maja 19, 2020

"Żywica" Ane Riel


Autor: Ane Riel
Tytuł: Żywica
Tłumaczenie: Joanna Cymbrykiewicz
Data premiery: 21.01.2020
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 280
Gatunek: thriller

Ane Riel to duńska pisarka, która na swoim koncie ma już trzy powieści. Debiutowała w 2013 roku, dwa lata później wydała „Żywicę”. Rok temu w 2019 roku na duńskim rynku ukazała się jej trzecia książka i mam ogromną nadzieję, że wydawnictwo zdecyduje się, by i ten tytuł wydać w Polsce.
Proza pisarki jest bardzo oryginalna. Cechuje się dziwnością, częstym sięganiem do mrocznych, pokręconych straumatyzowanych umysłów. Jednocześnie jej bohaterowie przedstawieni są z empatią i zrozumieniem. To książki, biorąc za przykład „Żywicę”, które na pewno mocno wyróżniają się na rynku czytelniczym, pozostające na długo w pamięci.
„Żywica” jak na razie jest najgłośniejszym tytułem Riel – została wydana w 26 krajach, zebrała sporo ciekawych i poważanych skandynawskich nagród literackich, a nawet rok temu powstał na jej podstawie film o tym samym tytule. Książka zrobiła i na mnie spore wrażenie, dawno nie czytałam nic tak pokręconego, mrocznego, a zarazem przedstawionego tak zwyczajnie, bez emocjonalnego nacechowania.

Historia „Żywicy” toczy się na duńskiej fikcyjnej wysepce, która kształtem przypomina ciało człowieka – ma część główną, na której ulokowane jest miasteczko, wąski przesmyk nazywany Szyją oraz Głowę, na której żyje jedna rodzina - Haarder. Dziadek Liv, 9letniej dziewczynki, był stolarzem, a gdy zmarł biznes ten przejął jego młodszy syn, Jens, ojciec Liv, a nawet go poszerzył – posadził na Głowie choinki, by co roku w okresie bożonarodzeniowym je sprzedawać. Niestety od kilku lat biznes podupada, Jensa coraz mniej widać na głównej części wyspy. Razem ze swoją rodziną mocno się izoluje, w końcu zjawia się na wyspie, by zgłosić śmierć swojej córki – wszystko wskazuje na to, że dziewczynka utopiła się w morzu. Jednak czy na pewno? Co tak naprawdę dzieje się z Liv? Co dzieje się na Głowie? Dlaczego nikt z mieszkańców tym się nie interesuje? Czy w ogóle na interwencję nie jest już za późno?
„Nie wiem, czy nasze życie nazwać bajką czy dreszczowcem. Może po trosze jednym i drugim? Mam nadzieję, że dostrzeżesz jego baśniowość.”
Książka składa się z kilkunastu tytułowanych rozdziałów. Część z nich przedstawiona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego z punktu widzenia Liv, część w narracji trzecioosobowej opowiada ogólnie o historii i wydarzeniach z wyspy. Całość poprzetykana jest listami spisanymi dla Liv przez jej matkę. Styl powieści jest oszczędny, spokojny i dosyć neutralny, stojący w mocnym kontraście do tego, o czym opowiada.

Akcja powieści toczy się powolnym, spokojnym rytmem. Czytelnik powoli poznaje całą historię rodziny, sam może pokusić się na ich podstawie do wyciągania wniosków i odkrywania motywacji głównych bohaterów. A nie są to zwyczajny bohaterowie. Ojciec Liv to człowiek głęboko zaburzony, który w odosobnieniu pogłębia się coraz mocniej w szaleństwie. Nikt nie interweniuje, jego żona, matka Liv wspiera go w jego wymysłach, a Liv, jako że od początku wychowywana jest w taki sposób, również odosobniona, bez kontaktu ze światem zewnętrznym, uważa wszystko za coś całkowicie normalnego. I właśnie to jest najbardziej przerażające – to jak łatwo młody umysł przekonać do swoich racji, nauczyć żyć w taki, a nie inny sposób.
„Od tej pory las był najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Rozumiała, że wszystko powraca. Że kolory po sobie następują: począwszy od jasnozielonego po ciemnozielony, ogniście czerwony po złotobrązowy aż do najczarniejszej czerni. Gleby. Że ziemia musi mieć co jeść, by wypuścić do światła nowe życie. Że po ciemności następuje jasność, po której nadchodzi mrok. Że serca odrastają.”
Rodzina Haarder żyje w zgodzie z naturą. Przy ich skromnym domku rośnie piękny gęsty las pełen zwierząt. Dalej są wrzosowiska, plaża i morze. Ojciec Liv, tak jak wcześniej jego ojciec, uczy ją miłości do lasu, polowań i wykorzystywania wszystkiego, co inni uznają za śmieci. Przez to też zbiera wszystko to, co inni wyrzucają. Tak rozpoczyna się jego zbieractwo, choroba, która z roku na rok coraz mocniej postępuje. Niekontrolowana, a wręcz pobłażana prowadzi do fatalnej katastrofy, a jedyna osoba, która się temu sprzeciwiła, kończy marnie. Coś, co kiedyś mogło być nazywane skromnym życiem w otoczeniu natury, teraz przerodziło się w coś monstrualnego, chorego, przerażającego. Powieść w surowy, ale też bardzo głęboki sposób ukazuje jak postępuje choroba bohatera, odsłania jego skażony umysł. To naprawdę ciekawe studium psychologicznego zatracenia bohatera, a zarazem jego żony i córki, które niejako pozbawione są swojej woli, całkowicie podporządkowują się Jensowi.
„Jens odczuwał wręcz odpowiedzialność za zachowanie rzeczy, których wartości inni nie doceniali. I radość, więź uczuciową z każdym przedmiotem. Ta więź go stymulowała, a próby jej zerwania wykańczały. Czy nawet napełniały lękiem.”
Powieść oczywiście zmusza do wielu refleksji, zadawania pytań nad motywacjami i powodami zachowania głównego bohatera. Co doprowadziło do jego zatracenia? Czy faktycznie jedna nieprzepracowana trauma może doprowadzić do takiej tragedii? Gdzie był ten punkt graniczny, po przekroczeniu którego bohater nie ma już odwrotu do normalnego życia? Gdzie są granice miłości, a gdzie szaleństwa?

Nie chcę za dużo zdradzać z lektury, ale też dawno nie miałam tak, że w sumie powieść wzbudza tyle emocji, że wręcz nie wiem co napisać. Może dalej jestem w lekkim szoku, po szaleństwie, które zostało tam przedstawione. To na pewno książka inna niż wszystkie, mocna, mroczna, dająca do myślenia. Skala choroby psychicznej i jej następstw, kiedy rozrasta się w sposób niekontrolowany jest wręcz nie do pojęcia. Podziwiam autorkę za to, że tak straszną historię przedstawiła w tak zwyczajny, neutralny i naturalny sposób. Naprawdę robi wrażenie.

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz