czerwca 12, 2019

"Dziennik kata" John Ellis


Autor: John Ellis
Tytuł: Dziennik kata
Cykl: Rozmowy z katem, tom 2
Tłumaczenie: Grzegorz Kołodziejczyk
Data premiery: 30.04.2019
Wydawnictwo: Aktywa
Liczba stron: 290

„Dziennik kata” to drugi tom z cyklu „Rozmowy z katem”. O pierwszym „Spowiedź polskiego kata” pisałam niedawno (tutaj!). „Dziennik kata” jest jednak całkowicie różny od pierwszego. Nie znajdziemy tutaj suchych faktów i obszernej wiedzy na tematy pokrewne, a wspomnienia pierwszego kata Wielkiej Brytanii. Dziennik John Ellis spisał (czy bardziej podyktował) już na emeryturze, bo jak sam mówi, podczas pełnienia swojego urzędu gdy tylko raz udzielił wywiadu do gazety, to przysporzyło mi to wiele nieprzyjemności. Ellis funkcję kata sprawował 23 lata (1901-1924) podczas których wykonał wyroki na 203 skazańcach.

Książka podzielona jest na przedmowę, 11 rozdziałów i epilog. W każdym z rozdziałów Ellis opisuje 2-3 zbrodniarzy, czyli dokładnie relacjonuje przebieg zbrodni i zatrzymania, po czym przechodzi do opisu swoich spostrzeżeń i relacji z egzekucji. Często też autor wtrąca swoje zdanie na ten temat, nie stroni od wyrażania swoich opinii. Prócz opowieści w książce zamieszczone też są czarno-białe fotografie skazańców oraz kilka przytoczonych listów do kata. Ogólnie, pomijając fakt, że jest to opis zbrodni i śmierci wielu skazańców, to książkę czyta się bardzo lekko – jak stare, angielskie klasyczne opowiadania. Sam Ellis jest człowiekiem bardzo spokojnym i na kartach powieści to naprawdę czuć. Jakby tego było mało to książka opisuje czasy mojej ukochanej Anglii z początku XX wieku, więc nie mogę powiedzieć nic innego, jak to, że czytałam ją naprawdę z dużą przyjemnością. W końcu pomiędzy tymi wszystkim zbrodniami, wyrokami i egzekucjami, przewijają się też elementy życia codziennego.

Co wiemy o samym kacie? John Ellis wywodził się z bogatszej rodziny robotniczej – jego ojciec prowadził swój własny zakład fryzjerski. John miał go kiedyś przejąć, jednak nie był to tego skory...
„... przerażony perspektywą,  że zawodowy trud mojego życia odmierzany będzie liczbą strzyżeń i goleń, postanowiłem uciec.”
W tym czasie trochę tułał się po świecie, pracował w fabrykach, poznał swoją przyszłą żonę. I zgłosił swoją kandydaturę na kata. Miał wtedy 22 lata i jak sam przyznaje pomyślał, że jest to
„robota w sam raz dla mnie”
jednak nie potrafił powiedzieć dlaczego. W końcu wrócił do rodzinnej miejscowości i otworzył swój własny zakład fryzjerski. Tak więc pierwszy angielski kat był na co dzień fryzjerem. Często przyjmował klientów, którzy byli bardziej zainteresowani egzekucjami niż strzyżeniem. Jednak John niechętnie odpowiadał na pytania z tym związane, uważał, że nie jest to temat do nagłaśniania.

Ogólnie John Ellis był niesamowicie opanowanym, współczującym i humanitarnym katem. Zwracał uwagę na każdą jedną drobnostkę, by ta nie zakłóciła przebiegu egzekucji. Bardzo zależało mu na czasie, zawsze dążył do tego, żeby wyrok wykonać jak najszybciej. Czasami zajmowało to naprawdę kilka sekund mierzonych od wyjścia skazańca z celi do zawiśnięcia.
„W całym moim życiu nikogo nie sponiewierałem. Moja koncepcja tej roboty polega na tym, żeby załatwić rzeczy najprędzej jak się da, bo tak jest najlepiej dla wszystkich zainteresowanych”.
Ellis przedstawia czytelnikowi cały przebieg egzekucji – od dnia poprzedniego, bo zawsze dzień wcześniej popołudniu zjawiał się w zakładzie karnym i omawiał całe wydarzenie z naczelnikami i lekarzami. Zdradza czytelnikowi co wtedy się działo, co robił i po co. Tak samo dokładnie opisuje wszystkie swoje czynności, które wykonywał rano w dniu egzekucji i sam jej przebieg. Wszystko miało u niego swoją kolejność, każde działanie było szybkie i uzasadnione. Chwilami nawet dziwiła mnie jego empatia i współczucie do skazańców – mimo tego, że w większości uważał ich za winnych popełnionych morderstw, to jednak traktował ich bardzo po ludzku.
„Nawet najokrutniejszy morderca zasługuje na współczucie rano w dniu egzekucji.”
Sama nie wiem czy byłabym w stanie mieć tyle wyrozumiałości dla morderców. A John Ellis miał. Więc mimo swojej funkcji, ciężkiego i dosyć mrocznego zawodu ( w końcu pozbawiał ludzi życia) z kart książki powstaje obraz człowieka dobrego, bardzo empatycznego i spokojnego.
„...choć nigdy nie wstydziłem się tego, że jestem katem, nie pragnąłem też osobistych hołdów za to, że kogoś powiesiłem. Zawsze uważałem siebie za skromne narzędzie prawa.”
Prócz podejścia Ellisa do sprawy, czytelnik może też sporo dowiedzieć się o przebiegu procesu i traktowaniu skazańca przez pracowników więzienia. Szokiem dla mnie było to, jak szybko przebiegał cały proces, w kilka dni, a czasami nawet godzin sąd z ławą skazywał lub uniewinniał oskarżonego. Tak samo apelacje były rozpatrywane w tempie ekspresowym, dosłownie kilku dni. W aktualnych czasach ciężko to sobie wyobrazić, teraz procesy i odwołania mogą ciągnąć się latami.
Skazaniec, po ogłoszeniu wyroku śmierci, był traktowany bardzo opiekuńczo i łagodnie. Miał przy sobie cały czas dwóch strażników, którzy, prócz pilnowania skazańca, mieli za zadanie zabawiać go rozmową, by nie myślał za dużo o wyroku. Jego cela była zawsze położona bardzo blisko miejsca egzekucji, tak by skazaniec miał jak najkrótszą drogę do szubienicy. Dosłownie kilka kroków. Wszyscy zarządzający więzieniem jak i lekarz mieli na uwadze dobro skazańca, traktowali go z dobrocią. Bardzo to wszystko humanitarne, ciężko sobie wyobrazić, że nie pałali nienawiścią do skazańców – w końcu przecież, by dostać wyrok skazujący na śmierć, musieli pozbawić życia innego człowieka, czasami w sposób naprawdę makabryczny. Więc ten spokój i równowaga, wzgląd na dobro skazańca są bardzo ciekawym i teraz chyba nieczęsto spotykanym podejściem.

Podsumowując, „Dziennik kata” jest całkowicie inną lekturą niż „Spowiedź polskiego kata”. Książkę, mimo tematu, czyta się bardzo lekko, szybko i z zaciekawieniem. John Ellis tak jak do samych egzekucji, tak do swojego dziennika bardzo się przyłożył, widać, że zadbał o każdy szczegół opowieści. Nie znajdziemy tutaj brutalnych opisów, wszystko jest spokojne, stonowane i mocno humanitarne. No i dla mnie świetnym dodatkiem były szczegóły z życia codziennego w Anglii początku XX wieku. Nie mogę nic książce zarzucić, a autora podziwiam za jego ludzkie podejście do skazańców. Naprawdę nie wiem czy ja byłaby w stanie okazać tyle spokoju i zrozumienia co on.
„Zawsze byłem przekonany, że za wykonanie egzekucji na skazańcu nie ponoszę większej odpowiedzialności niż sędzia, który odczytał wyrok śmierci” 
Moja ocena: 7,5/10

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Aktywa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz