Autor: Clémence
Michallon
Tytuł: Cicha
lokatorka
Tłumaczenie: Piotr Królak
Data premiery: 11.09.2024
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 376
Gatunek: thriller
psychologiczny
Clémence Michallon to Francuzka, która od
dekady mieszka w Stanach Zjednoczonych, niedawno nawet uzyskała amerykańskie
obywatelstwo. Od dosyć dawna marzyło jej się też wydanie książki w języku
angielskim - pomysł mógłby wydawać się szalony, ale Clémence Michallon to
wyszło - “Cicha lokatorka” szybko zyskała status międzynarodowego bestsellera,
niedługo po jej wydaniu padła też oficjalna informacja, że ma zostać
zekranizowana w formie serialu. Jest to debiut tej autorki, a inspiracją do
jego powstania był czas lockdownu spowodowanego epidemią koronawirusa. Wtedy
wraz z mężem zatrzymali się w domu jego rodziców, co podsunęło jej myśl o tym,
jak niewiele wiemy o takiej codzienności, takiej krok po kroku, swoich
najbliższych. Ten pomysł idealne nadał się na historię życia z seryjnym
mordercą, która to finalnie stała się “Cichą lokatorką” ...
Małe miasteczko gdzieś w Stanach
Zjednoczonych. Aiden Thomas za dnia jest przykładnym mężem, ojcem i członkiem
społeczności, mężczyzną cichym, ale i przystojnym, pociągającym. Nic więc
dziwnego, że właścicielka lokalnej restauracji czuje do niego miętę... Jednak
to nie czas na podrywy - Aiden kilka miesięcy temu stracił żonę, teraz traci
też dom, przez co wraz ze swoją trzynastoletnią córką muszą się gdzieś
przenieść. Pomoc oferuje lokalny sędzia, który użycza im swojego drugiego domu
za niewielką opłatą. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie tajemnica Aidena,
którą tak skrzętnie skrywał od pięciu lat… Mianowicie w szopie obok domu więzi
młodą kobietę - Rachel, choć jest to imię, które to on jej nadał, bo przecież
to on stworzył ją od nowa… Co zatem teraz zrobić z Rachel? Zwyczajnie ją zabić
czy przewieźć do nowego domu? Choć druga opcja jest dużo bardziej ryzykowna, to
właśnie tak Aiden postanawia. Dla Rachel to ogromna zmiana, ale przecież zmiana
na lepsze…, bo kiedy zamieszka w normalnym domu, to może w końcu wyrwie się z
letargu i spróbuje coś zmienić? Czy jednak po pięciu latach niewoli, strachu i
ciągłej kontroli jest to jeszcze możliwe?
Książka rozpisana jest na 84 krótkie rozdziały,
które naprzemiennie przedstawiają historię z perspektywy trzech bohaterek:
kobiety z szopy, właścicielki restauracji i córki Aidena, choć perspektywa od
czasu do czasu jest jeszcze rozszerzona przez rozdziały zatytułowane od “numer
jeden” do “numer dziesięć”. Łatwo można się domyśleć, że są to retrospekcje
ofiar Aidena, pisane w pierwszej osobie przez ofiary. Narratorkami są więc
tutaj same kobiety, które łączy jeden mężczyzna. Zarówno córka, jak i
restauratorka przedstawiają swoją historię w narracji pierwszoosobowej czasu
teraźniejszego, choć córka zdaje się opowiadać więcej o przeszłości niż o tym,
co dzieje się teraz. Jest jeszcze kobieta z szopy, której narracja się różni -
ona o sobie opowiada w drugiej osobie czasu teraźniejszego, a jej rozdziały to
nie jej imię, jak w przypadku pozostałych dwóch (Emily i Cecilia), a po prostu
“kobieta” z określeniem miejsca, w którym się znajduje. To sprytny zabieg
ciągle podkreślający, że ta bohaterka jest zagadką, uświadamiający jak niewiele
o niej wiemy i jak mocno niecodzienna jest to dla niej sytuacja, w której to,
kim kiedyś była, może być dla niej samej zagrożeniem. Styl tej narracji też
ulega zmianie - Rachel nie dosyć, że przez niego buduje dystans pomiędzy tym,
co robi, a tym, co chciałaby robić, to dodatkowo stosuje dosyć oryginalne,
obrazowe porównania - nic dziwnego, że jej język momentami wydaje się nieco
dziwny, w końcu przecież od pięciu lat nie odezwała się do nikogo, prócz
mężczyzny, który ją uwięził… Emily i Cecilia to już typowe narratorki dla stylu
pierwszoosobowej narracji, choć jak wspomniałam, Cecilia przede wszystkim wraca
myślami do tego, co było, a tym samym zapoznaje nas z ogólnym obrazem jej ojca.
“Gdyby twój głos miał ręce, złączyłyby się teraz jak do modlitwy.”
Jeden mężczyzna, trzy bohaterki, z których
każda jedna postrzega go inaczej. Rachel widzi w nim swojego kata, porywacza,
gwałciciela, pana jej życia i śmierci, którego każde skinienie ma być dla niej
rozkazem. Jej historia jest od początku wstrząsająca - przez pięć lat była
pozbawiona człowieczeństwa, ludzkich odruchów, których musiała się wyzbyć, by
przetrwać. Czy po takim czasie jest jeszcze szansa, by wróciła w swojej głowie
do czasu, gdy nie czuła się swojemu katowi w stu procentach podporządkowana?
Autorka świetnie oddaje to, co lata niewoli robią z psychiką człowieka, jak kat
staje się osobą, bez której zwyczajnie nie da się żyć, bo w pokręconej logice
wydaje się, że to jest jedyny człowiek, który się troszczy, który utrzymuje
przy życiu. Na kolejnych etapach lektury obserwujemy też jak niewiele trzeba,
by wyrwać się ze stuporu, by z osoby całkowicie podporządkowanej starać się
wrócić po prostu do siebie, choć ewidentnie nie jest to łatwe, nie jest łatwo
wyzbyć się lęków i przekonania, że to ten mężczyzna nad wszystkim panuje.
“Starasz się nie martwić, bo martwienie się nie pomaga, kiedy starasz się pozostać przy życiu.”
Drugą kobietą jest Emilia, właścicielka
restauracji, która w Aidenie widzi pociągającego mężczyznę. I jej się
przyglądamy, zastanawiamy się, czy możliwe jest, by ten mężczyzna tak dobrze
grał, że nie da się nic podejrzanego w jego zachowaniu zauważyć, czy to może Emily
tak spragniona jest uwagi, tak skoncentrowana na tym, że chciałaby się z nim
poznać bliżej, że znaki ostrzegawcze ignoruje? Nie jest to łatwe do oceny w
sytuacji, kiedy sami poznajemy tę opowieść jej oczami.
“(...) mam wrażenie, że przez pierwsze dziesięć lat mojego życia czekali, aż wreszcie zrozumieją, na czym właściwie polega to “bycie rodzicem”. W końcu pewnego dnia zaakceptowali, że tak to właśnie będzie wyglądać, że lepiej już im to nie wyjdzie.”
Trzecia perspektywa należy do córki Aidena.
Dla niej to ojciec, człowiek, którego zna od swojego pierwszego dnia życia,
człowiek, który teraz został jej jedyną bliską osobą. Sama nieraz zaznacza, jak
podobna jest do ojca, jak wiele w zachowaniach społecznych ich łączy i jak
bardzo ten mężczyzna się o nią troszczy. Tylko czy to faktycznie troska czy
raczej potrzeba kontroli? I czy dziecko jest w stanie obiektywnie ocenić
własnego ojca?
“(...) miłość potrafi sprawić, że ludzie stają się słabi.”
Trzy obrazy jednego mężczyzny tak różne od
siebie, że trudno uwierzyć, że tyczą się jednej osoby. Czy to wszystko on
prawdziwy, czy raczej większość z tego, to zwyczajna gra, która ma ukryć to,
kim jest naprawdę? Mimo potwornych zachowań, jakich dopuszcza się w stosunku do
swoich ofiar, i on wydaje się przejawiać odruchy ludzkie - z jakiegoś powodu
przecież ciągle nie pozbawił Rachel życia, a wręcz na swój sposób się do niej
przywiązał, co stwarza dla niego problemy - przecież dużo łatwiej byłoby ją
zabić tak, jak inne niż przenosić ją do nowego domu… To równocześnie mężczyzna
dumny, pewny tego, że tak zdominował swoją ofiarę, że nie ma własnej woli, nie
jest w stanie mu się przeciwstawić. Czy to jednak nie zaślepiająca pycha?
“(...) zwykłe pamiątki rodzinnego życia czy rekwizyty w jego teatrze, umieszczone tutaj, by stworzyć pozory? Czy ten dom wie, jaki naprawdę jest jego lokator? Czy to tylko plan filmowy, świat alternatywny zbudowany kawałek po kawałku, by ukryć jego rzeczywistą tożsamość?”
Prócz ciekawych pod względem psychologicznych
tematów, nad którymi refleksje wymuszają reakcje postaci, tym co sprawia, że
angażujemy się w lekturę, jest sposób prowadzenia akcji. Krótkie rozdziały,
ciągła niepewność co do losu ofiary, ciągła niepewność co do tego, jakim
mężczyzną tak naprawdę jest Aiden sprawiają, że ciężko od książki się oderwać.
Jest sporo zaskoczeń, sporo zachowań postaci, które szokują, bo w pierwszym
momencie zdają się wydawać niespodziewane, a czasem nawet i nieprawdopodobne, jednak
po zastanowieniu i rozważeniu wszystkich zależności zyskują na
prawdopodobieństwie. Bo przecież jak wiele działań nawet my, żyjący w całkiem
dobrych warunkach wolni ludzie, odmawiamy sobie ze strachu przed tym, co się
stanie? A sytuacja postaci, przede wszystkim Rachel i Aidena, których
zachowania najmocniej zaskakują, normalna w żadnym wypadku nie jest.
Ważne też, by pamiętać, że jest to thriller
służący przede wszystkim dobrej zabawie czytelnika, co sama autorka podkreśla w
posłowiu. Sama w takich wpadkach nie śledzę z ogromną skrupulatnością co jest
całkowicie realne, a co nie (czy w ogóle na pewno da się to określić?), a
skupiam się na tym, by dać się ponieść akcji. I ta książka naprawdę dobrze się
do tego nadaje. Sam koniec historii trochę traci tempo i te głębokie napięcie,
które odczuwa się przez większą część lektury, ale nadal jest dobrą lekturą,
wartą podkreślenia tym mocniej, że jest to przecież debiut autorki.
“Możliwe, że pochłonęłaś tyle opowieści, że to one w końcu pochłonęły ciebie.”
Na sam koniec chciałam jeszcze pochylić się
nad tytułem książki. W polskim przekładzie jest jednoznaczny, wskazuje na
kobietę więzioną przez Aidena. Bardziej podoba mi się jej angielski wydźwięk,
gdyż w języku angielskim rzeczownik nie ma określenia rodzaju, zatem nie
wiadomo do kogo słowo “tenant” się odnosi. I to faktycznie się sprawdza, bo
przecież nie tylko Rachel jest tutaj lokatorką - jest nim też sam Aiden, który
teraz podnajmuje mieszkanie od sędziego… I on dla postrzegania jego osoby przez
całą społeczność określenie „cichy” też jak najbardziej pasuje. W takim
aspekcie tytuł nabiera głębi, wieloznaczności, bo kryje się pod nim przesłanie,
że tak naprawdę to, co widzimy w ludziach nas otaczających, to cały czas mogą
być tylko pozory…
“On coś planuje. Inaczej znalazłby wyjście z tej sytuacji. To człowiek, który robi, co chce, z sobie tylko wiadomych powodów.”
Clémence Michallon w swoim debiucie stworzyła
zajmującą i ciekawą z wielu perspektyw historię. Przedstawia nam seryjnego
mordercę oczami otoczenia, kobiet, z których każda widzi mężczyznę inaczej. On
pozostaje tajemnicą, nie wiemy co siedzi w jego głowie, zatem nie jesteśmy w
stanie ocenić, które jego oblicze jest tak naprawdę prawdziwe. Czy człowiek
może mieć wiele twarzy czy tylko jedną, a reszta to kłamstwa? Czy potwór
mordujący z zimną krwią, może być jednocześnie czułym mężem i ojcem? Bardzo
ciekawe pytania osadzone są na akcji, która naprawdę wciąga, która buduje
napięcie i ciągłe wyczekiwanie tego, co się stanie, gdyż postacie wchodzą w
sytuacje niecodzienne, a zatem ich reakcje są trudne do przewidzenia. Tym
bardziej, że same kreacje tych postaci nie są zwyczajne, to ludzie od dawna
postawieni w ekstremalnych warunkach życia… Kiedy napięcie jednak osiągnie
zenit to co się stanie - wybuch czy zapadnięcie? “Cicha lokatorka” to udany debiut!
Czekam na jego ekranizację oraz dalszą twórczość autorki.
“Nie jestem już ukrytą w cieniu dziewczyną, czekającą, aż jakiś mężczyzna otoczy ją swoim blaskiem. Jestem kobietą, która sama rzuciła na siebie światło.”
Moja ocena: 7,5/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Marginesy.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz