość, by w pełni docenić te wielowymiarowe kreacje postaci. Jednak myślę, że nawet bez znajomości serii, ten tom dostarczy dużo emocji, dużo wzruszeń i przemyśleń, ale i oczywiście ciekawą rozrywkę. Tym bardziej, że wydaje mi się, że ta historia nieco odbiega od poprzednich - jest bardziej refleksyjna, daje mocne poczucie, że coś się w niej nieodwracalnie kończy. Polecam fanom dobrych klasycznych powieści detektywistycznych, które osadzone są we współczesnej rzeczywistości, które nie tylko dobrze bawią, ale i dają do myślenia.
“Już od prawie osiemdziesięciu lat oglądam kwitnące żonkile i nadal jest to dla mnie cud. Tak jak to, że wciąż tu jestem i mogę to robić, a tylu ludzi już nigdy ich nie zobaczy.”
Moja ocena: 8/10
 

Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Agora.

Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

marca 28, 2024

"Sarek" Ulf Kvensler

"Sarek" Ulf Kvensler
Autor: Ulf Kvensler
Tytuł: Sarek
Tłumaczenie: Emilia Fabisiak
Data premiery: 27.03.2024
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 432
Gatunek: thriller / thriller psychologiczny
 
Ulf Kvensler to szwedzki scenarzysta i reżyser, który w biznesie filmowy i telewizyjnym działał od lat. Gatunkowo zaczynał od komedii, później wziął się za historie mroczniejsze - kryminały, thrillery i horrory. Część jego dzieł dostępna była (i pewnie nadal jest) w Polsce. Jako pisarz literacki jednak swoją karierę rozpoczął dwa lata temu - właśnie od “Sarka”. Aktualnie na swoim koncie ma dwie powieści, wydane w rocznym odstępie, a na strony jego angielskiego wydawcy znalazłam informację, że i do drugiego tytułu Wydawnictwo Marginesy zakupiło już prawa - nie będę ukrywać, zachwyciła mnie ta informacja! Za swój debiut Kvensler otrzymał nagrodę od Szwedzkiej Akademii Kryminału, znajdował się również na krótkiej liście do dwóch innych szwedzkich nagród literackich. I wcale mnie to nie dziwi!
 
Historia “Sarka” toczy się we wrześniu 2019. Jak co roku Anna, jej partner Henrik i przyjaciółka Milena mieli już w wakacje wybrać się na północ Szwecji, na kilkudniową górską wędrówkę, jednak Anna z powodu pracy musi zmienić termin na początek września. Na chwilę przed planowaną wyprawą Milena pyta Annę, czy mieliby coś przeciwko, gdyby tym razem poszedł z nimi jej nowy chłopak, Jacob, którego poznała miesiąc temu. To zapalony fan turystyki górskiej, w doskonałej formie i świetnie znający tereny, w które się wybierają. Anna i Henrik nie do końca wiedząc jak odmówić, więc się zgadzają, jednak już od pierwszej chwili poznania zaczynają tej decyzji żałować. Annie wydaje się, że skądś go kojarzy, tylko nie wie skąd, a sam Jacob wydaje się mieć bardzo autorytatywny charakter. Szybko namawia ich na zmianę planów i wychodzi na to, że zamiast bezpiecznej wędrówki po szlakach dobrze znanych, wybierają się do Sarka, Parku Narodowego, w którym w większości nie ma wytyczonych szlaków, klimat jest surowy, a łączność ze światem zewnętrznym praktycznie zerowa… Od razu nasuwa się pytanie czy zmiana miejsca to coś więcej niż tylko chęć sprawdzenia się i pokazanie nowej dziewczynie pięknych widoków? Anna od początku podejrzewa, że tak, czuje, że ta wyprawa nie może skończyć się dobrze. I prawdopodobnie ma rację, gdyż kilka dni później leży w szpitalu z licznymi urazami przepytywana przez policję… I wydaje się, że powróciła sama.
“Miałam paskudne wrażenie, że znaleźliśmy się w pułapce, że Sarek zamknął za nami swoje wrota i że teraz na próżno do nich kołatamy, by nas wypuścił.”
Książka rozpisana jest na krótkie nienumerowane rozdziały, których większa część to naprzemiennie historia przesłuchania ze szpitala przeplatana z opowieścią o tym, jak toczyła się wyprawa bohaterów. Przesłuchanie jest stylizowane na zapis z nagrania, historia z wyprawy przedstawiona jest w narracji pierwszoosobowej czasu przeszłego z perspektywy Anny. Pomiędzy tymi rozdziałami, bardzo rzadko, ale jednak pojawiają się również historie z dalszej przeszłości - np. ta dotycząca poznania Anny z Henrikiem czy Mileny, lub jej relacji z rodziną. Styl powieści doskonale dopasowany jest do opowieści Anny, do jej emocji - im robi się goręcej, tym jej relacja jest jakby nieco bardziej urywana, trochę bardziej chaotyczna - oczywiście to niewielkie różnice, które nie zmieniają płynności lektury, gdyż ta jest cały czas na przyjemnym poziomie. Mam jednak niewielkie uwagi do wydania polskiego - czasami zdania były ułożony stylistycznie tak, że nie od razu zrozumiałam o co w nich chodzi, były też błędy dotyczące rodzajów odmiany (zamiast męskiego damski) - oczywiście nie były to błędy notoryczne, tych drugich może były dwa, ale jednak przy tak trzymającej w napięciu lekturze, każde językowe potknięcie jest zauważalne. Nie zmienia to jednak odbioru samej książki, która jest prawdziwie klimatyczną i trzymającą w napięciu lekturą! Bardzo podobało mi się pod względem językowym to, że sposób wypowiedzi dostosowany jest do panujących emocji.
“(...) zastanawiam się, czy mojej tęsknoty za naturą i górami nie podsyca chęć ucieczki od cyfrowych ekranów, przycisków i opcji menu, piszczących sygnałów i dyskretnie szemrzących, wydajnych silniczków elektrycznych. Poszukiwanie czegoś pierwotnego, co zawsze istniało i zawsze będzie istnieć. To może dziwne, ale uspokaja mnie poczucie, że jestem mała i pozbawiona znaczenia. Góry się tobą nie przejmują. Niczego też od ciebie nie wymagają.”
Sięgając po “Sarka” wiedziałam, że sięgam po thriller, nie wiedziałam jednak czy gatunkowe określenie będzie można zdefiniować dokładnie. Teraz myślę, że można, w końcu narracja pierwszoosobowa i skupienie na oddaniu stanu emocjonalnego postaci, jej przemyśleń i wątpliwości jest charakterystyczne dla thrillera psychologicznego. I faktycznie ta warstwa historii jest bardzo skrupulatnie dopracowana. Czytelnik od początku wie, że Anna to charakter dominujący, tak samo jak Jacob, więc to oni będą się najmocniej ze sobą ścierać - Milena i Henrik to postacie raczej wycofane, które dla świętego spokoju przystają na wiele. Autor doskonale kreuje każdego z bohaterów dając czytelnikowi prawdziwy popis ludzkich zachowań w sytuacjach zagrożenia, w czasie, gdy emocje biorą nad człowiekiem górę. Sporo miejsca poświęca na opis zachowań przemocowych, które powinny od razu budzić w nas czujność, oraz tego jak reagują na nie osoby, żyjące z tego typu osobą. Doskonale oddaje poczucie zagrożenia i paniki, paraliżującego strachu i prób przywracania sobie i innym spokoju.
“(...) czułam ten sam strach co on, ale wiedziałam, że nie mogę mu się poddać choćby na sekundę, nawet się do niego przyzna, bo zwątpienie osłabia.”
Dzięki przedstawieniu historii w coś na kształt wspomnień bohaterki - bo, to co dostajemy z zapisu przesłuchania i to, co oferuje nam ze wspomnień z wyprawy zdaje się jedną całością, odnosi się wrażenie, że to, co czytamy to jest to, co opowiada śledczym - choć chyba trochę bardziej osobiste, nieco bardziej opatrzone emocjami niż faktycznie mogłaby policji opowiadać. A może nie? Może to faktycznie to, co opowiada policji? Nie ma co do tego pewności, jednak tym co warte podkreślenia jest to, jak autor podbija napięcie. Bo że napięcie jest w tej historii budowane doskonale, utrzymane jest na wysokim poziomie to już podkreślam od początku. Od pierwszych stron tej opowieści autor zasiewa w nas ziarno niepewności, a każde kolejne zachowanie, każde kolejne spotkanie z bohaterami sprawia, że ziarenko zaczyna kiełkować. I chodzi tu zarówno o podejrzliwość i wątpliwości co do postaci, szczególnie Jacoba, jak i w ogóle napięcie towarzyszące wyprawie w dzikie góry, starciu człowieka z dziką, surową przyrodą. Co ciekawe, to, że wiemy, że historia nie skończy się dobrze, wcale nie zmniejsza ciekawości odkrycia, co doprowadziło do tego miejsca, w którym teraz jest Anna, co stało się w tych dzikich górach. Czytelnik cały czas zachowuje czujność bacznie przyglądając się wszystkim postaciom (bo w końcu w pierwszoosobowej narracji poznajemy jeden punkt widzenia, ale czy na pewno w pełni prawdziwy?), a każde kolejne zdarzenie potwierdza hipotezę, że coś jest nie tak, trzeba się mieć na baczności. I choć wydaje się, że historia pobiegnie przewidującym torem, to i tak każde kolejne zdarzenie szokuje, jest opisywane w taki sposób, że przynosi wiele emocji, przede wszystkim ciekawość i napięcie. Tak gdzieś od połowy, nawet trochę przed połową powieści emocje, napięcie są już tak wysokie, tak napięte, że książki nie da się odłożyć. A kiedy faktycznie trzeba to zrobić, to nie da się tej ciekawości odnośnie dalszych losów postaci wyrzucić z głowy. Dawno żadna lektura tak mocno mnie nie zaangażowała emocjonalnie, jak ta.
“Widziałam niesamowicie piękną dolinę w tym miejscu przez wszystkie pory roku i zmiany pogody, od tysięcy lat. Od czasu do czasu pojawia się tu człowiek i zachwyca się widokiem. Mnie już dawno nie będzie, a ona nadal tu zostanie w prawie niezmienionej postaci. Ogarnął mnie spokój.”
Spora część uroku tej powieści to samo miejsce akcji. Autor, który sam od lat zapuszcza się na wyprawy górskie, wybrał sobie miejsce mocno surowe, mocno niebezpieczne, ale równie bardzo piękne. I tak te wszystkie opisy widoków, tego, co po drodze postacie mijają, robią niesamowite wrażenie. Czytelnik czuje ten ogrom gór wznoszących się nad postaciami, nieprzewidywalność pogody i surowość otoczenia, totalnego odludzia, w którym człowiek zdany jest tylko i wyłącznie na siebie. Ten ogrom, te niebezpieczeństwo, jakie czai się w potokach skalnych, obluzowanych kamieniach czy stromych górskich podejściach robi ogromne wrażenie, a opisane jest tak, że już sam kontakt postaci z tak surową naturą wzbudza napięcie. Co ciekawe, w posłowiu odniosłam wrażenie, że autor nie jest fanem wędrówek właśnie w Sarku, a w historii oddaje to miejsce z miłością - to zdanie Anny, która do dawna marzyła o wyprawie w to miejsce, mimo iż wiedziała, że może to być coś mocno wymagającego. Jej oczekiwania jednak były zdecydowanie za łagodne w porównaniu z tym, co faktycznie tam dostała.
“Teren całkowicie dziki, surowy i bezlitosny, tysiące kilometrów kwadratowych bez wytyczonych szlaków i schronisk. Można tam bez problemu wędrować całymi dniami, nie widząc człowieka, zwłaszcza we wrześniu.”
Podsumowując, “Sarek” to thriller psychologiczny, który nie tylko zadowoli, ale wręcz zachwyci fanów tego gatunku, a szczególnie tych, którzy lubią, gdy akcja toczy się w miejscu, w którym ściera się siła ludzka z siłą natury. Dla mnie jest to powieść prawie doskonała, trzymająca w napięciu tak, że czasami aż brakuje tchu. Skomplikowane kreacje postaci, rewelacyjnie oddane miejsce i te wszystkie emocje oddane są bardzo realnie, prawdziwie, ale też doskonale wpisują się w gatunek thrillera, bo samo budowanie napięcia jest na najwyższym poziomie. Podobają mi się też tematy, jakie autor sobie wybrał - dobrze oddany obraz osobników niebezpiecznych, przemocowych, narcystycznych, a może i psychopatycznych? oraz zderzenie człowieka z naturą, to coś, co trafia w mój gust literacki idealnie. Nic więc dziwnego, że informacja o wykupieniu praw autorskich do kolejnej książki autora wzbudziła mój prawdziwy entuzjazm. A “Sarek” jest jedną z najlepszych książek, jakie czytałam w tym roku! Genialny debiut!
“Jedno z insygniów władzy, obok berła i jabłka. Umiejętność zacierania granicy między kłamstwem a prawdą.”
Moja ocena: 8,5/10
 

Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Marginesy. 

Dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

marca 27, 2024

"Rajski zakątek" Ryszard Ćwirlej - ambasadorska recenzja premierowa

"Rajski zakątek" Ryszard Ćwirlej - ambasadorska recenzja premierowa
Autor: Ryszard Ćwirlej
Tytuł: Rajski zakątek
Cykl: Marcin Engel, tom 3
Data premiery: 27.03.2024
Wydawnictwo: Harde
Liczba stron: 400
Gatunek: kryminał
 
Ryszard Ćwirlej to jeden z tych polskich kryminalnych autorów, którzy zdają się być na rynku od zawsze. A jednak nie, to niecałe dwadzieścia lat - autor debiutował w 2007 roku. Kiedyś znany był z dwóch cykli - kryminałów retro toczących się w przedwojennym Poznaniu i kryminałów tak zwanych neomilicyjnych toczących się w czasach PRL-u. Mnie jednak autor przekonał do siebie niedawno, wraz z jego nowym współczesnym cyklem o dziennikarzu Marcinie Engelu, który jest kryminałem lekkim, takim trochę z przymrużeniem oka. Poza tymi trzema seriami, autor pisze jeszcze dwie współczesne, więc jego dorobek jest bogaty - na swoim koncie ma już prawie trzydzieści książek. Kiedyś pracował w telewizji i radiu, teraz prócz pisania zajmuje się również nauczaniem - jest wykładowcą na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.
 
Historia “Rajskiego zakątka” toczy się w czerwcu 2023 rok. Matylda, była milicjantka, od dawna emerytka po raz pierwszy w życiu wybiera się do sanatorium - jej celem jest Ustroń, ten położony w górach, w Beskidach. Z początku trochę przejęta tym, co ona tam będzie całymi dniami robić, szybko ten problem rozwiązuje - dzwoni do niej przyszywany wnuczek, dziennikarz Marcin Engel, który prosi ją, by przyjrzała się dziwnego zaginięciu ciotki Dżesi, modelki i jego byłej dziewczyny, z którą łączy go ciągle dosyć skomplikowana relacja. Ciotka zniknęła właśnie w Ustroniu, kilka dni temu - też wybrała się tam, by trochę sobie odpocząć. Zatem gdzie się podziała? Przecież człowiek nie może zapaść się pod ziemię? W Ustroniu jednak poza górami i okolicznym klasztorem nic nie ma…
 
Książka składa się z prologu, 10 rozdziałów i epilogu. Każdy rozdział to jeden dzień akcji, podzielony na krótkie naprzemiennie opowiadające o różnych bohaterach fragmenty, które określone są zarówno miejscem zdarzeń, jak i godziną. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego przez Marcina oraz w trzeciej osobie czasu przeszłego z perspektywy kilku innych postaci: jest oczywiście Matylda, ale i między innymi jej sanatoryjna współlokatorka czy lokalni policjanci. Styl powieści jest delikatnie humorystyczny, widać, że autor bawi się słowem i konwencją. Język dopasowany jest do postaci, lokalni wypowiadają się gwarą, duchowni unikają przekleństw, a Dżesi przyprawia o napady śmiechu swoją nowomową i młodzieżowym słownictwem. Całość utrzymana jest w spokojnym i lekko humorystycznym tonie. Czyta się doskonale!
“Nie wiedziałam, że rozwiązywanie zagadek kryminalnych jest takie superanckie.”
Tym, co po raz kolejny mnie u tego autora zachwyciło, to jego barwne kreacje postaci, którym bez skrępowania oddaje głos, a które poprzez swoje niebanalnie spojrzenie na świat często raczą nas ciekawymi i bardzo trafnymi spostrzeżeniami. I choć jest to cykl, w którym narratorem (przynajmniej częściowym) jest Marcin, dziennikarz, to nikt nie zaprzeczy, że show kradnie mu Matylda. To niesamowita kobieta, babka z charakterem, która nie może być bardziej odległa od tego, jaki obraz w głowie widzimy myśląc o emerytce. Przebojowa, odważna, czasem impulsywna, nie ma kiedy się nudzić - cały czas w ruchu, cały czas za czymś goni. Nic więc dziwnego, że odpoczynkiem w sanatorium była lekko przerażona. Fanka papierosów, koniaku i dobrych kryminałów, o poglądach mocno antykościelnych, która ma tendencję do zjawiania się w miejscach, w których potrzeba detektywki… W tym tomie dosyć w podobnym stylu przedstawiony jest jeden z lokalnych policjantów - może i jest bardziej leniwy i nie ma tak mocno klarownych poglądów, ale jakaś taka niewymuszona dociekliwość, ciekawość i naturalny komizm ładnie zgrywają się z tym, co prezentuje Matylda.
“Nieprawdopodobny zbieg okoliczności, jak w klasycznej powieści Joanny Chmielewskiej pod tytułem ‘Zbieg okoliczności'. Byle tylko nie wyszła z tego - tak jak w tym kryminale - komedia omyłek, choć z Matyldą w roli głównej to całkiem prawdopodobne.”
Oczywiście narratorowi Marcinowi też niczego nie brakuje - jednak to postać całkiem innego rodzaju. Trochę zależna od swoich partnerek - kiedyś od Dżesi, teraz od Kamy. Choć sam twierdzi, że to po prostu zgodność charakterów, to wydaje się, że jednak to Marcin się ugina pod twardymi kobiecymi sylwetkami. Jest to postać przyjemna, lekka, delikatnie zabawna, która nie całkiem radzi sobie w życiu prywatnym - może właśnie dlatego tak ważne są dla niego jego partnerki?
Jest i Kama, i Dżesi, jest też jej nowy partner, a wszystkie te postacie na swój sposób budzą sympatię. Najzabawniejsza jest Dżesi, choć czasem jest to taki trochę śmiech przez łzy - pewnie wszyscy dobrze znamy tak egoistyczne, narcystyczne charaktery z życia, którym pod płaszczykiem niefrasobliwości bardzo dużo uchodzi na sucho.
“Niekiedy trzeba okłamać nawet swoich bliskich, bo nadmierna troska może być zabójcza. Szczególnie gdy zajmujemy się rozwikłaniem zagadki rodem z thrillera.”
Mam jednak wrażenie, że w tym tomie postaci komediowych jest nieco mniej niż w “Tęczowej dolinie' (recenzja - klik!), tak naprawdę, jeśli chodzi o postacie pojawiąjące się tylko w tej części, to prócz lokalnego policjanta innych zabawnych charakterów nie ma. Raczej skupiamy się na poważniejszych tematach - gadamy o kościele, o roli chrześcijaństwa w otoczeniu, o dziwnych zasadach w duchowieństwie panujących. Nic dziwnego, w końcu akcja kręci się wokół lokalnego klasztoru, który nie jest objęty władzą katolicką - to ciekawa historia, warta zgłębienia po lekturze powieści. 
“U nas jest cisza i spokój. Ludzie mówią o tym miejscu, że to rajski zakątek. Przyjeżdżają do nas goście z całej Polski, żeby zażyć spokoju i radości obcowania z Panem.”
Sama intryga kryminalna toczy się dosyć spokojnym tempem, choć i to raczej do czasu. Przez większą część powieści zagadka przeplata się z dygresyjnymi rozmowami czy spostrzeżeniami postaci, ale w tym w sumie tkwi urok tej powieści - tu wszystko dobrze do siebie pasuje, a ten lekki ton sprawia, że czytelnik wcale nie oczekuje akcji gnającej na łeb, na szyję. Ostatecznie jednak i w intrygę wplatają się wątki rodem z filmów Tarantino, a zagadka zaskakuje, choć zbudowana jest tak, że raczej trudno byłoby wpaść na jej rozwiązanie samodzielnie. Autor sprytnie prowadzi czytelnika w taki sposób, że raczej krąży wokół tematu niż podaje go na tacy. Bardzo przyjemnie poprowadzona intryga, choć przyjemnie w kontekście tego typu zagadki to może nie całkiem trafne określenie, bo nie będę ukrywać - w samej intrydze nic zabawnego nie ma.
“Czuję się jak w jakimś angielskim horrorze. Te starożytne mury klasztoru i zagadka śmierci wyjaśniona przez ekipę detektywów.”
W poprzednim tomie autor zabrał nas do morskiego Ustronia, teraz przenosimy się w góry. I ten górski klimat oddany jest w pełni, lokalność, mała, dosyć zamknięta społeczność, spokój i nastawienie na turystykę to cechy, który od razu rzucają się w oczy. Marcin ze swoją ekipą przyjeżdża również do Ustronia w celach służbowych, a to daje nam pretekst do pooglądania kojących, pełnych przyrody widoków.
“Ludzie niestety nie myślą racjonalnie i przede wszystkim nie mają podstawowej wiedzy o zagrożeniach, z jakimi można się spotkać w górach. Przede wszystkim lekceważą nasze Beskidy, bo im się wydaje, że to pagórki porośnięte lasem, a tymczasem to niebezpieczne góry, do których trzeba odnosić się z szacunkiem.”
Podsumowując “Rajski zakątek” to kryminał utrzymany w lekko komediowym stylu - nie jest to z pewnością ani mroczny kryminał, ani komedia kryminalna, dlatego też kryminał z przymrużeniem oka wydaje się najtrafniejszym określeniem. Barwne kreacje postaci, spokojnie prowadzona akcja pełna ciekawych spostrzeżeń na temat naszej codzienności, ludzkich charakterów czy podejścia do religii i intryga, która gdzieś tam w tle nadaje historii lekko złowieszczy ton. Całość wypada spójnie, rozrywkowo i po prostu dobrze - czuć, że sam autor dobrze się bawił wymyślając tę historię. Polecam tym, którzy lubią zabawy słowem i konwencją, i którzy nie potrzebują obrzydliwych opisów i szybkiej akcji, by dobrze się przy powieści kryminalnej bawić. Ja bezsprzecznie czekam z niecierpliwością na kolejne przygody Matyldy i spółki!
 
Moja ocena: 7,5/10
 
PS. Książkę bez problemów można czytać bez znajomości tomów poprzednich, wszystkie informacje potrzebne do zrozumienia zależności pomiędzy postaciami serii, autor i w tym tomie objaśnia.


Recenzja powstała w ramach współpracy ambasadorskiej z Wydawnictwem Harde.

Dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

marca 27, 2024

Kilka pytań do... Roberta Michniewicza, autora "Doliny szpiegów"

Kilka pytań do... Roberta Michniewicza, autora "Doliny szpiegów"

Na czym zależy Robertowi Michniewiczowi, kiedy tworzy powieść szpiegowską, czy miejsca, w których bywają postacie "Doliny szpiegów" istniały kiedyś naprawdę i jak do tego ma się tajny szpiegowski ośrodek położony w Tatrach, czy autor lubi te tereny i dlaczego w jego książce pojawia się wątek miłosny, jakie momenty tworzenia powieści są jego ulubionymi, co szykuje dla czytelników po "Dolinie szpiegów" i czy doczekamy się kontynuacji tej historii?
Zapraszam na rozmowę z autorem!

fot. Olga Wojcińska
Robert Michniewicz notka biograficzna:
były oficer polskiego wywiadu. Autor powieści szpiegowskiej "Partnerzy". Absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego oraz studiów podyplomowych w Polskiej Akademii Nauk. W 1984 roku jako jeden z prymusów ukończył Ośrodek Kształcenia Kadr Wywiadowczych. W polskim wywiadzie przepracował 23 lata, z czego 11 lat działał za granicą. Realizował zadania wywiadowcze na Bliskim Wschodzie, w Ameryce i Europie. W 2006 roku w stopniu podpułkownika przeszedł na emeryturę. W wolnych chwilach czyta literaturę sensacyjną i marynistyczną, podróżuje i uprawia sport.

Kryminał na talerzu: Właśnie na rynku pojawiła się Pana druga książka, która w odróżnieniu od pierwszej „Partnerzy. Początek” nie toczy się w czasach współczesnych, a w 1944 roku, w chwili, gdy II wojna światowa zdaje się powoli zbliżać do końca. Dlaczego pokusił się Pan o taki przeskok, zmianę czasów i spojrzenie w czasy minione w „Dolinie szpiegów”?

Robert Michniewicz: „Dolinę szpiegów” napisałem jako moją pierwszą książkę, więc to faktycznie „Partnerzy” stanowili przeskok z czasów II wojny światowej do współczesności (śmiech!). Początek mojego pisania, to była chęć zmierzenia się z dramatycznymi operacjami polskich komandosów w realiach wojennych. Ostatecznie powieść znacznie zmieniła się w trakcie jej tworzenia i z fabuły skoncentrowanej na akcji Cichociemnych stała się historią sensacyjno-szpiegowską z dominującym wątkiem działalności agenta polskiego wywiadu. 


„Dolina szpiegów” to powieść rozbudowana, bogata w wątki i akcję. Czy siadając do jej pisania miał już Pan szczegółowy plan co kiedy będzie się dziać i jak historia się zakończy czy raczej był to luźny pomysł?

Oczywiście napisałem sobie konspekt z elementami całej historii aż do pewnego momentu, ale w miarę pisania coraz bardziej odchodziłem od tych założeń. Przede wszystkim na początku nie wiedziałem jak powieść się zakończy, choć zawsze chciałem, żeby to było dobre zakończenie (śmiech!). Pisząc, dałem się prowadzić akcji powieści i mojej wyobraźni. Ostatecznie fabułę oparłem na historii polskiego szpiega działającego wewnątrz niemieckiego wywiadu wojskowego, realizującego ważne i niebezpieczne zadania, dzięki któremu Sztab Naczelnego Wodza w Londynie uzyskuje informację o niemieckim archiwum ukrytym w tajnym obiekcie na Podhalu. Stąd decyzja, aby wysłać Cichociemnych z misją zdobycia tych dokumentów.  


Czy w ogóle jest to powieść, którą pisał Pan teraz, na świeżo, czy raczej pomysł z szuflady? Gdzieś wpadłam na informację, że lubi Pan pisać od zawsze i że pisał Pan od dawna, tyle że bez publikacji?

Faktycznie od zawsze lubiłem pisać, ale efektów nigdy wcześniej nie upubliczniałem, co więcej nie zachowały się żadne moje wczesne rękopisy. Tekst powieści „Dolina szpiegów” został napisany dwa lata temu, więc jest świeżym pomysłem.


Historia opowiada nam o dwójce szpiegów we wrogich dla siebie obozach, jeden zbiera informacje dla aliantów, Polaków, drugi dla Niemców. Długo obserwujemy ich życie codzienne, to gdzie chodzą do knajp czy restauracji, czy gdzie przekazują tajne wiadomości. I tak się zastanawiam, jak duży był Pana research, czy te wszystkie miejsca to miejsca prawdziwe, istniejące kiedyś naprawdę?

Tego typu spotkania stanowią część pracy operacyjnej każdego agenta wywiadu, który przecież przez znaczną część swojego życia funkcjonuje na widoku i prowadzi tzw. zwykłe życie  - służą one przekazywaniu meldunków, czy rozkazów, ale też - jak w przypadku głównego bohatera - pozwalają na podtrzymywanie romansu z ukochaną. Mogę jednak zapewnić wszystkich, że akcja książki jest bardzo dynamiczna i nie raz zaskoczy Czytelników nagłym twistem (śmiech). A wracając do pytania - lokale, w których spotykają się bohaterowie książki, w większości istniały naprawdę, jak np. hotel Adlon w Berlinie, czy wybrane puby w Londynie. Natomiast ich realia dostosowałem do potrzeb fabuły. Wyboru tych miejsc dokonywałem w miarę rozwoju akcji powieści. 


A skoro już przy prawdziwości jesteśmy, to jak było z tą tajną szkołą agentów w Tatrach – to miejsce fikcyjne czy też osadzone na prawdzie historycznej? No i od razu zapytam o drugie istotne miejsce – lotnisko w pewnej małej angielskiej wiosce 😊

No nie, czyżbym miał zdradzić wszystkie tajemnice mojego warsztatu? (śmiech). Poważnie, to jedno miejsce zostało całkowicie wymyślone, a drugie jest prawdziwe. Szkoła niemieckiego wywiadu, według mojej wiedzy, nie istniała na Podhalu. Szukając dobrej lokalizacji dla tajnego obiektu, trafiłem na Dolinę Olczyską, której charakterystyka mi pasowała. Chociaż też trochę zmodyfikowałem wzniesienia otaczające dolinę. No i w końcu, „wybudowałem” tam tajny ośrodek szkolący agentów wywiadu. Natomiast lotnisko RAF w Tempsford faktycznie istniało i działało w czasie II wojny światowej. Było wykorzystywane przez brytyjski Zarząd Operacji Specjalnych do wysyłania do Europy kurierów i agentów. Latali stamtąd również Cichociemni oraz kurierzy do Polski, transportowani przez polskie załogi z 138 Dywizjonu RAF. W powieści wykorzystałem m.in. opis, jak zamaskowane były zabudowania bazy. Trochę „zmodyfikowałem” wybrane budynki dla potrzeb książki. Czy rosły tam gęste zarośla, opisane w jednej ze scen, nie wiem. 


Poza tym, że obserwujemy szpiegów w akcji, to, jak przekazują zdobyte dane, jak działa cały obieg informacji, to również nie zabrakło tu miejsca na normalne ludzkie emocje. Czy wątek miłosny miał w tej historii miejsce od samego początku czy raczej pojawił się w Pana głowie później? I co on tak naprawdę ma na celu?

Bardzo mi zależy, żeby pokazywać Czytelnikom różne prawdziwe elementy pracy wywiadowczej. Stąd elementy systemu łączności agenta z centralą, posługiwania się tajnymi skrytkami czy pokaz w miarę rzeczywistej rozmowy werbunkowej. Takie szczegóły wzbogacają akcję powieści. Natomiast w moich książkach, także w ”Dolinie szpiegów”, nie dążę do pokazywania wyłącznie super agentów, cały czas będących w akcji. Staram się, aby moi bohaterowie, nawet wykonując bardzo trudne zadania, cały czas byli normalnymi ludźmi. Takimi, którzy właśnie okazują emocje czy uczucia. Wiem, że w tym aspekcie odchodzę od klasyki powieści sensacyjno-szpiegowskich, ale tak jak w życiu, w powieści jest ważny wątek miłosny. I to akurat było w moim zamyśle od samego początku. 
 
„Dolina szpiegów” to również opowieść o różnym lokowaniu interesów – jedni dbają o siebie, inni o dobro ogólne, o dobro całych społeczeństw. I tak się przez to zastanawiam – czy dobrym szpiegiem możemy być tylko ten, który ma na celu dobro ogólne czy motywacje nie są ważne, ważne, żeby po prostu wykonywał swoją robotę, jak Pan uważa?

W poprzedniej odpowiedzi wspomniałem o normalności, prawdziwości postaci pojawiających się w książce. Tak jak w realnym życiu, w powieści są ludzi mający szczytne cele i dążący do walki o dobro ogólne. Występują i inni, tacy też są dookoła nas, którzy posługują się zawsze i wszędzie głównie własnym, egoistycznym interesem. W mojej powieści mamy Carla von Wedela, Niemca z przekonania zwalczającego hitleryzm, działającego na rzecz polskiego wywiadu. I Brytyjczyka Johna Thompsona - niemieckiego agenta, zdradzającego ojczyznę dla pieniędzy. Ocena agenta, inaczej szpiega, nie zależy od jego motywacji czy jak my mówimy od podstawy współpracy. On ma być po prostu skuteczny. I czy robi to dla pieniędzy czy z przekonania lub z ideologicznych pobudek, to nie ma znaczenia. W końcu są również agenci pracujący tylko dlatego, że mamy na nich materiały kompromitujące. Czyli są to moralnie źli ludzie, ale z punktu widzenia służb wywiadowczych, jeżeli dostarczają dobrych i wiarygodnych informacji, to reszta nie ma znaczenia.  


Przez historię przewija się nie tylko wiele różnych miejsc, które wiemy, że są prawdziwe, ale i spora liczba postaci – główni to oczywiście dwaj szpiedzy, ale w pewnym momencie historia skupia się np. na Cichociemnych czyli żołnierzach konspiracyjnych AK, których rolę w pewnym momencie bardzo mocno Pan podkreśla. Czy któraś z tych przewijających się przez powieść postaci istniała naprawdę? Albo powstała na bazie inspiracji prawdziwą postacią historyczną?

W powieści główne postacie są fikcyjne. Nie stanowią nawiązania do osób żyjących w tamtych czasach. Natomiast do ról drugoplanowych wprowadziłem kilka prawdziwych postaci - takich jak np. szef wywiadu wojskowego Walter Schellenberg - ale przywołuję ich wyłącznie dla celów powieści. Niektórzy spośród instruktorów Cichociemnych, jak znany fałszerz Jerzy Maciejewski i jego współpracownicy z ośrodka w Briggens, to również prawdziwe postacie.    


Lubi Pan Tatry, prawda? Często tam Pan bywa? W tej historii oddał Pan ich klimat znakomicie! Zresztą Berlin bombardowany przez aliantów też robi wrażenie, a tego to Pan przecież nie doświadczył 😊

Dziękuję za słowa uznania. W Tatrach bywam od dzieciństwa i chociaż nie jestem pasjonatem wspinaczki czy chodzenia po górach, to z rejonem Zakopanego wiążę wiele miłych wspomnień. Szczęśliwie nie miałem okazji przebywać w Berlinie w czasie bombardowań, ani w Londynie w tamtych latach.  Starałem się natomiast pokazać te realia moimi opisami.

                                 
Myślę, że już całkiem ładnie Pana z tematów „Doliny szpiegów” przemaglowałam, zatem już ostatnie pytanie, na które z pewnością wszyscy czytelnicy będą chcieli poznać odpowiedź – czy jest to powieść osobna czy planuje Pan jej kontynuację?

Kontynuację „Doliny szpiegów” zacząłem pisać zaraz po zakończeniu tej powieści. Jej akcja toczy się wkrótce po zakończeniu wojny. Przerwałem pisanie, aby zająć się książką „Partnerzy. Początek” i faktycznie dotąd nie wróciłem do tego materiału. Myślę, że jeżeli odbiór „Doliny szpiegów” przez Czytelników będzie pozytywny, to przymierzę się do dokończenia drugiej części tej historii. A może do zbudowania w oparciu o losy bohaterów, zupełnie innej powieści opowiadającej o walce Cichociemnych? 


No dobra, to jeszcze jedno – a jak długo powstawała „Dolina szpiegów”?

To był mój okres prób, „błędów i wypaczeń” (śmiech). Powieść pisałem półtora roku. Ponieważ była to moja pierwsza książka, miałem wiele wątpliwości. Po napisaniu części tekstu, dałem go do konsultacji mojej córce i jej narzeczonemu, którzy dotąd pozostali moimi doradcami. Podobnie z rękopisem, czytanym przeze mnie (taki osobisty audiobook) zapoznawała się moja żona. Uwagi moich bliskich sprawiły, że dokonałem szeregu modyfikacji, chcąc wybrać wersję najlepszą dla Czytelników. Modyfikowałem m.in. wirtualną rywalizację polskiego agenta w Niemczech z niemieckim szpiegiem w Anglii. Właśnie ten proces zmian spowodował, że praca nad tekstem trwała tak długo. Dla porównania napisanie „Partnerów” zajęło mi wraz z moimi poprawkami, łącznie dwa miesiące.  


Nad czym Pan teraz pracuje, co teraz jest pierwsze w kolejce do wydania po „Dolinie szpiegów” i kiedy możemy się tego wydania spodziewać?

W sierpniu nakładem Wydawnictwa Czarna Owca ukaże się druga część cyklu „Partnerzy”, nosząca tytuł „Partnerzy. Zemsta”. Prace redakcyjne i wydawnicze są już na ukończeniu. Kolejną moją książką, która jest już gotowa, jest współczesna powieść sensacyjno-szpiegowska, której akcja dzieje się w Arabii Saudyjskiej, gdzie sam pełniłem służbę przez kilka lat.  Według mnie to prawdziwy dynamit! W najbliższym czasie zapadnie decyzja, co do jej wydania. Zakładam, że realny termin premiery to przełom roku. Niedawno zacząłem pisać trzecią część „Partnerów”, ale musiałem ją odłożyć, ze względu na zbliżającą się premierę „Doliny szpiegów” i związane z nią liczne działania promocyjne, ale również czynności wynikające z przygotowywania do druku drugiej części cyklu. 


Jak w ogóle odnajduje się Pan w pracy pisarza? Że lubi Pan pisać, to już wiemy, ale pomiędzy pisaniem a wydaniem książki do rąk czytelników jest jeszcze dosyć długa droga… Zresztą taki zawód, to nie tylko pisanie, ale cała otoczka temu towarzysząca – spotkania nie tylko z wydawcą, ale i później z czytelnikami, stały kontakt z nimi przez media społecznościowe. Aż czasami wydaje się, że ta otoczka zajmuje więcej czasu niż samo pisanie 😊

Całkowicie się z Panią zgadzam. Gdyby rolą autora było jedynie pisanie, to wszystko przebiegałoby łatwo i przyjemnie i mógłbym rocznie napisać 3-4 książki. Proces redakcyjny i wielokrotne wracanie do tego samego tekstu, pochłania dużo czasu i wysiłku pisarza. Natomiast najbardziej czasochłonny jest etap promocji i aktywność w mediach społecznościowych. Dochodzą do tego także spotkania autorskie, które bardzo lubię, gdyż dają doskonałą okazję do kontaktu i rozmowy z Czytelnikami, a przecież to właśnie dla nich piszemy książki. Jak ja się odnajduję w tej roli? Proszę zapytać o to moją Żonę, która ma sporo uwag wobec zmiany, jaka zaszła w naszym życiu, od chwili kiedy zacząłem pisać i wydawać powieści (śmiech). Ze swojej strony muszę jasno stwierdzić, że pisanie książek sprawia mi wielką przyjemność, jak wszystko co stanowi realizację wcześniejszych marzeń. 


Ulubiony moment tworzenia książki?

Jeśli mogę wskazać dwa? Pierwszy to moment, kiedy mam pomysł na ciekawą, żywą, dramatyczną fabułę, którą chciałbym zafascynować Czytelnika. I drugi, gdy tak się wczuję w pisanie książki, że mogę to robić w dowolnym miejscu i w dowolnych warunkach, rozmawiając, słysząc głos z telewizora czy rozmawiając z żoną, odbierając telefon. To jest tak jakby powieść pisała się sama. W odróżnieniu od wielu autorów, nie przeżywam nadzwyczajnego entuzjazmu kończąc książkę.


A teraz już zbliżając się do końca – jakie są Pana preferencje czytelnicze? Ulubieni autorzy, gatunek powieści? Jak wygląda Pana biblioteczka?

Przede wszystkim od dzieciństwa dookoła mnie były książki, które pochłaniałem. Stąd lubię wiele gatunków literackich. Na pierwszym miejscu marynistykę, najlepiej powieści o wojnach morskich w epoce napoleońskiej, ale również wszelkie inne książki związane z morzem. Powieści historyczne, kryminały, powieści sensacyjno-szpiegowskie. Ulubieni autorzy to: Ken Follett – właściwie wszystkie jego powieści, w tym cykle historyczne Stulecie czy Kingsbridge; Cecil Scott Forester (cykl o Hornblowerze), Hammond Innes, Alistair MacLean… i wielu innych. Biblioteczka pęka w szwach i chociaż systematycznie robię selekcję i zawożę przeczytane książki do lokalnej biblioteki, tempo narastania zbiorów przekracza moje wyobrażenia.


W jaki sposób lubi Pan odpoczywać?

Ostatnio coraz rzadziej odpoczywam, cały czas piszę albo pracuję nad książkami (śmiech). Ale tak jak powiedziałem wcześniej, pisanie to przyjemność i mnie nie męczy. Lubię podróże, szczególnie zagraniczne, jazdę na rowerze, pływanie, sport - najczęściej w telewizji - w postaci siatkówki, skoków narciarskich czy tenisa. I chyba coraz mniej czytam.


Ulubione miejsce na Ziemi?

Łatwo wskazałbym wiele, bo miałem przyjemność przebywać w różnych pięknych zakątkach świata. Ale jeśli tylko jedno, to jest to Gdańsk lub generalnie Trójmiasto, miejsce z wyjątkową atmosferą. Od ponad dziesięciu lat spędzamy w Gdańsku 3-4 miesiące w roku i to są dla mnie nieustające wakacje. Może stąd ten sentyment? Poza tym właśnie w Gdańsku najlepiej mi się pisze.


I ostatnie, obowiązkowe pytanie na blogu Kryminał na talerzu – co najbardziej lubi Pan jeść?

Ponieważ nazwa blogu to Kryminał na talerzu, to najbardziej lubię krwisty steak z frytkami, polanymi obficie ketchupem (śmiech)! A poważnie, to proszę w przyszłości zajrzeć do mojej czwartej powieści, czekającej w wydawnictwie. Tam wymienionych jest kilka dań z kuchni śródziemnomorskiej, które bardzo lubię. Ale zazwyczaj często wybieram: burgery, steaki, mięso w sosie chrzanowym czy żeberka w sosie barbecue i musztardowym. Jednak najbardziej lubię to, co przygotuje moja żona.


Dziękuję za poświęcony czas i życzę dalszych sukcesów w karierze pisarskiej!


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

marca 26, 2024

"Pastwa" Agnieszka Jeż - patronacka recenzja przedpremierowa

"Pastwa" Agnieszka Jeż - patronacka recenzja przedpremierowa

Autor: Agnieszka Jeż
Tytuł: Pastwa
Cykl: Sprawy Soni Kranz, tom 2
Data premiery: 27.03.2024
Wydawnictwo: Luna
Liczba stron: 352
Gatunek: kryminał
 
Agnieszka Jeż to autorka z szerokim wachlarzem gatunków literackich - debiutowała lekkimi powieściami komediowymi, później przyszła pora na historie obyczajowe, pisaną w duecie komedię kryminalną, sagi historyczne, jak i to, co interesuje nas najmocniej - kryminał. Na rynku obecna jest od 2016 roku, cztery lata po debiucie literackim debiutowała jako autorka kryminału. W tym gatunku aktualnie na koncie ma sześć powieści - trylogię z Wierą Jezierską, osobną historię “W cieniu góry” oraz nową serię z Sonią Kranz, która teraz już, a raczej oficjalnie od jutra, liczyć będzie dwa tomy. Tom pierwszy ukazał się w roku 2023 latem i nosił tytuł “Pomroka” (recenzja – klik!), teraz, wiosną 2024 roku przyszła kolej na “Pastwę”...
 
Jej historia toczy się w małych wioskach pod Wałbrzychem, gdzie kilka miesięcy temu przeprowadziła się Sonia Kranz wraz z nastoletnią córką. Jej decyzja o wyjeździe była dosyć impulsywna, bardzo chciała uciec z Wrocławia, w którym został były mąż z nową narzeczoną… Zatem przyjęła pierwszy wolny etat, jaki się trafił i tak zamieszkała w Mieroszowie. Teraz powoli buduje tam sobie nowe życie, choć nie idealne, to jednak bardziej skupione na tym, by to jej samej było w nim dobrze. Cieszy ją też praca, jest komendantką na lokalnym posterunku, dlatego też, kiedy zjawia się tam młoda, smutna kobieta, to ona ją przyjmuje. Okazuje się, że to świeżo poślubiona żona Wilskiego, lokalnego przedsiębiorcy, który właśnie ma przejąć po ojcu zakłady mięsne. Tyle że Wilski zniknął. W noc swojego ślubu. Stał na podwórku, żegnał gości, po czym rozpłynął się w powietrzu… Jego żona mocno się niepokoi, ojciec jednak niespecjalnie, jest pewny, że syn wkrótce wróci. A co jeśli nie? Przy zaginięciach najważniejsze są pierwsze godziny, a przecież od tego minęła już co najmniej doba… Sonia zaczyna rozpytanie, jednak od razu dostaje ostrzeżenie z góry - tą sprawą ma zajmować się ostrożnie, Wilscy to rodzina z koneksjami, bardzo w okolicy poważana. Jak prowadzić śledztwo, kiedy cały czas trzeba się pilnować? Co się stało z zaginionym, bo chyba jednak sam w noc poślubną nie miał powodów się ulatniać? A może miał? Trzeba zatem dokładnie zbadać jego najbliższe otoczenie, poznać relacje rodzinne i te koleżeńskie…
 
