września 21, 2023

"Szóstka" Przemysław Kowalewski

"Szóstka" Przemysław Kowalewski

Autor: Przemysław Kowalewski
Tytuł: Szóstka
Cykl: kapitan Ugne Galant, tom 2
Data premiery: 20.09.2023
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 408
Gatunek: kryminał / kryminał retro
 
Przemysław Kowalewski na polskim rynku książki to ciągle nowość – debiutował niecałe cztery miesiące temu „Kozłem” (recenzja – klik), który szybko podbił serca czytelników literatury kryminalnej. Już teraz dostaliśmy tom drugi, a jednak historię osobną powiązaną główną postacią - milicjantem i śledczym Ugne Galantem. Autor na co dzień zajmuje się dziennikarstwem, pisze do „Monitora Szczecińskiego”, jest także wielkim pasjonatem historii swojego miasta – czemu daje wyraz w swoich powieściach przeplatając w nich fikcję z historią prawdziwą.
 
Historia toczy się kilka lat po fabule „Kozła”. Ugne Galant nie przebolał straty przyjaciół, którzy ponieśli śmierć w czasie dawnej sprawy, pije i utrzymuje się przy życiu tylko dzięki kolejnym angażującym, zaprzątającym mu głowę śledztwom. W styczniu 1968 roku zaczepia go Joanna Krauze, oficerka Służb Bezpieczeństwa, którą on kiedyś poznał pod przykrywką. Teraz zaprasza go do wspólnego śledztwa, w którym udział ma wziąć jego stary zespół – Basia i Kazik zwany lwowiakiem. To tajna grupa utworzona na życzenie samego ministra, o której ma nie wiedzieć nikt. Badać mają katastrofę tramwajową, która wydarzyła się w Szczecinie na początku grudnia, a która wywołała szok i niewyobrażalną liczbę ofiar. Początkowo mówiono, że był to wypadek, teraz jednak coraz częściej pojawiają się głosy o działaniach zamierzonych – czy to partia? A może Żydzi? Ugne wraz z ekipą zaczynają skrupulatnie przyglądać się sprawie, ktoś jednak jest krok przed nimi – zaczynają znikać świadkowie zdarzenia... Ewidentnie zatem było to celowe działanie, jednak kto za nim stoi? Czy uda im się i tym razem dość do sedna sprawy? A może ważniejsze będzie pytanie – jakim kosztem?
 
Książka rozpisana jest na prolog, 35 tytułowanych rozdziałów i epilog, a zamyka ją kilka słów od autora, który tłumaczy co w historii było prawdą historyczną, a co fikcją. Każdy rozdział otwiera określenie z miejscem i datą zdarzeń. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, przede wszystkim skupia się na śledczych i głównie na tym, co z zewnątrz, o emocjach postaci mówi niewiele. Okazyjnie pojawiają się też fragmenty opisujące poczynania innych osób wplątanych w tę zbrodnię, a całość w ogóle otwiera się szczegółowym opisem katastrofy tramwajowej. Styl powieści jest hm... dokładny, to będzie chyba najlepsze określenie. Zarówno pod względem opisowym czy postaci, czy miejsc i zachowań, jak i pod względem językowym – widać, że autor bardzo dobrze zna dawne realia, pojawiają się często jakieś wtrącenia w obcym języku, nawiązania do zdarzeń prawdziwych – do wszystkiego są przypisy, więc czytelnik nie ma najmniejszego problemu, by zrozumieć o czym mowa. Widać, że sposób w jaki autor pisze, nie jest mu obojętny, przykłada już do tej strony technicznej, językowej sporo uwagi, dzięki czemu i całą powieść czyta się bardzo sprawnie, płynnie, z przyjemnością.
 
„Szóstka” to powieść kryminalna z mocnym akcentem sensacyjnym, ja jednak najpierw chciałam zwrócić uwagę na tło historyczne, na którym została oparta, bo jego dokładność (tak, znowu dokładność!) spodobała mi się najmocniej. W książce pojawiają się aspekty polityczne, uwikłanie ministerstwa, partii i założeń komunistycznych jednak konieczne jest do solidnego przedstawienia problemu, jaki jest w niej zobrazowany. A chodzi o coś, nad czym w sumie się wcześniej specjalnie nie zastanawiałam – o losy Żydów w powojennej Polsce. A te były zaskakująco tragiczne, po Holokauście wcale nastawienie do nich się zmieniło – w latach 60tych, w których toczy się akcja, byli gnębieni, wykluczani ze społeczności, wyganiani z kraju, obwiniani za wszystko, co złe. I tu autor daje tego doskonale obraz. Ponadto oczywiście dokładnie oddaje realia życia ogólnie, czy to chodzi o muzykę, rozrywkę czy ubiór – widać tu ogromną wiedzę i zainteresowanie autora.
 
Przejdźmy jednak do samego kryminału. Intryga rozkręca się spokojnie, od rozmowy ze świadkami, ale szybko nabiera tempa, dużo w niej wątków sensacyjnych, pościgów, bijatyk i innych dynamicznych rozwiązań. To oczywiście mocno historię ożywia, fani książek, w których dużo się dzieje, spiski i tajne akcje są na porządku dziennym, będzie mocno usatysfakcjonowani. Intryga zbudowana jest na podobnej zasadzie, co tom pierwszy – to ładnie zgrywa się w formie serii, choć może nie do końca zaskakuje. Rozpatrując jednak książkę jako powieść rozrywkową nie za bardzo jest się do czego przyczepić.
 
No i na koniec postacie. Autor bardzo dużą uwagę przywiązuje do ich powłoki zewnętrznej – tego jak wyglądają, w co się ubierają. Charakterologicznie są może trochę mniej dopracowane, ale na pasującym do całości poziomie – wiemy co nieco o ich przeszłości, o rysach, które sprawiły, że teraz zachowują się tak, a nie inaczej. Nie pamiętam już specjalnie Basi z „Kozła”, tu jej postać mi się całkiem spodobała, to młoda kobieta, która nie daje sobą pomiatać. A jednak trochę te postaci wpisują się w schemat kryminału, są tam gdzieś małe wątki romansowe, miłosne, dosyć szablonowe – albo to po prostu ja ostatnio mam dosyć tego, że przy postaciach kobiecych zawsze muszą pojawiać się takie wstawki... Bezsprzecznie za to polubiłam Kazika, który żyje sobie szczęśliwie z żoną, obydwoje lubią jeść i angażują się w swoje pasje. Myślę więc, że ten banał, schemat, jest po prostu następstwem tego, że autor chciał, by książka miała wszystkie cechy tego rasowego, kryminału sprzed kilku-kilkunastu lat.
 
Podsumowując, „Szóstka” to udane połączenie powieści rozrywkowo-sensacyjnej z tłem historycznym Szczecina i powojennej Polski. Mnie najbardziej przypadło do gustu właśnie te tło, to, jak sprawnie autor w całą fabułę fikcyjną wplótł realia PRL-u, życia, rozrywek i stylu tamtych czasów. Oczywiście i intrydze kryminalnej nie mam nic do zarzucenia – dobrze wpisuje się w ramy gatunkowe, jest dynamiczna, zajmująca i dla fanów sensacji na pewno mocno zaskakująca. Autor stara się przedstawiać całą fabułę bardzo realistycznie równocześnie bawiąc się tymi znanymi z rasowych kryminałów wątkami i rozwiązaniami. Dla poszukiwaczy mocnych, dynamicznych historii i równocześnie zabiegów już dobrze znajomych, i będzie to lektura idealna. Ja wolałabym jednak próbę wyjścia z ram, ale szanuję autora za skrupulatność i trzymanie się obranego celu. Finalnie uważam, że jest to kryminał wart uwagi, choćby we względu na świetnie przedstawiony problem żydowski w powojennej Polsce.
 
Moja ocena: 7,5/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Filia Mroczna Strona.


Dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

września 21, 2023

"Ukryty port" Maria Oruña

"Ukryty port" Maria Oruña
Autor: Maria Oruña
Tytuł: Ukryty port
Tłumaczenie: Joanna Ostrowska
Data premiery: 28.06.2023
Wydawnictwo: Mando
Liczba stron: 464
Gatunek: kryminał
 
Maria Oruña to hiszpańska autorka powieści kryminalnych. Z zawodu prawniczka, na rynku książki debiutowała w 2013 roku tytułem, który napisała podczas urlopu macierzyńskiego. Dwa lata później ukazała się książka, która jak na razie jako jedyna została przetłumaczona na polski oraz kilka innych języków – to oczywiście „Ukryty port”. Aktualnie autorka wydaje jedną książkę na rok, na koncie ma sześć tytułów. Pozostaje mieć nadzieję, że polski wydawca skusi się na kolejne tłumaczenia, na razie mogę przyznać tylko, że okładki pozostałych wyglądają równie klimatycznie co „Ukryty port”.
 
Historia tej powieści toczy się latem w hiszpańskiej Kantabrii, w okolicy miast Bilbao i Santander, głównie w małej wiosce Suances. Właśnie tam przyjeżdża Anglik Olivier, który odziedziczył w tym miejscu duży dom po matce zwany Villa Marina. Trwa teraz remont, Olivier planuje otworzyć tam pensjonat – to naprawdę dobre miejsce, położone przy samym klifie, z pięknym widokiem i naturą tchnącą spokojem. Niestety jego własny spokój szybko zostaje zaburzony – robotnicy w piwnicy kując ścianę znaleźli w niej ciało noworodka zawinięte w prześcieradła wraz z figurką jakiegoś dziwnego bóstwa. Olivier od razu wzywa policję, sprawa trafia do porucznik Valentiny Redondo. Od razu widać, że dziecko pochowane zostało tam dawno temu, będzie potrzeba sporo badań, by znaleźć przyczynę jego śmierci. Nikt jeszcze nie wie, że te odkrycie obudzi dawno zagrzebane demony miasteczka, a ta jedna śmierć to dopiero początek...
 
Książka podzielona jest na nienumerowane średniej długości rozdziały, które naprzemiennie toczą się w dwóch czasach – współczesnych, w czasie śledztwa: te zawsze otwiera jakiś ciekawy nawiązujący do zdarzeń cytat, oraz w czasach dawnych, zaczynających się na chwilę przed II wojną światową, w czasie wojny domowej w Hiszpanii. Te rozdziały pisane są w formie dziennika przez nieznanego autora, który zwraca się do kogoś, do czytelnika dziennika. Zapisy te najczęściej mają formę scenek z przeszłości, są konkretne wspomnienia, dialogi itp. Narracja prowadzona jest w czasach współczesnych w trzeciej osobie czasu przeszłego, narrator podąża za Olivierem i Valentiną. Raczej stoi z boku, opisuje co się dzieje i skrupulatnie przytacza gesty i dialogi prowadzonymi pomiędzy postaciami. Dziennik pisany jest przez kogoś do kogoś w wiadomym czasie – wspomnienia pisane są w czasie przeszłym, ogólnie stwierdzenia, odniesienia do czytelnika teraźniejszym – przeważają jednak wspomnienia. Styl powieści jest raczej prosty, skupiony na oddaniu zdarzeń, jest bardzo dużo dialogów, które prowadzone są sprawnie. Jedyne co nie całkiem mi przypasowało, to ilość przekleństw, w sumie jednego słowa – rozumiem, że może i w środowisku policyjnym pomiędzy sobą funkcjonariusze nie przebierają w słowach, ale tutaj jakoś to nie do końca grało – może gdyby zostawić te przekleństwo w oryginale brzmiałoby to lepiej? To jednak niewielka uwaga, ogólnie książkę czyta się dobrze i sprawnie.
 
Podział powieści na dwie historie, dwa czasy akcji to naprawdę dobry zabieg. Dzięki temu skupiamy się na postaciach, ich historiach i rodzinnych zależnościach – w końcu pomiędzy czasami musi być jakieś powiązanie, a my dokładnie poznajemy historię, która przybliży nam okoliczności i motywy zbrodni. I tak historia współczesna prowadzona jest tempem umiarkowanym, przede wszystkim skupia się na śledztwie. Razem z Valentiną i zespołem podążamy tropem pochowanego z dzieckiem bóstwa, szukamy powiązań, a równocześnie wraz z Olivierem odkrywamy historię jego rodziny – na prośbę policji musi on znaleźć dawne zapisy własnościowe domu, a przy tym wychodzi kilka niespodziewanych informacji – i tymi tropami podążamy.
Historia z przeszłości przede wszystkim skupia się na postaci Jany, dziewczynki z dosyć ubogiej rodziny, która popadła w jeszcze większą biedę raz z nadejściem wojny domowej w 1936 roku. I tak obserwujemy jej losy, jej starania, by polepszyć jakość życia, rozterki czy iść za głosem serca czy rozumu. To w dużej mierze historia obyczajowa, choć i w niej z czasem pojawia się wątek kryminalny. Przede wszystkim jednak to ta historia Hiszpanii w tle jest tym, co zaciekawiło mnie to najmocniej – mamy wojnę domową, rewolucjonistów, którzy już po jej zakończeniu ukrywają się w górach. Mam dobrze zobrazowane losy młodych dziewczyn, które już jako nastolatki szły gdzieś na służbę, by mieć co jeść, w co się ubrać. Autorka bardzo żywo i dokładnie przedstawia realia życia w tamtych czasach w warstwie rodzin biednych.
 
W czasach współczesnych również znalazło się wiele ciekawostek, które akurat były zbieżne z literaturą non-fiction, którą w tym czasie czytałam – „Dowody zbrodni. Jak rośliny rozwiązują zagadki kryminalne” (recenzja – klik!). W tej części sporo skupienia na technicznych aspektach zbrodni, na teorii wziętej wprost ze szkoleń FBI. Dla mnie takie ciekawostki, oczywiście zgrabnie wplecione w tekst, zawsze są dodatkową atrakcją.
 
Historia toczy się spokojnie, skupia się na postaciach i ich przeszłości. Kreacje głównej dwójki są całkiem przyjemne, choć raczej nie udało im się uniknąć ram, które już znamy. Obydwoje nie mieli łatwej przeszłości, Olivier teraz odkrywa, że jego historia rodziny, jest jeszcze bardziej skomplikowana niż myślał, ale on, mimo że Anglik, to ma duszę odkrywcy – sam szuka, tropi, nawet kiedy policja prosi go, by przestał. Oczywiście relacja pomiędzy nim a Valentiną się pogłębia, znowu nie do końcu uciekając banalności. A może ostatnio mam przesyt tego, że w każdym kryminale relacje pomiędzy bohaterami dwojga płci wyglądają tak samo.
 
Dla polskiego czytelnika dodatkową atrakcją na pewno będzie miejsce zdarzeń, hiszpańska mała wieść, piękna architektura, która tu jest momentami dokładnie opisana, bliskość wody i jej surowość, a zarazem spokój obcowania z przyrodą. To wszystko tu jest i wprowadza bardzo fajny małomiasteczkowy klimat miejsca z solidną historią.
 
Któraś z postaci mówi, że były to dobry podkład muzyczny do zdarzeń z tej historii...

"Ukryty port” to powieść o szukaniu własnej historii, własnych korzeni i miejsca na świecie. Pod płaszczykiem niepokojącej zbrodni odnajdujemy historię ludzi, rodzin i miejsca. Poznajemy jak życie w tym miejscu się zmieniało, jaki wpływ historia świata miała na ten mały odcinek. To historia z gatunku tych co lubię, nieśpiesznych, klimatycznych, skupionych na ludziach i ich opowieści. Przyznam jednak, że rozwiązanie zagadki jakoś nie do końca mnie usatysfakcjonowało na poziomie emocjonalnym – choć oczywiście było logiczne. Nie jest kryminał idealny, jest tu trochę oklepanych już zabiegów, ale przez większą część lektury byłam w tę historię żywo zaangażowana. Z chęcią sprawdziłabym jak wypadają nowsze tytuły tej autorki!
 
Moja ocena: 7,5/10 

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Mando.

Dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

września 20, 2023

"Między młotem a imadłem" Olga Rudnicka - patronacka recenzja przedpremierowa

"Między młotem a imadłem" Olga Rudnicka - patronacka recenzja przedpremierowa

Autor: Olga Rudnicka
Tytuł: Między młotem a imadłem
Cykl: detektywka Matylda Dominiczak, tom 7
Data premiery: 26.09.2023
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 304
Gatunek: komedia kryminalna
 
Czytelnicy, którzy znają i wiedzą trochę o polskiej komedii kryminalnej, nazwisko Olgi Rudnickiej znają doskonale, uważa się, że to ona, gdy zabrakło nam już naszej królowej gatunku Joanny Chmielewskiej, sama utrzymywała przez chwilę ten gatunek żywy. A było to nie nada dokonanie, bo debiutowała zaledwie jako dwudziestolatka w roku 2008 „Martwym jeziorem”. Aktualnie na koncie ma 26 powieści, część to krótkie cykle, część powieści osobne. Jeszcze kilka lat temu można było powiedzieć, że jej najpopularniejszą serią jest ta o Nataliach, teraz jednak w 2020 roku pojawiła się ona – Matylda Dominiczak. Kiedyś bibliotekarka, teraz prywatna detektywka. Te trzy lata temu ukazał się tom pierwszy tej serii „Oddaj albo giń!” (recenzja – klik!), ale bohaterka narodziła się ciut wcześniej – w 2018 roku w „Byle do przodu” odegrała drugoplanową, ale jakże pamiętną rolę. I tak narodził się cykl, a przynajmniej tak myślę, że tak było. Teraz, pięć lat po tym, gdy w komentarzu na portalu czytelniczym lubimyczytac.pl napisałam, że chciałabym, by Matylda nie zniknęła z książek autorki, mam tę przyjemność patronować siódmemu tomowi serii pt. "Między młotem a imadłem". Seria napisana jest tak, że da się ją czytać oddzielnie, jednak ten tom dosyć mocno powiązany jest z poprzednim pt. „Wadliwy klient” (recenzja – klik!), więc jeśli nie znacie serii i nie macie czasu czytać całości, to zachęcam do lektury przynajmniej tych dwóch tomów.
 
Historia rozpoczyna się w momencie, gdy Matylda zostaje pogrzebana żywcem... a przynajmniej tak jej się wydaje. Wszystko jednak na to wskazuje: została wsadzona do trumny, gdzieś ją wywieziono, trumnę gdzieś ktoś przeniósł, a teraz sypie się na nią coś – ziemia pewnie? Zatem pogrzebanie żywcem to bardzo prawdopodobna opcja... W tym czasie komisarz Marecki wraz ze swoją policyjną partnerką komisarką Mizerą zaniepokojeni brakiem kontaktu i wcześniejszym niepokojącym odkryciem Matyldy, ruszają na jej poszukiwania. Okazuje się, że nikt nie miał z nią kontaktu – mąż nie ma pojęcia, że żona mu zaginęła, choć tak naprawdę nie pamięta, kiedy się z nią widział, pracujący dla niej były komisarz Tomczak też nic nie wie. Albo nie chce zdradzić, że wie. Marecki jednak podejrzewa, że Matylda pracowała dla gangstera zwanego Wujkiem, więc zaczyna wokół tego tematu krążyć... W co znowu wpakowała się Matylda? Jak ją znaleźć? Oby nie było za późno!
„Dzisiejsze wydarzenia coś w niej odblokowały. Jestem twardzielką, pomyślała z lekkich drżeniem kolan.”
Fabuła tego tomu rozgrywa się w przeciągu trzech dni, od 15 do 17 czerwca 2012 roku, od piątku do niedzieli. Książka nie ma typowego podziału na rozdziały, jest tylko podział na dni, a te podzielone są na scenki oddzielane gwiazdką – historia przedstawiona jest naprzemiennie z perspektywy kilku postaci, głównie to Matylda, Tomczak i Marecki z Mizerą. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego przez narratora wszechwiedzącego, który nie ma problemów, by wchodzić w głowy postaci i skrupulatnie przedstawiać ich rozterki wewnętrzne – najmocniej widoczne jest to oczywiście przy Matyldzie, która notorycznie prowadzi sama ze sobą dialogi wewnętrzne, ma ten mały, nie tak cichy głosik, który sam ją trochę wyśmiewa. Styl zatem jest mocno oryginalny, gdyż momentami naśladuje strumień świadomości – czyli zdania bywają długie, pokręcone, ale w ten bardzo humorystyczny sposób – nawet jeśli zdanie jest tak długie i zagmatwane, że zaczynamy się gubić, to jest to po prostu bardzo śmieszne.
„(...) jak się zdenerwuję, to plotę, co mi ślina na język przyniesie. To taka wada, zaburzenie osobowości. To się leczy spokojnym trybem życia, ale moja praca jakoś temu nie służy i czasami mi się pogarsza. Pan rozumie, stres nasila objawy, ale jest to zupełnie nieszkodliwe – paplała czując, że nie może przestać.”
Humor w ogóle jest tu wszędzie, w dialogach, postaciach, sytuacjach. Język normalny, przyjemny, zawsze podkreślam, że autorka nie musi uciekać się do wulgaryzmów, żeby osiągnąć efekt – tu Tomczak raczej nie hamuje się w słownictwie, jednak to po prostu taka kreacja postaci.
„Tomczak to Tomczak i trzeba go akceptować takiego, jaki jest.”
Bo postacie są mocno komediowe, a co za tym idzie, mają cechy nieco podkoloryzowane. Matylda to postać bardzo impulsywna, z dużą intuicją – na coś wpada, nawet sama nie wie na co i w jaki sposób, ale później okazuje się, że przeczucia ją nie myliły – dlatego tak dobrze sprawdza się w roli detektywa. Kiedyś była raczej nieśmiała i strachliwa, teraz coraz bardziej to przełamuje, coraz mocniej wierzy w siebie i na dobre to jej wychodzi. Ma jednak niesamowitą zdolność pakowania się w dziwne sytuacje, ale to też dobrze zgrywa się z jej aktualnym zawodem, prawda? W tym tomie jej życie prywatne nie gra aż tak dużej roli, jak w poprzednich, choć w tle cały czas czuć, że jej małżeństwo dogorywa.
„(...) o co by nie chodziło, to pani Matylda na pewno nie chciała, a jak chciała, to niechcący i jak na nią złego słowa nie dam powiedzieć (...).”
Matylda to postać jedyna w swoim rodzaju i to ona jest tym, co napędza całą serię. Jednak i ona nie jest w stanie działać całkiem solo, więc krótko wspomnę jeszcze o tych, którzy wokół niej. Przede wszystkim Tomczak. Bardzo charakterystyczna postać – jest to gbur, przejawiający dużo cech mizoginisty, szowinisty, człowiek baaardzo starej daty, dosyć obrzydliwy w swoim zachowaniu. Nieudolny, ale wierny, Matylda z jakichś względów cały czas zleca mu pomniejsze zadania.
„Dżinsiki na chudej dupce, koszulka w drobną kratkę, na guziczki, kurteczka, żeby broń ukryć, duże sarnie oczka i blond włosku, buzia jak u laleczki. Tomczak dobrze wiedział, jak wygląda Szatan, nie z nim takie numery.”
W tej serii sporą rolę, większą niż wcześniej odgrywa komisarka Kasia Mizera, młoda, ale z zasadami, uparta, ale dobra. Mimo że nie przepada za postrzeloną Matyldą, to i tak rusza jej na pomoc, przejmuje się jej losem.
„Jeśli spędzi z nim jeszcze godzinę, sama zacznie mówić o sobie Chuda Kaśka i zastanawiać się, dlaczego nie poświęca życia cerowaniu mężowskich skarpet.”
Poza tym jest jeszcze komisarz Marecki, ochroniarz Ksawery Grom, gangsterzy i była szefowa Salcia – każda z tych kreacji jest jedyna w swoim rodzaju, każda na swój sposób zabawna, ale zabrakło by nam miejsca na blogu, żeby opisywać każdą.
„Tak mógł wyglądać prezes banku albo szef wielkiej firmy, a nie jakiś podrzędny gangster. Czasy się zmieniają, stwierdziła. Gangusy są wśród nas, zakamuflowani w garniakach za kilka tysięcy, podczas gdy uczciwi ludzie muszą liczyć każdy grosz.”
Intryga kryminalna tego tomu częściowo powiązana jest z tym, co działo się w „Wadliwym kliencie” – Matylda nadal szuka zaginionych partnerek architekta podejrzewając, że on sam może mieć z tym coś wspólnego. To jedna sprawa, druga jest już osobną historią tego tomu – to wojna gangów, w którą przypadkowo wplątuje się Matylda. Tam, jak to zawsze z ludźmi przy władzy, dochodzi do przekrętów, wymuszeń i inwigilacji, ale żeby dowiedzieć się więcej, to już musicie sięgnąć po tę powieść. Intryga rozpisana jest więc na dwie przeplatające się ze sobą zagadki, może nie jest mocno skomplikowana, ale na tyle ciekawa, że czytelnik z uwagą obserwuje śledztwo policji i Matyldy.
„Intuicja to nic innego, moim zdaniem, jak inteligencja emocjonalna. Dostrzegamy rzeczy, które pozostają poza sferę logiki, ale podświadomość działa i odczytuje emocje. To jak swego rodzaju wewnętrzny radar.”
Komedia kryminalna to gatunek, który ma na celu dostarczenie rozrywki wszelakiej – i masę humoru na poprawę nastroju i utrzymanie tajemnicy, napięcia charakterystycznego dla kryminału. I autorce się to udaje, choć tu szala lekko przechyla się na stronę humoru. Są wątki lekko feministyczne (przy postaci Tomczaka każda kobieta wygląda na feministkę... 😉), przede wszystkim jednak patrząc na postać Matyldy i my przekonujemy się, że warto stawiać na swoje, walczyć o siebie i nie bać się działać zgodnie z sumieniem. Ja Matyldę uwielbiam, uważam że to jedna z najbardziej pokręconych pozytywnie postaci w naszej polskiej literaturze, więc przy każdym jej śledztwie mocno jej kibicuję. W tym tomie dostarczyła mi dużo śmiechu i dobrych kryminalnych wrażeń. Z niecierpliwością czekam na nasze kolejne spotkanie!
„Będę jak Wonder Women w My Little Pony. Pokoloruję świat.”
Moja ocena: 7,5/10
 
Recenzja powstała we współpracy patronackiej z Wydawnictwem Prószyński i S-ka.

Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

września 20, 2023

"Skazani za życia" Marco De Franchi - patronacka recenzja premierowa

"Skazani za życia" Marco De Franchi - patronacka recenzja premierowa

Autor: Marco De Franchi
Tytuł: Skazani za życia
Cykl: komisarz Valentina Medici, tom 1
Tłumaczenie: Aneta Banasik
Data premiery: 20.09.2023
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 584
Gatunek: kryminał / thriller
 
 Marco De Franchi to włoski autor kryminalny, który wie o czym pisze – wcześniej przez lata pracował w policji, dobrych kilka lat w policji centralnej, przez co bardzo dobrze orientuje się w relacjach pomiędzy szczeblami tej instytucji. Pisać chciał od zawsze, teraz w końcu spełnił to marzenie, a jego książka szybko wzbudziła zainteresowanie również u zagranicznych wydawców – wkrótce ma zostać wydana w wielu europejskich krajach. Sam autor wskazuje w posłowiu, że to dopiero jego początek przygody z pisarstwem. A ja przyznaję, że jest to początek wiele obiecujący!
 
Historia zaczyna się w małym włoskim miasteczku Sorano położonym w środkowo-północnym odcinku Włoch. W nocy na krętej wąskiej drodze mężczyzna wracający samochodem do domu natrafia na chłopca, kilkunastoletniego, który biegnie drogą ostatkiem sił i głośno krzyczy. Do tego jest kompletnie nagi. Trafia do szpitala, a na miejsce wysłana zostaje młodsza komisarka Valentina Medici z centrali operacyjnej policji, która wraz ze swoim asystentem Angelem Zucca na sprawdzić czy sprawa przypadkiem nie podlega ich sekcji. Tak naprawdę nie wiadomo o co w niej chodzi – lokalna policja nie jest pewna czy wierzyć w to, co mówi chłopiec, bo od pewnego czasu sprawiał problemy, już zdarzało mu się uciekać z domu. On jednak twierdzi, że został porwany, gdy wracał ze szkoły do domu. Porwania dokonał mężczyzna z białymi długimi włosami i sztucznym uśmiechem na twarzy, który coś mu wstrzyknął i wywiózł ciężarówką bez okien... Chłopiec ocknął się kilka godzin później w samochodzie wytapetowanym ludzkimi twarzami, obok drugiego nieprzytomnego chłopca… i uciekł, biegł ile sił w nogach przez las. Chłopiec podał dużo szczegółów, Valentina zatem zaczyna badać sprawę, jednak szybko musi ruszyć do położonej niewiele dalej wioski – doszło do drugiego zaginięcia. Chłopca bardzo podobnego do tego leżącego w szpitalu. Ale temu porwaniu towarzyszyło morderstwo. Z kim przyjdzie im się mierzyć? Na razie wygląda to jak sprawa porwania, ale co, jeśli kryje się za tym coś więcej? Valentina jeszcze nie wie naprzeciwko kogo staje – a czeka ją walka z naprawdę mrocznym, ale i inteligentnym przeciwnikiem owładniętym poczuciem misji....
„Przeczuwała już, że pod powierzchnią tej historii ukrywa się inna – poważniejsza, mroczniejsza i prawdopodobnie jeszcze bardziej przerażająca.”
Książka rozpisana jest na 12 tytułowanych, nienumerowanych części, które składają się w sumie na 157 króciutkich rozdziałów przedstawionych naprzemiennie z kilku perspektyw: przede wszystkim Valentiny i później towarzyszącemu jej w śledztwie lokalnemu policjantowi Fabii Costa, ale nie tylko, np. cała historia zaczyna się rozdziałem pisanym z perspektywy mężczyzny odnajdującego chłopca, później zdarza się też, że dostajemy strzępy informacji od samego mordercy. Styl powieści skupiony jest na oddaniu wszystkich niuansów śledztwa, jest spokojny, dobrze wpisujący się w ramy gatunku, język prosty i płynny, przez co książkę czyta się dobrze.
„- (...) Twoi przyjaciele się o ciebie martwią. Oni cię znają i wiedzą, jaki jesteś naprawdę.
- To niczego nie zmienia.
- A powinno. Bo ci ludzie w ciebie wierzą, wiedzą, czego dokonałeś. Kiedy ty sam się niszczysz, twoi przyjaciele cierpią.”
Pierwszym, co rzuca się w oczy, to równocześnie oryginalna bodowa tej historii, która w tym samym czasie dobrze wpisuje się w ramy gatunkowe kryminału – a połączyć te dwa elementy wcale nie jest łatwo. Historia rozkręca się dosyć spokojnie, dopiero gdzieś po setnej stronie faktycznie zaczyna wciągać, ale tak, że nie wiadomo kiedy, a nagle bardzo trudno ją odłożyć. Można ją podzielić na dwie części, bo historia w środku jakby się kończy – tzn. dzieje się coś, co jak najbardziej mogłoby być końcem tej historii. A jednak przed nami nadal pół powieści – ciekawy zabieg! Druga część jest nieco bardziej sensacyjna, trochę mnie prywatna od części pierwszej. Intryga zatem jest zagmatwana, toczy się ścieżkami nieoczywistymi – z jednej strony jest seryjny porywacz z misją, z drugiej... tego zdradzić nie mogę 😊 Mogę za to napisać, że zagadka jest bardzo dobrze przemyślana i sprytnie rozpisana, ciężko wpaść na jej rozwiązanie samodzielnie.
„Odniósł wrażenie, że zamyka za sobą znacznie więcej niż drzwi hotelu. Zostawiał za plecami całe dotychczasowe życie pełne okropnych, niewybaczalnych błędów. Teraz miał przed sobą ostatnią, nieoczekiwaną szansę na odkupienie win.”
Historia ta porusza bardzo wiele ciekawych tematów. Po pierwsze świetnie oddaje sposób funkcjonowania włoskich służb, czytelnik może zgłębić wszystkie zależności pomiędzy różnymi działami policji, dowiedzieć się czy sprawnie współpracują, czy jednak są tam jakieś niesnaski. Jest też sporo o zaangażowaniu mediów w sprawę oraz korupcji. Po drugie, jest motyw sztuki, na co wskazuje sama okładka książki. W pewnym momencie jest on dosyć wyraźny i dosyć mocno skojarzył mi się z „Lucią” Miniera (recenzja – klik!), ale to tylko niewielka część całości. Ja jednak jestem fanką motywów sztuki w kryminałach i tu byłam faktycznie usatysfakcjonowana tym, jak sprytnie autor wplótł to w fabułę. Ogólnie miałam dużo skojarzeń z innymi powieściami: dostrzegłam podobne wątki co w „Purpurowej Sieci” Moli (recenzja – klik!), w „Zdarzyło się dwa razy” Thillieza (recenzja – klik!) czy naszym polskim „Poszukiwaczu Zwłok” Gorzki (recenzja – klik!). Zatem jednoznaczne mogę stwierdzić, że jest to książka bardzo bogata w różne, interesujące, bardzo współczesne i zajmujące, ale i mroczne wątki.
„- Mogę pomóc wam go złapać (...). Mogę zabrać was na dno. Tam, gdzie kryją się tacy jak on.”
Tym, co wywarło na mnie równie spore wrażenie, było miejsce akcji, to jak sprawnie autor opisał relacje małych miejscowości, jak wykorzystał lokalizacje i ciekawe zabytkowe miejsca, stare posiadłości czy małe hoteliki – wszystko to wplecione jest w fabułę ze smakiem.
„- (...) Chciałbym, żeby to wszystko już się skończyło.
- Ja też, pod warunkiem, że skończy się dobrze.”
No i są też postacie, te akurat są chyba elementem najbardziej oczywistym w powieści, przynajmniej jeśli chodzi o samych śledczych. Jest Valentina, kobieta chwilę po 30stce, która nie ma nic poza pracą i twierdzi, że tak jej dobrze. Ale czy na pewno?
„Brak ustabilizowanej sytuacji uczuciowej oznaczał równowagę emocjonalną, z czego ogólnie była zadowolona. Jej życie koncentrowało się na pracy, która dawała jej pełną satysfakcję.”
Jest też Fabio, który kiedy pracował w policji centralnej, a jednak teraz siedzi w malutkim posterunku na prowincji. Dlaczego, co skrywa się w jego przeszłości? Coś, co mówi mu, że nie zasługuje na wiele, coś, co cały czas męczy go poczuciem winy. Obydwoje są sprytni, inteligentni, obydwoje dają się czasem ponieść emocjom, przez co i pakowanie w tarapaty nie jest im obce. Ciekawą postacią za to jest ten nieuchwytny tajemniczy morderca. Co nim kieruje? Dlaczego tak charakterystyczny z wyglądu człowiek nie rzuca się w oczy, dlaczego nikt go nie rozpoznaje? To naprawdę dobrze wykreowany zły charakter.
„Nie można porównać prowadzenia szczególnie skomplikowanych śledztw z odbijaniem karty zegarowej w zakładzie. I niezależnie od przygotowania zawodowego potrzebne jest coś więcej, aby doprowadzić sprawę do końca. Coś co przysłoni całą resztę, odsunie na dalszy plan życiowe problemy i osobiste troski. Potrzebne jest całkowite oddanie.”
Podsumowując, „Skazani za życia” to bardzo obiecujący początek serii, który z jednej strony dobrze trzyma się ram gatunkowych, z drugiej pełen jest zaskoczeń. Intryga prowadzona jest spokojnie, rozkręca się dosyć powoli, ale nagle łapie tak mocno, że nie sposób się do niej później oderwać. Jest trochę sensacji, jest sporo tajemnicy i mrocznych motywów, są tematy nowoczesne, jak wykorzystanie sztucznej inteligencji w poszukiwaniach mordercy, i są te które ciągle pozostają uniwersalnie ludzkie – szukanie motywów, dowodów, świadków. Dla polskiego czytelnika dodatkowym atutem są same Włochy – nieczęsto spotykamy się przecież z tym krajem w kryminałach, a tu zobrazowane są bardzo przyjemnie. To dobry kryminał, który na jesienne długie wieczory będzie wyborem idealnym!
 
Moja ocena: 7,5/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy patronackiej z Wydawnictwem Sonia Draga.


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

września 19, 2023

"Źródła Wełtawy" Petra Klabouchová - patronacka recenzja przedpremierowa

"Źródła Wełtawy" Petra Klabouchová - patronacka recenzja przedpremierowa

Autor: Petra Klabouchová
Tytuł: Źródła Wełtawy
Tłumaczenie: Agata Wróbel
Seria: Czeskie Krymi
Data premiery: 20.09.2023
Wydawnictwo: Afera
Liczba stron: 328
Gatunek: kryminał
 
Petra Klabouchová właśnie po raz pierwszy pojawia się na polskim rynku książki, jednak „Źródła Wełtawy” to nie jej debiut – to jej czwarta powieść dla dorosłego czytelnika, jednak ta przyciągnęła na razie największą uwagę, jest nagradzana i doceniana. Nic dziwnego, jest to kryminał mroczny, w którym historia prawdziwa miejsca miesza się z intrygą kryminalną, w której najważniejsi są ludzie.
Poza „Źródłami Wełtawy” i trzema powieściami, autorka napisała też dziecięcą serię o wampirach i dwa zbiory opowiadań. Swoje życie codzienne dzieli pomiędzy Czechy, Stany Zjednoczone i Włochy – poza pisaniem, jest również menadżerką zespołów rockowych (współpracowała swego czasu np. z Johnnym Deppem). „Źródła Wełtawy” na jej rodzinnym rynku ukazały się w 2021, w tym wydana została kolejna powieść kryminalna osadzona na wątkach historii prawdziwej.
 
Historia „Źródeł Wełtawy” toczy się w małej wiosce Szumawa położonej tuż przy Parku Narodowym, miasteczku tuż przy granicy z Austrią i Niemcami. Jest zima, a lokalna policja dostaje zgłoszenie o zaginięciu chłopca – Luk nie wrócił do domu po szkole, a jego matka, żyjąca w patologicznym związku orientuje się dopiero, gdy zapada zmrok. Policja, jak i cała wioska szybko się organizują i zaczynają poszukiwania – na szczęście szybko okazuje się, że chłopiec jest cały i zdrowy, dobry człowiek wziął go do domu, by nie marznął na dworze, gdy matka kłóciła się z partnerem... Niestety w czasie poszukiwań wpadają na coś, czego nigdy by się nie spodziewali – zwłoki dziewczynki, Terezki, która może i po prostu umarła z zimna, ale na pewno nie zrobiła tego z własnej woli – ktoś ubrał ją w pasiak z przyszytą gwiazdą Dawida... Dlaczego ktoś ubrał dziewczynkę w stój z obozu koncentracyjnego? I dlaczego to właśnie ją zabił? Niewinne dziecko, które z II wojną światową nie ma nic wspólnego? Zdesperowany śledczy i ambitna dziennikarka mocno angażują się w sprawę, każdy z innych powodów.. jedno jest pewne - ta historia nie skończy się dobrze.
„Pokoleniom, które przychodzą po nas, łatwo sądzić i potępiać. Tymczasem najgorsze zbrodnie bywają przecież dziełem najzwyklejszych ludzi. Nikt nie jest ze stali. Każdego można złamać.”
Książka nie ma podziału na typowe rozdziały. Historia toczy się w trzech czasach: przed morderstwem, w trakcie śledztwa i już na finiszu, jakieś półtora miesiąca od morderstwa (jest to w tekście zaznaczone). W czasie sprzed i w trakcie śledztwa pisana jest z perspektywy kilku osób w narracji trzecioosobowej czasu teraźniejszego przez narratora wszechwiedzącego skupionego na odczuciach, emocjach postaci, na finiszu tylko z perspektywy komisarza, który tę sprawę prowadził. Styl powieści jest prosty, zdania krótkie, język zwyczajny, narrator przedstawia wszystko tak, jak jest, bez ubarwień. Całość czyta się dobrze, szybko, płynnie.
„Wciąż się uśmiechała. Musiała być kiedyś piękną kobietą. A przede wszystkim mądrą. Zdradzały to jej oczy: łagodne i wyrozumiałe. Potrafiła wybaczać. Rzadka umiejętność. Ludzie często sądzą, że mądrość przychodzi z wiekiem. Nie mają racji; dureń pozostanie durniem, choćby żył sto lat. Patrząc na nią, komisarz poczuł niemal coś w rodzaju wstydu. Szumawska święta. W porównaniu z nią był moralnym karłem.”
Jest kilka postaci, które odgrywają w tej historii znaczącą rolę. Po pierwsze komisarz. Mężczyzna już w okolicach emerytury, który kiedyś pracował w wielkim mieście, jednak został zesłany na prowincję za błąd, którego, jak uważa, nie popełnił samotnie – nie on, albo nie tylko on powinien zostać ukarany. Część historii poznajemy z jego perspektywy, widać w niej, że dosyć obsesyjnie boi się tego, że jego żona, Anna go opuści. To właśnie w tej sprawie, sprawie, która zyska rozgłos na cały kraj, szuka zmiany i opinii publicznej o nim, i powrotu miłości w małżeństwie – bo przecież jeśli teraz znajdzie sprawców, znajdzie sprawiedliwość i przy okazji sławę dla siebie, to dlaczego żona nie miałaby mu nie rzucić się na szyję? Autorka oddała tę postać niesamowicie, ten jego egoizm i zafiksowanie na samym sobie jest pokazane subtelnie, a jednak przebija z każdego fragmentu jemu poświęconemu.
„Zostaną na cmentarzu jeszcze chwilę, postoją, pomodlą się. Za swoich zmarłych i za tych, których nigdy nie poznały. Za tę przeklętą ziemię. Wszystko zawsze spadało tu na barki kobiet. Mężczyźni umierali, zapijali się na śmierć, uciekali, rozsypywali się psychicznie. A one same musiały stawiać czoła brutalnej rzeczywistości.”
Jest też wspomniana dziennikarka Kobzová, która pewnie reprezentuje tu chciwość i spryt mediów, które tak ochoczo rzucają się na takie pełne ludzkich tragedii sprawy. Jest skłonna pracować kilka dni w podłych warunkach tylko po to, by zdobyć materiał, by być tą, którą poinformuje świat. Co jednak za tym stoi, jakie są jej motywacje?
„W prosektorium nie ma miejsca na wstyd. Wstydzić mogą się tylko żywi.”
No i jest jeszcze lekarz, doktor Maryska, który cieszy się szacunkiem społeczności, a jednak jest człowiekiem dosyć dziwnym – cierpi na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, które tak skutecznie wypełniają mu dzień, że nie ma czasu przejmować się niczym innym. Dzięki temu to postać z podejściem mocno stoickim. Czy jednak pod tym nie kryje się coś groźnego? To też pasjonat historii, poszukiwacz skarbów, który przemierza okoliczne lasy i podziemne tunele poszukując kto wie czego... ciekawostek? Własnej historii? A może jednak ukrytego bogactwa?
„Wie pan, jak głośno potrafią szumieć lasy? Do tego śnieg tłumi najmniejszy odgłos. Człowiek mógłby sobie zedrzeć gardło, a i tak nie doczeka się pomocy.”
I tak przechodzimy do miejsca akcji. Z jednej strony to malutkie miasteczko, wioska, w której wszyscy się znają, w której wszyscy bardziej lub mniej klepią biedę. Z drugiej, to miejsce bogate w historię, które przeszło wiele zmian – przed wojną czeskie, później niemieckie, jeszcze później pełne ludności napływowej. Tu nic nie było na stałe, a jednak są ludzie, którzy tu zostali, wrośli w ziemię, mimo że teraz nie dostarcza im wiele, jest surowa i trudna, dokładnie tak, jak ich historia. Opowiadając ją autorka sięga do tego, co zdarzyło się naprawdę, opowiada o obozach, o prześladowaniu Żydów i wielu innych trudnych okołowojennych przeżyciach.
„Szumawiacy. Była jedną z nich. (...) Dziwni ludzie, twardsi niż południowoczeski modrzew. Zrodzeni wśród gór i lasów i zdecydowani zostać tu do śmierci, wrośnięci w swój skrawek ziemi równie mocno jak uparty chwast. Nikt ich stąd nie wyrwie, nie wykorzeni. Nikt ich nie zniszczy. Odradzają się bez końca.”
Same te tereny stoją trochę w opozycji do tego, co się na nich wydarza – lasy, góry, szumiące drzewa, kojące, mimo surowości widoki, są świadkiem wydarzeń tragicznych, w przeszłości i teraz ponownie.
„Ale kiedyś i Szumawa miała swoją duszę. Piękną i czystą, jak dzikie konie nad brzegiem rzeki. Otoczona wzgórzami dolina, kolebka Wełtawy. Żyli tutaj prości ludzie, mocno zrośnięci z ziemią, gdzie rzucił ich los... Dwa języki, dwa narody. Połączyły je gotowość do ciężkiej pracy, umiłowanie ojcowizny i wiara w odwieczny porządek. Tamte czasy należały już jednak di przeszłości. A świadków historii dawno zabrała śmierć.”
Intryga kryminalna, choć prowadzona rytmem spokojnym, wciąga od samego początku. Na pewno dobrym zabiegiem pobudzającym ciekawość jest rozłożenie akcji na trzy czasy i kilka perspektyw – czytelnik od początku zastanawia się, jak te wszystkie elementy łączą się w całość. Bo przecież muszą, prawda? Dzięki temu też w finale dostaje bardzo szeroki, pełni obraz sytuacji. Autorka bardzo wprawnie ubrała w powieść kryminalną historię o wpływie przeszłości na teraźniejszość, o tym, jak niektóre rany nigdy się nie bliźnią i jak trudno uwolnić się z obsesji. Czy w ogóle jest to możliwe?
„To się nigdy nie skończy. Nienawiść... Wrosła w tę ziemię równie głęboko jak szumawskie dęby. Skąd jej tyle w ludziach?”
Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem przenikliwości Petry Klabouchovej – jej portrety psychologiczne postaci są tak realne, tak prawdziwe, ludzkie, a jednak tak obarczone różnymi skazami, że możliwe, że to właśnie one są najmocniejszym elementem powieści. Choć świetnie zgrywają się z całością – historią z przeszłości, historią o ludziach, historią o krzywdach. W sposób surowy, tak jak tereny, na których toczy się akcja, bezlitośnie przygląda się temu, co dzieje się w Szumawach, nie ocenia, bo wie, że wszystko przemija, co udowadnia w rewelacyjnie filmowej ostatniej scenie. Jestem pod wrażeniem dusznego, mrocznego, ale tak z głębi zwyczajnej ludzkiej duszy mrocznego klimatu, którego wcześniej w czeskich kryminałach nie spotkałam. Mam nadzieję, że na naszym rynku pojawi się więcej tytułów tej autorki!
„- Życie jest do dupy – westchnęła.
- To nie życie, serduszko, to ludzie. Od nich wszystko zależy. Jakich mamy ludzi wkoło siebie, takie życie.”
Moja ocena: 8/10
 
Recenzja powstała we współpracy patronackiej z Wydawnictwem Afera.
Książkę można kupić również na stronie wydawnictwa - klik!


Dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

września 18, 2023

"Dowody zbrodni" David J. Gibson

"Dowody zbrodni" David J. Gibson

Autor: David J. Gibson
Tytuł: Dowody zbrodni. Jak rośliny rozwiązują zagadki kryminalne
Tłumaczenie: Alicja Głuszak
Data premiery: 23.08.2023
Wydawnictwo: Copernicus Center Press
Liczba stron: 256
Gatunek: non-fiction / literatura popularno-naukowa
 
Jako fanka powieści kryminalnych w tym gatunku szukam po pierwsze dobrze zarysowanych motywów zbrodni, po drugie ciekawostek technicznych – jak pracują organy ścigania, technicy, po czym da się wytropić mordercę. Lubię autorów, którzy się na tych kwestiach skupiają i przyznaję, że jest ich coraz więcej. Ale czy nie najlepiej sięgnąć do źródeł i sprawdzić co na przykład botanik ma o tym do powiedzenia? Ostatnio kilka razy spotkałam się z botaniką sądową w kryminałach, co ogromnie mnie zainteresowało, więc i po książkę non-fiction Davida J. Gibsona sięgnęłam z ogromną ciekawością.
David J. Gibson to naukowiec, profesor biologii i badacz uniwersytecki pracujący na Uniwersytecie Południowego Illinois w Carbondale. Stworzył na swojej uczelni kurs licencjacki „Botanika sądowa”, co ostatecznie skłoniło go do napisania tej książki. Warto też zaznaczyć, że jest to jego pierwsza książka skierowana do zwyczajnego czytelnika, laika, wcześniej wydał kilka pozycji naukowych.
 
Książka „Dowody zbrodni. Jak rośliny rozwiązują zagadki kryminalne” w bardzo szeroki sposób opisuje przestępstwa, w których rośliny odgrywają jakąś rolę – dowodu, tropu, ale i przedmiotu przestępstwa. Bazując na głośnych, ciekawych sprawach autor odkrywa przed czytelnikiem sposoby badania dowodów, wykorzystania śladów roślin w śledztwach podchodząc do tego od strony technicznej, ale i historycznej – opowiada o pierwszych, przełomowych sprawach, w których to dane sposoby, dane dowody zostały dopuszczone jako dowody sądowe, dzięki czemu teraz coraz powszechniejsze są w trakcie prowadzenia śledztwa. Autor zwraca również uwagę, że ze względu na rozwój techniki, jesteśmy w stanie coraz dokładniej badać ślady, a jednak wydziały skupione na te dziedzinie nauki są zamykane, a zatem o właściwe wyszkolenie w specjalizacji biologii sądowej zdaje się być coraz trudniej.
 
Autor podzielił swoją książkę na siedem rozdziałów, każdy przygląda się roślinom w kryminalistyce w inny sposób. Książkę otwiera przedmowa i podziękowania, zamyka epilog, bogaty słowniczek, indeks, podziękowania od wydawcy i przypisy – zatem sama treść książka to około 200 stron. W samym środku znalazła się jeszcze wklejka z kilkoma kolorowymi planszami. Książka pisana jest językiem przystępnym, każdy rozdział rozpoczyna zapowiedź tego, co w nim znajdziemy, kończy zapowiedź tego, co w kolejnym. Każdy rozdział opatrzony jest również odpowiednim, pasującym do treści cytatem. Wróćmy jeszcze do języka – myślę, że warto zaznaczyć, iż gdy autor przechodzi do tłumaczenia sposobu w jaki naukowcy badają dany dowód, to totalny laik w temacie biologii może nie do końca wszystko zrozumieć, jest trochę naukowego słownictwa, ale raczej nie mogło być inaczej – w końcu to książka popularno-naukowa, więc trochę tej nauki też musi tu być. Sama przyznam, że momentami w tych opisach lekko się gubiłam, ale nie przeszkodziło mi to w lekturze – z pewnością dzięki tej pozycji poszerzyłam swoją kryminalistyczną wiedzę.
 
Tym, na co przede wszystkim warto zwrócić uwagę, jest to jak szeroko autor opisuje sposób, w jaki rośliny mogą być zaangażowane w śledztwo, w zbrodnię. Mogą w sposób widoczny wiązać sprawcę z miejscem zbrodni, jak np. specyficzne liście przyczepione do ubrania sprawcy, w sposób mniej widoczny jak np. ziemia na oponach samochodu, którą trzeba już zbadać pod mikroskopem, gdyż gołym okiem trudno coś z niej wywnioskować. Jest jeszcze sposób niewidoczny – niewielkie pyłki, które gołym okiem są praktycznie niewidzialne, a mogą powiązać sprawcę z miejscem zbrodni. Autor nieraz podkreśla, że każda osoba przechodząca przez miejsce zbrodni coś na nim zostawia, coś zabiera. Wystarczy dokładnie zbadać co. Podkreśla, że rośliny, tak jak i przestępców, można rozróżnić po DNA, czyli to, że np. sprawca ma na sobie ślady popularnego gatunku roślin, nie znaczy wcale, że nie można ich przypisać do odpowiedniego, konkretnego miejsca. Wszystko to opiera na zbrodniach prawdziwych, przytacza sposoby badań i skazania sprawców.
 
Mamy więc dowody. Rośliny jednak mogą być też sposobem morderstwa. Jest cały rozdział poświęcony truciznom, w którym autor opisuje roślin i objawy otrucia każdej z nich. Jest też ciekawy rozdział, w którym pisze o rozróżnieniu – zbrodni, samobójstwa i nieumyślnego spowodowania śmierci. Tak, w tym też rośliny mogą być pomocne. Także i w określeniu czasu przestępstwa, albo wskazania jego miejsca.
 
Książkę zamyka rozdział o roślinach, jako przedmiotach przestępstwa – o tych transportowanych nielegalnie, przewożonych za granicę. Sporo jest tu o chronionych drzewach i nielegalnej wycince, o różnych odmianach storczyka, a także i o narkotykach.
 
Myślę, że warto jeszcze wspomnieć, że autor opisuje też sposoby w jakie dowody botaniczne dopuszczane są w ogóle do sądu, opowiada o biegłych i to, w jaki sposób są sprawdzani. Zatem nie tyko siedzimy w laboratorium, ale i trafiamy na chwilę na salę sądową.
 
Podsumowując, „Dowody zbrodni” to pozycja, która w bardzo szeroki sposób obrazuje rośliny w dochodzeniach policyjnych: czy to jako dowody zbrodni, czy dowody zbrodni zaprzeczające, mogą to być też sposoby zbrodni, ale i jej przedmioty. Świat roślin jest niesamowicie bogaty, to wszystko, co nas otacza, nic więc dziwnego, że i dzięki nim można zdziałać w kryminalistyce tak wiele. Trzeba tylko wiedzieć jak rozróżniać, jak badać, jak analizować to, co nam chcą pokazać. W tej publikacji podobało mi się, że punktem wyjścia do opowiadania o każdym przypadku udziału rośliny w różnorakim przestępstwie jest sprawa prawdziwa – od niej autor zaczyna analizę tego, co pokazały rośliny. Dla fanów zagadek kryminalnych pozycja obowiązkowa!
 
Moja ocena: 7,5/10
 
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Copernicus Center Press.

Dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

września 18, 2023

Book tour z "Poszukiwaczem Zwłok"!

Book tour z "Poszukiwaczem Zwłok"!

Za oknem ciągle jeszcze mamy letnie słonko, co mnie mocno cieszy, ale nie ukrywajmy - już nawet po nim widać, że jesień zbliża się wielkimi krokami. Ale my, czytelnicy, lubimy tę porę roku, prawda? W końcu gwarantuje nam dłuższe wieczory z książką... A ja już pędzę zaopatrzać Was w odpowiednio klimatyczne, zajmujące tytuły! Dzisiaj proponuję book tour z nowym kryminałem Mieczysława Gorzki pt. "Poszukiwacz Zwłok", który jest pierwszym tomem nowej serii. To powieść, której tempo zwiększa się wprost proporcjonalnie do rozwoju lektury, historia wielowątkowa, klimatyczna i zajmująca. Dająca też obietnicę na więcej - zdecydowanie jest na co czekać! To również książka, którą w sierpniu miałam przyjemność Wam polecać i na okładce której znajdziecie kilka słów mojej rekomendacji. Mam nadzieję, że ta zachęta wystarczy, żebyście skusili się na lekturę? Zachęcam do zgłoszeń!

Oczywiście więcej o książce znajdziecie w mojej recenzji - klik! oraz w wywiadzie z autorem - klik!

Zasady uczestnictwa w book tourze:
  1. Książkę możecie trzymać maksymalnie 2 tygodnie od daty jej otrzymania, później wysyłacie ją dalej (adres kolejnej osoby otrzymasz ode mnie lub bezpośrednio od kolejnego uczestnika)
  2. Recenzję/opinię/film (zależy gdzie się udzielacie) proszę zamieście maksymalnie do 3 tygodni od daty otrzymania książki. Oznaczcie mój blog/IG/FB, profil autora książki oraz profil Wydawnictwa Czarna Owca w swoim poście oraz wykorzystajcie któryś z hasztagów: #kryminalnatalerzu, #kryminalnatalerzupoleca, #czytajzkryminalnatalerzu.
  3. Książkę możecie wysłać pocztą, kurierem, paczkomatem – jak Wam i odbiorcy najwygodniej, ważne, żeby przesyłka miała numer, by się nie zgubiła! Jej numer po wysłaniu od razu koniecznie wyślijcie do mnie!
  4. Książka jest do Waszej dyspozycji – możecie po niej pisać, zakreślać, zaznaczać. Proszę jednak o jej poszanowanie, czyli bez gniecenia i rozrywania 😉
  5. Będzie mi miło jeśli zostawicie w książce po sobie ślad – z przodu książki przygotuję do tego miejsce oraz wkleję małą mapkę, na której oznaczymy trasę książki – nie zapomnijcie dorysować swojego punkcika! Będę mogła sobie później powspominać! 😊
  6. Fajnie, jeśli do wysyłanej paczki dorzucicie coś małego od siebie, herbatkę, czekoladkę, cokolwiek by kolejnemu uczestnikowi było miło.

Zgłaszać się możecie w komentarzu pod postem tu na blogu, pod postem na IG i FB oraz w prywatnych wiadomościach na IG i FB oraz mailowo: kryminalnatalerzu@gmail.comKolejność uczestnictwa zapisywać będę według kolejności zgłoszeń (oczywiście później uczestnicy mogą dogadać zmiany w kolejności między sobą).

Listę uczestników zapiszę w tym poście w środę.
Książka ruszy w podróż już w środę popołudniu, ale listy uczestników nie zamykam, można zgłaszać się także w trakcie trwanie book toura. Zastrzegam sobie jednak możliwość zamknięcie listy, w chwili kiedy liczba uczestników przekroczy 30 osób.
W book tourze nie będą uwzględniane osoby, które trzy razy przekroczyły terminy wysyłki książki lub trzy razy nie wystawiły opinii w moich wcześniejszych BT.


Zachęcam też do udostępniania wiadomości o book tourze na swoich profilach - wystarczy, że udostępnicie post o bt, który ukazał się u mnie na IG i FB, a także do polubienia profili wydawnictwa, autora i moich własnych 😊


W razie pytań jestem dostępna na IG i FB oraz oczywiście mailowo.


Serdecznie zapraszam do zgłoszeń, a uczestnikom życzę przyjemnej lektury!



Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Lista uczestników:
1. @zaczytana_daria
2. @meridaikniga
3. @milosniczka.kavy
4. @po_prostu_o_ksiazkach
5. @annula_93
6. @poczytane_zapisane
7. @just_to_books
8. @z_ksiazka_mi_po_drodze
9. @poczytelna
10. @annadyczko_mczas
11. @littleanula_andthebooks
12. @Edyta Kmiotek (FB)
13. @du_dzik94
14. @mirkowo3
15. @justyna6353
16. @marzenaguzior
17. @marzaczyta
18. @natka_tom
19. @monikaormanin
20. @zaczytana_panna
21. @izabelawatola

września 15, 2023

"Zanim przyjdzie potop" Dolores Redondo

"Zanim przyjdzie potop" Dolores Redondo

Autor: Dolores Redondo
Tytuł: Zanim przyjdzie potop
Tłumaczenie: Barbara Bardadyn
Data premiery: 31.05.2023
Wydawnictwo: Mova
Liczba stron: 640
Gatunek: kryminał
 
Dolores Redondo to hiszpańska autorka powieści kryminalnych, znana przede wszystkim z serii Dolina Baztán wydawanej na rynku polskim w latach 2013-2016, na rynku hiszpańskim 2013-2014, która w 2017 roku doczekała się filmowej ekranizacji. Dzięki niej autorka została również nagrodzona jedną z prestiżowych hiszpańskich nagród literackich Premio Planeta. W 2020 roku ukazał się prequel serii pt. „Kształt serca”, jednak to jej najnowsza powieść „Zanim przyjdzie potop”, luźno oparta na historii prawdziwej, była moją pierwszą stycznością z jej piórem.
 
Pod koniec lat 60tych XX wieku w Glasgow grasował seryjny morderca zwany Biblijnym Johnem, który atakował kobiety wychodzące na miasto, bawiące się w klubach podczas menstruacji. Zamordował trzy kobiety, po czym słuch po nim zaginął. Po jego śladach deptał między innymi angielski śledczy Noah Scott Sherrington, który po kilkunastu latach, w 1983 roku miał paru solidnych podejrzanych. Podczas pewnej deszczowej nocy śledząc jednego z nich dojechał do odludnego miejsca, praktycznie złapał go na gorącym uczynku – przy jeziorze pochowane były ciała, on miał jedno w swoim aucie... Niestety podczas szamotaniny Noah doznał ataku – podejrzany uciekł, Noah bliski śmierci trafił do szpitala. Policja założyła, że Biblijny John prawdopodobnie popłynął do Ameryki, Noah jednak wpadł na inny pomysł. Ruszył drogą morską do hiszpańskiego Bilbao... czy ma rację, czy to właśnie tam uciekł morderca? Ale jak go znaleźć w dużym mieście, bez dokładnego rysopisu? Czy Biblijny John zmienił tylko miejsce pobytu, a mordować będzie dalej? Czy Noah zdąży go odnaleźć zanim przyjdzie potop?
 
Książka składa z krótkich rozdziałów nienumerowanych, które naprzemiennie opisują historię z punktu widzenia Chłopca (wygląda, że to są jakieś wspomnienia), Biblijnego Johna i Noah – te ostatnie nie są tytułowane nazwą postaci jak w poprzednich dwóch wypadkach, tylko słowami z piosenki Nika Kershawa „Wouldn’t it be good”. Jest też kilka rozdziałów zatytułowanych „Bilbao” z określeniem czasu wydarzeń (dzień tygodnia i data) oraz kilka pojedynczych z perspektywy innych postaci. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, przez narratora mocno skupionego na przeżyciach wewnętrznych postaci. Styl powieści jest spokojny, uważny, skupiony na detalach, zdania są raczej krótkie, dialogi przyjemne.


W „Zanim przyjdzie potop” Dolores Redondo postawiła na postacie, ich rzetelne pod względem psychologicznym kreacje. Zarówno analiza Biblijnego Johna, jak i Noah jest głęboka, wielowarstwowa, oddana z niesamowitą psychologicznie wiarygodnością. Biblijnemu Johnowi przyglądamy się od lat dziecięcych, szukamy tej traumy, która sprawiła, że teraz czuje przymus zabijania. Bo właśnie – to coś, co musi zrobić, coś, dzięki czemu czuje się lepiej. Jego obraz nabiera pełności w momencie, gdy w historii pojawia się psycholożka, która pomaga Noahowi stworzyć portret psychologiczny sprawcy.
Noah z kolei w momencie wyruszenia do Bilbao zdaje się uciekać od własnych problemów zdrowotnych – podczas pobytu w szpitalu usłyszał wyrok, który powinien przewartościować jego życie. On jednak uparcie podąża za mordercą, bo przecież poza tym jego życie nie ma znaczenia – nie ma dzieci, żony, poza kilkorgiem przyjaciół nikomu nie będzie go brakować. A jednak przyjazd do Hiszpanii coś w nim zmienia.. Noah w oczekiwaniu na potop przechodzi ogromną metamorfozę.
Nie będę o postaciach zdradzać więcej, bo przecież to właśnie na przemianie, metamorfozie obydwu postaci opiera się spora część powieści. To historia o upartym dążeniu, poszukiwaniu sprawiedliwości, o niemożności pokonania instynktów i słabości ciała. To też historia o nadziei na to, że potop przyniesie nie zniszczenie, a oczyszczenie, nowy, czysty, nieskalany początek...
„- A co robisz w Bilbao, Noah? (...)
- Chyba czekam na potop.
- No cóż, w Bilbao często pada, deszczu możesz być pewien, ale żeby zaraz potop... (...)
- Zawsze trzeba się spodziewać, że przyjdzie następny potop.
- To straszne, że tak myślisz (...).
- Dlaczego?
- Potop to zniszczenie. (...)
- Albo oczyszczenie.”
Bo postacie w czasie tej historii przechodzą kilka takich metaforycznych potopów. Noc ataku Noaha, wiadomość w szpitalu, wyjazd do Bilbao i kolejne tam toczące się wydarzenia to momenty przełomowe, które zmieniają perspektywę postaci. Przynoszą zarówno klęskę, zniszczenie, ale i pozwalają zbudować coś całkiem nowego. Nie bez przyczyny są widoczne nawiązania do Biblii – Noah,, John, potop, przelana krew, gałązka oliwna... Wszystko ma tu jakiejś odwzorowanie w powieści.
 
Intryga kryminalna to historia fikcyjna, choć oparta na prawdziwym Biblijnym Johnie, który grasował w Glasgow w 1968-1969 roku oraz na potopie w Bilbao w sierpniu 1983 roku. Obydwa wydarzenia tworzą klamrę, w której zamyka się powieść fikcyjna. A ta toczy się tempem bardzo spokojnym, skupionym w pełni na postaciach i powolnym, ale ciągle posuwającym się do przodu śledztwie. Dużo tu wątpliwości co do podejrzeń, dużo analizowania i ostatecznie zaangażowania innych w próbę ujęcia sprawcy. Poprzez te powolne tempo akcji, nawet i zaskoczenia trochę tracą na pędzie, ale przecież nie akcja się tu liczy – a postacie, ich psychologia i dobre tło historyczne, na którym ta fikcyjna historia się rozgrywa.
 
Poza osadzeniem historii na postaci prawdziwego mordercy, autorka wplotła wiele prawdy historycznej w swoją powieść, widać i czuć tą dokładność researchu. Jest tu i o piłce nożnej, podobno tak ważnej dla Hiszpanów, jest o wojnie domowej, o IRA i wspomnianym już hiszpańskim potopie, a także o początkach profilowania i nauk behawioralnych w FBI. Jest wyprawa statkiem, która choć nie wiem na ile oparta jest na prawdzie historycznej, to jest mocno klimatyczna. W tej historii, mimo że losy Biblijnego Johna i tropiącego go śledczego są w pełni fikcyjne, to tło jest prawdziwe. O właśnie, są też kwestie zdrowotne – jest o losie niepełnosprawnych umysłowo dzieci i o pierwszych przeszczepach serca.
 
„Zanim przyjdzie potop” to spokojna i rozbudowana powieść kryminalna, w której pierwsze skrzypce grają dokładne kreacje psychologiczne postaci, szukanie motywów i wyjaśnienie postępowania obydwu głównych bohaterów. To historia wstrząsająca przez ogrom zła, jakie jeden człowiek może wyrządzić drugiemu, ale i dająca nadzieję, że nawet, gdy wszystko wydaje się stracone, niekoniecznie takie musi być. Albo i powinno, by jednak dobrze czasem po prostu zacząć od początku? Akcja powieści toczy się powoli, mocno obudowana prawdziwym tłem historycznym, tak znaczącym zarówno dla rozwoju kryminalistyki, jak i historii Hiszpanii. Dla mnie może nie była to lektura nieodkładalna, ale doceniam ogrom pracy jaki autorka w nią włożyła. Z pewnością jej nazwiska nie wykreślam z moich literackich zainteresowań!
 
Moja ocena: 7,5/10
 
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Mova.

Dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!