stycznia 25, 2021

"Szczęście rodziny Marsdenów" Karolina Stępień

 

Autor: Karolina Stępień
Tytuł: Szczęście rodziny Marsdenów
Data premiery: 26.08.2020
Wydawnictwo: Lira
Liczba stron: 368
Gatunek: thriller / kryminał
 
„Szczęście rodziny Marsdenów” to druga książka Karoliny Stępień, która debiutowała w roku 2017 powieścią zaliczaną do gatunku fantastyki pt. „Ktoś całkiem obcy”. Teraz, po trzech latach, autorka znalazła się pod skrzydłami Wydawnictwa Lira, a jej książka została skategoryzowana jako thriller / kryminał.
 
Jest to historia rodziny Marsdenów, tocząca się na tle małego sennego miasteczka Cobetoe. Bohaterkami powieści są trzy nastoletnie siostry, które podczas wakacji włóczą się po okolicznym lesie i miasteczku. Ich rodzina składa się z ojca, ciotki, jej męża i babki. Ich mama odeszła od nich kilka lat temu, a ojciec stracił brata jeszcze przed narodzeniem dziewczynek. Tego lata ciało zaginionego brata zostaje znalezione w okolicznym torfowisku. Dziewczyny zszokowane odkryciem muszą nie tylko same ustosunkować swoje odczucia do tej nowej sytuacji, ale i zmierzyć się z problemami rodzinnymi – alkoholizmem ojca, który po tak drastycznym odkryciu z powrotem daje o sobie znać, a i coraz mocniej pogłębiającą się demencją babci, która widzi i goni duchy…  
 
Książka składa się z prologu, 50 rozdziałów i epilogu. Rozdziały składają się na sześć tytułowanych ksiąg. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, podąża za trzema głównymi bohaterkami. Styl powieści w większości jej poprawny, choć nie ukrywam, że rzuciły mi się w oczy zbędne powtórzenia – praktycznie całych zdań, tak że podczas słuchania audiobooka nieraz zastanawiałam się czy nie został źle złożony – ale nie, powtarzało się tylko jedno – dwa zdania po kilku stronach, więc ewidentnie nie był to błąd aplikacji. Uwaga narratora skupiona jest na głównych bohaterkach i otaczającej je przyrodzie – w opisach natury miałam wrażenie, że autorka chciała nadać im głębi, większej poetyckości. Poza tym odniosłam wrażenie, że cała książka miała mieć senny, oniryczny klimat, gdzieś na granicy jawy i snu – jeśli faktycznie taki był zamiar, to niestety nie w pełni się on udał. Widziałam miejsca, w których miał zachodzić ten zabieg, jednak w ogóle nie podział na moją wyobraźnię, nie czułam żadnych emocji podczas lektury, no, poza pogłębiającą się irytacją.
 
Na plus książki bezsprzecznie zaliczam jej okładkę. To ona przyciągnęła mój wzrok i po części przez nią zdecydowałam się na lekturę. Jest klimatyczna, intrygująca, na pewno mogę zaliczyć ją do jednych z lepszych okładek Liry.
 
Co do samej książki mam jednak sporo uwag. Po pierwsze była bardzo nierówna. Na początku starałam się nie nastawiać do niej źle, przy większym skupieniu nawet wydawało mi się, że może udałoby mi się wczuć w klimat. Niestety wtedy nadszedł pierwszy wielki spadek, otwarło się za dużo wątków, które nic do powieści nie wnosiły, przez co początkowy zarys klimatu kompletnie się rozmył. Pod koniec znowu coś się zmieniło, było znowu trochę lepiej, tak że miałam nadzieję na przynajmniej pozytywne odczucia na koniec. Niestety i sam koniec znowu mocno mnie rozczarował, przez co wcześniejszy wzrost zainteresowania lekturą znowu stracił na znaczeniu.
 
Dlaczego tak się stało? Wydaje się, że autorka nie wiedziała na co się przy tej powieści zdecydować. Naprawdę nie potrafię powiedzieć co książka tak faktycznie miała na celu – wątków było po prostu za dużo i zdecydowanie za skrótowo zostały potraktowane. Bo co tutaj mamy? Są wątki kryminalne – jest trup, śledztwo policji i podejrzenie morderstwa. Dziewczyny kilka razy podkreślają, że chcą się dowiedzieć i nawet zaczynają same szukać informacji na temat swojego wujka i jego potencjalnej morderczyni. Są też wątki młodzieżowe, nasuwające na myśl amerykańskie seriale dla nastolatków o latach 80tych czy 90tych. Jest jakiś wątek fantastyczny, o pewnym mitycznym leśnym stworzeniu, które objawia się w okolicznym lesie. Jest też wątek problemów rodzinnych – i to nie jednego, ale wielu – problem porzucenia dzieci, matki, która prawdopodobnie popadła w depresję, a może i szaleństwo. Alkoholizm ojca, z którym ten sobie nie radzi, demencja babci, która myli ludzi, widzi duchy i ucieka do lasu. Nadopiekuńczość ciotki, która mimo że z babcią sobie nie radzi, nie chce jej oddać do domu opieki. Bezpłodność ciotki, która ostatecznie poświęciła się wychowaniu dziewczynek. A, zapomniałabym jeszcze o nastolatku, koledze dziewczyn, Dirku, pozornie wzorowym uczniu, którego tak naprawdę nikt nie zna, bo w głębi chłopiec jest żądny przygód i miłosnych uniesień. Tak, to by były najważniejsze wątki, które wychwyciłam w tej powieści. Przy około 300 stronicowej powieści, gdzie jeszcze ewidentnie dużo uwagi poświęca się przyrodzie, nie sposób było o wszystkim opowiedzieć tak, by miało to głębszy sens. Nie wiem dlaczego autorka rozpoczęła tyle wątków, czy nie miała pomysłu na ich rozszerzenie czy może był w tym jakiś sens, którego ja nie dostrzegam – naprawdę nie wiem, nie zmienia to jednak faktu, że nic w mój świat tak książka nie wniosła, a co za tym idzie mocno mnie rozczarowała.
 
Poza powtórzeniami i ogromną ilością wątków, muszę jeszcze też wspomnieć o dziwnym zachowaniu postaci. Tu ktoś się bije, to ktoś nagle wyskakuje, tarza się po ziemi, śmieje, tam ktoś nagle uderza ręką w auto, a jeszcze zaraz ktoś kogoś w teoretycznie romantycznym momencie boksuje w rękę czy tors, a jeszcze tu ktoś w czasie rozmowy zaczyna się kręcić – naprawdę nie wiem skąd się wzięły takie zachowania postaci, chwilami miałam wrażenie, że każdy jest tam trochę, że się tak wyrażę, nienormalny. W każdym razie te zachowania były bardzo nieprzewidywalne, zaskakujące, jednak że nie miały żadnego uzasadnienia, a już na pewno nic podpartego psychologią postaci, której tu w ogóle nie było, to nie można mówić o ich pozytywnym odbiorze.
 
Szczerze strasznie mi przykro, że pod tak piękną okładką ukryło się coś takiego. Dalej nie wiem ją tę książkę określić, nie widzę żadnego powodu, dla którego powstała ona w takiej formie. Nie wyniosłam z niej żadnej głębszej myśli, nie przyniosła mi też ona żadnej rozrywki. Nie wiem, może gdyby autorka skupiała się na budowaniu klimatu i jednym wątku, to może byłoby inaczej. Tak niestety potwierdziła się znowu moja teoria, że gdy polski autor całkowicie bez uzasadnienia przenosi swoją akcję powieści gdzieś w amerykańskie czy inne dalekie nam rejony, zamiast skorzystać z uroków Polski, to po prostu znak, że nie powinnam po tę książkę sięgać. Jako że jednak dałam radę doczytać książkę do końca i gdzieś tam widzę jej lepsze momenty, to oczywiście i to uwzględniam w swojej ocenie.
 
Moja ocena: 4/10
 
Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Lira!

Książka dostępna jest też w abonamencie 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz