stycznia 25, 2021

"Dywan z wkładką" Marta Kisiel - recenzja przedpremierowa

 

Autor: Marta Kisiel
Tytuł: Dywan z wkładką
Data premiery: 27.01.2021
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 332
Gatunek: komedia kryminalna
 
Nazwisko Marty Kisiel nie jest dla mnie obce, jednak nigdy wcześniej sama nie sięgnęłam po jej książki – przede wszystkim dlatego, że autorka pisała w gatunkach, które nie wpisują się w mój gust czytelniczy. Jej pierwsza powieść ukazała się w roku 2010, od tego czasu stworzyła dwa cykle fantasy, cykl „Małe Licho” dla młodszego czytelnika, napisała też wiele opowiadań. Zajmuje się również tłumaczeniami prozy zagranicznej. Jej książki były już nieraz nominowane i nagrodzone poważnymi polskimi nagrodami literackimi, a i czytelnicy zawsze głośno i bardzo entuzjastycznie się o nich wypowiadają. Zatem więc kiedy tylko usłyszałam, że autorka wzięła na swój warsztat jeden z moich ulubionych gatunków literackich – komedię kryminalną, od razu wiedziałam, że w końcu przyszedł czas, bym i ja mogła się zapoznać z jej piórem!
 
Rodzina Trawnych po wielu latach spędzonych z małym, starym mieszkanku w wielkim mieście w końcu postanowiła wyprowadzić się na wieś. Nie, wróć – to Andrzej, mąż Tereski, ojciec nastoletniej Zosi vel. Zoji i Macieja vel. Maciejki zamiast remontować starą kuchnię (gdyż dziwnymi kanałami wentylacyjnymi? Kanalizacyjnymi? Jeszcze innymi? Przez własną lodówkę chcąc nie chcąc podsłuchiwali swoją bardzo głośną w pewnych kluczowych momentach sąsiadkę) kupił nie całkiem wykończony dom w Marcinkowicach… Tereska skuszona ciszą, spokojem i pięknym relaksacyjnym stawem za domem ostatecznie pogodziła się z nieprzemyślaną i pochopną decyzją męża. Teraz, gdy nastał moment przeprowadzki, okazało się, że staw to wcale nie staw, a bajoro tworzące się samoistnie podczas deszczów, sąsiedzi są nieznośni, internet, przez który Tereska pracuje, a 12letni Maciejka – no cóż – żyje, praktycznie nie w tutaj zasięgu, a do tego wszystkiego na głowę rodziny zwaliła się jeszcze w teorii bardzo uczynna teściowa Tereski, Mira, której ta nie potrafi znieść… Takie nagromadzenie pecha wyprowadziłoby każdego z równowagi! A jednak to ciągle mało – wielkim zwieńczeniem pecha jest znalezienie trupa w okolicznym lesie zawiniętego w ich własny dywan! Kto go zabił? Tereska i Mira postanawiają najpierw same znaleźć potencjalnego zabójcę, by gdy przyjdzie co do czego, muszą być w stanie zbić argumenty policji, która z pewnością od razu pomyślałaby, że mordercą jest mąż Tereski… Co przyniesie te małe śledztwo? I czy trup grzecznie poczeka w dywanie, póki kobiety nie zrobią tego co zaplanowały?
„Sęk w tym, że matka zachowywała się dziwnie w pełnej synchronizacji z babunią.
A Zoja nigdy nie miała większych złudzeń – matka i babunia były niekompatybilne. Z niewyjaśnionych przyczyn obecność tej drugiej w bezpośrednim otoczeniu zawsze wpędzała tę pierwszą w białą gorączkę.”
Książka składa się z prologu i 22 rozdziałów. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, głównie z punktu widzenia Tereski i Zoji. Styl powieści jest rewelacyjny! Lekki, przyjemny i oczywiście pełen humoru. Oprócz postaci i żartów sytuacyjnych, humor znajdziemy w samym języku – autorka bawi się powiedzonkami, nawiązuje do klasyków czy innych znanych ogólnie tekstów, wplatające je w powieść w taki sposób, że nie da się co najmniej nie uśmiechnąć. Ja nie będę ukrywać – cała książka nastroiła mnie nad wyraz pozytywnie, a i zdarzyło mi się kilka razy dosyć konkretnie śmiać w głos. Muszę też przyznać, że żarty tu zawarte są ładnie zbalansowane – nie są ani specjalnie ironiczne, ani wulgarne czy obraźliwe. Są przyjemne i naprawdę dobrze wyważone – współczesne, ale gdzieś tam czuć wpływ Chmielewskiej.
„Najważniejszym rytuałem, od którego zależało w zasadzie wszystko, jeśli nie więcej, była poranna cisza w eterze. W przeciwieństwie do Andrzeja, typowego rannego ptaszka, który bladym świtem przenosił góry i wyrywał murom zęby krat, Tereska przed dziewiątą trzydzieści zaliczała się do ptaszków ciężko rannych. Na samą myśl o choćby otwarciu ust zbierało jej się na mdłości, a wszelkie próby zagajenia dusiła w zarodku samym spojrzeniem. Nie mów do mnie, warczała jej mowa ciała, nie mów do mnie, bo w dziób.”
Oczywiście główny ciężar historii dźwiga tutaj postać Tereski. To naprawdę barwna bohaterka – kiedy jej źle pociesza się kasztankami i liczbami – bo tak, Tereska jest księgową. Kocha swoje dzieci, ale daje im dużą swobodę, kocha swojego męża i przez to do tej pory go nie zamordowała – bo Andrzejek jest jej całkowitym przeciwieństwem. Jak sama bohaterka go określa, to taki ludzki labrador – wesoły, postrzelony, wszędzie go pełno, ale jeśli chodzi o wykonanie jakiegoś zadania, to już trudno mówić o konkretnych efektach. Do tego dochodzi jeszcze teściowa Mira, która zmienia mężów jak rękawiczki, w wieku 60+ jest bardzo wysportowana niż Tereska (co wcale nie jest takie trudne…), bo i kocha wszelkie aktywności fizyczne, do których przy okazji zmusza też biedną synową… Jest też mocno ekologiczna Zoja i zafiksowany na punkcie gier internetowych Maciejka… A, i nie zapomnijmy też o psie – Pindzi, czyli Pina Coladzie, która jest oczkiem w głowie całej rodziny. Czy z połączenia takich bohaterów może nie wyjść naprawdę udana komedia? Nie sądzę, zderzenie tych charakterów daje wiele naprawdę zabawnych sytuacji.
„Ręczne tarcie ziemniaków na placki w jej oczach podchodziło pod znęcanie się i powinno być ścigane z urzędu przez wszelkie państwowe instytucje, z inspekcją sanitarną, budowlaną i ZUS-em włącznie.”
Co do samej akcji i intrygi kryminalnej, to również jest ładnie wywarzona. Co prawda trup pojawia się dopiero po ponad 100 stronach, czyli gdzieś w 1/3 powieści (wcześniej mamy ogólne przedstawienie postaci), ale kiedy już zostanie odkryty, to fabuła kręci się już tylko wokół niego i prywatnego śledztwa bohaterek. Intryga jest dobrze rozpisana, jest małe grono podejrzanych, ale założę się, że jej rozwiązanie i tak Was zaskoczy.
 
Podsumowując, „Dywan z wkładką” to naprawdę świetny debiut w gatunku komedii kryminalnej! Książka jest pełna humoru, który wydaje się dosyć uniwersalny, więc myślę, że ma szansę bawić szerokie grono czytelników. Bohaterowie są uroczy i zabawni, tak przyjemni, że nie sposób ich nie polubić. Mam szczerą nadzieję, że ta książka to początek nowego cyklu autorki, bo nie dopuszczam do siebie myśli, by z tak kolorowymi i dobrze dopracowanymi postaciami rozstać się już po pierwszej książce. Koniecznie chcę więcej!
 
Moja ocena: 8/10
 
Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu W.A.B.!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz