Autor: Cyryl Sone
Tytuł: Krzycz,
jeśli żyjesz
Cykl: prokurator
Konrad Kroon, tom 1
Data premiery: 26.10.2022
Wydawnictwo: Znak
Koncept
Liczba stron: 544
Gatunek: kryminał
Na książkę „Krzycz, jeśli żyjesz” zwróciłam uwagę już przy
jej pierwszej zapowiedzi, na długo przed oficjalną premierą. Stało się tak
przede wszystkim przez informację, iż jest to kryminał napisany przez aktywnego
zawodowo prokuratora, który niuanse swojej pracy oddaje z reporterską
dokładnością. A że sama od kryminału wymagam nie tylko ciekawej zagadki
kryminalnej, ale i dobrego odzwierciedlenia naszej prawdziwej rzeczywistości,
to oczywiste było, że muszę zakosztować tego debiutu. Tym bardziej, że od
początku zapowiadano, że jest to początek serii, a więc możliwe, że będzie to
dłuższa ciekawa kryminalna przygoda.
Historia zaczyna się we wrześniu, gdy dochodzi do porwania
młodej dziewczyny, Weroniki. Miesiąc później jej ciało zostaje znalezione w
małej gdańskiej rzeczce Strzyżej. Sprawa trafia na biurko prokuratora Kroona,
ten wszczyna dochodzenie, jednak od początku przekonany jest, że zaraz sprawę
umorzy, bo po prostu nie jest to sprawa kryminalna, dziewczyna zwyczajnie
przedawkowała dopalacze. Potwierdza to sekcja, na ciele ofiary nie ma śladów osób
trzecich. Kiedy jednak Kroon sporządzenie dokumentów zleca młodemu
praktykantowi, studentowi prawa Gustawowi, ten w aktach znajduje informację o
tatuażu, jaki dziewczyna miała na przedramieniu. Był to napis „Krzycz jeśli
żyjesz”. Hasło, które było motywem przewodnim jego szalonych tegorocznych
wakacji, w czasie których wkręcił się w paczkę bogatych, zdeprawowanych
dzieciaków. I które wszyscy, całą piątką wytatuowali sobie na własnych
przedramionach… Tyle że Weronika nie była jedną z nich. Gustaw jest przekonany,
że tatuaż dziewczyny nie znalazł się tam przypadkowo, podejrzewa, że jest to
sprawka Julii, dziewczyny z paczki, niedostępnej piękności, która w ciągu tych
wakacji stała się jego obsesją… Julia przejawiała dziwne zachowania, dużo
mówiła o śmierci, nieistotności ludzkiego życia i przekraczaniu granic. Czy to
możliwe, żeby posunęła się aż do morderstwa? Gustaw jest pewny, że tak, tylko
czy ktokolwiek mu w to uwierzy?
Książka rozpisana jest na sześć tytułowanych części
składających się z 54 rozdziałów i epilogu. Każdy rozdział opatrzony jest
określeniem czasu (miesiącem) i składa się z kilku podrozdziałów rozpisanych na
dosyć szerokie grono postaci. Narrator jest wszechwiedzący, opisuje zdarzenia w
trzeciej osobie czasu przeszłego. Styl powieści jest mocno oryginalny – tekst
nasycony jest różnymi skojarzeniami z literatury i popkultury, wtrąceniami
znanych powiedzonek i dygresjami, które są tak absurdalne, że stają się
zabawne. Dygresje są pełne ironii, zbudowane na zasadzie luźnych skojarzeń. I
muszę przyznać, że ogromnie mi się to podobało – tekst całkowicie trafił w mój
humor, w mój tok myślenia, przez co to właśnie z tych komentarzy narratora
czerpałam największą przyjemność podczas lektury.
„Nie zdejmę płaszcza, bo przecież jestem tu tylko na chwilkę. Znałem kiedyś kogoś, kto rozstał się z płaszczem. Nie skończył dobrze. Proszę się rozebrać i położyć na łóżku. Zbadamy panu krew, podamy kroplówkę, za chwilę przyjdzie lekarz i powie, co z tym guzem. Jakim guzem? Ja tylko chciałem odebrać receptę! Leki na zgagę! Niestety, wykryliśmy nowotwór. Trzeba pilnie operować. Zostało panu najwyżej kilka tygodni życia. A wystarczyło nie ściągać płaszcza.”
Trzeba też wspomnieć o języku, w jakim napisana jest książka
– jest nowoczesny i dosyć młodzieżowy, jednak idealnie dopasowany do postaci,
przez co ich sposób wyrażania wypada bardzo naturalnie. Aż sama jestem
zaskoczona, że nie przeszkadzały mi tu wulgaryzmy czy jakieś dziwne młodzieżowe
wtrącenia, bo przeważnie takie luźne podejście do języka w powieści odbieram
negatywnie. Tu jednak było inaczej, tu wszystko ze sobą świetnie gra, przez co
powieść jest żywa, dynamiczna i naturalna.
„Żyjemy na tym samym świecie, lecz obserwujemy zupełni odmienną rzeczywistość.”
Jak już wspomniałam, w książce występuje sporo postaci i
większość z nich przedstawia nam własny kawałek rzeczywistości. O dziwo jednak
bohaterowie się nie mieszają, łatwo zapamiętać kto jest kim. Pierwsze skrzypce
oczywiście gra prokurator Konrad Kroon. To mężczyzna po 40stce, który kiedyś
wierzył, że jest w stanie zbawić świat, teraz po prostu trzyma się reguł i robi
swoje. Mógł osiągnąć wielkość, a zaszył się w małej lokalnej prokuratorze i nie
zamierza piąć się w górę. Jest dobrym pracownikiem, ma dużą intuicję, dzięki
które jest bardzo skuteczny w tym co robi, jego przełożona ufa mi całkowicie.
Jednak Kroon nie jest szczęśliwy, jest jakby zawieszony w próżni, wydaje mi
się, że to jego partnerka trzyma go na powierzchni, choć możliwe, że właśnie
jest odwrotnie…
„Maskę arogancji zaczął zakładać jeszcze w podstawówce. Była jego tarczą, osłoną przed niską samooceną, problemami w budowaniu relacji. Nikt nie nauczył go życia w normalnym związku, sam więc też nie potrafił takiego stworzyć. Złamane kości, które nigdy się dobrze nie zrosły. Konrad Kroon, wykolejeniec.”
Kiedy więc trafia do niego sprawa Weroniki, a Gustaw tak
skutecznie przekonuje go, że w tym jest coś więcej niż zwykła śmierć, Kroon
zaczyna na nowo odczuwać nadzieję – może to będzie ta sprawa, która wybudzi go
z letargu?
„Jeśli umykamy przez zagrożeniem, nogi niosą nas zazwyczaj do domu. No chyba że to z niego właśnie uciekamy.”
Równie istotni co Kroon, są tutaj dwudziestolatkowie,
paczka, do której tego lata dołączył Gustaw. Ten pochodzi raczej ze średnio
zamożnej rodziny, od dawna nauczony, że jeśli czegoś potrzebuje, to musi sam na
to zarobić. Pozostali jednak to bogate, rozpieszczone dzieciaki, które pokazują
mu całkiem inny sposób na życie. Razem zatracają się w imprezach, pijaństwie,
narkotykach, przekraczają kolejne granice tego, co większość z nas uznaje za
normalne i dopuszczalne. Czytelnik raz po raz przekonuje się, że bogactwo wcale
nie równa się szczęście – te bogate dzieciaki są równie pogubione, co wszystkie
inne.
W opisie postaci trzeba też wyróżnić tajemniczą Julię, która
wyzwoliła w Gustawie dziwną obsesję. To dziewczyna, która nie odzywa się za
wiele, nikomu o sobie nic nie zdradza. Pojawiła się znikąd i przejęła nad grupą
dowodzenie – to za jej namową przekraczają kolejne granice. Kim jest? Czy
naprawdę byłaby zdolna do morderstwa? Jej zachowanie zdaje się dosyć
nieobliczalne, więc może Gustaw ma rację?
„Każdy z tych ludzi… dwunożne mrówki. Zaprzątnięci swoimi własnymi sprawami, myślą, że ich życie jest najważniejsze. Miliony problemów, miliony myśli. Mikrokosmos nic nieznaczących istot.”
Na koniec wspomnę jeszcze o Patrycji, prawniczce, która
również występuje w tej historii, bo zdaje się, że będzie to postać, z którą
jeszcze się spotkamy. Dzięki niej przyglądamy się z czym borykają się prawnicy
po studiach – dziewczyna właśnie założyła swoją własną kancelarię adwokacką, a
jej prowadzenie, utrzymanie na rynku wcale nie jest tak proste, jak mogłoby się
wszystkim (w tym jej) wydawać.
„Polska ją dusiła. Małomiasteczkowością, brakiem tolerancji, zabobonem i nienawiścią wobec kobiet. Nie znosiła tej hipokryzji, wyzierającej z każdego kąta. Różaniec za nienarodzone dzieci, drut kolczasty dla dzieciaków umierających na granicy.”
Intryga kryminalna naszpikowana jest nawiązaniami do sztuki,
przede wszystkim do obrazu, który znajduje się w gdańskim muzeum „Sąd
ostateczny” Memlinga, ale też sporo jest tu inspiracji średniowiecznym motywem
danse macabre i fascynacją brzydotą, turpizmem. Jej oryginalność wynika z tego,
że dosyć szybko czytelnik jest prawie pewny, kto stoi za tą zbrodnią, jednak to
wydaje się zabiegiem całkowicie zamierzonym i nie odbiera przyjemności z
lektury. Tu nie chodzi o to kto, ale jak, po co i przez kogo.
„Jeśli krzywdzimy dzieci, nie znajdziemy łaski. Chrystus z obrazu Memlinga wskaże dłonią na swą lewą stronę, Święty Piotr z bocznego skrzydła nawet na nas nie spojrzy. Czyściec? Nie, proszę pana, tego się nie da doprać.”
Tempo akcji nie jest specjalnie szybkie, jednak gdzieś tam
ciekawość czytelnika cały czas jest utrzymana na podobnym, dosyć wysokim
poziomie. Fabuła toczy się nielinearnie, skaczemy od października do czerwca,
od lipca do sierpnia i powoli zbieramy kolejne elementy układanki.
„Gdzieś tam czaił się samotny, przeoczony ślad. Drobny szczegóły, przemycony przez podstępnego narratora. Niewielka wskazówka, która powinna zapalić czerwone światło. No bo jeśli wiesza się na ścianie strzelbę, to przecież trzeba z niej w końcu kogoś zamordować.”
We wstępie wspomniałam o reporterskiej dokładności w
przedstawieniu codzienności w funkcjonowaniu prokuratury i faktycznie to tutaj
dostajemy. Nasz prokurator Kroon nie zajmuje się jedną sprawą, nie biega po
mieście i nie przesłuchuje świadków. Nie, zamiast tego ma 200 otwartych spraw i
śledztwo zleca policji sam tylko wydając polecenia i pisząc kolejne pisemka zza
swojego biurka. Nie ukrywam, że z ciekawością i niesamowitą przyjemnością
przyglądałam się jego pracy.
Powoli zbliżamy się do końca, więc czas na moje uwagi nie
całkiem pozytywne. A te są naprawdę minimalne. Kilka zbędnych powtórzeń, jedna
trochę banalna scena i może trochę za duże idealizowanie Kroona, jednak są to
praktycznie nieznaczące szczegóły w porównaniu z tym, co prezentuje sobą
książka w całości.
„Znowu chwila decyzji. Strach zapukał do drzwi, otworzyła
mu odwaga.”
Wygląda na to, że o „Krzycz, jeśli żyjesz” mogłabym jeszcze
pisać naprawdę długo, to książka bogata w wiele wątków, zagadnień, tematów,
które w zadziwiająco spójny sposób są ze sobą połączone (nie napisałam np. o
przedstawieniu Gdańska, które też jest warte uwagi!). Powstrzymam się jednak od
dalszego rozpisywania, myślę, że to co już jest, będzie wystarczająco dobrym
obrazem książki, pozwalającym zdecydować Wam czy jest to coś, co i Was może
zainteresować. Dla mnie jest to naprawdę dobry debiut, zaskakująco bogaty i
pomysłowy, napisany świetnym oryginalnym stylem, który totalnie wpasował się w
mój gust i poczucie humoru. Jestem szczerze zdziwiona tym, jak bardzo książka
mi się spodobała. I już teraz czekam na tom drugi! Jeśli autorowi uda się
przynajmniej utrzymać poprzeczkę postawioną tym debiutem, to naprawdę będę pod
wielkim wrażeniem!
„Wpadła tylko na chwilkę. Gdyby zdecydowała się posiedzieć dłużej, sprawy przybrałyby zupełnie inny obrót. Zabawna rzecz ten cały przypadek.”
Moja ocena: 8/10
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Znak Koncept.
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz