września 15, 2019

Kilka pytań do... Karoliny Morawieckiej, autorki cyklu o Karolinie Morawieckiej, wdowie po aptekarzu


Co łączy bohaterkę Karolinę Morawiecką, wdowę po aptekarzu z autorką Karoliną Morawiecką, czym zaskoczy nas "Zabójstwo na cztery ręce", jak wygląda praca nad książką oraz co znajdziemy w prywatnej biblioteczce autorki?
Zapraszam na rozmowę z Karoliną Morawiecką!

Maciej Zienkiewicz photography

Karolina Morawiecka notka biograficzna:
Doktor nauk humanistycznych, znawczyni i wielbicielka kryminałów. Mieszka w podkrakowskiej Wielmoży razem z mężem antykwariuszem i trzema psami: Truflą, Watson i Liskiem. Jej "Śledztwo od kuchni" i "Morderca na plebanii" błyskawicznie okazały się bestsellerami w swojej kategorii.


Kryminał na talerzu: Na wrzesień zapowiadana jest premiera Pani trzeciej książki z cyklu o przygodach Karoliny Morawieckiej, wdowy po aptekarzu i jej wiernego pomocnika siostry Tomaszy – przyznam, że oczekuję na nią z wielką niecierpliwością! Z tej okazji chciałabym się czegoś więcej o całym cyklu i o Pani dowiedzieć. Zacznijmy od tego jak powstał pomysł na serię. Wiem, że coś zaczęło się Pani klarować podczas pisania swojej pracy doktorskiej – co tak dokładnie wtedy Pani wymyśliła? Sam pomysł na dwie bohaterki - starszą panią i zakonnicę, czy od razu coś więcej? I jak wyglądał rozwój tego pomysłu?

Karolina Morawiecka: Rzeczywiście, pomysł na bohaterki zrodził się jeszcze w czasie gromadzenia materiału do mojej pracy doktorskiej. Analizując różne powieści detektywistyczne doszłam do wniosku, że ciekawa byłaby kreacja polskiej „panny Marple” - i że byłaby to postać absolutnie odmienna od spokojnej, przyjaznej i nieco tylko wścibskiej mieszkanki St. Mary Mead. Zakonnica z kolei wydała mi się po prostu oryginalna – w naszej rodzimej literaturze kryminalnej jako detektywka w zasadzie nie występowała. Poza tym uznałam ją za naturalne dopełnienie głównej bohaterki, która siłą rzeczy musiała być katoliczką (nawet jeśli bardziej dewotką niż osobą prawdziwie wierzącą).
Kiedy zamieszkałam w Wielmoży, jasne było dla mnie, że współczesna prowincja jest ciekawsza od najbardziej wydumanej zagadki kryminalnej. Ponieważ więc chciałam pokazać wieś, automatycznie punktem odniesienia stali się dla mnie Chłopi Reymonta, a dokładniej zastosowane w nich strategie narracyjne. Siadając do pisania Śledztwa od kuchni widziałam zatem, jakie będą moje bohaterki, a także, że stosować będę trzy przeplatające się rodzaje narracji: gawędziarza, którego rozbudowane, niemal „barokowe” wypowiedzi pełne są wtrąceń, narratora „literackiego”, bazującego na skojarzeniach i wreszcie oszczędnego obserwatora.
W trakcie pisania poczułam, że mam też ochotę pobawić się podgatunkiem i przenieść punkt ciężkości z  zagadki kryminalnej na zagadkę literacką. Stąd na poziomie struktury i narracji pełno jest ukrytych „zagadek” dla czytelników i czytelniczek. Niektóre z nich są dosyć oczywiste, inne o wiele trudniejsze. Czasem są to ukryte cytaty, czasem jedynie aluzje, a czasem konkretne struktury. Dlaczego bohaterka nieustająco potrząsa podbródkiem? Dlaczego nazywa się tak samo jak autorka? Skąd taka forma przypisów? Do czego nawiązuje tytuł i podtytuł? I tak dalej, i tak dalej…


Podejrzewam, że zamiłowanie do gotowania główna bohaterka odziedziczyła po Pani. Jakie jeszcze swoje cechy przelała Pani na wdowę?

Co prawda nie gotuję aż tak dobrze jak wdowa po aptekarzu, ale istotnie przygotowujemy te same potrawy. Łączy nas też kilka cech fizycznych (choć nie jest to ani waga, ani wiek, ani, niestety, epicki biust :)  ). 
Ale odpowiadając całkiem poważnie - dałam bohaterce moje personalia nie tylko z powodu gry literackiej (bo przecież nie ja pierwsza zastosowałam taki zabieg w powieści kryminalnej i jest to już pewna tradycja, choć  u mnie rzeczywiście występuje à rebours), ale także ze względu na uniwersalne cechy charakteru. Zastanawiało mnie, jak to jest możliwe, że osoby będące często wścibskie i niemiłe, są jednocześnie ukochanymi babciami czy mamami. I chociaż mam nadzieję, że wady nas nie łączą, to przecież Karolina Morawiecka wdowa po aptekarzu nosi w sobie takie cechy, które charakteryzują większość z nas – wspomniane wścibstwo, chęć nieustającego udzielania rad, przekonanie o swojej wyższości, a przy tym wszystkim serce na dłoni i empatię.


Skąd się wzięła siostra Tomasza? Czy ona też swoje cechy zaczerpnęła z prawdziwej postaci?

Siostra Tomasza z jednej strony jest odpowiedzią na Akuninowską siostrą Pelagię, tyle że w wersji „spolszczonej” i współczesnej, z drugiej zaś próbą wyobrażenia sobie charakteru zakonnicy, która naprawdę postanowiła - wbrew zakazom! - poznać zagadkę dwunastu ciał na strychu. Ta historia, która stanowi punkt wyjścia dla „detektywistycznej” biografii siostry Tomaszy jest bowiem prawdziwa i rzeczywiście wydarzyła się, bodajże we wczesnych latach dziewięćdziesiątych, w jednym z krakowskich zakonów.
Jednocześnie Śledztwo od kuchni zadedykowane jest między innymi pamięci siostry Ksawery. Zakonnicy, która w moim przekonaniu miała wiele cech wspólnych z książkową bohaterką. Bo przecież do zakonów trafiają i kobiety po studiach, z ukształtowanymi poglądami i przekonaniami, które dosyć trudno jest „sformatować”. Feminizm i katolicyzm nie muszą się przecież wykluczać.


Skoro już mówimy o bohaterach, to najbardziej zbliżona do Pani jest sąsiadka wdowy, Karolina, Krakuska – jak wiele Pani w tej postaci?

:)  Prawdę powiedziawszy z krakuską mam chyba najmniej wspólnego - może rzeczywiście poza wyglądem. Krakuska to raczej spojrzenie na siebie oczami  moich sąsiadów. Nie raz usłyszałam, zwłaszcza na początku mojego mieszkania w Wielmoży, że ja tylko „leżę na sofie i czytam”. Poza tym właściwie nie piekę ciast, więc mój mąż „ jest taki chudziutki, bo ciasta na niedzielę nie ma”. :)


Już kończąc temat postaci cyklu - kogo z bohaterów lubi Pani najbardziej i dlaczego?

Lubię wszystkich moich bohaterów – nawet przerażającego poglądami Stachlaka :) .  Bardzo lubię panią Małgorzatę. Widzę ją z włosami upiętymi w ciasny kok, ze złotym zębem, twarzą pooraną zmarszczkami, w podomce w kwiaty, martwiącą się nieustannie, czy jakiegoś grzechu nie będzie, z sercem na dłoni i za wszelką cenę próbującą wyczarować z postnych produktów coś jadalnego.


Teraz może troszkę o Pani warsztacie pisarskim. Jak wygląda praca nad książką? Pisze Pani dzień w dzień? Czy może nie nakłada sobie Pani rygoru i siada do pisania tylko w chwili natchnienia?

Kiedy pracowałam nad jakąś powieścią, wyglądało to dosyć podobnie. Pisałam mniej więcej dwie godziny dziennie, od ósmej do dziesiątej, żeby nie pozbawić się przyjemności i żeby pisanie nie stało się rutyną czy obowiązkiem. Oczywiście tylko w dni robocze czyli od poniedziałku do piątku.


Długo powstaje taki pomysł nad książką? I ile mniej więcej czasu zajmuje Pani napisanie jednego tomu?

Moje pisanie zaczyna się od tytułu. Kiedy go wymyślę, a w zasadzie – kiedy przyjdzie mi do głowy, bo jakoś specjalnie nad nim nie rozmyślam, „widzę” już całą historię. Wiem, kto jest ofiarą i dlaczego zginie. No i przede wszystkim: kto i w jaki sposób zabił.
Sam akt pisania w moim przypadku jest ogromną radością – zaczynam „widzieć” sceny, tak jakby przed moimi oczami wyświetlał się film i po prostu opisuję to, co widzę i słyszę.
Pisanie powieści to mniej więcej dwa miesiące w takim rytmie (dwie godziny dziennie, pięć dni w tygodniu). Przy czym o ile po prostu „usiadłam i napisałam” Śledztwo, o tyle w przypadku Mordercy między pierwszymi a ostatnimi rozdziałami minęło z pół roku. Z kolei w przypadku trzeciej części miałam bodajże miesięczną przerwę, także „w połowie” książki, kiedy przeżywałam totalne załamanie i pisarską depresję.


Czy jest coś w cyklu co sprawiło Pani trudność podczas pisania? Jeśli tak, to co i dlaczego?

Prawdziwa trudność pojawiła się w przypadku trzeciej książki. Kiedy ukazało się Śledztwo, Morderca był już ukończony. Z recenzjami czytelników zetknęłam się więc dopiero w trakcie pisania Zabójstwa na cztery ręce. A ponieważ głosy były i są absolutnie rozbieżne, doznałam „szoku poznawczego” :) . Z jednej strony mój styl był „wyrafinowany i inteligentny”, z drugiej „nieznośny, egzaltowany i na poziomie gimnazjalistki”. Głównej bohaterki jednocześnie „nie da się nie lubić” oraz „jest nieznośna i okropna” (siostra Tomasza jakoś uszła przed pręgierzem opinii publicznej). Pisałam jednocześnie „za długie” oraz „za krótkie” powieści, które były „niestety takie same” i „niestety inne”. A kulinarny podtekst „nudził i był na siłę” albo „stanowił oryginalne i ciekawe dopełnienie”. (Uwagi na temat humoru pominę, bo wciąż się upieram, że nie piszę komedii kryminalnych, ale powieści detektywistyczne). Każdą taką uwagę brałam sobie do serca, każdą się przejmowałam. Po miesiącu totalnej niemocy doszłam do wniosku, że zostało mi już tylko oszaleć… :)  Przestałam więc czytać opinie i wróciłam do pracy nad książką.






Ma Pani swoje ulubione miejsce do pisania?


Wyobrażam sobie, że jeszcze większą przyjemność sprawiałoby mi pisanie albo w plenerze, albo w jakiejś kawiarni, lub po prostu w moim ogrodzie. Ponieważ jednak nie mam laptopa, musiało wystarczyć mi biurko w moim gabinecie - za to z fenomenalnym widokiem na ogród i ruiny tajemniczego domu.


We wrześniu ukazuje się trzeci tom cyklu pt. „Zabójstwo na cztery ręce”. Co może Pani zdradzić przed premierą swoim czytelnikom? Czego możemy się spodziewać?

Zabójstwo w moim odczuciu jest książką inną od poprzednich (zresztą mam poczucie, że każda z części jest inna. Oczywiście strategie narracyjne są cały czas te same, podobnie jak bohaterowie, ale jednak pod względem kompozycji czy tempa fabuły są to całkiem inne powieści). Zabójstwo jest „najszybsze”, z dominacją dialogu, a akcja właściwa sprowadza się w zasadzie do jednej nocy. To taka wariacja na temat jedności miejsca czasu i akcji…
Jeśli chodzi o fabułę, wiąże się ona ze ślubem młodszego aspiranta Rafała Batorego i kelnerki z Herbovej. Będzie trup, tradycyjne polskie wesele i mnóstwo przyśpiewek, przy których układaniu wspaniale się bawiłam :) .


Czy w planach ma już Pani kolejne części cyklu? Muszę przyznać, że bardzo lubię stworzonych przez Panią bohaterów, nie chciałabym się z nimi za szybko rozstawać!

No to pytanie nie potrafię w tej chwili odpowiedzieć. Bo z jednej strony mam pomysł na część czwartą, która miałaby rozgrywać się dwutorowo i objąć mój ukochany Kraków, z drugiej strony pisanie, czy raczej okoliczności towarzyszące wydawaniu książek, nieco mnie przerosły, często rozczarowały. Zderzenie moich absolutnie wyidealizowanych wyobrażeń z rzeczywistością mój pisarski zapał jakby ochłodziły... A ponieważ nie mam w sobie przymusu, więc nie wiem, czy wdowa po aptekarzu i siostra Tomasza rozwiążą jeszcze jakąś zagadkę, czy też będzie to ich koniec. To się dopiero okaże…


To na koniec trochę prywaty – jak wygląda Pani domowa biblioteczka? Czy coś się w niej wyróżnia? Autor? Gatunek?

Moja biblioteczka to w większości białe regały, bo na nich nie widać kurzu :) (serdecznie polecam!). A tak całkiem serio - mam oczywiście część poświęconą tylko na kryminały. Istotne miejsce zajmują też reportaże i szeroko rozumiana klasyka.
Nie jestem w stanie wskazać jednego ulubionego pisarza czy pisarki, ale niewątpliwie w ostatnim czasie szczególne miejsce zajmuje w mojej bibliotece i w moim sercu proza Jaume Cabré. Jego Wyznaję to dla mnie absolutne arcydzieło. Powieść genialna, która wszystkie inne zostawia ze sobą.


Co lubi Pani robić w wolnym czasie? Oprócz pisania oczywiście 😊

Lubię praktykować drobne i małe przyjemności. Oczywiście lubię gotować, choć stawiam na kuchnię szybką, taką „do 20 minut”. (Zresztą jeśli ktoś śledzi przepisy na fanpage’u  wdowy po aptekarzu, ten wie, że musi być łatwo i szybko :) ).  Uwielbiam chodzić na spacery z mężem i naszymi trzema psami, albo leżeć na kanapie i czytać lub oglądać seriale („Opowieść podręcznej” to mój absolutny numer 1!!!). Poza tym moją wielką pasją jest ogród, choć raczej sprowadza się to do wymyślania kolejnych kompozycji i nowych rabat, niż do pielenia (za tym ostatnim absolutnie nie przepadam). Lubię też aktywności związane z aranżacją przestrzeni, chociaż umiejętności technicznych nie mam zbyt wielkich. Oraz nordic walking!


Ulubione danie?

Odpowiedź na pytanie o ulubione danie jest niemal tak samo trudna jak na pytanie o ulubioną powieść! Wszystko przecież zależy od naszego nastroju, od pory roku itd. Ale w pierwszej trójce niezmiennie królują u mnie makarony (lasagne to moja miłość!) i pieczona kapusta z sosem musztardowym. Moim comfort food od lat jest… bułka tarta, smażona na dużej ilości masła z listkami świeżego tymianku, odrobiną startej skórki z cytryny, parmezanem i płatkami chili.


Ulubione warzywo?

Jednego warzywa też nie jestem w stanie wybrać, ale pewnie będzie to brukselka i bakłażan (byle niej razem, a jeśli już, to w towarzystwie orzechów piniowych, rodzynek, pomidorków koktajlowych, parmezanu i dobrego dressingu – oczywiście z makaronem).


Ulubiona muzyka i wykonawca?

Kocham kobiece głosy. Od kilku lat nieustające słucham Madeleine Peyroux na zmianę z Beth Heart i Dianą Krall. Mam też słabość do Stinga, Sufjana Stevensa i Eliotta Smitha. A moim ostatnim odkryciem muzycznym jest płyta „American love call” zespołu Durand Jones & The Indications.




Serdecznie dziękuję za poświęcony czas i życzę dalszych sukcesów na rynku powieści komedii kryminalnych (a raczej w powieściach detektywistycznych;) )!

Dziękuję :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz