Autorka: Patricia
Highsmith
Tytuł: Słodka
choroba
Tłumaczenie: Urszula Gutowska
Data premiery: 21.05.2025
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Liczba stron: 312
Gatunek: powieść
psychologiczna / kryminalna
Patricia Highsmith uznawana jest za
prekursorkę współczesnego thrillera psychologicznego. Żyła w XX wieku, urodziła
się i pierwsze dekady życia spędziła w Stanach Zjednoczonych, jednak już przed swoją
pierwszą powieścią zaczęła podróżować. Debiutowała w połowie lat 40-tych, w
50-tych wyjechała z kraju do Europy, gdzie już została na stałe podróżując
głównie po Francji i Szwajcarii. Na koncie ma ponad dwadzieścia powieści i
kilkadziesiąt opowiadań, zresztą zainteresowania sztuką miała szersze, zajmowała
się także malowaniem i rzeźbą. Jej powieści zdobyły najważniejsze nagrody
literackie, wiele z nich zostało zekranizowanych m.in. przez Alfreda
Hitchcocka. Jej proza jest ciągle żywa, ciągle powstają nowe adaptacje, nowe
inspiracje jej twórczością. To przecież matka pana Ripleya! Od pierwszej
powieści to psychologiczne zaburzenia, obsesje i natręctwa interesowały ją
najmocniej, o jej prozie mówi się, że oddaje mroczną stronę American Dream…
“Słodka choroba” to książka, która po raz
pierwszy na rynku anglojęzycznym wydana została w 1960 roku, w Polsce ukazała
się ponad dwadzieścia lat później, choć oczywiście nie jest to jej jedyne
wydanie - w tym roku ukazało się najnowsze pod szyldem Oficyny Literackiej Noir
sur Blanc. A jest to opowieść o szaleństwie z miłości…
Końcówka lat 50-tych XX wieku, Ameryka. David
Kelsey to młody mężczyzna, który żyje w niewielkim amerykańskim miasteczku
Froudsburg. Od poniedziałku do piątku pracuje w lokalnej fabryce jako poważany
chemik, zarobki ma naprawdę przyzwoite, jednak się z tym nie obnosi - żyje
skromnie, wynajmuje pokój w pensjonacie pani McCartney, gdzie pozostali
mieszkańcy mocno go szanują. I podziwiają za to, jak dobrym jest synem - w
każdy piątek wieczorem jedzie przecież na cały weekend do matki, która mieszka
w domu starców położonym około godzinę drogi od miasteczka. Tak, takiego Davida
wszyscy znają i szanują.
David jednak ma drugie oblicze. Weekendy tak
naprawdę spędza w domu, który kupił dla siebie i Annabelli, swojej ukochanej,
dla której dwa lata temu tu przyjechał i zmienił pracę na lepiej płatną.
Annabella jednak z nim nie mieszka, ba! właśnie poślubiła kogoś innego… To nie
przeszkadza Davidowi każdego weekendu zachowywać się tak, jakby była tuż obok,
a w tygodniu wyczekiwać na listy od niej i samemu je do niej słać. Choć chyba
jej nowego mężowi się to nie podoba. Kto jednak by się tym przejmował? David i
Annabella przecież są sobie przeznaczeni.
Książka rozpisana jest na dwadzieścia dziewięć
rozdziałów różnej długości. Nie są one dzielone na krótsze fragmenty, tak jak
znamy to z prozy współczesnej, jednak nie znaczy to, że jeden rozdział równa
się jednej scenie, czasami jeden opisuje kilka dni. Niektóre rozdziały
otwierają fragmenty listów, dzięki czemu możemy poznać dokładną datę wydarzeń.
Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego z perspektywy
Davida, jest to więc obraz przedstawiony subiektywnie, co tak naprawdę usypia
czujność czytelnika - w końcu według Davida jego zachowanie jest jak
najbardziej normalne… Styl powieści wymaga chwili przyzwyczajenia - jest
delikatnie starodawny, mocno czuć to na początku powieści, dlatego też potrzeba
chwili, by się do niego przyzwyczaić. Gdy jednak to już nastąpi, książkę czyta
się łatwo i bez potknięć. I spokojnie, w skupieniu obserwując pozornie
zwyczajną codzienność bohatera…
“Gdy tak stał teraz na środku pokoju, ogarnęła go raptem słabość. Jakby po raz pierwszy dostrzegł w sobie przestępcze skłonności, z których istnienia nie zdawał sobie sprawy. Bzdura, pomyślał i zaczął się rozbierać. Wszystko to było konieczne; (...).”
Bo na początku tej opowieści tak naprawdę nic
się złego nie dzieje. David żyje sobie spokojnie, czasem wyśle list do
Annabelli, ale przecież kobieta odpisuje mu normalnie, jak bliskiemu
przyjacielowi, więc ich relacja wcale nie wydaje się toksyczna. No, może prócz
tego, że David nieustannie wierzy, że w końcu stworzy związek z Annabellą, a
ona już wybrała innego. Ale czy wybór był dobry? Z perspektywy, którą oglądamy,
wydaje się, że niekoniecznie…. Pierwszym faktycznie niepokojącym sygnałem jest
pierwszy weekend w domu Davida - wystrój, jego zachowanie - to wszystko
świadczy, że jego postrzeganie rzeczywistości jest zaburzone. A jednak nadal
nie dzieje się nic pozornie złego… Choć kiedy po czasie subtelne odmowy Annabelli
do niego nie trafiają, sytuacja powoli zaczyna eskalować.
“(...) poruszy niebo i ziemię, by byli razem, (...) dysponuje nieograniczonymi możliwościami, których nie zdążył jeszcze wykorzystać. Miał oczywiście na myśli możliwości psychiczne, uczuciowe. Wierzył niezłomnie w moc oddziaływania listów, które potrafią umocnić, przekonać lub - w zależności od intencji - z taką samą siłą zniszczyć.”
I to właśnie w zachowaniu Davida, w jego
nieprzewidywalności skrywa się cała intryga tej powieści. Bohater prowadzi z
nami grę, grę pozorów, pod którą skrywa się jego obsesyjne, coraz mocniej
pogłębiające się w szaleństwie oblicze. Napięcie, jakie odczuwamy jest bardzo
delikatne, niepokój podsycany jest przez pogłębiające się uczucie
klaustrofobii, coraz większe poczucie osaczenia przez równoległy świat
wymyślony przez Davida. Autorka po czasie wprowadza w powieść wątek kryminalny,
ktoś ginie, od początku też gra z nami poboczną postacią bohaterki Effie, która
może w stosunku do Davida stać się kimś takim, jak on w stosunku do Annabelli.
Jej baczne obserwowanie głównego bohatera podsyca niepokój, dodaje powieści
wątek, który może potoczyć się bardzo nieoczekiwanie…
“Pewnego niedzielnego poranka wyrzucił flakon perfum “Kaszmir”, które kupił kiedyś, ponieważ Annabella często ich używała. Nie chciał, by takie rzeczy mu ją przypominały. Perfumy to już trochę za wiele.”
A co z samą Annabellą? To bohaterka, która
zagrożenie na pewno dostrzegła za późno. Widzimy ją oczami Davida, jednak nawet
z jego relacji można wywnioskować, że nigdy nie traktowała go na poważnie.
Kiedy po ślubie David nie odpuszcza, zaczyna z nim grać w grę w uniki i
przemilczenia, co współczesnego czytelnika może lekko irytować - na współczesne
standardy powinna od początku powiedzieć jasno „nie” i zgłosić na policję
stalking. To jednak koniec lat 50-tych XX wieku, czasy, kiedy kobiety musiały
zachowywać się inaczej i nikt jeszcze nie wiedział, czym stalking jest.
No właśnie, to kolejny ciekawy aspekt powieści
- Ameryka końca lat 50-tych. Samochody, wystroje wnętrz, akceptowalne ścieżki
życia - to wszystko bardzo ciekawie obserwuje się ze współczesnej perspektywy,
gdyż autorka dokładnie to wszystko przedstawia. Choć zostaje to w tle, to jest
na tyle sugestywne, że ani na moment nie zapominamy o czasie, w którym ta
powieść się toczy. Zachowanie ludzi, przyzwolenia inne dla różnych płci i wieku
to wszystko jest tak różne od tego, jak żyjemy teraz… a to przecież tylko 65
lat różnicy.
“Śnieg odmienia rzeczywistość, oczyszcza świat z brudu, zamazuje kąty, w których czają się złe myśli, przeżyte rozczarowania, ponura rutyna dnia codziennego.”
“Słodka choroba” dla współczesnego czytelnika
jest powieścią bardzo spokojną z delikatnie wyczuwalnym napięciem, która mimo
wszystko wciąga nas do gry - gry w pozory, gry w prawdopodobieństwo, gry w
zgadywanie, co jest realne, a co nie. Pozornie normalny styl narracji, który
sugeruje, że wszystko jest w porządku i nic nie odbiega od normy jest dobrym
zabiegiem, usypia czujność, przez którą podobnie jak Annabella reagujemy za
późno. Siła powieść tkwi w jej warstwie psychologicznej i społecznej, dzięki
której obserwujemy zaburzoną jednostkę tak doskonale grającą przed innymi, że
nikt nie jest w stanie przejrzeć, co faktycznie dzieje się w jej głowie. Wątek
kryminalny prowadzony jest sprawnie, a pod koniec powieści atmosfera
wyczuwalnie się zagęszcza. Patricia Highsmith musiała być doskonałą
obserwatorką ludzi zarówno jako jednostki, jak i społeczności, wszystko co
związane z człowiekiem - zachowania, dialogi, wypadają bardzo wiarygodnie.
Warto docenić taką prozę, warto sięgnąć choćby po to, by odpocząć od
współczesnych thrillerów - tu sposób budowy całej powieści, intrygi, jest
przecież tak różny od tego, co znamy. Dla mnie było to ciekawe, kojące, a
równocześnie ze względu na głównego bohatera dość smutne doświadczenie.
Moja ocena: 7/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Oficyną Literacką Noir sur Blanc.
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz