Dlaczego każdym tom cyklu "Garstki z Ustki" zbudowany jest z innych wątków gatunkowych, czy od samego początku miała to być trylogia, który bohater "Denata wieczorową porą" był największym wyzwaniem dla autorki, dlaczego tak naprawdę właśnie kryminał i czy doczekamy się jeszcze kiedyś kolejnej książki w tym gatunku pióra Jadowskiej?
Filolożka, wielbicielka pomysłów niepraktycznych i niełatwych, czym uzasadnia doktorat z literatury i wiele innych ślepych uliczek w swojej biografii. wiedzie nocny tryb życia, bo wtedy najlepiej jej się pisze i czyta. Śpi, gdy przyzwoici ludzie pracują, co chyba czyni ją człowiekiem nieprzyzwoitym. Nie interesują jej małe wyzwania – skoro już spełnia się dziecięce marzenia o pisaniu powieści, nie ma powodu, by się ograniczać. Nie lubi bezczynności i nudy. Czyta wszystko, co jej wpadnie w ręce, uwielbia seriale kryminalne i muzykę rokową.
Autorka czterech fantastycznych serii: Heksalogii o Dorze Wilk, Trylogii Nikity, Trylogii Szamańskiej, Klanu Koźlaków i jednej obyczajowo-kryminalnej: Garstki z Ustki.
Jej książka „Cud, miód, Malina” otrzymała tytuł Książki Roku 2020 w Plebiscycie Lubimy Czytać.
Kryminał na talerzu: Od kilkunastu dni w polskich księgarniach możemy znaleźć Pani
najnowszą książkę, trzeci tom serii kryminalnej pt. „Denat wieczorową porą”.
Jak się Pani czuje oddając tę książkę w ręce czytelnika? Ma już Pani sporą
liczbę wydanych tytułów na swoim koncie, więc czy stres co do reakcji
czytelników jest mniejszy niż kiedyś czy niekoniecznie?
Aneta Jadowska: To zawsze jest stresujący moment, książka idzie w świat i
nic już nie można zmienić i poprawić, prawdziwy koszmar perfekcjonistki. W dniu
premiery mogę tylko mieć nadzieję, że książka się czytelnikom spodoba, bo
wszelkie decyzje zostały podjęte dużo wcześniej.
Jak wspomniałam, „Denat…” to tom trzeci serii „Garstek z
Ustki”, ale i niedawno na swoim profilu społecznościowym ogłosiła Pani, że
ostatni. Czy od początku planowała Pani zamkniętą trylogię, czy może ta decyzja
zapadła dopiero przy ostatnim tytule?
Od początku miały być trzy Garstki, Magda, Tamara (honorowa
Garstka) i Maria. Każda z nich miała dostać swoją powieść i swoją historię.
Moja wariacja na temat trzech wiedźm, dziewczyny, kobiety dojrzałej i
staruszki, trzy różne etapy życia, narracje i perspektywy. To nigdy nie miały
być, jak niektórzy podejrzewali, cztery pory roku w Ustce 😊
Skoro już jesteśmy przy decyzjach dotyczących serii, to może
zdradzi nam Pani skąd w ogóle pomysł na taką serię, w której każdy tom wygląda
inaczej niż poprzedni? Czy to też było z góry zaplanowane?
Wiedziałam, że każda z bohaterek przychodzi z własnym
stylem, charakterem, typem opowieści. Nie zastanawiałam się, szczerze mówiąc,
nad tym, jakie to będzie miało konsekwencje choćby gatunkowe. To byłoby zbyt
racjonalne.
Właściwie nigdy nie trzymałam się kurczowo jednego gatunku.
W fantastyce uprawiam Urban Fantasy, które jest niesamowicie pojemne i
właściwie mogę opisać w tej konwencji wszystko, od horroru, przez powieść
drogi, czy psychologiczną, komedię, romans czy thriller, więc zwykle nie
poświęcam gatunkom zbyt wiele uwagi i pozwalam historii mnie prowadzić. Przy
kryminalnej serii to rodzi nieco więcej komplikacji, jak choćby to, na którym
regale wyląduje który tom w księgarniach. Nadal uważam, że to po prostu było
konieczne. Upychanie Tamary czy Marii w naturalnej dla Magdy konwencji mocno
humorystycznej byłoby nienaturalne.
Wyczytałam gdzieś, że miejsce akcji wybrała Pani, gdyż
podczas jednych ze spotkać autorskich zakochała się Pani w Ustce. To był Pani
pierwszy raz w tym miejscu? Podejrzewam, że przed rozpoczęciem pisania musiała
Pani dobrze poznać to miejsce. Czy wszystkie tomy pisała Pani właśnie tam czy może
jeździła na reasearch a później pisała już w domu? Przy ostatnim tomie pewnie
pandemia mocno wszystko utrudniła.
Tak, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Szukałam Ustki,
nie wiedząc, że to właśnie jej szukam. Od decyzji, że to właśnie ona, do
pisania pierwszego tomu minęły dobre dwa lata, więc miałam czas na research.
Spędzałam w Ustce każdą wolną chwilę, robiłam tonę notatek, zdjęć, nawiązywałam
relację z przyjaznymi informatorami, a potem, już w domu, pisałam. Epidemia
utrudniła tylko ten etap, który nazywam „odświeżaniem wrażenia”. Byłam w
zimowej Ustce rok przed epidemią, więc to nie tak, że musiałam wszystko od zera
wymyślać. Ale faktycznie, w normalnym trybie pojechałabym raz jeszcze i tu
pojawił się lock down z jego konsekwencjami. Szczęśliwie mogłam liczyć na pomoc
mieszkańców, pan Adam Jakubiak przesłał mi kilkadziesiąt świetnych zdjęć
zimowej Ustki i lasu w Uroczysku swojego autorstwa, pan bosman Hubert
Bierndgarski wspomógł odpowiedziami na wszystkie pytania o port, klimat i zimy
w Ustce.
To teraz pomówmy trochę o postaciach, a raczej o Marii,
która jest bohaterką „Denata…”. Maria jest postacią z naprawdę trudną
przeszłością, kiedyś była ofiarą przemocy domowej, a teraz sama pomaga takim obolałym
duszom. I muszę przyznać, że jej zagubienie dobrze oddała Pani w tym tomie, jej
obawy i wątpliwości. Trudno było stworzyć taką postać? Na pewno opisywanie jej
musiało być wyzwaniem.
Mam wrażenie, że z Marią nie było trudno, bo chciała by jej
historia została opowiedziana. Bywają bardziej krnąbrni bohaterowie. Myślę, że
niekoniecznie ma to związek z tym, jak trudną mają przeszłość, bo radykalna empatia
jest podstawą wcielenia się w emocje i sposób myślenia każdego z bohaterów,
niezależnie od tego, jaką mają przeszłość. Myślę, że większym wyzwaniem była
dla mnie Szyszka i to zapętlenie, w którym ona tkwiła. A bez Szyszki nie byłoby
tej historii w równym stopniu, jak nie byłoby jej bez Marii.
W „Denacie…” zagadkę kryminalną oparła Pani na motywach
klasycznej powieści kryminalnej. Z Pani profilu znowu wyczytałam, że było to
spowodowane wzmożonym oglądaniem przygód Poirota podczas pandemii. Dobrze się
Pani bawiła opisując wszystko w duchu klasycznym? Myślę, że wymyślenie
zaskakującej zagadki na dobrze znanym motywie też na pewno nie było
najłatwiejsze.
Oj bawiłam się znakomicie. I od dawna chciałam coś takiego
zrobić, po prostu Maria do tego idealnie pasowała. Myślę, że już sam
niesamowity dom na Uroczysku, miejsce akcji tej historii, który ma w sobie coś
z tego ducha modernizmu, tak charakterystycznego dla ekranizacji Poirota, miał
swój udział w tym, że właśnie taka formuła była szczególnie kusząca.
Na koniec rozmowy o serii muszę też zapytać dlaczego w ogóle
zdecydowała się Pani na ten gatunek literacki? Mam tu na myśli szeroko pojęty
kryminał, bez wątków fantastycznych, z których jest przecież Pani znana.
Pewnie dlatego, że od dziecka to kryminalne historie lubię
najbardziej, jako czytelnik. W moich fantastycznych historiach też nigdy nie
brakuje zbrodni, intrygi, a motyw śledztwa powraca bardzo często. To jest dla
mnie najbardziej atrakcyjny i najbardziej naturalny sposób opowiadania
historii. Więc kryminał był zawsze tylko kwestią czasu. Pomogło też to, że gdy
poszłam do mojego wydawnictwa z gotowym tekstem Trupa na plaży, przyjęli go z
entuzjazmem, choć to z innych rzeczy byłam znana i inne rzeczy były pewniejsze.
Teraz kiedy serii o Garstkach jest już zakończona, to czy
planuje Pani wrócić do kryminału bez wątków fantastycznych? Może ma Pani już
pomysł na jakąś inną kryminalną serię? 😊
W notatkach mam jeszcze kilka pomysłów, niewykluczone, że
znajdą swoje miejsce w planach pięcioletnich, choć najbliższe dwa lata będą
bardzo intensywnie fantastyczne.
