Autor: Karin Smirnoff
Tytuł: Pojechałam do
brata na południe
Cykl: Saga rodziny
Kippów, tom 1
Tłumaczenie: Agata
Teperek
Data premiery: 18.05.2022
Wydawnictwo: Poznańskie
Liczba stron: 352
Gatunek: literatura
piękna
Karin Smirnoff to szwedzka pisarka, o której świat usłyszał
pod koniec zeszłego roku – wtedy to Wydawnictwo Polaris ogłosiło, że to właśnie
ona napisze trzy kolejne tomy sagi kryminalnej „Millennium”. Ja przyznam, że
nie czytałam tej serii, dlatego też i ten news mnie ominął. Za to teraz miałam
przyjemność sięgnąć po jej debiut z 2018 roku, który był nominowany do Nagrody
Augusta. Zresztą wiadomość o tej książce też dotarła do mnie na kilka miesięcy
po polskiej premierze, ale cieszę się, że mimo wszystko o niej usłyszałam! Jest
to tom pierwszy sagi o rodzinie Kippów, trylogii, której dwa kolejne tomy zyskały
tę samą nominację, co pierwszy. Ja po lekturze tego już nie mogę się doczekać
kolejnych! I to nie tylko ze względu na czarujące okładki 😉
Fabuła powieści jest dosyć prosta. Jana, trzydziestosześcioletnia
kobieta, wraca do swojej rodzinnej małej szwedzkiej wioski. Wróciła ze względu
na swojego brata bliźniaka, który, wygląda na to, że postanowił zapić się na
śmierć. Jednak czy to jest jedyny powód? Wydaje się, że Jana przed czymś
ucieka. Jednak czy Smalånger to faktycznie dobre miejsce do ucieczki? Już chwilę
po przyjeździe dopadają ją wspomnienia z trudnego, pełnego przemocy dzieciństwa.
Do tego dochodzi jeszcze jakaś obsesja miasteczka na punkcie Marii, kobiety,
który umarła w podejrzanych okolicznościach kilka miesięcy przez powrotem Jany…
Czy to nie będzie dla niej za wiele? Czy Jana da radę to wszystko znieść?
„Powrócić do wsi to jak trafić do truman show. Wszystko toczyło się tu jednym cyklem. Ludzie przemieszczali się dokładnie o tych samych porach. Rzeczywistość zapętlona w znak nieskończoności.”
Książka składa się z 51 rozdziałów poprzedzonych wierszem
Helmera Grundströma. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu
przeszłego przez Janę. Styl powieści… no właśnie, to jedna z głównych cech
wyróżniających ten tytuł na naszym rynku. Książka pisana jest bez znaków
interpunkcyjnych, prócz kropek na końcu zdania. Nie ma zaznaczonych dialogów,
nie ma dużych liter, prócz znowu – tych na początku zdania. Nazwy własne pisane
są z małej litery, imiona i nazwiska pisane razem jako jeden wyraz. Z początku
na pewno nie jest łatwo wbić się w rytm lektury, trudno jest się przyzwyczaić
do braku przecinków – w końcu często to one nadają sens zdaniu. Jednak już po
kilku stronach odbiór całkowicie się zmienia, czytelnik dostosowuje się to
rytmu powieści i wtedy brak interpunkcji jest już dodatkowym smaczkiem świetnej
powieści, a nie czymś, co sprawia kłopot w lekturze. Warto też tu przyjrzeć się
samemu językowi – jest prosty, surowy, mocno dosadny, a może wręcz i oschły.
Tłumaczka w posłowiu pisze, że język zapisany jest tu na podobieństwo tego
mówionego, i faktycznie, jest w tym sporo racji. Czytelnik polski też nie ma tu
specjalnie łatwo – często spotykamy słowa szwedzkie, nieprzetłumaczone, co
pozornie dodatkowo od tekstu odpycha, a jednak tak naprawdę przyciąga. Bo przy
tej powieści warto lekko się wysilić. W oszczędnych słowach dostajemy historię
przejmującą i mocno złożoną, brutalną, ale i momentami zabawną i może nawet
dającą nadzieję, że nie wszystko stracone?
„Wracałam do samochodu ogarnięta nagłą żądzą cmentarnego wandala by przewracać tablice i wyrywać rośliny z korzeniami.”
Jana jest ciekawą bohaterką. Wydaje się nie mieć swojego
miejsca na ziemi, sama mówi, że jak tylko pojawia się coś, co mogłoby ją
przytrzymać w jednym miejscu, to wtedy ucieka. Dlaczego?
„Nigdy więcej tam nie wrócę.Nie jestem osobą która zostaje.Wynosiłam się gdy tylko coś zaczynało się kleić.”
Szybko po jej powrocie do rodzinnego domu poznajemy historię
jej dzieciństwa, jej i jej brata bliźniaka. Ich dzieciństwo naznaczone było
strachem przed brutalnym ojcem, który znęcał się nad nimi w każdy możliwy
sposób.
„Oociec uważał że bror jest cherlawym słabeuszem który musi popracować nad swoją męskością a do tego najlepiej nadaje się praca fizyczna i lanie.Oociec uważał że ja jestem cherlawą słabeuszką która musi popracować nad swoją kobiecością a do tego najlepiej nadaje się gruntowanie sprawności niewieścich na przykład dojenia krów i innych sutków.”
Wspomnienia Jany są naprawdę szokujące, a oszczędny styl,
tylko to wrażenie pogłębia. A najgorsze wydaje się to, że ich matka to wszystko
widziała, a nie reagowała… Charakter Jany był zawsze podszyty tym strachem, ale
i buntem – dziewczyna naprawdę miała momentami dosyć. To wszystko przełożyło się
na to, kim jest teraz – niezdolna do głębszych relacji. Czy próba pogodzenia
się z przeszłością może w tym coś zmienić? I czy w ogóle Jana chcę się z nią
godzić?
„(…) i to było dla brora najgorsze. Współczuł aatce podczas gdy ja nienawidziłam obojga rodziców.”
W książce świetnie oddane są relacje społeczne małego
miasteczka. Szczególnie te zawarte we wspomnieniach, kiedy to bogobojni ludzie unikali
jak ognia wtrącania się w sprawy sąsiadów. Nawet teraz mała wioska rządzi się
swoimi prawami – plotki szybko się roznoszą, ciekawość mieszkańców odnośnie
życia innych jest ogromna, czasami wydaje się pozbawiona granic, jednak do
czynów nikt specjalnie się na pali.
„Nie mogłam sobie wyobrazić zakochanego nikogo z naszej rodziny. Nie byliśmy kochającą rodziną. Byliśmy nosicielami genów którzy wydawali na świat potomstwo i robili co trzeba. Zwykle w najgorszy możliwy sposób i z marnym skutkiem.”
Jana zatrudnia się w opiece nad starszymi i potrzebującymi,
przez co spotyka wielu ludzi z przeszłości. Czy to pomoże jej zrozumieć
dlaczego jej życie potoczyło się tak nieszczęśliwie? Na pewno taka praca ułatwi
jej odkrycie zagadki Marii, która okazuje się femme fatale wioski.
„Maluję żeby zrozumieć. Tylko dlatego maluję. Maluję by dotrzeć do najgłębszych pokładów pamięci.”
Myślę, że „Pojechałam do brata na południe” jest książką
przede wszystkim zastanawiającą się jak duży wpływ trudne dzieciństwo ma na
dorosłego człowieka. Razem z Janą przyglądamy się relacjom rodzinnym, które
swoją toksycznością każą kolejne pokolenia. Czy jednak kiedy uświadomimy sobie,
co w tych zachowaniach było złego, to czy będziemy mogli przerwać ten przeklęty
krąg? I czy Jana jest w stanie postarać się wystarczająco, by coś zmienić, czy
w ogóle tego chce?
„Pytałem jak bóg może być dobry skoro pozwala żyć panikippo podczas gdy moja mama umarła.To nie wina boga odpowiadał. Ten kogo bili sam będzie bił.Spytałem co w takim razie stanie się ze mną a on długo się zastanawiał zanim odpowiedział.Sam o tym zdecydujesz oświadczył w końcu. Sam zdecydujesz kim chcesz być.”
Muszę przyznać, że ten tytuł zrobił na mnie duże wrażenie.
Poczynając od świetnej okładki, poprzez oryginalny styl, aż po surowość małego
szwedzkiego miasteczka i toksycznej rodziny kończąc. Jest to proza, która trochę
od czytelnika wymaga, ale jest tak rytmiczna i tak fajna w swojej oryginalności
i oszczędności, że na pewno trudno będzie o niej zapomnieć. Ja już czekam na
drugi tom, jestem pewna, że szybko zatęsknię za dziwnością Jany!
„Oboje byli martwi. Niech spoczywają w niepokoju pomyślałam z dawnego przyzwyczajenia.”
Moja ocena: 8/10
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Poznańskim.
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz