kwietnia 30, 2023

"Siódmy koci żywot" Beata i Eugeniusz Dębscy

"Siódmy koci żywot" Beata i Eugeniusz Dębscy

Autor: Beata i Eugeniusz Dębscy
Tytuł: Siódmy koci żywot
Data premiery: 26.04.2023
Wydawnictwo: Agora
Liczba stron: 336
Gatunek: komedia kryminalna
 
Jednym z moich zeszłorocznych odkryć literackich był cykl kryminalny małżeństwa Beaty i Eugeniusza Dębskich, którzy trzymając się ram gatunkowych, a równocześnie bawiąc się podgatunkami i językiem opowiadają czytelnikowi o kolejnych ciekawych śledztwach detektywa Tomasza Winklera mocno wspomaganego przez swoją babcię Romę. Cykl, jak i styl literacki tego duetu pokochałam całym serduchem (recenzje - klik!), więc bez wahania zdecydowałam się również na lekturę historii osobnej, której fabuła toczy się w dzielonym z nim uniwersum.
Poza wspólną twórczością, Eugeniusz Dębski może pochwalić się ponad dwudziestoma powieściami w gatunku fantastyki, Beata Dębska z kolei na co dzień prowadzi biuro doradztwa podatkowego. Obydwoje kochają zwierzaki (zarówno koty, jak i psy) i dzielą pasję do literatury.
 
Historia „Siódmego kociego żywota” kręci się wokół postaci kotki Sheili i policjantki Magdy Borkońskiej. Sheila jest świadkiem morderstwa swojego opiekuna Jovana, Serba, który od lat mieszkał w Polsce. Niestety nie jest pewna kim był morderca, a nawet jeśli, to trudno byłoby to przekazać tym nic nie rozumiejącym ludziom… A może Magda jest inna? Czy razem, Sheila i Magda w jednej drużynie, nawet gdy nie mówią tym samym językiem, będą w stanie odkryć tajemnicę morderstwa Jovana i wsadzić złoczyńcę za kratki?
 
Książka składa się z 31 rozdziałów prowadzonych w narracji trzecioosobowej czasu przeszłego z perspektywy Magdy oraz narracji pierwszoosobowej czasu przeszłego z perspektywy Sheili. Rozdziały pisane są naprzemiennie, na kilka tych z perspektywy Magdy, przypada jeden z perspektywy Sheili. Styl powieści jest lekki, pełen żartów i zabawy językiem, zmian kolejności sylab w słowie czy zabawnych powiedzonek, jednak typowego humoru jaki znamy z cyklu o Winklerze jest tu niewiele. Wydaje się, że punkt skupienia jest przesunięty na gry słowne i przedstawienie świata z perspektywy kotki, która podejście do życia ma lekko ironiczne. W tekście często też można spotkać wtrącenia, myśli postaci, które zaznaczone są kursywą. Historia poprowadzona jest lekko i niezobowiązująco.
„Mówią, że koty żyją na tyle długo, żeby się wpleść w ludzkie życie i wkraść w serce, i na tyle krótko, żeby je złamać swoim odejściem. Co za gatunek, ci ludzi. Żeby mieć tylko jedno życie? No, jak się ma jedno, to trzeba o nie dbać, a nie dać się zabić we własnym mieszkaniu. Teraz pustym, jak u Szymborskiej.”
Jak już wspomniałam, część fabuły przedstawiona jest przez kocią bohaterkę. Sheila jest sprytna, inteligentna i ogarnięta żalem za utratą swojego człowieka. Jednak nie pogrąża się w rozpaczy, a działa – bierze sprawy w swoje łapki i prowadzi własne śledztwo angażując w nie okolicznych znajomych. Jej wstawki są lekko humorystyczne, myślę, że dobrze oddają koci charakter, choć tu raczej powinni wypowiedzieć się ci, którzy z kotami mają do czynienia na co dzień.
Bohaterka ludzka z kolei trochę też kota przypomina. Magda Borkowska to indywidualistka, która chodzi swoimi ścieżkami, myśli szybko, ale i logicznie i nie pozwala sobie wchodzić na głowę. Czytelnik ma szansę poznać ją dosyć dobrze, jej codzienność, zwyczaje, jak i podejście do śledztwa, gdyż to właśnie na takich zwykłych, trochę obyczajowych wątkach skupia się fabuła.
Poza Magdą z ludzkich bohaterów fanów serii o Winklerze na pewno ucieszy obecność policjanta Maćka Malickiego, z którym Winkler ściśle współpracował w „Śmierci drugiej”, a który tutaj prowadzi razem z Magdą śledztwo. W pewnym momencie pojawia się nawet babcia Roma – to dosłownie jednominutowa rólka, ale fani z pewnością docenią tę wstawkę.
„Nie skumaliście wcześniej, że przestępcy zawsze są o krok czy kilka przed policjantami? Samo słowo ‘śledztwo’ - nie podsuwa wam myśli, że my śledzimy? Idziemy po śladach? Że słowo ‘dochodzenie’ tak samo sugeruje komuś, ale komuś kto myśli, że dochodzimy do nich, nie wyprzedzamy ich, tylko walimy za nimi.”
Intryga kryminalna powieści toczy się dosyć spokojnie, postacie ludzkie przede wszystkim skupiają się na przeszukaniach i wypytywaniu otoczenia zamordowanego. Dopiero koniec, niosący wyjaśnienie sprawy, nabiera tempa. Sama zagadka zdaje się dosyć prosta, nie zajmuje dużo miejsca w porównaniu do zabaw słownych i opisów codziennych czynności. Niemniej jednak niesie sobą całkiem aktualne, ciekawe przesłanie.
 
Ogólnie „Siódmy koci żywot” to gratka równocześnie dla fanów serii o Winklerze, jak i miłośników kotów. Nie jest to typowy kryminał, raczej coś na kształt lekkiej, spokojnej komedii kryminalnej, w której łączą się wątki kryminału, powieści obyczajowej i humoru wynikającego zarówno z kociego spojrzenia na świat, jak i zabaw językiem. To dobra odskocznia od mrocznych kryminałów, ciekawy przerywnik, który czyta się ekspresowo, a który z pewnością zapewni dobre oderwanie od takich książek, po jakie sięgamy na co dzień.
 
Moja ocena: 7/10
 
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Agora.


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

kwietnia 30, 2023

"Strzygoń" Artur Żurek

"Strzygoń" Artur Żurek

Autor: Artur Żurek
Tytuł: Strzygoń
Cykl: pisarz Henryk Zamroz, tom 1
Data premiery: 17.04.2023
Wydawnictwo: Initium
Liczba stron: 352
Gatunek: kryminał / thriller
 
Artur Żurek na naszym rynku książki po raz pierwszy pojawił się w roku 2019 z debiutem literackim, powieścią sensacyjną, która został wydana w formie ebooka pt. „Bunt zranionych”. Trzy lata później wrócił do czytelników już również i w klasycznej, papierowej formie z kryminałem „Powrotny z Wrocławia”. Dla mnie jednak to „Strzygoń”, jego trzeci książka, była pierwszym zetknięciem z jego prozą. Jest to kryminał zbudowany na klasycznej zasadzie, którą dobrze znamy z twórczości Agathy Christie, ale jednak równocześnie dobrze osadzony we współczesności… Połączenie zaskakujące i naprawdę udane!
Prywatnie Artur Żurek związany jest z globalnymi firmami doradczymi i międzynarodowymi bankami, wrocławianin, który od kilku lat mieszka w Budapeszcie.
 
Fabuła „Strzygonia” toczy się w latach współczesnych, latem, w małej wiosce Przybagnie położonej na wschodnich terenach Polski. W pensjonacie Strzygoń, prowadzonym przez staruszkę Polinę oraz złotą rączkę Romana, od kilku miesięcy przebywa dosyć znany pisarz – Henryk Zamroz, który uciekł z miasta, by móc tworzyć w spokoju. Jego rutyna została zakłócona przez przyjazd pary z Krakowa – Katarzyny i Krzysztofa Markowskich, którzy wybrali się w te rejony, by pokorzystać z dobrodziejstw natury, często wybierają się na wycieczki rowerowe. Podczas jednej z nich dochodzi między nimi do kłótni, rozdzielają się, a Kasia chwilę później zostaje zaatakowana. Znajduje ją Roman, który chwilę temu trafił w lesie na cudzoziemkę, dziewczynę, która się nie odzywa, a która jest wycieńczona… Zabiera obydwie kobiety do pensjonatu. Polina szybko roztacza swoja opiekę nad cudzoziemką, a w międzyczasie nad Przybagniem rozpętuje się bardzo intensywna burza… Kolejnego dnia Markowscy postanawiają wracać do domu. Roman tłumaczy, że to nie jest dobry pomysł, są odcięci od świata, nie ma zasięgu w telefonach, linie telefoniczne zerwane, a droga z pewnością jest zatarasowana przez przewrócone drzewa. I ma rację, Markowscy wracają chwilę później, ale z towarzystwem, młodym chłopakiem, Emilem, który okazuje się synem Henryka. Ojciec jednak nie cieszy się na jego widok. Dlaczego? Wygląda na to, że burza uwięziła tę siódemkę w Strzygoniu, więc kiedy jedno z nich zostaje zamordowane, sprawa wydaje się oczywista – ktoś z nich jest winny. Tylko kto?
„Zło się obudziło i jeszcze wiele może się wydarzyć.”
Książka podzielona jest na prolog, 30 rozdziałów i epilog. Rozdziały dodatkowo rozpisane są na dnie i nocy spędzone w Strzygoniu – trzy noce i cztery dni, przedstawiające losy wymienionych postaci, które zajmują pierwsze około dwie trzecie powieści. Końcówka to noc czwarta i dzień piąty, które wyjaśniają zagadkę przedstawioną w prologu i spinają wszystko w całość. Narracja prowadzona jest trzeciej osobie czasu przeszłego, wszechwiedzący narrator naprzemiennie obserwuje wymienione postacie, więc czego jeden bohater nam nie zdradzi, to zrobi to drugi. Styl powieści jest prosty, płynny, bogaty w zgrabnie prowadzone dialogi. Narrator często zdradza czytelnikowi myśli postaci, pojawiają się też fragmenty książki Henryka. Całość czyta się naprawdę dobrze.

 
Fragment tej piosenki w pewnym momencie zostaje przytoczony przez jedną z postaci powieści.

Akcja powieści toczy się rytmem umiarkowanym, jednak to, co to jest najważniejsze, to klimat. Autor zdołał wykreować gęstą atmosferę, bogatą w podejrzliwość i poczucie, że wszystko może się zdarzyć. Dzięki temu od książki ciężko jest się oderwać. Intryga kryminalna zbudowana na zasadzie klasycznej, w której każdy członek zamkniętej społeczności skrywa sekrety, jest podejrzany, a zadaniem innych, jak i czytelnika, jest jego tajemnice odkryć. Bardzo podobało mi się to, jak autor poprowadził akcję grając klasycznymi rozwiązaniami – te zachowania postaci, które z początku wydają się nam głupie czy szokujące, jednak mają tu swoje uzasadnienie. Tylko jakie?
„Jak angielski kryminał, taka Agatha Christie, odludzie, obcy sobie ludzie w zamknięciu, skazani na siebie, a zło czyha wszędzie dookoła… tylko niestety nic się nie dzieje (…), żadnego trupa.”
Miejsce akcji to kolejny czynnik mocno budujący klimat lekkiej grozy, tajemniczości powieści. Pensjonat położony w lesie, z dala od miasteczka, cywilizacji, otoczony bagnami, nasuwającymi na myśl mroczne powieści wiktoriańskie… No i nawałnica, odcięcie od świata, które sprawia, że lektura zostaje pozbawiona dokładnego osadzenia w czasie – przecież bez dostępu do technologii, taka historia mogłaby się toczyć kiedykolwiek! Postać Poliny odgrywa w tym klimacie równie znaczącą rolę – kojarzy się z wiedźmą, szeptuchą, starą kobietą szeptającą pod nosem zaklęcia, modlitwy… Czy jej wiara w moce nadprzyrodzone, strzygi i upiory, ma jakieś osadzenie w ich zamkniętej rzeczywistości?
„Był przekonany, że gdyby na świecie były strzygonie, wampiry, utopce, strzygi i inne złe moce, to już dawno pochowałyby się ze strachu przed ludźmi. Największym złem byli ludzie. Sami dla siebie i dla innych.”
Pozostałe postacie też nie są bez znaczenia. Choćby Henryk, jako pisarz, który kiedyś parał się gatunkiem kryminału, w sytuacji gdy dochodzi do morderstwa, zdaje się nabierać wiatru w żagle – w końcu swoją wiedzę może przetestować w praktyce! Mamy więc postać detektywa, bez którego klasyczny kryminał obejść się nie może. Mamy podejrzaną parę, Markowskich, których zachowanie od początku wzbudza wątpliwości, mamy Emila, który zdaje się być skory do przemocy. Jest milczący, acz pomocny Roman i dziewczyna, która nie mówi, chyba w ogóle nie reaguje na otoczenie. Każda postać owiana jest tajemnicą, nosi pewna klasyczne cechy, a jednak każda jedna kreacja jest dobrze umotywowana i solidnie przemyślana.
„- Dlaczego wszyscy tutaj są tacy nieufni? Ci w Strzygoniu? Ta w obozie? Ludzie tak dziczeją na tych bagnach?
- Nie, miejscowi nie są dzicy. (…) Tylko nie można do nich z góry. Trzeba jak człowiek. Nawet jak się z góry opierdala, to też trzeba jak człowiek.”
No koniec wspomnę już tylko krótko o tematach powieści. Te skupiają się na pojęciu rodziny i tego, co w jej imię jesteśmy w stanie zrobić.

Podsumowując, „Strzygoń” to zaskakująco udana mieszanka klasycznej powieści detektywistycznej ze współczesnym kryminałem. To historia klimatyczna, owiana tajemnicą, której odkrycie każdej kolejnej budzi zaskoczenie czytelnika i sprawia, że fabuła wciąga jeszcze mocniej. Tempo, gdy dzień czwarty się kończy, trochę się zmienia, skupienie kieruje się gdzie indziej, ale jest ono potrzebne, bo zrozumieć wszystkie zawiłości fabuły. Bardzo pomysłowa, zgrabnie zbudowana powieść kryminalna!
 
Moja ocena: 8/10
 
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Initium.

Dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

kwietnia 27, 2023

"Urwisko" Robert Małecki

"Urwisko" Robert Małecki

Autor: Robert Małecki
Tytuł: Urwisko
Cykl: Maria Herman i Olgierd Borewicz, tom 2
Data premiery: 26.04.2023
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 456
Gatunek: kryminał
 
Robert Małecki to jeden z naszych najpopularniejszych i najmocniej cenionych autorów polskich kryminałów. Aż dziwi fakt, że na rynku istnieje dopiero od siedmiu lat! W tym czasie pokazał się czytelnikowi z wielu różnych stron, wydał dwie serie kryminalne, kilka osobnych thrillerów, jak i sporą liczbę opowiadań, które znalazły się w przeróżnych antologiach. Jest nauczycielem kreatywnego pisania, bierze udział w programie „Opowiem ci o zbrodni”. Laureat Nagrody Wielkiego Kalibru i Kryminalnej Piły. W roku poprzednim autor zmienił wydawcę i jesienią już pod skrzydłami Wydawnictwa Literackiego ukazał się pierwszy tom jego nowej serii pt. „Wiatrołomy” (recenzja – klik!). Zanim przyszła pora na tom drugi „Urwisko”, prawa do ekranizacji części pierwszej zostały sprzedane, a książka zyskała pokaźną ilość nominacji do nagród literackich. Teraz przyszedł czas na część drugą, część, w mojej ocenie, jeszcze lepszą!
 
Policjanci z bydgoskiego Archiwum X, Maria Herman i Olgierd Borewicz zwany Zero Siedem, za namową prokuratora zamierzają przyjrzeć się dosyć świeżej nierozwiązanej sprawie – w 2017 roku doszło do okropnego wypadku: roczna Zuzia zmarła z przegrzania w samochodzie w najgorętszy dzień roku. W wyniku pomyłki jej własna matka Monika Chudzińska zostawiła ją na kilka godzin zamkniętą w aucie, a gdy o niej sobie przypomniała, było już za późno… Zarówno matka i ojciec dziecka potrzebowali pomocy psychiatrycznej, matka jednak nigdy nie podniosła się z depresji i kilka miesięcy później sama zniknęła. Jej telefon został znaleziony na moście i choć samobójstwo to najprawdopodobniejsza opcja, to jej ciała nigdy nie odnaleziono. Maria i Olgierd mają ponownie przejrzeć wszystkie dokumenty, przepytać świadków, by w końcu ostatecznie zamknąć sprawę i dać odpowiedź najbliższym Moniki. Ale czy na pewno o to w tej sprawie chodzi? Dlaczego prosił ich o to prokurator? I jak skupić się w pełni na tak tragicznej sprawie, kiedy nad ich własnymi głowami pojawiają się coraz czarniejsze chmury?
„Zastanawiała się, jaką siłę trzeba w sobie mieć, by codziennie mierzyć się z pytaniami, na które trudno znaleźć odpowiedzi.”
Książka składa się z prologu, 64 rozdziałów i epilogu. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, naprzemiennie z perspektywy Marii i Olgierda, równocześnie przedstawiający czytelnikowi zdarzenia, jak i związane z nimi emocje postaci. Styl powieści jest dopracowany, bardzo zgrabny, czuć w nim dbałość o poprawność językową, a jednocześnie jest lekki i płynny. Dialogi prowadzone na najwyższym poziomie, naturalne, żywe, a i czasami z nutką humoru (np. Olgierd często odnosi się do Marii wrzucając jakieś nawiązania religijne w stosunku do jej imienia). Całość czyta się doskonale.
„(…) przebywa na zagranicznych wakacjach gdzieś na Malediwach albo w innym raju, ale uznał, że ma w dupie jego raj, skoro sam trafił do przedsionka piekła.”
Historia prowadzona jest dosyć spokojnym rytmem, co jednak nie dziwi, gdyż zagadka kryminalna skłania się ku klasycznym założeniom gatunku – śledztwo zatem skupia się na grzebaniu w papierach i przepytywaniu świadków, szukaniu i dedukcji, nie ma tu miejsca na dzikie pogonie czy wielkie strzelaniny. Ale to dobrze, dokładnie tak lubię, kiedy w kryminale najważniejsza jest zagadka, motywy i zdarzenia, które doprowadziły do zbrodni. Akcja toczy się przyjemnym rytmem, a sprawy zawodowe postaci mieszają się z ich życiem prywatnym, które do prostych przecież też nie należy.
„(…) na tym właśnie polegały jej dawne mechanizmy, wtedy gdy z każdym kolejnym łgarstwem pogrążała się w uzależnieniu. Jakby stała nad urwiskiem i zaciekle tupała nogami tylko po to, by ziemia usunęła się jej spod nóg i porwała ją w piekielną otchłań.”
Dwójka głównych postaci jest obarczona tą słynną rysą, bez której postać detektywa, śledczego w kryminale jest niepełna. Maria to hazardzistka, która aktualnie czynnie walczy z nałogiem. Używa starego telefonu bez dostępu do internetu, nie nosi przy sobie gotówki i panicznie boi się, że gdzieś po drodze trafi na zakłady bukmacherskie. Jednak, mimo to, sobie radzi. W tym tomie większe skupienie nałożone jest na jej relacje międzyludzkie – próbuje dojść do porządku z emocjami związanymi z jej dzieciństwem i rodzicami, którzy niedawno zmarli i zostawili jej wymagający remontu dom oraz z jej byłym partnerem, którego kiedyś finansowo wykorzystywała, a on jednak ciągle nadal chętnie służy jej pomocą. Z kolei Olgierd ze swoim nałogiem jest na całkiem innym poziomie. Olgierd jest seksoholikiem, który organizuje spotkania swingersów w bardzo ekskluzywnym klubie. On ma do niego wstęp dzięki pracodawcy, mężczyźnie, który tym zarządza, a który wynajął Olgierda do pilnowania bezpieczeństwa tych spotkań. Co wiąże się również z prześwietlaniem nowych członków, a właśnie okazuje się, że ostatnio nie zrobił tego za dobrze – para, która do nich dołączyła, nie była tymi, za których się podawała i teraz trzeba ich odnaleźć…. W tym tomie czytelnik obserwuje jego powolne staczanie się, zaprzeczenie nałogowi, który wciąga go coraz bardziej rujnując wszystko inne – zdrowie, życie rodzinne, gdyż w domu na Olgierda czeka ciągle żona, córka i pies… Wygląda jednak na to, że ich cierpliwość jest już na wykończeniu, a zrozumienia nie ma, gdyż po prostu nie są świadomi jego problemu. Tak, jak widać nasze pierwszoplanowe postacie mają swoje groźne, prywatne demony do zwalczenia… Ich kreacje są dopracowane, pełne i oryginalne – nie wydaje mi się, bym w polskiej literaturze kryminalnej spotkała się z podobnymi nałogami, co jest kolejnym plusem tej serii – równocześnie solidnie trzyma się ram gatunkowych i wprowadza powiew nowości.
„- Ale wydaje mi się, że w miłości zawsze jest jakiś pierwiastek piekła.
- Jezu, dlaczego tak sądzisz? – Maria pochwyciła jego spojrzenie, które szybko przeniósł na szafy, pełne akt dotyczących niewykrytych zbrodni.
- Tam masz odpowiedź – skierował brodę w kierunku regałów. – Za cokolwiek się nie złapiesz, wszystko zaczyna się od miłości.”
W tym tomie intryga kryminalna skupia się na tematach, które w literaturze lubię najbardziej – na jednostce rodziny. Przyglądamy się rodzinie Chudzińskich, którzy w przeciągu jednego roku musieli poradzić sobie z dwoma wielkimi tragediami. Jak przeżyć śmierć dziecka? I to jeszcze taką, kiedy w sumie nie za bardzo wiadomo kogo karać, obwiniać za jego śmierć? Śmierć z przegrzania w samochodzie to problem, który nie pojawia się często w literaturze, ale jeśli już, to zawsze jest dla czytelnika mocno wstrząsający. Tutaj próbujemy dość do tego jak to się stało, że dziecko zostało same, gdyż od początku coś się w tej oficjalnej wersji nie zgadza… Ale przecież matka chwilę później zniknęła, co było prawdopodobnie wynikiem depresji, rozpaczy i poczucia winy. No właśnie, kto widział Monikę w dniu zaginięcia? Co się z nią wtedy działo? Śledczy mają wiele pytań do zadania, do uzyskania odpowiedzi, ale by to zrobić muszą w pełni skupić się na sprawie.
 
Krótko wspomnę jeszcze o miejscu zdarzeń, gdyż tym razem większa część fabuły toczy się w Toruniu. Miasto zostaje co prawda w tle, ale jednak w jakiś sposób autor tak je przedstawia, czy to opisując rynek czy przyjemne knajpki, kamieniczki czy wolnostojące domy, że sprawia naprawdę zachęcające wrażenie. Może czas na wycieczkę do Torunia?
W tym miejscu warto jeszcze wspomnieć o czymś, czego chyba jeszcze w naszej literaturze nie było – w powieści, również w tle, przewija się firma budowlana MOD21 zajmująca się produkcją domów modułowych. Jest to firma prawdziwa, a postacie literackie dwa lub trzy razy ją odwiedzają, gdyż pracuje tam ojciec Moniki. Firma w książce pojawiła się w ramach współpracy charytatywnej, w wyniku której na rzecz dzieci z Hospicjum Nadzieja w Toruniu przekazane zostało 71 tysięcy złotych.
 
Ale wróćmy do fabuły książki. Na zakończenie z pewnością warto wspomnieć jeszcze o tytule powieści, gdyż tak jak w tomie pierwszym, jest on znaczący i można rozpatrywać go zarówno oczywiście, jak i bardziej uniwersalnie. No właśnie, w tej książce większość pojawiających się postaci stoi nad urwiskiem – Maria i Olgierd w wyniku swoich nałogów, ale nie tylko oni. W końcu śmierć dziecka dla rodziny Zuzi musiała być czymś podobnym do zepchnięcia z urwiska, prawda? To tylko jedne z nawiązań, te najbardziej oczywiste, które można w książce wychwycić, gwarantuję jednak, że jest ich wiele więcej. Nie będę jednak pozbawiała Was możliwość odkrycia ich samodzielnie!
„To wszystko nam, to znaczy mojej żonie i mnie, nie mieściło się w głowie. Wiecie, jakby dosłownie w ich dom uderzyło tsunami albo jakby mieszkali nad jakimś urwiskiem, z którego stale osypywała się ziemia, i bali się, że w końcu chałupa zsunie się w przepaść.”
Na koniec mogę przyznać, że choć tom pierwszy mocno doceniłam jako naprawdę solidną powieść kryminalną, to jednak nie umiałam w nim nawiązać nici porozumienia z postaciami, wypracować jakiegoś przywiązania czy przejęcia ich losami. W „Urwisku” to się zmieniło – zarówno Maria i Olgierd stali mi się bliżsi, a i zagadka kryminalna dużo mocno wpasowała się w mój gust. Przyjemnie tocząca się akcja, tajemnica związana z podstawową jednostką społeczną i narastające problemy prywatne postaci, z którymi próbują sobie radzić, tworzą powieść pełną, taką na najwyższym poziomie ciągle trzymającą się ram gatunkowych, tych klasycznych, które mocno sobie cenię. Takie powieści chcę czytać! Jestem pod wrażeniem i już nie mogę doczekać się kontynuacji losów Marii i Olgierda, bo przecież choć sprawa kryminalna została zamknięta, to ich prywatne demony ciągle pozostają żywe…. Czy sobie z nimi poradzą? Czekam na tom trzeci!
 
Moja ocena: 8,5/10
 
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Literackim.

Dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

kwietnia 26, 2023

"Schronisko, które przetrwało" Sławek Gortych - patronacka recenzja premierowa

"Schronisko, które przetrwało" Sławek Gortych - patronacka recenzja premierowa

Autor: Sławek Gortych
Tytuł: Schronisko, które przetrwało
Cykl: karkonoski, tom 2
Data premiery: 26.04.2023
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Liczba stron: 448
Gatunek: kryminał
 
Sławek Gortych na naszym rynku książki pojawił się niecały rok temu – pod koniec lipca 2022 roku debiutował powieścią „Schronisko, które przestało istnieć” (recenzja – klik!), które pod płaszczykiem powieści kryminalnej łączy prawdę historyczną z fikcją literacką. Książka została niesamowicie ciepło przyjęta przez czytelników, co potwierdził kilka miesięcy temu plebiscyt portalu lubimyczytac.pl na Książkę Roku 2022, w którym zdobyła tytuł Debiutu Roku. „Schronisko, które przetrwało”, które dokładnie dzisiaj świętuje swoją premierę, jest drugim tomem cyklu karkonoskiego, który zaplanowany jest na trylogię. Jednak jego fabuła jest tak różna od pierwszej, że bez problemu można ją traktować jako powieść osobną. Choć jestem przekonana, że jak tylko raz sięgniecie po któryś z tomów tego cyklu, to od razu będziecie chcieli nadrobić resztę!
 
Tytułowe „Schronisko, które przetrwało” to karkonoskie schronisko Odrodzenie. Miejsce to w czasie II wojny światowej zostało przejęte przez nazistów, który urządzili tam jeden z swoich ośrodków wypoczynkowych dla młodzieży z Hitlerjugend. Lata później, w 2006 roku Justyna Skała, kierowniczka ośrodka, na czas małego remontu ośrodka planuje urlop, chce odwiedzić matkę, a może i umówić się na randkę z tajemniczym nieznajomym, który od pewnego czasu do niej pisze? To chyba dobry pomysł, by trochę oderwać się od schroniska, w którym tkwi już od dobrych dwóch lat? Szybko jednak okazuje się, że urlop to jedno wielkie rozczarowanie – matka nie przestaje ją naciskać na szybkie znalezienie męża i ‘niemarnowanie’ życia, a randka w ciemno … no cóż, tajemniczy mężczyzna nawet się na niej nie pojawia. Rozczarowana tym wszystkim Justyna postanawia od razu wrócić do schroniska i nadzorować remont, jednak i na miejscu czeka ją niemiła niespodzianka – ktoś włamał się do obiektu! Zanim jednak udaje jej się wezwać pomoc, włamywacze uciekają. Czego szukali w garażu, dlaczego chcieli kuć ścianę? No i czy to przypadek, że do włamania doszło właśnie tej nocy, w której Justyny w schronisku miało na pewno nie być? Jak ta historia łączy się z wojenną przeszłością schroniska? I co ma do tego zamach terrorystyczny na pociąg z 1947 roku?
„Te lęki cię gonią, ale ich siła jest duża tylko wtedy, gdy uciekasz (…). Staw im czoła. Zobaczysz, jak zaczną tracić na sile, maleć i znikać.”
Książka rozpoczyna się cytatem z Księgi Tobiasza powtórzonym za tablicą z kamieniołomu, w którym pracowali więźniowie obozu Gross-Rosen w 1940-1945 roku, mapką Karkonoszy, w których toczy się akcja powieści oraz spisem nazw miejsc w języku niemieckim i polskim. Wewnętrzne strony okładek opatrzone są zdjęciami powiązanymi z fabułą książki z czasów dawnych i współczesnych. Na końcu książki z kolei znajdziemy bogate posłowie, w którym autor tłumaczy co jest prawdą historyczną, a co fikcją literacką jak i podziękowania. Sama fabuła rozpisana jest na prolog i dziewięć tytułowanych części, które rozdzielone są na fragmenty toczące się w różnych czasach, jak i miejscach, co zawsze w tekście jest odpowiednio zaznaczone. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, we fragmentach współczesnych podąża za w całości za Justyną, z kolei fragmenty skupiające się na czasach dawniejszych, okołowojennych, są przedstawione z szerszej perspektywy, choć i tak zdają się krążyć wokół historii postaci prawdziwej Karla Hankego, która to pojawiała się również w tomie pierwszym. Styl powieści zasługuje na mocno podkreślenie, autor bardzo umiejętnie i zgrabnie posługuje się językiem polskim, a na każdej stronie powieści czuć, że stylistycznie książka dostała bardzo mocno dopieszczona. Język jest elokwentny, użyty nad wyraz sprawnie i płynnie, zdaje się być bardzo plastyczny pod piórem autora. Dzięki temu już sama warstwa stylistyczna daje czytelnikowi niesamowitą przyjemność i zapewnia lekturę, której po prostu nie chce się odkładać!
„Wiedziała jednak, że jej modlitwa nie zostanie wysłuchana. Zwracała się przecież do Boga z tyloma prośbami od najwcześniejszego dzieciństwa. Aż w pewnym momencie zrozumiała, że musi polegać tylko na sobie, bo inaczej nie przetrwa.”
„Schronisko, które przetrwało” zdaje się być bardziej dynamiczne niż tom pierwszy, zawiera kilka dobrych scen mocno trzymających w napięciu, które spokojnie można określić jako sensacyjne. Mamy tu niesamowicie zajmujący opis ataku na pociąg, który opisany jest tak, że żałowałam, że nie umiem czytać i przewracać stron jeszcze szybciej (ten fragment znajduje się z początku powieści), ale i w dalszej części nie zabraknie podobnie bogatych w akcję fragmentów. Są one świetnym dodatkiem do całej intrygi kryminalnej, która oczywiście skupia się na śledztwie wokół tajemnicy schroniska Odrodzenie i którą odkrywamy poprzez wydarzenia współczesne, jak i te osadzone w przeszłości. Fabuła jest dobrze przemyślana, trzyma czytelnika w ciągłej ciekawości jak to wszystko połączy się w jedną całość… Całość, która zachwyca tym mocniej, gdyż część przedstawionej historii, jest historią prawdziwą, która w czasach wojennych i powojennych zdarzyła się naprawdę. Autor powieści na prawdzie historycznych zdołał zbudować fabułę kryminalną, sensacyjną, która porywa i mocno zaprząta głowę czytelnika.
„Ale po kilku latach życia tutaj zrozumiałam zasady, jakie panują w małej wiosce jak ta. Gdy w Klinovych Boudach coś się pali, to sąsiedzi biegną gasić. A jeśli coś się spaliło, to musi znaczyć, że nikt nie przybiegł gasić. A jeśli nikt nie przybiegł gasić, to trzeba przez to rozumieć, że wszyscy we wsi po prostu chcieli, żeby się spaliło. Proste (…). Wioski takie jak Klinove Boudy są miejsce najlepszych sąsiedzkich relacji i największych dramatów. Bo to jedno takie miejsce?”
Poza dynamiczną, kryminalną fabułą, tym co przyciąga czytelnika jest również miejsce akcji, którego waga podkreślona jest już w samym określeniu serii: seria karkonoska. Tak, historia toczy się w Karkonoszach, górach ze skomplikowaną przeszłością, których tylko część znajduje się za polską granicą. To miejsce fascynujące, które nie tylko jest zderzeniem człowieka z naturą, ale i narodowości – Polacy i Czesi, kiedyś również i Niemcy. Taki rozrzut historyczny miał ogromny wpływ na kształt historii i społeczności tego miejsca, a autor bardzo umiejętnie ze swojej szerokiej wiedzy o tym miejscu skorzystał, dając nam dobry wgląd, w to jak wygląda życie w okolicznych małych miasteczek czy jak funkcjonuje schronisko. Warto też zaznaczyć to, co niesie ze sobą tytuł powieści –burzliwe wojenne i powojenne czasy przyczyniły się do wielu zmian w tym miejscu, przez co wiele ośrodków tej zawieruchy nie przetrwało. Odrodzeniu się udało, tylko jaką opowieść to miejsce ze sobą niesie?
„Uświadomiła sobie, jak wiele miejsc z okolicy Odrodzenia przestało istnieć. (…) z historii kilkusetletnich wielkich schronisk, z nazwisk ich budowniczych, gospodarzy i gości, z ich marzeń, pracy i przygód zostały tylko pojedyncze, bezosobowe słowa: „nieistniejące”, „spalona”, „ruiny”. Dotarło do niej, jak wiele szczęścia miało jej ukochane schronisko, które przetrwało. Po raz pierwszy nazwa Odrodzenie wydała się jej tak bardzo trafna.”
Autor swoją wiedzę o Karkonoszach świetnie łączy również z miejscowymi legendami, w tym przede wszystkim o czuwającym nad wszystkim Duchu Gór. W historię wplecione jest kilka ciekawych ludowych wierzeń, które dodają lekturze kolejnego smaczku.
 
A co z bohaterami? Tu kolejne zaskoczenie, gdyż „Schronisko, które przetrwało” mocno różni się od „Schroniska, które przestało istnieć”. Tam głównych bohaterem był Maks, młody stomatolog, który przyjechał do nieczynnego schroniska odziedziczonego po wuju – postać ze względu na zawód jak i zamiłowanie do gór wydawała się bliska autorowi. W tomie drugim dostajemy historię całkiem inną, gdyż prowadzoną z perspektywy kobiety, a Maks i jego partnerka Marta pojawiają się tu tylko na chwilę, jako postacie drugoplanowe. Justyna jako postać kobieca poprowadzona jest bardzo przyjemnie, ukazana jako zdeterminowana, by dotrzeć do prawdy. Równocześnie zdaje się w swoim życiu lekko zagubiona, niedawno zakończyła dosyć niezdrowy związek, który mocno w jej życiu namieszał. Jako osoba kierująca schroniskiem Odrodzenie jest kompetentna i pełna szacunku do swoich pracowników, którzy cenią ją jako człowieka, troszczą się o jej dobro. Może nacisk na psychologię postaci nie jest tu bardzo duży, ale wystarczający, by Justyna okazała się postacią pełną i sympatyczną.
 
No koniec jeszcze skupmy się krótko na zagadnieniach jakie te historia porusza. Tematy sięgające czasów wojennych, zbrodni, których dopuszczali się ludzie ogarnięci skrzywioną ideologią jednego człowieka. Człowieka, który swoją charyzmą przekonał innych do swoich racji, by za nimi podążali. Człowieka, który przyzwolił innym, bo budzi w sobie ukryte bestie, skupione na prezentacji własnych sił i zakłamanych racji. I te bestie nawet w czasach powojennych ciągle jeszcze zyskiwały swoich popleczników. Złość, brutalność, ale i pożądanie dóbr, obsesja, jak i trwoga, by nie ponieść za to wszystko kary niestety nie umierają w jednym pokoleniu, a przenoszone są dużo dalej. W końcu naziści robili tak wśród dzieci z Hitlerjugend, dzieci, które uczone były bezwzględności, które za zadanie miały tępić każdą inność, a które po prostu innego życia nie znały… To straszne jak człowiek jest w stanie pozwolić, by spaczone ideologie, przekonania innych, załamały jego własny obraz rzeczywistości, a wymogi społeczeństwa stłamsiły własne przekonania.
„Przyszedł taki czas, w którym okazało się, że nawet najlepsi z pozoru ludzie nie są odporni na zło, jak mogłoby się im to wydawać. Szaleństwo jednego człowieka stojącego na czele niemieckiego narodu pokazało rzecz przerażająco banalną: że w każdym można obudzić potwora. Wystarczą tylko odpowiednie bodźce, żeby wyrwać z uśpienia najpodlejsze instynkty, jakie drzemią w głębi ludzkiej duszy.”
Przyznam, że po tak świetnym debiucie, odczuwałam lekki niepokój, co przyniesie druga książka Sławka Gortycha. Okazało się, że całkowicie niepotrzebnie, gdyż zawiera wszystko to, za co pokochałam tom pierwszy: dobrą zagadkę kryminalną łączącą historyczną prawdę ze zgrabną współczesną intrygą, świetny język i styl, jak i nutkę sensacji. W tym tomie sensacji i emocji z nią związanych było więcej, a i mocno zaskoczyła mnie zmiana postaci, nałożenie ciężaru niesienia fabuły na postać kobiecą. Mogę jednak z czystym sumieniem powiedzieć, że i temu wyzwaniu autor podołał, a książkę czytało się doskonale. Jestem pod wrażeniem wiedzy i umiejętności literackich Sławka Gortycha, który dzięki swoim niesamowitym powieściom budzi w czytelniku miłość i fascynację Karkonoszami. Z niecierpliwością czekam, co przyniosą kolejne powieści tego autora!
 
Moja ocena: 8,5/10
 
Recenzja powstała we współpracy patronackiej z Wydawnictwem Dolnośląskie.


Dostępna będzie też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

kwietnia 25, 2023

Book tour z "W imię syna"!

Book tour z "W imię syna"!

Trzecia aktywność w ciągu ostatnich kilku dni? A jakże! Kryminał na talerzu troszczy się o to, by dostarczyć Wam same dobre i zajmujące książki na długi majowy weekend! Dzisiaj mam dla Was propozycję lektury świetnego szwedzkiego kryminału, w którym naprzemienna narracja i krótkie podrozdziały bogate w cliffhangery sprawiają, że przez fabułę gna się wręcz bez chwili na oddech. I to za jednym razem do finiszu! Do tego dochodzi jeszcze świetnie skonstruowana zagadka kryminalna i intrygująca postać głównej bohaterki, które sprawiają, że obok takiej lektury zdecydowanie nie można przejść obojętnie. "W imię syna" to co prawda już czwarty tom serii o prokurator Janie Berzelius, ale spokojnie można go czytać jako powieść osobną - wiem, sprawdziłam! Więcej o książce możecie poczytać w mojej recenzji - klik!, a teraz zapraszam do zgłoszeń!


Zasady uczestnictwa w book tourze:
  1. Książkę możecie trzymać maksymalnie 2 tygodnie od daty jej otrzymania, później wysyłacie ją dalej (adres kolejnej osoby otrzymasz ode mnie lub bezpośrednio od kolejnego uczestnika)
  2. Recenzję/opinię/film (zależy gdzie się udzielacie) proszę zamieście maksymalnie do 3 tygodni od daty otrzymania książki. Oznaczcie mój blog/IG/FB oraz profil Wydawnictwa Sonia Draga w swoim poście oraz wykorzystajcie któryś z hasztagów: #kryminalnatalerzu, #kryminalnatalerzupoleca, #czytajzkryminalnatalerzu.
  3. Książkę możecie wysłać pocztą, kurierem, paczkomatem – jak Wam i odbiorcy najwygodniej, ważne, żeby przesyłka miała numer, by się nie zgubiła! Jej numer po wysłaniu od razu koniecznie wyślijcie do mnie!
  4. Książka jest do Waszej dyspozycji – możecie po niej pisać, zakreślać, zaznaczać. Proszę jednak o jej poszanowanie, czyli bez gniecenia i rozrywania 😉
  5. Będzie mi miło jeśli zostawicie w książce po sobie ślad – z przodu książki przygotuję do tego miejsce oraz wkleję małą mapkę, na której oznaczymy trasę książki – nie zapomnijcie dorysować swojego punkcika! Będę mogła sobie później powspominać! 😊
  6. Fajnie, jeśli do wysyłanej paczki dorzucicie coś małego od siebie, herbatkę, czekoladkę, cokolwiek by kolejnemu uczestnikowi było miło.

Zgłaszać się możecie w komentarzu pod postem tu na blogu, pod postem na IG i FB oraz w prywatnych wiadomościach na IG i FB oraz mailowo: kryminalnatalerzu@gmail.comKolejność uczestnictwa zapisywać będę według kolejności zgłoszeń (oczywiście później uczestnicy mogą dogadać zmiany w kolejności między sobą).

Listę uczestników zapiszę w tym poście w środę.
Książka ruszy w podróż już w środę popołudniu, ale listy uczestników nie zamykam, można zgłaszać się także w trakcie trwanie book toura. Zastrzegam sobie jednak możliwość zamknięcie listy, w chwili kiedy liczba uczestników przekroczy 30 osób.
W book tourze nie będą uwzględniane osoby, które trzy razy przekroczyły terminy wysyłki książki lub trzy razy nie wystawiły opinii w moich wcześniejszych BT.


Zachęcam też do udostępniania wiadomości o book tourze na swoich profilach - wystarczy, że udostępnicie post o bt, który ukazał się u mnie na IG i FB, a także do polubienia profili wydawnictwa i moich własnych 😊


W razie pytań jestem dostępna na IG i FB oraz oczywiście mailowo.


Serdecznie zapraszam do zgłoszeń, a uczestnikom życzę przyjemnej lektury!


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Lista uczestników:
1. @mirkowo3 opinia - klik! 
2. @marzaczyta opinia - klik!
3. @kulka_czyta  opinia - klik!
4. @justyna6353 opinia - klik!
5. @z_ksiazka_mi_po_drodze  opinia - klik!
6. @zaczytana_daria opinia - klik! 
7. @mama_kochajaca_ksiazki
8. @du_dzik94  opinia - klik!
9. @monikajakobczyk_czyta opinia - klik! 
10. @littleanula_andthebooks opinia - klik!
11. @ebertowskaanka opinia - klik! 
12. @monikaormanin opinia - klik!
13. @milosniczka.kavy 
14. @poczytane_zapisane opinia - klik!
15. @moniaczytairecenzuje 

kwietnia 24, 2023

Book tour z "Grobem matki"!

Book tour z "Grobem matki"!


Weekendowy konkurs to był tylko jeden sposób na dostarczenie Wam fajnych lektur na majowy weekend. Dzisiaj przychodzimy z kolejnym! "Grób matki", trzecia część serii kryminalnej o Josie Quinn na naszym rynku dostępna jest już ponad miesiąc i w tym czasie zebrała sporo naprawdę pozytywnych opinii! Można ją czytać oczywiście i jako część serii, i jako osobną powieść, więc nawet nieznajomość tomów poprzednich nie wyklucza lektury tego. A dlaczego dobrze nada się na majówkę? Bo jest to lektura dynamiczna, szybka i zajmująca, więc dobrze będzie zarezerwować na nią sobie dobrą chwilę czasu, by nie musieć się od niej na siłę odrywać. A gwarantuję Wam, że fabuła porwie Was bez reszty! Więcej o tej powieści możecie poczytać w mojej recenzji - klik!, a teraz zapraszam do zgłoszeń!

Aktualnie w aktywnych book tourach mamy jeszcze ten z tomem drugim serii pt. "Bezimienna", w którym jest jeszcze kilka wolnych miejsc, więc jeśli jednak mielibyście chęć czytać po kolei, to tu znajdziecie post z BT z tomem drugim - klik!

Zasady uczestnictwa w book tourze:
  1. Książkę możecie trzymać maksymalnie 2 tygodnie od daty jej otrzymania, później wysyłacie ją dalej (adres kolejnej osoby otrzymasz ode mnie lub bezpośrednio od kolejnego uczestnika)
  2. Recenzję/opinię/film (zależy gdzie się udzielacie) proszę zamieście maksymalnie do 3 tygodni od daty otrzymania książki. Oznaczcie mój blog/IG/FB oraz profil Wydawnictwa Dolnośląskiego w swoim poście oraz wykorzystajcie któryś z hasztagów: #kryminalnatalerzu, #kryminalnatalerzupoleca, #czytajzkryminalnatalerzu.
  3. Książkę możecie wysłać pocztą, kurierem, paczkomatem – jak Wam i odbiorcy najwygodniej, ważne, żeby przesyłka miała numer, by się nie zgubiła! Jej numer po wysłaniu od razu koniecznie wyślijcie do mnie!
  4. Książka jest do Waszej dyspozycji – możecie po niej pisać, zakreślać, zaznaczać. Proszę jednak o jej poszanowanie, czyli bez gniecenia i rozrywania 😉
  5. Będzie mi miło jeśli zostawicie w książce po sobie ślad – z przodu książki przygotuję do tego miejsce oraz wkleję małą mapkę, na której oznaczymy trasę książki – nie zapomnijcie dorysować swojego punkcika! Będę mogła sobie później powspominać! 😊
  6. Fajnie, jeśli do wysyłanej paczki dorzucicie coś małego od siebie, herbatkę, czekoladkę, cokolwiek by kolejnemu uczestnikowi było miło.

Zgłaszać się możecie w komentarzu pod postem tu na blogu, pod postem na IG i FB oraz w prywatnych wiadomościach na IG i FB oraz mailowo: kryminalnatalerzu@gmail.comKolejność uczestnictwa zapisywać będę według kolejności zgłoszeń (oczywiście później uczestnicy mogą dogadać zmiany w kolejności między sobą).

Listę uczestników zapiszę w tym poście w środę.
Książka ruszy w podróż już w środę popołudniu, ale listy uczestników nie zamykam, można zgłaszać się także w trakcie trwanie book toura. Zastrzegam sobie jednak możliwość zamknięcie listy, w chwili kiedy liczba uczestników przekroczy 30 osób.
W book tourze nie będą uwzględniane osoby, które trzy razy przekroczyły terminy wysyłki książki lub trzy razy nie wystawiły opinii w moich wcześniejszych BT.


Zachęcam też do udostępniania wiadomości o book tourze na swoich profilach - wystarczy, że udostępnicie post o bt, który ukazał się u mnie na IG i FB, a także do polubienia profili wydawnictwa i moich własnych 😊


W razie pytań jestem dostępna na IG i FB oraz oczywiście mailowo.


Serdecznie zapraszam do zgłoszeń, a uczestnikom życzę przyjemnej lektury!


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Lista uczestników:
1. @__colorfulmylife__ opinia - klik!
2. @mirkowo3 opinia - klik!
3. @littleanula_andthebooks opinia - klik!
4. @libroviator opinia - klik! 
5. @mama_kochajaca_ksiazki opinia - klik!
6. @justyna6353  opinia - klik!
7. @marzaczyta opinia - klik!
8. @z_ksiazka_mi_po_drodze opinia - klik!
9. @du_dzik94 opinia - klik!
10. @mamazaczytana opinia - klik!
11. @ksiazka_na_przesluchaniu opinia - klik!
12. @przeczytajki opinia - klik! 
13. @ebertowskaanka opinia - klik! 
14. @poczytane_zapisane opinia - klik!
15. @monikajakobczyk_czyta opinia - klik!
16. @kasienkaj7 (09.01-03.04)
17. @books.injuly (książka jest tu od 05.04)
18. @zaczytana_panna
19 @izabelawatola
20. @villanelle_lu

kwietnia 23, 2023

Kilka pytań do... Marty Matyszczak, autorki cyklu "Kryminałów pod psem" - rozmowa IV

Kilka pytań do... Marty Matyszczak, autorki cyklu "Kryminałów pod psem" - rozmowa IV

Czy tom jedenasty serii pisze się równie dobrze co pierwszy, skąd w Cieszynie wzięły się weki ze śledziem, co przydatnego do swojej powieści Marta Matyszczak znalazła na brzegach Olzy, dlaczego Szymon uparcie i nieustannie objada się syrem i hranolkami i jakie miejsce w Cieszynie każdy miłośnik książek odwiedzić powinien?
Zapraszam na rozmowę z autorką!

Marta Matyszczak notka biograficzna:
Chorzowianka z urodzenia, dziennikarka z wykształcenia, pasjonatka kryminałów z wyboru. Autorka dwóch komediowych serii: KRYMINAŁ POD PSEM i KRYMINAŁ Z PAZUREM. Nauczycielka kreatywnego pisania. Prowadzi Kawiarenkę Kryminalną - portal poświęcony literaturze gatunkowej. Pisze scenariusze kryminalnych fars teatralnych. Kocha zwierzęta i podróże, szczególnie tropem powieściowych bohaterów.


Kryminał na talerzu: Kilka dni temu świętowaliśmy premierę nowego tomu Kryminałów pod psem pt. „Cieszyn prowadzi śledztwo”. To już jedenasty tom serii! Jak się Pani z tym czuje? To już bardzo pokaźna ilość książek! Czy pisząc kolejne tomy nadal bawi się Pani tak dobrze jak na początku?

Marta Matyszczak: Nie wiem, czy to aż tak bardzo pokaźna liczba, zważywszy na czas, w którym powstały. Wydaję dwie książki rocznie od siedmiu lat, zatem w 2023 będzie ich czternaście. Co więcej, nie zamierzam przestać! Bo, tak jak Pani zauważyła, świetnie się przy pisaniu bawię. A co ważniejsze – przy czytaniu bawią się moi czytelnicy. Często dostaję od nich wiadomości, w których opowiadają, jak „Kryminały pod psem” czy „Kryminały z pazurem” pozwoliły im przetrwać ciężkie chwile w życiu, chorobę, pobyt w szpitalu. Jak poprawiły im humor. I to jest dla mnie największy komplement.


Z pewnością dobrą chwilą oddechu od przygód Solańskich jest seria Kryminałów z pazurem, którą rozpoczęła Pani w 2021 roku. Czy pozwoliło to Pani podejść ze świeżym spojrzeniem do serii Kryminałów pod psem, czy widzi Pani teraz jakąś zmianę w swoim podejściu do tego cyklu?

Pisząc serię poświęconą weterynarce Rozalii Ginter i jej charakternej kotce imieniem Burbur raczej nie oddycham z ulgą na tę przerwę od Solańskich i Gucia, tylko za nimi tęsknię. A gdy wracam do pisania o Szymonie i Róży, to tak, jakbym spotykała się z dawno niewidzianymi przyjaciółmi. I odwrotnie – to samo dotyczy Ginterów. Choć „Kryminałów pod psem” – jak Pani zauważyła – jest jedenaście, to każdy z nich jest w pewien sposób inny – bohaterowie odwiedzają różne miejsca, wprowadzam wątki z przeszłości, opisując za każdym razem inne lata, stosuję różnorakie triki fabularne – na przykład w powieści „Cieszyn prowadzi śledztwo” pojawia się wątek, w którym przemawia... miasto – równoprawny bohater tej książki. Mam to wszystko dokładnie przemyślane – tak, by zaciekawić czytelnika, ale i siebie samą podczas pracy.


Zgodnie z rozkładem planów wydawniczych, o jakich mówiła nam Pani w poprzednich wywiadach, jeszcze w tym roku możemy spodziewać się nowego tomu serii Kryminałów z pazurem. Może nam Pani coś zdradzić w tym temacie, kiedy i czego możemy się spodziewać?

Trzeci tom cyklu „Kryminał z pazurem” pojawi się naprawdę już niedługo, bo jeszcze przed wakacjami. Będzie oczywiście osadzony na Mazurach, nad najbardziej popularną wśród kajakarzy rzeką. Rozalia i Paweł Ginterowie wraz z przyległościami udają się na wakacje. Ale zamiast wypoczynku czeka tam na ich iście kryminalna sprawa. A i osobiste losy Rozalii skomplikują się jeszcze bardziej. Wszystko to zanotuje pewna znana pamiętnikarka imieniem Burbur.


Ale wróćmy do głównego tematu wywiadu, czyli „Cieszyna prowadzącego śledztwo”. Jak w każdym poprzednim tomie, tak i w tym znalazła Pani miejsce na wprowadzenie w fabułę czegoś nowego. Tym razem jest to Cieszyn jako postać. Skąd pomysł na taki zabieg?

Chciałam, by w tym tomie miasto rzeczywiście stało się równoprawnym bohaterem powieści, by było takim wszechwiedzącym narratorem, który ma dostęp do każdego zakamarka powieściowego planu, ale i do postaci, które podgląda i relacjonuje czytelnikowi to, co widzi. Dodaje też komentarze z własną opinią na temat powieściowych wydarzeń. W ten sposób Cieszyn w pewien sposób ożył. Jest to też kolejny element odróżniający nowy tom od poprzednich.


Czy wcześniej odwiedzała Pani Cieszyn czy dopiero przy pomyśle na tę historię zdecydowała się Pani na wizytę? Nie ukrywam, że zachwyciło mnie to, jak dokładnie oddała Pani to miasto w swojej powieści!

W Cieszynie bywałam wielokrotnie na takich jednodniowych wypadach, odwiedzałam również tamtejszą bibliotekę. Byłam też w czasach studenckich na festiwalu Era Nowe Horyzonty, który właśnie tam się odbywał, zanim nie przeniesiono go do Wrocławia. Wraz z koleżanką spałyśmy na karimatach w sali gimnastycznej cieszyńskiej podstawówki, przechodziłyśmy przez granicę, by dostać się do kina – co było dla nas niezwykle ekscytujące – i chłonęłyśmy atmosferę miasta. A rok temu w kwietniu wybraliśmy się z mężem na research do powieści. Zamieszkaliśmy w Czeskim Cieszynie w hotelu, w którym do pokoju wchodziło się przez... toaletę. Wspaniała ciekawostka do wykorzystania w powieści kryminalnej! Zdeptaliśmy oba miasta wzdłuż i wszerz, obfotografowaliśmy je z laboratoryjną wręcz dokładnością, no i zachwycaliśmy się kwitnącymi na potęgę magnoliami, których w obu Cieszynach jest mnóstwo! Oczywiście nie mogło też zabraknąć dokumentacji kryminalnej i namierzenia tak czeskiej, jaki polskiej komendy policji. Cieszyn to naprawdę ciekawe miasto i z przyjemnością do niego wracam.


Pierwsi czytelnicy zwracają też uwagę na dualizm w powieści – dwa Cieszyny, dwie burmistrzynie, dwóch śledczych, którzy czasami znajdują odbicie w dwójce naszych głównych bohaterów serii. To musi być zabieg zamierzony, ale czy z premedytacją stosowany już od początku pomysłu na tę opowieść?

Nie tylko musi być, ale jest. Nie piszę moich powieści od przypadku do przypadku. Zanim zasiądę nad klawiaturą, obmyślam tekst od pierwszego zdania do ostatniej kropki. Dotyczy to również występujących w nich postaci i relacji między nimi. W „Cieszynie...” zrezygnowałam z kilkorga znanych już czytelnikom drugoplanowych bohaterów pojawiających się w „Kryminałach pod psem”, żeby zostawić miejsce dla Liduški i Lucjana, czyli czeskiej policjantki i polskiego stróża prawa, których historia odgrywa ważną rolę w powieści. Bardzo polubiłam niezależną, mającą gdzieś, co pomyślą sobie o niej inni Liduškę!


W książce często pojawiają się zwroty po czesku, często też stosuje Pani grę słowną polegającą na zbliżonym wydźwięku słów czeskich i polskich, które jednak w istocie mają inne niż można by przypuszczać znaczenie. Jak dokładnie musiała Pani poznać język czeski, by zastosować taki zabieg? W poprzednich tomach przede wszystkim pojawiała się gwara śląska, co ze względu na Pani miejsce zamieszkania raczej trudności przy pisaniu nie sprawiało, ale teraz chyba było inaczej?

Język śląski rzeczywiście jest mi bliższy. Natomiast tu bardzo chciałam uniknąć głupich dowcipów słownych polsko-czeskich w stylu: „Jak jest po czesku zaczarowany flet”? Odpowiedzi nawet nie będę przytaczać, ale być może czytelnicy pamiętają, tak jak ja, z dzieciństwa takie językowe durnotki. W pracy nad warstwą językową powieści pomogła mi książka „Nowy Kapoan. Strzel i traf do czesko-polskich językowych gaf” pani Zofii Tarajło-Lipowskiej opublikowana przez Wydawnictwo Afera. A także spacer brzegami Olzy – po czeskiej stronie można się natknąć na dwa słupy, na których wypisano podobne do siebie zbitki językowe. Założyłam osobny zeszyt, w którym rozpisałam sobie szereg wyrażeń w obu językach, a potem dopasowywałam je do poszczególnych sytuacji w książce. Świetnie się przy tym bawiłam! 


Każdy rozdział tego tomu rozpoczyna cytat w jakiś sposób powiązany z Czechami. Długo zbierała Pani te cytaty? Nie ukrywam, że z przyjemnością odkrywałam w przypisach książki Wydawnictwa Afera, które krzewi na naszym rynku literaturę czeską. 

Niezbyt długo. Wystarczyło, że podeszłam do swojego regału i ściągnęłam z niego wszystko to, co miałam na półce z literaturą czeską. A potem zagłębiłam się w książki – między innymi Wydawnictwo Afera, które bardzo cenię – przypominając sobie te wszystkie znakomite lektury i wynajdując fragmenty, które mogłabym wykorzystać w powieści. Choć tytuł pierwszego rozdziału jest bardziej muzyczny, niż literacki i pasował idealnie do sceny, w której Szymon Solański jedzie swoją skodą do Cieszyna. A przekonałam się o tym, tłumacząc sobie piosenkę o Jožinie z bažin... 


Czy ścieżka dźwiękowa jaka towarzyszyła powstaniu tej powieści to zespół HEY? Podczas lektury natrafiłam na wiele nawiązań do ich utworów!

Piszę w absolutnej ciszy, więc nawet Hey nie byłby mile widziany jako akustyczne tło do mojej pracy. Natomiast te wszystkie fragmenty różnych piosenek czy też tekstów z filmów, które wkładam w usta moich bohaterów czy też narratora, siedzą gdzieś z tyłu mojej głowy, wmontowane tam na stałe. I kiedy zaczynam pracę nad tekstem, dzieje się pewnego rodzaju twórcza magia – te urywki same do mnie przychodzą w odpowiednim momencie, skojarzenia pukają do drzwi i proszą, by je wykorzystać. A dla czytelników – o czym mnie potem informują – to jest dodatkowa atrakcja, by te nawiązania odnajdywać.


Nie mogłam też nie zwrócić uwagi na kontekst kulinarny tej powieści – jak wiadomo, dobre jedzenie to moja równie wielka pasja co książki. Tu co chwilę coś przewija się w tej tematyce, a jednak bohaterowie w sumie (przez naciski Szymona!) jedzą ciągle to samo. Czy faktycznie smażony ser z frytkami to najpopularniejsze czeskie danie? I jaka jest Pani ulubiona potrawa z tego rejonu?

Jak wiadomo, syr i hranolki, wcale nie są ulubionym daniem Czechów, są za to moim, gdy tylko zapuszczam się w rejony naszych południowych sąsiadów, dlatego też i Solański otrzymał takie upodobania kulinarne. Czesi raczej preferują mięsne dania, a ja jestem wegetarianką, więc nie dla mnie knedliki z gulaszem. Za to dobrym czeskim piwem nie pogardzę – kufelek znalazł się nawet na okładce powieści. Upór Solańskiego do jedzenia smażonego sera jest dowcipem. Róża pod tym względem ma już go lekko dosyć... Za to oboje gustują w słodkościach serwowanych w przepięknej księgarnio-kawiarni Kornel i Przyjaciele w polskim Cieszynie. Ja również polecam zarówno tamtejszy jadłospis, jak i samo pełne książek, klimatyczne miejsce.


A jak już jesteśmy przy przyjemnościach i jedzeniu, to pozwolę sobie jeszcze zapytać o fabrykę cukierków Szymonków, która odgrywa w pewnym momencie znaczącą rolę w tej historii. Czytając ją myślałam, że jest to nawiązanie do Michałków, ale przeszukując internetową wyszukiwarkę znalazłam informację, że w Cieszynie mieści się fabryka wafelków. Jak to więc jest z tą fabryką cukierków powieściowych, jest jakiś pierwowzór? A może z Szymonkami to inna historia? 😊

Michałki powstawały rzut beretem ode mnie, czyli w Siemianowicach Śląskich. W Cieszynie zaś są zakłady Olza produkujące Prince Polo. Nie chciałam jednak wykorzystywać tej firmy wprost, więc wymyśliłam szymonki. A z wafelkami to jest osobna historia – nastąpiła wymiana handlowa między Polską a Islandią. My wysłaliśmy im wódkę i wafelki, a oni nam śledzie. Stąd Prince Polo zawędrowało na Islandię, a w Cieszynie pojawiły się słynne weki (kanapki) ze śledziem, którymi moi bohaterowie także się pożywiają.


A Habsburg? To właśnie Habsburg o imieniu Gustaw (imiennik Gucia!) pada martwy na moście granicznym i jest nazwany bardzo zabawnie transgranicznym trupem. Skąd Habsburg w tej historii?

Stąd, że Cieszyn przez stulecia był pod panowaniem dynastii Habsburgów. Wpadłam więc na pomysł, by do powieści wprowadzić ich całkiem współczesnego potomka. Długo jednak nie poszalał, biedny Gustaw, ponieważ od razu padł trupem. O historii  cieszyńskich Habsburgów, jak i Piastów można poczytać, odwiedzając Wieżę Piastowską na Wzgórzu Zamkowym w Cieszynie. 


Po raz kolejny wystawiłam Panią na ostrzał pytań, ale obiecuję, że już kończymy 😉 Zatem na koniec: jakie miejsce w Cieszynie szczególnie nam Pani poleca?

Księgarnio-kawiarnię Kornel i Przyjaciele! Jeśli kochacie książki, możecie w tamtejszych zakamarkach zagubić się już na zawsze. A i wizyta w toalecie przynosi elementy komediowe... 


I co dalej z naszą ulubioną paczką Różą, Szymonem i Guciem? 

Podpowiedź co do dalszych ich losów, jak zawsze, można znaleźć pod koniec powieści „Cieszyn prowadzi śledztwo”. Będzie się działo! 


Serdecznie dziękuję za poświęcony czas i życzę dalszych sukcesów w karierze pisarskiej!


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!