Książka rozpisana jest na prolog, 19 rozdziałów i epilog. Poza prologiem narracja skupia się na postaci Soni, to z jej perspektywy, choć w trzeciej osobie czasu przeszłego poznajemy całą historię, to za nią podąża narrator. Styl powieści jest spokojny, lekko refleksyjny, to jedna z tych książek, w których to, co przeżywa główna bohaterka jest równie ważne i równie skrupulatnie oddane, co sama intryga kryminalna. Całość czyta się dobrze, dialogi są momentami lekko uszczypliwe, lekko zadziorne, co dobrze oddaje charakter samej Soni.
“I znowu chyba była mniej miła, niżby chciała. A może wcale nie chciała? Może nie zawsze musi być miła? Gdzie się znajduje odpowiedzi na takie pytania?”
Skupmy się więc od razu na jej kreacji. To, co dostajemy w “Pastwie” jest spójną kontynuacją bohaterki, która po raz pierwszy w całej okazałości zaprezentowała nam się w “Pomroce” i to właśnie ze względu na nią polecam czytać tomy cyklu po kolei. Dzięki temu czytelnik dobrze zrozumie emocje, jakie Sonią targają w tomie drugim, w którym z jednej strony bohaterka coraz lepiej odnajduje się w nowym życiu, z drugiej cały czas walczy z negatywnymi emocjami i starymi nawykami. Bo Sonia to kobieta, którą same bardzo dobrze znamy - przez całe swoje dotychczasowe życie usuwała się na drugi plan dbając o dobro innych bardziej niż o swoje własne. Dopiero rozwód, zdrada męża, uświadomiły jej jak kiepskie było to podejście - została sama, bez domu i pieniędzy, z bardzo toksyczną relacją z matką i pełna złości na tego, który przecież miał ją kochać i o nią dbać. Teraz Sonia już wie lepiej, choć podkreśla, że wymagało to od niej terapii. Wie, że musi dbać o siebie, bo tylko tak faktycznie może zatroszczyć się również o innych. I tak powoli uczy się żyć w ten sposób - pozwoliła sobie na nowy związek, w którym nie usuwa się w cień, w którym podkreśla swoja potrzeby, tak samo jak robi to jej kochanek. Dzięki temu może czuć się w końcu spełniona, na razie może tylko cieleśnie, ale i o psychikę stara się dbać coraz mocniej. Sonia dzieli się z czytelnikiem swoimi spostrzeżeniami, wątpliwościami, dzięki czemu możemy w jej życiu uczestniczyć, obserwować ją na każdym polu - jako matkę nastolatki, jako świeżą rozwódkę, jako córkę toksycznej matki, jako kochankę i oczywiście jako policjantkę. To tworzy pełny obraz, pełną kreację postaci, i choć sprawia, że historia nabiera cech lekko obyczajowych, to dobrze pasuje do tej historii, do stylu autorki.
“Była tak zdemoralizowana czy tak bardzo była… sobą? W śledztwie, ale i prywatnie Kranz wolała taką szczerość. Nie wierzyła w istnienie kryształowych ludzi - każdy ma jakiś brud za paznokciami, nawet starannie wypielęgnowanymi. Ci, którzy się do tego przyznają, są zdecydowanie łatwiejsi w obsłudze.”
Oczywiście poza skupieniem na głównej bohaterce, to jednak cały czas kryminał. Z tych bardziej spokojnych, w których akcja toczy się tempem dosyć wolnym, ale w żaden sposób nie uznaję tego za minus - dzięki temu możemy się skupić na klimacie powieści, analizować hipotezy i tajemnice rodzinne, jakie bohaterka odkrywa. Może to właśnie ten pozorny spokój w prowadzeniu akcji usypia czujność czytelnika, bo nagle historia zaskakuje, mimo że spokojna, staje się bardzo mroczna. Przerażająca tym bardziej, że dotyczy normalnych ludzi, rodziny tak szanowanej w społeczności… Niby wszyscy ich znają, ale czy na pewno? Co kryje się w tych czterech luksusowych ścianach? Autorka sprytnie zbudowała tę intrygę, aż chciałoby się omówić ją dokładnie, niestety nie mogę tego zrobić bez zdradzania tego, co się w niej kryje, zatem na tym poprzestańmy.
“Makabryczna sprawa, jak z kiepskiego kryminału.”
Historia “Pastwy”, tak samo jak tomu pierwszego, toczy się na ciekawych historycznie terenach. W tym tomie jednak nie skupiamy się już tak mocno na samej historii miejsca, choć dobrze mamy w pamięci to, co opisywane było w tomie pierwszym - te ciągłe zmiany narodowości, ciągle przenosiny, wysiedlenia i ciągnącą się za tym krzywdę. I w tomie drugim słychać tego echa, kiedy bohaterka wychodzi z psem na spacer, chodzi o lesie, czy wspina się na okoliczne górki, czuć jakiś taki niepokój… czy związany jest z miejscem czy po prostu ze sprawą?
“Zaczynam myśleć, że na tych terenach jest coś… Nie wiem, jakiś niepokój, atmosfera, przez którą ludziom mąci się w głowach. Może naprawdę potrzeba jeszcze kilku pokoleń, żeby wszystko się unormowało? Przynajmniej stu lat spokojnego życia w jednym miejscu, bez dramatów, które wnikają w DNA i przechodzą z rodziców na dzieci.”
Oczywiście i tematów do rozważań w tym tomie nie zabraknie. Dostarcza nam ich swoim życiem prywatnym główna bohaterka, ale i intryga kryminalna, która opiera się na więziach rodzinnych i tego, co one w sobie skrywają, co ze sobą niosą. Autorka z wyczuciem i dokładnością przygląda się tym głównym wątkom sprawiając, że historia zmusza do refleksji - częściowo dosyć smutnych, ale przecież jakże ważnych.
“Ludzie tacy są, nawet ci, co mają o sobie dobre mniemanie. Czasem wystarczy iskra, by rozpalić tę odrobinę zła, jaka w nich siedzi. A jeśli jeszcze czują się zranieni…”
Podsumowując, “Pastwa” to powieść, która usatysfakcjonuje fanów powieści kryminalnych, w których intryga jest równie ważna co płaszczyzna psychologiczna skupiona na zwyczajnych ludziach, nie morderczych potworach. To ludzki kryminał, bardzo codzienny w tym, jak oddaje emocje i wątpliwości postaci, jak i zaskakujący tym, do czego cała historia prowadzi. Akcja toczy się tempem przyjemnie spokojnym, co nie odbiera przyjemności z lektury - klimat budowany jest z dużą uwagą, przez co im dalej w lekturę, tym czytelnikowi coraz mocniej cierpnie skóra… Tematycznie trudny i zaskakujący, zdecydowanie warty uwagi!
 
Moja ocena: 7,5/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy patronackiej z Wydawnictwem Luna.

Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

marca 25, 2024

"Dolina szpiegów" Robert Michniewicz - patronacka recenzja przedpremierowa

"Dolina szpiegów" Robert Michniewicz - patronacka recenzja przedpremierowa

Autor: Robert Michniewicz
Tytuł: Dolina szpiegów
Data premiery: 27.03.2024
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 656
Gatunek: powieść szpiegowska
 
Robert Michniewicz to drugi polski autor powieści szpiegowskich, który udowodnił mi, że ten gatunek to nie tylko skomplikowane politycznie operacje, ale również, a może przede wszystkim historie pełne, bogate nie tylko w wiedzę, ale i emocje, których dostarczają pełen wachlarz. A co najważniejsze, to opowieści o ludziach, którzy w imię wyższych wartości są w stanie zrobić… wszystko. Michniewicz na naszym rynku pojawił się latem w roku poprzednim z powieścią współczesną pt. “Partnerzy. Początek”. Teraz zaskoczył nas zmianą czasów - w “Dolinie szpiegów” przenosimy się do lat 40tych XX wieku, końcówki II wojny światowej… Oczywiście praca w wywiadzie, którą autor opisuje to coś, co nie jest mu obce, sam spędził na niej ponad 20 lat. Teraz, już od dobrych kilkunastu lat na emeryturze, podjął się realizacji swojej innej odwiecznej pasji - pisania. I wszystko wskazuje na to, że była to dobra decyzja!
 