To teraz trochę pomówmy po prostu o pracy pisarza. Jak
wygląda Pani dzień? Pisze Pani codziennie w określonych porach czy nie traktuje
Pani tego aż tak rygorystycznie?
Piszę codziennie, albo prawie codziennie. Dłuższe przerwy
nie są wskazane, bo zbyt często powrót do pisania przypomina powrót do
chodzenia po złamaniu nogi, niby się pamięta, jak się to robi, ale boli przy
każdym kroku. Staram się utrzymać dyscyplinę i motywację na takim poziomie, by
to nie była męka, ale przyjemność wynikająca z ciągłości i tego, że regularnie
używany mięsień narracyjny w głowie działa lepiej. Z porami dnia bywa różnie.
Był czas, że pisałam calutką noc i kładłam się spać koło 6-7 rano. Tego trybu
życia z wielu powodów nie dało się utrzymać. Ale wciąż znacznie lepiej pisze mi
się późnym popołudniem, wieczorem i nocą. Jestem sową z sąsiadami skowronkami,
co bywa problematyczne 😊
Jak długo trwa praca nad książką? Co zajmuje Pani najwięcej
czasu?
Samo pisanie to zwykle 3-4 miesiące, choć zdarza się, że pół
roku. Research do każdej to od kilka miesięcy, do kilku lat – jak było na
przykład z serią Nikity czy Witkacym, nad którymi zaczęłam pracę jeszcze pisząc
Dorę. Projekty często robię na zakładkę, pisząc jeden, w wolnych chwilach
zbieram materiały do innego. Etap researchu jest fajny i nie ma powodu, by nie
trwał latami, czasami przy gmeraniu po źródłach w konkretnym celu pączkują
zupełnie inne pomysły i to moim zdaniem bardzo twórczy czas.
Co w procesie powstawania i wydawania książki lubi Pani
najbardziej, a co najmniej?
Lubię research, pisanie, spotkania z czytelnikami. Nie
przepadam za redakcją a już chronicznie nie cierpię tego, że nie jestem w
stanie się na spotkania teleportować i muszę spędzać całe dnie w trzewiach PKP.
Jestem w tej luksusowej pozycji, z dobrymi wydawcami i oddanymi czytelnikami,
że odpadł mi w jakiejś mierze najbardziej nieprzyjemny w tym zawodzie tryb
niepewności, zawieszenia w wiecznym limbo i desperacji.
I na koniec kilka pytań trochę bardziej prywatnych, tak
żebyśmy mogli się czegoś o Pani dowiedzieć. Jakiego gatunku, jakich książek czy
autorów znajdziemy najwięcej w Pani biblioteczce?
Akurat jestem po przeprowadzce i przenoszeniu księgozbioru,
organizowania ich gatunkami, więc odpowiedź nie jest trudna – najwięcej mam
kryminałów, tuż za nimi fantastyka, na nieco odległym trzecim miejscu będzie
literatura faktu, zwłaszcza biografie i reportaże.
Ulubiony sposób na odpoczynek?
Od jakiś trzydziestu dwóch lat, czyli odkąd nauczyłam się, w
pocie czoła, czytać, to właśnie ono jest moją ulubioną formą relaksu. Już nie
mogę się doczekać, kiedy skończywszy powieść, nad którą pracuję, wybiorę się do
Ustki z walizką książek i będę czytać jak żarłoczna norka.
Wyczytałam też, że jest Pani wielbicielką popkultury, więc
jaki jest Pani ulubiony film i serial?
Moje serce należy do wielu fandomów, zawsze znajdzie się
miejsce dla jeszcze jednego. Mam też przelotne a intensywne związki z
serialami. Ostatnią taką zbindgowaną miłością, genialnym serialem, który obejrzę
pewnie jeszcze nie raz była Mare z
Easttown. Doskonale napisany i zagrany serial, polecam gorąco.
No i ostatnie, obowiązkowe pytanie na moim blogu. A może dwa
😉 Czy
lubi Pani gotować i co najbardziej lubi Pani jeść?
Lubię gotować, zwłaszcza kiedy nie jest to przymus, bo
trzeba czymś nakarmić siebie i męża, ale kreatywny proces łączenia smaków i
eksperymentów. Myślę, że nigdy dwa razy nie zrobiłam dokładnie takiej samej
pasty, czy identycznie smakującego curry. I to jest w nich najlepsze. Zwykle,
gdy mogę wybierać skończę z potrawą kuchni włoskiej lub indyjskiej. Prostota i
fantazja, moje ulubione połączenie w kuchni.
Dziękuję za poświęcony czas i życzę dalszych sukcesów w
karierze pisarskiej!