Czym różni się pisanie powieści od publicystyki, z którym ze swoich bohaterów autor chciałby się zaprzyjaźnić, za co podziwia Chmielarza i Żulczyka oraz ile tomów będzie liczyć cykl "Metropolia"?
Zapraszam na rozmowę z Piotrem Wójcikiem!
Piotr Wójcik notka biograficzna:
publicysta i felietonista piszący głównie o sprawach ekonomiczno-społecznych. Wychowany na tyskim blokowisku, mieszka w Katowicach. Lewicowy katolik. Lubi hip-hop, seriale, politykę społeczną i wysokie podatki. Nie lubi coachingu i filozofii sukcesu.
Niedawno w moje ręce trafił Pana debiut kryminalny – od razu zaznaczam, że bardzo mi przypadł do gustu, jestem zaszczycona mogąc go objąć swoim patronatem! Dlaczego zdecydował się Pan akurat na ten gatunek literacki?
Dziękuję za miłe słowa. Fabuły kryminalne, nie tylko książki, ale też seriale czy filmy, mają według mnie dwie kluczowe zalety. Pierwsza jest oczywista – przykuwają uwagę czytelnika bądź widza. Obecność zagadki sprawia, że nie chcemy odłożyć książki, nawet jeśli nie jest zbyt dobrze napisana, co ułatwia zadanie początkującemu pisarzowi, którego styl jest jeszcze niedopracowany. Odkrywanie tajemnicy, na której osadza się fabuła, jest po prostu przyjemne, przynajmniej dla mnie. Postanowiłem więc zacząć pisać książki w gatunku, który sam najbardziej lubię.
Druga zaleta jest według mnie zdecydowanie ważniejsza. Kryminał daje bardzo duże możliwości przedstawienia relacji społecznych. Przestępstwo jest zwykle wynikiem skrzyżowania się przeciwstawnych interesów lub systemów wartości, które reprezentują jednostki lub grupy. Gdy pojawia się zbrodnia, to oznacza, że w jakimś miejscu społeczeństwa coś nie zagrało. Każda zbrodnia ma szerszy wymiar, kierując naszą uwagę nie tylko na sam akt, ale też realny problem społeczny.
Analiza klasowa i opisywanie porządku ekonomiczno-społecznego od zawsze było tym, co mnie najbardziej interesowało w mojej pracy publicysty. Kryminał daje mi w tym nowe możliwości, mogę pisać swobodniej i stawiać bardziej ryzykowne tezy, bo powieściopisarstwo kieruje się innymi, luźniejszymi zasadami niż komentowanie świata w gazetach.
Jakie są Pana wrażenia z pisania tej powieści? Jeśli jestem dobrze poinformowana, to Pana pierwsze tak duże przedsięwzięcie pisarskie.
Tak, to mój absolutny debiut, nigdy wcześniej nie napisałem nawet krótkiego opowiadania. Wrażenia mam bardzo dobre, pisanie beletrystyki przynosi więcej satysfakcji, niż publicystyka. Kreowanie świata, konstruowanie bohaterów i relacji między nimi sprawia dużo frajdy. Poza tym podczas pisania drugiej części „Metropolii”, którą też już skończyłem, swobodniej posługiwałem się słowem. Pisząc „Winę” byłem dosyć spięty, nie chciałem zrobić jakiegoś głupstwa, każdy przeżywa coś podobnego w nowej pracy. Pozytywne reakcje różnych osób, z którymi konsultowałem „Winę”, no i oczywiście fakt, że wydawnictwo Dragon zdecydowało się ją wydać, sprawiły, że nieco zeszło ze mnie ciśnienie i w drugiej części pozwalałem sobie na więcej. Majsterkowanie przy stylu również sprawia mnóstwo satysfakcji i rozwija warsztat. Dzięki napisaniu tych dwóch, jak na razie, książek, nauczyłem się rzeczy, które mogę wykorzystać także w publicystyce.
W „Winie” historia przedstawiona jest z punktu widzenia kilku bohaterów. Którego z nich polubił Pan najbardziej, a którego najmniej i dlaczego?
Lubię wszystkich czterech głównych bohaterów - a dokładnie trzech bohaterów i jedną bohaterkę. Każda z tych osób ma coś ze mnie, więc trudno, żebym ich nie lubił. Oczywiście żadna z nich nie jest aniołem i każda ma sporo na sumieniu, jednak do wszystkich czuję jakąś sympatię. Na początkowym etapie pisarstwa, na którym jestem, wyposaża się bohaterów w cechy, nawyki i reakcje, które samemu się u siebie kiedyś zaobserwowało. Oczywiście wszystkie zdarzenia w książce są zupełnie fikcyjne, jednak opisując działania bohaterów, siłą rzeczy robiłem to przez pryzmat moich wyobrażeń na temat emocji i odruchów.
Charakterologicznie chyba najbliżej mi do komisarza Pawła Góralczyka. Podobnie jak on, na co dzień żyję i działam według wyuczonych schematów i nie znoszę, gdy coś idzie niezgodnie z tym, co sobie zaplanowałem. Mam wtedy w głowie chaos i poczucie braku kontroli, którego serdecznie nienawidzę.
Natomiast najbardziej zaprzyjaźnić bym się chciał z Dawidem Kwiekiem, który przypomina mi środowisko, w którym dorastałem.
Co sprawiło Panu największą trudność podczas pisania?
Dwie rzeczy. Najpierw skonstruowanie głównego wątku kryminalnego, na którym opiera się intryga. Koniecznie chciałem, żeby był nieoczywisty i zaskakujący. Mam nadzieję, że mi się udało, w każdym razie na tym etapie najbardziej się męczyłem. Gdy wymyśliłem oś intrygi, pozostałe wątki przyszły do mnie jakby same.
Druga trudność pojawiała się już podczas pisania. Fabuła dzieje się wielotorowo i musiałem pilnować, żeby to wszystko się finalnie zgrało i było logiczne. Przynajmniej kilka razy zorientowałem się, że w jakimś podrozdziale napisałem coś, co nie powinno się tam pojawić. Na kilka takich rzeczy zwróciła mi też uwagę redaktorka. Pilnowanie logiki i chronologii w fabule przedstawianej z kilku perspektyw na pewno jest trudne, przynajmniej dla mnie.
Jak wyglądała Pana praca nad książką? Dzień w dzień ściśle według planu czy raczej bardziej była to kwestia natchnienia? I jak długo zajęło Panu jej stworzenie?
Napisałem ją szybko, od pomysłu na napisanie książki do wysłania jej do wydawnictwa minęły niecałe dwa miesiące, ale w tym czasie prawie niczego innego nie robiłem. Był wtedy okres świąteczno-noworoczny, więc miałem mało pomysłów i zleceń na teksty, co postanowiłem wykorzystać na napisanie książki.
Decyzja o napisaniu książki była w dużej mierze impulsywna, ale gdy już podjąłem, działałem bardzo schematycznie. Stworzyłem w sumie trzy lub cztery plany akcji, od ogólnego, jeszcze w zeszycie, do szczegółowego rozpisania scen. Oczywiście podczas pisania wprowadzałem zmiany, jeśli przyszło mi do głowy lepsze poprowadzenie akcji. Gdy już zacząłem spisywać historię, w pewnym momencie obliczyłem nawet liczbę znaków, które muszę pisać codziennie, żeby zdążyć w terminie, który sobie założyłem. Podobnie pracowałem podczas pisania drugiej części, którą tworzyłem w te wakacje, choć rygor narzuciłem sobie już luźniejszy. To może się wydawać dziwne, ale te parę lat zawodowego pisania dały mi przekonanie, że tworzenie jakiegokolwiek tekstu, nawet krótkiego komentarza na tysiąc znaków, bez planu zawsze kończy się słabym rezultatem.
Przy takiej powieści nie sposób nie wspomnieć o mieście, w którym akcja się rozgrywa. Zdecydował się Pan na Katowice, Pana obecne miejsce zamieszkania. Klimat i atmosfera miasta jest naprawdę rewelacyjna – czy na co dzień właśnie tak postrzega Pan to miasto? Lubi je Pan w ogóle? 😊
Tak, bardzo lubię. Wolę je zdecydowanie bardziej, niż Kraków czy Warszawę. I mówię tu o całej aglomeracji górnośląskiej, którą traktuję jak jeden ośrodek miejski. Aglomeracja górnośląska liczy jakieś 2,5 mln mieszkańców, więc jest porównywalna z obszarem funkcjonalnym Warszawy, jednak nie czuć tu tego wielkomiejskiego pędu do sukcesu, jaki widzę w Warszawie. Śląsk jest też mocno robotniczy, dzięki czemu nie ma tego intelektualistycznego rysu, który mnie męczy w Krakowie.
W Katowicach mnóstwo się dzieje pod względem kulturalnym, mamy chociażby kilka świetnych festiwali muzycznych, ale nie ma tu ciśnienia, żeby wszędzie być, że dobrze jest się pokazać tu i tu. Gdyby nie chaos architektoniczny, mógłbym powiedzieć, że klimat w aglomeracji górnośląskiej jest trochę czeski, co mi odpowiada.
Wiem, że „Wina” to pierwszy tom cyklu „Metropolia”. Czy wie już Pan z ilu części będzie się składał cały cykl? Czy ma Pan już ogólny zarys całości? A może nawet coś więcej?
Założyłem, że główną bohaterką mojej serii ma być utworzona niedawno Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia, więc w kolejnych częściach będą się pojawiać też inne miasta. Oczywiście bohaterowie będą się powtarzać, śledztwa zawsze będzie prowadzić Komenda Wojewódzka w Katowicach, jednak to Metropolia ma być zwornikiem całej serii.
Górny Śląsk jest bardzo zróżnicowany pod względem społecznym, jest tu jednocześnie sporo obszarów głębokiej biedy i całkiem dużo zamożności. To idealne miejsce, żeby pokazać, jak procesy społeczne wpływają na życie pojedynczych ludzi.
Żeby domknąć historie bohaterów, których wprowadziłem w pierwszych dwóch książkach, potrzebowałbym pięciu części. Natomiast jeśli seria zostanie dobrze przyjęta przez czytelników, to będę dodawać kolejne wątki i nowych bohaterów. Jako że bohaterem jest miasto, a nie konkretny człowiek, to seria może mieć nawet kilkanaście części, zależy to tylko od jej komercyjnego sukcesu – rentowności, jakby to powiedział Leszek Balcerowicz.
Przyznam się, że jestem bardzo tym cyklem zaintrygowana. Kiedy możemy spodziewać się drugiego tomu? Może nam Pan coś zdradzić z fabuły?
Druga część ukaże się w przyszłym roku. Pojawiają się w niej moje rodzinne Tychy, choć większość akcji znów dzieje się w Katowicach. Wszyscy bohaterowie pierwszoplanowi są nowi, ale kilku drugoplanowych jest znanych z „Winy”. W następnych częściach planuję już mniejszą rotację bohaterów. Będzie dużo o narkotykach i rozgrywkach w katowickim urzędzie miasta.
To na koniec trochę prywaty – jaki jest Pana ulubiony pisarz?
Obecnie jestem pod wrażeniem stylu Virginii Despentes, jej trylogia „Vernon Subutex” jest wspaniale napisana. Choć prawie nic się w niej nie dzieje, to od pierwszych dwóch tomów „Vernona” nie mogłem się oderwać. Chciałbym kiedyś umieć przedstawiać tak różnych bohaterów tak wnikliwie i przekonująco, jak robi to Despentes.
Moim ulubionym pisarzem jest Philip Dick – tworzył nie tylko przedziwne fabuły, ale też świetne postacie. Bohaterowie Dicka zawsze byli trochę nieudacznikami, outsiderami, czym wzbudzali moją sympatię. Szczególnie Frank z „Człowieka z wysokiego z zamku”.
Jeśli chodzi o konstruowanie świata, najlepsi według mnie są China Mieville i Dan Simmons. Światy Simmonsa są dopracowane w każdym calu, a te od Mieville’a są bardzo nieszablonowe. „Miasto i miasto” Mieville’a to najbardziej oryginalna powieść, jaką w życiu czytałem.
Jeśli chodzi o konstruowanie intrygi, to świetnie robią to Jo Nesbo i Wojciech Chmielarz. Chmielarz tworzy gorsze intrygi niż Nesbo, ale dużo lepiej przedstawia relacje międzyludzkie.
Jeśli chodzi o warsztat pisarski, to najbardziej cenię Jakuba Żulczyka i Łukasza Orbitowskiego. Nie zawsze wciągają mnie historie, które opowiadają, ale ich styl bardzo do mnie trafia.
Wiem, że lubi Pan seriale, a więc ulubiony serial?
Oglądam przeróżne seriale, ale jeden rodzaj jest mi zdecydowanie najbliższy – to kryminały o dilerach. Uwielbiam więc Breaking Bad, The Wire, Gomorrę, Top Boya, Narcos i podobne.
The Wire wspaniale przedstawia społeczny obraz Baltimore. Czasem sobie marzę, że „Metropolia” będzie takim górnośląskim The Wire, ale oczywiście szybko schodzę na ziemię.
Ulubiona muzyka i wykonawca?
Słucham głównie hip hopu, elektroniki i punk rocka. Sage Francis i Buck 65 to moi ulubieni raperzy, a Nick Cave najlepszy wokalista. Z didżejów najbardziej cenię Madliba i Pretty Lights’a. Jeśli chodzi o Polskę, to najwięcej słucham The Analogs.
Serdecznie dziękuję za poświęcony czas i życzę dalszych sukcesów na rynku powieści kryminalnych!
Również dziękuję i pozdrawiam czytelników pani bloga.