Luty 1944 rok, Berlin. W niemieckiej centrali Abwehry pracuje Carl von Wedel, Niemiec, arystokrata, którego pracę bardzo sobie w wywiadzie cenią. Jednak jego pracodawcy nie mają pojęcia, że Carl jest podwójnym agentem - tak naprawdę działa po stronie polskiego wywiadu nieustannie przekazując im istotne informacje, które sprawiają, że wysyłki wywiadu niemieckiego często kończą się fiaskiem. Życie w konspiracji nie jest jednak łatwe - trzeba cały czas mieć się na baczności, uważnie śledzić otoczenie i szukać nowych miejsc, nowych kontaktów do zdobywania informacji, a równocześnie robić to tak, żeby nikt nie był w stanie połączyć kropek i odkryć skąd idą przecieki… Podobnie do Carla żyje w Anglii agent działający potajemnie na rzecz Niemiec. Jego życie jest kalką Carla, a jednak im dłużej mu się przyglądamy, tym widzimy coraz więcej różnic. Czym panowie się różnią? Który z nich okaże się skuteczniejszy? I co pośród tych dwóch światowych rozgrywek robi skromny, ale tajny ośrodek umieszczony w Tatrach?
“Historia ‘Ambera’ jest materiałem na powieść sensacyjną. Może taka kiedyś powstanie albo po wojnie on sam napisze wspomnienia.”
Książka rozpisana jest na sześć miesięcy akcji - od lutego do lipca 1944 roku oraz epilog. Podział na miesiące to jakby podział na części, a te dzielone są na nienumerowane rozdziały, których wyznacznikiem jest zmiana miejsca akcji - ta toczy się naprzemiennie obserwując dwóch wrogich sobie agentów oraz raz po raz kierująca się również do centrali polskiego i angielskiego wywiadu. Te nienumerowane rozdziały liczą najczęściej po kilka stron, zatem książkę czyta się wygodnie. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego przez narratora wszechwiedzącego, który skrupulatnie oddaje poczynania i delikatnie opisuje również myśli i emocji postaci, z perspektywy której właśnie historię przedstawia. Styl powieści jest bardzo przyjemny - z jednej strony czuć w nim, że jest to powieść pisana przez kogoś, kto o realiach życia w konspiracji wie naprawdę dużo, z drugiej autor nie dostarcza nam tylko suchych opisów akcji, a bardzo mocno opakowuje je w emocje, zatem zamiast rozpatrywać historię czysto politycznie, raczej patrzymy na nią po prostu po ludzku. Dialogi może nie są dominującą częścią tej powieści, więcej jest to po prostu opisów akcji, działań, ale kiedy się pojawiają, są bardzo zgrabne, czyta się je bardzo naturalnie. Ogólnie historia pisana jest z zaskakującą jak na taki temat lekkością.
 
Już na samym początku powieści spodobało mi się to, że autor zbudował dwóch głównych bohaterów na zasadzie podobieństw i kontrastów. Na pierwszy rzut oka życie Carla i tak zwanego Lothara wyglądają bardzo podobnie - obydwoje prowadzą podwójne życie, szukają okazji do wypytywania współpracowników czy przeszukiwania dokumentów. Obydwoje też poznają kobiety, które mogą im pomóc (nieświadomie oczywiście) w zdobywaniu kolejnych wartych uwagi informacji. A jednak im mocniej im się przyglądamy, to coraz wyraźniej rysują nam się dwie całkiem różne sylwetki - jeden z nich jest w swoich emocjach szczery, a tym, co go prowadzi, tym co motywuje do działania, jest jego własne przekonanie o tym, że robi dobrze, że walczy w imię tych, którzy są ofiarami tej wojny. Drugi to bohater bardziej wyrachowany, bardziej egoistyczny, który działa z pobudek nie ideologicznych, a personalnych. I tak obserwujemy te dwie postacie zastanawiając się nam ich emocjami, motywacjami i wyborami, których po drodze muszą dokonywać. Bo czy będąc szpiegiem da się nie dopuszczać zdrady? Życie w konspiracji, życie spędzone na udawaniu tego, kim się nie jest, to przecież już pewien rodzaj zdrady… Kreacje tych postaci są bardzo rozbudowane, pełne, bardzo ludzkie, choć przecież wykonują zadania, które wcale zwyczajne nie są…
“(...) obaj przyczynili się do śmierci i nieszczęść wielu ludzi. Czy takie analizy miały jakikolwiek sens? Człowiek nawet jeśli ma cel obiektywnie pozytywny, to zawsze będąc szpiegiem, dopuszcza się zdrady: ojczyzny, narodu, przyjaciół, również tych, których kocha.”
Akcja powieści z początku toczy się tempem spokojnym, przez prawie 150 stron poznajemy sytuację, przyglądamy się kto jest kim i gdzie czego szuka. Później już jednak faktycznie zaczyna się dziać, akcja przyspiesza, jedna goni kolejną. Zaczynamy śledzić historię z wypiekami na twarzy, zapominając o realnym świecie i kibicując powodzeniu misji Carla i ciągle zastanawiając się nad drugim agentem. Kiedy wraz z nimi docieramy w końcu w polskie Tatry, historia staje się wręcz nieodkładalna! Jest tu wszystko - są emocje, jest napięcie, są dzikie zwroty akcji, są pogonie, strzelanki i wielkie ucieczki. A wszystko to opisane jest tak, że wbija w fotel, sami czujemy strach, adrenalinę i podekscytowanie postaci. Co ciekawe autor przez całą historię opisuje działania szpiegów szczegółowo - jak na przykład sposób komunikowania się, przekazywania informacji, ale im dalej w lekturę, tym nawet same te opisy wydają się coraz bardziej pasjonujące. Może to przez ten dreszczyk emocji, świadomość tego, jak łatwo konspiracja postaci mogłaby zostać zdemaskowana?
“Wszystkie te myśli kłębiące się w jego głowie nie przybliżały go do znalezienia dobrego rozwiązania. A może takiego rozwiązania po prostu nie było?”
Historia przenosi nas w czasy II wojny światowej, czasy, których sami nie doświadczyliśmy, a mimo to w prozie autora czuć jakąś taką prawdziwość, czuć, że pisząc tę fikcję literacką bardzo mocno opierał się na realiach życia w tamtych czasach. Warte uwagi jest też to, jak przedstawił samych Niemców - już nawet na szczeblu elity widać, że nie wszyscy tak chętnie popierali Hitlera, widać, że mimo jego charyzmy, nie wszyscy dali mu się uwieść. Przede wszystkim takim osobnikiem jest Carl, który, mimo iż żyje tak, jak Niemiec żyć powinien, to jednak tak naprawdę nieustannie walczy z wartościami, jakie Hitler swoją wojną chce osiągnąć. Ale nie tylko on - wygląda na to, że spora grupa Niemców nie była w Hitlera tak ślepo wpatrzona. Podobało mi się to spojrzenie, przypomina nam o tym, że nie wolno nam generalizować i oceniać motywacji i zachowania innych już na pierwszy rzut oka.
“Jesteśmy zależni od szaleńca. Jeżeli ktoś go nie powstrzyma, cała ta wojna zakończy się narodową tragedią.”
Na koniec oczywiście trzeba też podkreślić sprawność, z jaką autor połączyć fikcję literacką z tym, co prawdziwe. Doskonale oddał tło historyczne, opisy tego, jak z miesiąca na miesiąc zmieniała się sytuacja uwikłanych w wojnę i tę fabułę krajów, trzymając się opisów życia codziennego najbliżej realności jak to tylko możliwe - restauracje, jedzenie, napoje, samochody i tym podobne szczegóły oddane są z prawdziwą skrupulatnością, czuć, że autor zrobił porządny research, a czasy, które opisuje, bardzo mocno go ciekawią. Dzięki temu czytelnik czuje się jakby sam był w opisywanych miejscach - w barach hotelowych, w agencjach wywiadów czy na proszonych kolacjach.
 
Podsumowując, “Dolina szpiegów” może od czytelnika z początku wymagać lekkiego wysiłku, jednak zdecydowanie warto się na niego zdobyć - bo już po chwili okazuje się, że mamy w ręce opowieść pełną, nie tylko dobrych szpiegowskich akcji, ale pełną tak zwyczajnie, życiowo - są tu wszystkie emocje, są dylematy, z jakimi muszą mierzyć się bohaterowie tej powieści, którzy wybrali sobie życie na krawędzi, życie, które w każdym momencie może kosztować ich najwyższą cenę. Akcja wciąga, zajmuje, na finiszu już tak mocno, że zwyczajnie trudno się od niej oderwać, a tło historyczne daje poczucie, że autor dobrze wie o czym pisze, dzięki czemu czytelnik ma wrażenie jakby przeniósł się w czasie. To powieść bogata, zajmująca, która zapewnia nie tylko napięcie, ale i czasem śmiech, czasem łzy. Historia warta poznania, nie tylko dla fanów gatunku powieści szpiegowskiej!
 
Moja ocena: 8/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy patronackiej z Wydawnictwem Czarna Owca.


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!