lipca 09, 2023

Kilka pytań do... Karoliny Głogowskiej, autorki "Ostatniego diamentu"

Skąd wziął się pomysł na thriller z diamentami w fabule, jakie obawy związane z premierą "Ostatniego diamentu" towarzyszyły Karolinie Głogowskiej, co jest dla niej ważniejsze od twistów fabularnych, czym teraz planuje zaskoczyć swoich czytelników i co wspólnego ma z cesarzem Austrii?
Zapraszam na rozmowę z Karoliną Głogowską!

fot. Martyna Chmura
Karolina Głogowska notka biograficzna:
wiele razy zmieniała zawód, ale tylko pisaniu pozostaje wierna od najmłodszych lat. Dziennikarka, redaktorka, współautorka powieści Dwanaście życzeń (2018), Inna kobieta (2019) i Zanim cię zapomnę (2019). Oparta na prawdziwych wydarzeniach książka Mój ukochany wróg (2020) była jej solowym debiutem. Współpracowała m.in. z Wirtualną Polską, Onetem, PAP-em oraz telewizją Asta. Bez żalu rzuciła dziennikarstwo, aby zająć się opowiadaniem mrocznych historii, takich jak Sprawa Sary (2021) czy Wzorzec (2022). Fascynują ją zawiłe ścieżki ludzkiego umysłu, dlatego w swoich książkach kładzie nacisk na psychologię postaci, bada cienką granicę między dobrem a złem. Jeśli nie pisze, to śpiewa albo tańczy flamenco.


Kryminał na talerzu: Ostatniego dnia maja świętowaliśmy premierę thrillera „Ostatni diament”, który jest już Pani czwartą solową książką. Czy w związku z tym stres związany z oddaniem jej w ręce czytelników jest mniejszy niż, powiedzmy, przy debiucie? Jakie emocje w Pani teraz przeważają?
 
Karolina Głogowska: Debiut rządzi się swoimi prawami i prawdopodobnie to z nim wiąże się najwięcej stresu oraz niepewności. Sytuacja, w której ma się już swoje grono czytelników, ceniących autora i czekających na jego książkę, jest dużo bardziej komfortowa. Tak było w przypadku „Ostatniego diamentu”, jednak miałam pewne obawy, czy książka spodoba się dotychczasowym odbiorcom, ponieważ jest trochę inna niż poprzednie – przygodowa, a może nawet sensacyjna. Na szczęście odbiór jest entuzjastyczny i bardzo mnie to cieszy.
 

Zanim zdecydowała się Pani pisać solo, wydawała Pani trzy książki napisane z Katarzyną Troszczyńską. Czy pojawienie się na rynku książki w towarzystwie drugiej autorki jest łatwiejsze niż solowy debiut? Przeżyła Pani obydwa doświadczenia, więc jest Pani jak najbardziej odpowiednią osobą, by coś nam na ten temat powiedzieć
😊

Debiutowanie i pisanie w duecie jest o tyle łatwiejsze, że ma się z kim dzielić obawy różne perypetie związane z samym procesem tworzenia, a potem wydawniczym. Wielu osobom wydaje się, że informacja z wydawnictwa: „chcemy wydać Pani/Pana książkę” otwiera wrota do raju, a za nimi już tylko czerwone dywany i płatki róż. Oczywiście zdarzają się takie debiuty, ale w większości przypadków niestety tak to nie wygląda. Trzeba negocjować warunki umowy, wynagrodzenie, negocjuje się także z redaktorem, a na końcu kwestie związane z okładką, która nie zawsze przypada do gustu, czy sprawy promocyjne. W ogóle proces wydawniczy to w dużej mierze negocjacje, mnóstwo cierpliwości i nauka pokory. Dla debiutanta, który porusza się w tym świecie po raz pierwszy i zupełnie sam, to może być przytłaczające, a nawet rozczarowujące.


Jak wspomniałam, „Ostatni diament” to Pani czwarta książka, ja prócz niej czytałam jeszcze „Sprawę Sary”. W obydwóch to właśnie zachowanie postaci, ich motywacje i przeżycia są tym, co wybija się na plan pierwszy. Skąd takie zainteresowanie psychologią?

Zawsze wydawał mi się interesujący fakt, że jeśli postawimy kilka osób w jednej sytuacji, to każda z nich będzie miała na nią inne spojrzenie, wyciągnie inne wnioski, zareaguje w inny sposób. To wynika z naszych własnych wrodzonych uwarunkowań, ale także wzorców, które wypracowaliśmy w dzieciństwie. Niektóre z nich służą nam bardzo długo: do zwrócenia uwagi rodziców, do wpasowania się w grupę rówieśników, do zdobycia pracy, utrzymania relacji itd. Czasem jednak okazuje się, że te wzorce, które sprawdzały się w dzieciństwie, są tak naprawdę niedojrzałe i w dorosłości nam szkodzą. Staram się rozpracowywać tego typu mechanizmy na kartach moich książek. Cieszę się, jeśli ktoś zauważy u siebie pewien schemat i być może historia, którą opowiadam, pomoże mu w jakiś sposób go przełamać.


Czy w każdym gatunku literackim ważna jest ta strona psychologiczna, jak Pani myśli?

W pewnych gatunkach, np. w thrillerze, ta strona jest szczególnie pożądana. Chcemy wiedzieć, dlaczego bohater, zwłaszcza negatywny, zachowuje się w taki, a nie inny sposób. Czy sprawca ma jakieś uczucia, czy jest całkowicie bezduszny, a jeśli tak, to dlaczego. Dla mnie to na pewno zdecydowanie ważniejsze niż wielokrotne twisty czy wymyślne finały. Natomiast w takich gatunkach jak komedia kryminalna bawią nas raczej postaci narysowane grubą kreską. Choć oczywiście nie musi tak być, bo wielu bohaterów komedii to zniuansowane psychologicznie osobowości, które zostają z nami na długo.


O intrydze z „Ostatniego diamentu” nie będziemy mówić za wiele, żeby nie zdradzić nic tym, którzy są jeszcze przed lekturą, pogadamy zatem o diamentach, które przecież w fabule odgrywają ważną rolę. Skąd pomysł na osadzenie fabuły w środowisku jubilerskim, wśród handlarzy, ekspertów, a nawet fanatyków tych kamieni?

Pomysł na fabułę związaną z diamentami powstał po wywiadzie, który przeprowadzałam z Marcinem Marcokiem, ekspertem rynku kamieni szlachetnych i specjalistą od diamentów. Podczas rozmowy Marcin uświadomił mi, że za 40-50 lat człowiek wykopie z ziemi ostatni diament, bo ten kruszec po prostu się kończy. Mówimy oczywiście o kamieniach naturalnych, nie syntetykach, które nie są tak cenne. Co więcej, rozmawialiśmy w czasie, gdy zamykała się właśnie najważniejsza kopalnia różowych diamentów w Argyle w Australii. To oznacza, że tych kamieni jest już naprawdę bardzo mało. Zaczęłam się zastanawiać, co mogłoby się stać z ostatnim wydobytym, różowym diamentem? Do czego byłby zdolny człowiek, żeby go zdobyć? Częściowo o tym jest moja nowa książka.
 

Po prologu, w którym odkryte zostają zwłok, przenosimy się do Malezji, gdzie dwie dziewczyny podpuszczane są do zdaje się, że udziału w przemycie kamieni szlachetnych. Kiedy czytałam ten rozdział bardzo podobało mi się jak przedstawiła Pani to miejsce i od razu narodziło się pytanie: czy była Pani w Kuala Lumpur, gdzie znajdują się nasze bohaterki? Pojechała Pani tam specjalnie na research czy raczej oparła się na wiedzy wyniesionej z internetu?

Nie napisałabym o żadnym miejscu, które znam tylko z internetu. Może kilka zdań, ale na pewno nie jedną czwartą książki. Uważam, że nie można w ten sposób przekazać atmosfery i klimatu, nawet jeśli opieramy się na faktach. Podróżowałam po Malezji i Indonezji przez miesiąc zanim w ogóle powstał pomysł na książkę, więc byłam w miejscach, do których wysłałam potem bohaterki. Historia związana z próbą wmanewrowania w przemyt kamieni szlachetnych też przydarzyła się naprawdę – mojemu przyjacielowi, tylko w innym miejscu Azji. Na szczęście udało mu się tego uniknąć, jednak ten proceder jest bardzo popularny w Indiach i wielu turystów się na to łapie.


Nie mogę też nie zapytać czy wiedza na temat kamieni szlachetnych i półszlachetnych to coś, co nabyła Pani w ramach przygotowań do tej książki czy dłuższa fascynacja?

Zanim poznałam Marcina Marcoka, który ostatecznie został konsultantem „Ostatniego diamentu”, nie interesowałam się kamieniami szlachetnymi. Jednak jego opowieści były tak fascynujące, że siłą rzeczy zaczęłam ten temat zgłębiać, później robić research typowo pod książkę i teraz wiem już o diamentach naprawdę sporo 😉Na przykład, które są najcenniejsze, najrzadsze, jak i gdzie kupić naprawdę dobry jakościowo diament i nie przepłacić, w jakie kamienie najlepiej inwestować i jak nie dać się nabrać na falsyfikat, bo to zdarza się zaskakująco często.


Ma Pani jakiś swój ulubiony kamień?
 
Jako lojalna mieszkanka Gdańska mam słabość do bursztynów, zwłaszcza białych. A gdybym mogła wybrać sobie jakiś bardzo cenny kamień szlachetny, to pewnie byłby zielono-niebieski diament w szlifie szmaragdowym.
 

Oczywiście diamenty to ciekawy wątek tej powieści, ale jednak głównym jej założeniem jest chyba pogadanie o emocjach, prawda? Zdrada, miłość, zazdrość – o czym dla Pani jest ta historia? Może zachęci Pani krótko czytelników do sięgnięcia po lekturę?

Dla mnie to jest historia zemsty. Wyczekanej i zaskakującej, bo początkowo nic na to nie wskazuje. To także opowieść o stawianiu na siebie. I o tym, do czego jesteśmy zdolni, kiedy stracimy coś, co jest dla nas najcenniejsze.


Tak się zastanawiam – czy według Pani prawdziwy człowiek, prawdziwy jego charakter objawia się dopiero w obliczu ekstremalnych doświadczeń, jak choćby zbrodni? W końcu cały czas trzyma się Pani tego kryminalnego, mrocznego gatunku.

Wręcz przeciwnie, uważam, że prawdziwy człowiek objawia się w drobnych, codziennych gestach i zachowaniach. W końcu jak często jesteśmy stawiani w ekstremalnych sytuacjach? Oczywiście takie traumy mogą doprowadzić nas do prawdy o sobie, na przykład takiej, której nie chcemy widzieć albo się jej wypieramy. Wierzę, że trudne wydarzenia czy decyzje to jest wynik jakichś wcześniejszych, małych wyborów czy kroków, które ignorowaliśmy. W końcu ta kula śniegowa narasta i może być przytłaczająca, nawet nie do uniesienia. Moich bohaterów poznajemy zwykle w miejscu, w którym ta kula jest już dość spora. Oni sami często nie zdają sobie z tego sprawy.


Jak długo pracowała Pani nad „Ostatnim diamentem”? Jaki etap pracy nad książką wspomina Pani najprzyjemniej?

Praca nad książką, łącznie z pisaniem rozciągnęła się na pół roku. Samo pisanie to dla mnie zawsze najprzyjemniejszy etap. Uwielbiam tworzyć sceny, sprawiać, żeby były nieoczywiste i zaskakujące. Lubię też umieszczać w fabule niepozorne wskazówki i szczegóły, które pod koniec okazują się znaczące.


Zdradzi nam Pani czego możemy się teraz spodziewać, nad czym teraz Pani pracuje, co zostanie wydane w najbliższej przyszłości?

Zaczęłam pracę nad czymś, co może zaskoczyć. To będzie powieść z elementami grozy, czyli jeszcze więcej dreszczyku, ale tym razem ze świata, który nie jest do końca wytłumaczalny naukowo. Na pewno jednak będą tak samo złożeni psychologicznie bohaterowie, jak zawsze, więc myślę, że moi wierni czytelnicy będą bardzo usatysfakcjonowani.


To teraz jeszcze kilka pytań trochę bardziej prywatnych 😊 Zbliża się okres wakacyjny, a więc proszę nam zdradzić gdzie najchętniej Pani urlopuje? Czy jest jakieś miejsce, do którego wraca Pani, by odpocząć?

Wakacje w Trójmieście są super, więc latem najchętniej wcale stąd nie wyjeżdżam. Mam blisko i nad morze, i nad kaszubskie jeziora. Zwykle robię sobie kilka dni wolnego w miejscu mojego dzieciństwa, które jest pierwowzorem Brzezińca ze „Sprawy Sary”. W tym roku jadę też na Dolny Śląsk na warsztaty flamenco, bo taniec i śpiew to moja kolejna pasja, zaraz po pisaniu.


No właśnie, to pomówmy o nich. Czy to też pasje, którymi dzieli się Pani ze światem, możemy gdzieś Panią usłyszeć, zobaczyć?

Można i to nawet dość regularnie. Jeśli chodzi o flamenco, to chodzę na zajęcia do gdańskiej szkoły La Pasion, która co roku w czerwcu organizuje koncert finałowy. To ponad godzina wspaniałej muzyki i tańca flamenco. Poza tym od ponad roku tworzę także zespół muzyczny „Kalma” razem z Magdaleną Jędrzejewską i Luizą Romanowską. Gramy i śpiewamy muzykę hiszpańską, sefardyjską i etno. Ostatnio miałyśmy swój pierwszy poważny koncert i planujemy jeszcze jeden na przełomie lata i jesieni.


Czy jest Pani osobą aktywną czy raczej typem kanapowca z książką w ręku? Oczywiście nie wliczając w to tańca 😊

Praktycznie nie mam czasu na leżenie z książką na kanapie. Takie atrakcje to tylko na urlopie. Poza tym, przyznam szczerze, że po całym dniu pracy z literkami, nie mam już ochoty na czytanie, wolę się ruszyć, potańczyć, pośpiewać.
 

Jak wygląda Pani biblioteczka? Jakich książek, gatunków, autorów znajdziemy w niej najwięcej?

Najwięcej jest u mnie literatury pięknej i faktu, a zaraz potem kryminałów i thrillerów. W zasadzie nie sięgam po inne gatunki.
 

I ostatnie pytanie, obowiązkowe na naszym kulinarno-kryminalnym blogu: co najbardziej lubi Pani jeść?

W mojej rodzinie są bardzo silne tradycje kulinarne, więc nie jestem w stanie wymienić jednej rzeczy! Jeden z przodków był ponoć kuchmistrzem na dworze cesarza Austrii, Franciszka Józefa, z kolei mój dziadek prowadził własną restaurację, więc od dziecka zajadałam się najlepszymi potrawami. Sama najbardziej lubię kuchnię tajską i włoską, ale na ostatni posiłek wybrałabym chyba pierogi ruskie ze śmietaną i skwarkami, takie jak u babci i dziadka.


Dziękuję za poświęcony czas i życzę dalszych sukcesów w karierze pisarskiej!

Ja też dziękuję!



Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz