Autor: Woody Allen
Tytuł: Zero grawitacji.
Tłumaczenie: Mirosław
P. Jabłoński
Data premiery: 08.11.2022
Wydawnictwo: Dom
Wydawniczy Rebis
Liczba stron: 216
Gatunek: felietony
/ humoreski
Woody Allen to człowiek, którego nazwisko zna każdy, kto choć
trochę interesuje się kinem. Reżyser, scenarzysta, aktor, komik, uznawany jest
za twórcę tak zwanej „inteligentnej komedii”. Zdobywca 4 Oscarów, 2 Złotych
Globów, laureat wielu innych prestiżowych nagród filmowych. Znany z mocno
ironicznego i dosyć pesymistycznego poczucia humoru, człowiek o szerokiej
wiedzy kulturowej, z której chętnie korzysta w swoich dziełach. To Woody Allen,
którego zna cały świat. Mniej osób wie o tym, że jest to także utalentowany muzyk
i felietonista. Swoje teksty publikuje przede wszystkim w The New Yorker –
zarówno te, jak i wcześniej niepublikowane znalazły się w jego kilku zbiorach
wydawanych w formie książkowej. Z „Zero grawitacji” powraca po piętnastu latach
przerwy i jak twierdzi przedmówczyni zbioru – jest równie zabawny, inteligentny
i cięty jak zawsze.
Na książeczkę „Zero grawitacji” składa się 19 humoresek
różnej długości, z czego 8 wcześniej ukazało się we wspomnianym The New Yorker.
Całość poprzedzona jest przedmową Daphne Merkin – krytyczki literackiej,
eseistki i pisarki, choć w Polsce raczej o niej nie słyszeliśmy. Po przedmowie
zostają wymienione felietony, które były już wydane, aż w końcu przechodzimy do
części właściwej. Każdy felieton jest zatytułowany, jednak co do treści to
niespecjalnie mają ze sobą punkty wspólne – zgodne z tytułem, nie ma tu jednego
punktu przyciągania. Narracje prowadzone są różnie, raz w pierwszej osobie, raz
w trzeciej, a co zaskakujące, niektóre nie są pisane z perspektywy człowieka –
są tu historie opowiadane przez krowę, samochód i homary. Tematyka jest równie
szeroka – od życia na planie filmowym, po nowojorską finansjerę, rynek
mieszkaniowy, aż po zemstę i miłość. Wszystko to jednak jest okraszone
specyficznym spojrzeniem Allena – spogląda on na postacie okiem błyskotliwym,
inteligentnym, choć dosyć oszczędnym w słowach, sugerujący tylko, gdzie kryje
się puenta historii.
„W dniu, w którym dowiedziałem się, że może się zająć moim rachunkiem, byłem tak szczęśliwy, że wyciąłem głowę żony z naszego ślubnego zdjęcia i umieściłem tam jego.”
Jak to w zbiorach tekstów bywa i tu część podobała mi się
bardziej, część mniej. Myślę, że połowa z nich, jest tak naszpikowana niuansami
związanymi z życiem nowojorczyka oraz odniesieniami do literatury i filmu, że
czasem po prostu nie całkiem łapałam o co autorowi chodzi – w tych fragmentach,
czułam, że mam po prostu niewystarczającą wiedzę, by docenić cięty żart
artysty. Wydaje mi się też, że gdyby tłumacz pokusił się o przetłumaczenie
nazwisk, to książeczka mogłaby zyskać – i tu ukryty był żart słowny, który
ciężko jest zrozumieć osobie nieanglojęzycznej. Żałuję, że wszystkich tekstów
nie byłam w stanie docenić, jednak było kilka, które przypadły mi do gustu np.
historia o tym skąd wziął się kurczak generała Tso jako wymiana korespondencji
pomiędzy generałem a ministrem Peng. Wspomniane
już trzy opowiadania z perspektywy nieczłowieczej – krowy, samochodu i homara.
Krowa ukazała się tu jako wybawczyni społeczeństwa przed zadufanym artystą,
samochód – co trzeba podkreślić – samojeżdżący, ten ze sztuczną inteligencją za
kierownicą, został dosyć mocno wyszydzony, a homar, jako ofiara nieuczciwego
finansisty w końcu odpłacił pięknym za nadobne. Jako fanka spania nie mogłam
też nie docenić historii o najlepszej poduszce świata, która byłaby w stanie
zmienić … no cóż, świat 😊 Z pewnością zabawna była też historia o
zamianie mieszkań w Nowym Jorku, a także o nosie Stallone’a. Wszystkie wymienione
to króciutkie formy, ledwie kilka, może kilkanaście stron.
„Gdy się okazało, że jestem spłukany, popełniłem samobójstwo, rzucając się z dachu naszego klubu golfowego w Palm Beach. Na skok musiałem czekać pół godziny, była dwunastoosobowa kolejka.”
Najmocniej jednak przypadło mi do gustu opowiadanie (bo
chyba tak je trzeba nazwać) ostatnie. To tu mocno czuć tego filmowego Allena,
tego, który opowiada pozornie zwyczajną historię dwójki ludzi, a jednak
przemyca w niej swój gorzki żart i przekonanie, że nic nie trwa wiecznie, a
każde szczęście ma swój koniec. Jest to historia miłosna pomiędzy młodym,
rozpoczynającym swoją karierę komikiem – scenarzystą, autorem sztuki, a młodą i
piękną aktorką, która jak lis z Małego Księcia szuka kogoś, kto byłby w stanie
ją oswoić. Ich historia rozgrywa się na Manhattanie, wśród knajp, luksusowych
mieszkań i Central Parku. Polubiłam tę historię za jej zwyczajność, realność i
delikatnie naiwne spojrzenie (bo przecież zakochane) głównego bohatera. To
historia, w której nawet nie widząc kim jest autor, rozpoznałabym Allena.
Podsumowując, „Zero grawitacji” to niewielka książeczka,
która przyciąga oko już na poziomie wizualnej prezentacji swoim minimalizmem. Myślę,
że szara kropka po tęczowokolorowym napisie też jest znacząca – nieważne jak
wesoło by było, w końcu i tak zostaje ta szara rzeczywistość. I takie są też
historie Allena – z gorzkim, uszczypliwym, oszczędnym humorem podkreślającym,
że zwyczajne życie jak tym, co warto cenić. Sięgając po ten zbiór trzeba być
gotowym na wszystko, bo Allen swojej wyobraźni nie ogranicza!
Moja ocena: 7/10
Recenzja powstała we współpracy z Domem Wydawniczym Rebis.
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!