grudnia 31, 2020

Podsumowanie roku 2020

Podsumowanie roku 2020

 

Dzisiaj w nocy w końcu możemy zamknąć rok 2020, wyzerować licznik i rozpocząć wszystko od nowa... To nie był łatwy rok pewnie dla nikogo z nas, ale na szczęście my - książkoholicy mamy zawsze przy sobie książki na pocieszenie i oderwanie od rzeczywistości. To na pewno jest powód do radości :)
Pod względem czytelniczym ten rok był dla mnie bardzo obfity - to w końcu pełny cały rok, 365 dni działania bloga i portalów społecznościowych mu towarzyszących. To dużo współprac recenzenckich, nawet trochę za dużo, bo wielu książek wydanych w tym roku jeszcze nadal nie zdążyłam przeczytać. Tak więc na brak lektur na pewno narzekać w tym roku nie mogłam :) Finalnie rok 2020 kończę liczbą 198 książek - w tym 49 to były audiobooki. Oczywiście były książki świetne i były książki kiepskie, choć tych drugich zdecydowanie było dużo mniej. A teraz pora na kilka tegorocznych wyróżnień! 

Top 3
"Berdo" Anna Cieślar
"Przez" Zośka Papużanka
"Żałobnica" Robert Małecki

Patronaty i rekomendacje roku 2020
"Gwiazda szeryfa" Aleksandra Borowiec
"Póki żyjemy" Vera Eikon
"Las i ciemność" Marta Matyszczak
"Potwory" Anna Potyra

Odkrycie roku 2020
Literatura piękna (w tym Seria Skandynawska!) Wydawnictwa Poznańskiego

W tym roku bardzo ciężko było mi wybrać top 3, książki roku nawet nie starałam się z nic wyłonić. Prawie na równi z tą trójką wyróżnić muszę "Wierzyliśmy jak nikt" Rebecci Makkai oraz "Powietrze, którym oddychasz" Frances de Pontes Peebles. Oczywiście i w tym roku książka Jakuba Małeckiego pt. "Saturnin" zdobyła moje uznanie, tak samo jak zachwycił mnie "Pokój motyli" cudownej Lucindy Riley. Nie mogłabym też nie wspomnieć o rewelacyjnym "Czarnym morzu" Macios, książki z pograniczy literatury pięknej i thrillera. Piękna była też "BliznaAuður Ava Ólafsdóttir - krótka, prosta ale bogata w przekazie. Na wyróżnienie jako rewelacyjny thriller prawniczy zasługuje też "Trzynaście" Cavanagha, a "Opowieść podręcznej" Atwood, którą udało mi się przeczytać w tym roku nabrała ostatnio znowu nieco na aktualności... Nie mogłabym nie wspomnieć też o serii Siedem Sióstr Lucindy Riley - w tym roku czytaliśmy już jej szósty tom pt. "Siostra słońca", który wzbudził we mną ogromną masę emocji! Ostatnim z wyróżnionych tytułów na zdjęciu jest "Paradoks" Urbanowicza - moim zdaniem najlepsza książka tego autora. Na zdjęciu nie ma "Żywicy" Ane Riel, ale to też jedna z tych książek, która na długo zostanie w mojej głowie. O każdej z tych książek pisałam na blogu, więc wystarczy że wpiszecie tytuł w okienku z lupką by poznać moje pełne recenzje tych tytułów.

A teraz liczbowo!
Ocenę 10/10 w tym roku nie otrzymała żadna książka.
Ocenę 9/10 otrzymało 7 książek: "Berdo", "Pokój motyli", "Wierzyliśmy jak nikt", "Przez", "Żałobnica", "Saturnin" i "Powietrze, którym oddychasz".
Ocenę 8,5/10 otrzymało 6 książek: "Czarne morze", "Trzynaście", "Siostra słońca", "Opowieść podręcznej", "Blizna" i "Paradoks".
Ocenę 8/10 otrzymało 59 książek (Odsyłam na mój LC - tyczy się to wszystkich poniższych ocen - klik!)
Ocenę 7,5/10 otrzymały 24 książki!
Ocenę 7/10 otrzymało 61 książek!
Ocenę 6,5/10 otrzymało 11 książek!
Ocenę 6/10 otrzymało 15 książek!
Ocenę 5,5/10 otrzymały 2 książki!
Ocenę 5/10 otrzymało 9 książek!
Ocenę 4/10 otrzymały 2 książki!
Ocenę 3/10 otrzymała 1 książka!
Ocenę 2/10 otrzymała 1 książka!
Oceny 1/10 nie otrzymała żadna książka!

Patrząc na te liczby mogę z czystym sumienie stwierdzić, że pod względem jakościowym książek przeczytanych w 2020 roku było naprawdę dobrze. Mam nadzieję, że i Wy jesteście ze swoich tegorocznych lektur zadowoleni.

Na rok 2021 życzę Wam samych udanych lektur i żadnych czytelniczych rozczarowań! A także by ten rok przyniósł nam wiele dobrego, nie tylko pod względem czytelniczym!

grudnia 29, 2020

"Musisz mi uwierzyć" Minka Kent

"Musisz mi uwierzyć" Minka Kent

 

Autor: Minka Kent
Tytuł: Musisz mi uwierzyć
Tłumaczenie: Kinga Markiewicz
Data premiery: 30.09.2020
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 336
Gatunek: thriller psychologiczny / kryminał
 
„Musisz mi uwierzyć” to czwarty thriller na naszym rynku książki pióra amerykańskiej pisarki Minki Kent. Dopiero jednak przy tym tytule o autorce możemy dowiedzieć się nieco więcej. Nadal jest to autorka mocno skryta, nie znajdziemy je w mediach społecznościowych, jednak teraz przynajmniej wiemy, że publikuje książki pod trzema pseudonimami: Minka Kent, Sunday Tomassetti i Winter Renshaw. Ten ostatni pseudonim przeznaczony jest dla romansów, i wygląda na to, że od tego gatunku autorka zaczynała swoją przygodę z pisaniem. Jako Minka Kent i Sunday Tomassetti wydaje thrillery psychologiczne, ten ostatni pseudonim narodził się dopiero w tym roku, ale na swoim koncie ma już dwa tytuły. „Musisz mi uwierzyć” był pierwszym z nich. U nas w Polsce ten pseudonim jednak w ogóle nie istnieje, wszystkie jej thrillery wydawane są pod nazwiskiem Minka Kent. Jej romanse jednak wydawane są w Polsce zgodnie z oryginałem pod pseudonimem Winter Renshaw. Mam nadzieję, że Wydawnictwo Filia szybko zdecyduje się na wydanie jej kolejnego thrillera – wygląda na to, że ten rok dla autorki był bardzo płodny, a moja teoria, którą wysunęłam przy recenzji jej poprzedniej książki „Złe miejsce” (klik!) o tym, że z książki na książkę autorka jest coraz lepsza, znalazła tu swoje potwierdzenie. Jest zatem na co czekać!
 
Dove Damiani jest kobietą w okolicy 40stki. Jakiś rok temu rozwiodła się z mężem na jego życzenie, jednak nigdy nie przestała go kochać. Od czasu rozwodu żyje w trybie niejako tymczasowym, przekonana, że gdy Ian trochę się wyszaleje, trochę zatęskni, minie trochę czasu, to jednak zrozumie, że to ona jest mu pisana. Niestety tak się nie dzieje. Najpierw Ian związuje się z jej przyjaciółką, a teraz został zamordowany…. W ich piątą rocznicę ślubu, w zagajniku niedaleko jej mieszkanka. Policji i całemu miasteczku nie zajmuje długo znalezienie najbardziej prawdopodobnego sprawcy… Czy faktycznie to Dove za tym stoi? Czy jej wielka miłość doprowadziła do tragedii czy może jednak stało się coś mniej oczywistego?
 
Książka składa się z 48 rozdziałów rozdzielonych na dwie narratorki: Dove i Kristen. Obydwie przedstawiają wydarzenia z własnego punktu widzenia w narracji pierwszoosobowej czasu teraźniejszego. Różnica jest taka, że Dove zwraca się często niejako bezpośrednio do Iana, tak jakby mówienie do niego w myślach weszło jej w nawyk. Styl powieści jest charakterystyczny dla tego typu gatunku i narracji, prócz wspomnianych bezpośrednim zwrotów do Iana, nie ma w nim nic innowacyjnego, niemniej jednak książkę czyta się naprawdę łatwo i przyjemnie.
 
Obydwie narratorki to zarazem główne bohaterki powieści i obydwie są oddane bardzo ciekawie. Czytelnik cały czas nie wie, której z nich wierzyć, bo przecież tylko jedna z nich może mieć rację, prawda? Kirsten, aktualna partnerka i była przyjaciółka Dove przekonana jest, że to właśnie była żona odpowiedzialna jest za tą zbrodnię. Dove z kolei szuka winnych wśród szerszego grona znajomych, jednak jej stan psychiczny pozostawia wiele do życzenia – od początku wiemy, że kobieta bierze jakieś leki, tylko dlaczego i czy faktycznie je bierze? A może jej kochająca strona, wierząca, że Ian też ją kochał i kiedyś by do niej wrócił, jest tylko jedną z kilku? Chociaż wnioskując po jej wypowiedziach wydaje się to jednak mało prawdopodobne… Książka w związku z tym cały czas trzyma w napięciu, sami nie wiemy czy ufać narratorkom czy nie, na pewno też w zawężeniu możliwości zdarzeń nie pomaga cały czas rozszerzające się grono podejrzanych… Sama przez większą część lektury głowiłam się nad tym kto faktycznie stoi za tą zbrodnią, jedna z moich hipotez okazała się prawdziwa, ale i tak tylko w niewielkiej części. Tak więc na pewno można stwierdzić, że książka trzyma w przyjemnym napięciu i wiele razy zaskakuje.
 
Warto też bliżej przyjrzeć się obydwu narratorkom – obydwie pochodzą z niejako dysfunkcyjnych rodzin. Dove została ‘uratowana’ przez Iana, gdy poznali się w wieku 14 lat, to jego dom stał się i dla niej domem. W związku z ich bardzo długą znajomością tak naprawdę Dove jest tą, która od zawsze była w jego życiu, która tak naprawdę go zna. Kobieta, jak na tą ogromną miłość, jaką w sobie do Iana nosi, radzi sobie zaskakująco dobrze, biorąc pod uwagę to, co ostatnio przeszła, choć chyba jej przyjaciele uważają inaczej…
Kirsten z kolei jest osobą z zewnątrz. Rodzina Iana nigdy specjalnie jej nie poznała, zakładając, że jest tylko przelotną miłostką. Kobieta nie ma też w miasteczku specjalnie przyjaciół, gdyż tak naprawdę dopiero kilka lat temu się tu przeprowadziła. Skąd tak naprawdę się wzięła? Co tak naprawdę o niej wiemy? Czy możemy jej ufać?
 
Książka porusza też całkiem ciekawe tematy, jak choćby pojęcie partnerstwa i miłości – czy można kogoś kochać miłością czystą i niewinną jak Dove, gdy zostało się odrzuconym? Czy tak naprawdę faktycznie, prawdziwie da się poznać drugiego człowieka? W końcu Dove doczekała się co najmniej dwóch zdrad w swoim życiu – najpierw porzucił ją Ian, później jej przyjaciółka połasiła się na jej męża… Jako poradzić sobie z rozstaniem, gdy rodzina męża to całe twoje życie? Czy relacje z jego rodzicami mogą po prostu zniknąć, gdy nadchodzi rozwód? To tylko część tematów, i to zdecydowanie ta prostsza, którą porusza książka. Niestety więcej zdradzić nie mogę, by nie naprowadzać Was na rozwiązanie zagadki 😊
 
Ogólnie, mimo że nie jest to specjalnie innowacyjny thriller, muszę przyznać, że bawiłam się przy nim naprawdę dobrze. Fabuła mocno mnie zaciekawiła, obydwie postacie zaintrygowały, a pojawiający się ciągle nowi podejrzani bardzo namieszali w moich pierwotnych hipotezach. Książka jako lekki, przyjemny thrillerek na relaks sprawdziła się rewelacyjnie, nie mam do niej żadnych uwag. Z niecierpliwością czekam na kolejny thriller tej autorki!
 
Moja ocena: 7/10
 
Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Filia Mroczna Strona!

Książka dostępna jest też w abonamencie 

grudnia 21, 2020

"Okrutnie piękny" Wojciech Nerkowski

"Okrutnie piękny" Wojciech Nerkowski

 

Autor: Wojciech Nerkowski
Tytuł: Okrutnie piękny
Data premiery: 21.10.2020
Wydawnictwo: Lira
Liczba stron: 416
Gatunek: thriller

Z prozą Wojciecha Nerkowskiego spotkałam się po raz pierwszy niecałe dwa lata temu. Jako fanka komedii kryminalnych z ochotą sięgnęłam po jego trylogię o scenarzystach - wspominam ją lekko i przyjemnie. Recenzje wszystkich tomów oczywiście znajdziecie tutaj na blogu. („Spisek scenarzystów” - klik, „Zdrada scenarzystów” - klik, „Koniec scenarzystów” - klik). Te trzy tytuły zostały wydały pod skrzydłami Wydawnictwa Czwarta Strona Kryminału, później w roku 2019 autor przeszedł do Wydawnictwa Filia, gdzie wydał kolejną książkę pt. „Przecięcie”. Po nią nie zdążyłam jeszcze sięgnąć, ale cały czas mam ten tytuł zapisany. W tym roku autor znowu zmienił wydawnictwo, teraz swoje książki będzie publikować pod szyldem Wydawnictwa Lira. Pierwszym tytułem, który ukazał się nakładem tego wydawcy jest właśnie „Okrutnie piękny”.
Autor, prócz pisania powieści, zajmuje się również, a może przede wszystkim, pisaniem scenariuszy filmowych i telewizyjnych m.in. tak znanych seriali jak „BrzydUla” czy „M jak miłość”. Jest też tłumaczem literatury anglosaskiej i amerykańskiej, a także wykłada scenopisarstwo w StoryLab.

„Okrutnie piękny” to historia Tomasza, nauczyciela biologii, który kilka miesięcy temu rozpoczął nowy związek z Martą, sąsiadką z piętra wyżej. Marta jest lekarzem i od czasów swoich studiów ma ścisłą paczkę przyjaciół – sami siebie nazywają Plutonem. Zaliczają się do niej cztery dziewczyny i dwóch facetów – każdy z nich jest inny, jednak najmocniej z towarzystwa wyróżnia się Konrad – to naprawdę piękny mężczyzna, który na każdym robi ogromne wrażenie. Konrad ma równie piękną żonę, jest bogaty i przyciąga do siebie każdego jak światło ćmę. Tomasz jednak od początku ma dziwne podejrzenia co do niego, które tylko w nim utwierdza podsłuchana rozmowa telefoniczna Marty i Konrada. Czy ta dwójka ma romans? Wydaje się, że każda dziewczyna z Plutonu zakochana jest w tym mężczyźnie... A może chodzi jeszcze o coś innego? Tomasz powoli coraz mocniej zaprzyjaźnia się z grupą, coraz dokładniej przygląda się Konradowi. Kiedy zainteresowanie przeradza się w obsesję? Czy niepokoje Tomasza są uzasadnione? Czytelnik od samego początku wie, że ta historia nie skończy się dobrze....

Książka składa się z prologu, 51 rozdziałów i epilogu. Rozdziały podzielone są na 5 części, każda z nich nosi dosyć znaczący tytuł. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego, całość przedstawiona jest oczami Tomasza. Styl powieści jest świetny! Jako że narrator jest biologiem, to na wszystkie wydarzenia patrzy właśnie pod takim kontem – biologii i genów. Zwraca uwagę zarówno na cechy zewnętrzne (np. co dzieci dziedziczą w wyglądzie po rodzicach, jakie geny są w każdym pokoleniu muszą się ujawnić, a które nie), jak i te wewnętrzne – często porównuje ludzi do zwierząt, na podstawie zachowania jest w stanie naprawdę dużo o człowieku powiedzieć. Jest świetnym obserwatorem, a nutka humorystyczna, którą narrator przejawia, nadaje całej lekturze lekkości. Książkę czyta się naprawdę rewelacyjnie!

Na pewno za takie pozytywne odczucia odpowiada też masa zwrotów akcji i zaskakujących wydarzeń. Każdy rozdział (a przynajmniej ich zdecydowana większość) kończy się tak, że czytelnik nie ma wyjścia – musi czytać dalej. Wychodzi na to, że i nić fabularna, rozpisanie całej akcji wydarzeń wyszła tym razem pisarzowi naprawdę genialnie! Dawno nie czytałam książki, która wciągnęłaby mnie tak bardzo!

Co jeszcze odpowiada za sukces tej powieści? Na pewno właśnie te biologiczne, genetyczne spojrzenie na człowieka. Co prawda nie wiem czy dla wszystkich będzie to tak ekscytujące, jak było dla mnie – nie będę ukrywać, zresztą o tym też już tu nieraz pisałam – zachowanie człowieka, działanie mózgu, organizmu i ogólnie wszystko to co wiąże się z człowiekiem jako wytworem natury, mocno mnie fascynuje. A że narrator tutaj naprawdę świetnie wszystko z tej biologicznej strony przedstawia, jego przemyślenia są mądre i całkiem błyskotliwe, to nie mogłam się książką nie zachwycić.

Obsesja, czy może wzmożone zainteresowanie Tomasza Konradem zmusza czytelnika nie tylko do szczegółowej obserwacji tego bohatera, ale i zastanowienia się nad tym, o czym uznaje się, że nie wypada mówić – o tym, jak piękny wygląd ułatwia człowiekowi życie. Na przykładzie Konrada analizujemy jak taki człowiek jest wychowany, jak reagują na jego towarzystwo inni, jak on sam postrzega życie. Postać Konrada dowodzi, że chcąc nie chcąc większość z nas zwraca uwagę na wygląd, a już na pewno gdy chodzi o pierwsze wrażenie. Czy jednak na dłuższą metę jest to dar czy przekleństwo? Jak piękno wpływa na człowieka wewnętrznie? Czy człowiek, którym każdy się zachwyca, każdy zabiega o jego względy, może być dobry i uczciwy? Na pewno nie będę Wam na te pytania odpowiadać, zdecydowanie lepiej zrobi to narrator powieści 😊

Tym razem nie będę przedłużać – myślę, że ciekawa, nieczęsto spotykana narracja przedstawiona niejako z biologicznego punktu widzenia (nie bójcie się, ja to tak podkreślam, ale nie jest ona przesadnie nachalna), intrygujący bohaterowie i świetnie utrzymane przez całą powieść napięcie, zachęcą Wam na tyle, by samemu po książkę sięgnąć. Ja z czystym sumieniem mogę przyznać, że naprawdę jestem mocno zaskoczona wysokim poziomem powieści, dawno nie czytałam tak wciągającego thrillera jak ten!

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Lira!

Książka dostępna jest też w abonamencie 

grudnia 18, 2020

"Czarne Miasto" Marta Knopik

"Czarne Miasto" Marta Knopik

 

Autor: Marta Knopik
Tytuł: Czarne Miasto
Cykl: Czarne Miasto, tom 1
Data premiery: 19.02.2020
Wydawnictwo: Lira
Liczba stron: 320
Gatunek: literatura piękna

Po lekturę „Czarnego Miasta” sięgnęłam z niemałym opóźnieniem. Tak naprawdę chyba nawet bym się na nią nie zdecydowała, gdyby nie wiele zgodnych głosów, że jest to lektura na wysokim poziomie, warta uwagi, inna, baśniowa, piękna i zachwycająca. Więc chyba to jedna z tych publikacji, gdzie za piękną okładką idzie równie piękne wnętrze? Tak, to na pewno. Zdecydowanie trzeba też podkreślić, że jest to debiut literacki Mart Knopik, która do tej pory była autorką scenariuszy dla Teatroteki Szkolnej prowadzonej przez Instytut Teatralny w Warszawie. Teraz „Czarnym Miastem” rozpoczyna cykl opowieści z tytułowego miasta.

Czarne Miasto położone jest gdzieś na Śląsku. To miasto pełne tuneli, ciemne, brudne, pełne sadzy i smogu, miasto kopalni już dawno nieczynnych. Wiele lat temu Wanda Bóbr razem z mężem Zdziśkiem przeprowadzili się tu z Kamiennego Miasta, by rozpocząć swoje dorosłe życie. Teraz, wiele lat później, po Roku Zaćmienia, który zmienił w ich życiu wszystko, Belinda i Bianka, ich córki, opuszczają dom rodzinny – przenoszą się do Białego Miasta, gdzie życie upływa całkiem inaczej, toczy się innym rytmem, według kompletnie odmiennych zasad. Żyjąc tam pozornie zapominają o domu – pozornie, bo ich podświadomość pamięta i wysyła sygnały nakłaniające by to miejsce ponownie odwiedzić…

Książka składa się z 15 tytułowanych rozdziałów i epilogu. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, skupia się na historiach wielu bohaterów – zarówno sióstr BeBe (Bianki i Belindy), jak i ich mamy Wandy oraz sąsiadki, przyszywanej cioci Gieni. Całość stylem i językiem nasuwa skojarzenia z baśnią i magią, język jest prosty, zdania długie, w swojej prostocie poetyckie.
Istnieje jedna ludzkość o jednej duszy, mówiącej uniwersalnym językiem symboli, starszym niż nasza ludzka mowa. Dusza ta znajduje ujście w mitach, baśniach i legendach, które poruszają w nas tę pradawną energię, budzą i uskrzydlają ducha.”
I tak jak można wyczytać w powyższym cytacie, język jest tutaj mocno symboliczny, magiczny, tu realne miesza się z nierealnym, znajdziemy tu tyle alegorii, metafor i symboli, że na jeden raz na pewno trudno odkryć pełny ich sens. I ja mam takie wrażenie – że może nie do końca odczytałam to, co autorka chciała tą powieścią przekazać. Mam wrażenie, że jest to zbiór opowieści, zbiór baśni, które łączy jedna nitka – to może jakby wstęp do dalszej historii? Jako że książka zapowiedziana jest jako tom rozpoczynający serię, to myślę, że to całkiem realna opcja.
W Czarnym Mieście trudno żyć i raczej nie będzie już lepiej.
Czarne Miasto z wolna znika z powierzchni ziemi.”
Na pewno jednak mocno zauważalny jest kontrast pomiędzy Czarnym Miastem a Białym Miastem. Te pierwsze teraz jest już raczej w połowie wymarłe, mieszkają tam głównie dawni mieszkańcy, a młodzi wylatują w świat. To miasta dawne, zamieniające się w ruinę, gdzie życie toczy, a może bardziej toczyło się inaczej. Tu nie przywiązuje się wagi do wyglądu, do ubrań, a raczej dba o człowieka. Ludzie może nie sięgają po pomoc psychologów, ale sami dla siebie są pomocą, dużo rozmawiają, wspierają się. Białe Miasto jest całkiem inne – tu najważniejsza jest powierzchowność, ładny wygląd, bogactwo, kariera. Tu nie mówi się otwarcie co się myśli i czuje, tu chowa się za maską makijażu i schludnych nowych ubrań znanych projektantów. Warto zwrócić uwagę na opisy obydwu miast, są bardzo dopracowane i dają do myślenia. Myślę, że Czarne Miasto symbolizuje dawny styl życia, styl w jakim żyli nasi rodzice, dziadkowie. Białe Miasto to miasto nowoczesne, miasto przyszłości, odzwierciedlające zasady, które coraz mocniej panują w naszym świecie.
Gdyby miała wymienić jedną rzecz, za którą tęskni najbardziej, byłyby to tradycyjne dialogi, jakie toczyły się na ulicach Czarnego Miasta, gdzie ludzie z troską wypytywali o stan zdrowia, o dzieci, o kłopoty. Nie przechwalali się, wręcz przeciwnie – umniejszali sobie, troszcząc się o samopoczucie rozmówcy. Opowiadali o emocjach i obawach. Białomieszczanie nigdy takich rozmów nie prowadzą, nie narzekają na nic, a ich uczucia, choroby i nieszczęścia są wielką tajemnicą. Są tabu.”
I w związku z tą interpretacją nie do końca rozumiem dlaczego autorka osadziła obydwa miasta w fizycznie istniejących miejscach, trochę to psuje mój odbiór tego przesłania. Miasta są symbolem, alegorią, więc nie powinny być fizycznie dostępne do wskazania na mapie, nie powinny mieć jednego konkretnego miejsca w świecie rzeczywistym. Moim zdaniem gdy otacza się je znanymi nam nazwami, jak Śląsk czy Singapur czy inne znane państwa i miasta trochę tracą na swoim znaczeniu. Ciężko jest mi to wyjaśnić, jednak to osadzenie na mapie wzbudza we mnie na tyle mieszane odczucia, że nie mogę tego nie zaznaczyć w tej recenzji.

Pomijając już miasta i ich symbolikę, w książce ogromną ilość miejsca zajmują baśnie, opowieści ciotki Gieni, która jako znachorka i potomek rodu od stuleci mieszającego w Czarnym Mieście zna jego całą historię – zarówno tą aktualną, prawdziwą, doświadczoną osobiście, jak i tą z dawnych czasów, opowiadaną z pokolenia na pokolenia. Ciocia Gienia siada więc z dziewczynkami (tu wracamy do ich dzieciństwa) i przy herbatce i domowym cieście roztacza przed nimi dawny, baśniowy świat wierzeń i legend. I tak zaczynają się przeplatać ich losy realne, z tym co magiczne.
Podświadomość wsącza w nas wielokolorową miksturę baśniowych, symbolicznych obrazów, które potem podczas snów lub marzeń na jawie, znajdują ujście. Nasza świadomość zna podświadomość tylko w malutkim kawałku, w tym drobnym odprysku, który zostaje uświadomiony. A nawet wtedy, gdy coś z nieświadomego bezkresu wewnętrznego kosmosu przeniknie do naszej świadomości, nie zawsze potrafimy to nazwać i zrozumieć. Czasem zostajemy z uczuciem niepokoju i zagubienia. Myślę, że każdy z nas ma w sobie podziemny labirynt.”
Pod warstwą przypowieści i magii trzeba jednak podkreślić, że książka opowiada też o wielu trudnych emocjach. Znajdziemy tu dużo o depresji, o żałobie, o tęsknocie tak ogromnej, że nie pozwala normalnie funkcjonować. O nadziei, o szukaniu własnej drogi, o poczuciu jedności i samotności.
Może czas odwiedzić dom?
Jak to się właściwie stało, że przez ostatnie lata ani razu tego nie zrobiła? Trudno to wytłumaczyć. Może w żartobliwej teorii Belindy o czarze rzucanym przez Białe Miasto na mieszkańców jest ziarnko prawdy? Człowiek miota się pomiędzy obowiązkami i terminami, zapominając o tym, co naprawdę jest w życiu ważne.”
Co jak co, ale na pewno nie można odmówić powieści tego, że ma w sobie głębię. Ma wiele warstw, które powoli odsłaniają się przed czytelnikiem, które nawet już po lekturze stają się dopiero zrozumiałe. Jestem pewna, że gdybym w tym momencie sięgnęła po lekturę raz jeszcze, odkryłabym w niej wiele innych opowieści, wiele innych znaczeń. Mimo kilku wątpliwości na pewno muszę podkreślić, że jest to lektura wyjątkowa, baśniowa, coś gdzie fantastyka miesza się z realnością. Coś oryginalnego i innego od wszystkich tegorocznych debiutów. Jestem ciekawa co przyniesie tom kolejny.

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Lira!

Książka dostępna jest też w abonamencie 

grudnia 17, 2020

"Idealna opiekunka" Phoebe Morgan

"Idealna opiekunka" Phoebe Morgan

 

Autor: Phoebe Morgan
Tytuł: Idealna opiekunka
Tłumaczenie: Malwina Stopyra
Data premiery: 12.08.2020
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 360
Gatunek: thriller 
 
Phoebe Morgan to brytyjska pisarka, autorka trzech thrillerów. Debiutowała w roku 2017 powieścią pt. „The Doll House” (pol. Dom dla lalek), jednak to dopiero jej najnowsza powieść pt. „Idealna opiekunka” została wydana w Polsce jako pierwsza. Pisarka na co dzień pracuje jako redaktor kryminałów i powieści kobiecych, swoje thrillery pisze wieczorami. Jej książki zostały ciepło przyjęte przez anglojęzycznych czytelników, szybko zyskały status bestsellerów.
 
Historia „Idealnej opiekunki” toczy się latem. Małżeństwo Siobhan i Callum, razem ze swoją szesnastoletnią córką Emmą i siostrą Siobhan - Marią przyjechali właśnie do willi tej ostatniej we Francji – mają tam spędzić kilka dni urlopu. Jednak ich wakacje trwają wiele krócej niż zamierzali – dwa dni po przyjeździe do ich drzwi puka policja – Callum jest podejrzany o zamordowanie Caroline, swojej wielomiesięcznej kochanki… Mężczyzna zostaje odeskortowany z powrotem do Anglii, gdzie toczy się śledztwo w sprawie morderstwa i … zaginięcia półtorarocznej Eve – dziewczynki, którą w noc morderstwa opiekowała się Caroline. Czy to faktycznie Callum jest za to odpowiedzialny? Jeśli tak to co stało się z dzieckiem? Czy żyje? Co tak naprawdę wydarzyło się tamtej nocy?
 
Książka składa się z prologu, krótkich 56 rozdziałów oraz epilogu. Całość rozdzielona jest na kilka postaci, głównie jednak przedstawiona jest naprzemiennie z punktu widzenia Siobhan, Caroline i detektywa Wildy, który prowadzi śledztwo. Każdy rozdział oznaczony jest też datą i miejscem wydarzeń. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu teraźniejszego. Styl powieści, ze względu na sposób narracji, skupiony jest mocno na odczuciach bohaterów, jest raczej typowy dla tego gatunku, choć nie ukrywam, że natknęłam się na kilka zbędnych powtórzeń wyrazów w sąsiadujących zdaniach i trochę literówek. Takie błędy zawsze wybijają trochę z rytmu, jednak nie było ich na tyle dużo, by wpłynęły jakoś znacząco na moją ocenę.
 
Na ocenę na pewno jednak mają wpływ kreacje bohaterów. Jako że wszystkie wydarzenia toczące się przed i w noc morderstwa przedstawione są z punktu widzenia Caroline, to poznajemy tę bohaterkę dosyć dobrze. To kobieta w okolicy 30stki, ilustratorka książek dla dzieci. Oprócz Calluma i matki Eve, jej przyjaciółki z czasów studiów, nie ma specjalnie wielu znajomych, z ojcem nie utrzymuje specjalnych kontaktów, a jej matka zmarła wiele lat temu. Niestety kobieta nie popisuje się inteligencją – po części można to zrzucić na karb zakochania, pewnej obsesji na punkcie Calluma, jednak nie mogę powiedzieć, żeby mnie to przekonało. W większości przypadków zachowuje się po prostu głupio, co raczej uniemożliwiło mi jej polubienie.
Trochę inaczej ma się sprawa z Siobhan. To zamożna kobieta, przyzwyczajona do luksusu. Z Callumem są małżeństwem dobrych kilkanaście lat, choć szybko okazuje się, że nie jest tak naiwna, jak myśli jej mąż. Siobhan wie, że Callum od dawna nie jest jej wierny, czuje też, że romans z Caroline znaczy dla męża coś innego niż wszystkie wcześniejsze. A może to dla niej znaczy coś innego? Może to Siobhan miała już dosyć? Ta postać na pewno jest bardziej wiarygodna niż Caroline, choć i w niej znalazłam coś, co nie całkiem mi pasowało. To jej relacja z córką, Emmą, która przechodzi okres nastoletniego buntu. Siobhan cierpi z powodu oddalenia emocjonalnego córki, trochę też jest zazdrosna o jej relacje z Callumem. To jest w pełni zrozumiałe, jedynie nie pasowało mi to, że często mówi o niej czy zwraca się do niej jak do 10letniego dziecka… A to przecież już prawie pełnoletnia osoba! Nie wiem czy był to zabieg specjalny czy nie, ale często rzucał mi się w oczu i spowodował, że też nie do końca mogłam zrozumieć zachowanie bohaterki.
Pozostałe postacie są już przedstawione mniej szczegółowo i nie wzbudzają mieszanych emocji, są bardziej wiarygodne.
 
Książka skategoryzowana jest jako thriller, co jest równoznaczne z tym, że lekturze powinno towarzyszyć pewne napięcie i niepokój. I owszem, na pewno takie emocje towarzyszą lekturze – nie są dominujące, to raczej delikatna nutka, ale na pewno zaciekawienie jak zagadka nocy morderstwa zostanie rozwiązana jest cały czas obecna. Podobało mi się też rozdzielenie wydarzeń na te sprzed morderstwa i na te po, przez co powoli możemy odkrywać motywy postaci. Nie będę jednak ukrywać, że rozwiązanie jest specjalnie skomplikowane – wręcz przeciwnie, jakoś w połowie lektury sama domyśliłam się przeważającej jego części, co nie zdarza mi się często. Nie przesadzę chyba więc, kiedy napiszę, że rozwiązanie zagadki jest dosyć przewidywalne.
 
Podsumowując – sięgając po „Idealną opiekunkę” nie miałam co do lektury dużych wymagań. Chciałam po prostu lekkiego, przyjemnego thrillera z dobrą warstwą psychologiczną z nurtu domestic noir. Mniej więcej też to dostałam, choć było kilka spraw, który trochę mi przyjemność z lektury zmniejszyły – jak np. lekkie potknięcia w stylu czy denerwujące zachowanie głównych bohaterek. Przez to obniżam swoją ocenę o 0,5 punktu, ale nie wykluczam, że przy kolejnym tytule tej autorki jaki (o ile) zostanie u nas wydany, dam jej jeszcze jedną szansę – w końcu nie ukrywam, że lubię odprężyć się przy tak lekkim i wciągającym gatunku literackim jakim jest thriller z nurtu domestic noir.
 
Moja ocena: 6,5/10
 
Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Filia Mroczna Strona!


Książka dostępna jest też w abonamencie 

grudnia 17, 2020

Book tour z "Pchłą" zakończony!

Book tour z "Pchłą" zakończony!

Pandemia trochę pokrzyżowała wysyłkowe plany, więc egzemplarz booktourowy "Pchły" dosyć długo czekał na powrót do domu 😊 Na szczęście w końcu mu się to udało i 14 grudnia odebrałam z nim paczkę. Książka w trasę ruszyła mocno ponad rok temu, dokładnie 4 września 2019 i była to druga książka, a pierwszy patronat, z którym zorganizowałam book tour. Wychodzi więc, że "Pchła" była w trasie 467 dni! Przeszła przez ręce 22 uczestników, podejrzewam, że zjeździła Polskę wzdłuż i wszerz - niestety przy organizacji tego book touru nie pomyślałam jeszcze o wklejeniu do książki mapki, więc niestety trasy nie mamy udokumentowanej. Mamy jednak podpisy od każdego z uczestników na pierwszej stronie książki, w miejscu do tego wyznaczonym:



Książka, jak na tyle uczestników, wróciła w stanie świetnym, nic nie jest pozaginane, grzbiet też nie jest złamany. Wygląda na to, że "Pchła" wydana została solidnie, a uczestnicy obchodzili się z nią ostrożnie! 😊


Na szczęście tym razem uczestnicy chętnie zostawiali swoje komentarze w tekście na gorąco! Jest ich naprawdę dużo, co ogromnie mnie cieszy. Aż tak, że od razu chętnie przeczytałabym tę książkę jeszcze raz 😊





Jest też oczywiście sporo odnośników, kolorowych zaznaczeń, co cenię tym bardziej, gdyż, gdy książka ruszała w trasę, nie zostawiłam w niej specjalnych karteczek, jak robię to aktualnie.


Każdy z uczestników BT zobowiązany był do wystawienia książce opinii. Część była terminowa (za co ogromnie dziękuję!), część trochę mniej, a dwóch nie doczekałam się niestety wcale. Większość wystawionych opinii można znaleźć jak zawsze na Instagramie, dwie na portalu lubimyczytac.pl oraz dwie dłuższe recenzje na blogu. Niestety jedna uczestniczka w ciągu trwania BT zrezygnowała z prowadzenia swojego konta, więc ta opinia nam uciekła. Większość uczestników była z lektury zadowolona, byli też ci zachwyceni, a i niektórzy lekko narzekali na rozwiązanie zagadki i na dwójkę głównych bohaterów. Nie było jednak osoby, która nie znalazłaby w książce żadnego pozytywnego aspektu, co oczywiście bardzo mnie cieszy. Poniżej zamieszczam kilka fajnych cytatów z opinii:

"Choćbym bardzo chciała, nie mam się do czego przyczepić. Uwielbiam książki, których fabuła ma związek z II wojną światową, a "Pchła" właśnie takową jest. Idealnie wstrzeliła się w klimat 80 rocznicy wybuchu wojny 👍Świetnie spędziłam z nią czas.  Polecam !" @czytajzblondynka

"Autorka unika oczywistości i banału, za to świadomie manipuluje czytelnikiem i gmatwa całą historię jeszcze bardziej. Potyrze należy pogratulować wyobraźni i talentu." @ksiazkolub

"Brakowało mi ostatnio fajnego kryminału i ta książka właśnie tym jest. W księgarni pewnie bym na nią nie spojrzała pod natłokiem książek które mam na swojej liście "do chcenia" 🙈. Także swój pierwszy #booktour w którym brałam udział dzięki  @kryminalnatalerzu uważam za kosmiczne udany."  @effka.be

"„Pchła” to ciekawa odskocznia od kryminalnego schematu, który znamy z wielu powieści należących do tego gatunku. Dlaczego? Otóż z reguły morderca pojawia się na kartach książki już na samym początku. Tym razem jednak tak nie było, więc każda z moich prób odgadnięcia, kto zabił, i tak spełzła na niczym." @agataczytaksiazki

"Ależ to była świetna przygoda. Kryminał, który z każdą strona coraz bardziej się rozkręca. Pochłania, każe czytać dalej, nie pozwala odłożyć się na półkę. Nic nie jest w tej książce oczywiste."@szalona_bibliotekarka

"Prawda jest taka, że książek na rynku pojawia się naprawdę dużo i nie wszystkie czytamy. Sięgamy przeważnie po znanych nam autorów lub książki które mają dużą reklamę. Przyznaje szczerze, że Pchły bym raczej sama nie kupiła a szkoda bo to naprawdę świetna powieść szczególnie biorąc pod uwagę, iż jest to kryminalny debiut autorki." @brookerka_czyta

Poniżej pełna lista opinii, które powstały w ramach BT

1. @czytajzblondynka opinia klik!
2. @efemerycznosc_chwil opinia klik!
3. @anniapk opinia klik!
4. @asia_bookasia opinia klik!
5. @ksiazkolub opinia klik!
6. @effka.be opinia klik!
7. @matka_z_ksiazka opinia klik!
8. @agataczytaksiazki opinia na blogu klik!
9. @napisane_slowa opinia klik! (profil już nie istnieje)
10. @czytadeliczne opinia na blogu klik!
11. @szalona_bibliotekarka opinia klik!
12. @agnieszka_na_grzbietowisku opinia klik!
13. @kinga_psy_i_ksiazki opinia klik!
14. @justabooks opinia klik!
15. @brookerka_czyta opinia klik!
16. @mojemalezycie ocena klik!
17. @zelerewa - brak opinii
18. @booki_zrywac opinia klik!
19. @bookmaania opinia klik!
20. @zaczytana.paula - brak opinii
21. @katie.czyta opinia - klik!
22. @lexyogechi opinia - klik! 

Ostatecznie książka oczywiście wróciła do mnie, dzięki czemu mogłam przygotować całe te podsumowanie. Książka spędziła w czasie naprawdę dużo czasu, jak na razie tylko jeden tytuł, jeden bt trwa u mnie dłużej niż ten. Średnio wyszło 22 dni na osobę, oczywiście od tego trzeba odjąć kilka dni na wysyłkę, jednak i tak widać że gdzieś tam były przestoje. Co prawda nie zapisywałam dat jak długo książka była u każdego uczestnika, ale pamiętam, że podczas pierwszego dużego wybuchu pandemii trochę mieliśmy poślizgu, a i teraz przy ostatnim uczestniku przez kwarantanny i inne tego typu okoliczności książka nie mogła być wysłana w terminie. W związku tym tym mocniej chcę podziękować osobom, które się przyłożyły i zarówno książkę przeczytały, jak i napisały o niej zgodnie z regulaminem! 
Bardzo się cieszę też, że książka została tak pozytywnie oceniona i że większość uczestników podzieliła moje pozytywne zdanie na jej temat. Mam nadzieję, że i o kolejnej książce Potyry pt. "Potwory" będziecie się równie pozytywnie wypowiadać. BT już niedługo!


Book tour zorganizowałam z jednym ze swoich egzemplarzy patronackich książki, które otrzymałam w ramach współpracy z Wydawnictwem Zysk - S-ka.

grudnia 16, 2020

"Niech stanie się światłość" Ken Follett

"Niech stanie się światłość" Ken Follett

 

Autor: Ken Follett
Tytuł: Niech stanie się światłość
Cykl: Filary Ziemi, tom 0,5
Tłumaczenie: Anna Dobrzańska
Data premiery: 30.09.2020
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 768
Gatunek: powieść historyczna
 
Ken Follett to jeden z najpopularniejszych pisarzy na świecie. Z pochodzenia anglik, debiutował w latach 70tych XX wieku, teraz na swoim koncie na prawie 40 tytułów, które sprzedały się w ponad 100 milionach egzemplarzy. Jego książki pojawiły się w ponad 80 krajach, zostały przetłumaczone na 33 języki, a i część z nich doczekała się swoich ekranizacji. Na swoim koncie Follett ma głównie thrillery i powieści historyczne, najczęściej akcja jego powieści osadzona jest w okolicy II wojny światowej, choć sam autor przyznaje, że cykl „Filary Ziemi” toczący się w średniowieczu jest jego ulubionym. I tak właśnie w tym roku wróciliśmy do tego cyklu – trylogia doczekała się swojego prequela. Z dalszymi tomami powiązany jest miejscem wydarzeń, opowiada o początkach powstania miasta Kingsbridge. Oczywiście samo miasto jest raczej tłem wydarzeń, na którym rozgrywają się fascynujące losy bohaterów. Dla mnie to było drugie spotkanie z piórem tego autora, i tak jak w pierwszym przypadku („Upadek gigantów” recenzja – klik!), tak i te głównie odbyło się w formie audio. Tym razem jednak też udało mi się mały kawałek książki przeczytać, ledwie sto stron, ale przez to mogę powiedzieć, że książkę czyta się tak samo rewelacyjnie, jak się jej słucha.
 
Anglia 997 rok. Mała nadmorska wioska w Saksonii zostaje najechana przez Wikingów. Młody rzemieślnik Edgar razem ze swoją rodziną musi znaleźć nowe miejsce do życia – ich dotychczasowy dom i warsztat zostały spalone. Biskup Wynstan oferuje im gospodarstwo w odległej dwa dni marszu wiosce Dreng’s Ferry. W tym czasie Lady Ragna, Normandka, poznaje swojego przyszłego męża – Wilwulfa, który jest ealdermanem Shering, krainy, do której należy Dreng’s Ferry. Przez to przyjdzie jej wyprawić się do nieznanego kraju i żyć wśród ludzi, których obyczaje mocno różnią się tych dobrze jej znanych. Pomocną rękę wyciągnie do niej mnich Aldred, dobry człowiek, dla którego wiara i pomoc bliźniemu jest rzeczą najważniejszą. Jego plany dotyczące przyszłości są jednak również ambitne co reszty – chce stworzyć tak dużą bibliotekę, by była centrum świata chrześcijańskiego. Na drodze jego ambicji stanie jednak zachłanny biskup, jego zwierzchnik i przeciwnik Wynstan. Jak potoczą się ich losy? Czy mimo przeciwności losu uda im się znaleźć szczęście?
 
Książka składa się z 43 rozdziałów podzielonych na 4 części. Każdy z rozdziałów określa miesiąc i rok wydarzeń w nim przedstawionych, całość toczy się na przestrzeni 10 lat. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, rozdzielona jest pomiędzy głównych bohaterów – obserwuje po równo wydarzenia zewnętrze, jak i przeżycia wewnętrzne, uczucia bohaterów. Styl, język powieści stylizowany jest na starodawny sposób wysławiania się, jednak jest to zabieg delikatny, głównie widoczny w dialogach. Całość czyta (i słucha) się rewelacyjnie dobrze. To trochę takie połączenie tła historycznego z wątkami, które nasuwają mi na myśl „Grę o tron” (oczywiście pomijając motywy fantastyczne).
 
Koniec wieku X/początek XI to okres, o którym nie wiadomo za dużo, więc i autor miał tutaj duże pole dla puszczenia wódz wyobraźni. Nie można jednak odmówić mu, że z tego co się dało, świetnie przedstawił tło historyczne Brytanii. Follett rysuje nam szeroki obraz tamtych czasów. Poznajemy jak wyglądały wtedy stosunki władzy – w końcu część toczy się w środowisku aeldermana, który jest jakby panem krainy – chłopi mieszkający na tych ziemiach muszą płacić mu daniny, a on podlega władzy króla. Część toczy się w środowisku kościelnym – w tych czasach obrzędy pogańskie ścierały się z chrześcijaństwem, w którym, nie ukrywajmy, część kleru niespecjalnie przestrzegała zasad, które powinny przewodzić ich życiu – na przykładzie biskupa Wynstana widzimy tę rządzę władzy, bogactwa, szerokich wpływów, a zarazem niestosowanie się do obowiązującej wstrzemięźliwości seksualnej. Jego przeciwieństwem jest postać Aldreda, który nie zamierza się takiej władzy, jak biskup Wynstan, podporządkowywać. Jest więc i ówczesny stosunek do religii. Sporo dowiadujemy się też o życiu zwykłego człowieka, chłopa czy rzemieślnika, którego zarobki w pewnej części należne są ealdermanowi. Tu przykładem jest Edgar i całe jego otoczenie. Mamy więc normalnie, zwyczajne życie w tamtych czasach. Dowiadujemy się jak wyglądały wtedy miasta, wioski, jak mieszkano, budowano, co jedzono, jak podchodzono do spraw higieny. To naprawdę spora dawka historii w naprawdę przyjemnej formie.
 
Książka jednak nie byłaby tak dobra, gdyby nie postacie, które wzbudzają sporo emocji. Edgar to młody chłopak, który mimo swojego biednego pochodzenia jest naprawdę mądry i chce swój spryt i zaradność jakoś wykorzystać. Poza tym jest dobry i szczery, uprzejmy, praworządny i stały w uczuciach jeśli chodzi o miłość, choć obiekty swoich uczuć wybiera raczej mało szczęśliwie. Zależy mu na dobrym życiu, na rodzinie.
Równie pozytywną postacią jest Lady Ragna. To dziewczyna w podobnym wieku co Edgar, jednak urodzona w bardzo zamożnej rodzinie. Ragna chce rządzić, chce nieść sprawiedliwość, chce by ludzie jej podwładni ją szanowali i kochali. To spore ambicje dla kobiety jak na tamte czasy, i mimo że ojciec ją do takiej roli przygotowywał, to po przyjeździe do Brytanii niekoniecznie muszą się jej ambicje spełnić. Widzimy jak Ragna odnajduje się w całkiem jej nowym środowisku, z czym przychodzi jej się zmierzyć. To odważna, dobra postać, chcąca wykorzystać swoją pozycję do czynienie dobra i sprawiedliwości.
Trzecią postacią pozytywną jest mnich Aldred, który na swojej drodze spotyka zarówno Edgara, jak i Ragnę. Służy im dobrą radę, nie pozwala by jego namiętności nim rządziły. Posługuje się rozumem, wyciąga wnioski ze zdarzeń. Jest dobry, pomysłowy i chce wprowadzić zasady religii chrześcijańskiej w całym państwie. Chodzi tu jednak tylko o te zasady dobre, bogactwo i władza jako sama wartość go nie interesują.
 
W opozycji do tych postaci stoi rodzina Wynstana, Wilwulfa i Wigelma. Ich wpływy są szerokie, mają wiele kuzynów, którzy również dzierżą władzę. Wydają się być też bezkarni – król kilka razy nakładał już na nich kary, jednak ich rodzina kompletnie je ignoruje. Czy chciwość i przebiegłość wygra z dobrem, które reprezentuje wcześniej wymieniona trójka bohaterów? Czy może jednak szczęście przestanie im w końcu sprzyjać? Kiedy nawet król nie ma nad nimi władzy, wygląda to raczej mało optymistycznie…
 
Jako że książka liczy prawie 800 stron niewielkim drukiem (ebook ponad tysiąc, audiobook 30 godzin!), jest naprawdę zgrabnie i ciekawie napisana, a i wiele na kartach powieści się dzieje, to można by o niej jeszcze na pewno sporo napisać. Ja jednak ograniczę się już tylko do stwierdzenia, że książkę czytało mi się świetnie, losy bohaterów naprawdę podbiły moje serce i ogromnie kibicowałam ich szczęściu. Każde ich niepowodzenie, każde zwycięstwo rodziny Wynastana mocno mnie wzburzało, a o wywołanie tak dużych emocji na pewno po części w literaturze chodzi, prawda? Nie będę też ukrywać, że osadzenie akcji w tamtych czasach, tak odległych i przedstawienie życia kilku kast społecznych było dla mnie nie lada gratką. Ogromnie chciałabym przeczytać całą serię Filarów Ziemi, chociaż na pewno wiem, że będę tęskniła za bohaterami z tej powieści. W końcu wydarzenia z kolejnej części toczą się jakieś 200 lat później…
 
Moja ocena: 8/10
 
Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Albatros!

Książka dostępna jest też w abonamencie 

grudnia 15, 2020

"Ten, w którym są wszystkie przepisy" Teresa Finney

"Ten, w którym są wszystkie przepisy" Teresa Finney

 

Autor: Teresa Finney
Tytuł: Ten, w którym są wszystkie przepisy. Książka kucharska dla miłośników serialu Przyjaciele
Tłumaczenie: Barbara Rotter
Data premiery: 02.09.2020
Wydawnictwo: Prószyński - S-ka
Liczba stron: 152
Gatunek: książka kulinarna
 
Chyba nie ma na świecie człowieka, który nie słyszałby o serialu “Przyjaciele”. Jedni go uwielbiają, drudzy nie widzą w nim nic specjalnego, jednak każdy go kojarzy. Ja oczywiście należę do tej pierwszej kategorii - oglądam go od lat, praktycznie co roku od nowa i nigdy mi się nie nudzi. Na samo jego wspomnienie już się uśmiecham - nic nie poprawia humoru lepiej niż Friendsi. Dlatego też każda publikacja na ten temat musi pojawić się na mojej półce. Rok temu była to książka Kelsey Miller pt. “Przyjaciele. Ten o najlepszym serialu na świecie” (recenzja - klik!), w tym roku moja kolekcja powiększyła się o kolejne dwa tytuły - “Friends. Przyjaciele na zawsze. Ten o wszystkich odcinkach” oraz książkę kulinarną Teresy Finney pt. “Ten, w którym są wszystkie przepisy”. Obydwa oczywiście mnie cieszą, ale na ten drugi czekałam szczególnie - to w końcu nie tylko książka o moim ulubionym serialu, ale też połączenie z moją drugą pasją - gotowaniem.
Oryginalne książka na rynku amerykańskim ukazała się w 2018 roku. Autorka Teresa Finney ma na swoim koncie jeszcze jedną książkę kulinarną - o pieczeniu. Na co dzień pisze artykuły na temat jedzenia, jest również wielką fanką lat 90tych XX wieku, w tym oczywiście serialu “Przyjaciele”. 
 

W serialu gotowanie i jedzenie odgrywa naprawdę dużą rolę. Jak zauważa autorka we wstępie, po części wiąże się to z zawodem jednej z bohaterek - Moniki, która jest szefem kuchni. Niemniej jednak w samej amerykańskiej kulturze jedzenie też jest ważne - czy to chodzi o Święto Dziękczynienia czy o urodziny i inne okazje - w normalnym życiu (a na takie stylizowane są losy szóstki przyjaciół) sporo wydarzeń kręci się właśnie wokół stołu. Warto więc to wykorzystać i spisać wszystkie potrawy, które w serialu się pojawiają, prawda? Będzie to szczególnie gratka dla fanów gotowania!
 
Książka zawiera 74 przepisy podzielone na 5 kategorii: Coś na ząb, Na lunch z przyjaciółmi, Na obiad i na kolację z przyjaciółmi, Na deser z przyjaciółmi i Drinki i napoje. Każdy przepis opatrzony jest zdjęciem potrawy i słowem wstępu nawiązującym do serialu. Określa liczbę porcji, czas przygotowania, przyrządzenia, listę składników i oczywiście opis krok po kroku jak tę potrawę wykonać. Całość poprzedzona jest słowem wstępu od autorki, a na końcu znajdziemy kilka słów o samej autorce. Książka wizualnie prezentuje się ładnie i przejrzyście.


Od razu też trzeba zaznaczyć, że przepisy są jedynie inspirowane potrawami pojawiającymi się w serialu. Jest to osobna publikacja niezwiązana z twórcami serialu. To jest dla mnie jasne i zrozumiałe. Żałuję jednak, że autorka nie pokusiła się o lepsze odwzorowanie potraw pojawiających się w serialu. Znajdziemy tu sporo zmian - jak np. bułeczki scones (typowo brytyjskie śniadaniowe pieczywo) zastąpione są po prostu kruchymi ciasteczkami z czekoladą. Albo indyk, którego całego Joe zjadł pewnego Święta Dziękczynienia tutaj jest zastąpiony tylko udźcem indyka. Takich nieścisłości jest więcej, jak np. poncz Tiki, którym dziewczyny upijają się podczas imprezy - nocowanki, gdy rozmawiają o swoich życiowych planach w serialu jest mętny, ewidentny miks z owocami - w książce jest klarowny z samego soku z cząstkami owoców - czyli po prostu poncz. Może się czepiam, ale jako fanka i serialu i gotowania zwracam na takie coś uwagę.
 

W przepisach ubodło mnie też to, że do ciast i pizzy autorka poleca wykorzystanie ciasta gotowego. Trochę nie jest to spójne z tym, co pisała we wstępie - Monika, jako szef kuchni, nigdy nie użyłaby gotowca, sama by wszystko przygotowała. To przecież nie jest trudne, wystarczy kilka składników. Podejrzewam, że jest to naleciałość amerykańska, by skorzystać z ułatwienia, ale to kolejna rzecz, która mocno rzuciła mi się w oczy.

Jak wspomniałam, przepisy są opatrzone ładnymi zdjęciami potraw, które ogólnie na pewno można zaliczyć na duży plus publikacji. Najczęściej zajmują całą stronę. Są wyraźne i kolorowe. Niestety czasem jednak nie do końca porywają się z tym, co jest w przepisie np. na zdjęciu sałatka oprószona jest fetą, w przepisie tego nie ma. Czy udka z kurczaka na zdjęciu mają panierkę z płatków owsianych, a w przepisie z mąki i przypraw. To częsta przypadłość książek kulinarnych, jednak niezmiennie kłuje mnie w oczy.
 

Oczywiście nie zrozumcie mnie źle - “Ten, w którym są wszystkie przepisy” to fajna książka, gratka dla fanów serialu, coś co na pewno chce się mieć na półce. I znalazłam tam kilka przepisów, które na pewno będę chciała przetestować jak np. najlepsze na świecie owsiane ciasteczka Phoebe czy ulubioną kanapkę Joey’ego. Ogólnie doceniam ją za pomysł, za samo spisanie potraw w serialu występujących, za ładnie prezentujące się wydanie. Ja jednak jestem trochę jak Monika - jak już się za coś biorę, to muszę to zrobić perfekcyjnie, więc widzę też kilka punktów w książce, które chętnie bym poprawiła :)
 
Moja ocena: 7/10
 
Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka!



grudnia 11, 2020

"Moja doskonała żona" Samantha Downing

"Moja doskonała żona" Samantha Downing

 

Autor: Samantha Downing
Tytuł: Moja doskonała żona
Tłumaczenie: Anna Gralak
Data premiery: 17.06.2020
Wydawnictwo: Mando
Liczba stron: 432
Gatunek: thriller

“Moja doskonała żona” to debiut literacki Samanthy Downing, amerykańskiej pisarki. Książka zyskała spore uznanie na rynku, była nominowana do wielu nagród jak np. Edgar i CWA Awards. Została przetłumaczona na ponad 20 języków, a prawa do ekranizacji wykupiło studio Nicole Kidman (pewnie aktorka zagra główną rolę! ;)) i Amazon. Na rynku amerykańskim w tym roku ukazała się druga powieść pisarki pt. “He started it” (tłum. pol. ‘On zaczął’), która od razu wskoczyła na listy bestsellerów. Autorka aktualnie pracuje nad swoją trzecią książką.

“Moja doskonała żona” to opowieść pewnego małżeństwa. On jest nauczycielem tenisa, ona - Millicent agentem nieruchomości. Mają dwójkę dzieci, 14latka Rory’ego i 13letnia Jenny. Mieszkają na luksusowym zamkniętym osiedlu Hidden Oaks. Z pozoru całkiem normalna, niczym niewyróżniająca się rodzina. No, może ponadprzeciętnie sprawną organizacją Millicent. Jednak te małżeństwo dzieli pewną, mroczną zaskakującą tajemnicę… Są seryjnymi mordercami.

Książka składa się z 72 krótkich rozdziałów i epilogu. Już na poziomie narracji jest zaskakująca - narratorem jest mężczyzna, mąż Millicent. W tego typu thrillerach nieczęsto zdarza się, by cała historia przedstawiona była z punktu widzenia mężczyzny i to w taki rzeczowy, spokojny i prosty sposób. Tak więc narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego, styl powieści jest zaskakująco prosty i rzeczowy - wymaga przyzwyczajenia. Na początku lektury przyznam, że nie byłam przekonana do tak prowadzonej narracji, jednak z czasem bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła.

Pierwszym słowem jakie nasuwa mi się, gdy myślę o tej książce to inna niż wszystkie. Pomijając już tą narrację przedstawioną z męskiego punktu widzenia przez bezimiennego (chyba że coś przeoczyłam?) narratora, to sposób poprowadzenia akcji i w ogóle temat jaki porusza ta książka, są naprawdę zaskakujące. Trochę dziwne, ale to dobrze, bo rzadko spotykane. Akcja powieści rozwija się bardzo powoli. Z początku nie wiadomo o co chodzi, jaka relacja panuje pomiędzy mężczyzną a Millicent. Tak naprawdę nie wiadomo tego do końca, bo każdy z nich ma swoje tajemnice, a narrator nie jest skory do wtajemniczania czytelnika. Wiemy, że przez lata wypracowali sposób ma współpracę, ich małżeństwo jest bardzo zgrane i funkcjonalne. Wiedzą o sobie wszystko i znają się doskonale. A przynajmniej tak twierdzi narrator. Powoli jednak wychodzi na jaw, że zarówno on, jak i Millicent mają przed sobą tajemnice. Jak duże? Jak zakończy się ich historia? To się dopiero okaże…

“Moja doskonała żona” to tego typu książka, że im mniej o niej się mówi tym lepiej. Tu każda informacja ma wartość, każda zmienia znaczenie tego co wiemy. Z początku ciężko w ogóle historię poskładać w całość, szczególnie że narrator ciągle przeskakuje z wydarzeń bieżących do wspomnień, przez co może wydawać się trudna w odbiorze, jednak im dalej, tym bardziej fascynuje, ciekawi, po prostu wciąga. Nie często w końcu spotyka się tego typu pary, prawda?
“Dziś wieczorem czuję się, jakbym wreszcie znów zaczął oddychać.
A nawet nie zdawałem sobie sprawy, że wstrzymywałem oddech.”
Na pewno warto podkreślić rys psychologiczny postaci. Każda z nich jest powoli, rzetelnie budowana. Warto też zwrócić uwagę na relację pomiędzy małżonkami, ich sposób komunikowania się między sobą, ich podejście do dzieci i styl wychowania. Ciężko tę książkę odnieść do jakiś uniwersalnych wzorców, raczej małżeństwo morderców nie skłania do zastanowienia się nad swoim związkiem czy rolą tajemnic w relacji z partnerem. Tutaj główna myśl jaka zaprząta głowę czytelnika to: dlaczego zabijają? Przecież wydają się tacy normalni…

Tym razem recenzja jest naprawdę krótka. Szczerze nie wiem co więcej mam o książce Wam napisać, poza tym, że jest naprawdę oryginalna i zaskakująca w sumie chyba na wszystkich poziomach. Nie mogę powiedzieć z jakimi książkami mi się kojarzy, bo już to nasunęło by Wam pewne skojarzenia i może naprowadziło na trop rozwiązania. Niemniej jednak warto podkreślić, że jest to powieść nieoczywista, zaskakująca, która wzbudza w czytelniku ciekawość właśnie przez tą swoją dziwność. Ogólnie z początku lektury nie byłam do niej przekonana, liczyłam na całkiem coś innego, jednak już po jej skończeniu muszę przyznać, że jestem pełna podziwu dla autorki - szczególnie, że to przecież debiut. Zaskakująco oryginalna historia!

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Mando!

Książka dostępna jest też w abonamencie