listopada 28, 2020

"Morderców tropimy w czwartki" Richard Osman

"Morderców tropimy w czwartki" Richard Osman

Autor: Richard Osman
Tytuł: Morderców tropimy w czwartki
Cykl: Czwartkowy Klub Zbrodni, tom 1
Tłumaczenie: Anna Rajca - Salata
Data premiery: 14.10.2020
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 448
Gatunek: komedia kryminalna
 
Richard Osman to brytyjski producent i prezenter teleturniejów telewizyjnych, komik, a teraz i autor. „Morderców tropimy w czwartki” to jego debiut literacki. Co ciekawe w tym samym czasie co Richard, na rynku literackim debiutował także jego brat, Mat Osman, muzyk, basista i współzałożyciel brytyjskiego rockowego zespołu Suede, powieścią pt. „The ruins”, która jak na razie nie została przetłumaczona na język polski. Podczas pisania tej recenzji dotarłam do informacji, iż autor już teraz szykuje tom drugi przygód członków Czwartkowego Klubu Zbrodni, co cieszy mnie przeogromnie! Na rynku angielskim książka ma się ukazać we wrześniu 2021 roku. Oby do nas równie szybko dotarła!
„Kilka kieliszków wina i zagadka. Spotkanie towarzyskie i drastyczne szczegóły. Trudna o lepszą rozrywkę.”
Fabuła powieści „Morderców tropimy w czwartki” toczy się w południowo-wschodniej Anglii, w hrabstwie Kent, a jeszcze dokładniej – na luksusowym osiedlu dla seniorów Coopers Chase. Emeryci żyją sobie spokojnie w otoczeniu przyrody w miejscu dawnego klasztoru, w zasięgu ręki mają wszystko co potrzeba, a nawet i więcej. Jest tu też dużo ciekawych klubów, między innymi Czwartkowy Klub Zbrodni. Został on założony przez Elizabeth i Penny, dawną komisarz, która po kryjomu skopiowała akta nierozwiązanych spraw i teraz razem z przyjaciółmi starają się dostrzec to, co kiedyś przeoczyła policja. Do kobiet dołączył Ron i Ibrahim, ale niestety Penny jakiś czas temu trafiła do szpitala. W tym czasie do klubu dołączyła Joyce. Przyjaciele mają właśnie zastanowić się nad nową sprawą, kiedy okazuje się, że po dosyć burzliwym spotkaniu emerytów w sprawie rozbudowy ośrodka, współwłaściciel i główny budowlaniec został zamordowany w swoim mieszkaniu. Klub postanawia zatem skupić się na tej zbrodni i rozwiązać jej zagadkę przed policją. Tym samym muszą uruchomić wszystkie swoje dawne znajomości, a i przekonać do siebie śledczych prowadzących tę sprawę… Czy im się to uda? Kto i dlaczego popełnił tę zbrodnię? I czy przypadkiem czwórka zadziornych emerytów nie wpakuje wszystkich w kłopoty?
 
Książka składa się z 115 bardzo króciutkich rozdziałów rozdzielonych na dwie części. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu teraźniejszego, wyjątkiem są rozdziały z pamiętnika Joyce – te oczywiście pisane są w narracji pierwszoosobowej. Narrator obserwuje naprzemiennie kilka głównych postaci – przeważnie na zmianę emerytów i policję, skupia się nie tylko na ich poczynaniach, ale i myślach i odczuciach. Styl, w którym napisana jest powieść, jest bardzo prosty i pełen dialogów. Nie jest to może stricte komedia kryminalna, do których jestem przyzwyczajona – to raczej taka urocza, pozytywna powieść kręcąca się wokół ciekawej i całkiem skomplikowanej zagadki kryminalnej. Nie znajdziemy tu specjalnie sytuacji w których wybuchniemy niekontrolowanym śmiechem, ale bijący z kart powieści optymizm i urok na pewno każdemu czytelnikowi sprawią ogromną przyjemność.
„W starszym wieku można robić prawie wszystko, na co ma się ochotę. Nikt już nas nie beszta poza lekarzami i własnymi dziećmi.”
Myślę, że mamy tu kilka czynników odpowiedzialnych za powodzenie tej powieści. Na pewno trzeba tu wyróżnić bohaterów – zarówno emeryci, jak i para policjantów są bardzo fajnie przedstawione. To postacie energiczne, żywiołowe, z charakterem, acz każda z nich z innym. Elizabeth to ta, która ma najwięcej znajomości, jest jakby przewodniczącą Klubu. Joyce, emerytowana pielęgniarka, jest bystra i spostrzegawcza. Ibrahim to były psychiatra, zawsze do każdej kwestii podchodzi matematycznie. Ron, dawny bojownik klasy robotniczej, jest płomiennym mówcą i człowiekiem nieowijającym w bawełnę. Ta ekipa idealnie się uzupełnia, każdy z nich na swoją funkcję w grupie, a łącząc siły ich moc dedykacyjna jest nie do pokonania. Poza nimi warto też wspomnieć o policjancie Chrisie, 50latku który cierpi na nadwagę i samotność oraz Donnie, 20kilkuletniej posterunkowej, która przeniosła się tu z Londynu i w hrabstwie Kent nudzi się niemiłosiernie. Każda z tych postaci jest barwna, kolorowa i pozytywna, choć każdy z nich gdzieś tam walczy z własnymi problemami.
 
Drugim czynnikiem, który sprawia, że powieść mogę uznać za naprawdę udaną jest osadzenie akcji w bardzo ciekawym miejscu. Jak wspomniałam osiedle powstało w miejscu dawnego kobiecego klasztoru, w uroczym i dosyć odosobnionym zakątku hrabstwa. Niedaleko jest morze, kilka mniejszych uroczych miejscowości i pełno zieleni i bliskości natury. Dodatkowo samo Coopers Chase jest naprawdę ciekawym miejscem. Gdzieś pod koniec powieści było stwierdzenie córki Joyce, która mówiła, że bała się, że matka po przeprowadzce na osiedle emerytów zgaśnie i będzie czekała tylko na śmierć. Zdarzyło się jednak odwrotnie, to tu znalazła nowe zainteresowania, nowych przyjaciół i sens życia, gdy dzieci już dorosły, mąż umarł, a praca zawodowa to tylko wspomnienie.
„Zawsze wiemy, kiedy robimy coś po raz pierwszy, prawda? Ale bardzo rzadko zdajemy sobie sprawę, kiedy coś dzieje się po raz ostatni.”
Skoro już jesteśmy przy osiedlu emerytów, które dało bohaterce nowe życie, to warto zaznaczyć, że autor w bardzo fajny, przyjemny, a zarazem chyba prawdziwy sposób oddał głos bohaterom 65+. Przedstawił zarówno te pozytywne aspekty życia emerytów, jak i ich negatywne strony. Mimo pozytywnego wydźwięku, książka zawiera dużo ciekawych spostrzeżeń jak spojrzenie na życie z wiekiem się zmienia, jakie problemy i obawy męczą ludzi w takim wieku. Przez to lektura nabiera większego wymiaru, niesie nie tylko rozrywkę, ale i większą empatię do ludzi starszych.
„Przed laty wstawali wcześnie, bo czekało ich dużo pracy, a dzień miał tak mało godzin. Teraz zrywają się o świcie, bo tyle jest do zrobienia, a tak niewiele dni im zostało.”
Oczywiście książka to jakby nie było kryminał, a więc na koniec porozmawiajmy trochę o tej intrydze kryminalnej. Szczerze – już przed połową książki byłam pewna, że wiem kto zabił. No cóż, oczywiście okazało się, że moja pewność jednak rozminęła się z rozwiązaniem…  Intryga kryminalna okazuje się naprawdę skomplikowana, co przy komediach kryminalnych raczej nie jest częstym wyborem. Do tego, mimo że akcja nie jest specjalnie mocno dynamiczna (w końcu bohaterowie to emeryci…), to jednak pełna zwrotów akcji, cały czas coś czytelnika zaskakuje. Naprawdę zadziwiająco dobrze się przy tej zagadce bawiłam, autor wiele razy wyprowadził mnie w pole 😉
 
Podsumowując, nie spodziewałam się, że „Morderców tropimy w czwartki” będzie tak urocze, a zarazem tak dobre. Nie widzę tutaj ironicznego podejścia czy stricte brytyjskiego humoru, o którym słyszałam podczas akcji reklamowej książki, a raczej całość przypomina mi cudowne komedie romantyczne z serii Mała Czarna Wydawnictwa Albatros, tyle że o miłości jest tu mniej, a całość kręci się wokół morderstw… Bohaterów powieści pokochałam całym sercem i już tak od połowy powieści modliłam się, by autor zdecydował się napisać część kolejną z Klubem Zbrodni w roli głównej. Tak więc wyszukana informacja o zapowiedzi tomu kolejnego cieszy mnie przeogromnie – będę czekać z utęsknieniem!
 
Moja ocena: 8/10
 
Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Muza!
Książka dostępna jest też w abonamencie 


listopada 26, 2020

"Cios kończący" Mariusz Czubaj

"Cios kończący" Mariusz Czubaj

 

Autor: Mariusz Czubaj
Tytuł: Cios kończący
Cykl: Polski psychopata, tom 6
Data premiery: 16.09.2020
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 288
Gatunek: kryminał
 
Mariusz Czubaj to nazwisko, które zakorzenione jest w polskim kryminale od dawna. Jak sam autor przyznaje, swoją przygodę z tym gatunkiem zaczynał, gdy rocznie na naszym rynku pojawiało się 20 tytułów, a nie tak jak teraz ponad 200. Od początku towarzyszył mu Rudolf Heinz, policjant i profiler, którego profesja w roku 2008, gdy ukazał się tom pierwszy Polskiego Psychopaty pt. „21:37”, była powiewem świeżości, intrygującą nowością. Teraz po dwunastu latach nikogo nie dziwi taki zawód, jednak Heinz dalej pozostaje tak oryginalny jak był kiedyś. Tym razem w „Ciosie kończącym”, tomie szóstym serii, przychodzi nam się pożegnać z nim na zawsze.
I tu trochę wstyd się przyznać, ale ten tom zamykający całą serię był dla mnie pierwszym spotkaniem z piórem pisarza. Tak, miałam wcześniej chęć zapoznać się z cyklem od początku, i to od dobrych kilku lat, tylko jak to często bywa, nigdy nie było na to dobrego czasu. Teraz za namową wydawnictwa sięgnęłam po tom ostatni, żeby w końcu przekonać się w jakim stylu pisze autor, jak wyglądają jego książki i czy powinnam to nazwisko wpisać na stałą listę czytelniczą. Czy zrobię to ostatnie, to jeszcze nie wiem, ale po lekturze „Ciosu kończącego” na pewno mogę powiedzieć, że chciałabym zapoznać się z Heinzem od początku.
 
Rudolf Heinz od dobrych kilku lat nie pracuje już w policji. Za sobą ma też bardzo burzliwe życie prywatne, wiele osobistych problemów, z którymi mniej lub bardziej skutecznie starał się uporać. Teraz, po długiej przerwie, postanawia wrócić do swojego zespołu – na pierwszym z koncertów zaczepia go młoda policjantka Sylwia Świętoń. Chce, by Heinz pomógł jej w sprawie, mężczyzna jednak odmawia. Po kilku dniach spotykają się znowu, tym razem Sylwia osiąga to co chciała – Heinz bierze materiały. Okazuje się, że chodzi o młodą dziewczynę, Justynę Słowik, która została brutalnie zamordowana w swoim mieszkaniu. Sprawa dziwnie szybko ucichła, stwierdzono motyw rabunkowy, sprawcy nie znaleziono. Jest jednak kilka detali, które do tej teorii nie pasują, więc Heinz postanawia pomóc policjantce i przeprowadzić własne, prywatne śledztwo. W tym czasie na terenie Katowic ktoś zabija trzy osoby – prokuratora, ojca i syna, którzy kiedyś zrobili coś złego…
„Świat zbudowany jest z pustki. Z pustki, kraterów, szczelin, wrogich pułapek i przepaści. Próbujemy je pokonać, zaradzić im i je zasypać, niekiedy robimy to z sensem, a niekiedy nie. Każdy pracuje na własny rachunek.”
Książka składa się z prologu i dwóch części liczących w sumie 41 rozdziałów. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego gdy narratorem jest Heinz, w trzeciej osobie czasu przeszłego gdy skupia się na innych postaciach powieści jak np. Świętoń czy morderca. Te drugie jednak są małymi odstępstwami od reguły, przerywnikami, to Heinz wiedzie prym. Styl, w jakim napisana jest powieść, jest ciekawy, szczegółowy, tworzący dosyć duszną atmosferę. Heinz jako narrator często jednak ją rozładowuje rzucając jakieś trafne, ironiczne spostrzeżenia czy odzywki. Oczywiście jako że to on przedstawia nam większą część historii, to nie sposób oddzielić jego postaci od ogólnych wrażeń z powieści, ale o tym za chwilę. Ja większą część historii wysłuchałam w formie audiobooka w rewelacyjnej interpretacji Leszka Filipowicza, który swoją drogą użyczał swojego głosu Heinzowi przez całą serię – na podstawie przesłuchanego ostatniego tomu muszę przyznać, że zrobił to świetnie, książki słuchało się naprawdę dobrze. Całość nie przytłacza, jest zajmująca i ciekawa.
 
To teraz skupmy się chwilę na Heinzu, który jako narrator jest czynnikiem decydującym czy książka czytelnikowi się spodoba czy nie. Oczywiście ja nie znam go z poprzednich części, a więc i moja wiedza na jego temat jest ograniczona, mogę Wam opowiedzieć o tym, czego dowiedziałam się z tego tomu. Heinz to człowiek mocno oryginalny. Nazywany przez wszystkich Hipisem, raczej stroni od ludzi. Kocha grać na gitarze, lubi stary rock, dobrze zna karate. Przez całe życie to właśnie praca, tropienie morderców, których nikt inny nie potrafił złapać, było sensem jego istnienia. Miłości i życie osobiste zawsze schodziło na plan dalszy. To indywidualista, trochę buntownik, z ironicznym, cynicznym podejściem do życia, który czytelnikowi nie szczędzi tego typu komentarzy. Prawdopodobnie w prawdziwym życiu bym się z nim nie polubiła, gdybym spotkała go na klatce schodowej czy w pubie, pomyślałabym że to zrzędliwy starszy pan, jednak jako postać literacka nadaje się znakomicie – jest szczery, ironiczny, ale przedstawiony z takim wyczuciem, że pod koniec naprawdę było mi smutno się z nim rozstawać.
 
„Cios kończący” niezależnie jak bardzo związany z głównym bohaterem jest jednak przede wszystkim kryminałem. I to takim rasowym, nie skupiającym się na niczym innym. Atmosfera jest gęsta, zbrodnie okrutne, a śledztwo trudne, jednak cały czas posuwające się powoli do przodu. Razem z Heinzem przyglądamy się dowodom, przepytujemy świadków, choć nie analizujemy na bieżąco – dopiero w finalnej scenie bohater ujawnia nam wnioski do których doszedł, wyjawia rozwiązanie zagadki. Intryga kryminalna więc może nie jest specjalnie dynamiczna z początku, ma jednak swój wielki finał. Jest dobrze zbudowana, ciekawi czytelnika, narrator zostawia nam gdzieś tam okruszki tropów, które dopiero pod koniec da się skleić w całość.
 
Podsumowując, „Cios kończący” to rasowy kryminał. Fabuła, zbrodnia i intryga zbudowane są klasycznie, czytelnik skupia się na śledztwie i obserwowaniu bohaterów. Całość przedstawiona jest oczami głównego bohatera, Heinza, mężczyzny po przejściach, który teraz, ostatni raz, zgadza się przeprowadzić śledztwo. Na pewno przez nieznajomość tomów poprzednich nie wyłapałam wielu nawiązań, jednak nie stanowiło to dla mnie problemu – tę książkę po prostu czyta się dobrze, fabuła wciąga, główny bohater intryguje, ale i przez swoją oryginalność wzbudza sympatię. Jeśli szukacie dobrego, rasowego kryminału, to „Cios kończący” na pewno Was zadowoli. A dla tych, którzy pomijają w książce podziękowania autora – tym razem przeczytajcie posłowie. Autor ładnie podsumowuje całą serię, dzieli się cząstką siebie i swoimi przemyśleniami na temat całej historii Heinza – naprawdę warto to przeczytać – daje to pełniejsze spojrzenie na całość, ładnie podsumowuje cykl.
 
Moja ocena: 7/10
 
Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu W.A.B.!


listopada 25, 2020

"Szklane skrzydła motyla" Katrine Engberg

"Szklane skrzydła motyla" Katrine Engberg

 

Autor: Katrine Engberg
Tytuł: Szklane skrzydła motyla
Cykl: Kørner i Werner, tom 2
Tłumaczenie: Elżbieta Frątczak - Nowotny
Data premiery: 13.10.2020
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 340
Gatunek: kryminał
 
„Szklane skrzydła motyla” to drugi tom kryminalnego cyklu, którego akcja toczy się w Kopenhadze. Autorka, dunka Katrine Engberg, tancerka, choreografka i reżyserka, na rynku literackim debiutowała w 2016 roku książką otwierającą cykl pt. „Stróż krokodyla”. Na ten moment seria liczy już cztery tomy, w Polsce ukazały się dwa. Autorka ceniona jest za zgrabne portrety psychologiczne postaci oraz umiejętne splatanie wątków fabuły.
„Wiedziałaś, że starożytni Grecy wierzyli, że dusza, opuszczając ciało, przybiera kształt motyla? To piękna myśl w godzinie śmierci.”
Historia przedstawiona w tym tomie rozpoczyna się pewnego październikowego deszczowego dnia. O świcie rozwoziciel gazet przypadkowo zauważa w fontannie w centrum miasta ciało 50letniej kobiety. Jest nagie, szybko okazuje się też, że pozbawiane krwi, a na jej nadgarstkach pozostawione zostały dziwne malutkie rany… Policja szybko zdobywa nagrania z monitoringu, jednak na nich widać tylko jakąś postać, która przywiozła ciało rowerem towarowym… Kto dopuścił się takiego zbrodni? Dlaczego pozbawił ciało krwi i wrzucił je do fontanny? Kim jest zamordowana kobieta? A przede wszystkim czy jest to odosobniona zbrodnia czy dopiero początek serii?
 
Książka składa się z prologu i 27 rozdziałów rozdzielonych na 6 dni śledztwa. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, przedstawia wydarzenia z punktu widzenia kilku głównych postaci. Styl jest spokojny, uważny, atmosfera dosyć gęsta i mroczna, można więc powiedzieć, że przytłaczająca. Dodatkowo mocno oddziałuje tu pogoda – większość śledztwa prowadzona jest w czasie deszczu w zimnej, mocno jesienniej atmosferze.
 
Jak wspomniałam, wydarzenia w powieści przedstawione są z punktu widzenia kilku postaci. Z początku muszę przyznać, że trochę gubiłam się kto jest kim, przypuszczam jednak, że to przez to, że nie znam poprzedniego tomu serii – większość postaci, jak policjant Jeppe i jego partnerka Anette, która teraz jest na urlopie macierzyńskim, czy starsza pani, znajoma Jeppego – Esther, na pewno pojawiali się już wcześniej. Dodatkowo dostajemy też kilka postaci powiązanych bezpośrednio z tym śledztwem, a jako że szybko okazuje się, że ofiary są powiązane z ośrodkiem psychiatrycznym dla młodzieży, to większa część akcji toczy się wśród pielęgniarek, opiekunów i chorych. Wychodzi więc na to, że narrator obserwuje co najmniej sześć, jak nie więcej osób, akcja cały czas przeskakuje z jedną na drogą, co z początku wprowadza duże zamieszanie. Da się jednak do tego przyzwyczaić, jak już skojarzymy kto jest kim, to książkę czyta się dużo lepiej.
„Są ludzie, którzy jedzą, żeby żyć, i tacy, którzy żyją po to, żeby jeść. Anette często powtarzała to Svendowi podczas ich wspólnie spędzonych dwudziestu pięciu lat. Oboje wiedzieli, że on należał do tej drugiej kategorii. Zanim rano otworzył oczy, już myślał o tym, co przygotuje na kolację. Często zaraz po śniadaniu zagniatał ciasto albo nastawiał gulasz. I za to Anette kochała go jeszcze bardziej.”
Co do samych postaci, to oddane są w sposób mocno przekonywujący, autorka skutecznie weszła im w głowy – to tyczy się zarówno głównych postaci, jak i tych pojawiających się tylko w tym tomie. Każda z nich przedstawia też osobny problem. Jeppe to mężczyzna chyba koło 40stki, niedawno się rozwiódł i musiał sprzedać mieszkanie, więc chwilowo pomieszkuje u matki, która nie daje mu spokoju. Dodatkowo związał się z koleżanką z pracy, która również jest po rozwodzie, ma już jednak dwójkę dzieci. Jeppe boi się znowu zaangażować, chociaż czuje, że z tą kobietą mógłby stworzyć dom. Jednak to, że razem pracują, nigdy nie rozmawiają na poważnie i fakt, że Jeppe nawet nie poznał córek kobiety, a i jego doświadczenia z przeszłości mocno wszystko komplikują.
Anette, normlanie partnerka Jeppego, jest teraz na urlopie macierzyńskim. To bardzo ciekawa postać, która prawdopodobnie cierpi na depresję poporodową, a przynajmniej jakieś jej lekkie studium. Mąż wygląda na to, że nic nie rozumie, a Anette w swoim zagubieniu jest całkiem sama. To naprawdę świetnie przedstawiona postać.
Tak samo jest z Esther, która od kilku lat jest ma emeryturze, utraciła w krótkim czasie dwie ukochane osoby i mimo że chce, to nie za bardzo umie się po tym pozbierać. Czytelnik obserwuje jak wraca jej chęć życia, jakie emocje nią targają i jaką walkę ze sobą stacza.
Postaci jest jeszcze dużo więcej, jak na przykład niestabilna emocjonalnie pielęgniarka, psychiatra, czy dziewczyna, która kiedyś leczyła się w szpitalu psychiatrycznym, a teraz żyje w przyczepie kempingowej na nielegalnym osiedlu… Każda z nich przedstawiona jest przekonywująco, z wyczuciem, to faktycznie duży plus tej powieści.
 
Druga kwestia, która podobno ma być bardzo zgrabnie napisana to przeplatanie się wątków fabularnych. Ja tutaj może doczepiłabym się do ich ilości, bo tak jak pisałam z początku trochę się w tych przeskokach fabularnych gubiłam. Ostatecznie jednak wszystko ładnie splata się w całość, każdy puzzel trafia na swoje miejsce tworząc pełny obrazek. Intryga kryminalna jest skomplikowana i zaskakująca – naprawdę nie byłam w stanie domyśleć się jej rozwiązania.
„Lubił to miejsce, cenił piękno starych budynków. Przeżyły ludzi, którzy je wznosili, przypominały mu o minionych czasach, kiedy tworzono rzeczy po to, by trwały.
Społeczeństwo się zmieniło. Dzisiaj pralki psuły się dwa miesiące po upływie gwarancji, domy wznoszono z wełny mineralnej i gipsu, a cierpienie łagodzono za pomocą środków przeciwbólowych, nie zastanawiając się nad lego przyczynami. Leczono objawy.
Zwycięstwo lenistwa i bankructwo systemu.”
Ogólnie „Szklane skrzydła motyla” to dobry, dosyć mroczny, deszczowy kryminał. Akcja powieści toczy się dosyć spokojnym rytmem, trochę dynamizmu nadają mu częste przeskoki narracji na kolejne postacie, jednak i tak cały czas ma się wrażenie, że wszystko usnute jest mgłą. Postacie, szczególnie kobiece są naprawdę dobrze oddane, chętnie poczytałabym więcej o losach Anette i Esther. Podobało mi się też osadzenie akcji wśród lekarzy, chorych i pielęgniarzy, a także poruszenie tematu depresji poporodowej, mimo że nie jest to powiedziane wprost. Ogólnie jestem z lektury zadowolona, może nie wciągnęła mnie tak, że nie mogłam książki odłożyć, ale nie żałuję spędzonego z nią czasu, a i możliwe, że w przyszłości sięgnę po kolejne tomy tego cyklu.
 
Moja ocena: 7/10
 
Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!

Książka dostępna jest też w abonamencie 

listopada 24, 2020

"Potwory" Anna Potyra - patronacka recenzja przedpremierowa

"Potwory" Anna Potyra - patronacka recenzja przedpremierowa


Tytuł: Potwory
Cykl: Adam Lorenz, tom 2
Data premiery: 01.12.2020
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 360
Gatunek: kryminał
 
Anna Potyra na rynku literatury kryminalnej debiutowała ponad rok temu – w lipcu 2019 roku ukazała się „Pchła”, której miałam przyjemność patronować (recenzja – klik!). Już wtedy autorka w wywiadzie (klik!) zdradziła mi, że śledczy prowadzący sprawę w „Pchle” doczekają się dalszych losów. Od tej chwili czekałam na tę książkę z ogromną niecierpliwością! I nareszcie jest, i znowu mam tę ogromną przyjemność jej patronować!
O samej autorce wiemy niewiele. Przed „Pchłą” pisała głównie książki dla dzieci, teraz spełniła swoje marzenie o napisaniu mrocznej książki dla dorosłych. Jest matką czterech córek, w wolnych chwilach pisze i jeździ konno. Nie udziela się w mediach społecznościowych, szanuje swoją prywatność.
 
Fabuła „Potworów” rozpoczyna się, gdy w warszawskim lasku znalezione zostają zwłoki kobiety. Ktoś zwabił ją ze ścieżki dla biegaczy i zadźgał, zmasakrował nożem. Sprawa zostaje przydzielona Mateuszowi Corsettiemu, któremu pomaga profilerka Iza Rawska. Najlepszy śledczy komendy, komisarz Adam Lorenz został wysłany na przymusowy urlop – pobił sąsiada, który poszedł z tym do mediów, więc komisarzowi zostały postawione zarzuty… Jak poradzi sobie Corsetti? To w końcu jego pierwsza sprawa, nad którą sprawuje pełną kontrolę. Sprawa nie łatwa, gdyż już na wstępie śledczy ma problem z identyfikacją ofiary…
„Szedł ze wzrokiem utkwionym w żółtej policyjnej taśmie, której zadaniem było przecież zabezpieczenia miejsca zbrodni, jednak Corsettiemu zawsze kojarzyła się bardziej z ostrzeżeniem. Uwaga! Teraz skażony! Nie wchodzić! I choć tu nie było żadnych niebezpiecznych substancji, przebywanie po drugiej stronie taśmy było szkodliwe. Odbierało spokój, zabijało nadzieję, odzierało ze złudzeń. Wywracało człowieka na drugą stronę. Teren w istocie był zanieczyszczony, tyle że źródłem skażenia nie były niebezpieczne chemikalia, a zło, które tkwiło u źródła każdej zbrodni.”

Książka składa się z prologu i 28 rozdziałów. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, skupia się na wszystkich głównych postaciach po równo. Styl powieści jest przyjemny, spokojny i wyważony, choć w dialogach nie brakuje humoru. Książkę czyta się naprawdę dobrze i sprawnie, a zagadka wciąga tak, że jest ją ciężko odłożyć.
 
Dzisiaj o bohaterach nie będę dużo pisać, bo mimo że postacie są zbudowane bardzo dobrze, wydają się całkiem prawdziwe, o czym może świadczyć fakt, że gdy tylko zaczęłam czytać „Potwory” poczułam się jakby wracała do dobrych przyjaciół, to jednak w książce znajdziemy dużo więcej ważniejszych kwestii, o których koniecznie muszę wspomnieć. Analizę postaci zostawiam każdemu czytelnikowi z osobna, podkreślę tylko fakt, iż Potyra nie stosuje szablonowych rozwiązań – wydaje się, że książka zarówno na płaszczyźnie relacji prywatnych postaci, jak i zagadki kryminalnej wychodzi poza schemat, co naprawdę bardzo cenię.
 
Zatem co w „Potworach” jest tak istotnego, że bohaterowie schodzą na dalszy plan? Po pierwsze temat tytułowy – potwory, które siedzą w ludziach. Źle doświadczenia, które nieprzerobione w sposób prawidłowy wpływają na całe życie, zniekształcając obraz rzeczywistości, skupiając uwagę na złych emocjach i mrocznych odczuciach. W książce podkreślony jest temat jak wczesne doświadczenia, te z okresu dzieciństwa, mogą wpływać na osobę dorosłą. Poruszana jest też kwestia wykorzystywana seksualnego dzieci – Lorenz właśnie tej sprawie poświęca swój czas wolny. To ważny temat, uświadamiający jak ogromny wpływ dorośli mają na życie dzieci – to te doświadczenia i sposób radzenia sobie z nimi wpływają na całe dalsze życie, kształtują człowieka i decydują kim faktycznie może stać się w przyszłość. Gdy skrzywdzonym dzieciom nie zostaje udzielona odpowiednia pomoc, ich przyszłość może nie wyglądać dobrze.
„Życie to nie jest bajka. Wszędzie czają się potwory, które mają sto twarzy. Gniewu, zazdrości, strachu, słabości. Chorych projekcji i złych wspomnień. Każdy ma jakiegoś potwora. Pan i ja też. I Basia. Jeśli teraz nie nauczy się nad nim panować, to on zapanuje nad nią.”

Druga ważna kwestia poruszana w powieści to miłość i partnerstwo. Ofiara żyła w związku poliamorycznym – miała męża, ale razem z nimi mieszkała też inna kobieta, dziewczyna męża, którą ofiara akceptowała. Sama zresztą też szukała kolejnej osoby, którą mogłaby obdarzyć miłością. W taki sposób autorka zastanawia się nad istotną związku – czy w prawdziwym dorosłym partnerstwie jest miejsce na osobę trzecią? Czy jest możliwy związek bez zazdrości o osobę ukochaną? Czy związek równa się chęci posiadania partnera na własność? A może jednak da się kochać dwie różne osoby tak samo? Może i tak, ale jak one to przyjmą? Czy faktycznie kilka osób może tworzyć jedną wielką szczęśliwą rodzinę? Jest też kwestia otoczenia – czy rodzice osób żyjących w ten sposób mogą to zaakceptować? I co dalej, gdy któreś z członków związku zapragnie powiększyć rodzinę? Według mnie wprowadzenie tego wątku to kolejny dowód na odwagę autorki w poruszaniu kwestii niepopularnych i niewygodnych. Potyra nie boi poruszać się tematów trudnych i kontrowersyjnych, a poprzez ich rozwój zwraca uwagę na kilka ważnych, całkiem uniwersalnych kwestii.
„…prawdziwa miłość to wolność, jaką daje się drugiemu człowiekowi. Nie musiała spędzać godzin, żeby tłumaczyć im, na czym to polega. Przecież to jest proste. Kocham cię, więc chcę żebyś był szczęśliwy. To monogamii komplikowała miłość, formalizowała ją i dopisywała zasady, które sprawiały, że przypominała ptaka na łańcuchu.”

Ostatni temat, który chciałabym poruszyć, to osadzenie akcji w środowisku operowym – nie zdradzę chyba za wiele, gdy napiszę, że ofiara była śpiewaczką operową, gdyż wydawnictwo zdradziło to w okładkowym opisie książki. To ogólnie pojęte środowisko artystów, gdzie każdy jest na tyle ambitny, by walczyć o swoje, o jak najlepsze miejsce w szeregu. Na przykładzie Nataszy widzimy jakiego uporu, zapału i poświęcenia życia prywatnego wymagało od niej życie primadonny. Ten zawód to jej cały świat, bez niego wszystko traci sens. Opera to środowisko osób ogromnie ambitnych, skupionych na celu i rządnych sukcesu – co się stanie jeśli im się go odbierze?
 
Nie zapominajmy jednak, że „Potwory” to kryminał. Zagadka kryminalna odgrywa tu ważną rolę, spina całość i jest na tyle ciekawa, że trzyma czytelnika cały czas w pewnym napięciu. Tak naprawdę mamy tu aż dwa śledztwa, gdyż jak już wspomniałam, prócz śmierci śpiewaczki, którą prowadzi Corsetti i Rawska, jest też prywatne śledztwo Lorenza. Obydwa są równie ciekawe, mimo że nie toczą się w specjalnie szybkim tempie, to jednak autorka podsuwa tropy na tyle sprawnie, że przez całą powieść czytelnik nie traci zainteresowania. Co warte podkreślenia, nawet w rozwiązaniu zagadki autorka stosuje nieszablonowe kroki – nie chcę nic zdradzić, co mogłoby Was naprowadzić na trop i zepsuć przyjemność z lektury, więc nic więcej na ten temat nie mogę powiedzieć, jednak mogę obiecać, że tak poprowadzonej sprawy w polskim kryminale dawno nie było – będziecie zaskoczeni!
„Takie śledztwa go nakręcały. Podnosiły jego poziom adrenaliny, rzucały wyzwanie. Były jak partia szachów, mecz piłkarski i skok na bungee w jednym.”

Podsumowując, książką „Potwory” Anna Potyra udowadnia, że „Pchła” nie była jednym złotym strzałem. Potyra po prostu wie jak pisać świetny, zajmujący kryminał, który pod osłoną intrygi kryminalnej, porusza wiele trudnych, niewygodnych, acz ważnych i istotnych tematów społecznych. Należą się jej też ukłony za odejście od szablonowych rozwiązań, gdyż każdy z wątków poruszanych w powieści jest potraktowany oryginalnie, zaskakująco, niebanalnie. Ogromnie się cieszę, że twórczość autorki idzie w tym kierunku, nie mam jej nic do zarzucenia – styl również do mnie przemawia, książkę czyta się z lekkością, a fabuła wciąga na tyle, że książki nie chce się odkładać – ja tak naprawdę te niecałe 400 stron przeczytałam w jeden dzień zaniedbując wszystkie inne obowiązki. Po prostu nie dało się tej książki odłożyć. Uwielbiam bohaterów stworzonych przez autorkę i mam nadzieję, że tym razem tom kolejny o ich dalszych losach ukaże się nieco szybciej! Już teraz nie mogę się doczekać!
 
Moja ocena: 8/10
 
Za egzemplarz książki do recenzji oraz za możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!

Książka w okolicy premiery dostępna będzie też w abonamencie 

listopada 23, 2020

"Nieboszczyk sam w domu" Alek Rogoziński

"Nieboszczyk sam w domu" Alek Rogoziński

 

Autor: Alek Rogoziński
Tytuł: Nieboszczyk sam w domu
Data premiery: 28.10.2020
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 320
Gatunek: komedia kryminalna
 
Alek Rogoziński to jeden z naszych najpopularniejszych polskich autorów komedii kryminalnych. Na swoim koncie ma już 15 książek, w tę środę premierę będzie miała szesnasta. Autor debiutował w roku 2015, więc jak na 5 lat istnienia na polskim rynku książek, jego dorobek jest naprawdę spory. Dodatkowo jedna z jego ostatnich powieści „Raz, dwa, trzy… giniesz Ty!” doczekała się inscenizacji teatralnej. Na co dzień autor rozbawia swoich fanów na fanpage’u, gdzie w dobrze nam znany, zabawny i zarazem ironiczny sposób komentuje rzeczywistość.
Nieraz już podkreślałam, że Rogoziński to jeden z moich topowych twórców komedii kryminalnych, czytałam wszystkie jego książki - są dla mnie gwarancją poprawy humoru. Nie śmieję się może przy nich do łez (choć i to się zdarzało), ale przez większą część lektury uśmiech nie schodzi z mojej twarzy 😊
 
Historia „Nieboszczyka samego w domu” toczy się w czasie Świąt Bożego Narodzenia. Na Wigilię do jednej z kamienic w miejscowości Morderczo zjeżdżają się krewni. Do Rozalii przyjeżdża stary, schorowany ojciec, który jest fanem numizmatyki, do starszej pani wnuczka Pola, do swojej matki komisarza Darski z narzeczoną Betty. Maria i Krystian spodziewają się wizyty rodziców, jednak ich plany krzyżuje… trup Świętego Mikołaja pod ich własną choinką! Jak to się stało, że tam umarł?! Kto ukrywa się pod jego strojem? Jak wszedł do mieszkania? I najważniejsze – kto go zabił?! Na szczęście komisarz Darski jest na miejscu, więc zaraz się wszystkim zajmie…
 
Książka składa się z prologu, 11 rozdziałów i epilogu. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, obserwuje naprzemiennie każdego z bohaterów powieści i przedstawia czytelnikowi ich punkt widzenia. Styl, w jakim napisana jest książka, jak zawsze jest lekki i przyjemny, pełen humoru. Narrator nie szczędzi nam uszczypliwych komentarzy na temat postaci, bogato oddaje ich myśli krążące po głowie. Często też nawiązuje do wydarzeń z naszej rzeczywistości, do tematów, jak i do postaci i wydarzeń ze swoich poprzednich książek. Oczywiście nie będzie to przeszkodą dla zrozumienia fabuły dla czytelników, którzy po raz pierwszy spotykają się z tym autorem, a dla fanów to dodatkowa atrakcja. Humor znajdziemy również w dialogach i sytuacjach, jest też sporo dygresji, głównie w przemyśleniach postaci – z początku wystraszyłam się, że może ich być za dużo, ale po drugim rozdziale wszystko zostało wyważone.
„Zabierz tę misę do kuchni i powiedz Frankowi, że jeśli znowu zepsuje smak ratatouille’a, to przejdzie do historii jako kulinarny van Gogh. Za trzy kwadranse ma tu stać przede mną arcydzieło, po spróbowaniu którego nawet Magdzie Gessler wyprostowałyby się loki z wrażenia. Już! Odmarsz!”
Jak zawsze u Alka bohaterów mamy sporo. Cała akcja toczy się w jednej kamienicy i w jej okolicy, grono podejrzanych jest zamknięte. Żeby czytelnik nie pogubił się z początku kto jest kim, mamy przygotowaną z przodu ściągawkę krótko i zabawnie opisującą każdą z występujących postaci. Oprócz Darskiego i Betty wszyscy bohaterowie pojawiają się po raz pierwszy, każdy jest ciekawy, przyjemnie przedstawiony – choć oczywiście niepozbawiony wad, które najczęściej, jak to w komedii bywa, są lekko wyolbrzymione. Mamy tu np. nawiedzoną artystkę, która na co dzień prowadzi sklep z fajerwerkami, maga – wróżbitę, który, co prawda daru widzenia nie posiada, ale bardzo się stara, i (co jest chyba nowością!) dwójkę nieletnich bohaterów – Pola i Kacper mają po 8 lat, w Morderczym nudzą się niemiłosiernie, przez co ich udział w śledztwie jest tu kluczowy. Nie wiem jak autor podczas pisania (chyba też? W końcu przyznaje się, że jest fanem Chmielewskiej), ale ja, gdy czytałam o ich przygodach, cały czas miałam w głowie Janeczkę i Pawełka, małoletnich bohaterów cyklu komedii kryminalnych Joanny Chmielewskiej, tym bardziej że również tu towarzyszył im pies. To bardzo miłe nawiązanie! Na koniec muszę jeszcze wspomnieć o postaci, która rozbawiła mnie najmocniej! Okazało się, że Tygrys Złocisty, warszawski gangster znany z kilku wcześniejszych powieści Rogozińskiego, ma brata w Morderczym! Więcej nie powiem, żeby nie psuć niespodzianki tym, którzy znają Tygrysa 😉 Jego brat to równie oryginalna i zabawna postać!
„Darski poczuł się trochę bezradny.
- Co, co? – bardziej jęknął, niż zapytał.
- No, czy ma pan jakieś pytania? – Pola popatrzyła na niego ze zdziwieniem. – Pan chyba nie jest mądry, prawda?
W każdych innych ustach zabrzmiałoby to impertynencko, ale akurat w tym przypadku owa wypowiedź miała wydźwięk jedynie szczerej troski.”
Jeśli chodzi o intrygę kryminalną, to nie jest ona specjalnie skomplikowana, jednak namnożenie postaci i wspomniane już częste dygresje budują wokół niej pełną otoczkę, tak że ciężko wpaść na jej rozwiązanie przed finałem. Który swoją drogą jest bardzo spektakularny! W książce, prócz małego hołdu dla Chmielewskiej, znajdziemy też trochę innych nawiązań – już choćby sam tytuł nasuwa na myśl film, który nieodłącznie kojarzy się ze świętami 😊 Zamknięte grono podejrzanych nawiązuje do klasyki kryminału, jest tu też pewna scena z komedii romantycznych. Ogólnie książka jest na tyle zajmująca, że podczas lektury nawet nie zastanawiałam się nad typowaniem mordercy, a na tyle lekka, że nie trzeba się przy niej wysilać – tylko śmiać i relaksować.
„Kwadrans później zziajany i spocony Darski dokładnie pojął, dlaczego prace domowe, a szczególnie te kuchenne, nazywane są przez płeć piękną ‘robotą na pełny etat’, i doszedł do wniosku, że łapanie bandytów to pikuś w porównaniu ze skoordynowaniem wszystkich czynności dotyczących obiad.”
Ogólnie „Nieboszczyk sam w domu” to naprawdę przyjemna, lekka komedia kryminalna, pełna zabawnych sytuacji, komentarzy i nawiązań do świata rzeczywistego. Mimo wielości bohaterów, każdy z nich jest na tyle charakterystyczny, że po pierwszym zapoznaniu już się ich nie miesza. Fabuła zahacza o wiele ciekawych tematów, intryga jest w miarę prosta i nieskomplikowana, acz i tak moim zdaniem trudna do odgadnięcia. Fajnym dodatkiem było wprowadzenie postaci dziecięcych i brata Tygrysa, oczywiście też pojawienie się na miejscu Darskiego, co prawda nikogo nie dziwi, ale czytelnik może też ujrzeć go trochę w innym świetle niż dotychczas. Podsumowując jestem z lektury zadowolona, dostałam to czego się spodziewałam – dobrą, lekko ironiczną rozrywkę na dwa – trzy wieczory. „Nieboszczyk sam w domu” to na pewno ciekawa i inna od większości dostępnych na rynku historia świąteczna! 😊
 
Moja ocena: 7/10
 
Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Filia Mroczna Strona!


Książka dostępna jest też w abonamencie 

listopada 22, 2020

Book tour z "Póki żyjemy" zakończony!

Book tour z "Póki żyjemy" zakończony!

Chwilę po tym, jak wrócił do mnie book tourowy egzemplarz mojej patronackiej "Winy", zakończyliśmy book tour rozpoczęty w tym roku. Książka Very Eikon pt. "Póki żyjemy" również została objęta moim patronatem. To czwarty tom cyklu 'Między prawami', jednak chyba nikt z uczestników nie miał do czynienia z piórem autorki wcześniej. Specjalnie na potrzeby BT napisałam krótkie streszczenie najważniejszych wydarzeń z tomów poprzednich, a część uczestników po lekturze  wyraziła chęć nadrobienia tomów wcześniejszych. Książka do pierwszego uczestnika ruszyła 3 czerwca 2020 roku, powróciła do mnie 8 października, więc była w trasie przez 127 dni. Uczestników było 7, każdy w innej części Polski, co pięknie widać na mapce:


Książka wróciła do mnie w stanie całkiem dobrym, jedynie dwa rogi okładki lekko się zagięły. Uczestnicy znowu nie byli skorzy do zostawiania komentarzy na gorąco podczas lektury, dostałam tylko kilka zaznaczeń kolorowymi karteczkami, a i większość pozostawiła po sobie znak na początku książki, w miejscu do tego wyznaczonym.



Każdy z uczestników zobowiązany był do wystawienia książce opinii i miło mi poinformować, że wszyscy się z tego wywiązali: dostaliśmy dwie opinie na portalu lubimyczytac.pl oraz 5 na Instagramie, z czego jeden profil jest już niestety nieaktywny, więc ta opinia nam przepadła. Reszta uczestników była z lektury zadowolona, chyba tylko jedna osoba stwierdziła, że to nie całkiem jej tematy, reszta jednak wykazała naprawdę duży entuzjazm. Poniżej zamieszczam kilka cytatów z opinii:
"Póki żyjemy" to w moim odczuciu doskonała powieść sensacyjna i aż sama się dziwię, że nie trafiłam na żadną z książek tej autorki wcześniej! @anniapk

Czwarty tom cyklu "między prawami" to idealna pozycja nawet dla tych którzy nie mieli z wcześniejszymi częściami nic wspólnego. Dobra dawka sensacji z wątkiem kryminalnym, czego chcieć więcej? effka.be

Było bardzo realnie, ciekawie, mocno, czasami przerażająco i emocjonująco.
Polecam bardzo! @lajla8888


A tutaj pełna lista linków do opinii od wszystkich uczestników BT

1. @lexyogechi opinia - klik!
2. @anniapk opinia - klik!
3. @lajla8888 opinia - klik!
4. @effka.be opinia - klik!
5.@booki_zrywac opinia - klik!
6. @zaczytana_kasiaa opinia - klik! (profil już nie istnieje)
7. @annadyczko opinia - klik! 

Ostatecznie książka wróciła do mnie, przez co teraz mogę się z Wami podzielić podsumowaniem tej czytelniczej akcji. Z moich wyliczeń wynika, że na każdą z osób wypadło średnio lekko ponad 18 dni, z czego oczywiście musimy odjąć czas przesyłki, więc wychodzi na to, że książka czytana była w miarę terminowo. Bardzo się cieszę, że mogłam ten BT zorganizować i zachęcić przynajmniej garstkę czytelników do zapoznania się z prozą Very Eikon! Serdecznie dziękuję uczestnikom za udział w BT, mam nadzieję, że bawiliście się dobrze i spotkamy się w kolejnych tego typu akcjach!


Book tour zorganizowałam z własnym egzemplarzem książki, który w ramach współpracy patronackiej dostałam od autorki.

listopada 21, 2020

"Niewidzialni" Roy Jacobsen

"Niewidzialni" Roy Jacobsen

 

Autor: Roy Jacobsen
Tytuł: Niewidzialni
Cykl: Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich, Ingrid Barrøy, tom 1
Tłumaczenie: Iwona Zimnicka
Data premiery: 01.10.2018
Wydawnictwo: Poznańskie
Liczba stron: 280
Gatunek: literatura piękna
 
„Niewidzialni” to pierwszy tom cyklu o mieszkańcach norweskiej wyspy Barrøy. To też pierwsza książka, która po 28 latach przerwy ukazała się pod szyldem Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich Wydawnictwa Poznańskiego. Na ten moment cykl o Barrøy w oryginale liczy sobie cztery tomy, u nas we wrześniu ukazał się tom trzeci. Autor Roy Jacobsen jest znanym norweskim prozaikiem, debiutował w 1982 roku. Na swoim koncie ma już sporo książek zarówno z literatury pięknej, podróżniczej, kryminalnej, a nawet biografię. To autor nagradzany, w swojej karierze pisarskiej zdobył już sporo skandynawskich nagród, a sami „Niewidzialni” znaleźli się w finale do Nagrody Bookera 2017. Na polskim rynku prócz cyklu o Barrøy kilka lat temu pojawiły się jeszcze go trzy książki – jeden przewodnik i dwie z literatury pięknej. Jednak dopiero teraz, gdy autor zagościł w Serii Skandynawskiej, było mi dane usłyszeć o jego prozie. Z okazji premiery tomu trzeciego trafiły do mnie wszystkie trzy tomy, gdyż każdy z kim o tym cyklu rozmawiałam, nakłaniał mnie, by książki czytać po kolei. Zatem zawitajmy teraz na pierwszą część historii o mieszkańcach wyspy Barrøy.
„No ale jak duża jest wyspa?
Ciągnie się na krótki kilometr z północy na południe i na pół kilometra ze wschodu na zachód, jest tu wiele skalistych pagórków i małych, porośniętych trawą zagłębień i dolinek, jej brzegi są pocięte głębokimi zatokami, na długie, nierówne cyple i trzy białe plaże.”

Wyspa Barrøy położona jest gdzieś w Norwegii. To miniaturowa wysepka, którą zamieszkuje tylko jedna rodzina o tym samym nazwisku co nazwa wyspy. Jest ich tylko cztery i pół osoby – pół, gdyż Ingrid jest dopiero kilkuletnim dzieckiem. Wbrew temu jak wyglądają inne rodziny, na innych wyspach, u nich nie ma więcej dzieci, nie, jest tylko jedna Ingrid. Ich życie płynie w całkiem innym rytmie niż mieszkańców stałego lądu – Barrøyowie podporządkowują się porom roku, żyją z tego co daje ziemia i morze. I tak upływa rok za rokiem, Ingrid rośnie, rodzice się starzeją, jednak wyspa ciągle wymaga od nich tyle samo. Trzeba zadbać o uprawy, trzeba zaopiekować się zwierzętami, wykopywać torf na opał i jeszcze myśleć, jak można te codzienne życie ulepszyć, by było nieco łatwiejsze… I tak mijają lata, w końcu Ingrid musi pójść do szkoły – czy po spróbowania życia w innym miejscu będzie w stanie wrócić z powrotem na wyspę? Jak potoczy się dalej życie jej rodziny? Przecież, prócz wyspy, nic nie trwa wiecznie…
„Przeciwieństwo między morzem a ziemią żyło w nim zawsze w postaci niepokoju i przyciągania: kiedy jest na morzu, tęskni za domem, a gdy zanurzy palce w ziemi, stale przyłapuje się na spoglądaniu ku rybom i głębinie.”

Książka składa się z 53 krótkich rozdziałów. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie najczęściej w czasie teraźniejszym, choć zdarzają się fragmenty opisywane w czasie przeszłym – wydaje mi się, że mogą być powiązane z tym, co dzieje się na wyspie, w jej mieszkańcach i poza nią, jednak ta myśl dotarła do mnie dopiero teraz, więc wymaga jeszcze głębszego przeanalizowania. Styl, w jakim pisana jest powieść, jest bardzo prosty, skupiony na życiu w zgodzie z naturą i żądaniami wyspy. Trochę nasuwa mi na myśl „Małego księcia” – w prostych słowach opisana jest głębia i sens życia.
„Mieszkańcy wysp muszą być o wiele bardziej cierpliwi niż wszyscy inni.”

I znowu „Niewidzialni” to książka, o której ciężko cokolwiek napisać, gdyż połowa jej piękna zawarta jest w stylu i sposobie opowieści. To historia o życiu rodziny na wyspie, o tym małym kawałku ziemi, który należy do Barrøyów. A może to oni należą do niego? W końcu wyspa jest stała, niezmienna, to ludzie ulegają przeobrażeniom – fizycznie najpierw dorastają, później się starzeją, by w końcu zakończyć swoje życie na ziemi. Psychicznie też ulegają zmianom – czytelnik obserwuje to głównie na przykładzie Ingrid, której życie obserwujemy od kilkuletniego dziecka. To na jej przykładzie widzimy jaka zmiana zachodzi w człowieku, gdy po życiu w zamkniętej malutkiej społeczności, w końcu musi wyjść w świat i dostosować się do niego. Jak po takich doświadczeniach wrócić na małą wysepkę? Czy w ogóle się da? Wyspa jednak cały czas woła, jest gdzieś w sercu, to jest ten kawałek ziemi, ten, w którym są rodzinne korzenie. To też życie naturalne, niejako domyślne, bo od początku, od dzieciństwa mocno wpajane. To punkt stały, miejsce, które jest zawsze, mimo iż ludzie się zmieniają. Jedynie ręce ludzkie mogą w wyspie wprowadzać zmiany, kształtować ją według swojej woli, dopasowywać do potrzeb. To miejsce, z którym właściciele mogą robić co chcą, jednak by godnie na nim żyć, muszą je szanować.
„… poczuła moc, którą potrafi zrozumieć tylko ptak siedzący na wzgórzu z rozłożonymi skrzydłami i pozwalający, żeby wiatr zrobił za niego resztę.”

Książka zachwyca swoim spokojem, swoją statycznością, mimo iż mieszkańcy wyspy nieprzerwanie zmagają się z żywiołami natury. To jednak życie proste, życie przy ziemi, jakże inne od tego, które znamy. Książka daje czytelnikowi wyciszenie, wewnętrzny spokój, który aktualnie jest przez nas tak mocno pożądany. Ciężko jest opisać przeżycia towarzyszące lekturze, nie ma tu wielu porywczych emocji, jest prostota zarówno w słowie jak i życiu.
„To ona jest na wyspie filozofem, tą, która umie spojrzeć krytycznie, bo pochodzi z innej wyspy, ma więc porównanie, można to nazwać doświadczeniem, nawet mądrością, ale potrafi ją to również przyprawić o rozszczepienie jaźni, jeśli różnice między wyspami okazują się zbyt wielkie.”

„Niewidzialni” to dopiero początek podróży. To poznanie wyspy Barrøy i osób ją zamieszkujących. To też dorastanie Ingrid powoli zmieniające jej rolę w społeczeństwie. To spokój i proste życie w zgodzie z naturą. To ładne, proste, krótkie słowa, które w swojej prostocie niosą głębię i prawdę. To emocje podczas lektury, które trudno opisać, jednak fakt, że lekturę skończyłam wczoraj, a już dzisiaj tęsknię do tego świata, chyba mówi wiele. Na pewno niedługo powrócę na Barrøy.
„Nikt nie może opuścić wyspy, wyspa to miniaturowy kosmos, w którym gwiazdy śpią w trawie pod śniegiem. Zdarza się jednak, że ktoś podejmuje próbę.”

Moja ocena: 7,5/10
 
Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Poznańskiego!

Książka dostępna jest też w abonamencie 

listopada 20, 2020

"Ślad" Przemysław Żarski

"Ślad" Przemysław Żarski

 

Autor: Przemysław Żarski
Tytuł: Ślad
Cykl: Robert Kreft, tom 1
Data premiery: 12.02.2020
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 512
Gatunek: kryminał
 
Przemysław Żarski to dosyć świeże nazwisko na polskim rynku literatury kryminalnej. Debiutował w roku 2018 książką pt. „Umwelt” wydaną nakładem wydawnictwa Akurat, po czym na dwa lata umilkł. Dopiero teraz, na początku roku 2020 pojawił się znowu, teraz pod szyldem wydawnictwa Czwarta Strona – wygląda na to, iż ta zmiana wydawcy podziałała całkiem motywująco, bo rok kończy dwoma nowymi książkami i opowiadaniem w antologii „Awers”. Te dwie książki to oczywiście nowy cykl o komisarzu Robercie Krefcie. W lutym pojawił się tom pierwszy pt. „Ślad”, we wrześniu premierę miała „Blizna”. Ja dzięki uprzejmości wydawnictwa przy okazji tej drugiej premiery mogłam nadrobić też tom pierwszy, a dodatkowo zorganizować z nim book tour, którego szczegóły znajdziecie tu – klik!
 
Fabuła „Śladu” zaczyna się w grudniu 2017, gdy w pewnym sosnowieckim mieszkaniu policja znajduje kasetę VHS, na której zapisana została zbrodnia – zamordowana została młoda dziewczyna. Wygląda na to, że morderstwo zostało dokonane w latach 90tych XX wieku – wskazują na to nie tylko kaseta, ale i samo nagranie. Komisarz Robert Kreft postanawia razem ze swoim zespołem zrobić rozeznanie – kim mogła być ta dziewczyna? I dlaczego kaseta pojawiła się ponad 20 lat po nagraniu?
W tym samym czasie pośrednik nieruchomości Michał Hajduk dostaje nowe zlecenie – ktoś zainteresowany jest sprzedażą domu na obrzeżach miasta. Po załatwieniu wcześniej umówionego spotkania w centrum Sosnowca wybiera się zatem zobaczyć się z nowym zainteresowanym. Na miejscu zastaje jednak pusty, otwarty dom… To co w nim znajduje zwiastuje kłopoty, które mogą zawarzyć na całej jego dalszej przyszłości…
 
Książka składa się z prologu, krótkich rozdziałów rozdzielonych na trzech głównych i kilku pobocznych bohaterów, określonych osobą, miejscem i czasem, oraz epilogu. Główna akcja powieści toczy się w roku 2017, dostajemy jednak też kilka przebłysków z roku 1993. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, starannie obserwuje otoczenie i bohaterów, zgłębia się także w ich odczucia i myśli. Styl powieści budzi we mnie lekko mieszane odczucia. Na pewno warto podkreślić kontrast pomiędzy wydarzeniami a pisami otoczenia i przyrody – to pierwsze są dosyć duszne, mroczne, te drugie wręcz poetyckie. To dosyć oryginalny zabieg, który na pewno wyróżnia autora na tle innych. Poza tym jednak wydaje mi się, że styl autora potrzebuje jeszcze trochę dopracowania – rzuciły mi się w oczy niepotrzebne powtórzenia dotyczące przeszłości postaci i pewne niespójności dotyczące bohaterów określonych w nagłówkach rozdziałów – dwa lub trzy razy było tak, że rozdział opowiadał o innym bohaterze, a kończył się innym, co patrząc na nagłówek, nie powinno się zdarzyć. Nie są to jednak duże błędy, ogólnie książkę czyta się dobrze, a sposób przedstawienia wydarzeń, opisy otoczenia powodują gęstą, duszną, dosyć przytłaczającą mroczną atmosferę.
 
Głównych bohaterów powieści mamy kilku – oczywiście jest wspomniany komisarz Kreft, dobiegający 40stki policjant, który w młodości był świadkiem samobójstwa swojej matki. Te zdarzenie wpłynęło na całe jego życie, do tej pory się z nim nie pogodził. Komisarz jest dosyć małomówną postacią, czytelnik poznaje go powoli i jak na razie dosyć ogólnie (mam nadzieję, że w drugim tomie o bohaterze dowiemy się więcej).
„Śmiał się, że gdyby ktoś chciał uczynić go bohaterem literackim, musiałby go podkoloryzować.”
Bohater wyróżnia się wyglądem – ręce i tułów ma pokryte tatuażami, które skrywają pod sobą jakieś tajemnicze blizny, ślady przeszłości. Lubi kawę, muzykę rockową, książki i komiksy – sam nawet trochę rysuje. Do niedawna sam, po kilku nieudanych związkach, właśnie rozpoczął nowy – z rozwódką z 8letnim dzieckiem. Czy tym razem uda mu się rozwinąć to w coś poważniejszego? Czy Iga będzie na tyle wyrozumiała, by pogodzić się z tym, że praca dla Krefta zawsze będzie na pierwszym miejscu?
„Pod czarno-białymi ilustracjami na skórze nosił ślady z przeszłości. Ukrył je pod grubą warstwą tuszu.”
Drugim głównym bohaterem jest najlepszy pracownik Krefta – Uryga. To kilka lat młodszy policjant, który właśnie przechodzi w życiu pewne zawirowania – wyprowadził się od żony i kilkumiesięcznej córeczki do nowej kochanki. Nie jest to na pewno postać krystaliczno-czysta, to raczej czarny charakter w życiu prywatnym, jednak w pracy sprawdza się jak nikt inny.
Mamy jeszcze trzeciego głównego bohatera, wokół którego kręci się akcja – jest nim wspomniany już Hajduk. To dziwny typ, którego nie do końca udało mi się rozgryźć.
Ogólnie postacie w powieści są ciekawe, nie czarno-białe, dosyć tajemnicze. To dosyć męski kryminał – postacie kobiece pojawiają się tu rzadko, w tle i widać, że ich kreacja sprawia autorowi mały problem, o wiele lepiej czuje się przedstawiając wydarzenia z męskiego punktu widzenia. Muszę jednak tu też zaznaczyć, że nie całkiem przekonały mnie dwie reakcje bohaterów, które są niejako kluczowe dla fabuły, nie zrozumiałam ich decyzji i motywacji, dla mnie nie były one całkiem przekonywujące – zabrakło mi tu dobrego zaplecza psychologicznego postaci. Może to szczegół, ale jednak przez pierwszą połowę lektury trochę mnie to gryzło.
 
Co do akcji powieści, to nie toczy się ona specjalnie szybko. Bohaterowie skrupulatnie badają ślady, dłubią w starych sprawach, archiwach, próbują dotrzeć do świadków zaginięcia dziewczyny w roku 1993. Przez pierwszą połowę książki czytelnik zaznajamia się z bohaterami, ze sprawą, dopiero w drugiej połowie, gdy nieco więcej wątków zatacza kręgi do roku 1993 faktycznie zaczyna się coś dziać, fabuła wciąga na tyle, że nie zwraca się już wtedy uwagi na wcześniej wspomniane niedociągnięcia. Muszę przyznać, że druga część powieści, zazębienie się wszystkich wątków i zaskakujący finał wymazują pierwsze nie całkiem pozytywne, budzące mieszane odczucia wrażenie.
 
Na koniec jeszcze trochę o samej intrydze kryminalnej – tutaj, oprócz tych nie całkiem dla mnie zrozumiałych decyzji bohaterów, nie mam się do czego przyczepić. Jest poprowadzona dobrze i ciekawie, w połowie książki byłam już na sto procent pewna kto jest mordercą, ale miałam też kilka zapasowych hipotez – oczywiście żadna z nich nie okazała się trafna. Poprzez powoli rozgrywającą się akcję, grzebanie w dowodach, zeznaniach i domysłach, i skierowaniu uwagi czytelnika po części na życie prywatne bohaterów, autor skrzętnie ukrywa tropy prowadzące do rozwiązania zagadki. Jej finał jej spójny, dobrze przemyślany i satysfakcjonujący.
 
Podsumowując, „Ślad” to nie jest kryminał bez wad. Skrupulatny czytelnik wyłapie kilka niedociągnięć, szczególnie tych w stylu i psychologii postaci. Niemniej jednak nie są to duże wpadki, a jako że to dopiero druga książka autora, to mam nadzieję, że jest to jeszcze sprawa do wypracowania. Niemniej jednak intryga kryminalna jest dopracowana, bohaterowie intrygujący, a gdy akcja w drugiej połowie nabiera jako takiego tempa ciężko od książki się oderwać. Finał zaskakujący, a epilog (i chyba prolog?) sygnalizujący kolejną kryminalną zagadkę, która tylko sprawia, że czytelnik od razu ma chęć sięgnąć po tom kolejny. Z czystym sumieniem mogę przyznać, że druga część powieści wymazuje mieszane uczucia dotyczące pierwszej połowy. Po zakończonej lekturze mogę przyznać, że jestem zadowolona i wkrótce sięgnę po tom drugi pt. „Blizna”.
 
Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona Kryminału!

Książka dostępna jest też w abonamencie 

listopada 19, 2020

"Co powiesz na spotkanie?" Rachel Winters

"Co powiesz na spotkanie?" Rachel Winters

 

Autor: Rachel Winters
Tytuł: Co powiesz na spotkanie?
Cykl: Mała Czarna
Tłumaczenie: Magdalena Słysz
Data premiery: 14.10.2020
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 416
Gatunek: komedia romantyczna
 
„Co powiesz na spotkanie?” jest debiutem literackim Rachel Winters. Aktualnie autorka pracuje w Orion Books jako redaktorka, wcześniej, jeszcze na studiach zajmowała się dziennikarstwem w lokalnych gazetach i dziennikach internetowych. Mieszka w Londynie. Angielski tytuł jej debiutu brzmi „Would like to meet” co jest nawiązaniem do dawniejszych form wyrażających chęć romantycznego poznania kogoś zamieszczanych w rubrykach towarzyskich.
 
Fabuła powieści skupia się na postaci Evie Summers. To kobieta przed trzydziestką, która do Londynu przeprowadziła się kilka lat temu – chciała zostać scenarzystką. Teraz pracuje jako asystentka w małej londyńskiej agencji talentów i oczekuje upragnionego awansu. Okazuje się, że może on nigdy nie nadejść, co więcej, Evie może już nie mieć gdzie pracować, gdyż ich najważniejszy klient – Ezra Chester, zdobywca Oscara, nadal nie wywiązał się z umowy podpisanej z wytwórnią filmową – miał napisać scenariusz komedii romantycznej. Szef Evie wysyła ją do pisarza z aneksem do umowy nakazującym mu kategorycznie oddać gotowy scenariusz w trzy miesiące – Evie musi zrobić wszystko, by Ezra go podpisał i oczywiście zrealizował… Tylko jak przekonać scenarzystę do napisania scenariusza, gdy ten uważa komedie romantyczne za bzdury? Evie wpada na świetny pomysł – udowodni mu, że poznanie wielkiej miłości tak jak przedstawiono to w tego typu filmach jest możliwe! Ona zatem ma trzy miesiące by kogoś w sobie w filmowy sposób rozkochać, a wtedy Ezra dostarczy obiecany scenariusz w terminie. Evie zachowa pracę, dostanie awans i wszyscy będą szczęśliwi! Czy to się może nie udać? 😊
„Zabawna myśl (…) ale gdyby to rzeczywiście była komedia romantyczna, na koniec związałabyś się z aroganckim scenarzystą, który pod maską egoisty skrywa ujmujący brak pewności siebie.”

Książka składa się z prologu, 41 tytułowanych rozdziałów i epilogu.  Każdy z nich zaczyna się w taki sposób jak scenariusz filmowy – określony jest czas i miejsce akcji, data i krótki opis sytuacji. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego przez Evie. Często przetykana jest także fragmentami z rozmów internetowych z jej przyjaciółmi i wymianą mailową z szefem i Ezrą. Styl powieści jest niezwykle lekki, książkę czyta się bardzo przyjemnie, w większości z uśmiechem na ustach. Jako że pierwszy człon gatunkowy to ‘komedia’ to oczywiście książka naszpikowana jest zabawnymi sytuacjami i historiami, pełno ich w dialogach, choć prom wiedzie tu raczej humor sytuacyjny – nie jest on może specjalne subtelny, ale zadziwiająco skuteczny np. przy scenie z zepsutą toaletą sytuacja nabrała takiego absurdu, że śmiałam się w głos. Także tym razem książka z Serii Mała Czarna nie jest urocza, ale nadal super pozytywna i zabawna 😊
„Zapragnęłam zagiąć czasoprzestrzeń. Zestawić ze sobą ten moment i tamten, w którym przez niego straciłam całą pewność siebie. Nie poddawaj się – chciałam powiedzieć swojej młodszej wersji. Nie pozwól, żeby czyjaś opinia zachwiała twoim poczuciem wartości. Słuchaj zdania tych, którzy cię kochają.”

Bohaterów powieści tym razem nie będę może specjalnie opisywać. No, może tylko opowiem krótko o głównej bohaterce, czyli Evie, która od zawsze chciała pisać. Nakłaniał ją do tego ojciec, razem oglądali filmy i wyobrażali sobie co w przyszłości Evie może zrobić. Po śmierci ojca dziewczyna przeprowadziła się do Londynu i pokazała swój gotowy scenariusz pewnemu agentowi, który go odrzucił – powiedział, że dziewczyna nie ma tego ‘czegoś’. Evie więc przestała pisać, zrezygnowała z marzenia, które napędzało jej całe życie. Teraz sama o tym nie wiedząc umową z Ezrą rozpoczyna nowy rozdział swojego życia, który doda jej odwagi i wiary w siebie. To bardzo udana postać, opisana bardzo przyjemnie. Może jej dylematy są dosyć znane z komedii romantycznych, jednak nie wpływa to negatywnie na odbiór powieści.
„Odkąd tata zabrał mnie na ‘Brick Park’, była stracona. Zapragnęła zostać scenarzystką; chciałam współtworzyć filmy, które by choć w połowie tak uszczęśliwiały ludzi, jak mnie i tatę uszczęśliwiło jej dzieło”.

Skoro już jesteśmy przy motywach wyjętych z komedii romantycznych to muszę podkreślić, że autorka bardzo fajnie bawi się tutaj tym gatunkiem. Jej bohaterowie zajmują się pisaniem scenariusza do komedii romantycznej, Evie odgrywa sceny rodem z tego gatunku, a i równocześnie jej życie również zaczyna wpisywać się w ten gatunek. Całość przeplatana jest żartami o komediach romantycznych, a i trochę poważniejszymi tematami refleksyjnymi o roli scenarzystów i wagi przelewania myśli na papier. Autorka miała naprawdę fajny pomysł na tę historię i równie świetnie ją opowiedziała. Mimo czasem mało wyszukanych żartów całość wypada naprawdę przyjemnie i po prostu fajnie. Poprawa humoru gwarantowana!
„Ilu wspaniałych scenarzystów szło tędy przede mną? Ludzi, dzięki którym świat stawał się pogodniejszy, trochę łatwiejszy do zrozumienia.”

Tym razem może nie będę się więcej rozpisywać, w końcu każdy wie o co w komedii romantycznej chodzi. Jest sporo śmiechu, gdzieś tam ona poznaje jego i ostatecznie żyją długo i szczęśliwie. „Co powiesz na spotkanie?” wyróżnia się fajną grą z gatunkiem, gdzie nieraz sami się z niego śmiejemy i wplątaniem w tekst kawałków scenariuszu filmowego. Historia jest przyjemna, zabawna, dodaje wiary w siebie i nastraja naprawdę pozytywnie. Bohaterowie fajnie opisani, w większości budzący sympatię i przypominający o wadze przyjaźni. Czego chcieć więcej? 😊 Bawiłam się naprawdę dobrze!
 
Moja ocena: 7/10
 
Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Albatros!

Książka dostępna jest też w abonamencie