października 15, 2019

"Wędrowny Zakład Fotograficzny" Agnieszka Pajączkowska


Tytuł: Wędrowny Zakład Fotograficzny
Data premiery: 14.08.2019
Wydawnictwo: Czarne
Liczba stron: 384

O Wędrownym zakładzie Fotograficznym usłyszałam trzy lata temu w Polskim Radiu Trójka. Mówili o autorce, Agnieszce Pajączkowskiej, o tym, że jeździ żółtym busikiem wzdłuż wschodniej granicy i za zdjęcia zbiera historie. Bardzo mnie to wtedy zaintrygowało, więc w momencie kiedy dowiedziałam się, że z tego projektu powstała książka, to wiedziałam, że koniecznie muszę ją przeczytać!
„Kiedy dostanę za zdjęcie obiad, łubiankę truskawek albo siatkę z jajkami, to wtedy dotrę do pogranicza fotografii – miejsca, w którym na ona swoją wartość wymienną, nie jest celem, tylko pretekstem do spotkania. Na tym wymiana się skończy, ale zacznie się o wiele więcej.”
Autorka projekt ten realizuje od 2012 roku. Co roku latem wsiada do swojego żółtego trzydziestoletniego volkswagena T3, w którym ma łóżko i kuchnię i wyrusza w drogę w poszukiwaniu dawnych historii. Głównym celem jej wyprawy są malutkie zapomniane wsie wzdłuż granicy wschodniej, te, które doznały największych zmian po II wojnie światowej, tj. wysiedlenia, akcja „Wisła” czy rzeź Wołyńska. Pomysł na Wędrowny Zakład Fotograficzny autorka zaczerpnęła po prostu z historii – dawniej istniał taki zawód jak obwoźny fotograf, który oferował napotkanym mieszkańcom zdjęcia do dowodów, paszportów czy portrety. Agnieszka zdecydowała się na mniej oficjalną formę – zwyczajne zdjęcia, najczęściej po prostu pamiątkowe, drukowane na małej przenośnej drukarce.
„Gdy wszystko stawało się cyfrowe, ona (drukarka), na przekór, zamieniała piksele na papier.”
Zdjęcia, które miały być tylko pretekstem do zagajenia rozmowy, do poznania historii z dawnych lat, tych prywatnych, osobistych wspomnień. I właśnie z tych zasłyszanych historii powstała książka. Nie jest to opowieść ciągła, a właśnie wyrywkowe rozmowy, wspomnienia, spostrzeżenia z podróży.

Kompozycyjnie książka podzielona jest na lata 2012 – 2017, które z kolei dzielą się na państwa, obok których granicy autorka jeździła. Książkę otwierają 3 piękne cytaty dotyczące fotografii, dostajemy też bardzo konkretny wstęp, w którym autorka pisze o celu podróży i przygotowaniach do wyprawy. Całość zamykają podziękowania, z których też można zaczerpnąć trochę informacji. W książce znajdziemy oczywiście też kilka fotografii przywiezionych z drogi.

Jeśli chodzi o samą Agnieszkę Pajączkowską, to jest to bardzo kreatywna dusza. Organizuje, bierze udział i wspiera wiele projektów kulturalnych, jak sama twierdzi, interesuje ją łączenie sztuki z praktyką. Chce, by sposób przedstawienia skłaniał do myślenia. Interesuje się przeszłością, po to, by dowiedzieć się czegoś o teraźniejszości. Działa samotnie, w zespole, koordynuje działania innych. Jest laureatką konkursu „Kulturystka Roku 2016” oraz w tym roku wydała razem z Aleksandrą Zbroją książkę „A co wyście myślały? Spotkania z kobietami z mazowieckich wsi”.

Teraz trochę o stylu książki. Tak jak już wspomniałam, książka składa się z wielu krótkich historii, wręcz wyrywków opowieści. Czasami autorka przytacza całe rozmowy, czasami opowiada własnymi słowami – jak sama wspominała we wstępie, część rozmów nagrywała, z części robiła tylko notatki. Nie zmienia to jednak faktu, że książka pisana jest bardzo ładnym językiem, z dużym poszanowaniem słowa. Oczywiście często natykamy się w treści na naleciałości wschodnie, jednak nie sprawia to żadnym problemów w czytaniu i zrozumieniu treści. Szczerze przyznam się, że mimo, że podczas czytania jakoś nie zwróciłam uwagi na ten ładny język, po prostu książkę czytało mi się łatwo i przyjemnie, tak jak skończyłam tę i zaczęłam czytać kolejną, to doznałam szoku językowego (że tak się wyrażę). Dopiero w porównaniu z inną byłam w stanie docenić tę dbałość o piękny styl wypowiedzi.

W książce znajdziemy wiele różnych opowieści. Oczywiście nacisk autorka kładzie na rozmowy z napotkanymi osobami, głównie ze starszymi, które wypytywała o czasy wojenne i powojenne. Wiele osób przytaczało swoje wspomnienia z czasów przesiedleń, opowiadało jak to wszystko wyglądało, jak zmuszani byli do porzucania dotychczasowego życia i przerzucani po prostu w inne miejsce. Jak rozpadały się rodziny, jak urywały przyjaźnie, ginęły miłości. Wiele osób wspomina też jak wyglądało ich codzienne życie, jak się zarabiało, jak zawierało małżeństwa, wychowywało dzieci. Te opowieści są mocno napakowane emocjami, muszę przyznać, że nieraz się wzruszyłam. Niemniej jednak warto podkreślić, że książka zmusza do wielu refleksji, nie tylko nad tym co było, ale co jest, co mamy teraz. Pokazuje też, że narodowość nie jest ważna, chociaż wielu napotkanych ludzi uważa inaczej.
„Dotarło do mnie, że przez miesiąc będę rozdawała raczej byle jakie zdjęcia, dostając w zamian sytuacje, które obtłuką mnie jak emaliowaną miskę, odrapią skutecznie z przyjemności sentymentalnego myślenia o wsi.”
Prócz historii z dawnych czasów autorka opisuje też swoje podróże, jakie emocje jej towarzyszyły, opisuje różne dziwne sytuacje i rozmowy. Część z nich jest zabawna, część dosyć straszna. Osobiście bardzo podziwiam autorkę za odwagę – w końcu większą część podróży jeździła sama (później z psem, jednak raczej nie obronnym 😉 ) po małych wioskach, gdzie nie wiedziała co znajdzie. Mi osobiście zabrakło by odwagi, a autorka, mimo kilku niepokojących sytuacji, nie poddała się, nie zrezygnowała w połowie, nie dała się zniechęcić. Naprawdę chylę czoła!

Podsumowując, „Wędrowny Zakład Fotograficzny” to naprawdę lektura godna uwagi. Piękne opowieści, piękny styl, piękne zdjęcia. I mimo że decydując się na tę książkę spodziewałam się trochę czegoś innego (liczyłam na jedną ciągłą opowieść z trasy i wiele zdjęć, a dostałam wyrywkowe wspomnienia i rozmowy i tylko kilka fotografii), to muszę powiedzieć, że nie żałuję, a wręcz jestem książką oczarowana! Wiele też się z niej nauczyłam i dała mi dużo do myślenia, o ludziach, ich losach, i ogólnie życiu zarówno dawnym jak i tym aktualnym, codziennym. Bardzo się cieszę, że mogłam tę książkę przeczytać, na pewno na długo zostanie w mojej pamięci.
Zachęcam też do odwiedzenia strony internetowej projektu, gdzie znajdziecie piękne zdjęcia i wiele opisów – można przepaść na dobrych kilka godzin! http://wedrownyzakladfotograficzny.pl/

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Czarne!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz