listopada 28, 2019

"Cudze grzechy" Daria Orlicz

"Cudze grzechy" Daria Orlicz

Autor: Daria Orlicz
Tytuł: Cudze grzechy
Cykl: Stracone dusze, tom 4
Data premiery: 05.08.2019
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Liczba stron: 320

Daria Orlicz to pseudonim kryminalny polskiej autorki powieści obyczajowych Katarzyny Misołek. Pod nazwiskiem Orlicz autorka wydała już 5 powieści cyklu pt, „Stracone dusze”, ta w kolejności jest czwarta. Na rynku od 5 listopada dostępny jest już piąty tom pt. „Złe spojrzenia”. Każda z części ukazywała się w niewielkich odstępach czasowych, całość wydana została w przeciągu 13 miesięcy. Na kolejną część przyjdzie nam jednak dłużej poczekać, a ile w ogóle takowa powstanie.
Autorkę na tle innych wyróżnia uwaga zwrócona na bohaterów – są ludzcy, prawdziwi, podejmują często kontrowersyjne decyzje, czego przykładem jest właśnie ten cykl i jego główni bohaterowie.

Akcja „Cudzych grzechów” toczy się jesienią. Z domku letniskowego w środku nocy porwana zostaje kobieta w 8 miesiącu ciąży. Śledztwem w tej sprawie zajmuje się Wojtek Kiciński i Hanka Piasecka. W międzyczasie Jeremi Jaromirski zostaje poproszony przez dawną przyjaciółkę o pomoc w udowodnieniu niewinności jej brata, który został oskarżony o ciężkie pobicie. Bohater zgadza się, bierze urlop i jedzie do Trójmiasta, by przeprowadzić prywatne śledztwo.

Książka składa się z 38 rozdziałów. Podzielona jest na rozdziały dziejące się w czasach aktualnych oraz na te, dziejące się 15 lat temu (pisane kursywą). Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, główną uwagę skupiając na myślach i zachowaniach bohaterów. Książkę czyta się szybko i przyjemnie, styl pisarki jest lekki, spójny, język lekko potoczny.

Głównymi bohaterami w tym tomie są Hanka, Kiciuś, Jeremi i porwana kobieta. Prócz tej ostatniej wszyscy są już znani z poprzednich tomów, nie zabraknie tu też innych znanych postaci jak Gośka od Kiciusia, prokurator Smoczyca vel. Nina czy nawet Arek, syn Bugaja. Największą uwagę jednak zwracamy na Hankę, której osoby tyczą się też te rozdziały z przeszłości. Poznajemy dokładnie życie kobiety, jak wygląda teraz, jak wyglądało gdy była jeszcze nastolatką. Z kolei u Kiciusia coś chyba nie najlepiej dzieje się w związku, miałam wrażenie, że razem z Gosią przechodzą mały kryzys. Miłym akcentem było też pojawienie się Krzyśka Bugaja znanego z dwóch pierwszych tomów w historii Hanki z przeszłości.

Jak już wspomniałam historia skupia się na 3 liniach fabularnych. Pierwsza, porwanie jest ciekawa, zbudza zainteresowanie, ale zakończenie wydaje mi się trochę urwane. Może autorka doda coś jeszcze o tym w kolejnym tomie?
Sprawa Jeremiego z kolei mocno przyspiesza na końcu, jest dosyć tajemnicza z małym akcentem miłosnym. Historia Hanki z przeszłości głównie skupia się na jej osobie, ale też ma swój ukryty cel. Ciężko coś powiedzieć konkretniej o akcji bez zdradzania szczegółów. Powiem tylko, że to całkiem ciekawy, lekki kryminał.

Ogólnie jestem z lektury zadowolona, lubię historie gdzie jest wielu bohaterów oraz historia podzielona na czas przeszły i teraźniejszość. Po tomie trzecim, tym trochę słabszym, ale jak zgadłam w poprzedniej recenzji (klik!) uzasadnionym wcześniejszymi wydarzeniami, w tym tomie autorka znowu powróciła do dobrego poziomu. Mam nadzieję, że tom piąty szybko trafi w moje ręce, bo zakończenie „Cudzych grzechów” pozostawia czytelnika z dużym zawieszeniu.

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska!

listopada 27, 2019

"Opowiem ci o zbrodni 2" wydanie zbiorowe

"Opowiem ci o zbrodni 2" wydanie zbiorowe

Autor: wydanie zbiorowe
Tytuł: Opowiem ci o zbrodni 2
Data premiery: 18.09.2019
Wydawnictwo: Kompania Mediowa
Liczba stron: 328

Rok temu w październiku na ekrany telewizji trafił pierwszy sezon programu „Opowiem ci o zbrodni”, w którym 6 znanych polskich pisarzy kryminalnych przedstawiało i analizowało wybrane przez siebie polskie zbrodnie. Programowi temu towarzyszył zbiór opowiadań ze wstępem Michała Fajbusiewicza oraz audiobook, w którym każdy odcinek był czytany przez innego lektora. W ich rolę wcielili się znani aktorzy jak np. Borysz Szyc i Olga Bołądź. Całe te przedsięwzięcie zostało powtórzone i w tym roku. Tym razem polskich autorów był siedmiu – Chmielarz, Puzyńska, Brejdygant, Guzowska i Kuźmińscy to nazwiska, które znamy już w pierwszego sezonu, a do nich dołączyła jeszcze dwójka: Czornyj i Opiat – Bojarska, a z kolei Bonda w tym tomie nie wzięła udziału. Historie przedstawiane rok temu miałam okazję wysłuchać w formie audiobooka i tak mi się spodobały, że napisałam bardzo obszerną, szczegółową recenzję (klik!), która była drugą, jaka ukazała się na tym blogu. W tym roku w moje ręce trafiła książka drugiego tomu, z czego bardzo się cieszę.

Książkę, jak już wspomniałam otwiera wstęp Fajbusiewicza, w którym dziennikarz krótko opisuje o czym każdy z autorów będzie mówił. Później dostajemy 7 opowiadań – każde opatrzone jest kilkoma fotografiami, a poprzedzone krótką notką o autorze. 




Narracja każdego opowiadania jest inna od poprzedniego, ale każde z nich czyta się bardzo przyjemnie. „Przyjemnie” to może nie do końca dobre określenie, bo historie są mocne, wstrząsające i smutne – w końcu to wszystko wydarzyło się naprawdę.

Zbiór otwiera opowiadania Igora Brejdyganta, autora „Paradoksu”, „Szadzi”, „Rysy” i „Układów”. To historia Patryka, który zginął w morzu – nigdy do końca nie zostało wyjaśnione czy chłopak popełnił samobójstwo czy został zamordowany. Opowiadanie jest refleksyjne, smutne. Przedstawia nam sylwetkę Patryka, opowiada o zmaganiach prokuratora. Autor nie stwierdza jednoznacznie co stało się z chłopakiem, mówi o obydwu możliwościach żadnej nie wykluczając. Czy był to dobry zabieg? Nie wiem, ale mając w pamięci opowiadanie autora z pierwszego tomu, muszę przyznać, że te oceniam niestety niżej. Czegoś mi to zabrakło – może właśnie zdecydowania.

Drugie w kolei jest opowiadanie Wojciecha Chmielarza, autora cyklu o komisarzu Mortce, „Żmijowiska” oraz „Rany”. Chmielarz analizuje  oszustwo i morderstwo z roku 2005, którego ofiarą padła młoda kobieta. Zbrodnię popełnił niewiele starszy mężczyzna zastawiając na nią sieci w internecie. Tak jak w tomie pierwszym, tak i tutaj Chmielarz wpadł na bardzo oryginalny pomysł. Całą historię przedstawił w narracji w drugiej osobie czasu teraźniejszego – zwraca się bezpośrednio do mordercy. Opowiadanie jest mocne, pełne emocji, najlepsze z całego cyklu. Na mnie zrobiło takie wrażenie, że po jego przeczytaniu musiałam książkę na kilka godzin odłożyć.

Trzecią historię przedstawia Max Czornyj, autor serii o komisarzu Eryku Deryło, „Najszczęśliwszej”, „Innej” i „Rzeźnika”. To opowieść o 4 morderstwach z lat 90tych – ofiarami podły starsze panie, morderstwa miały podłoże seksualne. Autor przedstawia postać mordercy, zastanawia się jak doszło do tego, że stał się tym kim się stał. Ogólnie opowiadanie jest dobre, mam tylko małe zastrzeżenie do kilku zdań, w których autor, wydaje się, że na siłę chciał nadać historii bardziej uniwersalnego charakteru. Zastanawiam się czy to po prostu jego maniera, styl pisania, bo co prawda znam kilka książek autora, ale zawsze słuchałam ich w formie audiobooka, więc możliwe jest, że po prostu tego wcześniej nie wychwyciłam.

Kolejna historia należy do Guzowskiej, autorki „Roku Szczura”, „Raju”, „Ślepego archeologa” i jeszcze kilku innych kryminałów. Tutaj autorka opowiada o wydarzeniach z 2015 roku, kiedy to dwie dziewczyny zaplanowały morderstwo. Jednak z nich padła jego ofiarą, druga była sprawcą. To drugie bardzo niebanalnie, nieszablonowe opowiadanie z cyklu. Guzowska przedstawiła wydarzenie jako grę, porównując ją do gry ‘super mario’. To mocne, dające sporo do myślenia opowiadanie.

Małgorzata i Michał Kuźmińscy, autorzy kryminałów z mocnym podłożem antropologicznym (ostatnia ich książka to „Mara”), przedstawili głośną historię z 1999 roku, kiedy to dwóch młodych chłopaków zamordowało dwójkę swoich znajomych pod pozorem ofiary satanistycznej. I tak jak to u tych autorów bywa, skupili się najmocniej na osadzeniu motywu morderstwa na tle sytuacji społecznej. Jak dla mnie trochę za dużo było tu opisów nastrojów społecznych i sytuacji w kraju, ale podejrzewam, że to po prostu taki styl autorów, bo pamiętam, że pierwszym tomie z tym też miałam problem.

Przedostatnia historię opowiada Joanna Opiat-Bojarska, autorka serii kryminalnej „Kryształowi” oraz kilku innych tytułów. To historia morderstwa z 2000 roku, kiedy to młody mężczyzna z pomocą kuzyna porwał i zabił przyjaciółkę swojej dziewczyny. Autorka postawiła na klasyczny sposób opowieści, przeplatając opowieść z chwili morderstwa z tą z 2003 roku z procesu obydwu oskarżonych. To dobre opowiadanie, nie miałam do niego zastrzeżeń.

Całość zamyka historia Katarzyny Puzyńskiej, autorki serii o Lipowie oraz dwóch książek non-fiction o polskich policjantach. Puzyńska pisze o 3 morderstwach z 2006-2008 roku, pozornie niepowiązanych ze sobą zbrodni. Historia podzielona jest na lata i przedstawiona z punktu widzenia kilku osób. To dobre opowiadanie, w którym główną zaletą jest dobrze mi już znany styl autorki – duża waga położona jest na myśli, zachowania bohaterów, wszystko przedstawione jest po ludzku, normalnie, ale i przejmująco, z dużą dawką emocji.

Ogólnie „Opowiem ci o zbrodni 2” to dobry zbiór opowiadań. Rozpatrując jego warstwę literacką warto podkreślić, że każdy z autorów przedstawił historie po swojemu, zaopatrując je w swój własny, rozpoznawalny styl. Wiadomo, jedne opowiadania są lepsze, drugie trochę gorsze, ale ogólnie całość trzyma dobry poziom. Oczywiście, by móc książkę ocenić tak jak to teraz zrobiłam, musiałam zapomnieć o tym, że są to prawdziwe zbrodnie, to wszystko (albo przynajmniej większość) wydarzyła się naprawdę. Gdybym nie oddzieliła tego w ten sposób, nie mogłabym książki ocenić, bo każda z tych zbrodni jest na swój sposób brutalna i mroczna, zawiera wręcz niepojęte okrucieństwo. Książkę czyta się dobrze, ale cała czas w głowie ma się świadomość, że to są prawdziwe wydarzenia, przez co nie jest to lektura łatwa.

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kompania Mediowa!


listopada 25, 2019

"Miasteczko Anterrey. Znamię" Daniel Radziejewski

"Miasteczko Anterrey. Znamię" Daniel Radziejewski

Tytuł: Miasteczko Anterrey. Znamię
Data premiery: 21.08.2019
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 282

Daniel Rzadziejewski to polski autor, który na swoim koncie ma trzy wydane powieści. Debiutował około roku 2008 powieścią „Metodyk”, w której podejrzewam, że najmocniej korzystał z własnych doświadczeń – co prawda bohater książki ma wiele problemów natury osobistej i nie tylko, ale z autorem wiąże go zawód nauczyciela języka angielskiego. Cztery lata później ukazała się druga powieść pt. „Grzech ojca”, a w tym roku trzecia pt. „Miasteczko Anterrey. Znamię”, która jest połączeniem kryminału z literaturą grozy. Prywatnie autor lubi podróżować, pisać i oczywiście nauczać.  Ostatnia powieść autora to było moje pierwsze spotkanie z jego twórczością. Czy udane?

Akcja „Miasteczka Anterrey. Znamię” opiera się na historii zaginięć trzech osób – 2 tygodnie temu zaginął lubiany ksiądz, chwilę później młody 14letni chłopiec, teraz aptekarka Tatiana. Śledztwo prowadzi Richard Murray wraz z nowym partnerem Stevem Smithem. W tym samym czasie na obrzeżach miasteczka dochodzi do siebie po upadku z klifu znany pisarz grozy. Niestety szybko okazuje się że mężczyzna doznał amnezji, nic nie pamięta, a kobieta, która z nim mieszka zachowuje się podejrzanie oschle i tajemniczo... Czy pisarz wiedział coś, co pomogłoby rozwiązać zagadkę zaginięć? Co te dwie sprawy mają ze sobą wspólnego?

Kompozycyjnie książka podzielona jest na prolog, 17 rozdziałów oraz epilog. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, toczy się trójtorowo – narrator podąża za Richardem, Anthonym oraz Yakshitem, jest wszystkowiedzący, wie co w przyszłości spotka bohaterów.

W powieści najbardziej interesujące wydało mi się samo miasteczko. Leży w jakimś nieokreślonym miejscu na mapie, jest jakby miejscem przejściowym, coś jakby czyśćcem. Zawsze jest tam pochmurno, ludzie są ospali, ale jak już tam trafią, to zostają na stałe. Nikt nigdy nie wyjeżdża z Anterrey, nic złego też nigdy się tam nie dzieje. Aż do teraz, kiedy nieokreślone zło przekroczyło progi miasteczka i tylko Indianin Yakshit widzi to dokładnie.
„To miejsce na pograniczu wymiarów, gdzie moc z zaświatów przenika do naszego życia doczesnego. To miejsce, do którego wkraczają dusze, by zamknąć niedokończone sprawy z poprzedniego wcielenia. To miasto po drugiej stronie życia, ale jeszcze nie w objęciach śmierci.”
Ciekawy jest też temat, który porusza książka pod koniec – nie mogę o nim niestety napisać, bo mogłabym Was naprowadzić na zakończenie. Podkreślę tylko, że zaliczam go na plus.

Ogólnie książka balansuje na pograniczu gatunków – ma w sobie zarówno kryminał jak i elementy literatury grozy, jakieś paranormalne wątki. Autor miał ciekawy pomysł na zbrodnię, niestety z wykonaniem poszło już gorzej.

Teraz pora przejść do wątków, które raczej nie wzbudziły mojego entuzjazmu.
Zacznijmy od stylu pisarza. Coś z nim było nie tak, był chyba trochę nieskładny. Kompletnie nie umiałam się do niego przyzwyczaić, cały czas coś mi nie pasowało, coś nie grało, przez co nie umiałam za bardzo wczuć się w fabułę. Widać, że autor chciał książkę urozmaicić – w fabułę powplatał fragmenty książki Anthony’ego, czasami jakieś rymowane wierszyki. Niestety nie mogę tego zaliczyć na plus, bo nie było to wplecione umiejętnie – często raziły mnie w oczy przeskoki stylów, a wierszyki były raczej śmieszne – moim zdaniem całkowicie niepotrzebne.
Od razu wspomnę też o dialogach – są one dosyć sztuczne i  pełne wykrzykników. W rzeczywistości nikt tak przecież nie mówi. Szkoda, bo może wystarczyło zmienić lekko interpunkcję, a już odbiór mógłby być ciut inny.

Teraz trochę o bohaterach. Fabuła po części opiera się na postaci pisarza, który stracił pamięć. Podobno jest znany, mieszka na uboczu Anterrey w starej leśniczówce, utrzymuje się z pisania książek. Jednak jego zachowanie było dla mnie bardzo nieprawdopodobne już od samego początku powieści. Był za spokojny, za bardzo opanowany jak na człowieka, który budzi się i okazuje się, że nie pamięta niczego. Za mało naciskał na Barbarę, która podobno z nim mieszka, ale nic mu nie chce powiedzieć o nim i o przeszłości. Że nie wspomnę o tym, że co chwilę bez powodu płakał.
Równie dziwna postacią jest śledczy Murray. Kobietę, którą widział raz, już pokochał i nie wyobraża sobie bez niej życia, partnera, z którym rano zaczął pracować, już ochrania przed oskarżeniami i nie wierzy w jego winę. Trochę dziwne, prawda? Szczególnie, że narrator kreuje go na rozsądnego mężczyznę...
No i na końcu Yakshit, Indianin, który rozmawia z duchami, przepowiada przyszłość, widzi przeszłość. Poczynając od jego imienia, poprzez wierszyki, którymi czasami się wypowiada, po dziwne, fantastyczne zjawiska, dziejące się wokół niego. Nie wiem co miała na celu ta postać, może nadanie książce głębszego sensu? Jednak mnie nie przekonała.

Mam ogólnie jeszcze trochę uwag do fabuły, ale nie będę może tu wypisywać wszystkich potknięć autora... Po prostu nie była ona dobrze przemyślana, czasami nielogiczna i nieracjonalna, chwilami zamiast straszna – śmieszna.

Nie pomaga tu też niestety okładka książki – szkoda, że grafika, która jest z tyłu, nie jest z przodu. Jest ładna, może trochę oklepana, ale niesie jakiś przekaz, ma głębię. Ta z przodu jest według mnie po prostu brzydka. Gdyby środek był zadowalający, mogłabym na nią przymknąć oko – tak niestety tylko dokłada do negatywnego odbioru całości.



Ja naprawdę nie lubię krytykować powieści. Zawsze szukam pozytywów, czegoś co podniesie wartość lektury. Tu znalazłam dwa – ciekawy pomysł na miasteczko i na kryminalne śledztwo. I niestety to tyle. Nie przekonał mnie styl, nie przekonali bohaterowie, nie przekonał przebieg fabuły. Bardzo ciężko czytało mi się tę książkę i mimo że raczej staram się doczytywać książki do końca, to gdyby to nie był egzemplarz recenzencki, na pewno odłożyłabym ją niedokończoną. Szkoda, niestety bywa i tak.

Moja ocena: 3/10

Za egzemplarz książki dziękuję autorowi!

listopada 23, 2019

Piernik staropolski i pierniczki alpejskie

Piernik staropolski i pierniczki alpejskie

Od kilku lat na Święta zawsze ten piernik ma swoje miejsce w moim menu – to zdecydowanie najsmaczniejszy piernik jaki w życiu jadłam! Jego wykonanie jest ekspresowe, jedyne czego ten piernik potrzebuje dużo to czas. To piernik staropolski, dojrzewający, który najlepiej zagnieść już w połowie listopada, choć nic się nie stanie jeśli zrobi się to też pod koniec miesiąca Oczywiście im dłużej poleży tym będzie smaczniejszy, więc nadchodzący tydzień to już tak naprawdę ostatni moment, by się za niego zabrać.

Z tego przepisu otrzymuję dwa podłużne pierniki przełożone powidłami i oblane czekoladą o wymiarach 27x12cm każdy oraz sporą ilość pierniczków alpejskich (nadziewanych marmoladą serduszek pokrytych czekoladą) – idealne, by obdarować nimi najbliższych!

Składniki na ciasto:
  • 500g jasnego miodu
  • 250g masła
  • 1 1/2 szklanki cukru
  • 1kg mąki tortowej
  • 3 jajka
  • 3 łyżeczki sody
  • 125ml mleka
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 80g przyprawy korzennej do piernika (u mnie prymat 4xopakowanie 20g)


Przygotowanie:
W garnuszku podgrzewany miód, masło i cukier, doprowadzamy do wrzenia, gotujemy tak długo by cukier się rozpuścił (ok. 10min). Garnuszek odstawiamy na około godzinę, by trochę przestygł.
Po tym czasie do miski wsypujemy mąkę, sól, przyprawę korzenną, sodę rozpuszczamy w mleku i dolewamy do miski. Wbijamy 3 jajka i wlewamy naszą miodowo-maślaną masę. Całość zagniatamy (najwygodniej po prostu dłońmi) tak by składniki dobrze się połączyły. Całość przekładamy do emaliowanego garnka (ew. szklane naczynie), przykrywamy lnianą ściereczką (ja jeszcze dodatkowo zabezpieczam ją gumką) i wkładamy do lodówki na 6-4 tygodnie.



Składniki do piernika:
  • ok. 900g ulubionych powideł ( u mnie 3 słoiki po 290g powideł śliwkowych)
  • 3 gorzkie czekolady (każda po 100g)
  • 3 łyżki masła
  • orzechy włoskie posiekane do posypania (ok. 50g)

Składniki na pierniczki alpejskie:
  • opakowanie ulubionej twardej marmolady (u mnie wieloowocowa z truskawką)
  • 7 gorzkich czekolad (po 100g każda)
  • 7 łyżek oleju roślinnego


Na około tydzień przed świętami ciasto wyciągamy z lodówki i dzielimy na dwie części. Z pierwszej przygotowujemy piernik:

Ciasto (tą jedną połówkę) dzieli na 3 części. Każdą z nich rozwałkowujemy na blachę o wymiarach 24x27cm wyłożoną papierem do pieczenia. Ja najczęściej rozwałkowuję ciasto mniej więcej na wymaganą wielkość, resztę poprawiam już ręką. Piec nagrzewamy do 170 stopni C z termoobiegiem, każdy placek pieczemy ok. 10 minut. Placki zostawiamy do przestygnięcia.
Na drugi dzień piernik przekładamy. Potrzebujemy do tego ok. 900g ulubionych powideł. Powidła podgrzewamy w garnuszku, dzielimy na 2 części i przekładamy nimi blaty piernika. Całość zostawiamy w formie, na piernik rozciągamy papier do pieczenia i obciążamy górę np. drewnianą deską, bo całość ładnie się skleiła i skruszała.
Na dzień - dwa przed świętami piernik kroimy na pół wzdłuż dłuższego boku, tak by powstały z niego dwa pierniki o wymiarach 12x27. Czekoladę rozpuszczamy w mikrofalówce, dodajemy około 1 łyżkę masła na 100g czekolady, mieszamy. Taką masą smarujemy piernik górę i boki, z góry posypujemy posiekanymi orzechami włoskimi. Odkładamy w chłodne miejsce do zastygnięcia. Teraz piernik jest gotowy do spożycia :)
Przechowywać w szczelnie zamkniętym pojemniku, do około miesiąca.

Pierniczki alpejskie
Drugą część ciasta na piernik rozwałkowujemy na około 2-3mm grubości, wycinamy foremką kółka. Na jedno z dwóch kółek kładziemy ok. 0,5 łyżeczki twardej ulubionej marmolady, przykrywamy drugim kółkiem. Wykrawamy z kółek serduszką foremką, układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Pamiętajmy by zachować odstęp, serduszka ładnie rosną. Wkładamy do pieca nagrzanego do 170 stopni C na ok. 8 minut. Z tej ilości ciasta powinno wyjść ok. 4-5 pełnych blach.
Upieczone serduszka zostawiamy do wystygnięcia.
Czekoladę rozpuszczamy w mikrofalówce, na każde 100g dodajemy jedną dużą łyżkę oleju roślinnego. Najlepiej zrobić to w niedużej misce, takiej jak na płatki. W tej masie zanurzamy każde serduszko, ja robię to przy użyciu dwóch deserowych widelczyków. Odkładamy na papier do pieczenia do zastygnięcia.
Pierniki przechowujemy w chłodnym pomieszczeniu, w zamkniętym pojemniku do około miesiąca.

Smacznego i Wesołych Świąt!



Źródło przepisu: mojewypieki.com


listopada 22, 2019

"Noc, kiedy umarła" Jenny Blackhurst

"Noc, kiedy umarła" Jenny Blackhurst

Autor: Jenny Blackhurst
Tytuł: Noc, kiedy umarła
Tłumaczenie: Anna Dobrzańska
Data premiery: 18.09.2019
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 416

Jenny Backhurst debiutowała w 2014 roku thrillerem psychologicznym pt. „Tak cię straciłam” i od razu została bardzo dobrze przyjęta przez czytelników. Na polskim rynku do teraz ukazały się już 4 jej powieści, na angielskim jedna więcej. „Noc, kiedy umarła” to jej przedostatnia powieść, w 2019 roku w maju w Anglii ukazała się ciągle jeszcze nieprzetłumaczona na polski książka „Ktoś kłamie” (ang. „Someone is lying”).
Jeśli chodzi o życie prywatne autorki, to pisarka toczy spokojne życie u boku męża i dzieci w jednym z angielskich hrabstw. Studiowała psychologię, fascynują ją ludzkie zachowania i motywacje. Pracuje w straży pożarnej, zajmuje się sprawami biurowymi.

„Noc, kiedy umarła” zaczyna się mocną sceną. Evelyn rzuca się z klifu w dniu swojego wesela. Nikt nie wie dlaczego to zrobiła, mąż Richard jest zrozpaczony. Policja podejrzewa samobójstwo, ma dwóch świadków, którzy widzieli, że kobieta była na klifie sama. Ale czy na pewno? Richard niedługo dowiaduje się, że na moment przed skokiem, jego znajomi widzieli jak Evie z kimś się kłóciła... Jej najbliższa przyjaciółka Rebecca mówi, że nie wie, dlaczego Evie podjęła taką decyzję, ale kobieta ewidentnie coś ukrywa... Czy zna motywy samobójczyni? I czy w ogóle Evie umarła, skoro nikt nie potrafi znaleźć jej ciała?

Książka od strony kompozycji wygląda dokładnie tak jak lubię – prolog, 100 krótkich rozdziałów i epilog. Dodatkowo narracja podzielona jest na kilka osób (głównie Rebeccę i Evelyn), a akcja toczy się w kilku planach czasowych. Narrator uzasadnienia wydarzeń szuka w przeszłości, więc czytelnik może poznać całą historię życia głównej bohaterki. Narracja prowadzona jest przez Rebeccę w pierwszej osobie czasu teraźniejszego, pozostali bohaterowie wypowiadają się w narracji trzecioosobowej czasu przeszłego. Książkę czyta się szybko i lekko, chociaż trzeba się wbić w styl – osobiście miałam czasami wrażenie, że coś jest nie tak ze składnią zdania, niektóre musiałam czytać po kilka razy, by zrozumieć o co chodzi. Na szczęście nie było to na tyle częste, by zaważyło na moim odbiorze lektury.

Historię poznajemy z dwóch stron – oczami Evie i oczami Rebecci. Evie to bogata dziedziczka, córka francuskiego biznesmena, która w wieku kilku lat razem z rodzicami przeprowadziła się do Anglii. Od malutkości przyzwyczajona jest do bogatego, wystawnego życia. Jest piękna - blondynka o zielonych oczach, ze słodkimi piegami i nogami do nieba. To kobieta, która zawsze przyciąga wzrok, uwaga towarzystwa zawsze skupiona jest na jej osobie. Wydaje się być przebojowa, ale też rozpieszczona i mocno egoistyczna.

Rebecca z kolei to całkowite przeciwieństwo Evie. Z ubogiej, wielodzietnej rodziny, całe życie czuje się jak szara myszka. Gdy na studiach poznaje Evie jej cały świat podporządkowuje się pod przyjaciółkę, chwilami aż zakrawa to na obsesję. Becca jest w stanie zrobić dla Evie wszystko.

Dużą rolę w fabule pełni też dwóch mężczyzn – Richard, aktualny mąż Evie, oraz James, pierwsza miłość dziewczyny, chłopak, który w dużej mierze ukształtował to, kim Evie jest teraz. Ich miłość zakrawa trochę na historię Romea i Julii.

Ogólnie postacie są ciekawe, na pewno podobało mi się to, że wraz z biegiem lektury odkrywamy kolejne karty z przeszłości dwóch bohaterek, szukamy powodów przez które doszło do tego nieszczęścia. Autorka sprytnie manipuluje czytelnikiem, odkrywa tylko to, co chce w danym momencie powiedzieć, przez co przez większą część książki wydaje nam się, że coś wiemy, ale co chwilę w tę wiedzę wątpimy. Intryga jest składna i dobrze poprowadzona, w sumie prócz tej wspominanej okazyjnej nieszczęsnej składni nie mam do książka żadnych zarzutów. Liczyłam na lekki, relaksujący thriller z kategorii domestic noir i właśnie to dostałam. To dobra książka na 2-3 wieczory.

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Albatros!

listopada 21, 2019

"Ktoś, kogo znamy" Shari Lapena - zapowiedź

"Ktoś, kogo znamy" Shari Lapena - zapowiedź

Pierwsza zapowiedź na rok 2020! 29 stycznia nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka ukaże się czwarta powieść Shari Lapena, kanadyjskiej pisarki, autorki "Nieznajomej w domu", "Pary zza ściany" i "Niechcianego gościa"! Jej książki zalicza się do thrillerów psychologicznych z kategorii domestic noir, czyli moich ulubionych! Od dawna chciałam sięgnąć po książki autorki, więc pod koniec styczna w końcu będę miała do tego świetną okazję!

"Bardzo trudno jest mi napisać ten list. Mam nadzieję, że zanadto nas nie znienawidzicie… Ostatnio, kiedy nie było państwa na miejscu, mój syn włamał się do waszego domu…"  Na cichym, pełnym zieleni przedmieściu w stanie Nowy Jork nastolatek zakrada się do domów - i także do komputerów właścicieli - poznając ich sekrety, a być może także dzieląc się niektórymi z nich.Kim on jest i co mógł odkryć? Po otrzymaniu dwóch anonimowych listów szepty zaczynają krążyć, a podejrzenia narastają. A kiedy kobieta na ulicy zostaje zamordowana, napięcie osiąga punkt krytyczny. Kto ją zabił? Kto wie więcej niż mówią? I jak daleko posuną się ci wszyscy bardzo mili ludzie, by chronić swoje tajemnice?W tej okolicy nie tylko mężowie i żony prowadzą gry. Tutaj każdy w rodzinie ma coś do ukrycia. . .Nigdy tak naprawdę nie wiesz, do czego ludzie są zdolni. (opis pochodzi od kanadyjskiego wydawcy) 

Brzmi dobrze, prawda? Bardzo lubię tego typu thrillery, a wcześniejszych książkach autorki czytałam same pochlebne opinie, więc myślę, że po tej też możemy spodziewać się lektury godnej uwagi. Ja czekam na nią z niecierpliwością! A Wy?


Autor: Shari Lapena
Tytuł: Ktoś, kogo znamy
Tłumaczenie:
Data premiery: 29.01.2020
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron:

listopada 21, 2019

"Cicha noc. Świąteczne opowiadania kryminalne" wydanie zbiorowe - zapowiedź

"Cicha noc. Świąteczne opowiadania kryminalne" wydanie zbiorowe - zapowiedź

Zastanawialiście się co będziecie czytać w święta? Fani powieści obyczajowych mają w czym wybierać, jednak co z tymi, którzy wolą bardziej krwawe lektury? Zysk i S-ka o nas pomyślał! W tamtym roku Wydawnictwo pod koniec listopada proponowało brytyjską klasykę w postaci "Morderstwa na święta" Francisa Duncana, w tym, 26 listopada swoją premierę będzie miał zbiór świątecznych opowiadań kryminalnych z klasyki gatunku zebrane w całość przez Martina Edwardsa. Wydawnictwo obiecuje 15 autorów, niepowtarzalny klimat, misternie skonstruowane zagadki i niespodziewane rozwiązania! Ja już nie mogę się doczekać!

Boże Narodzenie to tajemnicza i magiczna pora roku. Dziwne rzeczy mogą się wtedy wydarzyć, i to pomaga wyjaśnić uświęconą tradycję opowiadania o duchach przy kominku, gdy rok zbliża się ku końcowi. Świąteczne opowieści o zbrodniach i ich wykrywaniu mają podobny urok. Kiedy telewizja staje się nużąca, gry towarzyskie się sprzykrzyły, perspektywa zawinięcia się w ciepłym miejscu z dobrą tajemnicą jest kusząca i znacznie lepsza dla trawienia niż kolejna porcja śliwkowego puddingu. Autorzy kryminałów, podobnie jak czytelnicy, są tak samo podatni na niezliczone atrakcje Świąt Bożego Narodzenia. Na przestrzeni lat, wybitni praktycy tego gatunku obdarowali jedną lub większą liczbę swoich opowieści scenerią świąteczną. Najbardziej godne zapamiętania gwiazdkowe opowiadania suspensu łączą w sobie żywiołową fabułę z przywołaniem nastrojowego okresu świątecznego. Otrzymanie takiej mieszanki jest znacznie trudniejsze, niż to się wydaje. Książka ta przedstawia czytelnikom niektóre najlepsze świąteczne kryminały z przeszłości. Wybór jakiego dokonał Martin Edwards łączy świąteczne dzieła ukochanych autorów z jedną lub dwiema historiami, które mogą być nieznane nawet dla zagorzałych fanów literackiego suspensu. W rezultacie otrzymujemy zbiór kryminalnych opowiadań, do delektowania się, niezależnie od pory roku.

Myślę, że w święta, kiedy liczy się klimat i spokój, angielskie klasyczne kryminały są strzałem w dziesiątkę. Nie jest krwawo i brutalnie, liczy się nastrój, obserwacja i dedukcja. Myślę, że ta pozycja będzie rewelacyjną lekturą na święta. A kto wie, może uda mi się nadgonić też zaległość z tamtego roku, wspomniane jest "Morderstwo na święta"... 


Autor: wydanie zbiorowe zebrane przez Martina Edwardsa
Tytuł: Cicha noc. Świąteczne opowiadania kryminalne
Tłumaczenie:
Data premiery: 26.11.2019
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron:



listopada 20, 2019

"Niezbity dowód" Peter James

"Niezbity dowód" Peter James

Autor: Peter James
Tytuł: Niezbity dowód
Tłumaczenie: Izabela Matuszewska
Data premiery: 18.09.2019
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 608

Peter James to jeden z najgłośniejszych brytyjskich pisarzy z gatunku kryminał i thriller. Autor debiutował w latach 80. XX wieku, jego książki w większości trafiają na listy bestsellerów, tłumaczone są na 37 języków. James to zdecydowanie poważne i szanowane nazwisko, autor był częstym obserwatorem pracy brytyjskiej policji, brał udział w oględzinach zwłok i miejsca zbrodni, przesłuchiwaniu świadków i podejrzanych. To pisarz, który dobrze wie o czym pisze, uznany został przez fanów za Najlepszego Autora Kryminałów Wszech Czasów. Jakby tego było mało James jest również zaangażowany w branżę filmową, pełnił rolę producenta oraz scenarzysty. Z jego całego dorobku najbardziej znany jest cykl z detektywem Royem Grace, który liczy już dobre kilkanaście tomów. Po takim wstępie aż wstyd się przyznać, że „Niezbity dowód” to moja pierwsza styczność z prozą autora, choć od wielu lat miałam już te nazwisko na swojej czytelniczej liście.

Historia „Niezbitego dowodu” toczy się wokół postaci dziennikarza śledczego Rossa Huntera. Pewnego dnia, gdy mężczyzna pogrążony jest w pracy nad jednym ze swoich artykułów, dzwoni telefon, numer nieznany. Ross, nauczony że w każdym źródle należy szukać tematu, odbiera. Dzwoni Harry Cook, emerytowany doktor historii sztuki, który twierdzi, że jest w posiadaniu dowodu na istnienie Boga. Może nie tyle jest, co dostał od Boga wskazówki jak go znaleźć. Ross podchodzi do tematu sceptycznie, jednak decyduje się po namowie na spotkanie z mężczyzną. Cook przywozi ze sobą obszerny manuskrypt i zdradza, iż jest w posiadaniu trzech lokalizacji, w których razem mają znaleźć wspomniany dowód. Ross ciągle się waha, z jednej strony staruszek go intryguje, z drugiej nie za bardzo daje wiarę jego słowom. Postanawia zbadać temat bliżej, a gdy znajduje doktora Cooka zamordowanego w jego własnym domu, torturowanego na wzór ukrzyżowania postanawia rozwikłać zagadkę pierwszej lokalizacji i dopiero później zdecydować co dalej... Ross na początku nie zdaje sobie sprawy, jak wielu ludziom jego poczynania mogą zajść za skórę i jak wielką burzę może wywołać... Czy faktycznie Cook miał rację i istnieje ostateczny dowód, który potwierdzi istnienie Boga? Czy Ross gotowy jest poświęcić wszystko, by go znaleźć?

Książka, mimo pokaźnej grubości i niewielkiego druku od strony kompozycji wygląda bardzo przyjaźnie – podzielona jest na 146 króciutkich rozdziałów oznaczonych dniem tygodnia i miesiąca, czasami (gdy jest to niezbędne) też roku. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, głównie podąża za Rossem, ale nie tylko – jest jeszcze kilku bohaterów, których obserwuje narrator, a którzy grają po przeciwnej stronie niż dziennikarz. Książkę czytało mi się przyjemnie, styl i język są przyjazne czytelnikowi.

Zanim przejdę do bardziej szczegółowej analizy książki, to muszę podkreślić, że jej fabuła ma swoje korzenie w prawdziwych doświadczeniach autora. W 1989 roku do Petera Jamesa zadzwonił człowiek twierdzący, że ma dowód na istnienie Boga. Od tego czasu rozpoczęła się wędrówka autora - 28 lat poszukiwania czegoś, co można by określić mianem dowodu i rozważań na temat następstw takiego odkrycia. Ostatnie 4 lata autor razem z żoną spędził bardzo aktywnie, razem przeprowadzili wiele rozmów z ludźmi wiary, ale i ateistami zastanawiając się, czego by trzeba, by niepodważalnie potwierdzić istnienie Boga. To książka ważna i trudna dla samego autora, odbiegająca od jego pozostałych powieści, książka, która jest dużą częścią jego życia.

„Niezbity dowód” można określić jako thriller religijny. Znajdziemy tu sporo akcji, dużo się dzieje, są pościgi, morderstwa, strzelaniny. Od około 150 strony zaczyna się dziać i dzieje się do samego końca, a tym samym książka mocno wciąga. Jest wiele zwrotów akcji, niespodziewanych wydarzeń, dużo napięcia. Ale jest też czas na rozważania, na zastanowienie się nad jednym z najważniejszych tematów, które zaprzątają dzieje ludzkości. W końcu religia, w takiej czy innej formie, istnieje od zarania dziejów. Autor ukazuje jak wiele jest podziałów, jak wiele ludzi wyzyskuje coś, co miało służyć dobru. To temat, który od lat powoduje wiele niezgodności, sporów i walk.
„Kiedy człowiek babra się w religii, to nigdy nie wiadomo, jakich świrów i fanatyków ściągnie sobie na głowę.”
Ogólnie podobało mi się, że autor podkreślał, że nieważne jest wyznanie, ważny jest Bóg, który jest jeden, tyle że w każdej religii przybiera inną formę. Zastanawia mnie tylko przedstawienie religii anglikańskiej i religii chrześcijańskiej. Ta pierwsza pod postacią biskupa, z którym rozmawia bohater jest przedstawiona bardzo pozytywnie, bardzo życiowo i ogólnie przyjemnie – fajnie by było gdyby każdy ksiądz z takim spokojem podchodził do każdej ze spraw i wierzących. Religia chrześcijańska z kolei przedstawiona jest jednoznacznie źle, jako ta, dla której liczą się tylko pieniądze i władza. Trochę te przedstawienie wydaje mi się niesprawiedliwe, niepotrzebnie zgeneralizowane. To mój pierwszy zarzut do książki, coś co mocno rzuciło mi się w oczy.

W książce często poruszany jest temat wiedza a wiara. Czy jeśli coś zostaje poparte naukowo dowodami to czy dalej można w ogóle mówić o wierze? Religia, wiara, powinna się przecież opierać na czymś co nie jest udowodnione, więc gdyby istniał ostateczny dowód na istnienie Boga to czy można by dalej mówić o religii? To fascynujące zagadnienie, o którym można by wiele rozprawiać, a autor temat dobrze w powieści zarysowuje.

Na koniec trochę o bohaterach. Tak jak pisałam, jest dziennikarz śledczy Ross, który pełni w książce kluczową rolę. Po przeciwnej stronie stoją dyrektorzy największej firmy farmaceutycznej oraz przedstawiciele religii chrześcijańskiej. Mamy płatnego zabójcę, zakonnika i prawnika. Każda z tych męskich postaci jest ciekawa, i mimo że stoi po jednej lub drugiej stronie jest logiczna i pełnowymiarowa. Nie tyczy się to jednak postaci kobiecych. Mamy tu żonę Rossa i dziennikarkę radiową. Obydwie kobiety zachowują się dziwnie, obydwie mocno mnie irytowały. Zastanawiam się czy był to celowy zabieg autora i co miało na celu takie przedstawienie dwóch jedynym reprezentantek płci przeciwnej. To jest mój drugi minus.

Ogólnie jednak „Niezbity dowód” to ciekawa lektura. Bałam się tej objętości i małego druku, ale przeczytałam ją zaskakująco szybko. Fabuła jest dynamiczna, bohaterowie ciekawi, temat frapujący i bogato przedstawiony. Jestem ciekawa innych książek autora, na pewno w przyszłości sprawdzę jak James odnajduje się w kryminałach – to w końcu kryminały brytyjskie, jedne z moich ulubionych!

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Albatros!

listopada 18, 2019

"Białe kłamstwa" Piotr Borlik

"Białe kłamstwa" Piotr Borlik

Autor: Piotr Borlik
Tytuł: Białe kłamstwa
Cykl: Agata Stec i Artur Kamiński, tom 3
Data premiery: 03.09.2019
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 448

„Białe kłamstwa” to ostatni tom trylogii o rodzeństwie komisarz Agacie Stec i psychologu Arturze Kamińskim. Autor Piotr Borlik debiutował kilka lat temu opowiadaniami, dwa lata temu ukazała się jego pierwsza powieść z gatunku horroru, a teraz w jednym z wywiadów przyznał, że szykuje już kolejny kryminał oraz marzy mu się napisanie powieści obyczajowej. Z tego co można wywnioskować w posłowiu „Białych kłamstw” myślę, że możliwe jest, że doczekamy się jeszcze kiedyś dalszych przygód Agaty. Więcej o autorze oraz o dwóch poprzednich książkach cyklu znajdziecie tutaj à Boska proporcja – klik!, Materiał ludzki – klik!

W „Białych kłamstwach” Agata zostaje oskarżona o morderstwo zamykające tom drugi. Jej zatrzymanie jest kompletnie bezpodstawne – w chwili zabójstwa Agata była ciągle na Kaszubach. Nie przeszkadza to jednak Olkowskiemu i prokuratorowi, by ją aresztować. Na ratunek rusza oczywiście Artur, który wpłaca wysoką kaucję i załatwia adwokata, mimo że siostra nie chce już mieć z bratem nic wspólnego. Zaczyna szukać dowodów, sposobu na udowodnienie jego winy, a Artur w tym czasie wprowadza w życie swój ostateczny plan... Czy uda mu się go doprowadzić do końca? Czy Agata wybierze sprawiedliwość czy jednak zwyciężą więzy rodzinne?

Książka od strony kompozycji wygląda bardzo podobnie jak poprzednie – liczy podobną ilość stron, ma 25 rozdziałów. Zamiast epilogu (jak we wcześniejszych tomach) mamy krótką notkę od autora, a całość otwiera prolog, co też jest odstępstwem do normy. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, podąża za Agatą, Arturem oraz trzecią nową postacią – psycholog Hanną Wierzbicką. Książka pisana jest lekkim stylem, czyta się szybko i przyjemnie.

Tak jak w poprzednim tomie, tak i tutaj akcja płynie znowu innym tempem. Tym razie śledztwo w sprawie morderstwa nie odgrywa tak dużej roli – największy nacisk położony jest na grę pomiędzy rodzeństwem oraz odkrywanie ich przeszłości. To najbardziej osobisty tom względem postaci, gdzie mimo że postać Artura ciągle trzyma czytelnika w niepewności, to czytelnik dowiaduje się najwięcej o motywacjach, charakterze i wcześniejszym życiu rodzeństwa.

Agata w tym tomie wykazuje się sprytem i mądrością. Nie jest już nieporadną dziewczyną z tomu pierwszego, która pocieszenia i wybawienia szuka u starszego brata. Teraz jest zdeterminowana, by za wszelką cenę dociec do prawdy o nim, wymierzyć sprawiedliwość za to, co według niej zrobił. Policjantka w „Białych kłamstwach” pokazuje też, że nie jest już aż tak dużym przeciwieństwem Artura, jak wcześniej się wydawało – kilka postaci z tego tomu dostrzega w ich zachowaniach podobieństwo, które jednak wykorzystują do całkiem innych celów.

W „Białych kłamstwach” Artur powraca do łask autora – obserwujemy go w podobnej ilości co Agatę i tak samo jak w tomie pierwszym kompletnie nie wiemy do czego bohater dąży. Nie znamy jego celu, motywacji, wiemy tylko, że realizuje jakieś plan i sprawnie wszystkimi dookoła manipuluje. To naprawdę ciekawa i intrygująca postać całej serii.

Jako że temu tom skupia się na sprawach osobistych bohaterów, to poznajemy też dokładniej ich otoczenie. Widzimy zmianę w Olkowskim, który w pierwszym tomie był ‘pomocnikiem’ Agaty, dużą rolę w śledztwie odgrywa też ich przełożony Lubomirski oraz wspomniana już nowa postać Hanna Wierzbicka, mentorka Artura. Swoją rolę do odegrania ma też Dorota, którą poznaliśmy w tomie drugim.

Ogólnie akcja powieści jest przemyślana i ciekawie poprowadzona, bohaterowie (szczególnie Artur) intrygujący. Podobało mi się to, że do samego końca czytelnik nie wie o co chodzi w planie Artura i czego dowiemy się o przeszłości bohaterów. Ten tom oceniam podobnie jak tom pierwszy, a jeśli chodzi o całość (bo w końcu tak tą trylogię należy traktować), to uważam, że jest to bardzo interesujące wkroczenie autora na polską scenę kryminalną. Borlik pokazał, że jest w stanie stworzyć przemyślane i wciągające fabuły z rzetelnie uzasadnionym zakończeniem, a postaciom nadać ciekawe, intrygujące cechy. Wie też jak wodzić czytelnika za nos, do końca nie ujawniając motywów działań bohaterów. Jestem jak najbardziej na tak i mam nadzieję, że niedługo usłyszymy o kolejnej książce autora.



Moja ocena: 7,5/10

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka!


listopada 14, 2019

"Materiał ludzki" Piotr Borlik

"Materiał ludzki" Piotr Borlik

Autor: Piotr Borlik
Tytuł: Materiał ludzki
Cykl: Agata Stec i Artur Kamiński, tom 2
Data premiery: 04.06.2019
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 448

Nazwisko Borlika w tym roku głośno zaznaczyło się na polskim rynku powieści kryminalnych, a wszystko to za sprawą jego trylogii o komisarz Agacie Stec i psychologu Arturze Kamińskim. Całość ukazała się w przeciągu pół roku, a każda z kolejnych części zbierała coraz bardziej entuzjastyczne opinie. Ja, dzięki uprzejmości Wydawnictwa Prószyński i S-ka mogłam zasiąść do lektury mając pod ręką już całą trylogię, z czego jestem bardzo rada. O pierwszej części w moim odczuciu mogliście przeczytać kilka dni temu tutaj (klik!), a dzisiaj trochę więcej o części drugiej. Czy była równie dobra jak pierwsza?

„Materiał ludzki” zaczyna się mocno. Agata została porwana przez jakiegoś obcego jej mężczyznę i wywieziona na Kaszuby. Po drodze na szczęście policjantka się ocknęła, oswobodziła z więzów i po zatrzymaniu zaatakowała porywacza. Zdziwiona, że mężczyzna wywiózł ją daleko w pole, rusza przed siebie szukając zasięgu w telefonie, gdy wyczuwa nagle straszny odór. Kierując się węchem dociera do dwóch ciał zawieszonych na palach, ciał z którym wyrastają pnącza kwiatów... Jakby tego było mało nagle jedno z ciał się odzywa! Agata szybko wzywa pomoc, a po odsunięciu od sprawy, samodzielnie postanawia odkryć o co w tym wszystkich chodzi... Tymczasem Artur przyjmuje na swoją ‘terapię’ Dorotę, dziewczynę z pala....

Od strony kompozycji książka wygląda bardzo podobnie co tom pierwszy – składa się z 30 krótkich rozdziałów oraz epilogu. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, podąża za Agatą, Arturem i nową postacią – Pawłem Wilkiem. Książkę czyta się szybko i bez wysiłku, chociaż szybkość akcji znacząco różni się od części pierwszej.
Wydanie, tak jak przy tomie wcześniejszym, zachwyca, jest porządne i oryginalne.

Trylogia Borlika należy do tych trylogii, w których nie zaleca się traktowanie każdej z części jako osobnej całości. Owszem – mówią o osobnych zbrodniach, jednak spora część fabuły opiera się na grze prowadzonej pomiędzy Agatą a Arturem i jego pacjentami, która na wyrywki będzie po prostu niezrozumiała.

W tym tomie, jak wspomniałam, mamy trochę inne rozłożenie akcji. Agata wyjeżdża do Czarnowa, małej wsi, w której odkryła zbrodnię i zostaje tam praktycznie przez cały tom. Co za tym idzie nie dostajemy tutaj tych świetnych scen z tomu pierwszego, kolacji, na które co tydzień umawiało się rodzeństwo i podczas których prowadziło zacięte dyskusje. Ogólnie Artura, w porównaniu do „Boskiej proporcji”, jest tu dużo mniej, schodzi na plan drugi, co trochę mnie rozczarowało, bo to właśnie Artur jest tą intrygującą postacią. Tak samo nie dochodzi tutaj do dalszych zbrodni, przez co akcja nie zaskakuje aż tak jak w  tomie pierwszym. Zamiast tego Agata prowadzi śledztwo na wsi, gdzie wszyscy się znają i każdy o każdym plotkuje. Lubię takie klimaty, więc obniżenie tempa nie umniejszyło mojej przyjemności z lektury.

W tym tomie główna fabuła opiera się na Agacie i dzięki temu możemy poznać ją trochę bliżej. Tutaj już spokojnie bez wątpliwości mogę powiedzieć, że polubiłam bohaterkę. Mimo swojego porywistego charakteru i kompletnego nieradzenia sobie z życiem prywatnym, Agata pokazuje się tu jako osoba sprawiedliwa, czuła na krzywdy innych. Na pewno też na plus trzeba zapisać fakt, że w końcu kobieta przestaje ufać bratu, odcina się od niego i zaczyna dostrzegać, że Artur coś kombinuje.

Artur tutaj z kolei już nie jest tak mocną postacią. Zaczyna w siebie wątpić, nie jest pewny czy wszystko idzie zgodnie z planem i już nie sprawuje nad pozostałymi postaciami tak miażdżącej kontroli jak w tomie pierwszym. Trochę mnie to rozczarowało, ale wierzę, że było to potrzebne, by zaskoczyć czytelnika w tomie trzecim.

W „Materiale ludzkim” nie mamy też tak silnego, wyrazistego psychopatycznego mordercy. Tutaj napastnik jest schowany, nikt nie wie kim on jest, a on sam wysługuje się innymi. Nową najczęściej pojawiającą się postacią jest Paweł Wilk, aspirant sztabowy, który szefuje posterunkiem policji w Czarnowie. Od początku czytelnik wie, że Paweł jest w coś zamieszany, narrator cały czas czytelnikowi sugeruje dwulicowość bohatera. Paweł ewidentnie nie chce dopuścić, by Agata coś odkryła, bo jak twierdzi, może to pogrążyć całe ich miasteczko.

Ogólnie książka jest ciekawa, czyta się ją przyjemnie, chociaż muszę przyznać, że liczyłam na jeszcze lepszą lekturę od pierwszej części, a wydaje mi się, że ten tom był minimalnie słabszy. Nie znaczy to, że zły, bo to faktycznie dobry kryminał, po prostu tom pierwszy zapowiadał natężenie akcji, a ten trochę ją ostudził. Zobaczymy co autor przygotował dla nas w tomie trzecim – mam nadzieję, że drugi to takie wyciszenie akcji przed wielkim wybuchem.



Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka!



listopada 13, 2019

"Szczygieł" Donna Tartt - nowe wydanie

"Szczygieł" Donna Tartt - nowe wydanie

Autor: Donna Tartt
Tytuł: Szczygieł
Tłumaczenie: Jerzy Kozłowski
Data premiery: 13.11.2019, wydanie III
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 848

„Szczygieł” to książka, którą czytałam trzy lata temu i która zachwyciła mnie tak mocno, że mimo jej wielkich rozmiarów, nosiłam ją ze sobą wszędzie, by w każdej wolnej, nawet najmniejszej chwili choć trochę poczytać. Już na wstępie muszę powiedzieć – nie bójcie się tej objętości, książka urzeka, wciąga tak, że nawet nie zauważa się upływu stron...

Kim jest autorka? O Donnie Tartt mówi się czasami jako o nowym Dickensie. To amerykańska pisarka, która debiutowała w 1992 roku powieścią „Tajemna historia”, w której łączy kulturę starożytną z wątkiem kryminalnym. Do czasów aktualnych autorka wydała jeszcze tylko dwie powieści „Mały przyjaciel” (2003 ) i omawiany „Szczygieł” (2015). Ta ostatnia została obsypana wieloma nagrodami, jednak najważniejsza z nich to Nagroda Pulitzera 2014.
W związku ze zbliżającą się premierą ekranizacji tej powieści, dzisiaj 13 listopada w księgarniach ukazało się nowe, specjalne wydanie książki. Poniżej zamieszczam kilka zdjęć – na szczególną uwagę oczywiście zasługuje grzbiet książki – piękny, materiałowy, o głębokim odcieniu granatu, z eleganckimi złotymi literami - nasuwa mi na myśl stare księgi. Na pewno te wydanie będzie świetną ozdobą w biblioteczce, którym do woli można sycić wzrok.





Co do samej powieści to jest to historia Teo, młodego chłopca, którego poznajemy w wielu 13 lat. Jest to u niego wiek graniczny, jak sam przyznaje dzieli swoje życie na ‘przed’ i ‘po’. Wtedy to w zamachu terrorystycznym zginęła jego matka, on, mimo iż był z nią - przeżył. Rzecz działa się w muzeum, a Teo za namową pewnego staruszka wziął ze sobą tytułowy obraz – obraz, który był ulubionym dziełem jego matki. Od tego momentu życie Teo się zmienia, chłopiec szuka swojego miejsca, dorasta i wplątuje się w różne afery. Obraz cały czas jednak mu towarzyszy, jest powiązaniem z przeszłością, hołdem dla matki, a równocześnie obsesją i przekleństwem.

Książka od strony kompozycji wygląda bardzo wygodnie. Mamy podział na części, te dzielą się na rozdziały, a te jeszcze na podrozdziały. Każdy rozdział jest zatytułowany, a każda część opatrzona trafnym cytatem. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego, narratorem jest oczywiście Teo. Dzięki temu czytelnik może poznać jego emocje, wszystkie myśli nim targające. Narrator powieści jest bardzo dobrym obserwatorem, wiele uwagi poświęca na szczegółowe opisy, które tylko dodają smaczku całości.

Ogromną rolę w książce pełnią postacie. I nie chodzi mi tu tylko o Teo, któremu towarzyszymy przez 15 lat, którego przemiany, wzloty i upadki obserwujemy. Wiele uwagi narrator poświęca każdej spotykanej osobie, każdą dokładnie opisuje i zastanawia się nad jej charakterem.

Prócz skupienia na postaciach i rewelacyjnych przemyśleniach (książka to skarbnica cytatów!) podkreślić muszę skupienie fabuły na tematach krążących wokół sztuki. Poprzez obraz, który Teo ukradł z muzeum, chłopiec wplątuje się w towarzystwo handlarzy sztuką. Bardzo podobało mi się te połączenie wątków obyczajowym i kryminalnych z obrazem, z dziełem sztuki – to właśnie od tej książki zaczęła się moja fascynacja tego typu powieściami. Tutaj oczywiście główną rolę odgrywa obraz szczygła – mały niepozorny ptaszek, siedzący, a zarazem uwiązany do żerdzi – można się w nim dopatrywać odbicia głównego bohatera, który cały czas musi walczyć z przeszłością, poczuciem winy, depresją i nałogami.

O tej książce można by pisać jeszcze bardzo długo, jednak nie chciałabym Was pozbawiać przyjemności samodzielnego odkrywania tego rewelacyjnie zbudowanego i przedstawionego świata. To powieść łącząca wiele gatunków, gdzie akcja toczy się nieśpiesznie, skupiona główne na wnętrzu głównego bohatera i przemianach w nim zachodzących. To książka wielka, która, mimo zdaniem, w pełni zasługuje na wszystkie otrzymane nagrody. Mam nadzieję, że i Wy po nią sięgniecie, a ja ciągle czekam na kolejną powieść autorki...

Moja ocena: 9/10

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Znak!



listopada 12, 2019

"Boska proporcja" Piotr Borlik

"Boska proporcja" Piotr Borlik

Autor: Piotr Borlik
Tytuł: Boska Proporcja
Cykl: Agata Stec i Artur Kamiński, tom 1
Data premiery: 12.03.2019
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 424

„Boska propocja” to pierwszy tom kryminalnego cyklu o komisarz Agacie Stec i jej bracie, psychologu Arturze Kamińskim, a zarazem to pierwsza próba autora w tym gatunku literackim. Debiutował już jakiś czas temu opowiadaniami fantastycznymi, później napisał powieść grozy pt. „Teatr lalek”, a teraz szykuje już kolejny kryminał, którego tytuł roboczy brzmi „Zapłacz dla mnie”. Borlikowi marzy się też napisanie powieści obyczajowej, do której już nawet ma rozpisaną fabułę i bohaterów. Warto też podkreślić, że prawa do ekranizacji trylogii kryminalnej autora zostały już sprzedane. Prywatnie autor podziwia Annę Kańtoch za umiejętność łączenia pisania w dwóch gatunkach, jest fanem jedzenia i dobrego wina, a wszystkie potrawy, które pojawiają się w książce najpierw osobiście przygotował. Muszę też podkreślić, że omawiana trylogia od początku była zamkniętą całością i tylko tak należy ją traktować. Autor zapowiada, że czegoś takiego jeszcze nie było! Czy faktycznie?

„Boską proporcję” otwiera scena w Palmiarni Gdańskiej, gdzie znalezione zostaje ciało młodej dziewczyny. Nie jest to jedna zwyczajna zbrodnia – kobieta została zawieszona na kilku metrach wysokości, przywiązana do najwyższej palmy, a do jej ciała przytwierdzone zostały czterolistne koniczyny. Ciało znajdują dwie pijane dziewczyny, które spanikowane natrafiają na Roberta Mazura, drapieżnika, mordercę, który właśnie czai się na swoją kolejną ofiarę...  Śledztwo w tej sprawie zostaje przydzielone komisarz Agacie Stec oraz podkomisarzowi Karolowi Olkowskiemu. Sprawa nie wygląda na łatwą, a niedługo ma się skomplikować jeszcze bardziej...

Od strony kompozycji książka podzielona jest na 29 rozdziałów i epilog. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, podąża za trojgiem bohaterów, jednak główną rolę wiedzie tu Agata. Styl powieści jest przyjemny, mimo że nie stroni od wulgaryzmów, to są one użyte z wyczuciem. Ogólnie książkę czyta się bardzo dobrze, akcja wciąga, a bohaterowie i wydarzenia intrygują.
Od razu też wspomnę o świetnym wydaniu książki – dzięki temu, że od razu książka planowana była jako trylogia, to grafika na wszystkich trzech okładkach łączy się w jedno. Co więcej na grzbiecie też znajdziemy taką grafikę, więc już od razu na półce widać, że te trzy książki to jedna nierozerwalna całość. To jedno z ciekawych wydań, jakie gości w mojej biblioteczce.



Teraz trochę o postaciach. Główna para bohaterów to rodzeństwo – Agata jest kilka lat młodsza. Ich rodzice już nie żyją, więc rodzeństwo ma tylko siebie. Co prawda utrzymują ze sobą dosyć bliskie stosunki, często się widują, jednak różnią się od siebie jak ogień i woda. Agata to inteligentna śledcza, jednak jest też impulsywna, porywcza i nie za bardzo radzi sobie z własnym życiem osobistym, więc jeśli nie ucieka w pracę, to zajmuje się upijaniem i podrywaniem facetów. Na szczęście nie jest to w książce natarczywie przedstawione, raczej tylko w paru miejscach zasygnalizowane, tak by zarysować charakter bohaterki, a nie odrywać uwagi czytelnika od śledztwa.

Artur to bardzo dziwny człowiek. Jest cały czas spokojny, wyważony, kalkuluje każde słowo, każdy gest, zachowanie. Jak na psychologa przystało jest świetnym obserwatorem, ale ma jakieś dziwne, nie do końca sprecyzowane ambicje. To postać niepokojąca, czytelnik w tym tomie do nie końca wie o co Arturowi chodzi, widać tylko że ma jakiś cel i sprytnie wszystkimi manipuluje dla własnej korzyści.
Relacja rodzeństwa też jest bardzo dziwna. Agata ufa Arturowi całkowicie, zwierza mu się, radzi co chwilę. Artur jednak chyba swojej siostry nie lubi, ewidentnie wykorzystuje są dla własnych celów. Jestem bardzo ciekawa jak ta relacja się rozwinie.

Co do samej akcji powieści, to muszę przyznać, że jest bardzo dobrze rozpisana. Autor co chwilę nas zaskakuje, a mimo że akcja nie pędzi na łeb na szyję, to jednak dzieje się tyle, że nie sposób książki odłożyć. Fabuła poprowadzona jest bardzo sprytnie, widać, że autor jest lubi logiczne łamigłówki. Co więcej akcja rozłożona jest dosyć równo, nie jest tak jak w większości tego typu książkach, że przyspiesza mocno na końcu. Tutaj dzieje się od początku.

Podsumowując, książka pozytywnie mnie zaskoczyła. Czyta się ją szybko i z dużą przyjemnością. Bohaterowie są niesamowicie intrygujący, ich intencje nieznane, a fabuła jest doskonale przemyślana i wciągająca. Rozwiązania zagadki jest zaskakujące – muszę podkreślić, że na nie nie wpadłam, ale bardzo mi się podobało. Ogólnie jestem zaintrygowana i bardzo się cieszę, że od razu mogę sięgnąć po tom drugi!

Moja ocena: 7,5/10

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka!


listopada 11, 2019

"Dziewięcioro nieznajomych" Liane Moriarty

"Dziewięcioro nieznajomych" Liane Moriarty

Tytuł: Dziewięcioro nieznajomych
Tłumaczenie: Mateusz Borowski
Data premiery: 18.09.2019
Wydawnictwo: Znak Literanova
Liczba stron: 560

„Dziewięcioro nieznajomych” to szósta na polskim rynku, a ósma książka w całym dorobku Liane Moriarty, australijskiej bestsellerowej pisarki. O Moriarty zrobiło się głośno 2 lata temu, kiedy na małych ekranach ukazał się serial „Wielkie kłamstewka” nakręcony na podstawie jej książki o tym samym tytule, w którym zagrały takie gwiazdy jak Nicole Kidman czy Reese Witherspoon. Właśnie od tej pory autorka stała się jedną z moich lubionych pisarek, po których książki sięgam w ciemno, a każda z premier jest dla mnie dużym wydarzeniem. Niestety autorka wydaje jedną książkę na 2-3 lata, więc znowu przyjdzie mi trochę poczekać na kolejną... Myślę, że pocieszenie w międzyczasie znajdę w serialu, który ma powstać na podstawie „Dziewięciorga nieznajomych”, a w którym zagrać ma znowu Nicole Kidman. A jak wypada sama książka?

„Dziewięcioro nieznajomych” to, jak sama nazwa wskazuje, historia 9 osób, które przyjeżdżają na 10 dni do pewnego nowoczesnego ośrodka, sanatorium, spa, gdzie mają przejść odnowę fizyczną i psychiczną. Ośrodkiem kieruje dawna karierowiczka, Rosjanka, która po zawale 10 lat temu przeszła całkowitą odmianę, znalazła w życiu sens, żyje zdrowo, w zgodzie z naturą. Tego wszystkie chce nauczyć swoich podopiecznych, ma dla nich opracowany ścisły plan, który właśnie udoskonaliła, wyciągając wnioski z zachowań wcześniejszych gości. Plan jest rewolucyjny, kontrowersyjny, a uczestnicy nie wiedzą co tak naprawdę ich czeka... Czy faktycznie w 10 dni dziewięcioro nieznajomych zmieni swoje życie na lepsze?

Od strony kompozycji książka składa się z 79 krótkich rozdziałów. Narracja prowadzona jest przez 12 osób (9 uczestników + 3 ‘opiekunów’) w trzeciej osobie czasu przeszłego. Nie bójcie się jednak tak dużej ilości narratorów – każdy z nich jest tak charakterystyczny i nosi zapadające w pamięć imię, że dosłownie nie da się ich pomylić. Styl autorki jest lekki, przyjemny, z humorem, a do tego każda z postaci wypowiada się minimalnie innym, charakterystycznym dla siebie stylem. Bardzo lubię styl powieści autorki, jej książki zawsze czytam szybko, z ogromną przyjemnością i tak też było w tym wypadku.

Jak już pisałam bohaterów mamy wielu. Najczęściej wypowiada się chyba Francise, ponad 50letnia autorka romansów, dwukrotna rozwódka, kobieta wygadana, bardzo przyjazna. Francise przechodzi właśnie trudny okres, bo padła ofiarą oszusta matrymonialnego oraz jej ostatnia książka ciągle nie znalazła wydawcy... Prócz niej do ośrodka trafia młode bogate małżeństwo, które w ten sposób próbuje uratować swój związek. Mamy też całą rodzinę, małżeństwo z dorosłą już córką, starszego, otyłego i groźnie wyglądającego mężczyznę, kobietę porzuconą przez męża z obsesją na punkcie swojej wagi oraz przystojnego prawnika. Każdy z bohaterów przyjechał do ośrodka z jakimś problemem, każdy chce odmiany.
„Kobieta i jej ciało to najbardziej patologiczny i toksyczny związek pod słońcem.”
Ośrodkiem kieruje Masza, wspomniana już Rosjanka. Masza jest piękna, o niespotykanej urodzie, z rewelacyjną figurą i umięśnionym ciałem. Uważa się za osobę lepszą od innych, twierdzi, że wszystkim jest w stanie pomóc, wszystkich może udoskonalić. Pomaga jej Yao oraz Dalila, którzy są bezpośrednio odpowiedzialni za gości.

Pomysł na fabułę jest naprawdę bardzo ciekawy. Autorka, jak zawsze, potrafi dostrzec codzienne problemy, które zaprzątają normalnych ludzi i z wyczuciem o nich opowiada. Tutaj głównym tematem jest radzenie sobie z codziennością w erze telefonów, internetu i ogłupiających mediów.
„Nie mogła pozbyć się obawy, że jeśli nie zarejestruje tego momentu telefonem, to nie nabierze on realności, nie będzie się liczył, nie urzeczywistni się. Ten zupełnie irracjonalny lęk nie dawał jej spokoju.”
Ale nie jest to oczywiście jedyny temat, znajdziemy tu też dużo o stracie, depresji, pieniądzach, a także o postrzeganiu własnego ciała oraz dążeniu do perfekcji. Każdy z bohaterów jest rozczarowany rzeczywistością, swoim aktualnym życiem, każdy potrzebuje odpoczynku i zmiany. Autorka jest uważnym obserwatorem ludzkich zachowań, książka od strony psychologicznej, jak zawsze u Moriarty, jest bardzo dobrze dopracowana.
„W ciągu ostatniej dekady świat zdecydowanie przyspieszył. Ludzie mówili, jeździli samochodem i chodzili z coraz większą prędkością. Wszystkim się spieszyło. Każdy był zapracowany i domagał się natychmiastowej gratyfikacji.”
Ogólnie jestem z lektury zadowolona. Dostałam od autorki wszystko to, za co ją lubię – ciekawą narrację, przyjemny, momentami zabawny styl i dobry wgląd w psychikę i zwyczajne, ludzkie problemy. Fabuła jest ciekawa, co prawda wydaje mi się, że gdzieś tak w połowie autorka trochę za mocno popuściła wodze fantazji, ale dobrze z tego wybrnęła, więc książka na tym niewiele traci. Poza tym poprowadzenie fabuły na tyle osób, w taki sposób, by bohaterowie się ze sobą nie mieszali, tylko dowodzi tego jak autorka zgrabnie posługuje się piórem. Ja jestem zadowolona, spędziłam z książka bardzo przyjemny czas.


Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Znak!