sierpnia 30, 2022

"To tylko rock'n'roll. Zawsze The Rolling Stones" Rich Cohen

Autor: Rich Cohen
Tytuł: To tylko rock’n’roll. Zawsze The Rolling Stones
Tłumaczenie: Adrian Stachowski
Data premiery: 24.08.2022
Wydawnictwo: Poznańskie
Liczba stron: 432
Gatunek: non-fiction / biografia
 
Chwilę po tym, jak The Rolling Stones ukończyli swoją trasę po Europie z okazji 60 rocznicy istnienia zespołu, na polskim rynku ukazała się ich biografia pióra Richa Cohena, która na anglojęzycznych rynkach premierę miała już sześć lat temu. Nie powiem Wam co tę książkę odróżnia od innych dostępnych na rynku biografii tego zespołu, bo przyznam, że nigdy wcześniej nie przyglądałam się im z bliska. Mogę za to powiedzieć, że jest to dobry kawał historii muzyki, która powstała w trudnych latach powojennych, kiedy nie było nic innego. Historii, którą każdy, kto choć przez chwilę w swoim życiu naprawdę żył muzyką, powinien przeczytać. A już w szczególności fani rocka i cięższych brzmień – w końcu to tu się wszystko zaczęło.


„Kto naprawdę złapie bakcyla, ten szybko się przekona, że słuchanie Stonesów to za mało. Chce się wieść takie życie, stać się muzyką. W zależności od temperamentu jest się Mickiem, Charliem, Keithem lub Billem. Będzie się sunęło szkolnym korytarzem niczym Jagger lub zrzucało z siebie młodzieńcze smutki z nonszalancją Richardsa.”
Autor książki, Rich Cohen to dziennikarz, który od dawna związany jest z magazynem muzycznym Rolling Stone i właśnie na zlecenie swojego pracodawcy w 1994 roku towarzyszył Stonesom w ich trasie po Ameryce.
„Zawsze czułem, że gdzieś są ludzie, którzy bawią się lepiej ode mnie. Wierzyłam, że gdzieś trwa lepsza impreza. I tak było! Znalazłem ją! Nie musiałem już sprawdzać SMS-ów, patrzeć ludziom przez ramię i zastanawiać się, gdzie powinienem iść. Byłem na najlepszej imprezie na świecie. Pierwszy raz w życiu byłem dokładnie tak, gdzie chciałem być.”
Wtedy też przeprowadził z nimi szereg wywiadów, opublikował w magazynie wiele artykułów na ich temat. Oczywiście Cohen już dużo wcześniej był fanem zespołu, wtedy jednak miał szansę spojrzeć na nich z bliska, zobaczyć jacy są naprawdę.
„Zajmuję się historią Stonesów całe dotychczasowe życie. Studiuję ją, jak starożytni studiowali wojnę. Są moim Hemingwayem, Dickensem. Homerem. Czytam książki, słucham winyli, obserwuję z bliska – a jednak wciąż mnie zaskakują.”
Później zaangażował się też w projekt serialu, który napisał razem z Mickem Jaggerem i Martinem Scorsesem pt. „Vinyl”. Teraz przede wszystkim zajmuje się pisaniem książek non-fiction, czego m.in. owocem jest ta książka.
„Chciałem być pisarzem od małego. Wydaje mi się, że to miało związek z naszą domową biblioteczką. Od początku, jeszcze przed płytami i gitarami, jasne dla mnie było, że nie ma nic ważniejszego niż książka – kiedy Bóg zechciał opowiedzieć swoja historię, nie nakręcił filmu.”
Książka składa się z 35 rozdziałów, przypisów, które nie wyglądają tak, jak w innych książkach (są po prostu dobrą lekturą! Nawet one są w tej książce ciekawe!) i niesamowicie bogatej bibliografii – dopiero na jej podstawie widać, jak wiele powstało przez te wszystkie lata materiałów na temat tego legendarnego zespołu.
Wydana jest ładnie, w miękkiej oprawie ze skrzydełkami. Przeważa tu po prostu tekst, zdjęcia pojawiają się okazyjnie, ale czerwony tusz, który jest dodatkiem w tekście (tak zaznaczone są podpisy do zdjęć, numery stron itp.) jest fajnym, oryginalnym akcentem.


 Książka pisana jest oczywiście z perspektywy autora, jednak nie jest to laurka dla jego idoli – Rich podchodzi do nich jak reporter, dobrze przedstawia historię, przede wszystkim tę o ich początkach, ale nie boi się też pisać o tych mniej chwalebnych cechach czy momentach członków zespołu. W końcu:
„Seks, dragi, rock and roll – nic z tego nie jest piękne.”
Historia Stonesów opowiedziana jest chronologicznie, od 1961 roku, w którym Mick Jagger (lider, wokalista zespołu) i Keith Richards (gitarzysta) spotkali się przypadkiem na peronie pociągu – od tego wszystko się zaczęło. Ta opowieść jednak poprzetykana jest prywatnymi wtrąceniami autora – o jego historii ze Stonesami od czasów dzieciństwa, kiedy to po raz pierwszy usłyszał ich muzykę, a także fragmentami poświęconymi wspomnianej trasie z 1994 roku. Książka bogata jest w daty, szczegóły, w ogrom nazwisk, a jednak napisana jest lekko, przez co lektura jest bardzo przyjemna. Polecam czytać ją z youtubem pod ręką – ja co chwilę wyszukiwałam o jakim kawałku jest mowa. I choć nigdy nie byłam specjalnie fanką tego zespołu, to okazało się, że wszystkie znam…
 

Bo tak, Stonesi przecież w naszym pojęciu istnieli od zawsze. Kiedy ja się urodziłam oni mieli już czasy największej świetności za sobą, kiedy urodził się autor tej książki, właśnie w te czasy wchodzili. Był jednak czas, kiedy Stonesów nie było. Czas powojenny, smutny, kiedy dzieciaki nie miały co ze sobą robić. I tak większość przesiadywała w klubach, włóczyła się w poszukiwaniu czegoś, co zaradziłoby nudzie, ale też dało jakiś cel. W tym czasie młodziutcy późniejsi Stonesi zafascynowali byli tak zwaną muzyką czarnych z delty Missisipi. Muzyki, która w Stanach była mocno nacechowana rasowo, ale która w Anglii te zabarwienie traciła. Chłopcy zapragnęli grać tak jak ci, których płyty ściągali zza oceanu i tak narodził się angielski rock and roll – Beatlesi i Stonesi.
„Z czasem ten dar okaże się również klątwą, która wyniesie Stonesów wyżej, ale też ich ograniczy, na zawsze skazując na drugie miejsce – Beatlesi i Stonesi, nigdy Stonesi i Beatlesi. A w byciu pierwszym jest ogromna siła, zarówno jeśli chodzi o rodzeństwo, jak i o tajemniczy cykl sławy. Bycie pierwszym daje swobodę samodzielności. Bycie na każdym miejscu poza pierwszym jest jak jazda za kartką na sygnale. Oznacza definiowanie przez porównanie, stanie zawsze koło Beatlesów, bycie anty-Beatlesami, nowymi Beatlesami – albo gównianymi Beatlesami. Bez względu na poziom sukcesu osiągnięty przez Stonesów nigdy nie mogli przepracować tego, że pojawili się na scenie, kiedy John, Paul, George i Ringo już byli sławni.”
Autor świetnie opisuje te początki angielskiego rock and rolla, skąd to wszystko się wzięło i jak ukształtowało członków zespołu Rolling Stones. Opisuje każdego z nich osobno, opowiada o tym kim byli, jednak bez szczególnego rozczulania – są to krótkie informacje.
„Naprawdę kocham Keitha. On symbolizuje przetrwanie. Można się od niego nauczyć, jak zachować godność w upadłych czasach. A Mick? Kto może być jak Mick? Mick to Elvis w złotej kurtce z lamy. Mick to Michael Jackson sunący moonwalkiem poprzez czas. Jeden na milion, wybryk natury. Nie da się go skopiować, można go tylko podziwiać. A Keith? Jeśli będzie się żyło wystarczająco długo, jeśli zachowa się równowagę i skupi się całą pasję, to może, na samym końcu…”
Cała książka skupia się przede wszystkim na latach 60tych, minimalnie na 70tych, późniejsze dzieje zespołu są już tylko marginalnie wspomniane. To na tamte lata przypada rewolucja, która powstała w muzyce z udziałem Stonesów. To czasy, kiedy na rynku pojawiły się narkotyki, z którymi każdy członek zespołu miał swego czasu romans. Narkotyki, które wtedy były czymś nie całkiem znanym – kiedy okazało się, że uzależniają, było już na tę informację za późno. Jednak Stonesi (ich część oryginalnego składu) i to przetrwali.
Ich początki do łatwych nie należały – byli chwilę po Beatlesach, więc mieli solidny mur do przebicia.
„Każdy zespół w Londynie był zaniepokojony ‘Love Me Do’ i serią kolejnych hitów Beatlesów (…). Stonesi, The Kinks i The Yardbirds płacili frycowe w stolicy, a tu nagle, tuż przed metą, znienacka wyprzedzili ich prowincjusze. Kilkudziesięciu muzyków stanęło nagle przed pytaniem: czy jest miejsce dla jeszcze jednego angielskiego zespołu bluesowego? A może Beatlesi zgarnęli wszystko?”
Pierwsze telewizyjne wystąpienie zespołu w USA w roku 1964

Początkowe piosenki brzmią naprawdę podobnie do tych drugich, jednak później z czasem Stonesi wyrobili sobie to jedyne, niepowtarzalne brzmienie, które odróżnia ich od wszystkiego, co było i jest dostępne na rynku.
„By sprawić, że Stonesi będą kochani, musiał sprawić, by ich znienawidzono. Przypieczętował tę strategię rok później, kiedy wymyślił sławny slogan: ‘Czy pozwoliłbyś, by twoja córka wyszła za Rolling Stonesa?’. ‘Beatlesi chcą potrzymać cię za rękę – pisał wtedy reporter Wolfe – a Stonesi chcą puścić z dymem twoje miasto.’”
Autor opisuje ich pierwsze trasy koncertowe, pierwsze nagrania, relacje z innymi muzykami, producentami i ich związki, które miały znaczący wpływ na członków i ich wzajemne relacje.

Film dokumentalny, który uwiecznił powstanie piosenki "Sympathy for the devil" poprzetykany sekwencjami z polityki

Opisuje też zależności pomiędzy członkami zespołu, który w jego ocenie naprawdę istniał i miał szansę tworzyć coś nowego, póki trwała przyjaźń Micka i Keitha. Później w latach 80tych mocno się poróżnili i od tego czasu zespół już nigdy nie był taki sam. I jak wspomniałam – autor nie prawi członkom zespołu komplementów, przedstawia ich wraz z ich wadami, które czasem zaprowadzały ich w naprawdę niebezpieczne rejony…
„To nie powinno zaskakiwać. Stonesi pozywali się ludzi od samego początku. Wykorzystać, cisnąć na bok, iść dalej. To maszyna, która żywi się trupami. Brian Jones był po prostu najdorodniejszym kozłem ofiarowanym niezaspokojonemu Faunowi – temu, który ma wydatne usta, luźne kończyny i się garbi. Jest w Micku Jaggerze coś potwornego. (…) Mówiąc o mózgu Stonesów, mówi się o Micku, zawsze działającym z nutką okrucieństwa, które przenikało do muzyki. Widać to w niezmordowaniu, z jakim Stonesi trwali przez kolejne dekady. Każdy, kogo pytałem o powód tej długowieczności, odpowiadał to samo: Mick Jagger. Jego wola, determinacja i inteligencja.”
Dokument z koncertu w Altamont z 1969 roku, podczas którego doszło do zabójstwa fana zespołu

Nie da się ukryć – Rich Cohen odwalił tu kawał dobrej roboty. Jego bibliografia liczy 10 stron! Wszystko to jednak spisał tak, że powstała świetna historia początków rocka, w którym to Stonesi odegrali rolę znaczącą. Rolling Stones to legenda, ikona, zespół, który znany jest każdemu człowiekowi, choć może nawet i nieświadomie. Na pewno ich inne biografie są obszerniejsze, dokładniej opisują każdą dekadę, jednak w „To tylko rock’n’roll” czuć serce, które Rich Cohen włożył w powstanie tej książki. Jako fan i obserwator zespołu, który przez lata miał dojścia do wszystkich tych, którzy Rolling Stonesów otaczali, jest odpowiednią osobą, by dobrze nakreślić ich historię. Ich świetność, ich początek, ich rewolucję, która zmieniła muzykę na zawsze. Nigdy nie myślałam o ich zasługach, o tym jak wiele zmieniło się w postrzeganiu muzyki i o tym, że rock przecież nie istniał od zawsze. Ta książka mi to uświadomiła, pomogła docenić wkład tych muzyków w to, co teraz słyszymy w każdym radiu, jak i przybliżyła w końcu charakter takich sław jak Mick Jagger czy Keith Richards. To była niesamowita przygoda, polecam każdemu, kto kiedykolwiek kochał rocka 😉
„Byli ostatnimi z wielkich gwiazd rocka, przedstawicielami gatunku, który szedł śladem śnieżnej pantery – ku wyginięciu. Ci, którzy jeszcze żyli, byli bezcenni i unikalni, niczym relikwie dawnej religii. Byli wspomnieniem czasów, kiedy muzyka była najważniejsza – kiedy wierzyło się, że nowy album nada wszystkiemu sens. Mężczyźni z tego kręgu byli uosobieniem tej wiary, bohaterami, którzy zaczęli rewolucję i pozostali jej wierni do końca.”


Moja ocena: 8/10

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Poznańskim.


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz