marca 31, 2020

Kilka pytań do... Very Eikon, autorki cyklu "Między prawami"

Kilka pytań do... Very Eikon, autorki cyklu "Między prawami"

Co umacnia człowieka, dlaczego niebezpieczne, brutalne środowisko jest najlepsze dla akcji cyklu "Między prawami", co łączy koronkową robótkę z self-publishingiem, kiedy możemy spodziewać się kolejnej książki oraz co lubi jeść Vera Eikon?
Zapraszam na rozmowę z autorką!


Vera Eikon notka biograficzna:
Urodzona w 1989 roku autorka powieści kryminalnych. Specjalistka od zaskakujących zwrotów akcji i tworzenia barwnych postaci. Jej seria o komisarzu Bergu podbiła serca wielbicieli gatunku i dorobiła się dwóch wydań.
Wydawca, żona i matka. Trenuje strzelectwo.


Kryminał na talerzu: Właśnie na rynku ukazała się Pani kolejna książka pt. „Póki żyjemy”. To czwarty tom cyklu kryminalnego „Między prawami” i, jak Pani zapowiedziała, ostatni. Skąd taka decyzja? Muszę przyznać, że pokochałam bohaterów i naprawdę ciężko będzie mi się z nimi rozstać! Czy czuje Pani, że temat został już wyczerpany? Dosyć długo, ponad półtora roku kazała Pani swoim czytelnikom na niego czekać.

Vera Eikon: Rzeczywiście, „Póki żyjemy” jest ostatnią częścią cyklu „Między prawami”, ale koniec jednego jest początkiem drugiego. Nigdy nie twierdziłam, że ostatecznie pożegnam się z bohaterami. Obecnie pracuję nad nową serią kryminalną, która, choć będzie odrębna od „Między prawami”, nawiąże do niej, również poprzez niektóre postacie. Sama związałam się z nimi na tyle mocno, że trudno byłoby mi całkiem o nich zapomnieć i ulokować skupienie w czymś stu procentowo nowym. Tematów wartych podjęcia jest wiele i to, co szykuję dla czytelników w nowej serii z pewnością wszystkich zaskoczy.


Czy ten finalny tom pisało się ciężej niż poprzednie? Jest trochę inny, bardziej emocjonalny, bardziej, że tak powiem, filozoficzny, wyjaśniający cały sens cyklu. Myślę, że pospinanie ze sobą wszystkich wątków, by utworzyły tak zgrabną całość, musiało być nie lada wyzwaniem!

Wynikanie jednej książki z poprzedniej było trochę procesem naturalnym. Kiedy dopinałam pracę nad drugą częścią, trzecia już nabierała kształtu, a na czwartą zaczynałam mieć pomysły. Nie wiedziałam od razu do czego to wszystko zmierza, ale ogólny koncept był taki sam od początku - miała to być historia o kształtowaniu charakteru, umacnianiu, wybaczeniu, odkupieniu. Żeby do tego wszystkiego doszło, potrzebna jest pewna droga. Taka wypełniona licznymi upadkami i emocjami. Człowiek uczy się tylko wtedy, kiedy upada. Dlatego nie oszczędzałam swoich bohaterów.


W książce, jak już napomknęłam we wcześniejszym pytaniu, znajdziemy parę filozoficznych uzasadnień, głównie pochodzących od Nietzschego. Wiele też miejsca poświęca Pani w cyklu na wiarę chrześcijańską. Jak wiele z własnego światopoglądu przekazała Pani bohaterom?

Trochę. W moich powieściach filozofia Nietzschego wpadła w niepowołane ręce. Niepowołane ręce bardzo inteligentnego człowieka, który nawet wiarę chrześcijańską próbuje zmanipulować. W jej obronie staje główny bohater - komisarz Berg. Jemu samemu dość daleko do świętości. Używam swoich bohaterów oraz ich doświadczenia do tego, aby spróbować odpowiedzieć na kilka fundamentalnych pytań. Czy Bóg istnieje? Dlaczego pozwala na zło? Ile warte jest ludzkie życie? I czy istnieją ludzie źli do szpiku kości? Oczywiście, każdy autor przemyca do swoich książek własny światopogląd. Staram się jednak unikać twardo postawionych tez. Chyba że istnieją takie, których jestem w stu procentach pewna.


A skąd w ogóle pomysł na taki cykl? Całość toczy się w brudnym, dusznym, brutalnym świecie, większość Pani bohaterów to mężczyźni, dla kobiet mało jest tu miejsca. Jak się Pani czuła zagłębiając się w takie, że tak powiem z braku innego określenia, męskie tematy? Co było w tym najtrudniejsze?

Nie znajdowałam w tej pracy niczego trudnego. To, co widać w moich książkach wypływa ze mnie w naturalny sposób. Możemy dywagować, co oznacza „męski” i „kobiecy”, ale prawda jest taka, że moje „męskie” książki wypłynęły z „kobiecego” umysłu i nic na to nie poradzę. ;) Jeśli mogę powiedzieć coś o swoich intencjach, to chciałam napisać historię, poprzez którą mogłabym dotrzeć (lub chociaż próbować dotrzeć) do prawdy o człowieku i jego natury. Brudne, niebezpieczne, brutalne środowisko wydało mi się do tego najlepsze, bo w ekstremalnych sytuacjach, np. bardzo emocjonalnych lub zagrażających życiu, pokazujemy naszą prawdziwą twarz.


To teraz trochę o bohaterach. Który jest Pani ulubionym, a który tym nie do końca lubianym?

Rany, to jest niemoralne pytanie! To jakby zapytać rodzica, które ze swoich dzieci najbardziej kocha! Najbliższy sercu jest mi oczywiście Proca. W pewnym sensie idziemy razem przez życie już od kilku dobrych lat. Zdarza mi się zastanowić, co zrobiłby w danej (prawdziwej) sytuacji. Dość często odpowiedź wydaje mi się oczywista, co oznacza, że w moim umyśle ma on bardzo wyraźnie określony charakter i osobowość.
Cała reszta również jest mi bardzo bliska. W nowej książce będziemy żegnali pewnego bohatera (lub bohaterów - nie chcę niczego zdradzać) i muszę przyznać, że pisanie tych paru rozdziałów nieco mnie kosztowało. Oczywiście nie zalewałam klawiatury łzami, ale byłam na tyle zaangażowana emocjonalnie w pracę nad tymi fragmentami, że myślałam o nich nieustannie przez kilka dni. Nie było łatwo wyskoczyć z książki do realnego świata.
Nie mam bohatera, którego nie lubię, ale jest wielu, z którymi nie dogadałabym się w prawdziwym życiu.



Jak ocenia Pani cały cykl? Patrząc wstecz jest Pani zadowolona z całości czy coś by Pani jednak zmieniła?

Zawsze można coś zmienić! Miałam jednak taki komfort, że trzy moje książki doczekały się drugiego wydania. Pracując nad tą publikacją, miałam okazję wprowadzić nieco zmian. Tak że pierwsza książka, „Polowanie na Wilka” opublikowane przez Filię, jest znacznie lepsza od tej, którą po raz pierwszy wypuściłam do sieci w 2016 roku.
Nie mogę oceniać własnych książek. Mam jednak to poczucie, że każda kolejna jest lepsza od poprzedniej, ale to może dlatego, że ta najświeższa jest najbliższa moim obecnym umiejętnościom. Pisarz ciągle się rozwija.


Ma Pani jakieś stałe pisarskie rytuały? Ustalone godziny pracy? Na każdym kroku pisarze podkreślają, że najważniejsza jest systematyczność i wysiedzenie określonych godzin przed komputerem czy jest na to ochota czy nie. U Pani też tak jest?

Zdecydowanie tak. Siadam do komputera o 9 rano i piszę (z małymi przerwami na zaparzenie kawy, herbaty, zjedzenie obiadu) do 16. Jeśli pracuję nad nową opowieścią, to dziennie muszę napisać od tysiąca do trzech tysięcy słów, inaczej czuję, że zmarnowałam dzień. W kolejnych etapach pracy, kiedy biorę się za poprawki, moje dzienne statystyki zaczynają się sypać. Wtedy mniej pracuję wyobraźnią, a więcej logicznym myśleniem.


Może nam Pani teraz zdradzić co dalej? Wiem, że już teraz nad czymś Pani pracuje. Może uchyli nam Pani malutki rąbek tajemnicy? Co to będzie, jak daleko ma już Pani posuniętą pracę, jak długo przyjdzie nam czekać?

Mam już napisane dwie kolejne powieści, chociaż druga z nich wymaga jeszcze nieco poprawek. Nie wiem, kiedy zostaną opublikowane. Jestem jednak osobą o dość niecierpliwej naturze, która każe mi bardzo szybko dzielić się ze światem tym, co napiszę. Dołożę więc wszelkich starań, żeby czytelnicy nie musieli czekać na nową powieść kolejne półtora roku. Za pasem jest też praca nad audiobookiem powieści „Póki żyjemy”.


To teraz trochę o równie fascynującym temacie, czyli już nie o pisaniu, a o wydawaniu książek. To już czwarta książka wydana Pani własnym nakładem. Skąd taka decyzja? Wiem, że na początku swojej kariery była Pani raczej rozczarowana współpracą z wydawnictwem, ale jednak self-publishing to naprawdę dużo pracy! Przynajmniej w sytuacji, kiedy robi się to naprawdę dobrze – tak jak w Pani przypadku.

Self-publishing wymaga niemożliwie wiele zaangażowania. Nieraz opadają mi ręce i mówię sobie, że mam dosyć. Tak też miałam w 2019 roku, kiedy nawiązałam współpracę w Filią. Cieszę się, że wznowili serię, bo pomogło mi to dotrzeć do szerszego grona czytelników. Kiedy jednak jakieś wydawnictwo okazuje zainteresowanie książką, chcą ją opublikować, ale nie wiadomo kiedy, to zabieram manatki i wychodzę. ;) Studiowałam polonistykę i edytorstwo, wiem, czego wymaga tekst, by nadawał się do publikacji. Znam się na procesie wydawniczym i mam kilka umiejętności technicznych. Opublikowanie kolejnej książki nie jest więc dla mnie problemem. Powiedziałabym nawet, że przynosi też nieco przyjemności. Najbardziej frustrującym tematem jest dystrybucja i promocja. Ponieważ sama funduję publikację, nie mogę pozwolić sobie na inwestowanie dodatkowo w reklamę. Może ma to swoje dobre strony, bo zostaję zmuszona do większej kreatywności.


Skończyła Pani studia na kierunku edytorstwo. Czy wiedza z nich wyniesiona bardzo Pani pomogła? Po ich ukończeniu była Pani gotowa na samodzielne wydanie książki? Wiąże się z tym przecież nie tylko edycja książki, jej korekta, ale i marketing, dystrybucja, cała oprawa graficzna, reklama. Naprawdę nie wiem jak sama to Pani wszystko ogarnia!

Do wszystkiego należy podchodzić po kolei, małymi kroczkami. Umiejętności wyniesione ze studiów bardzo pomagały na początku, ale i tak nie były wystarczające. Nie uchroniłam się od błędów początkującego wydawcy amatora. Przy każdej kolejnej publikacji było lepiej. Teraz projektowanie okładki, czy przygotowanie książki do składu nie stanowi dla mnie problemu. Redakcję i korektę tekstu zlecam profesjonalistom, których miałam przyjemność poznać w ostatnich latach. Współpracuję zawsze z tą samą drukarnią i dystrybutorem. Co roku poszerza się mój krąg zaprzyjaźnionych bibliotek i księgarń. Nie mam żadnych utartych dróg. Wszystkie musiałam sobie wydeptać. Myślę o tym, jak o koronkowej robótce. Oczko po oczu. Kroczek po kroczku. To strasznie wolno idzie i stąd czasami moja frustracja. Jednak polepszamy się wyłącznie w trudzie.



Ciężko jest połączyć życie pisarza i wydawcy z życiem rodzinnym?

Chyba nie ciężej niż w każdej innej pracy. Problem pojawia się w niespodziewanych momentach. Kiedy na przykład Polskę dopada koronawirus i dzieci muszą zostać w domu przez dwa tygodnie, to ani nie mogę spokojnie pracować, ani nie mam możliwości ubiegać się o dodatek opiekuńczy, bo pisarz dla państwa nie pracuje. Proza życia codziennego. Trenuję wtedy swoją cierpliwość, a rodzina wyrozumiałość, bo pisarz, który nie pisze, potrafi być dość nerwowym człowiekiem.


Znajduje jeszcze Pani w tym wszystkim czas dla siebie? Jak lubi Pani odpoczywać?

Odpoczywam, czytając każdego dnia nie swoje teksty, oglądając wieczorem dobry serial, wychodząc raz w miesiącu do teatru, słuchając muzyki na spacerze. To są moje małe okazje do zresetowania umysłu, co jest niezwykle istotne.


Ma Pani jakieś podróżnicze marzenie?

Jest kilka miejsc na ziemi, które chciałabym odwiedzić. Jerozolima, Kolorado, Sycylia… Lista jest dość długa, a odhaczanie kolejnych punktów, idzie dość wolno.


To teraz pytanie mola książkowego. Jak wygląda Pani biblioteczka? Czego lub kogo znajdziemy w niej najwięcej?

Dzielę biblioteczkę z mężem, a czytamy trochę inne rodzaje książek. Tak że dużo jest wszystkiego! Od poradników biznesowych, poprzez historię chrześcijaństwa, historię literatury, teorię literatury, filozofię, reportaże podróżnicze, biografie, aż do rozmaitych gatunków powieści, poezję i publicystykę. Nie wydaje mi się, żeby coś szczególnie dominowało w naszej biblioteczce, ale kiedy siadam w fotelu, by poczytać, to ustawiam się najbliżej półki z kryminałami i publicystyką kryminalną. Tam czuję się najbardziej „u siebie”.


Na koniec jeszcze obowiązkowe pytanie – w końcu Kryminał na talerzu to blog kulinarno-kryminalny. Proszę nam powiedzieć co najbardziej lubi Pani jeść! 😊

Uwielbiam włoską kuchnię! Proste makarony i domową pizzę na świeżych drożdżach. Do tego lampka wina i włoska muzyka! Ale jestem fanką rozmaitości, więc oprócz „włoskich kolacji” serwuję rodzinie również greckie czy hinduskie wieczory. Ale nie pogardzę też kaszanką i zimnymi nogami!


Serdecznie dziękuję za poświęcony czas i życzę dalszych literackich i wydawniczych sukcesów! 

marca 25, 2020

"Nikt się nie dowie" Agnieszka Pietrzyk - recenzja premierowa

"Nikt się nie dowie" Agnieszka Pietrzyk - recenzja premierowa

Autor: Agnieszka Pietrzyk
Tytuł: Nikt się nie dowie
Data premiery: 25.03.2020
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 352
Gatunek: thriller

Agnieszka Pietrzyk to polska pisarka powieści kryminalnych, sensacyjnych i grozy. Na swoim koncie ma już aż osiem wydanych książek. Jak sama przyznaje, pisanie jest dla niej sposobem na życie, mimo że nigdy nie myślała o tym, by z tym zawodem wiązać swoją przyszłość. Natchnienie przyszło po zakończeniu studiów polonistycznych, gdy zatęskniła za pisaniem. Motywatorem było ogłoszenie o konkursie na opowiadanie. Z opowiadania powstała powieść, którą autorka w 2008 roku debiutowała.
Ja z twórczością Pietrzyk jak na razie spotkałam się tylko raz, rok temu przy okazji premiery „Zostań w domu”. Książka mnie zachwyciła, trzymała w kleszczach napięcia od pierwszej do ostatniej strony, przez co trafiła do spisu moich ulubionych książek z 2019 roku. Po takiej lekturze oczywiste było, że z kolejną książką autorki wiązałam naprawdę duże nadzieje. Czy udało jej się utrzymać poziom z „Zostań w domu”?

Malwina i Borys to małżeństwo z 15letnim stażem. Jak każdy mieli swoje wzloty i upadki, teraz raczej są w tym drugim miejscu, jednak wiedzą, że i to przeminie i w końcu znowu wrócą do normy. Mają dwójkę dzieci, 5letniego Antosia i 14letnią Olę, Malwina lubi żeglować i z tym chce związać swoją przyszłość, Borys jest poczytnym pisarzem kryminałów. Mieszkają w pięknym domu przy samym morzu w Kątach Rybackich. Historia zaczyna się wrześniowym wieczorem, gdy małżeństwo przy kieliszku wina omawia dalsze plany na przyszłość. Borys zasypia przed telewizorem, Malwina zostaje jeszcze na tarasie. Rankiem Borys orientuje się, że w domu nie ma żony. Po szybkim przeszukaniu mieszkania, znajduje jej ciało roztrzaskane o kamienie pod ich tarasem. Czy Malwina spadła? Policja ma wątpliwości, podejrzewają samobójstwo lub nawet morderstwo. Tylko kto miał się do niego przyczynić? Albo dlaczego postanowiła się zabić? Im dalej w lekturę, tym coraz mroczniejsze tajemnice rodzinne wychodzą na jaw…

Książka składa się z 22 rozdziałów. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu teraźniejszego, podąża za kilkoma bohaterami, przez co powoli poznajemy życie i uczucia każdego z nich. Styl narracji jest prosty i przyjemny, chociaż miałam wrażenie, że z początku autorka specjalnie przedłuża zdania, by wprowadzić uczucie biegu i niepokoju. Na mnie podziałało.

Ogólnie historia jest dosyć zakręcona. Jest kilku bohaterów, każdy ma swoje tajemnice, jakieś niejasne motywacje. Z każdą kolejną kartą odkrywamy w historii coś nowego, coś co niekoniecznie można wywnioskować z wcześniejszych wydarzeń. Przez styl narracji i ciągłe niewiadome książka wzbudza nie tylko niepokój, ale i ogromną ciekawość. Autorce udało się tak namieszać w fabule, że ja naprawdę nie byłam w stanie się domyślić jak to się wszystko może skończyć, gdzieś w połowie już w sumie przestałam nawet próbować – po prostu zachłannie przewracałam kolejne kartki.

Muszę powiedzieć, że książka kojarzy mi się trochę z „Wkręconymi” Cavanagha. Jest sławny pisarz, jest zamieszanie z jego życiem i jego żoną, nic nie jest jasne, wydarzenia zaskakują, a także całość toczy się w domku nad morzem. To było jednak przyjemne skojarzenie, obydwie książki mnie zadowoliły, może nawet Pietrzyk minimalnie bardziej.

Autorka zbudowała bardzo ciekawe kreacje głównych bohaterów. Borys to mąż, ojciec i pisarz. Oczywiście jego życie nie jest tak łatwe i przyjemne jak na początku się wydaje. Bardzo lubię, kiedy główną postacią jest właśnie pisarz, więc i tutaj byłam zadowolona. Duże zainteresowanie budzi też sąsiadka, Iza, która ma dziwną obsesję na punkcie rodziny Borysa. Przyjemną postacią jest Adrian, nauczyciel córki Borysa i dobry przyjaciel Malwiny. Mamy tu też dziennikarkę Annę, która zainteresowała się historią i chce poznać prawdę oraz Karola ubezpieczyciela, który bada sprawę pod względem możliwości wypłaty polisy. Każda z tych postaci ma inny cel, każda miesza, więc nie sposób przewidzieć jak całość się rozwiąże…

Ogólnie jestem zadowolona z lektury. Może nie trzyma w aż takim napięciu jak „Zostań w domu”, ale jednak również mocno wciąga. Uwielbiam akcje toczące się nad morzem, tutaj mamy polskie Kąty Rybackie, które zostały przedstawione bardzo obrazowo, aż chciałoby się tam pojechać. No i muszę przyznać, że autorka narobiła mi ogromnej ochoty na pyszną, świeżutką smażoną lub wędzoną fląderkę 😊
A tak na poważnie to miałam dać 8/10, ale wczoraj Kryminalny Świat wskazał mi nieścisłość w działaniu ubezpieczyciela. Wygląda na to, że autorka nie przeprowadziła to odpowiedniego researchu, bo ubezpieczyciel dopiero zamknięciu policyjnego śledztwa może podjąć własne dochodzenie. Myślę też, że niepotrzebnie autorka użyła tu nazwy istniejącej ubezpieczalni, może gdyby z tego zrezygnowała nie rzuciłoby się to tak w oczy. Nie wpłynęło to jednak na mój odbiór lektury, ci, którzy nie są związani z tą branżą raczej nie zwrócą na tą nieścisłość uwagi.
Ja z lektury jestem zadowolona, spędziłam z nią ciekawych kilka godzin.

Moja ocena: 7,5/10

Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona Kryminału!


marca 25, 2020

"Póki żyjemy" Vera Eikon - patronacka recenzja przedpremierowa

"Póki żyjemy" Vera Eikon - patronacka recenzja przedpremierowa
 

Autor: Vera Eikon
Tytuł: Póki żyjemy
Cykl: Między prawami, tom 4
Data premiery: 31.03.2020
Wydawnictwo: Hologram
Liczba stron: 456
Gatunek: kryminał

Vera Eikon to pseudonim literacki Katarzyny Woźniak, który powstał w roku 2016 na potrzebny serii „Między prawami”. Autorka chciała tym samym oddzielić swój dorobek literacki – wcześniej eksperymentowała z innymi gatunkami, pisała wiersze, grozę, powieści mocno podszyte myślami filozoficznymi. Przyszedł jednak rok 2016 i natchnienie do sięgnięcia po nowy gatunek - kryminał, w którym autorka odnalazła się doskonale. Co ciekawe, pisarka po rozczarowaniach związanych ze współpracą z wydawnictwami, zdecydowała się na self – publishing. Pierwszy tom serii pt. „Polowanie na Wilka”  ukazał się w formie ebooka i był dostępny za darmo. Drugi tom pt. „Przedpiekle” ukazał się już zarówno w formie elektronicznej oraz papierowej, tak samo było z tomem kolejnym pt. „Prochem i cieniem”. W roku 2019 wszystkie trzy tomy ukazały się ponownie, tym razem nakładem Wydawnictwa Filia, a tym samym pojawiły się na platformie storytel.pl rewelacyjne audiobooki w interpretacji Przemysława Bluszcza. Teraz w przyszłym tygodniu ukaże się ostatni (niestety!) tom serii pt. „Póki żyjemy”. Za jego wydanie odpowiedzialna jest znowu sama autorka. Książka będzie dostępna w wersji elektronicznej, papierowej oraz jako audiobook.

Akcja powieści „Póki żyjemy” toczy się kilka miesięcy po wydarzeniach z trzeciego tomu. Wilk, czyli Rodion Wlacić, podczas transportu do więzienia o złagodzonym rygorze, ucieka. Wujek, drugi boss narkotykowy, przeniósł gdzieś swoją działalność, stał się prawdopodobnie jeszcze groźniejszy. Grupa „Szakal” już nie istnieje, Młody przewodzi nowej grupie „Dingo” i ma przed sobą ciężkie zadanie rozbicia szajek obydwu bossów. Berg co prawda nie jest już szefem, ale wpiera Młodego w jego dochodzeniu. Ale czy na pewno? Berg znany jest z chodzenia własnymi ścieżkami... Komu w ogóle można ufać? Czy ostatecznie w końcu dobro zwycięży zło? Do czego można się posunąć, by zneutralizować bandytów? Gdzie jest granica?

Książka składa się z krótkich nienumerowanych, za to tytułowanych rozdziałów. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, najczęściej skupia się na Bergu, ale od czasu do czasu podąża również za pozostałymi bohaterami. Styl autorki jest bardzo przyjemny i lekki, niby prosty, ale jakoś tak trafia prosto w serce, tak że czytelnik odczuwa wszystko z bohaterami, jest praktycznie uczestnikiem wydarzeń. Przez książkę się przepływa, połyka każde kolejne słowo i chce tylko więcej i więcej. Pod względem stylu powieści naprawdę niewielu znam autorów, którzy tak potrafią pisać.

Jeśli zaś chodzi o bohaterów, to znamy ich wszystkich dobrze z poprzednich części. Tutaj jednak wydają się bardziej odsłonięci, poznajemy ich jeszcze lepiej, jeszcze głębiej. Może to dlatego, że są już ciutkę zdesperowani, w końcu jak długo można walczyć z tym samym przeciwnikiem?
W książce pojawiają się też nowi bohaterowie – Młody przyjmuje dwóch starych znajomych do swojej nowej grupy operacyjnej. Z kolei Chaber teraz już w akcjach nie uczestniczy, a Mazur odszedł z policji. Wszystkich tych znanych bohaterów, którzy są w cyklu od pierwszej części, polubiłam, wszystkich dobrze znam i traktuję jak dobrych przyjaciół. Oczywiście tych stojących po stronie dobra i prawa, chociaż nawet Vlacić tutaj chwilami wzbudza dosyć skomplikowane emocje.
„Teraz ta grupa już nie istniała. Jej rozwiązanie była naturalną rzeczą – zmienił się skład, zmienił się dowódca, zmieniło się zadanie. Komisarz nie zdawał sobie jeszcze z tego sprawy, ale wcale nie zmieniło się aż tak wiele, jak przypuszczał. Sikorski nie zapomniał o wartościach i niektórych metodach, jakich nauczył go Berg – żaden z jego byłych podwładnych o tym nie zapomniał.”
Książkę czytałam, kiedy jeszcze nie widziałam, że jest to część kończąca wszystko, chociaż od razu można wyczuć, że ten tom jest inny, głębszy niż poprzednie. Jest jakby bardziej osobisty, bliższy życiu bohaterów niż poprzednie. Dostajemy tu migawki z młodości Berga, poznajemy dokładniej motywacje i filozofię Vlacića. Każdy z nich jest postacią z krwi i kości, każdy ma bardzo skomplikowane emocje i każdy w sumie ma już trochę dosyć. Kiedy ta walka się w końcu skończy?
„Mimo to, będziemy walczyć, póki żyjemy, co?”
 Co do akcji powieści, to jak zawsze u Very jest wartka i zaskakująca. Autorka zgrabnie prowadzi fabułę, jednak co chwilę czymś nas zaskakuje. A te zaskoczenia wzbudzają naprawdę ogromną gamę emocji. Ja przyznam się szczerze, że nieraz ocierałam łzy nad książką, byłam wściekła na autorkę i błagałam, by to co się działo, nie było prawdą. Muszę powiedzieć, że Eikon jest tu dosyć bezwzględna, i mimo tego, że na chłodno rozumiem, dlaczego fabuła poszła w tą stronę, to dalej, nawet teraz, myśląc o niektórych wydarzeniach ściska mnie w gardle. Mam nadzieję, że za dużo z fabuły nie zdradziłam, ale musiałam podkreślić to, jak książka mocno mną targnęła.

Ogólnie, to naprawdę świetna powieść. Cały cykl jest naprawdę bardzo dobry, ale mam wrażenie, że ostatni tom nie tylko jest trochę inny niż trzy poprzednie, uderza w trochę inne emocje czytelnika, ale po prostu jest jeszcze mocniejszy, lepszy niż pozostałe. Gdy, już po lekturze, dowiedziałam się, że to koniec cyklu, to naprawdę nie mogłam w to wierzyć, tak bardzo związałam się z bohaterami. To świetna, bogata powieść o walce dobra ze złem, a wadze podejmowanych wyborów, o dylematach i wątpliwościach. Nie mam czego zarzucić tej książce, to naprawdę kawał bardzo dobrego kryminału. Proszę takich książek więcej!

Moja ocena: 8/10

Za możliwość objęcia książki patronatem oraz rewelacyjną lekturę dziękuję autorce!

marca 25, 2020

"Gwiazda szeryfa" Aleksandra Borowiec - patronacka recenzja przedpremierowa

"Gwiazda szeryfa" Aleksandra Borowiec - patronacka recenzja przedpremierowa

Autor: Aleksandra Borowiec
Tytuł: Gwiazda Szeryfa
Cykl: Gwiazda Szeryfa, tom 1
Data premiery: 31.03.2020
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 656
Gatunek: fantastyka/horror (z elementami kryminału i powieści historycznej)

„Gwiazda szeryfa” to debiutancka powieść Aleksandry Borowiec. Autorka ma już na swoim koncie kilka opowiadań, trochę mniej wierszy, została też wyróżniania w paru konkursach na opowiadania. Dla mnie „Gwiazda szeryfa” to była pierwsza styczność z piórem autorki i muszę od razu przyznać, że jestem z niej jak najbardziej zadowolona.

Historia toczy się świeżo po drugiej wojnie światowej na Ziemiach Odzyskanych, dokładnie w Olsztynku. Do miasteczka na służbę milicyjną zostaje wysłany Stefan Malewski, młody mężczyzna, który w poszukiwaniu lepszego bytu dla siebie i swojej rodziny wyjechał z Warszawy. W dnia jego przyjazdu zgłoszone zostaje zaginięcie jednego z okolicznych rolników oraz jego krowy. Stefan wybiera się na miejsce razem z miejscowymi milicjantami, by na miejscu odkryć, iż mężczyzna padł ofiarą brutalnego morderstwa. Jak się szybko okazuje to dopiero początek... Nad miasteczko naciąga mrok, a każdy z mieszkańców toczy swoją własną walkę o przetrwanie w powojennej Polsce.

Książka składa się z prologu i 9 rozdziałów. Nie przeszkadza to w czytaniu, scenki w rozdziałach często oddzielone są gwiazdkami. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego. Styl powieści jest przyjemny, płynny, gawędziarski. Co ważne i co trzeba zaznaczyć od razu na początku, to „Gwiazda szeryfa” to miks gatunków – znajdziemy to wiele z kryminału, powieści obyczajowej, historycznej, a także trochę z fantastyki czerpiącej ze starych słowiańskich wierzeń ludowych. Książkę czyta się dobrze, czytelnik wręcz płynie przez powieść, jak na debiut i objętość lektury myślę, że mamy przed sobą obiecującą autorkę. Tylko w kilku momentach miałam wrażenie, że może autorka minimalnie za daleko wybiegła w dygresję w swoich opowieściach, ale tych momentów było tak niewiele, że spokojnie można przymknąć na nie oko.

To co mnie w książce najmocniej urzekło, oczywiście prócz ciekawego wątku kryminalnego, to bogaty obraz życia i funkcjonowania małego miasteczka po wojnie, gdzie wszystko zostało zniszczone, nic nie ma, trzeba walczyć o każdy kęs jedzenia, a pieniądze nie mają prawie żadnej wartości. Liczą się kontakty, najlepszą walutą jest wódka, a wrodzona zaradność i spryt mogą zagwarantować dobre życie. Co ważne, rzecz dzieje się na Ziemiach Odzyskanych, które chwilę temu były niemieckie, teraz teoretycznie są polskie, jednak pod nadzorem wojsk rosyjskich, które wszystko uważają za swoją własność. Kilku Niemców, którzy jakimś cudem zostali na miejscu, są traktowani jak ludzie niższego sortu, a Rosjanie są wielkimi panami i mogą wszystko. Pomiędzy jednym a drugim polscy mieszkańcy, którzy w większości zostali tu przesiedleni, próbują stworzyć sobie warunki do życia, co nie jest proste, kiedy w jednym malutkim trzypokojowym mieszkaniu, muszą się tłoczyć trzy rodziny. Żywność wydzielana jest na kartki, jednak nie ma tego wiele. Chleb z samym masłem to rarytas i zaszczyt, na który niewielu może sobie pozwolić. Całe miasteczko zaczyna dopiero wielkie odgruzowywanie, przeszukiwanie spalonych posiadłości i zbieranie pozostałości. To ciężki okres w polskiej historii, który autorka oddała naprawdę bardzo plastycznie i z wyczuciem. Czytając nieraz miałam łzy w oczach. Dla nas, ludzi, którzy w swoim życiu nie doświadczyli tak okropnych wydarzeń, to naprawdę niepojęte jak musiało wyglądać wtedy życie. Na pewno książka przypomni nam, co w życiu ważne i pomoże docenić choćby głupi fakt, że prócz dachu nad głową i bieżącej wody, w każdym momencie możemy wstać, wyciągnąć rękę, ukroić kawałek chleba i posmarować go masłem. To coś co teraz jest oczywiste, coś co robi się naturalnie i jest wręcz niezauważalne, brane za pewnik, kiedyś wcale takie nie było. Szkoda, że nie pamiętamy o tym na co dzień. Pod tym względem to naprawdę dobry kawał literatury.

Prócz warstwy obyczajowo-historycznej mamy również oczywiście wątek kryminalny, który do samego końca wzbudza spore zainteresowanie. W okolicznych lasach dochodzi do brutalnych morderstw, które sieją strach wśród wszystkich, którzy o nich wiedzą. Milicjanci jednak nie są skorzy do zajęcia się tym sprawami, czyżby wiedzieli coś więcej niż mówią? Wątek ten poprowadzony jest ciekawie, ja podczas lektury miałam wiele teorii, żadna z nich nie okazała się prawdziwa. Tu od razu muszę też powiedzieć, że zakończenie nie jest stricte kryminalne. Ja dostałam książkę od wydawnictwa z adnotacją, że jest to retro kryminał, więc właśnie przez to zakończenie mnie trochę zbiło z tropu, a wręcz rozczarowało. Jestem jednak ciekawa jak Wy je odbierzecie już ze świadomością czego nie należy się spodziewać i z otwartą głową na inne rozwiązania.

W książce znajdziemy też wiele ciekawych postaci. Oczywiście główną rolę pełni tutaj przyjezdny Stefan, który przyjeżdża do miasteczka z głową pełną ideałów. To na niego śledztwo wpływa najmocniej, czytelnik może śledzić przemianę bohatera, to jak sprawa na niego oddziałuje, jak brak rozwiązań miesza mu w głowie. Według mnie postać jest świetnie rozpisana pod względem psychologicznym.
Fascynującą postacią jest też Niemra, stara kobieta, szeptucha, która krąży po mieście, nie wiadomo w jakim celu. Nadaje ona historii sporą dozę niepewności, wzbudza niepokój. Podobnie jest też z bohaterem, którego narracja często przeplata się ze Stefanem, a o którym tak naprawdę nic nie wiadomo... Nie chcę zdradzać nic więcej, chcę tylko zaznaczyć, że to bardzo ciekawy zabieg ze strony autorki, który znowu wzbudza małe zamieszanie w fabule.
Oczywiście pozostałe postacie, takie jak milicjanci, burmistrz czy lekarz również są intrygującymi postaciami, ale nie będę się na ich temat już rozpisywać. Każda ma swoje charakterystyczne cechy i w sumie każdą z nich w jakimś stopniu polubiłam. No, może nie dotyczy to młodszego milicjanta, który nie należy do najuczciwszych i najpracowitszych osób na świecie.

„Gwiazda szeryfa” to książka obszerna, poruszająca wiele wątków, więc można by jeszcze długo ją analizować. Ja już nie będę przedłużać, mam nadzieję, że to co napisałam zachęci Was do lektury, bo jest to na pewno coś innego niż pozostałe tytuły dostępne na rynku, zdecydowanie jest warta uwagi. Mnie książka mocno wciągnęła, podobał mi się gawędziarski styl narracji i bogata warstwa społeczno-obyczajowa. Jestem ciekawa w jakim kierunku pójdzie dalej ten cykl. Z niecierpliwością i lekkich dreszczykiem niepokoju wypatruję tomu drugiego!

Moja ocena: 8/10

Ze możliwość objęcia książki patronatem dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka, a autorce za niezapomnianą przygodę!



marca 24, 2020

"Dziewczyny Znikąd" Amy Reed

"Dziewczyny Znikąd" Amy Reed

Autor: Amy Reed
Tytuł: Dziewczyny Znikąd
Tłumaczenie: Anna Dzierzgowska
Data premiery: 29.01.2020
Wydawnictwo: Poradnia K
Liczba stron: 424
Gatunek: literatura młodzieżowa

Dzisiaj zacznę od tego, że literatura młodzieżowa to raczej nie mój gatunek literacki, omijam go ze względu na banalność i tematykę, która już od wielu lat mnie nie dotyczy. Na „Dziewczyny Znikąd” jednak się zdecydowałam. Dlaczego? Przekonały mnie opinie zaufanych osób. Pisali, że jest to zdecydowanie coś więcej, ważny głos na temat feminizmu, seksizmu i kultury gwałtu. Czy mieli rację? Jak ja odnalazłam się w tej książce?

Amy Reed to amerykańska autorka. Jej głównym gatunek, w którym się odnajduje, to właśnie literatura młodzieżowa. Na jej rodzimym rynku wydała już dziesięć powieści, u nas w Polsce „Dziewczyny Znikąd” to jej pierwsza pozycja.

Historia „Dziewczyn Znikąd” toczy się w małym amerykańskim miasteczku Prescott. Rok temu jedna z licealistek oskarżyła trzech popularnych chłopaków, królów licealnego footballu o gwałt. Sprawa nie została potraktowana na poważnie, wszyscy mieszkańcy miasteczka odwrócili się od dziewczyny, nazwali ją kłamczuchą. Całe zamieszanie doprowadziło w końcu do tego, że rodzina dziewczyny wyprowadziła się z Prescott i słuch po nich zaginął.
Do dawnego domu tej dziewczyny wprowadza się rodzina Grace. Oni też musieli zmienić miejsce zamieszkania, teraz zaczynają wszystko od nowa. Grace w swoim nowym pokoju znajduje ślady po dawnej lokatorce, dziwne, niepokojące napisy, wskazujące na ogromne cierpienie. Grace postanawia, że nie spocznie, póki nie pozna historii dziewczyny i nie doprowadzi do wymierzenia sprawiedliwości. Razem z nowymi przyjaciółkami, Rosiną i Erin postanawiają raz na zawsze rozprawić się z tolerowaniem molestowania, seksizmu i gwałtu w ich szkole. Wiedzą jednak, że w trzy za wiele nie zdziałają, więc postanawiają zrzeszyć wszystkie licealne dziewczyny pod anonimową nazwą ‘Dziewczyn Znikąd’.

Książka składa się z krótkich nienumerowanych rozdziałów, które podzielone są na osoby – jest Grace, Rosina, Erin, ale także rozdziały pt. „my’ mówiące ogólnie o odczuciach różnych tamtejszych dziewczyn. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, styl jest lekki i płynny, książkę czyta się dobrze.

Książka jest bardzo amerykańska. Mamy tu klimat małego amerykańskiego miasteczka i licealnej społeczności. Pod tym względem książka bardzo mocno kojarzyła mi się z wszystkimi tego typu serialami. W jednym zdaniu powiedziałabym, że jest to skrzyżowanie dwóch seriali: 13 powodów i Atypowy. To historia dziewczyn, które mają dość tolerowania szowinistycznego zachowania chłopców i postanawiają się z tym rozprawić. Oczywiście temat jest ważny i na pewno jest to bardzo wartościowa lektura dla młodych, nastoletnich osób. Mam nadzieję, że przynajmniej część z nich sięgnie po tą powieść, może ich wiele nauczyć nie tylko o tym co wolno a co nie, ale również o właściwym spojrzeniu na seks, na własne ciało i jego poszanowaniu. Dla młodych umysłów na pewno będzie to dobre nakierowanie.

Dla mnie to był taki trochę powrót do liceum. Odczucia bohaterów, ich problemy, pierwsze miłości to coś co czułam dawno temu (oczywiście pomijając gwałty! 😉, miałam raczej zwyczajne nastoletnie życie i znajomych 😉) Miło było o tym poczytać, powspominać. Autorka na pewno bardzo dobrze oddała sposób myślenia młodych ludzi w sytuacjach ogólnych, nie tylko tych powiązanych z molestowaniem.

Pisałam, że to skrzyżowanie 13 powodów z Atypowym. Erin, jedna z założycielek „Dziewczyn Znikąd” ma zespół Aspergera, a dzięki temu, że część historii przedstawiona jest z jej punktu widzenia, to czytelnik może dokładnie zaobserwować jak myśli i czuje taka osoba. Myślę, że to dobry pomysł, w ten sposób uczymy się tolerancji innych, a także poznajemy, że wszyscy mamy takie same problemy i podobne ich postrzeganie, tylko inaczej sobie z nimi radzimy.

Podsumowując, jeszcze raz podkreślę, że dla młodych ludzi to zdecydowanie ważna lektura. W chwili, kiedy buzują w nich hormony, gdy zmienia, kształtuje się światopogląd, taka historia na pewno jest w stanie otworzyć oczy na wiele spraw. Pod tym kątem jestem ją w stanie docenić. Dla mnie jednak, osoby dużo starszej niż bohaterki, nie było to nic niezwykłego, ale przyznaję, że książkę czytało się dobrze i nie wiało banałem.

Moja ocena: 7/10

Książka trafiła do mojej biblioteczki dzięki portalowi czytampierwszy.pl


marca 23, 2020

"Przejdź przez wodę, krocz przez ogień" Christian Unge

"Przejdź przez wodę, krocz przez ogień" Christian Unge

Autor: Christian Unge
Tytuł: Przejdź przez wodę, krocz przez ogień
Cykl: Tekla Berg, tom 1
Tłumaczenie: Agata Teperek
Data premiery: 12.02.2020
Wydawnictwo: Wielka Litera
Liczba stron: 496
Gatunek: thriller

Christian Unge jest szwedzkim lekarzem i pisarzem. Na co dzień pracuje w jednym ze szpitali w Sztokholmie. W Polsce rok temu okazała się jego książka pt. „Jeżeli będę miał zły dzień, ktoś dziś umrze”, w której opisywał swoje doświadczenia w pracy lekarza w Szwecji i Afryce. „Przejdź przez wodę, krocz przez ogień” otwiera Czarną Trylogię o lekarce Tekli Berg i jej życiu w fikcyjnym szpitalu im. Alfreda Nobla, pełnym politycznych intryg i porachunków gangsterskich.
Gdybym przez zamówieniem książki wiedziała o tej drugiej części ostatniego zdania, to może bym się nad tym zastanowiła. Spodziewałam się historii tylko i wyłącznie o Tekli, coś na kształt thrillerów medycznych, które bardzo lubię. Ogólnie wszystkie tematy powiązane z medycyną bardzo mnie interesują. Porachunki gangsterskie już trochę mniej…

Początek czerwca, upały, wieczór. Tekla pełni dyżur w szpitalu, na jej stół równocześnie trafia nieoddychający trzylatek oraz młody mężczyzna pchnięty nożem. Dobry refleks Tekli, małe farmakologiczne wspomaganie i fotograficzna pamięć pozwalają jej na podjęcie ryzykownych, acz trafnych decyzji. Emocje jednak nie opadają – młoda lekarka zostaje natychmiast wezwana na miejsce pożaru. Zajmuje się rannymi, a gdy ostatni poparzony zostaje wyniesiony z budynku, kobieta stwierdza zgon. Po chwili jednak okazuje się, że mężczyzna żyje mimo poparzenia sięgającego prawie 85% ciała. Co dziwne, coś do niej mówi, coś o pływaniu… Ale przecież tylko jedna jedyna osoba na świecie wie, że Tekla nigdy nie nauczyła się pływać… Czyżby możliwe było, żeby poparzonym mężczyzną był jej brat?!

Książka składa się z prologu, 5 części i epilogu. Rozdziały są krótkie, nienumerowane, za to określone datą, porą dnia i miejscem. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, obserwuje kilku bohaterów powiązanych wydarzeń. Styl nie należy do najłatwiejszych – niby czyta się szybko, ale w rozdziałach dotyczących porachunków mafijnych niewiele rozumiałam. Jako tak to było dziwnie napisane, że naprawdę w większości nie umiałam połapać się o co tam chodzi, mimo pełnego skupienia i dobrych chęci.

Najciekawsze fragmenty książki było dla mnie te z Teklą i Monicą, dyrektorką szpitala. Jak pisałam, bardzo lubię wątki medyczne, uwielbiam Chirurgów i wszystkie podobne seriale, więc i tu się nie zawiodłam. Akcja dotycząca tych dwóch kobiet była bardzo ciekawa, pisarz trochę bawił się z czytelnikiem nie zdradzając motywów postępowania kobiet. W ogóle Tekla to ciekawa postać, myślę, że w kolejnych dwóch tomach trylogii może się naprawdę dobrze rozwinąć.

Problem sprawiły mi te fragmenty, w których opisywane były losy rosyjskiego bossa narkotykowego oraz umoczonych policjantów. Miałam wrażenie, że napisane są bez wyczucia, mimo że naprawdę się starałam, skupiałam, to jednak nie umiałam się w nich odnaleźć. Wygląda na to, że, by pisać o takich tematach w sposób interesujący, jasny i zrozumiały, trzeba faktycznie mieć dar. Tutaj daru nie zauważyłam.

Co do samej intrygi to też nie jestem całkiem usatysfakcjonowana. Długo w ogóle nie wiadomo o co chodzi, co oczywiście nie jest minusem. Rozwiązanie zagadki jednak jakoś mnie nie ruszyło, było mi w sumie obojętne, nic nowego, świeżego w nim nie dostrzegłam.

Ogólnie książka budzi we mnie mieszane odczucia. Wolałabym, żeby była o połowę krótsza, a mocniej skupiła się na Tekli, zamiast na szemranych mafijnych interesach. Mam nadzieję, że może tak będzie w drugim tomie, bo prawdopodobnie dam autorowi jeszcze jedną szansę. Może komuś, kto lubi poplątane, skomplikowane sensacyjne intrygi książka ma szansę się spodobać, dla mnie jednak to była trochę za bardzo niezrozumiałe.

Moja ocena: 6/10

Książka trafiła do mojej biblioteczki dzięki portalowi czytampierwszy.pl


marca 19, 2020

"Miasteczko" Natalia Nowak - Lewandowska

"Miasteczko" Natalia Nowak - Lewandowska

Autor: Natalia Nowak - Lewandowska
Tytuł: Miasteczko
Data premiery: 29.01.2020
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 352
Gatunek: powieść obyczajowa / kryminał

Natalia Nowak – Lewandowska to polska pisarka, znana głównie z powieści obyczajowych. Debiutowała w 2017 roku, a rok później ukazały się jej dwa kryminały z cyklu „Teoria gier”. Ja właśnie te dwie książki od dosyć dawna miałam na oku, więc jak tylko zobaczyłam opis „Miasteczka”, w którym zapowiadane są między innymi sekrety i zbrodnia, to stwierdziłam, że może zapoznanie się z piórem autorki od tego tytułu będzie dobrym pomysłem. Czy przeczucie mnie nie myliło?

Historia „Miasteczka” toczy się wokół postaci Moniki Romanowskiej, kobiety w okolicy 30stki. Po kilku latach pobytu w Warszawie oraz nieudanym związku Monika wraca do swojej rodzinnej małej miejscowości Doruchowa. Wiążą się z tym mieszane odczucia – z jednej strony cieszy się z powrotu do dawnych stron, z drugiej wstydzi, że nie udało jej się ułożyć życia w Warszawie. Na miejscu ma cudowną, energiczną babcię oraz tatę, którzy witają ją z otwartymi ramionami. Monika rozpoczyna pracę w okolicznym liceum – jest polonistką. Niestety wydarzenia nie przebiegają tak jak kobieta się spodziewała, chciała spokoju, chwili do namysłu, a zamiast tego wplatała się w niebezpieczny romans... Ponad to jeden z jej uczniów zmarł w podejrzanych okolicznościach, czemu zaczyna przyglądać się policja. Czy romans Moniki ma coś wspólnego ze śmiercią maturzysty? Czy komuś zależało na takim obrocie sprawy?

Książka składa się z dwóch prologów, ośmiu odcinków i epilogu. Dodatkowo na końcu znajdziemy też kilka słów od autorki oraz listę piosenek, które towarzyszyły jej podczas pisania. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, przedstawia wszystkich bohaterów zamieszanych w sprawę. Styl powieści jest lekki, całkiem przyjemny, jednak mam tu jedno 'ale' – zdania czasami, jak na mój gust, były za długie, tam gdzie ja postawiłabym kropki, autorka dawała przecinki. Z początku trochę mnie to denerwowało. Ogólnie książkę czyta się szybko, wizualnie bez problemów, a okładka przyciąga wzrok.

Co do treści powieści, to jednak nie była to książka tak do końca dla mnie. Pierwsze sto stron mi się podobało – to było przedstawienie postaci, opis miasteczka i jego historii. Chodzi tu o procesy o czary i palenie czarownic, które właśnie w tej okolicy miało miejsce. Na pewno zabieg osadzenia historii w prawdziwym, bogatym w niepokojącą historię miejscu dodaje lekturze smaczku. Bardzo spodobała mi się też postać babci Moniki, Miłki. W sumie to chyba jedyna postać, która przypadła mi do gustu w tej historii. To konkretna babka, kochająca swoje miasteczko i własną samodzielność. Niestety z jej przeszłością też wiąże się smutna historia, jednak mimo tego kobieta zachowała swój charakter i pogodę ducha. Nie ulega też wpływom otoczenia, ma swoje własne zdanie, swoje zasady, których trzyma się w każdych okolicznościach (chwała jej za to!).
Z Moniką miałam problem, bo biorąc pod uwagę jej wiek, to zachowywała się jak rozwydrzona nastolatka. Kompletnie nie potrafiłam zrozumieć jej zachowania, które chwilami wręcz wydawało mi się wręcz groteskowe.

Po pierwszych stu stronach przyszedł czas na wspomniany zakazany romans. Ja na ten gatunek mam lekkie uczulenie, które właśnie w tym momencie dało się we znaki. Dla mnie zachowania bohaterów w tych sytuacjach są po prostu śmieszne. Kiedyś o namiętności pisało się inaczej, teraz jest to jakieś takie banalne.

Gdzieś tak w połowie książki przyszła pora na zapowiadaną zbrodnię. Zaczęło się ciekawie, ale niestety na tym się skończyło. Mordercę i jego motywy wytypowałam w sumie od razu, a policjant prowadzący śledztwo przyprawiał mnie o zgrzytanie zębów. Jego zachowanie było może zrozumiałe w czasach istnienia milicji, nie teraz, więc naprawdę nie wiem dlaczego tak długo udało mu się zachować tę posadę i do tego na stopniu komisarza...

Przez to wszystko naprawdę nie wiem jak ocenić tę pozycję. Możliwe, że osoby lubujące się we współczesnych obyczajówkach i romansach lepiej odnajdą się na kartach tej powieści niż fani kryminałów. Ja zaliczam się do tych drugich. Książka posiada zalety, ale dla mnie posiada równie dużo wad. Momentami na pewno porusza ciekawe tematy jak mentalność i zachowania współczesnej młodzieży, przyjemnie oddała też klimat małej wioski. Wspomniane prawdziwe tło historyczne również w pełni doceniam. Nie umiałam jednak zrozumieć zachowania bohaterów, którzy na zmianę mnie śmieszyli i irytowali. Oprócz babci Miłki oczywiście :) Na ten moment nie wiem czy sięgnę po kolejne książki autorki, może dam jej jeszcze szansę ze wspomnianą „Teorią gier” o której pisałam we wstępie. Zobaczymy.

Moja ocena: 5/10

Ze egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Filia!


marca 18, 2020

"Ktoś musi umrzeć" Sarah A. Denzil

"Ktoś musi umrzeć" Sarah A. Denzil
Autor: Sarah A. Denzil
Tytuł: Ktoś musi umrzeć
Cykl: Isabel Fielding, tom 2
Tłumaczenie: Adrian Napieralski
Data premiery: 22.01.2020
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 336
Gatunek: thriller

Sarah A. Denzil to brytyjska pisarka thrillerów psychologicznych. Na swoim koncie ma już 10 powieści, z czego 4 zostały wydane w Polsce. „Ktoś musi umrzeć” to tom drugi o psychopatycznej morderczyni Isabel Fielding oraz jej obsesji na punkcie Leah, pielęgniarki, która w życiu nigdy nie miała łatwo. Pierwszą częścią cyklu jest książka pt. „Morderczyni”, którą przesłuchałam niedawno w formie audiobooka. Książki są ze sobą ściśle powiązane, więc raczej nie polecam sięgać po drugą bez znajomości pierwszej.

Leah razem z Tomem zostają objęci programem ochrony świadków. Mieszkają gdzieś w mały miasteczku, w małym brzydkim domu i starają się jakoś egzystować. Niestety Isabel cały czas jest na wolności, więc ich strach jest duży i ma swoje uzasadnienie. Niedługo po ich pojawieniu się w okolicy w pobliskim lesie zostaje znaleziona zamordowana dziewczyna. Została uduszona i okaleczona, policja podejrzewa Isabel. Leah i Tom znowu muszą zmienić miejsce zamieszkania. Teraz trafiają do bardzo uroczej miejscowości położonej nad morzem, obydwoje znajdują pracę i wygląda na to, że mogą powoli zacząć powrót do normalności. Jednak czy jest to możliwe ze świadomością, że Isabel cały czas jest na wolności i jedyne czego pragnie to poprzez morderstwo uczynić z Leah pięknego ptaka?

Książka składa się z prologu, 41 rozdziałów oraz epilogu. Narracja prowadzona jest w dużej mierze przez Leah wypowiadającą się w pierwszej osobie czasu teraźniejszego. Jej historia poprzetykana jest listami Isabel, które ta pisze do Leah opowiadając jej o swoich działaniach i odczuciach. Listy są tylko do wglądu czytelnika, Leah o nich nie wie. Styl powieści jest prosty, dostosowany do każdej z dwóch bohaterek.

Jak wspomniałam, główna uwaga poświęcona jest Leah, a raczej Lizzie, bo takie imię teraz nosi. Kobieta po wydarzeniach z poprzedniego tomu jest bardzo rozedrgana emocjonalnie, na ptaki reaguje paniką, dręczą ją koszmary i lęki. Na szczęście znajduje sobie coś, czym może zająć myśli. W domu starców, w którym znajduje pracę, poznaje starszego pana, któremu dawno temu zaginęła siostra. Leah podejmuje się przeprowadzenia śledztwa w tym temacie.
Ogólnie jakoś nie przekonała mnie psychologia tej bohaterki. Jak na osobę dorosłą, opiekującą się młodszym bratem, Leah jest strasznie nieporadna i dziecinna. Wygląda to tak, jakby to Tom musiał się nią opiekować. Niestety muszę przyznać, że w tym tomie bohaterka trochę zaszła mi za skórę, denerwowała mnie jej postawa i zachowanie. Trochę też zachowywała się nielogicznie w związku z tym śledztwem dotyczącym zaginięcia.

Co do Isabel to ona z kolei ma się za Boga. Też zachowuje się dziwnie, nie rozumiałam jej postępowania, ale powiedzmy, że było to uzasadnione – w końcu to morderczyni i psychopatka. Niemniej jednak też po czasie miałam jej trochę dosyć.

Najciekawszą postacią jest tutaj chyba Tom. Długo nie wiadomo co się z nim dzieje, stał się poważniejszy, mroczniejszy. Ewidentnie też ma traumę do przepracowania, ale niewiele z tym robi. Co jest dziwnie – po wydarzeniach z poprzedniego tomu zdecydowanie powinien być pod opieką psychiatry czy psychologa. Jednak na tle tych trzech postaci, to właśnie Tom prezentuje się tu najlepiej pod względem psychologicznym.

Jak wspomniałam, fabuła po części skupia się na starej sprawie zaginięcia dziecka, kilkuletniej dziewczynki. Sam pomysł ogólnie jest ciekawy, tylko znowu muszę się przyczepić do stylu jego poprowadzenia. Przez pół książki nie dzieje się w tej sprawie nic, Leah kompletnie nie ma pojęcia jak się za to zabrać, co niestety było po prostu nudne. Może gdyby autorka skupiła się bardziej właśnie na tym wątku, lepiej go umotywowała, uzasadniła psychologicznie, to książka mogłaby być ciekawsza. Niestety ta sprawa traktowana jest jako przerywnik od zmartwień o Isabel, a sama Leah nie jest za bardzo w roli detektywa przekonywująca.

Ogólnie to trochę się przy tej książce wymęczyłam. Bohaterowie wydawali mi się płascy i niewiarygodni pod względem psychologicznym. Przez większą część powieści też nie dzieje się za wiele, jest po prostu nudno. Przez to, nawet przy przyjemnym stylu, książkę czytałam dwa razy dłużej niż normalnie. Szkoda, liczyłam na to, że tom drugi będzie lepszy niż pierwszy, a okazało się odwrotnie.

Moja ocena: 5/10

Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Filia Mroczna Strona!

marca 18, 2020

"Krwawy kwiat" Louise Boije Af Gennas

"Krwawy kwiat" Louise Boije Af Gennas

Autor: Louise Boije Af Gennas
Tytuł: Krwawy kwiat
Cykl: Trylogia oporu, tom 1
Tłumaczenie: Agata Teperek
Data premiery: 22.01.2020
Wydawnictwo: Mova
Liczba stron: 456
Gatunek: thriller

Szwecja kojarzy się ze sprawiedliwym, zamożnym i praworządnym krajem, prawda? Gdzie nie ma problemów z równouprawnieniem, ludzie traktowani są godnie, państwo działa sprawnie. Afery polityczne w Szwecji? Przekręty, inwigilacja, przestępstwa? Raczej się o tym nie słyszy. Louise Boije Af Gennas, autorka 15 książek, postanowiła rozprawić się z podobnymi tematami w książce „Krwawy kwiat”, a podejrzewam, że i w całej Trylogii oporu, którą otwiera właśnie ten tytuł. Wydawnictwo głosi na okładce, że jest to thriller psychologiczny zawierający krytykę społeczną, a sama autorka na wstępie zaznacza, że o ile historia przedstawiona w książce jest całkowicie zmyślona, to fragmenty artykułów i niewyjaśnione 'afery' przywoływane w tekście są jak najbardziej prawdziwe. Już samo to brzmi interesująco! Książka gdzie fikcja ściera się z rzeczywistością – takie książki lubię!

Sara to młoda 24letnia dziewczyna, dla której ostatni rok nie był łaskawy – wiosną przeżyła pewną osobistą traumę, a chwilę później, wczesnym latem w wypadku zmarł jej ukochany ojciec. Dziewczyna popadła w depresję, ciężko jej myśleć o przyszłości, więc by zmienić otoczenie i trochę odetchnąć, zdecydowała się na przeprowadzkę do Sztokholmu. Wynajęła mały pokój, zatrudniła się w kawiarni. Sytuacja zmieniła się w chwili, gdy Bella przekroczyła próg kawiarni. Przy drugim spotkaniu zaproponowała Sarze pracę w znanej agencji PR. Dziewczyna z nutką podejrzliwości poszła na spotkanie i od razu została zatrudniona na stanowisku asystentki. Firma zaproponowała hojne wynagrodzenie, a Bella wprowadziła ją w towarzystwo z wyższych sfer. Wystawne kolacje, stołowanie się w najlepszych restauracjach, piękne ubrania, znajomości – to wszystko Sara ma na wyciągnięcie ręki. Czy to nie za dobre by mogło być prawdziwe? Dziewczyna zaczyna się niepokoić, kiedy wokół niej zaczynają się dziać dziwne rzeczy – ktoś za nią chodzi, ktoś o nią wypytuje. A może to tylko jej się wydaje? Może wariuje? Może nie odróżnia wytworów wyobraźni od rzeczywistości? A może coś jest na rzeczy, coś co wiąże się ze śmiercią jej ojca?

Książka składa się z 12 rozdziałów. Każdy z nich podzielony jest na nienumerowane podrozdziały. Od razu wspomnę to o wydaniu książki – jest naprawdę bardzo staranne! Każdy rozdział otwiera szkic na szarym tle, każdy podrozdział jest ładnie oznaczony. Okładka też robi wrażenie, jest mocno niepokojąca. Jedyną moją uwagą do wydania jest opis książki z tyłu okładki – nie do końca jest trafny, za dużo zdradza, więc jeśli jeszcze go nie czytaliście, nie róbcie tego!

Powieść przedstawiona jest z punktu widzenia Sara – narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego, przez co doświadczamy wszystkich emocji, jakie targają bohaterką. Tekst przeplatany jest wycinkami z artykułów prasowych i notatek jej ojca – artykuły czytało się najciężej, jednak to po prostu urok tekstów dziennikarskich dotyczących afer politycznych. Wszystko pozostałe czyta się świetnie i bardzo szybko, książka wciąga tak, że przeczytałam ją w jeden dzień - po prostu nie mogłam jej odłożyć.
Część z czytelników pewnie zwróci uwagę na częste wplatanie angielskich zwrotów w tekst. Możliwe, że powinny mieć przypisy – w końcu nie każdy polski odbiorca powieści musi znać ten język, a momentami nie jest to tylko wyrażenie, a wręcz całe zdanie. Niemniej jednak, tak jak w polskich tekstach raczej tępię takie wtrącenia, tak tutaj trzeba mieć na uwadze, że w językach skandynawskich, a więc i w szwedzkim, jest to po prostu na porządku dziennym. Przynajmniej jeśli wierzyć filmom i serialom ;) U nich słowa w języku ojczystym już naturalnie splatają się z angielskim, więc według mnie, nie należy tych wtrąceń traktować jako coś dziwnego. Oni po prostu tak mówią. Mając to na uwadze, może faktycznie tłumacz powinien je przetłumaczyć w całości na polski, to już jest pewnie kwestia sporna, mnie to w każdym razie nie przeszkadzało.

Co do samej powieści, to nie należy nastawiać się na szaleńczo pędzącą akcję. Fabuła toczy się powoli, autorka skrupulatnie i z uwagą przędze swoją nić. W zwyczajnych codziennych sprawach, w normalnie płynącym życiu (o ile taki awans społeczny można nazwać normalnym) zostawia czytelnikowi małe okruchy, małe wskazówki, które z biegiem lektury, jak puzzle, powoli odsłaniają widok na całokształt. W końcu jest ich na tyle dużo, że główna bohaterka już nie może ich ignorować, musi zacząć składać je w całość. Dla mnie fabuła poprowadzona jest rewelacyjnie, wymaga od czytelnika uwagi i całkowicie wciąga w tą równoległą rzeczywistość.

Co do bohaterów i ich sytuacji, to kto z nas nie marzył, by wygrać na loterii czy zarabiać górę pieniędzy? W takiej sytuacji postawiona jest główna bohaterka, zaczyna żyć marzeniem każdego z nas. Sara ma za sobą niełatwą przeszłość, wychowała się co prawda w bardzo przyjaznej, kochającej się rodzinie, ale już z rówieśnikami nie szło jej tak łatwo. Takich sytuacji w jej życiu trochę było, wszystko to nałożyło się na siebie, przez co dziewczyna na bardzo niskie poczucie własnej wartości, chwilami nawet nie ufa swoim zmysłom. To złożona postać, przedstawiona tak realistycznie, że czytelnik ma wrażenie, że siedzi prawdziwemu człowiekowi w głowie.

Oczywiście ważnym wątkiem są tematy poruszane w powieści. Jest władza, jest społeczeństwo i zależności pomiędzy nimi. Jest mowa o niesprawiedliwościach, wykorzystywaniu, spiskach i tuszowaniu spraw. Nie chcę tu za wiele zdradzać, ale warto podkreślić, że mimo iż tematy do łatwych nie należą, są przedstawione bardzo przystępnie i racjonalnie.

Ogólnie, jestem tą książką zachwycona! Nie wiem dlaczego tak mało się o niej mówi, nie wiem dlaczego niektórym się nie podoba. To drugie może być skutkiem nietrafionego opisu powieści, o czym wspomniałam na początku. Ja na szczęście zanim się do książki zabrałam, to już zapomniałam o czym miała być, więc czytałam ją bez oczekiwań. Mam ogromną nadzieję, że wydawnictwo szybko wyda część drugą i trzecią, na rynku skandynawskim już wszystkie trzy są dostępne. Już czekam! Jestem ogromnie ciekawa dalszych losów bohaterki i rozwiązania tych afer, które tu nie zostały zamknięte.

Moja ocena: 8/10

Książka trafiła do mojej biblioteczki dzięki portalowi czytampierwszy.pl