listopada 30, 2024

"Sues Dei" Jakub Ćwiek

"Sues Dei" Jakub Ćwiek

Autor: Jakub Ćwiek
Tytuł: Sues Dei
Data premiery: 09.11.2024
Wydawnictwo: Pulp Books
Liczba stron: 328
Gatunek: powieść kryminalna / sensacyjna
 
Jakub Ćwiek już w przyszłym roku będzie świętował dwudziestolecie na polskim rynku książki! Debiutował w 2005 roku zbiorem opowiadań “Kłamca”, pierwsza powieść pojawiła się dwa lata później. Gatunkowo autor trzyma się głównie fantastyki, choć zdarza mi się też od czasu do czasu wychodzić z tej strefy komfortu. I dobrze, bo tak powstały rewelacyjne powieści jak “Szwindel” (recenzja - klik!) czy “Topiel” (recenzja - klik!), jak i nieco bardziej sensacyjne książki z cyklu Drelich. Teraz do grona tych tytułów dołącza “Sues Dei”, który jest połączeniem powieści kryminalnej z sensacyjną, jak i niewielkim dodatkiem humoru - to humor abstrakcyjny, przywodzący mi na myśl stare angielskie filmy kryminalno-gangsterskie, coś takie jak tworzył Guy Ritchie. Humor zresztą nie wziął się tu z niczego - autor poza tworzeniem powieści jest również komikiem, a także od 2023 roku wziął się za wydawanie książek - tak powstało wydawnictwo Pulp Books. Warto też wspomnieć, że jest miłośnikiem popkultury, czemu również dał wyraz w tej książce.
 
Czasy współczesne, Podlasie. Do parafii w Martwiejowicach przyjeżdża nowy ksiądz, młody wikary Grzegorz Kowalczyk, któremu marzy się sława w sieci, nic więc dziwnego, że największym jego lękiem jest aktualnie kwestia zasięgu internetu na tej wsi położonej pośród niczego, do której został zesłany. Jednak już po przekroczeniu progu plebanii okazuje się, że to najmniejszy z jego problemów - powitanie jakie zgotował mu proboszcz zostanie w jego pamięci na zawsze! Oj, nie będzie miał ksiądz Grzegorz łatwo w nowym miejscu... W tym samym czasie w drodze do sanktuarium w Martwiejowicach jest autokar pełen starszych osób, pielgrzymów. Niestety nie docierają do celu - z autokaru zaczyna się dymić, w środku nagle znajduje się trójka kryjących się za kominiarkami oprychów, którzy w sposób bardzo brutalny kradną wszystko co pielgrzymi mają przy sobie. Czy naprawdę ktoś połasił się na te kilka pierścionków i parę banknotów z portfeli? Śledztwo rozpoczyna policja, a także jedna z córek napadniętych, która o tropieniu przestępców też co nieco wie… Kto pierwszy ich znajdzie?
 
Książka rozpisana jest na trzy części i epilog, które w sumie składają się na 48 króciutkich rozdziałów. Muszę również wspomnieć o tym, iż na samym końcu książki jest spis wraz z krótką charakterystyką i zdjęciami osób, które przy tej książce pracowały, co jest naprawdę miłym akcentem. Ale wróćmy do powieści. Narracja prowadzona jest naprzemiennie z perspektywy kilku postaci w trzeciej osobie czasu przeszłego. Styl powieści jest lekki, niewymuszony, a mimo iż książka komedią nie jest, to jednak zawiera w sobie humor - specyficzny, lekko uszczypliwy, usiany nawiązaniami do popkultury, zawarty nie tylko w dialogach, ale i wewnętrznych przemyśleniach postaci, często oparty na zasadzie oryginalnych porównań. Czyta się szybko i lekko, przyznaję, że bawiłam się rewelacyjnie!
“Dopiero gdy na dźwięk silnika gospodyni uniosła się niczym spłoszona surykatka, Glorka dostrzegła koło niej dwa wiadra. Co ona robi? Myje żwir?!”
Kreacje postaci również warte są uwagi. Podobało mi się, jak odważnie autor potraktował kreacje trzech księży - w końcu wikłanie religii w powieść kryminalną zawsze może okazać się problematyczne, zresztą ostatnio postacie księży zostają pokazane w tylko jeden sposób, a Jakub Ćwiek łamie tutaj ten schemat. Jest proboszcz, jest wikary i ksiądz na emeryturze. Proboszcz ma bardzo silny charakter i bardzo silne przekonania, a jego przywiązanie do parafii, do mieszkańców tej małej wioski jest ogromne. Wikary z kolei przedstawia młode pokolenie. To mężczyzna jeszcze nie do końca w charakterze ukształtowany, który z jednej strony poddaje się pod wpływ osób od niego psychiką silniejszych, ale jednocześnie on sam żeruje na słabszych. Poprzez tę postać autor przedstawia pewien problem i robi to znowu w sposób mocno nieszablonowy. Jest i ksiądz emerytowany, chyba najbardziej komediowa postać w całej tej powieści, choć jest to trochę taki śmiech przez łzy - to człowiek ewidentnie potrzebujący specjalistycznej opieki, której nikt mu nie zapewnił, zamiast tego jest problemem proboszcza i jego gosposi.
Oczywiście nie tylko księża są bohaterami tej powieści, jest jeszcze młoda dziewczyna żyjąca w Martwiejowicach, jak i Rebeka, kobieta w okolicy 50-tki, która wikła się w prywatne śledztwo. I ta postać wypada równie ciekawie co księża, choć w jej przypadku nie da się powiedzieć, że takiej bohaterki jeszcze nie było, gdyż łączy w sobie elementy znane. Wizualnie prezentuje się groźnie ze względu na dużą ilość tatuaży, charakter ma jednak bardziej skomplikowany. Pozornie to twarda babka z silnym kręgosłupem moralnym - to nie znaczy wcale, że zawsze przestrzega prawa, a raczej to, że walczy w imię słabszych, czasami nawet za wszelką cenę. Ma skomplikowaną przeszłość pełną uzależnień - nie od używek, ale od ludzi, co mocno wpłynęło na to, kim jest teraz, a i pośrednio na to, że w ogóle angażuje się w to śledztwo.
“Zaczniesz się poświęcać coraz bardziej i bardziej. A im będzie ci trudniej związać koniec z końcem, tym bardziej zaczniesz zapominać, że jesteś kimś więcej niż tylko matką swojego syna. Nie znajdziesz czasu na nic poza życiem dla niego. I może właśnie przez to zaczniesz go trochę nie lubić albo trochę obwiniać. Ale nawet jeśli nie, to przyjdzie czas, że on dorośnie i odejdzie, a ty zostaniesz sama. Z dziurą w sercu i żalem, że cię zostawia, by żyć swoim życiem. Będziesz na siebie zła za ten żal, ale nic nie poradzisz. Bo nie będziesz miała nic innego.”
Oczywiście to nie koniec ciekawych kreacji, choć pozostałe to już raczej drugi plan. Podoba mi się jednak to, że autor nie traktuje swoich bohaterów w sposób oczywisty, a wręcz odwrotnie - raz po raz rzuca im nie lada wyzwanie.
 
Cała intryga kryminalna opiera się na wspomnianym napadzie na autokar, to wokół tej afery cały czas się kręcimy. Dzięki temu, że spoglądamy na historię z kilku perspektyw, obraz dostajemy pełny, nie znaczy to jednak, że zaskoczeń jest mniej. Autor bardzo umiejętnie kieruje fabułą, często zaskakuje, a dynamizm akcji sprawia, że tak naprawdę nie mamy kiedy zaczerpnąć tchu. Jak to w sensacji bywa, jest trochę pościgów, trochę strzelanek, ale znowu się powtórzę - nie są one prowadzone w sposób schematyczny, mają raczej taki charakter starych dobrych filmów robionych z pomysłem i smakiem.
“Człowiek to nie puzzel, że gdzieś pasuje albo nie.”
Oczywiście książka mimo tego, że warstwę rozrywkową ma wyraźną i dającą dużo frajdy, to niesie też sobą nieco więcej. Poza tematami już wspomnianymi dotyczącymi wykorzystywania innych i swego rodzaju współuzależnienia, które przez powieść przenikają, ale nie są tematami dominującymi, pojawia się także znane porzekadło “dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane”. Czy w imię dobra można czynić zło? Czy motywacja, intencja rozgrzesza sam czyn? Temat stary jak świat, ale ciągle będący bazą wielu dylematów. Jeden z nich autor zawarł właśnie w tej powieści.
 
Na koniec wspomnę jeszcze o małomiasteczkowym klimacie. Martwiejowice to wioska, w której wszyscy wszystkich znają, wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. W bardzo ciekawy, a zarazem prawdziwy sposób, autor pośród tej społeczności stawia kościół - to ich centrum, a proboszcz jest ich królem, ich przewodnikiem stada. Ciekawy obraz warty zgłębienia.
“- (...) kawa i śniadanie, Bóg zapłać.
- ”Bóg zapłać” to tylko jak na boskie zbieramy (...). Za swoje sprawy to każdy już sam powinien wynagradzać.”
Jakub Ćwiek w “Seus Dei” tworzy barwny obraz małej społeczności, w którą wnika kilka silnych charakterów. Czy te charaktery będą czynić zło czy dobro? W końcu mają siłę, by reszta poszła za nimi… Cała historia zawiera bardzo dużo ciekawych smaczków, ciekawych zagadnień przewijających się w tle, dla których przyznam, że chciałabym by powstała kontynuacja historii - choćby sama kreacja Rebeki zasługiwałaby na osobną powieść, zresztą nie ona jedyna. “Seus Dei” to dobrze wykreowany świat, który przede wszystkim niesie kilka dobrych godzin solidnej rozrywki, ale rozrywki mądrej, bo nie tylko wymuszającej własne refleksje, ale świetnie bawiącej nawiązaniami do wielu wątków i smaczków z popkultury. Mam nadzieję, że autor częściej będzie sięgał po gatunki niefantastyczne!
 
Moja ocena: 8/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Pulp Books.

Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
 

listopada 29, 2024

"Opowiem ci mroczną historię" Stefan Darda - recenzja patronacka

"Opowiem ci mroczną historię" Stefan Darda - recenzja patronacka

Autor: Stefan Darda
Tytuł: Opowiem ci mroczną historię
Data premiery: 27.11.2024
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 336
Gatunek: literatura grozy
 
Stefan Darda pisze powieści grozy, który nie przerażają dziwnymi stworami czy nadnaturalnymi wydarzeniami, a raczej skupiają się na tym, co siedzi w ludziach, jakie demony to my w sobie kryjemy - to historie spokojne, nastrojowe, subtelnie operujące motywami nadprzyrodzonymi, które w historii nie dominują, a są raczej sposobem na wyzwolenie tego, co w człowieku ukryte. W jego twórczości zatem można dopatrzeć się też i elementów z innych gatunków literackich - thrillera, kryminału, powieści obyczajowej, ale tym, co dominuje najmocniej, to skupienie na psychologii. Takie dzieła Stefan Darda dostarcza nam już od szesnastu lat, jednak na moim kryminalnym talerzu zagościł dopiero w tym roku. Okazało się jednak, że był to naprawdę dobry czas na start - poza nową powieścią kryminalną “Nie zawiedź mnie, tato. cz. I” (recenzja -klik, część druga już wkrótce!), dostaliśmy w swoje ręce również dwie książki wydane ponownie - “Przebudzenie zmarłego czasu. Powrót” (recenzja - klik!) oraz zbiór opowiadań “Opowiem ci mroczną historię”, który po raz pierwszy wydany został dekadę temu, a zaraz potem został laureatem Nagrody Polskiej Literatury Grozy im. Stefana Grabińskiego. Teraz o nowe wydanie zatroszczyło się Wydawnictwo Czarna Owca.
 
“Opowiem ci mroczną historię” składa się z dziewięciu różnej długości opowiadań, które powstawały przez pierwsze sześć lat działalności pisarskiej autora. Część z nich była już publikowana (część nawet nagradzana!), a część (trzy z nich) zostały napisane specjalnie na potrzeby tego zbioru. Historie, które się w nim mieszczą są bardzo różne, tak naprawdę jedynym ich punktem wspólnym jest to, że wprowadzają czytelnika w dziwny nastrój zadumy, jakiś taki wewnętrzny smutek i wywołują sporo przemyśleń natury psychologicznej, refleksyjnej, choć są też i takie, które pozwolą nam przypomnieć sobie, że warto cenić każdy jeden dzień.
 
Opowiadania różnią się również pod względem budowy. Niektóre liczą po kilkadziesiąt stron, ale są też i krótsze, jedno z nich “Kryzys wieku średniego” liczy ich zaledwie pięć. Cały zbiór otwiera przedmowa autora, zamyka posłowie, w którym Stefan Darda opowiada o genezie powstania każdego z nich, a także dodaje kilka ciekawostek z nimi związanych (np. informację o słuchowisku jednego czy dwóch opowiadań). Narracja opowiadań prowadzona jest różnie - kilka opisanych jest w pierwszej osobie czasu przeszłego, kilka ma podział na bohaterów i narratora trzecioosobowego. Te dłuższe dzielone są najczęściej na numerowane fragmenty, choć i tak fabuła raczej budowana jest w taki sposób, że czytelnik raczej w środku opowiadania się nie zatrzymuje - historie są za mocno frapujące, za mocno ciekawiące, by można było to zrobić. Styl opowiadań w większości jest spokojny, słownictwo raczej pozbawione wulgarności, choć już nie makabry, która pojawia się w dwóch z opowieści, najmocniej jednak widoczna jest w opowiadaniu tytułowym (nie radzę zatem przy nim jeść!). Całość czyta się bardzo płynnie, bardzo wygodnie.
“Pamiętaj, jeśli nie pozwolisz sobie pomóc, twoje życie zmieni się w piekło na ziemi.”
Na wstępie wspomniałam, że motywy paranormalne to dla autora zawsze pretekst do pogadania o człowieku. I ten zbiór od tego założenia nie odbiega - pojawiają się tu przecież duchy, wstający z grobu zmarli, nawet jest i wampir!, ale to nie one są tutaj najważniejsze, są tylko pretekstem do poruszenia tematów trudnych takich, jak depresja, niszczące psychikę, niemożliwe do poradzenia sobie z nimi w pojedynkę wyrzuty sumienia, niewyleczone traumy z przeszłości, czy temat przesiedleń z czasów II wojny światowej! Są też historie bardziej skupione na zaburzeniach psychicznych, które prowadzą do zbrodni, co przecież gatunkowo dużo bliższe jest kryminałowi czy thrillerowi. Autor z uwagą buduje kreacje psychologiczne swoich postaci, i to zarówno tych opisywanych przez trzecio-, jak i pierwszoosobowego narratora, ale też pozostawia czytelnikowi miejsce do własnej interpretacji, własnych domysłów. I tak kilka opowiadań mamy z otwartym zakończeniem, kilka kończy się tak, że pozostajemy w głębokim szoku niezdolni do ruszenia się przez kilka kolejnych minut...
“Nowy guru Anki twierdzi, że to osoby zmarłe mogą się z nami skontaktować, jeśli będą chciały. Na przykład na ostatnich zajęciach przekonywał, że znany fakt, iż morderca zawsze ponownie pojawia się na miejscu zbrodni, jest tak naprawdę spowodowany przez ofiarę.”
Przyznam, że już start tego zbioru opowiadań mnie zaskoczył, gdyż autor zaczyna mocnymi akcentami - bezpardonowo pisze o depresji, o nierozwiązanej zbrodni i uzależnieniu od hazardu. Później tematy są jeszcze mroczniejsze - w końcu zgłębiamy się w pokręcone ludzkie umysły… Finalne opowiadanie z kolei jest delikatnym ukłonem dla Stefana Grabińskiego - jego akcja rozgrywa się w pociągu… W pociągu, który jest inkubatorem narastającej złości. Autor z sytuacji zwyczajnych, takich, które pewnie każdy z nas może odnieść i do swojego życia, wyciąga coś mrocznego, coś takiego, z czego nagle buduje wstrząsającą intrygę zmuszającą do zastanowienia się nad sobą, nad swoim podejściem do życia, a może i jego docenieniem.
“(...) masz wspaniałego męża i cudowne dzieciaki, a tylko w kółko narzekasz. Nawet, kurwa, nie wiesz, jak wielu ludzi na świecie chciałoby mieć taką rodzinę.”
Przyznam, że o opowiadaniach pisze się ciężko - nie ma sensu mówić pojedynczo o każdym z nich, gdyż są to krótkie formy, więc im mniej fabularnie się z nich odkryje, tylko dla czytelnika lepiej - może odkryć historię sam. Mam więc nadzieję, że tyle wystarczy, by zarysować ten spokojny, nieco senny, smutny klimat opowieści skupionych na człowieku i jego własnych demonach, demonach, które kryją się w każdym z nas niezależnie od doświadczeń. To opowieści mądre, które pozwalają bardziej empatycznie spojrzeć na drugiego człowieka, które uświadamiają, że nie powinniśmy nigdy w stosunku do innych czegoś zakładać - bo nigdy nie poznajemy nawet samych siebie tak do końca. Trzeba coś przeżyć, żeby móc ocenić, a to też nie zawsze jest dobrą miarą - w końcu upływ czasu zaciera wspomnienia. “Opowiem ci mroczną historię” to udany zbiór opowieści, Stefan Darda naprawdę dobrze sprawdza się w krótkiej formie!
“Chciałbym coś przekazać młodym, początkującym autorom: nie wymyślajcie niestworzonych opowieści o duchach, zjawach czy upiorach. Gdy idziecie ulicą, spójrzcie w twarz starca niedołężnie zmierzającego w przeciwnym kierunku. Spójrzcie w jego oczy, a w wielu wypadkach wyczytacie w nich tak mroczne historie, że trudno wam będzie zasnąć wieczorem.”
Moja ocena: 8/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy patronackiej z Wydawnictwem Czarna Owca.


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
 

listopada 29, 2024

Wygraj "Agnes Sharp i morderstwo w Sunset Hall"! Konkurs patronacki (rozwiązany)

Wygraj "Agnes Sharp i morderstwo w Sunset Hall"! Konkurs patronacki (rozwiązany)
"Agnes Sharp i morderstwo w Sunset Hall" Leonie Swann to listopadowa nowość, kryminał świetnie pasujący na okres jesienno-zimowy, gdyż zaliczającego się do nurtu cosy crime, który po polsku zwany jest kryminałem kocykowym, a kiedy jest lepszy czas na taką lekturę, jak nie w porach roku, kiedy pod ten kocyk można się wczołgać i nie umrzeć z przegrzania? 😉

Kryminalne żarty jednak na bok... ale może nie, w końcu przecież w książce też dostajemy sporą dawkę przyjemnego humoru, żartów, które zapewniają nam postacie książki - są to staruszkowie, emeryci, którzy żyją w jednym domu na skraju małej angielskiej wioski. Oczywiście jest i zagadka kryminalna, w którą się wikłają, ale pojawiają się też i tematy warte refleksji. Więcej o książce znajdziecie w mojej recenzji - klik!, a teraz chciałabym się z Wami tą książką podzielić, więc w związku z tym zapraszam na konkurs! 

By wziąć udział w konkursie, odpowiedz na pytanie:
Czy lubisz, gdy w kryminałach cosy crime bądź komediach kryminalnych pod warstewką żartów, pojawiają się tematy poważne, niewygodne, warte chwili refleksji? 
Swoją odpowiedź krótko uzasadnij.


Zgłoszenia możecie zamieszczać w dowolnej formie, ich ciekawiej, zabawniej – tym lepiej!

Konkurs organizuję na moich wszystkich profilach, więc swoje zgłoszenia można zamieszczać tutaj w komentarzu pod postem lub pod konkursowymi postami na FB i IG - zgłosić można się tylko raz!

  1. Konkurs trwa od 29 listopada do 3 grudnia, wyniki ogłoszę w tym poście, na FB i IG do 6 grudnia.
  2. Z nadesłanych odpowiedzi wybiorę pięć, które moim zdaniem będą najciekawsze. Przy ich wyborze pod uwagę będę brała również aktywność uczestników na profilach Kryminału na talerzu.
  3. Wysyłka tylko na terenie Polski.
  4. Udzielając odpowiedzi na pytanie konkursowe uczestnik równocześnie oświadcza, że zapoznał się z regulaminem konkursu zamieszczonym na tej stronie  – klik!

Zachęcam też do polubienia profilu wydawnictwa  na IG (klik!) i FB oraz moich własnych (IG klik! FB klik!), a także do dołączenia do obserwatorów mojego bloga. Będzie mi też bardzo miło jeśli na swoich profilach udostępnicie informację o tym konkursie (możecie po prostu podać dalej mój post o konkursie, który zamieściłam na IG i FB) i zaprosicie do zabawy znajomych. 


Serdecznie zachęcam do udziału i życzę wszystkich uczestnikom powodzenia!

Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

6.12 aktualizacja - wyniki konkursu:
No i cóż mogę powiedzieć - było to pytanie lekko podchwytliwe, bo przecież sugerujące odpowiedź, kiedy weźmie się pod uwagę do jakiej książki się zgłaszacie 😉 Jednak 'tak' lub 'nie' to była tylko część odpowiedzi, bo przecież trzeba też sobie swój wybór uzasadnić! Cieszę się jednak, że z entuzjazmem podchodzicie do kryminałów cosy crime, bo mimo iż to lekka forma tego gatunku, to jednak niosąca wartościowe tematy. Zachęcam gorąco do lektury "Agnes Sharp...", a dzisiaj książkę otrzymują: 

FB:
1) Joanna Pączkowska
Tematy poważne i niewygodne ale opakowane w żarty są bardziej przyswajalne. Żarty i śmiech to w dużej mierze nasz odruch obronny. Jeżeli spotyka nas w życiu coś złego to bardzo często przywdziewamy pancerz ochronny. Z reguły za największym uśmiechem chowa się smutny człowiek... 

2) Magdalena Kmiecik
Tak, bardzo lubię, gdy pod żartobliwą warstwą kryją się wątki poważne,
bo dzięki temu cała historia nabiera zupełnie innego wymiaru, w którym oprócz śmiechu dochodzą do głosu sprawy społecznie ważne..., które wywołują we mnie jako czytelniczce szereg refleksji nie tylko nad życiem, ale też nad ludzką naturą, która bywa nieprzewidywalna niczym pogoda.

3) Angelika Sikorska
Tak, lubię, gdy w kryminałach cosy crime czy komediach kryminalnych pojawiają się poważne tematy. Czasem warto sięgnąć po takie książki, kiedy szukamy chwili refleksji. To pozwala na spojrzenie na życie z innej perspektywy, a humor wprowadza równowagę, dzięki której trudne tematy stają się bardziej przystępne. Sama czasem mam takie momenty, gdy w zabawnej opowieści odnajduję myśli o rzeczywistości, które skłaniają do zastanowienia się nad istotnymi sprawami.

IG:
4) @kabaretka_30
uwielbiam! Uwielbiam gdy autorzy potrafią pod lawiną śmiechu przemycać warstewkę czegoś mądrego, poważnego, skłaniającego do refleksji bo często bagatelizujemy dany problem lub nie poruszamy zagadnienia a tu voila! Podczas czytania możemy coś przemyśleć i a nuż... być lepszym człowiekiem? 😉

5) @sylwiaaa
Powiedzieć, że lubię gdy pod dobrym humorem w kryminale skrywa się głębsze dno, morał, nauka, rozważania dla czytelnika - to powiedzieć za mało!! Najbardziej lubię właśnie takie książki, które zawierają nie tylko wartościowy przekaz, wciągająca fabule ale i dobry humor. Po to przecież czytamy - dla relaksu, i żeby się rozwijać, czegoś nauczyć. Książki to najlepsi przyjaciele człowieka. Pewien autor powiedział mi raz, coś co utkwiło mocno w mej pamięci - nie zawsze to co mile jest wartościowe, jak i nie zawsze to co wartościowe musi być mile. Są jednak takie książki, które łączą jedno z drugim, i myślę że książki o które pytasz właśnie takimi są 😍


Gratulacje!
Czekam na Wasze dane adresowe wraz z numerem telefonu dla kuriera.
Wszystkim uczestnikom dziękuję za zgłoszenia i zachęcam do stałej aktywności, komentowania postów na moich profilach, jak i próbowania swoich sił w kolejnych konkursach!

listopada 28, 2024

"Zamek Sinobrodego" Javier Cercas

"Zamek Sinobrodego" Javier Cercas

Autor: Javier Cercas
Tytuł: Zamek Sinobrodego
Cykl: Terra Alta, tom 3
Tłumaczenie: Adam Elbanowski
Data premiery: 13.11.2024
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Liczba stron: 368
Gatunek: powieść kryminalna
 
Kryminał hiszpański odkryłam stosunkowo niedawno, bo bodajże dwa lata temu, nie czytam go też w ilościach ogromnych - ot, raz na jakiś czas wpadnie jakaś pozycja. Jednak za każdym razem, gdy tak się dzieje, jestem zaskoczona tym, jak dobre są to książki, a co ważniejsze - jak bardzo różnorodne! I tak jest też w przypadku serii kryminalnej Terra Alta Javiera Cercasa, którą miałam przyjemność odkryć w listopadzie tego roku w ramach maratonu czytelniczego #terraaltanatalerzu (szczegóły IG - klik!, FB -klik!). Javier Cercas to pisarz, tłumacz i wykładowca, który na rynku książki dostępny jest od lat 80-tych (u nas nieco później), jednak dopiero w tym tysiącleciu zdobył sobie rozpoznawalność dzięki “Żołnierzom spod Salaminy”. Seria kryminalna Terra Alta to jego najnowsze dzieło, wydawana była w latach 2019-2022, a ja po przeczytaniu wszystkich trzech tomów (recenzja tomupierwszego - klik!, drugiego - klik!) nie tracę nadziei, że autor na tym nie poprzestanie!
 
Hiszpania, Katalonia, region Terra Alta. Od wydarzeń z “Niepodległości” minęło trzynaście lat. Melchior w tym czasie rzucił pracę w policji i podjął etat w lokalnej bibliotece. Jego córka Kozeta dorosła, ma już siedemnaście lat i właśnie szykowała się na studia, gdy odkryła, co faktycznie stało się z jej matką. Świadomość, że przez tyle lat ojciec ją okłamywał, jest czymś, czego przeboleć nie może - w końcu byli ze sobą tak blisko! Wykorzystuje więc przerwę przed Wielkanocą i wraz z koleżanką wylatuje na Majorkę. Melchior daje jej potrzebną przestrzeń, ale w dniu powrotu zjawia się na dworcu. Dziewczyny nie ma. Jej koleżanka twierdzi, że Kozeta została, że potrzebowała jeszcze kilku dodatkowych dni, na poukładanie sobie wszystkich spraw w głowie. Melchior dla pewności do niej dzwoni, ale dziewczyna nie odbiera, odpisuje jednak potwierdzając wersję przyjaciółki. Melchior godzi się z tym, jednak kiedy dziewczyna kolejnego dnia jest pod telefonem niedostępna, zaczyna się stresować. Prosi jej koleżankę, by się z nią skontaktowała, też bez skutku. Chyba już może zacząć panikować? Jedzie na komisariat policji teraz prowadzony już przez nową policjantkę, zgłasza zaginięcie, a sam pakuje się do wylotu. Co się stało z Kozetą? To odpowiedzialna dziewczyna, więc na pewno, gdyby mogła, dałaby znać, że wszystko jest w porządku… Zatem czy grozi jej niebezpieczeństwo?
“(...) tutejsza społeczność zawsze była zamknięta w sobie, nieco klaustrofobiczna, na granicy zaduszenia się. “Mieszkają na wyspie - przyznaje. - A to określa charakter ludzi”.”
Książka rozpisana jest na cztery części według miejsca zdarzeń - część pierwsza i trzecia to Terra Alta, część druga i czwarta to Pollenҫa. Każda z nich składa się z rozdziałów i tutaj też zachodzi pewna prawidłowość: w części pierwszej i ostatniej mamy po 6 rozdziałów, w środkowych po 8. Każda część przed rozdziałami jest także poprzedzona fragmentem pisanym z perspektywy Kozety w narracji trzecioosobowej czasu przeszłego, w której opowiada swoją wersję historii - niekoniecznie skupiającą się na Majorce, raczej na wcześniejszych latach życia z ojcem. Numerowane rozdziały z kolei pisane są w trzeciej osobie czasu teraźniejszego, a narrator przedstawia historię podążając za Melchiorem - ma dostęp nie tylko do zdarzeń, ale i emocji bohatera, choć nie jest w opisach jego przeżyć wewnętrznych mocno wylewny. Styl powieści jest bardzo przyjemny, spokojny, kiedy trzeba stosuje nieco bardziej dosadne słownictwo, jednak nie ma w tym przesady - nie ma jako takich przekleństw, całość wypada gładko i naturalnie. W porównaniu do tomów poprzednich, w tym nie ma tak wielkich, porywających przemów postaci, ale też ogólnie jest to nieco inny tom, więc środek skupienia jest wymierzony gdzie indziej. Historię zamyka epilog podsumowujący konsekwencje zdarzeń wcześniej opisywanych.
“Nieraz tak bywa: ludzie wpadają w obłęd, a potem się opamiętają. A nic tak nie wpędza w obłęd jak klęska…”
Na czym polega inność tego tomu? Akcja toczy się szybciej, zdecydowanie mocniej skupiona jest na intrydze kryminalnej - w końcu tym razem sprawa związana jest z prywatnością bohatera, więc nie musi dzielić uwagi pomiędzy jedno a drugie. Nie ma tu też skupienia na literaturze tak mocno, jak było to odczuwalne w poprzednich tomach, choć miłość do książek cały czas jest obecna - zarówno Melchior, jego partnerka, jak i Kozeta czytają. Pojawia się też i wspomniany Cercas, który teraz jest już autorem dwóch powieści o Melchiorze (takie oczko do czytelnika, pisałam o tym przy okazji omówienia tomu drugiego). Te różnice jednak to w żadnym wypadku nie są minusy powieści, bo choć pierwsze dwa tomy mocno mi przypadku do gustu właśnie ze względu na to, co w tym tomie zostało zminimalizowane, to jednak muszę przyznać, że fabuła trzeciego porwała mnie najmocniej.
“(...) ludzie są znudzeni i dla rozrywki wciąż wymyślają coś nowego. Dla rozrywki i dla nadania sensu temu, co jest pozbawione sensu, a nade wszystko po to, by zapomnieć o własnych frustracjach. Dlatego stałem się idealnym celem… Tacy, jak ja, istnieją, odkąd na ziemi pojawił się człowiek; nazywa się nas kozłami ofiarnymi i służymy do tego, by ludzie obwiniali nas o wszelkie zło, a sami zachowali czyste sumienie.”
Intryga kryminalna składa się z kilku części, w sumie czterech, autor sam to rozpisał. Zaczynamy spokojnie w Terra Alta ze wprowadzeniem tego, co działo się u postaci przez ostatnie lata, aż do momentu, w którym Kozeta wyjeżdża i dochodzi do jej zaginięcia. Wtedy dynamika akcji się zmienia, ze spokoju na mocny niepokój - mamy naprawdę wystraszonego ojca, który drętwieje na myśl, że jego córce mogłoby się coś stać. Na szczęście nie zapomniał jak to jest być policjantem, więc odgrywa tutaj rolę zdesperowanego rodzica, który jednak wie co robić, gdzie się udać, by sprawę popchnąć naprzód. Część trzecia to powrót do Terra Alta i próba poradzenia sobie z tym, co się stało - tu znowu akcja nieco wytraca tempo, ale emocje cały czas są bardzo duże, gdyż sytuacja do łatwych nie należy, a wręcz napawa bezradnością i smutkiem. Przychodzi część czwarta i czas działania, czas próby uzyskania sprawiedliwości, albo po prostu wymierzenia kary. Część czwarta oczywiście jest najbardziej dynamiczna, wyraźnie sensacyjna, ale sensacyjna z umiarem - zachowuje prawdopodobieństwa zdarzeń, jest przyjemnie ludzka, a jednak sposób przedstawienia fabuły kojarzy się z naprawdę dobrymi filmami - nie zdradzę jednak dokładnie jakimi, by nie nasunąć Wam tropu co do kierunku fabuły.
“Pewnie, że się boję. Ale umiem opanować strach. Ten, kto się nie boi, wcale nie jest odważny: jest lekkomyślny. A ja nie jestem lekkomyślny.”
Fabularnie historia zdaje się połączeniem motywów z dwóch wcześniejszych tomów, ale nie na zasadzie powtarzalności - motywy są podobne, ale uchwycone całkiem inaczej. Mamy tu wątek bezkarności bogaczy i korupcji. Mamy też bardziej kameralne tematy, jak trudności w porozumiewaniu się rodzica z nastoletnim dzieckiem oraz problemy natury psychicznej. Są też dylematy, a najważniejszym wydaje się ten zadający pytanie o to, które dobro jest ważniejsze - prywatne czy ogółu. Autor świetnie sobie z tymi połączeniami radzi, nie tracąc dynamizmu historii i zaangażowania czytelnika.
“(...) jeśli wiesz, co się z tobą stało, i pojmujesz to, możesz nad tym zapanować, ale jeśli nie wiesz i nie pojmujesz, wtedy to coś zapanuje nad tobą. I pożre cię od środka.”
Dla tych, którzy czytali dwa poprzednie tomy, ponowne spotkanie z bohaterami wywoła sporo emocji. Mamy tu ekipę z poprzednich tomów, którą wtedy poznaliśmy, a którzy teraz udowadniają, że są czymś więcej niż tylko znajomymi czy współpracownikami - to dobrzy ludzie, dla których człowiek jest ważniejszy niż samo prawo, choć okazują to w różny sposób.
“(...) ci młodzi sędziowie są do dupy. Na studiach przeżarli się nadmierną dawką paragrafów, kraj może schodzić na psy, ale oni muszą przestrzegać każdego przecinka w konstytucji. Zdążą przejść na emeryturę, kiedy zaświta im w pałach, że trzeba być elastycznym, że prawa powinny być dostosowane do rzeczywistości, a nie rzeczywistość do prawa.”
Same zachwyty? Prawie. Jedyny minus, jaki rzucił mi się w oczy, to czas historii, gdyż wychodzi na to, że akcja toczy się w przyszłości, gdzieś w okolicy roku 2035, a rzeczywistość, jaką autor rysuje, chyba nie jest najnowsza technologicznie nawet na rok 2024. Jednak to trochę taki efekt uboczny, gdyż tak naprawdę czas nie jest tutaj ważny, służy tylko temu, by móc opowiedzieć historię o ludziach, a ta przecież przede wszystkim interesuje nas, gdy jest osadzona blisko tego, co sami znamy. Autor ewidentnie chciał mieć postacie w danym momencie życia, a mógł to zrobić tylko poprzez odpowiedni upływ czasu, a równocześnie nie chciał robić z tego powieści fantastycznej - to jest kryminał, najbardziej kryminalny z wszystkich trzech tomów. Zresztą czas nie jest tutaj podkreślony w dacie, a w odliczaniu od wydarzeń dawnych - od przyjazdu Melchiora do Terra Alta, od poznania Olgi, matki Kozety i tym podobne punkty graniczne w życiu postaci.
“Kiedy prawie dwadzieścia lat temu przyjechał do Terra Alta, był zaprzysięgłym mieszczuchem i często słyszał zdanie, że na prowincji wie się o wszystkim, ale teraz jest pewien, że to nieprawda: nie ma nawet najmniejszej wioski, w której wiedziano by o wszystkim (...).”
“Zamek Sinobrodego” to spójna, porywająca historia kryminalna z elementami sensacji, w której centrum stoi człowiek ze swoimi problemami, z troską o swoich najbliższych. To tom, w którym w końcu prywatność postaci i historia kryminalna łączą się w jedno - nie ma tu spotkań towarzyskich, nie ma pójścia do domu i zatopienia się w lekturze, jest za to temat, wokół którego wszystko się kręci. To tom, który przynosi głównemu bohaterowi nowe wyzwania, a równocześnie pozwala przypomnieć sobie, że policja, jego dawna praca i znajomi to jednak coś więcej niż tylko zawód. Bardzo bym chciała dokładniej umówić wszystkie punkty fabularne, bo mocno przypadły mi do gustu rozwiązania, na jakie autor się zdecydował, nie chcę jednak w żaden sposób naprowadzać Was na trop fabularny, zatem muszę na tym zakończyć. Podkreślę tylko - oby to nie było koniec przygód ekipy z Terra Alta!
 
Moja ocena: 8/10
 
PS. Tom trzeci opisuje osobną zagadkę kryminalną, więc da się go czytać w oderwaniu od poprzednich dwóch, zawiera jednak spoilery dotyczące kluczowych punktów fabularnych wcześniejszych historii - zatem jeśli nie chcecie sobie psuć zabawy, to polecam czytać po kolei.
 
Recenzja powstała w ramach maratonu #terraaltanatalerzu we współpracy z Oficyną Literacką Noir sur Blanc.



Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

listopada 28, 2024

"Imaginacja" Rafał Glina

"Imaginacja" Rafał Glina

Autor: Rafał Glina
Tytuł: Imaginacja
Cykl: podkomisarz Jacek Okoński, tom 2
Data premiery: 23.10.2024
Wydawnictwo: Zwierciadło
Liczba stron: 288
Gatunek: kryminał
 
Rafał Glina to tegoroczny debiutant. Jego pierwsza powieść “Jednorożec” premierę świętowała wiosną, w kwietniu, a ja miałam wtedy przyjemność prowadzić rozmowę online z autorem, w której trochę o sobie zdradził. Dzięki temu wiem, że autor nie ma żadnego wykształcenia psychologicznego czy związanego z kryminologią, a swoją wiedzę i inspirację czerpał głównie z kryminalnych powieści skandynawskich. To bardzo zaskakujące, gdyż poziom psychologicznego uzasadnienia, motywacji sprawcy w “Jednorożcu” był na naprawdę wysokim poziomie (recenzja – klik!)! Teraz, pół roku później, w rękach trzymamy już tom drugi pt. “Imaginacja”. To kontynuacja przygód podkomisarza Okońskiego, ale i całkowicie osobna sprawa kryminalna, zatem książkę równie dobrze można czytać w oderwaniu od “Jednorożca”.
 
Małe wioski nieopodal Stargardu, kilka miesięcy po rozwiązaniu sprawy “Jednorożca”. W okolicznym lesie jeden ze skazanych na prace społeczne znajduje zmasakrowane zwłoki mężczyzny. Na miejsce wezwana zostaje lokalna policja i cała ekipa techniczna, która stwierdza, że spora część masakry jest pochodzenia zwierzęcego, jednak nie wszystko - to na pewno nie zwierzęta roztrzaskały głowę denata i nie one obcięły mu dłonie… Denat nie ma ubrania ani żadnych przedmiotów przy sobie, nie ma też odcisków palców do ściągnięcia, identyfikacja zatem możliwa może być tylko po tatuażach, które zdobią jego ciało. I tym przede wszystkim musi zająć się policja, a dokładnie aspirant Szczerbicki, gdyż Okoński niespodziewanie dostaje inną sprawę do pilnej konsultacji. Na prośbę posła ma przejrzeć dokumentację sprawy porwań i morderstwa kilkuletnich chłopców. Pierwszy z nich zaginął i po sześciu dniach został znaleziony martwy jedenaście miesięcy temu, kolejny pięć. Teraz doszło ponownie do porwania, śledczy podejrzewają, że mają tylko sześć dni na uratowanie chłopca. Grupa śledczych zdaje się bezradna, więc mają nadzieję, że świeże spojrzenie inteligentnego śledczego może im pomóc. Czy faktycznie mają rację i Okoński wypatrzy w sprawie coś, co innym umknęło? I czy bez niego Szczerbicki będzie w stanie rozwiązać zagadkę śmierci niezidentyfikowanego mężczyzny?
 
Książka rozpisana jest na prolog, osiem rozdziałów i epilog. Rozdziały nie są numerowane, to po prostu dni tygodnia, w których toczy się śledztwo. Akcja kluczowa rozgrywa się w przeciągu kilku dni, pod koniec jest niewielki przeskok w czasie (do przodu). Każdy rozdział podzielony jest na mniejsze fragmenty pisane z kilku perspektyw w narracji trzecioosobowej czasu przeszłego. Styl powieści jest codzienny, dialogi prowadzone sprawnie, raczej nie ma w nich wielu przekleństw. Książkę czyta się szybko, bez potknięć w rytmie lektury.
 
Historię poznajemy głównie z trzech perspektyw: Okońskiego, Szczerbickiego i mordercy, od czasu do czasu pojawiają się również fragmenty przedstawione przez kogoś innego, ale są to już mocno epizodyczne postacie, no, prócz kilku retrospekcji z perspektywy niezidentyfikowanego mężczyzny. O Szczerbickim wiemy niewiele, głównie to, że jest to ambitny policjant, który teraz chce wykorzystać szansę i rozwiązując sprawę niezidentyfikowanego udowodnić, że zasługuje na awans i poważanie w pracy. Okoński z kolei ze swoim zleceniem czuje się dziwnie. Bo czy gdy trzeciego porwanego chłopca jednak nie da się uratować, to czy on nie stanie się kozłem ofiarnym? Przełożeni obiecują, że nie, jednak wszystko to, to są umowy ustne, więc tak naprawdę skąd pewność, jak sprawy się potoczą? Okoński w swojej karierze miał już dwa razy do czynienia z seryjnymi mordercami, ma też dosyć trudną przeszłość, o której teraz próbuje zapomnieć i powoli ułożyć sobie życie na nowo. To dobra kreacja śledczego, taka, która dobrze łączy sprawy kryminalne, ale nie odbiera im pierwszeństwa.
Tym jednak, którym najmocniej wzbudza ciekawość, jest postać mordercy, tak naprawdę od niego zaczynamy już w prologu, od morderstwa pierwszego chłopca. I już wtedy dowiadujemy się, że pełni on rolę wujka chłopców, dobrze się nimi opiekuje. Dlaczego więc zabija? Trzeci porwany jest jednak inni niż wcześniejsza dwójka, co sprawia, że i morderca musi zmienić schemat działania. Która jego część osobowości zwycięży - morderca czy gdzieś tam ukryty opiekuńczy człowiek? Fragmenty, w których to on przedstawia czytelnikowi historię, są mocno frapujące, tajemnicze, czytelnik ciągle pyta “co?!” i “dlaczego?!”, a narracja prowadzona jest tak umiejętnie, że ciekawość nieustannie podsyca i utrzymuje ją do samego końca.
 
 
Intryga kryminalna jest sprawnie zbudowana, tym bardziej, że tym razem uwaga autora i czytelnika podzielona jest na aż dwa śledztwa kryminalne, których postępy śledzimy naprzemiennie. Akcja prowadzona jest tempem umiarkowanym, pod koniec nawet dosyć szybkim i dobrze wpisuje się w ramy gatunkowe kryminału. Sami śledczy zajmują się głównie rozmowami ze świadkami i przeglądaniem dokumentów sprawy, co oczywiście już samo w sobie jest ciekawe, jednak tego dreszczyku emocji dostarczają przede wszystkim historie mordercy i mężczyzny niezidentyfikowanego. Całość składa się więc na dobrze skomponowany, rasowy, współczesny kryminał, którego akcja i zwroty fabularne rozłożone są tak, że czytelnik trzymany jest w stałej ciekawości.
 
Autor w “Imaginacji” porusza temat bezpieczeństwa dzieci, tego, co znaczy roztaczanie nad nimi opieki, zapewnienie im bezpieczeństwa. Jak chronić je przed potworami, kiedy tak naprawdę nie mamy pojęcia kto jest dobry, a kto zły? I co to tak naprawdę znaczy “zapewnić bezpieczeństwo”? Poprzez osadzenie akcji w małych miejscowościach możemy się przyjrzeć jak różne pojęcia przybiera rodzicielstwo.
 
Podsumowując, “Imaginacja” to sprawnie skonstruowany kryminał, szybka lektura na dwa wieczory, która swoją objętość zawdzięcza skupieniu na dwuwątkowej intrydze kryminalnej - to ona wiedzie prym, to ona jest najważniejsza, a choć gdzieś tam w tle przewija się życie prywatne Okońskiego, to na pewno nie odciąga ono uwagi nad tego, co dzieje się w obydwu śledztwach. Dzięki ograniczeniu liczby ofiar, jak i rozłożenia ataków w czasie, możemy skupić się na obserwowaniu zachowania sprawcy, nie gonimy od jednej ofiary do drugiej, a na podstawie jednej uważnie przyglądamy się jakie procesy myślowe, decyzyjne u niego zachodzą. Do tego główny śledczy nie umniejsza znaczeniu psychologii w śledztwie, jest otwarty na różne scenariusze, co finalnie zapewnia nam zajmujący, dobry, współczesny rasowy kryminał. Podoba mi się i czekam na więcej!
 
Moja ocena: 7,5/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Zwierciadło.

Dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

listopada 27, 2024

"Wilczyca" Mieczysław Gorzka - patronacka recenzja premierowa

"Wilczyca" Mieczysław Gorzka - patronacka recenzja premierowa
Autor: Mieczysław Gorzka
Tytuł: Wilczyca
Cykl: Wilk i Lesiecki, tom 2
Data premiery: 27.11.2024
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 528
Gatunek: kryminał
 
Mieczysław Gorzka to ekonomista z zawodu, ale pisarz z zamiłowania. Sam trochę z przymrużeniem oka mówi, że zrobił sobie prezent na swoje pięćdziesiąte urodziny - wydał swoją pierwszą książkę. Był to rok 2019 i debiut pt. „Martwy sad”, który otworzył cykl Cienie przeszłości z komisarzem Zakrzewskim (recenzja - klik!). Już wtedy autor zyskał dużą przychylność czytelników, a przecież się dopiero rozkręcał! Teraz, pięć lat później, na koncie ma trzynaście powieści pisanych solo oraz jedną w duecie z Michałem Śmielakiem. Większość z nich to historie kryminalne, choć nie tylko - autora ciągnie też w stronę grozy i fantastyki, czemu dał upust w “Klątwie” i “Burzy”.
“Wilczyca” to drugi tom serii zapoczątkowanej latem poprzedniego roku książką “Poszukiwacz Zwłok” (recenzja - klik!). Wtedy to jeszcze autor nie wiedział, że będzie historię Wilk i Lesieckiego kontynuował, zostawił to w rękach czytelników - okazało się, że te dwie postacie i sprawa Poltergeista, nad którą pracują, mocno przypadła fanom kryminałów do gustu, a więc po ponad roku oczekiwania właśnie dostaliśmy w ręce tom drugi. I nieśmiało chyba można przypuszczać, że na tym nie koniec?
 
Wrocław, współcześnie. Laura Wilk kontynuuje sprawę Poltergeista - to dla policji ciągle nieuchwytny duch, który nie pozostawia po sobie praktycznie żadnych tropów. Wiedzą o nim niewiele, ot, że poluje na młode dziewczyny, więc przynajmniej na tym się opierają - monitorują listę zaginięć i kontrolują parki, w których przecież tak łatwo na kogoś napaść. Nawet pewnej nocy wydaje się, że już go prawie mają… Policja pozostaje w gotowości, dokłada też starań, by śledczy mieli narzędzia do rozwiązania sprawy - do ich zespołu trafia nowa krew, policjant, który właśnie odbył kurs FBI z profilowania sprawców. Czy świeże spojrzenie pozwoli na odkrycie czegoś, co do tej pory śledczym umykało?
W tym samym czasie psycholog Maciej/Ariel Lesiecki stara się dojść ze swoją psychiką do ładu. Idzie do znajomego po fachu, który wskazuje mu, że prawdopodobnie w jego przeszłości jest jakaś luka, coś, co jego własna pamięć przez nim zakryła, by mógł sobie z traumą poradzić. Z początku wydaje mu się to bzdurą, ale też niespecjalnie ma inny pomysł na poradzenie sobie z własną głową. Wraca zatem do wioski, w której spędził dzieciństwo, w nadziei, że może wpadnie tam na jakiś trop.
“Odkąd otworzył oczy, doskwierał mu drażniący niepokój, jakby nieuchronnie zbliżało się coś bardzo złego, niemożliwa do przewidzenia w skutkach katastrofa.”
Książka rozpisana jest na prolog nazwany początkiem oraz pięć tytułowanych części, z których każda jest osobno numerowana. Prolog odnosi się do wydarzeń z przeszłości Laury, a każda część otwiera się rozdziałem “Teraz”, w którym Laura jest gdzieś zamknięta, prawdopodobnie uwięziona. Kolejne rozdziały cofają nas w czasie, zaczynamy miesiąc wcześniej i powoli posuwamy się do przodu, by na końcu dotrzeć do tego punktu zero. Narracja książki prowadzona jest naprzemiennie w trzeciej osobie czasu przeszłego z perspektywy Laury i Lesieckiego (nie tylko, bywają też wstawki z perspektywy nowego policjanta, czy kilku innych postaci, ale króluje jednak ta główna dwójka), narrator obiera ich punkt widzenia na świat, dokładnie oddaje myśli i odczucia. Czas akcji jest nieco poplątany, zmienny - poza tym, że każdy pierwszy rozdział kolejnych części w stosunku do śledztwa toczy się w przyszłości, to dodatkowo w rozdziałach zdarzają się przeskoki wstecz, nawet o lata (nie są częste), a i narracja postaci niekoniecznie zawsze prowadzona jest w tym samym czasie akcji. Przyznam jednak, że dla mnie te przemieszczanie się po linii czasowej nie stanowiło problemu.
Styl powieści jest prosty, bywa dosadny, delikatnie dopasowany do bohatera, z perspektywy którego poznajemy historię, co szczególnie mocno widać w sytuacjach dla nich sterujących - Lesiecki bardzo często przywołuje wtedy Jezusa, a Laura cholerę 😉 Całość czyta się sprawnie, nie ma żadnych rytmicznych czy stylistycznych potknięć, a dialogi płyną przyjemnie, czasem z nutką przyjaznej uszczypliwości.
“Nie wierzę w bogów, ale czasem wierzę w ludzi (...).”
W tomie pierwszym bliższa była nam historia Lesieckiego (w końcu tytuł książki wziął się od tego, jak on był swego czasu określany), teraz więc oczywiste, że to Laurę poznajemy bliżej (i tu tytuł się do niej odnosi, przez swoich policyjnych znajomych nazywana jest Wilczycą). Jest to kobieta silna, samowystarczalna, która nie dopuszcza do siebie myśli, że miałaby być od kogoś zależna, lub by mogła okazać kiedyś słabość. Nie dziwi nikogo takie nastawienie - w końcu przewodzi zespołowi złożonemu z samych mężczyzn, musi więc być groźna, by nikt nie odważył się jej podskoczyć. Przez niewesołe doświadczenia z czasów, gdy dopiero wchodziła w dorosłość, poza swoją młodszą siostrą nie dopuszcza nikogo do siebie, a my obserwujemy retrospekcje, które dają temu dobre uzasadnienie. Doświadczenia tego tomu przyniosą jednak Laurze nowe wyzwania, a i możliwość, by spojrzeć na siebie nie jako na policjantkę, a po prostu kobietę.
“(...) niby ludzie są teraz tacy inteligentni, a tak spieprzyli sobie świat niedopowiedzeniami, sztucznymi pozami i urywaniem przez innymi własnych uczuć. Czy kiedyś było inaczej? Chyba nie, to jest ta podstawowa cecha, która odróżnia ludzi od zwierząt, odkąd powstali.”
Ja jednak nieustannie jestem fanką kreacji Lesieckiego. To postać dużo bardziej skomplikowana psychologicznie, która nie opiera się na znanych założeniach. Lesiecki ma spore problemy z psychiką, co dobrze było oddane w tomie pierwszym, tutaj kontynuujemy tę przygodę i szukamy czegoś, co mogłoby mu pomóc. Zatem po raz kolejny ten bohater przechodzi sporą przemianę, sporo o samym siebie się dowiaduje, a my z ciekawością śledzimy jego poczynania i wnioski.
“Czasem grzebanie w przeszłości jest bardzo niebezpieczne. Nigdy nie wiesz, jakie gówno możesz odgrzebać.”
Ciekawy jest też nowy w zespole, Dominik Bielczyk. To młody mężczyzna, który po latach nieobecności wraca do rodzinnego miasta, który liczy, że tutaj szybciej będzie piął się po szczeblach kariery. To dzięki tej kreacji poznajemy kolejne ciekawostki psychologiczne z profilowania mordercy, to on odkrywa przed nami motywacje zbrodni, szuka, główkuje. A jednak nie tylko na tym polega jego rola w tej powieści…
“Serial zrobił z niego gwiazdę, podczas gdy facet był potworem i dawno powinien zostać zapomniany. Żyjemy jednak w popieprzonym świecie.”
Opisując postacie nie może zabraknąć też Poltergeista, mordercy, który jak duch pojawia się i znika, nie pozostawiając po sobie ani śladu. Co o nim wiemy? Niewiele, choć zmienia się to powoli z biegiem lektury…
“Wszędzie widzisz wrogów i już nie wiesz, jak wyglądają przyjaciele.”
Intryga kryminalna, jak to Gorzka ma w zwyczaju, jest wielowątkowa, rozbudowana i pogmatwana. Długo sami nie wiemy czy mamy tu kilka spraw naraz, czy może wszystko okaże się jedną całością - autor umiejętnie gra na tej niewiadomej, tej ciekawości czytelnika. Sama intryga oparta jest na znanych zagraniach, al sytuacje, które o nich doprowadzają są zaskakujące. Autor jednak nie wychodzi poza ramy gatunku, trzyma się tego, co ma się znajdować w kryminale - są więc momenty, gdy krzyczymy “nie idź tam”, a postać idzie, są dynamiczne zwroty akcji i trochę strzelanek, są oczywiście i zauroczenia i romantyczne zakusy. Czasami chciałam, by autor obrał mniej oczywisty kierunek, ale rozumiem, że chciał podążać tropem typowo kryminalnym, a i nie przeczę, że podziwiam to, jak wszystkie wątki ostatecznie doprowadził do logicznego (nie zdradzę czy łączącego wszystko!) końca. Tempo akcji wzrasta systematycznie, a i jest kilka naprawdę dobrze trzymających napięcie scen. Warto też podkreślić, że autor umiejętnie wykorzystuje tereny, na których rozgrywa się akcja powieści.
“Naprawdę śmieszne, a równocześnie przerażające. Jak niewielki mamy wpływ na życie i na to, co się w nim wydarzy. Wystarczy gówniany zbieg okoliczności, żeby rozpieprzyć marzenia.”
Świat, który się z “Wilczycy” wyłania jest światem smutnym, pełnym braku zaufania, fałszu i dbania o własne interesy. Nie dziwne jest więc dosyć zacięte nastawienie głównych bohaterów, którzy nie zważając na innych, prą do przodu, grzebią i szukają nieraz na własną rękę. Mają przecież do odegrania grę z przestępcą, który bardzo dobrze ich zna, który ewidentnie się nimi bawi. Czy przechytrzą jego inteligencję? Na pewno po drodze czeka na nich wiele różnych potknięć i mylnych tropów. Cenię sobie dokładność w oddaniu psychologii zbrodni, cenię sobie uparte dążenie do przodu bohaterów i postać Lesieckiego, który musi się zmierzyć sam ze sobą. Wielowątkowość i ciekawe rozwiązania w ostatecznym rozplątywaniu zagadki również budzą podziw, a całość się po prostu dobrze ze sobą zgrywa. Dodatkowo pierwsze rozdziały części naprawdę mocno pobudzają ciekawość, więc czytelnik, tak jak i postacie, uparcie przedziera się do przodu, by poznać zakończenie tej historii. Żeby sięgnąć po “Wilczycę” na pewno trzeba lubić skomplikowane intrygi kryminalne, wielowątkowość i przeskoki w linii czasowej. Ja lubię, nic z tego nie sprawiło mi problemu, a całość dostarczyła dobrych kryminalnych wrażeń.
“(...) wszystko, co dobre, szybko dochodzi, a to co złe zostaje już z nami na długo.”
Moja ocena: 7/10
 
PS. Tomy serii da się czytać osobno, jednak podkreślam, że tyczą się jednej zagadki kryminalnej skupionej na Poltergeiście, więc na pewno dużo więcej frajdy czytelnik będzie miał, kiedy pozna historię od początku, od “Poszukiwacza Zwłok”.
 

Recenzja powstała w ramach współpracy patronackiej z Wydawnictwem Czarna Owca.


Książkę można kupić w dwóch wersjach: w miękkiej oprawie ze skrzydełkami lub w twardej z obwolutą i barwionymi brzegami.


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
 

listopada 26, 2024

"Opowiem ci mroczną historię" Stefan Darda - zapowiedź patronacka

"Opowiem ci mroczną historię" Stefan Darda - zapowiedź patronacka
 W tym roku twórczość Stefana Dardy rozgościła się na tym blogu, zatem czy mogła być jakaś lepsza książka na zamknięcie tegorocznych patronatów Kryminału na talerzu? Nie sądzę! Już dzisiaj tj. 27 listopada na półki księgarskie trafia zbiór opowiadań tego autora pt. "Opowiem ci mroczną historię". Jest to jego drugie wydanie, pierwsze pojawiło się dekadę temu, ale to te drugie ma na okładce logo Kryminału na talerzu!

Strzygi? Demony? Nocne mary? Tego się spodziewacie? Czy to, co najmroczniejsze, musi się wiązać z zaświatami? A może codzienność bywa bardziej niebezpieczna niż ekstremalne wyczyny? Czasem do rozpoczęcia koszmaru wystarczy uściśnięcie dłoni, spojrzenie komuś w oczy lub wspólna podróż pociągiem… Ludzie potrafią zgotować sobie całkiem mroczne historie. Czy tego chcą? Niejednokrotnie nie, ale ciąg zdarzeń, przypadki i ślepy los potrafią nieźle zagmatwać życie.
Groza to domena Stefana Dardy. Jednak groza w dardowskim wydaniu to przede wszystkim gra na emocjach, wniknięcie w ludzką psychikę i analiza niecodziennych zachowań. To nie tylko nieuzasadniony strach przed demonami czy duszami zmarłych, ale również podświadomy lęk przed tym, co może kryć się w zakamarkach ludzkiej psychiki.
W tym zbiorze znalazło się dziewięć opowiadań, które powstawały na przestrzeni kilku lat twórczości autora, a z każdym wiąże się jakaś historia, którą dzieli się z nami autor w posłowiu. Są to opowieści spokojne, nastrojowe, skupione wokół człowieka, a gdzieś w tle przewijają się elementy paranormalne, bardzo zresztą delikatne. Poruszają tematy trudne, niewygodne, czasami smutne czy tragiczne. Zostawiają czytelnika pogrążonego w refleksji, czasem wprowadzają w stan lekkiego szoku. Podobne emocje odczuwałam całkiem niedawno czytając inny zbiór opowieści grozy - "Demona ruchu" Stefana Grabińskiego, więc nie dziwi mnie fakt, że właśnie zbiór Stefana Dardy zdobył Nagrodę Polskiej Literatury Grozy im. Stefana Grabińskiego w 2015 roku. To będzie dobry wybór na końcówkę roku! 


Autor: Stefan Darda
Tytuł: Opowiem ci mroczną historię
Data premiery: 27.11.2027
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 336
Gatunek: literatura grozy

Książka dostępna jest w sprzedaży.

We współpracy patronackiej z Wydawnictwem Czarna Owca.


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
 

listopada 26, 2024

"Ulice ciem" Katarzyna Puzyńska - ambasadorska recenzja premierowa

"Ulice ciem" Katarzyna Puzyńska - ambasadorska recenzja premierowa

Autor: Katarzyna Puzyńska
Tytuł: Ulice ciem
Data premiery: 26.11.2024
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 512
Gatunek: kryminał magiczny
 
Katarzyna Puzyńska, jedna z najpopularniejszych, najbardziej rozpoznawalnych autorek polskich powieści kryminalnych, świętuje w tym roku dziesięciolecie twórczości, a dzisiaj dostarczyła nam swoją dwudziestą powieść beletrystyczną! Przez kilka pierwszych lat tworzyła kolejne tomy serii kryminalnej Lipowo, która wspomnianą rozpoznawalność jej zapewniła, a sama seria doczekała się nie tylko ekranizacji na małym ekranie, ale także adaptacji na grę planszową. Sama autorka jednak ostatnio zaczęła wychodzić z tego komfortowego znanego już świata i sięga, testuje nowe - napisała już dwie powieści fantasy, jedną grozy, kryminał sensacyjny, a teraz jest coś, czego chyba jeszcze na rynku książki nie było - kryminał magiczny. Czyli połączenie kryminału z realizmem magicznym, choć sama chętnie dorzuciłabym do gatunkowych określeń także powieść historyczną i obyczajową. Najważniejsze jednak jest to, że jej dwudziesta powieść, to hymn o magii literatury!
 
Warszawa, lipiec-sierpień 1939 roku. Upalne lato, za pasem wojna - czuć napięcie i niepewność w powietrzu, Mańka jednak na głowie ma coś innego. Od pewnego czasu zaczęły z okolic znikać prostytutki - niestety raczej nie jest to ucieczka do nowego życia, gdyż większość z nich po kilku dniach od zaginięcia znajdowana jest na torach kolejowych. Wśród tej grupy są już cztery dziewczyny od Mańki, która kiedyś sama ten zawód wykonywała, teraz jednak prowadzi dla tych dziewczyn dom - mogą mieszkać i jeść, w zamian za procent od urobku. Cztery dziewczyny, z których ostatnia była dla Mańki prawie jak córka. Kiedy więc jest choć cień szansy, by kobiecie udało się dziewczynę uratować przed tragicznym losem, to musi spróbować, musi zacząć działać.
Czasy współczesne, Wigilia Bożego Narodzenia. Zosia spaceruje po Warszawie - mija ludzi spieszących z ostatnimi sprawunkami i tych już odświętnie ubranych. Sama nie za bardzo ma gdzie pójść, miesiąc temu jej życie legło w gruzach, aktualnie mieszka w małym mieszkanku praktycznie bez jakichkolwiek kontaktów poza tymi, które ma w pracy w bibliotece. Teraz przypadkiem trafia do księgarni - ciągle otwartej, mimo że przecież Wigilia. W środku jest przytulnie i uroczo, a księgarz jest nad wyraz uprzejmy, ba! oferuje nawet pierwszą książkę za darmo z gwarancją zadowolenia. Zosia podbudowana tym ciepłem bijącym od księgarza, dopiero po wyjściu spogląda na książkę. I zamiera zdziwiona…
Jedna Warszawa, jedna księgarnia, trzy kobiety. Jaka jest ich wspólna historia?
“(...) bez tych trudnych momentów nie można by docenić tych dobrych. A bez dobrych złe zdawałyby się czymś zwyczajnym. Czyż to nie byłoby okropne?”
Książka rozpisana jest na prolog, 22 części i epilog. Każda kolejna część przynosi zmianę czasu i bohaterki: mamy historię Hani z końcówki lipca 1939 roku, historię Mani z sierpnia 1939 oraz Zosi z teraz. Części podzielone są na numerowane rozdziały, każda część liczona jest od nowa. Rozdziały są krótkie, ale części niekoniecznie - najkrótsze są części Hani, najdłuższe Mańki. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego z perspektywy określonej bohaterki bardzo dokładnie oddając przede wszystkim myśli i emocje postaci. Styl dopasowany jest do każdej z kobiet osobno. Zosia posługuje się przyjemnym językiem współczesnym, jej narracja jest płynna i najbardziej “zwyczajna”. Hania wypowiada się jak kobieta wykształcona, czystym polskim, ale z częstymi wtrąceniami słów francuskich. Za to Mania oddaje nam pełen koloryt warszawskiej dawnej gwary. Jej części są mocno stylizowane, patrząc pod kątem współczesnego języka polskiego pełne błędów, ale są to zabiegi specjalne, które mają oddać zarówno statut Mańki, jak i pokazać nam styl mówienia klasy bardzo robotniczej starej Warszawy. Przyznam, że z początku czytało mi się to bardzo ciężko, tym bardziej, że znaczenia części słów trzeba się po prostu domyślać. Może też właśnie przez te niedostosowanie do współczesnego języka najmocniej czekałam na części Zosi, ale nie da się nie docenić ilości pracy, jaką autorka włożyła w dostosowanie części Mańki do dawnej warszawskiej gwary. Sposób wypowiedzi jest też częścią charakterystyki postaci, Mańka jest bardzo ekspresyjna i mówi co jej ślina na język przyniesie, przez co jej fragmenty bywają bardzo skrajne emocjonalnie - od rubasznych po przejmujące. To bardzo ciekawe doświadczenie literackie!
“Każda książka jest jak taka pojedyncza pszczoła. Pszczoły tworzą rój, a książki opowieść. Bo zdradzę pani pewien sekret. Jeśli widzi pani pszczołę w swoim świecie, niech pani dobrze ją traktuje, bo to wysłanniczka opowieści. Niesie swoją część historii, żeby ktoś inny mógł ją przechwycić.”
Mańka to w ogóle bardzo ciekawa kreacja. To kobieta silna, pogodna duchem, pełna takich prostych prawd życiowych wynikających z niełatwych doświadczeń, ale doświadczeń, które zrobiły z niej kobietę hardą. Hardą, ale mimo wszystko z ciepłym miejscem w sercu dla garstki osób jej najbliższych. Jedną z nich jest zaginiona ćma (tak kiedyś nazywano prostytutki), inną sąsiadka Żydówka, która nieustannie ją dokarmia. Mimo braku wykształcenia, niedociągnięć językowych, Mańka jest uważna i życiowa mądra, dzięki czemu jej prywatne śledztwo nie jest z góry skazane na niepowodzenie.
“Przecie zazwyczaj była w dobrym nastroju i taki chciała dawać od siebie innym. Bo czemu nie? W życiu i tak nie było łatwo, to po co i więcej frasunku?”
Zosia z kolei to trochę jej zaprzeczenie. To taka szara myszka, która dopiero po przeżyciu czegoś trudnego, zaczyna walczyć o siebie. Zosia jest też czytelnikowi bliska z tego względu, że kocha książki i to w nich szuka odpoczynku, oderwania, a czasem i odcięcia od rzeczywistości. Jej historia jest tragiczna, ale też poprzez motyw literatury zawiera w sobie ten element magiczny.
“Zawsze kiedy nie potrafiła sobie z czymś poradzić, sięgała po książki. Były jej lekarstwem i ucieczką. Podczas lektury mogła w jednej chwili znaleźć się w zupełnie innym miejscu. Nie potrzeba było do tego samochodu ani samolotu. Ludzie mogli nie wierzyć w czary, ale Zosia była pewna, że magia istnieje, bo istnieją książki.”
Jest też Hania, najbardziej tajemnicza z bohaterek. Budzi się w ciemności, nie wie gdzie jest… przez mocno okrojone części nie poznajemy jej za dokładnie, choć i ona nie cieszy się historią wesołą.
“(...) niech sobie pani wyobrazi z łaski swojej książkę, w której od początku do końca wszystko idzie jak z płatka. Mogę się założyć, że szybko by ją pani odłożyła, czy się mylę?”
Trzy kobiety, trzy smutne historie i Warszawa. Warszawa jest tutaj równoprawną bohaterką powieści, jej koloryt, jej przeróżne barwy są odczuwane na każdej jej stronie. Autorka dba, by jak najdokładniej oddać charakter przedwojennej Warszawy, często akcja toczy się na jej ulicach. Zresztą i współczesna Warszawa jest bardzo wyraźna, choć tak osadzona opowieść rozgrywa się przecież w przeciągu kilku dni.
“Większość przechodniów ignorowała je jednak z typową dla mieszkańców wielkiego miasta konsekwencją. Tu każdy skupiał się na swoim skrawku przestrzeni. Tak dużo się działo, że trudno było reagować na wszystko. Tak więc nie reagowało się na nic.”
A co z tą księgarnią? To magia, to wyobraźnia, to moc literatury. To też balans, który musi zostać zachowany, to walka dobra ze złem, która jest odwiecznym tematem przewijającym się przez powieści. To opowieść o nas samych, o tym, co siedzi w nas głęboko, co boli, ale i leczy. To tej element kolejnej zagadki w powieści, który pobudza ciekawość czytelnika.
“Przyszła tu, żeby wydobyć z księgarza informacje, ale tera jakby ululała się tymi knigami!”
A o przyjemne zaciekawienie autorka w pełni zadbała. Przede wszystkim mamy intrygę kryminalną z przedwojennej Warszawy - mamy trop, ale i przeszkody, które trzeba pokonać, by ten trop potwierdzić. Historia nie toczy się specjalnie szybko, nie powoduje też napięcia mrożącego krew w żyłach, raczej odwrotnie - mimo grozy zbrodni, prowadzona jest w sposób pogodny (za co w dużej mierze odpowiada po prostu charakter Mańki). Inaczej jest z czasami współczesnymi - do nich przyciąga nas nie tylko książka Zosi, ale i jej tajemnica. Wiemy, że stało się z nią coś złego, ale co? Jakie będą tego konsekwencje? Cała historia prowadzona jest spokojnym rytmem, jest ciekawa, a i zdarzają się w niej całkiem solidne twisty fabularne, które nie tylko mają na celu zaskoczyć, ale i zmusić czytelnik do chwili przemyśleń.
“O nie, przypadków nie ma (...). Wszyscy służymy opowieści. Pani też. Choć czasem zdarzy się, że elementy układanki się przenikają i nikt nie ma nad tym kontroli.”
Bo “Ulice ciem” to również refleksyjna lektura. Zastanawiamy się nie tylko nad tym, co dają nam książki, jak budowana jest historia i co powinna zawierać, sobą nieść. Mamy też tutaj opowieść o kobietach, które są tłamszone, które przez długi czas nie miały siły czy wiary w siebie, by o same siebie walczyć. Które dały się zwieść innym, tym, którzy powinni dla nich chcieć dobrze. Ale mimo iż ich doświadczenia są trudne, to równocześnie dają nam siłę, uświadamiają, przypominają, że trzeba się cenić, trzeba o siebie walczyć i nie pozwolić innym odebrać siły, własnej pewności siebie. To mimo wszystko budująca opowieść.
“Bo może babcia chciała dla córki dobrze. Tylko że czasem wcale nie wiemy, co to znaczy dobrze dla kogoś. Zawsze patrzymy z naszej perspektywy, a potem mogą wyniknąć z tego nieszczęścia.”
“Ulice ciem” to książka, którą Katarzyna Puzyńska naprawdę mnie zaskoczyła, to najbardziej “inna” powieść w jej dorobku literackim, przez to, jak jej różne elementy połączone są w całość. Bo przecież są na rynku książki historyczne, są książki pisane gwarą. Są kryminały, są książki o książkach. Ale wszystko to w jednym? Nie sądzę, żeby już kiedyś coś takiego powstało! To duży atut na naszym mocno przesyconym rynku powieści i między innymi właśnie dlatego ten tytuł sobie cenię. Cenię też tematy jakie porusza, cenię za wątek miłości do książek i bogatą kreację Mańki, która choć posługuje się trudnym dla nas współczesnych słownictwem, to ma w sobie uroczą prostolinijność. I za historię Zosi, która czasami pozwalała mi przebrnąć przez sposób wysławiania się Mańki, bo tak ciekawiła mnie jej opowieść. To książka może nie idealna, ale na pewno jedyna w swoim rodzaju, coś czego warto skosztować.
“(...) tak zupełnie szczerze, to nie wyobrażała sobie, że miałaby odejść z syreniego grodu. Tu był jej dom. Jej ulice. Nawet jeśli to były tylko ulice ciem. Ale to były jej ulice.”
Moja ocena: 7,5/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy ambasadorskiej z Wydawnictwem Prószyński i S-ka.

Okładka miękka ze skrzydełkami:

Okładka twarda z barwionymi brzegami:


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!