lutego 15, 2023

Kilka pytań do... Tomasza Duszyńskiego, autora serii z komisarzem Wróblem

Czy ciężko jest osadzić fikcyjną intrygę kryminalną wśród realiów świata prawdziwego, czym różni się pisanie serialu audio od powieści, skąd pomysł, by w fabułę wpleść motyw filmów międzywojennych, co przyniesie tom trzeci cyklu z komisarzem Wróblem, czy Tomasz Duszyński planuje napisać kolejny kryminał współczesny i ile książek ma w swojej biblioteczce?
Zapraszam na rozmowę z autorem!

foto Magda Lassota.
Tomasz Duszyński notka biograficzna:
rocznik 1976, dziennikarz (pracował w RMF FM i Radiu Aplauz), pisarz, scenarzysta gier komputerowych, a w wolnych chwilach maratończyk. Debiutował zbiorem opowiadań Produkt uboczny (2007). Nagradzany autor powieści kryminalnych: zdobywca wyróżnienia jury Kryminalnej Piły, a także nagrody Kryminalny Magiel za najlepszy kryminał retro 2019 roku („Glatz”). Laureat Nagród "Złoty Pocisk" w kategorii Najlepsza Powieść Kryminalno-historyczna 2021 za powieść "Glatz.Zamieć" i Nagrody Publiczności za powieść kryminalną „Glatz” oraz Nagrody Wielkiego Kalibru Czytelników za powieść kryminalną “Glatz. Kraj Pana Boga”.

Kryminał na talerzu: Dzisiaj mamy premierę Pana najnowszej powieści, kryminału retro „Człowiek z Celuloidu”. Jest to tom drugi serii po „Fenomenie z Warszawy”, który w Wydawnictwie SQN został wydany rok temu, ale niewielu czytelników wie, że wcześniej było coś jeszcze. Obydwa tytuły powstały jako słuchowiska dla Storytel, prawda? Czym różni się pisanie słuchowiska od napisania takiej pełnoprawnej powieści?

Tomasz Duszyński: Cykl z komisarzem Wróblem początkowo powstał w formie serialu audio przygotowanego dla Storytel.pl. Ta forma spotkała się z ogromnym zainteresowaniem słuchaczy z czego jako autor bardzo się cieszę. Rzeczywiście pisanie słuchowiska nieco różni się od pisania powieści. Od początku założeniem było stworzenie 10 odcinków. Przy serialu audio bardzo ważne jest, żeby słuchacz utrzymał zainteresowanie słuchowiskiem, żeby po każdym odcinku nie mógł doczekać się kolejnej części. Stąd tak zwane cliffhangery, emocjonujące zakończenia każdego odcinka, po których słuchacz zastanawia się, co dalej? Co stało się z jego ulubionym bohaterem, jak rozwiąże się dana scena, czy rzeczywiście jeden z bohaterów zginął? Czy stało mu się coś złego? Pisanie serialu na pewno uczy warsztatu, świadomości w jaki sposób rozkładać akcenty w powieści, w jaki sposób rozpędzać fabułę i prowadzić ją tak, żeby nie tylko każdy z 10 odcinków był fascynujący, ale słuchowisko jako całość sprawiało wszystkim frajdę. Duża w tym rola także zapewne lektora. Cykl z komisarzem Wróblem czyta Adam Ferency. 


„Człowiek z Celuloidu” już na wstępie zaciekawił mnie tym, że w fabułę zostały wplecione stare polskie filmy, zacznijmy więc od tego. Skąd pomysł na taki motyw w kryminale?

Gdy myślę o międzywojennej Warszawie mam przed oczami kluby, restauracje i kawiarnie, ale przed wszystkim ten okres kojarzy mi się z kinem, z filmami, które wiele lat później, jako dziecko, oglądałem u swojej babci w cyklu w Starym Kinie. To były dobre filmy, świetnie zrealizowane, a i często bardzo dobrze zagrane.
Wizja intrygi w świecie filmu z udziałem ówczesnych gwiazd kina, takich jak Eugeniusz Bodo i Mieczysława Ćwiklińska, była dla mnie na tyle fascynująca, że bez wahania się tego podjąłem.
Świat filmu międzywojennego jest fascynujący. Nie tylko ze względu na aktorów, ale także ze względu na reżyserów, scenarzystów, przedsiębiorców, którzy wprawiali tę wielką filmową machinę w ruch.


Jak wyglądał Pana research do tych wątków filmowych? Gdzie można uzyskać dostęp do tak dawnych produkcji?

Zachęcam do odnalezienia tych produkcji w serwisie Youtube. Są dostępne i darmowe. Większość filmów tamtego okresu, zwłaszcza tych wczesnych, nie przetrwała do naszych czasów. Można jednak o nich przeczytać. Literatura dotycząca polskiego kina przedwojennego jest bogata i fascynująca. Odkryłem w ten sposób mnóstwo informacji o filmach, o których nie miałem pojęcia. Pomysły filmowców były często szalone, karkołomne i często, czego się nie spodziewałem, zawierały wątki fantastyczne i paranormalne. Ale chyba o to chodzi i dzisiaj w kinie, żeby widza zaskoczyć, przerazić, zafascynować, a czasem rozśmieszyć. Tu wiele się nie zmieniło.


W każdej Pana książce zachwyca mnie rzetelność i wyczucie, z jakim oddaje Pan realia czasów międzywojennych, bo przecież seria Glatz też toczy się w tym okresie, z tym że zamiast Warszawy mamy tam przede wszystkim Kłodzko. Czy takie zamiłowanie historyczne, grzebanie i dowiadywanie się jak wtedy wyglądało życie codzienne zawsze było dla Pana ważne? Czy dopiero zaczęło się, gdy przyszedł pomysł na pierwszy retro kryminał?

Trudno napisać uczciwie dobry kryminał retro, bez wcześniejszej pracy, którą wykonuje się w archiwach, czytając źródła i opracowania z tamtego okresu. Nie wyobrażam sobie dobrze napisanej powieści, oddanego klimatu opisywanego okresu i miejsca bez zapoznania się z biografiami ludzi wtedy żyjących, czy z ich wspomnieniami i poglądami na świat. Tylko w ten sposób można próbować oddać klimat opisywanych czasów, odbudować scenografię Warszawy, jej kawiarni, teatrzyków rewiowych czy kin. Podczas takiej kwerendy odnajduję mnóstwo ciekawych informacji, szczegółów, które później wykorzystuję. Najpierw ja poznaję ten fascynujący świat, a później zabieram w podróż po nim czytelników. Chciałbym, żeby mieli poczucie, że starałem się rzetelnie odrobić swoją lekcję.


W „Człowieku z Celuloidu” chyba w większej mierze niż w poprzednich książkach dostajemy wraz z postaciami fikcyjnymi te prawdziwe, które żyły naprawdę. Przede wszystkim mam tu oczywiście na myśli aktora Eugeniusza Bodo, ale jest też i marszałek Piłsudski i podejrzewam, że trochę innych prawdziwych postaci w tle. I tu znowu dochodzi kolejny temat do reaserchu! Ciężko było połączyć fikcję z prawdą historyczną, postacie fikcyjne z prawdziwymi?

Przede wszystkim jest to świetna zabawa. Intryga kryminalna rozgrywa się w świecie filmu. Prowadzący dochodzenie komisarz Antoni Wróbel próbując rozwikłać zagadkę tajemniczych śmierci młodych aktorów w atelier Sfinksa obraca się wśród gwiazd filmu. Tam prowadzą go odkryte ślady. Do pomocy angażuje Antoniego Słonimskiego, krytyka teatralnego i filmowego, który o kinie i aktorach wie wszystko, albo prawie wszystko. Tropy prowadzą do Eugeniusza Bodo, pojawia się w sprawie Mieczysława Ćwiklińska i jasnowidz Stefan Ossowiecki, a także marszałek Piłsudski.  Takie było założenie. Prowadzić intrygę przez salony, na których pojawiali się ówcześni celebryci czy politycy. Staram się zachować oczywiście umiar, pisząc o seansach filmowych marszałka w Belwederze korzystałem ze źródeł i starałem się wiernie oddać klimat takiego seansu dokładając do niego obecność komisarza i wbudowując w tę scenę swoją intrygę. Staram się więc robić to z wyczuciem, poznając wcześniej biografie postaci, o których piszę.


Co w pomyśle na tę powieść pojawiło się pierwsze? Intryga? Filmy? Okultyści?

Wszystko na raz. To fascynujące w jaki sposób rodzi się w mojej głowie fabuła każdej kolejnej powieści. Nagle pojawia się pewne wrażenie, jedna lub druga scena, które nie dają mi spokoju i nagle, gdy zaczynam się temu przyglądać okazuje się, że pomysł już jest, gotowy. Z bohaterami, intrygą i często jej rozwiązaniem. Wiele elementów oczywiście później jeszcze dochodzi w trakcie pracy nad powieścią i w trakcie researchu. Wątki poboczne, czasem drugoplanowa postać czy dodatkowe miejsce, które chce odwiedzić główny bohater. W przypadku Człowieka z Celuloidu też wszystko się zgrało. Warszawa, świat filmu, morderstwa w atelier Sfinksa, podejrzani wśród znanych aktorów i wątek okultystyczny, które jest jakimś ukłonem dla wcześniejszej powieści z serii.


Czy komisarz Wróbel jeszcze powróci?

Cykl warszawski z komisarzem Wróblem planowany jest jako trylogia. W części pierwszej komisarz Wróbel rozwiązywał trudną zagadkę morderstw młodych kobiet wspólnie z jasnowidzem Stefanem Ossowiecki. W Człowieku z Celuloidu pokazuję środowisko filmowe. Część trzecia będzie diametralnie różna. Rozpoczyna się w sierpniu 1939. Prowadzone przez komisarza Wróbla śledztwo zostanie przerwane przez wybuch II wojny światowej. Przyjdzie mu je kontynuować, wbrew woli, w sierpniu 1944, czyli w czasie Powstania Warszawskiego. Będzie to koniec pewnej epoki, a zarazem rozstanie z bohaterami. Będzie więc to zamknięcie trylogii.
Komisarz Wróbel powracać będzie jednak, mam nadzieję, w opowiadaniach. Dwa z nich uważni czytelnicy mogą już wyśledzić.


To teraz trochę o Pana procesie twórczym. Czy pisze Pan codziennie? W stałych godzinach czy siada Pan do pisania, kiedy przychodzi ta osławiona wena?

Pracuję zawodowo, dzielę więc czas pomiędzy pracę a pisanie. Do pisania jednak podchodzę profesjonalnie. Staram się pisać codziennie, najczęściej wieczorem. Gdybym czekał na wenę, czekałbym do dzisiaj...


Długo zajmuje Panu napisanie jednej powieści? Co w tym procesie jest dla Pana najprzyjemniejsze, a co najtrudniejsze?

W zależności od powieści od dwóch miesięcy do pół roku.
Najprzyjemniejszy jest moment, gdy podczas pisania widzę swoją powieść niemal jak odtwarzany film. Wiem wtedy, że ten proces całkowicie mnie pochłonął. Przyjemne są też odkrycia, których dokonuję podczas przygotowań, bo cieszę się na myśl, że później te smaczki i ciekawostki wplotę w powieść.
Co jest trudne w tym procesie? Chyba znalezienie czasu na pisanie.


W Pana dorobku przeważają kryminały retro, ale jest też kilka powieści współczesnych. Ze względu na ilość zakładam jednak, że to retro kryminały są dla Pana tym, co pisze się łatwiej?

Łatwiej pisze się kryminały współczesne, nie wymagają tylu przygotowań i zapoznania się z ogromną ilością literatury. Piszę więcej kryminałów retro, bo takie pomysły teraz przychodzą mi do głowy, a motywacją dodatkową są czytelnicy, którzy czekają na kolejną podróż do Kłodzka czy Warszawy lat 20. i 30.


Czy planuje Pan napisać w niedalekiej przyszłości powieść osadzoną we współczesności? „Toksycznych” do tej pory naprawdę dobrze wspominam!

Piszę, a dokładniej kończę pisać kryminał współczesny. "Małomiasteczkowy" rozgrywać się będzie znów w okolicach Strzelina, Wrocławia, a także Wiązowa. Małe miasteczka skrywają sporo tajemnic. Przyznaję, że pisanie tego kryminału mocno mnie wciąga. Mam nadzieję, że spodoba się także czytelnikom.


A jak w ogóle wyglądają Pana plany pisarskie, wydawnicze? Możemy spodziewać się czegoś jeszcze w roku 2023?

Mam taką nadzieję. Prawdopodobnie będzie to zbiór opowiadań Łapacz snów. To krótkie formy z mojej podróży po Stanach Zjednoczonych. Opowiadania zaskakujące, absurdalne, inne niż wszystko, co do tej pory napisałem. Mam także nadzieję, że w drugiej połowie roku pojawi się kolejny kryminał.


To na koniec jeszcze krótko trochę prywaty  Co lubi Pan robić w czasie wolnym?

Gram na Xboxie z córką... W tej chwili w Dead Red Redemption 2.


Ulubione miejsce na Ziemi?

Mój fotel.


Jak wygląda Pana biblioteczka, jakich autorów, gatunków znajdziemy tam najwięcej?

Blisko 4 tysiące tytułów. Zapewne znajdzie się tam wszystko...


Skoro „Człowiek z Celuloidu” opiera się na motywie filmów, to może poleci nam Pan coś godnego zobaczenia, ale coś trochę bardziej współczesnego niż te wymieniane w książce?

Zachęcam do obejrzenia filmów z Eugeniuszem Bodo na Youtube, a z tych bardziej współczesnych mam kilka ulubionych - Nietykalni (francuski film z 2011 roku), Gladiator, cykl Władca Pierścieni i Hobbit Petera Jacksona i może państwa zaskoczę... Lego Batman: Film.


I ostatnie, obowiązkowe pytanie na moim blogu – co najbardziej lubi Pan jeść?

Słodycze.


Dziękuję za poświęcony czas i życzę dalszych sukcesów w karierze pisarskiej!




Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz