kwietnia 30, 2021

"Co się skrywa między nami?" John Marrs

"Co się skrywa między nami?" John Marrs

 

Autor: John Marrs
Tytuł: Co się skrywa między nami?
Tłumaczenie: Ewa Kleszcz
Data premiery: 24.03.2021
Wydawnictwo: Burda Książki
Liczba stron: 400
Gatunek: thriller psychologiczny
 
John Marrs to brytyjski pisarz thrillerów psychologicznych i powieści science fiction. Na rynku rodzimym debiutował w roku 2013, aktualnie ma koncie ma już 8 powieści, a kolejne dwie premiery szykowane są na ten rok. Na polskim rynku autor pojawił się w roku 2017 z futurystycznym thrillerem pt. „Dopasowani”, który w tym roku został zekranizowany i pojawił się jako serial na platformie Netflix. I właśnie z tej okazji i do mnie trafił ten tytuł, więc na pewno w najbliższym czasie jego recenzja ukaże się na tym blogu. Dzisiaj jednak chcę poświęcić chwilę na jego drugi tytuł, który dostępny jest od marca tego roku w polskim tłumaczeniu, a mianowicie thriller pt. „Co się skrywa między nami?”.
 
Historia kręci się wokół dwóch postaci – Maggie i Niny. Maggie to kobieta po 60tce, która mieszka w domu na poddaszu. Dzień spędza na obserwowaniu sąsiedztwa i czytaniu książek, tęskniąc za wolnością. Bo kobieta z jakichś powodów nie może wyjść na zewnątrz. Dlaczego?
Nina to jej córka, która na co dzień się nią opiekuje. Przynosi pod drzwi posiłki, raz na dwa dni zaprasza na piętro na kolację. Jest czujna, cały czas uważa, bo ma świadomość, że matka w każdej chwili może ją zaatakować. Jak to? O co w ich relacji chodzi? Dlaczego Maggie jest zamknięta, odcięta od całego świata? I kto jest tutaj tak naprawdę czarnym charakterem?
 
Książka składa się z prologu i trzech części rozdzielonych na 77 krótkich rozdziałów przedstawianych naprzemiennie z punktu widzenia obydwu bohaterek. Fabuła powieści toczy się w dwóch czasach – aktualnie oraz ponad 20 lat temu, kiedy to wydarzyło się coś, co zapoczątkowało całą serię późniejszych zdarzeń. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu teraźniejszego przez obydwie bohaterki. Styl powieści jest spokojny, uważny, skupiony zarówno na wewnętrznych przemyśleniach postaci, jak i przedstawieniu toczących się wydarzeń.
 
Kreacje postaci zbudowane są z największą skrupulatnością. Nie za wiele o nich mogę Wam zdradzić, bo cała zabawa z tym tytułem polega na tym, że nic nie jest tu oczywiste, a autor co chwilę zaskakuje nas nowymi zwrotami akcji. Jakkolwiek dynamicznie to brzmi, to akcja powieści nie jest specjalnie żwawa, bo i nie to tutaj się liczy. Tu nacisk nałożony jest na grę pomiędzy bohaterkami, ich przepychanki i spiski, które knują przeciwko sobie. Oczywiście i warstwa psychologiczna jest tu niezwykle ważna – w końcu, by dobrze zrozumieć całą sytuację, musimy wiedzieć dlaczego bohaterki postępują tak, a nie inaczej. Dlatego cofamy się aż 25 lat wstecz, by w pełni zrozumieć ich relację.
 
A jest to mocno skrajna relacja pomiędzy matką a córką. Wiele lat temu ojciec i mąż je opuścił przez co kobiety stały się od siebie bardzo zależne a równocześnie w ich relacje zakradły się bardzo wyniszczające emocje, jak wyrzuty sumienia, obwinianie i chwilami wręcz nienawiść. Jak można kogoś jednocześnie kochać i nienawidzić? Co przez te lata między nimi się stało, jakie wydarzenia spowodowały, że Maggie siedzi teraz zamknięta na poddaszu?  
 
Ważnym tematem jest tu też miłość matczyna, która mówi się, że jest bezwarunkowa. Matka nie może przestać kochać swojego dziecka, ale czy na pewno? Czy nawet najgorszy czyn własnych dzieci nie jest w stanie zniwelować tego uczucia? Aż mnie kusi, żeby rozwinąć temat, jednak nie chcę zradzać nic, co mogłoby Wam nasunąć rozwiązanie choć części historii, więc na tym ogólnym pytaniu zakończę. Podkreślę tylko, że refleksje dotyczące relacji matki z córką po tej lekturze są głębokie i zmuszają do poświęcenia chwili na przemyślenie tematu.
 
Podsumowując, „Co się skrywa między nami?” to thriller, o którego fabule im mniej się mówi, tym lepiej. Chciałabym w tej recenzji poruszyć wiele tematów dotyczących relacji rodzinnych i tej konkretnej pomiędzy matką a córką, jednak nie chcę odbierać Wam frajdy z odkrywania historii samodzielnie, bo tutaj każdy kolejny zwrot akcji ma kluczowe znaczenie i sprawia, że w głowie kłębi się nam jeszcze więcej pytań niż na początku lektury. To zdecydowanie jednak z tych książek, które ciekawią na tyle, że nie chce ich się odkładać, póki nie pozna się zakończenia. Jestem bardzo na tak i zaraz łapię za lekturę „Dopasowanych”!
 
Moja ocena: 7,5/10
 
Za możliwość zapoznania się z lekturą dziękuję Wydawnictwu Burda Książki!

Książka dostępna jest też w abonamencie 

kwietnia 30, 2021

"Rączka rączkę myje" Olga Rudnicka - zapowiedź

"Rączka rączkę myje" Olga Rudnicka - zapowiedź

Maj jak co roku obfituje w ciekawe premiery! Jedną z tych, na które czekam najmocniej jest nowa książka Olgi Rudnickiej pt. "Rączka rączkę myje". Jest to trzeci tom rewelacyjnej serii o detektyw Matyldzie Dominiczak, a jego premiera zapowiedziana jest na sam początek miesiąca - dokładnie na 4 maja! 


Od kilku miesięcy rodzinne ogródki działkowe padają ofiarą wandali. Ktoś niszczy altanki, okrada domki, przekopuje kolejne działki. Zdaniem detektyw Matyldy Dominiczak, to nie są po prostu wybryki nastolatków. Jacyś ludzie czegoś tu uparcie szukają. Matylda pomaga w śledztwie komisarzowi Tomczakowi, jednocześnie prowadząc własną sprawę. Zdobywanie informacji wymaga wchodzenia w kolejne układy i wyświadczania przysług, które zaczynają się mnożyć jak grzyby po deszczu.
Bystra pani detektyw wpada na trop szajki, mającej na sumieniu coś więcej niż tylko chuligańskie ekscesy. 


Nieraz już podkreślałam, że komedie kryminalnej Olgi Rudnickiej są u mnie na wysokim miejscu - od razu po niedoścignionej Królowej tego gatunku, czyli Joannie Chmielewskiej. Nie zdziwię więc Was pewnie informację, że za lekturę "Rączki..." wezmę się bez kolejki, od razu jak tylko książka trafi w moje ręce, prawda? Spodziewajcie się zatem szybkiej recenzji! A ja już teraz jestem pewna, że będę się przy tej książce bawić znakomicie! W końcu kto jak kto, ale Olga Rudnicka pisze naprawdę urocze komedie kryminalne, a główna bohaterka Matylda jest przebojowa jak mało kto!


Autor: Olga Rudnicka
Tytuł: Rączka rączkę myje
Cykl: Matylda Dominiczak, tom 3
Data premiery: 04.05.2021
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 392
Gatunek: komedia kryminalna

Książka dostępna jest już w przedsprzedaży!

kwietnia 29, 2021

"Nadzieja do kwadratu" Jadwiga Buczak

"Nadzieja do kwadratu" Jadwiga Buczak

 

Autor: Jadwiga Buczak
Tytuł: Nadzieja do kwadratu
Data premiery: 30.11.2020
Wydawnictwo: Oficynka
Liczba stron: 200
Gatunek: komedia kryminalna
 
„Nadzieja do kwadratu” to pierwsza powieść w karierze Jadwigi Buczak. Wcześniej autorka wydała dwa tomiki poezji, a także opublikowała kilka opowiadań w literackich czasopismach, jak i jednej antologii. Poza pisaniem zajmuje się też malarstwem, a jej obrazy były już prezentowane na licznych wystawach.
 
Historia „Nadziei do kwadratu” kręci się wokół Nadieżdy Hope, wielkiej miłośniczki czekolady. Pewnego dnia jej przyjaciółka Elwira Rumianek – Sałacka zjawia się w jej mieszkaniu z prośbą, by ta pomogła odszukać jej byłego męża, Ksawcia, a raczej Ksawerego Sałackiego, znanego pisarza kryminałów. Elwira od kilka dni go nie widziała, nie ma z nim kontaktu, więc zaczyna się martwić. Kobiety więc udają się do jego aktualnego miejsca zamieszkania – nikt drzwi nie otwiera, ale Elwira ma klucz… W mieszkaniu jednak znajdują nie Ksawcia, a jego aktualną partnerkę. Martwą. Wygląda na to, że chciała się powiesić na lampie, lampa spadła, a kobieta jednak i tak jest nieżywa. Na miejscu szybko zjawia się policja w postaci starego znajomego Nadieżdy ze szkoły – kiedyś nazywany Szerlokiem, teraz w pełnym powagi stopniu nadkomisarza Bartłomiej Jaduch. Ksawcio nadal pozostaje zaginiony,  więc czy to może on odpowiada za to, co kobiety zastały w mieszkaniu? Kiedy na działkach znalezione zostaje kolejne ciało, sytuacja zaczyna się robić poważna… Kto szybciej odnajdzie Ksawcia, Nadia czy policja? I czy to naprawdę autor kryminałów stoi za tymi morderstwami?
 
Książka składa się z rozdziałów podzielonych na dni śledztwa, te z kolei podzielone są na krótkie scenki. Narracja prowadzona jest z punktu widzenia wielu postaci w trzeciej osobie czasu przeszłego. Styl powieści jest prosty, skupiony na akcji, a dialogów jest sporo.
 
Książka określona jest jako komedia kryminalna i mimo, że nie wybuchałam podczas lektury śmiechem, to jednak bawiłam się przy niej całkiem dobrze. Największy ładunek humorystyczny niosą ze sobą same kreacje postaci. Nadieżda Hope, zwana w czasach liceum Nadzieją do kwadratu, to malarka szykująca się do wystawy, ogromną fanka czekolady – tak duża, że gdy o drugiej w nocy zabraknie jej zapasów, to jest w stanie wyjść o tej porze do sklepu, by takowy zapas uzupełnić. Jej przyjaciółka, tłumaczka, ogarnięta jest jakąś obsesją na punkcie swojego byłego męża, a matka przyjaciółki, Eulalia, zapalona botaniczka, ma talent do … odnajdywania trupów 😉 Z kolei policjant raczej nie jest tak zafascynowany swoja pracą, jak szukaniem swoich korzeni, które podobno powinny się wiązać z jakimś rodem szlacheckim… Wszystkie te postacie, jak i jeszcze sporo tych niewymienionych, są przedstawione w lekki, niewymuszony sposób, tak, że budzą bardzo pozytywne odczucia w czytelniku. Ja tą grupkę postaci pierwszoplanowych polubiłam na tyle, że mam nadzieję iż ich przygody autorka będzie kontynuować.
 
A co z samą fabułą i intrygą kryminalną? Jest poprowadzona szybko i sprawnie. Intryga opiera się na jednym z kryminałów Ksawcia, przez co każdy z bohaterów spędza chwilę pochylony nad książką, co zawsze dla miłośników literatury jest miłym akcentem. Sama fabuła zawiera w sobie sporo bohaterów, przez co mogą się trochę z początku mieszać, jednak ostatecznie wszystko się wyjaśnia, każdy wątek jest jasno rozwiązany.
 
Ogólnie „Nadzieja do kwadratu” to szybciutka lektura, taka skondensowana leciutka komedia kryminalna, skupiona głównie na akcji i prostej intrydze kryminalnej. Bohaterów jest dużo, ale ci pierwszoplanowi są naprawdę sympatyczni. Może nie jest to dzieło wybitne, ale ja przy książce bawiłam się dobrze. Mam nadzieję, że autorka zdecyduje się na kontynuację przygód swoich zwariowanych bohaterów.
 
Moja ocena: 7/10
 
Za możliwość zapoznania się z lekturą dziękuję Wydawnictwu Oficynka!

Książka w formie audiobooka dostępna jest w abonamencie 

kwietnia 29, 2021

Kilka pytań do ... Wojciecha Wójcika, autora "Kursu na śmierć"

Kilka pytań do ... Wojciecha Wójcika, autora "Kursu na śmierć"

 

Dlaczego akcja powieści toczy się na terenie Akademii Szkolenia Policji, nad podjęciem jakiego zawodu zastanawia się Wojciech Wójcik, co ma "Kurs na śmierć" do Remigiusza Mroza, na kim wzorowana jest postać Agnieszki i czy doczekamy się kontynuacji jej losów?
Zapraszam na rozmowę z autorem!

Wojciech Wójcik notka biograficzna:
Urodził się w 1981 roku w Warszawie. Po ukończeniu studiów na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego przez pewien czas zajmował się dziennikarstwem sportowym. Od kilku lat pracuje jako urzędnik w administracji rządowej. Interesuje się sportem – głównie piłką nożną i baseballem – oraz turystyką górską i żeglarstwem. W wolnych chwilach podróżuje rowerem po Podlasiu. 
Autor książek Nikomu nie ufaj (2016), Garść popiołu (2016), Jezioro pełne łez (2017), Młoda krew (2018), Miałeś tam nie wracać (2019), Himalaistka (2020) i Dziedzictwo von Schindlerów (2020).

Kryminał na talerzu: Właśnie na naszym polskim rynku ukazała się Pana ósma powieść. Jak się Pan z tym czuje? Czy łatwiej oddaje się czytelnikom którąś już książkę z kolei czy może emocje dalej są równie mocne jak przy pierwszej powieści?

Wojciech Wójcik: Emocje towarzyszące wydawaniu książek zawsze są ogromne, ale nic nie przebije tego pierwszego razu. Kwiecień 2016 roku, czyli dokładnie pięć lat temu: prosto z wydawnictwa przychodzi przesyłka z dziesięcioma pachnącymi farbą drukarską egzemplarzami mojej pierwszej książki, Nikomu nie ufaj. Naprawdę, trudno opisać, co wtedy czułem. Euforia to zbyt małe słowo.


Akcja „Kursu na śmierć” toczy się po części na terenie Akademii Szkolenia Policji. Muszę przyznać, że to dosyć oryginalny wybór miejsca. Skąd taki pomysł?

W swoim pisarskim świecie staram się poruszać po ścieżkach, które znam. Akademia Szkolenia Policji jest co prawda jednostką fikcyjną, ale opisując ją, wykorzystałem topografię Centrum Szkolenia Policji w Legionowie, czyli miejsca, które przynajmniej raz w tygodniu mijam w drodze na basen. A co do klimatu tego miejsca... Mam kolegę, który przez kilka miesięcy był na kursie w WSP-olu, czyli Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. Pisząc sceny rozgrywające się na terenie szkoły policyjnej, rozmawiałem z nim ze dwadzieścia razy. Na koniec stwierdził, że udało mi się oddać panującą w takich miejscach atmosferę, co - nie ukrywam - bardzo mnie ucieszyło.
Jego historie ze szkolenia zawsze wydają mi się zabawne, i to niezależnie od tego, który raz je słyszę. Do tego stopnia, że czasem zastanawiam się, czy nie pójść w jego ślady i nie zostać policjantem. Podobno mają wakaty, więc miło byłoby pomóc, a poza tym... trudno wyobrazić sobie lepszy research do książek-kryminałów.


Długo pracował Pan nad fabułą powieści? Jak się ją Panu pisało? W końcu świat przedstawiony w powieści jest dosyć mroczny i brutalny.

Niektóre książki piszę w tempie Remigiusza Mroza, a niektóre - Terry'ego Hayesa, który podobno pisał Pielgrzyma przez cztery lata. Kurs na śmierć jest z tych pierwszych, słowa same pchały się na ekran. A co do brutalności i mroku... Takie sceny pisze się najłatwiej. Trudniej jest w tych momentach, w których - jako pisarze - musimy dać czytelnikowi złapać oddech, ale akurat w przypadku Kursu takich momentów jest mało, bo akcja - zgodnie z założeniami - cały czas gna do przodu.


Muszę przyznać, że w całej tej historii najmocniej do gustu przypadła mi postać młodej kursantki, trochę gapowatej Agnieszki. Może nam Pan coś o niej więcej powiedzieć? Jak wpadł Pan na jej pomysł?

Pisząc Kurs, też bardzo polubiłem postać Agnieszki. W znacznej części kryminałów, które ostatnio czytałem (a czytam ich sporo), pojawiała się postać twardej, silnej policjantki. Uznałem, że nie warto powielać tego schematu, który oczywiście ma swoje zalety, ale powoli staje się ograny, traci na świeżości. Oczywiście Agnieszka to nie żadna mimoza - też jest twarda i silna, ale na swój nieoczywisty sposób. Wydaje mi się, że może wzbudzać sympatię także ze względu na swoją inność. A jeśli chodzi o jej wygląd... Moi bohaterowie mają twarze i figury ludzi, których regularnie widuję. Często zupełnie przypadkowych. W przypadku Agnieszki jest to kobieta z pociągu, którym jeżdżę do pracy. Często czyta książki - jeśli zobaczę ją kiedyś z Kursem, to... nie, nie przyznam się, że Agnieszka to ona. Ale moment na pewno będzie dla mnie magiczny.


Nie mogę też nie spytać – dlaczego Agnieszka chce zostać policjantką? Nie ma o tym mowy w książce, więc może mógłby Pan nam wyjaśnić jej motywacje? No chyba, że ma Pan w planach wyjaśnienie tego w którejś kolejnej powieści, bo nie ukrywam, że z tą postacią nie chciałabym się rozstawać – Agnieszka jest tak świetnie wykreowana, że zasługuje na cały cykl! 😊

Rozszyfrowała mnie Pani. Nie wiem, jak obszerny będzie to cykl, ale aktualnie siedzimy z redaktorką, Panią Karoliną, nad drugą częścią, i oczywiście Agnieszka odgrywa w niej kluczową rolę - już jako pełnoprawna policjantka, po kursie. To bardzo wdzięczna postać i - że się tak wyrażę - rozwojowa. Planuję odkrywać ją razem z Czytelnikiem stopniowo, krok po kroku.


Ja już wyjawiłam którego z bohaterów lubię najbardziej. A Pan? Którego z nich i dlaczego najmocniej darzy sympatią?

Mam duży sentyment do naczelnika Kuby Gąski. Gdybym był policjantem, chciałbym mieć takiego szefa. To człowiek z krwi i kości, niepozbawiony wad, z pewnymi deficytami w zakresie empatii. Ma jednak także zaletę, która jest szczególnie istotna w toku sprawy o zabójstwo (zabójstwa) - umie zdejmować z podwładnych presję.


Poza Agnieszką i Pawłem część, jak nie większość bohaterów przejawia tutaj dosyć kontrowersyjne zachowania i zaściankowe poglądy, które bez skrępowania nam prezentują. Nie obawia się Pan, że zrażą czytelników do całej lektury?

Powieści kryminalne rządzą się swoimi prawami. Kontrowersyjne poglądy i zachowania są w nich mile widziane - musi być zachowany element zła, ten swoisty kontrast między czernią a bielą. Wydaje mi się jednak, że Kurs - zwłaszcza na tle współczesnych kryminałów - nie jest przeładowany brudem. Nie mamy tu nieśmiertelnego policjanta-alkoholika, który może i sprawdza się u kilku pisarzy (Jo Nesbo!), ale ostatnimi czasy trochę wyskakuje z lodówki. Nie mamy litanii zbędnych przekleństw, nie przelewają się wyprute wnętrzności... Przez Internet przetoczyła się niedawno dyskusja o przemocy w kryminałach, o tych przelewających się flakach. O ile nie mam nic przeciwko krwawym opisom, o tyle uważam, że są one jedynie dodatkiem, a najważniejsza jest sama zagadka. I tak właśnie jest w Kursie. Zagadka > wyprute flaki.


Jak duży był Pana research do tej powieści? Podczas lektury mocno zapadł mi w pamięć na przykład opis Prokuratury w Giżycku – czy to tylko fikcja literacka czy może jednak jest w tym trochę prawdy?

Nie odkryję Ameryki gdy powiem, że research jest oczywiście ważny, ale dużo ważniejsza jest sama opowieść. Pisząc Kurs na śmierć, korzystałem z wiedzy kolegi-absolwenta szkolenia w Szczytnie, przekopałem Internet w poszukiwaniu informacji o dronach, podpłynąłem łódką - tak blisko, jak to legalne - do Dużego Ostrowa na Kisajnie, przedzierałem się przez pokrzywy, okrążając teren Centrum Szkolenia Policji, poszedłem na długi spacer po nadbużańskich błoniach w Kodniu, wypiłem piwo w knajpce na Polu Mokotowskim... Co do prokuratury w Giżycku, to byłem przy jej budynku, ale już po godzinach urzędowania, zatem nie zwiedziłem wnętrza. Byłem za to w innej prokuraturze rejonowej, której wnętrze wyglądało tak, jak opisane w Kursie.


Czy pandemia mocno utrudniła Panu pracę nad książką czy raczej niespecjalnie odczuł Pan zmianę?

Kurs na śmierć powstał jeszcze przed pandemią, w 2019 roku, ale pandemia zmusiła mnie do korekty czasu akcji, z 2020 na 2019 rok. Wbrew pozorom mieliśmy z tym - razem z moją nieocenioną redaktorką - sporo pracy, polegającej na dostosowaniu akcji do kalendarza (dni tygodnia, weekendy, a nawet święta państwowe - 15 sierpnia). A jak pisze się w trakcie pandemii? I łatwiej, i trudniej. Łatwiej, bo jest więcej czasu. A trudniej, bo trochę mniej jest tej radości życia, która dla większości twórców robi za paliwo.


To teraz trochę z innej strony. Jak wygląda Pana dzień? Pisze Pan w stałych godzinach czy niekoniecznie? W końcu wydaje Pan co najmniej książkę rocznie, a każda z nich liczy dosyć konkretną liczbę stron – to naprawdę dużo pracy!

Kiedyś pisałem wieczorami, ale teraz, przy pracy zdalnej/zmianowej, całej tej reorganizacji życia, którą zafundowała nam pandemia, piszę wtedy, gdy mam chwilę czasu. Polubiłem na przykład pracę o świcie - naprawdę o świcie, o 4-5 rano. Dużo piszę w weekendy - w pracowity weekend zdarza mi się nastukać nawet 80 tysięcy znaków, czyli mniej więcej jedną dziesiątą książki. A moje książki wcale nie są tak obszerne, jak wynika to z liczby stron. Od kilku lat obserwuję tendencję wydawców do ograniczania liczby wersów na stronie, w trosce o wzrok Czytelnika. Kiedyś standardem było 40 wersów/strona, dziś jest to 30. Gdyby moje książki były wydawane dziesięć lat temu, byłyby - wizualnie - znacznie cieńsze. Warto przy tym wspomnieć, że summa summarum objętość nie ma znaczenia. Liczy się treść.


Czego w pracy pisarza nie lubi Pan najmocniej a co jest Pana ulubionym etapem produkcji książki?

Nie będę chyba wyjątkiem wśród pisarzy, jeśli powiem, że nie jestem fanem korekty autorskiej i prac redakcyjnych. Chociaż wiem, że tekst jest tworzywem, które - w wyniku formowania - będzie miało lepszą jakość, to podświadomie przywiązuję się do pierwotnej wersji i zmiany są dla mnie niczym borowanie zębów.
Wszystko inne związane z pisaniem jest okej. Lubię pisać. Traktuję to jako hobby, takie, jakim dla innych jest na przykład majsterkowanie czy dbanie o ogród.


Jak wyglądają Pana dalsze plany literackie? Tworzy już Pan coś nowego?

Oczywiście. Jak już wspomniałem, napisałem drugą część Kursu (roboczy tytuł: Krwawe łzy). Mam na tapecie kolejne projekty, które - mam nadzieję - rozwiną się w książki. Pozostaję przy kryminale, chociaż obserwuję tendencje na rynku i widzę, że popularność zyskuje gatunek, od którego zaczynałem, czyli sensacja (na przykład Drelich Jakuba Ćwieka czy Prosta sprawa Wojciecha Chmielarza). Być może kiedyś uda mi się powrócić do bohaterów moich dotychczasowych książek sensacyjnych, czyli Nikomu nie ufaj i Młodej krwi.


Na koniec kilka pytań, by poznać Pana lepiej jako człowieka. Jaki jest Pana ulubiony sposób na relaks?

Mam trójkę małych łobuziaków. Jak relaks, to z nimi, a jeśli dają mi chwilę oddechu, to rower - najchętniej po Podlasiu. I oczywiście dobra książka.


Ulubione miejsce na Ziemi?

To, w którym mieszkam, czyli Legionowo. Sentymentalnie: miasta, w których mieszkałem, czyli Warszawa i Szczecin. A wakacyjnie: Podlasie, Mazury, Bieszczady i Tatry.


Jak wygląda Pana biblioteczka? Jakich gatunków, autorów znajdziemy tam najwięcej?

To bardziej biblioteka, niż biblioteczka. Jest tam wszystkiego po trochu. Od literatury młodzieżowej - Niziurski, Wernic, Nienacki, Bahdaj i Szklarski - przez literaturę kryminalno-sensacyjną - Ludlum, Cussler, Wilbur Smith, Krajewski, Bonda, Pużyńska... i długo by wymieniać - po pozycje naukowe, głównie z dziedziny historii. Moja żona ma osobną półkę z fantasy, ale jej zawartość - z wyjątkiem Gry o tron - specjalnie do mnie nie przemawia.

 
I ostatnie, obowiązkowe dla wszystkich udzielających mi wywiadu pisarzy, związane z pierwszym członem podtytułu mojego bloga. Co najbardziej lubi Pan jeść? 😊

Najbardziej lubię obiady przygotowane przez moją kochaną Teściową! Hamburgery i tortillę. Przez okres pandemii widywaliśmy się tak rzadko, że zdążyłem się stęsknić (także za obiadami!), ale teraz - gdy moi najbliżsi są już zaszczepieni bądź odporni - będę nadrabiał kulinarne zaległości. I mam nadzieję, że pójdzie mi w bicepsy!
 

Dziękuję za poświęcony czas i życzę dalszych sukcesów w karierze pisarskiej!

kwietnia 28, 2021

"Dziewczyna, kobieta, inna" Bernardine Evaristo

"Dziewczyna, kobieta, inna" Bernardine Evaristo

 

Autor: Bernardine Evaristo
Tytuł: Dziewczyna, kobieta, inna
Tłumaczenie: Aga Zano
Data premiery: 14.04.2021
Wydawnictwo: Poznańskie
Liczba stron: 496
Gatunek: literatura piękna
 
Przyznanie Nagrody Bookera 2019 było nie lada wydarzeniem literackim – trzeci raz w historii, a pierwszy po zmianie regulaminu, jej laureatem została nie jedna, a dwie osoby! Nagroda trafiła do Margaret Atwood za „Testamenty” i Bernardine Evaristo za „Dziewczynę, kobietę, inną”, która jako pierwsza czarnoskóra kobieta została nią uhonorowana. Jury tłumaczyło, że po zaciekłych dyskusjach po prostu nie było w stanie zdecydować się na jedną, obydwie książki były po prostu za dobre. I tak jak „Testamenty” na nasz rynek trafiły kilka miesięcy po przyznaniu tej nagrody, tak na książkę Evaristo musieliśmy się trochę naczekać. Bo nie jest to książka łatwa do tłumaczenia ze względu na styl i język w jakim została napisana. W końcu zadania podjęło się Wydawnictwo Poznańskie we współpracy z tłumaczką Agą Zano – już teraz przyznaję, że wyszło im to genialnie! Czytelnicy, którzy czytali książkę zarówno we wersji anglojęzycznej, jak i polskiej przyznają, że tłumaczka naprawdę zrobiła tu kawał dobrej roboty!
„Dziewczyna, kobieta, inna” to też pierwsza książka Bernardine Evaristo, która ukazała się na naszym polskim rynku, mimo iż autorka na swoim koncie ma już osiem tytułów. Poza pisaniem jest zajmuje się też prowadzeniem zajęć z kreatywnego pisania na Brunel University w Londynie.
„kogo obchodzi kolor jej skóry? co też przyszło jej do głowy, żeby przypisywać temu jakiekolwiek znaczenie?”
„Dziewczyna, kobieta, inna” to historia dwunastu (w większości) czarnoskórych kobiet, których losy w luźny sposób przecinają się przy okazji premiery sztuki jednej z nich w The National. Każda bohaterka opowiada nam swoją historię, opisuje swoje losy i drogę do poszukiwania siebie. Mówi o tym co jest dla niej ważne, co chciała, czy chce od życia, jakie są jej oczekiwania, nadzieje i lęki. Tym samym też bohaterki opowiadają kawał angielskiej historii przedstawianej oczami kobiet o ciemnym kolorze skóry. Historii pełnej nierówności i dyskryminacji, która dotknęła ich dwa razy – za to, że są kobietami i za to, jaki mają kolor skóry. Są to historie indywidualne, a jednak każda z nas, każda kobieta na świecie, bez względu na pochodzenie i kolor skóry, odnajdzie się w tej książce. To książka o nas, dziewczynach, kobietach, innych.
„dotarło do niej, że to, co dotąd uważała za swoje osobiste doświadczenie, w rzeczywistości dotyczy wielu kobiet, całego mnóstwa kobiet”
Książka podzielona jest na pięć rozdziałów i epilog. Każdy z pierwszych czterech rozdziałów dzieli się na trzy podrozdziały opisujące osobne historie tych dwunastu bohaterek. Rozdział ostatni zatytułowany jest „Bankiet”, to miejsce, w którym większość z opisanych wcześniej postaci spotyka się w podczas jednego wieczoru. Narracja powieści prowadzona jest w trzeciej osobie czasu teraźniejszego z punktu widzenia postaci, o której rozdział opowiada. To co naprawdę wyróżnia książkę na tle innych to jej styl. Po pierwsze nie znajdziemy tu wielkich liter (prócz imion i nazw własnych) i kropek kończących zdanie. Nie ma też tu odpowiednio zaznaczonych dialogów. To co wyznacza rytm książki to przecinki, okazyjnie wykrzykniki, myślniki i znaki zapytania oraz pisanie od nowej linijki. Z początku wrażenie lektury jest więc dosyć dziwne, jednak szybko można się do niej przyzwyczaić, wpaść w odpowiedni rytm i w końcu zachwycić. Język jakim napisana jest książka, jest dosyć prosty, choć i oczywiście można natknąć się na słowa, które by zrozumieć, trzeba powoli przeliterować, jednak takich jest zdecydowana mniejszość. Zatem język jest prosty, ale bardzo poetycki – na pewno za te wrażenie odpowiada sposób zapisu słów, rozłożenie wizualne w tekście i odpowiednie duże luki między wyrazami. Ogólnie więc lektura tej książki robi ogromne wrażenie już pod samym względem wizualnego zapisu i przyjemnością jaką dostarcza same czytanie ładnie dobranych, rytmicznych słów.
„przez następne miesiące pozbywała się kolejnych warstw narzuconych przez lata oczekiwań w nadziei, że dotrze do jądra swojego prawdziwego ja”
Poza stylem powieści ogromne wrażenie robi jej przesłanie, to, co treść sobą niesie. Jak wspomniałam w opisie, jest to historia dwunastu różnych, w większości czarnoskórych kobiet o różnym statusie społecznym, ekonomicznym, w różnym wieku i o różnej orientacji seksualnej. Łączy ich fakt szukania siebie, każda z nich walczy o to, by żyć tak jak chce, by dobrze się czuć sama ze sobą i by inni traktowali ją tak, jak na to zasługuje.
„feminizm nie polega na niechęci do facetów! tu chodzi o wyzwolenie kobiet, o równe prawa i wyrwanie się spod presji ograniczających wymagań społeczeństwa”
Oczywiście, jak wiele kobiet na świecie, również na ich drodze pojawiają się różne wyboje – jedne padają ofiarą przemocy domowej, inne uginają się pod presją społeczeństwa i w pełni się do ich wymogów dostosowują, niektóre z nich walczą, by idąc swoją własną ścieżką zastać docenione przez ogół, a niektóre chcą po prostu żyć w spokoju. Każda z nich ma inne ambicje, inne podejście do życia, inne priorytety, niektóre wychowały się w wieku XX, niektóre w XXI, dzieli ich tak wiele. A jednak też wiele łączy. To historia o sile walczenia o swoje, o sile przyjaźni i więzi rodzinnych, o szukaniu miejsca, w którym będzie nam po prostu dobrze. Bo każdy tego w życiu pragnie, prawda? Żeby było po prostu dobrze.
„tak czy inaczej, ani jego czarność, ani homoseksualność nie są wynikiem świadomych decyzji politycznych, pierwsze zostało zdeterminowane genetycznie, a drugie stanowi psychiczną i psychologiczną predyspozycję
i tam właśnie powinny one pozostać, nie jako obiekt zainteresowań intelektualnych czy przedmiot aktywistycznych działań
tylko jako przepisy”
Wydźwięk uniwersalny książki dotyczący każdej kobiety na świecie jest tutaj najgłośniejszy. Jednak oczywiście, ze względu na kolor skóry bohaterek, czytelnik znajdzie tu też wiele o problemach z jakimi czarne kobiety borykały się w przeszłości i z jakimi borykają się teraz. Jak kiedyś, jeszcze za czasów segregacji rasowej, wyglądało ich życie, jak byli separowani od reszty, od białego społeczeństwa. Jak biali podchodzi do nich, jak przyjmowano mieszane rasowo związki. Jak sytuacja wygląda teraz, jak czarnoskórym kobietom ciężko wywalczyć karierę taką, jaką mają kobiety białe. To wszystko jednak nie jest przedstawione nachalnie, raczej gdzieś przy okazji wspomniane tak, by w czytelniku wzbudzić temat do zastanowienia się, do przejrzenia na oczy.
„widzisz, Megan, mam doświadczenie dyskryminacji kobiet z pierwszej ręki, dlatego po tranzycji zostałam feministką, intersekcjonalną feministką, bo tu nie chodzi tylko o płeć, ale też o rasę, seksualność, klasę społeczną i inne przecinające się uwarunkowania, według których żyjemy, chociaż rzadko i tym myślimy”
Podsumowując, książka Bernardine Evaristo „Dziewczyna, kobieta, inna” to książka mądra i ważna. Napisana w zachwycającym, oryginalnym stylu, opisująca indywidualne historie kobiet, które jednak mają bardzo uniwersalny wydźwięk. Wskazują na to co ważne – by być razem, by akceptować drugiego takim jakim jest, bo przecież każdy człowiek na ziemi chce po prostu dobrze, godnie żyć. Jestem tą powieścią oczarowana, na pewno emocje towarzyszące lekturze na długo ze mną zostaną. To jest naprawdę piękna, dobra literatura.
„znikają dekady oddzielnego istnienia
tu nie chodzi o to, żeby coś czuć, żeby mówić
tylko być
razem.”
PS. Koniecznie przeczytajcie kilka słów od tłumaczki zamieszczone na samym końcu książki – to ledwie trzy strony, a dobrze opowiadają o trudach i pułapkach, a i rozwiązaniach na jakie zdecydowała się Aga Zano przy tłumaczeniu.
 
Moja ocena: 9/10
 
Za możliwość zapoznania się z lekturą dziękuję Wydawnictwu Poznańskiemu!

kwietnia 28, 2021

"Greenwich Park" Katherine Faulkner - zapowiedź patronacka

"Greenwich Park" Katherine Faulkner - zapowiedź patronacka

 
Dokładnie za trzy tygodnie, 19 maja, swoją polską premierę będzie miał debiut literacki Katherine Faulkner, thriller psychologiczny pt. "Greenwich Park". Ja miałam okazję czytać książkę przedpremierowo i spodobała mi się na tyle, że napisałam dla niej rekomendację, którą znajdziecie na pierwszych kartach książki!

Helen Thorpe wiedzie idealne życie w Greenwich Park, jednej z najzamożniejszych dzielnic Londynu. Razem z Danielem, cenionym architektem i kochającym mężem, mieszkają w imponującym wiktoriańskim domu, mają grono zaufanych przyjaciół i z niecierpliwością wyczekują narodzin swojego pierwszego dziecka. Ale ta beztroska sielanka to tylko pozory. Gdy na zajęciach w szkole rodzenia Helen poznaje Rachel, energiczną i bardzo bezpośrednią samotną matkę, nie wie jeszcze, jaką rolę nowa znajoma odegra w jej życiu. Wkrótce Rachel, która jest w trudnej sytuacji życiowej, wprowadza się na jakiś czas do domu Thorpe’ów. Helen zaczyna niepokoić dziwne zachowanie nowej przyjaciółki. Odkrywa, że Rachel potajemnie przegląda ich laptop, natrafia też na dwuznaczne liściki. Kiedy Rachel znika bez śladu, w mediach pojawiają się informacje, że nie była tym, za kogo się podawała… Kto stoi za zniknięciem Rachel? Kim tak naprawdę była ta dziewczyna i dlaczego aż tak bardzo zależało jej na zbliżeniu się do rodziny Thorpe’ów? Szokujące odkrycia na zawsze zmienią życie mieszkańców Greenwich Park.

Brzmi ciekawie? Obiecuję, że jest! Fabuła wciąga i niepokoi tak, że ciężko książkę odłożyć. Narracja skupia się na trzech postaciach kobiecych, których życie pozornie toczy się normalnie, a jednak gdzieś tam małe elementy nie pasują. Autorka te małe puzzelki rozsypała po całej książce tak, że cały czas czytelnik wie, że coś jest nie tak, nie rozumie tylko dlaczego, przez co przez całą lekturę czuje się lekki niepokój. "Greenwich Park" to dobry debiut w gatunku thriller psychologiczny z nurtu domestic noir, który już teraz polecam Waszej uwadze! 


Autor: Katherine Faulkner
Tytuł: Greenwich Park
Tłumaczenie: Anna Rajca
Data premiery: 19.05.2021
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 384
Gatunek:  thriller psychologiczny

Książka dostępna jest już w przedsprzedaży!

kwietnia 27, 2021

"Małe sekrety" Jennifer Hillier

"Małe sekrety" Jennifer Hillier

 

Autor: Jennifer Hillier
Tytuł: Małe sekrety
Tłumaczenie: Katarzyna Bieńkowska
Data premiery: 12.11.2020
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 448
Gatunek: thriller psychologiczny
 
Jennifer Hiller to kanadyjska autorka sześciu thrillerów. Na polskim rynku do tej pory ukazały się jej dwa ostatnie tytuły, a „Małe sekrety” było tą książką, dzięki której polscy czytelnicy mogli się z nią zapoznać po raz pierwszy. Autorka na rynku amerykańskim pojawiała się w 2011 roku, a jej piąta powieść „Ty będziesz następna” zdobyła Thriller Award i pojawiała się na krótkiej liście do Anthony and Macavity Award.
 
Historia „Małych sekretów” rozpoczyna się pewnego grudniowego dnia. Marin razem ze swoim 4letnim synkiem Sebastianem robią ostatnie świąteczne zakupy na Pike Market Place, miejscu, które w dzień jak ten jest pełen ludzi. Gdy kobieta zajęta jest odpisywaniem na wiadomość męża, Sebastian nagle znika. Marin nie może go nigdzie znaleźć, w końcu wezwana zostaje policja. Z nagrań wynika, że chłopczyk został porwany przez człowieka, który był ubrany w strój Świętego Mikołaja. Świat Marin i jej męża Dereka rozbija się na milion kawałków… Po szesnastu miesiącach chłopca nadal nie odnaleziono. Marin, mimo rozpaczy, nie porzuca jednak nadziei. Od pewnego czasu pracuje dla niej detektyw, który właśnie odkryła coś nowego… Niestety, nie dotyczy to Sebastiana, a jej męża Dereka. Okazuje się, że mężczyzna od kilku miesięcy ma romans z dużo młodszą kobietą. Czy to znaczy, że Marin straci ostatnią cząstkę swojej rodziny? Czy pozwoli na to, by nie został jej już nikt? A może stanie do walki o to, co jeszcze niedawno było jej całym światem? Jak daleko będzie w stanie się posunąć, by zatrzymać Dereka przy sobie?
 
Książka składa się z prologu i czterech części rozdzielonych na 34 rozdziały. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu teraźniejszego z punktu widzenia Marin i kochankę Dereka - McKanzie, jednak to ta pierwsza odgrywa tu najważniejszą rolę. Styl powieści jest prosty, zdania krótkie, opisujące myśli i odczucia bohaterek, przez co czytelnik zaznajamia się z podejściem dwóch stron.
 
Książkę można by podzielić na dwie części – pierwsza raczej nie wpisuje się w gatunek thrillera, to raczej dramat rodzinny – obserwujemy codzienne zmagania Marin, jak radzi sobie z nieobecnością syna, co robi by przetrwać. Towarzyszymy jej przy zwyczajnych codziennych czynnościach jak praca w jej salonie fryzjerskim czy spotkania z przyjacielem Sal i grupą wsparcia dla rodziców dzieci zaginionych. Akcja jest niespecjalnie dynamiczna, raczej skupia się na przedstawieniu postaci i jej przeżyć emocjonalnych. Dopiero gdzieś tam w drugiej połowie książki wydarzenia ruszają do przodu, akcja bardziej dopasowuje się do gatunku, do którego przypisana została książka. Robi się mocniej zagmatwana, pojawia się jakaś zagadka kryminalna, która wzbudza w czytelniku zaciekawienie. Sporo też jest emocji, poczynając od zaintrygowana aż po kilka wzruszeń. Mocno więc widoczna jest różnica w rozłożeniu akcji, pierwsza część, choć konieczna by w pełni zrozumieć bohaterkę, trochę się ciągnie, trochę nudzi, jednak druga wynagradza to, co czytelnik odczuwał przy pierwszej, wciąga i dostarcza dużo wrażeń.
 
Jeśli chodzi o bohaterki, to myślę, że postać Marin oddana jest całkiem dobrze. To zrozpaczona matka, której dziecko zaginęło, która tkwi w zawieszeniu, bo nie wie, czy jej synek jeszcze żyje czy nie. Codziennie czeka na wiadomość, a każda sytuacja, która wydaje się prowadzić do nowych informacji powoduje w niej przerażenie i maksymalny stres – w końcu Marin ciągle czeka na najgorsze wieści, których żaden rodzic nie chciałby otrzymać. Żyje więc w zawieszeniu, niepewna czy ma jeszcze po co żyć, czy już nie. Doprowadzona jest na skraj wytrzymałości, skaj załamania, więc informacja o romansie męża działa na nią jak płachta na byka – Marin w końcu ma sprecyzowane źródło swojego gniewu i wszystkich złych, wyniszczających uczuć. Po szesnastu miesiącach zawieszenia, kiedy jej jedynym zadaniem było czekać, teraz ma cel – wyeliminować McKanzie z życia jej męża. Na tym skupia swoje siły, swoje myśli, to coś, co skutecznie może odciągnąć jej uwagę i ukierunkować gniew.
 
Poza Marin dużą uwagę czytelnika skupia też McKanzie – to młoda dziewczyna, studentka malarstwa, kelnerka, która ledwo wiąże koniec z końcem – sama musi opłacać mieszkanie, studia i jeszcze dom opieki dla matki. Ewidentnie też widać, że należy do całkiem innego pokolenia niż Marin – jej telefon przyklejony jest do ręki, Instagram to jej drugie życie, a może i pierwsze, bo o profil dba bardziej niż o przyjaciół. To dosyć zagadkowa postać, wydaje się dumna, ale i zakochana, z drugiej jednak strony przecież nie może być całkiem dobrą osobą, skoro wdała się w romans z żonatym mężczyzną, którego dziecko zostało porwane. Narrator tej postaci nie poświęca tyle czasu co Marin, więc dużo trudniej jest ją rozgryźć.
 
Oczywiście nie można zaprzeczyć, że książka wiarygodnie oddaje uczucia matki, której dziecko zostało odebrane. To trudny temat, który tu jest dosyć obszernie przedstawiony, widzimy z jakimi myślami, pokusami Marin na co dzień się boryka, jak krucha jest jej psychika po tylu miesiącach oczekiwania na wieści. Bo przecież najgorsze jest nie wiedzieć. Żyć w zawieszeniu, czekając na coś, co nie jest w ogóle zależne od nas. Nie móc ruszyć do przodu, zamknąć rozdziału, by rozpocząć nowy. Tu dobrze widać, że najgorsza prawda jest lepsza od życia w niewiedzy.
 
Podsumowując, „Małe sekrety” to książka dosyć nierówna. Pierwsza część trochę mnie wynudziła, wydaje mi się, że uczucia Marin można było przedstawić trochę mniejszym nakładem stron. Druga połowa jest jednak bardzo dobra – i wzbudza dużo emocji, i przedstawia problemy poruszane w powieści w mądry sposób, a intryga kryminalna naprawdę zaskakuje. Finalnie więc lektura pozostawia po sobie na tyle dobre wrażenia, że z pewnością sięgnę po polską kwietniową premierę wcześniejszej książki autorki pt. „Ty będziesz następna”.
 
Moja ocena: 7/10
 
Za możliwość zapoznania się z lekturą dziękuję Wydawnictwu Muza!

Książka dostępna jest też w abonamencie 

kwietnia 26, 2021

"Rośliny przede wszystkim" Tracy, Dana, Lori i Corky Pollan

"Rośliny przede wszystkim"  Tracy, Dana, Lori i Corky Pollan

 

Autor: Tracy, Dana, Lori i Corky Pollan
Tytuł: Rośliny przede wszystkim
Tłumaczenie: Dorota Gruszka
Data premiery: 10.03.2021
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 274
Gatunek: książka kulinarna
 
Mój blog z założenia miał łączyć moje dwie pasje – czytanie i gotowanie. Mimo że ostatnio niewiele opowiadam Wam o tym drugim, to jednak pasji do dobrego jedzenia nie straciłam, codziennie gotuję i szukam nowych inspiracji. Dlatego też marcowa nowość Wydawnictwa Znak mocno przyciągnęła moją uwagę. „Rośliny przede wszystkim” to książka kucharska idealnie wpisująca się w moją ideologię codziennej diety, gdzie z mięsa nie rezygnuje się całkowicie, a jednak funkcjonuje ono na dalszym planie i nie pojawia się na talerzu codziennie. Mięso jest dodatkiem, a warzywa i produkty pełnoziarniste podstawą. I właśnie takie kulinarne propozycje znajdziemy w tej książce. Dzięki niej nawet dowiedziałam się, że istnieje nazwa na kogoś, kto żywi się w taki sposób jak ja – a mianowicie jestem fleksitarianką!
„Ta książka nie jest ponurym atakiem na mięso, to raczej ekstatyczna pochwała roślin.”
„Rośliny przede wszystkim” to książka kucharska pióra kobiet z rodziny Pollan, matki i sióstr Michaela Pollana, amerykańskiego dziennikarza środowiskowego promującego zdrowe odżywianie i przedstawiającego kulturowo-socjalny wpływ żywienia na środowisko. I to właśnie jego wstęp znajdziemy na pierwszych kartach tej książki. Warto go przeczytać, autor mądrze opowiada o podejściu do diet i żywienia, a także o funkcji warzyw jaką na talerzach pełniły przez lata. Oczywiście jako że autorzy tej publikacji są rodziną amerykańską, to i książka jest tą kulturą przesiąknięta, choć muszę przyznać, że wydawca postarał się o to, by i polski czytelnik wyciągnął z tej książki najwięcej jak to możliwe i np. gdy mowa o szukaniu lokalnych dostawców specjalizujących się w produkcji żywności bio czy eko jesteśmy odsyłani do polskich stron internetowych, na których takowe informacje znajdziemy. Widać więc, że książka nie została po prostu bezmyślnie przetłumaczona, a w jej polską wersję wydawca włożył też sporo pracy.
 

Dlaczego tak podkreślam amerykańskość autorek? Bo w przepisach da się to odczuć. To co dla nich jest podstawą w spiżarce, dla nas niekoniecznie jest tym produktem, który zawsze jest w domu. Kilka przepisów więc na pewno na tej podstawie odrzuciłam, choć naprawdę było ich tylko kilka – dużo znajdziemy tu przepisów, które tak jak amerykańskie autorki, tak i my możemy uznać za te podstawowe, do zrobienia z tego, co zawsze jest pod ręką. A to się ceni, bo przecież w codziennym jadłospisie sięgamy po to co łatwo dostępne, a nie po to, do zrobienia czego musimy przebiec pół miasta w poszukiwaniu produktu. Według mnie więc, w książce znajdziemy dużo fajnych, łatwych i szybkich pomysłów na codzienne posiłki.
 

Przyjrzyjmy się książce z bliska. O treściwym wstępie już wspomniałam. Po nim dostajemy wprowadzenie, czyli kilka ogólnych słów od autorek i przybliżenie postaci każdej z nich – krótko o tym jak postrzegają jedzenie i jak żywią się na co dzień. Rozdział pierwszy zatytułowany jest „Jak korzystać z tej książki” i w nim znajdziemy nie tylko wytłumaczenie oznaczeń przepisów (jak ikonki wegańskie, wegetariańskie, bez laktozy, bezglutenowe i szybkie), ale też wiele ciekawych porad – jak wybierać mięso i warzywa do zakupu, na co zwracać przy tym uwagę, co trzymać w spiżarni, w jakie podstawowe narzędzia kuchnię zaopatrzyć, kilka uniwersalnych porad kulinarnych, a także sposoby jak uratować nie całkiem udane danie 😊 Wszystko to zajmuje raptem 15 stron, a wiedzy przydatnej jest sporo.
Pozostałe 10 rozdziałów to jest stricte przepisy kulinarne podzielone na działy takie jak: coś na ząb, sałatki, zupy, kanapki, dania główne z warzyw, dania główne z ryb, z mięsem, dodatki i desery. Każdy z przepisów opatrzony jest jedno czy dwuzdaniowym wstępem, oznaczony wspomnianymi ikonkami, zaznaczona jest też liczba porcji i czas potrzebny na jego przygotowanie. 

Do tego większość przepisów opatrzona jest pięknymi, kolorowymi zdjęciami, które przedstawiają faktycznie to, jak potrawa finalnie będzie wyglądać!
 

Wizualnie więc książka prezentuje się naprawdę pięknie, wydana jest solidnie i przejrzyście. A jak z przepisami? Jak wspomniałam ja znalazłam tu wiele inspiracji – kilka ciekawych zup, wege makaronów, trochę propozycji na aromatycznego kurczaka i oczywiście smaczne ciasta 😊 Co fajnie, to fakt, że to faktycznie są takie domowe i szybkie kulinarne propozycje, które można przygotować w pół godziny z produktów, które są pod ręką. Na pewno niedługo coś z tej książki przetestuję, bo zaznaczonych przepisów mam sporo!
„Nigdy nie było tak dobrego czasu dla warzyw – ani lepszego czasu, by zajęły centralne miejsce na naszych talerzach.”
Podsumowując, „Rośliny przede wszystkim” to bardzo fajna książka kulinarna, dla tych, którzy może nie chcą całkiem rezygnować z mięsa w diecie, ale jednak wiedzą, że zdrowo (i ekologicznie!) jest ten produkt ograniczać. Wydana jest ładnie, starannie i przejrzyście, przepisy są dobrze napisane, więc każdy laik powinien sobie z przygotowaniem posiłku poradzić. Na pewno w tej książce widać, że została napisana prze amerykanki, ale myślę, że i polski czytelnik może z niej wyciągnąć wiele fajnych i szybkich pomysłów na codzienne posiłki dla całej rodziny.
 
Moja ocena: 8/10
 
Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję Wydawnictwu Znak!

kwietnia 26, 2021

"Kurs na śmierć" Wojciech Wójcik - patronacka recenzja przedpremierowa

"Kurs na śmierć" Wojciech Wójcik - patronacka recenzja przedpremierowa

 

Autor: Wojciech Wójcik
Tytuł: Kurs na śmierć
Data premiery: 27.04.2021
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 696
Gatunek: kryminał
 
Wojciech Wójcik na polskim rynku książki istnieje od pięciu lat – autor debiutował w roku 2016 kryminałem / powieścią sensacyjną pt. „Nikomu nie ufaj”. Od tego czasu do „Kursu na śmierć” opublikował jeszcze 6 innych powieści, z których każdą można nazwać małą cegiełką – w jego dorobku nie znajdzie się książka, która liczy mniej niż 500 stron. Ja miałam jak na razie okazję czytać tylko dwie książki jego pióra, choć nie ukrywam, że tytuły z 2020 – „Dziedzictwo von Schindlerów” oraz „Himalaistka” ogromnie mnie ciekawią! Na pewno sięgnę po nie w przyszłości jak tylko uda mi się wygospodarować nieco więcej czasu.
Autor prywatnie mieszka w Warszawie, interesuje się turystyką górską i żeglarstwem, a czas wolny spędza na rowerze podróżując po Podlasiu. Wszystkie te zainteresowania skrzętnie wykorzystuje w swoich powieściach.
 
Fabuła „Kursu na śmierć” zaczyna się w momencie, gdy komendant Akademii Szkolenia Policji w Legionowie Cezary Majchrzak ratuje spód kół pociągu pewną młodą pijaną dziewczynę. Miesiąc później podczas obchodów Święta Policji w lipcu ten sam komendant na terenie ośrodka szkoleniowego popełnia samobójstwo. Ale czy na pewno? Szybko wychodzi na jaw, że w śmierć Czarka mogą być zamieszane osoby trzecie. Kiedy trzy tygodnie później dochodzi do ponownego dziwnego, budzącego wątpliwości samobójstwa – Olgi Burzyńskiej, nauczycielki akademickiej, która prawdopodobnie miała romans z Czarkiem, policja postanawia przyjrzeć się sprawie dokładniej. Do Warszawy ściągnięty zostaje młody zdolny śledczy Paweł Łukasik, który trzy lata temu został wysłany na prowincję za karę – jest zdolny, ale porywczy. Towarzyszyć ma mu Kazimierz Ciołkosz, który w całej komendzie uznawany jest za ostatnią ofermę. Panowie zaczynają więc swoje śledztwo, w którym pomagać będzie im też Agnieszka, kursantka, która znalazła ciało Majchrzaka. Co odkryją? Dlaczego ktoś zabił tę dwójkę? Podejrzanych brakuje, a same ofiary okazują się nie tak kryształowo czyste jak z początku mogło się wydawać…
 
Książka składa się z nienumerowanych rozdziałów, które oznaczone są datą i miejscem akcji. Akcja powieści toczy się od końca czerwca do początku października. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, głównie obserwuje naprzemiennie Agnieszkę i Pawła. Narrator jest wszechwiedzący – opowiada nam nie tylko o wydarzeniach, ale i o myślach bohaterów. Styl powieści jest prosty i dosadny, dialogi żywe, niepozbawione wulgaryzmów, często mocne i agresywne, co jednak jest dobrze uzasadnione przez okoliczności i postacie. Narracja prowadzona jest uważnie, akcja nie pędzi szaleńczo do przodu a systematycznie, tak jak śledztwo, brnie na przód. Mimo to książkę czyta się naprawdę szybko, fabuła wciąga tak, że nie zauważa się upływu stron. Ja całość przeczytałam w półtora dnia!
 
Akcja powieści toczy się w środowisku stricte policyjnym – mamy tu i tych z wieloletnim stażem, i tych, którzy dopiero się szkolą, by w przyszłości przystąpić do służby. Nie jest to środowisko miłe – z początku może wydawać się, że jest potraktowane nieco stereotypowo – kobiety nie mają tu lekko, a mężczyźni w większości są opryskliwi, wrogo nastawieni, niespecjalnie inteligentni i pełni uprzedzeń. Są to tylko jednak pozory, które ostatecznie okazują się mieć dobre uzasadnienie przy każdej z tych postaci.
Oczywiście nie wszyscy są tutaj źli – główni bohaterowie: Paweł i Agnieszka, wyróżniają się na tle innych. On w końcu ułożył sobie życie, ma do kogo wracać, więc zależy mu żeby śledztwo zakończyć jak najszybciej. Jest otwarty na ludzi, wstrzymuje się od osądów, acz wszystko uważnie obserwuje. Agnieszka z kolei to postać, dla której tak naprawdę przeczytałam całą książkę w tak krótkim czasie – to intrygująca młoda kobieta, taka trochę fajtłapa, zawsze ostatnia, mniej sprawna fizycznie od pozostałych kursantów. Zawsze trzyma się z boku, niekoniecznie z własnego wyboru. Cicha, spokojna, raczej lepiej pasowałaby na księgową niż policjantkę. Dlaczego zatem zdecydowała się na ten zawód? I jak potoczą się jej losy w Akademii? Szczerze przyznam, że na rozdziały jej poświęcone czekałam z wypiekami na twarzy, coś ta postać ma w sobie takiego mocno przyciągającego, choć nie umiem dokładnie sprecyzować co. Niemniej jednak ogromnie chciałabym poczytać o jej dalszych losach!
Ciekawą postacią jest też tymczasowy partner Pawła – Kazik, stary kawaler napiętnowany przez swoją sławną w policji matkę. Cały komisariat się z niego śmieje, uważa go za ciamajdę i niespecjalnie lotnego człowieka. Jednak Paweł dostrzega w nim coś, czego inni nie potrafią, daje ma szansę pokazać co potrafi podczas tego śledztwa. Czy słusznie?
 
Akcja powieści toczy się na spokojnych, fajnych terenach – nie w środku miasta, a w otoczeniu lasu, jeziora i tym podobnych uroków natury. W kontraście do przyrody świat w powieści przedstawiony nie jest taki piękny – raczej mroczny, brutalny, pozbawiony dobrych uczuć. To trudny świat, trochę taki niepozostawiający nadziei. Z początku okoliczności przyrody trochę odciągają naszą uwagę, jednak im dalej w lekturę, tym mocniej kontrast jest widoczny.
 
Intryga kryminalna jest tu świetnie przemyślana i dopracowana. Jak już wspomniałam, akcja nie toczy się tu w zawrotnym tempie, raczej powoli sunie na przód, a każdego kolejnego dowodu, każdego kolejnego punktu zaczepienia nasi bohaterowie muszą z mozołem szukać. Dynamiki dodają nieco rozdziały poświęcone życiu w Akademii i to po części dzięki nim ta książka wyróżnia się na tle pozostałych dostępnych na rynku kryminałów. W końcu nieczęsto zdarza się osadzenie akcji w takim miejscu! Czytelnik ma okazję przyjrzeć się jak wygląda szkolenie przyszłych policjantów, jakie mają zajęcia i obowiązki. To była naprawdę fascynująca część lektury!
Rozwiązanie intrygi kryminalnej oczywiście mnie zaskoczyło, tym mocniej, że przez całą powieść nie za bardzo potrafiłam wysunąć własnych hipotez. Muszę przyznać, że to, jak autor pospinał wszystkie wątki, jak uzasadnił wcześniejsze zachowania postaci, to po prostu majstersztyk! I mimo że podczas lektury miałam mieszane odczucia co do wątków dotyczących tego mrocznego policyjnego świata i różnych dewiacji, odchyleń i wulgaryzmów, tak ostatecznie widzę, że wszystko miało tu sens, było po prostu niezbędne do sprawnego rozwiązania całej intrygi. Zakończenie naprawdę robi wrażenie!
 
Nie będę już zdradzać nic więcej, mam nadzieję, że tyle przekona Was, by po ten tytuł sięgnąć. Nie jest to oczywiście książka pozbawiona wad, jednak ze względu na fajne postacie, rzadko spotykane miejsce akcji i rewelacyjne zakończenie naprawdę warto się jej przyjrzeć. Gwarantuję, że nie zauważycie kiedy przeczytacie te 700 stron! Ja ostatecznie jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona i na pewno w przyszłości sięgnę po kolejne (i poprzednie) książki autora.
 
Moja ocena: 7/10
 
Za możliwość zapoznania się z lekturą przedpremierowo oraz objęcia jej swoim patronatem medialnym dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!

Książka dostępna jest też w abonamencie