Autor: Jakub Małecki
Tytuł: Horyzont
Data premiery: 18.09.2019
Wydawnictwo: SQN
Liczba stron: 336
Książki Jakuba Małeckiego poznałam ponad rok temu w formie
audiobooków. „Horyzont”, jego najnowsza powieść, to pierwsza książka, którą
faktycznie fizycznie dostałam do ręki i mogłam przeczytać. Wiedziałam już czego
mam się spodziewać dzięki audiobookom – jak książka papierowa, czytana, wypadła
na ich tle? O tym za chwilę.
Jakub Małecki to młody polski pisarz, który rozpoczynał
swoją przygodę z literaturą od fantastyki, później przez chwilę mówiło się o
jego nawiązaniach do nowoczesnej prozy chłopskiej w gatunku literatura piękna
(większość jego historii toczyła się na wsi), teraz z kolei swoje dwie ostatnie
powieści autor osadził w Warszawie. Małecki jest znany z prostoty słowa,
spokoju, uwagi codzienności, w której można odkryć sens istnienia. „Horyzont”
na tle pozostałych jego powieści, z którymi
się zapoznałam, jest o tyle inny, że porusza mało codzienny temat, jakim jest
powrót żołnierza do zwyczajnego życia, ma więc bohatera mało spotykanego w
literaturze. Poza tym jednak autor w książce zawarł esencję swojej literatury,
coś, co znałam już wcześniej, ale na pewno nie w takim stężeniu.
„Horyzont” to historia Mańka i Zuzy. Maniek to ten
wspomniany weteran, który jakiś czas temu wrócił z którejś już tury misji w
Afganistanie. Maniek wynajął mini mieszkanie i stara się napisać książkę. Zuza
to jego sąsiadka, młoda dziewczyna, która poza codzienną pracą opiekuje się też
swoją chorą na demencję babcią. Dziewczyna przez przypadek odkrywa, że jej
zmarła matka skrywała jakąś dziwną tajemnicę. Wplątuje w to Mańka, który
każdego dnia walczy z życiem, starając się odnaleźć w nowej – starej rzeczywistości.
Czy uda im się w końcu odnaleźć siebie? Osiąść w swoim życiu na stałe, znaleźć się
na nowo?
„Podobno twoim jedynym problemem jest to, że nie masz już żadnym problemów.Cieknący kran, awantura w święta, płacząca mama i dziesięć kilogramów przybranych w miesiąc, do tego przeziębienie i trzy niezapłacone raty kredytu za samochód – to wszystko nie są problemy. Problem jest wtedy, gdy do ciebie strzelają. Nic więc nie robisz z tym cieknącym kranem, w święta urządzasz awanturę, tyjesz i przestajesz spłacać kredyt.”
Od strony kompozycji książka składa się z 38 rozdziałów.
Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu teraźniejszego przez dwóch bohaterów
– Mańka i Zuzę. Styl autora jest niesamowity. Używa prostych słów, czytając
jego książkę ma się wrażenie, że każde jedno słowo, każdy wyraz jest dobrze
przemyślany, jest konieczny, by oddać w pełni opowiadaną historię. Nawet w
jednym z wywiadów, autor mówił, że jego powieści na początku są dwa razy
grubsze – potem siedzi i wykreśla, tak by została sama esencja. Ponadto styl
prowadzenia narracji jest bardzo oryginalny, nie przypominam sobie, żebym
kiedykolwiek czytała coś podobnego. Bohaterowie posługują się językiem
mówionym, czytając słowa po prostu słyszałam je w mojej głowie. To coś jakby
strumień świadomości, walka myśli, ale proste i przemyślane. Na początku
czytania na pewno czytelnik będzie zaskoczony, ale po kilku stronach już nie
można wyobrazić sobie, by ta historia mogła wybrzmieć jakkolwiek inaczej. Słowa
płyną, są idealne.
Od razu też wspomnę tu o wydaniu książki. O czym warto
powiedzieć, to fakt, iż grafika na okładce to obraz Rocha Urbaniaka, ulubionego
polskiego malarza Małeckiego, który powstał specjalnie na potrzeby tej
powieści. Ogólnie wydanie książki jest dopracowane w każdym cały, jest piękne,
przejrzyste i po prostu genialne. Jak ją widzę, to od razu bije mi szybciej
serce.
A o czym jest ta książka? Ciężko powiedzieć w jednym zdaniu,
bo porusza naprawdę ogromną ilość tematów. Pozornie to opowieść o wycinku z
życia weterana wojennego i młodej dziewczyny, która musi się pogodzić z nieidealną
przeszłością swojej idealnej zmarłej matki. Ale to tylko czubek góry lodowej. To
historia o życiu, o tym z czym każdy z
nas musi się zmagać każdego dnia, o myślach, które przepływają nam przez głowę,
o sensie istnienia i wierze w lepsze jutro. O beznadziei życia, o trudach,
problemach, oczekiwaniach, zawiedzionych marzeniach, zmarnowanych szansach,
niedopasowaniu. O próbie pogodzenia się z przeszłością i dalszym, spokojnym,
normalnym życiu. W końcu o miłości, tęsknocie, przyjaźni, trosce. W książce
znajdziemy wszystko to, z czym wiąże się życie. To książka ucząca tego, że
każdy z nas walczy z jakimiś demonami z przeszłości, i mimo że niektóre te
problemy pozornie mogą się wydawać błahe, dla osoby z nimi walczącej wcale
takie nie są. Jak można zderzyć życie młodego mężczyzny, który przeżył piekło
na ziemi, zabijał i żył ciągłe ze świadomością, że w każdym momencie może
zginąć z życiem dziewczyny, która wiedzie zwyczajne życie, tęskni za zmarłą
matką i próbuje dowiedzieć się czegoś o przeszłości? To przecież kompletnie
różne, nieporównywalne sprawy, prawda? A jednak Małecki mówi inaczej, podkreśla,
że każdego z nas coś gryzie, każdy musi walczyć z życiem, i to że jedne
problemy są większe, a inne mniejsze, jeden horyzont bliższy, a drugi daleki,
to nic nie znaczy. Ważne by dla siebie być, by się wspierać, by chcieć. Oczywiście
nie umniejszam tutaj osobom, które walczą ze stresem pourazowym, bo autor
niesamowicie mocno i obrazowo przedstawił tutaj ten problem. Może właśnie przez
postać Mańka, chce dać nam nadzieję, że nie ma problemów nierozwiązalnych i
ważne by każdego dnia posuwać się trochę do przodu? To naprawdę głęboka lektura,
której nie sposób wyczerpująco umówić w krótkiej recenzji.
„Kolejne nasze wersje wbiegają do kuchni, kręcą się przy stole i rozmawiają, a ja patrzę na nie, niewidzialna, utkwiona w przyszłości, której one dwie na szczęście nie znają. Wyobrażam sobie, że zamieniam się w którąś z tych dziewczynek, radośnie nieświadomych tego, co się wkrótce wydarzy, i niezwracających na ciebie uwagi, bo ktoś taki jak mama zawsze był, to i zawsze będzie. Wyobrażam sobie, że stając się którąś z nich, zapobiegam wersji przyszłości, w której obecnie jestem i dorastam inna, by w wieku dwudziestu czterech lat nie czuć się wszędzie nie na miejscu.”
Nikt tak jak autor nie potrafi oddać tak dobrze, tak po
ludzku emocji, z którymi każdy z nas się w swoim życiu zderzył. Mam wrażenie,
po lekturze kilku książek i po kilku wywiadach, których autor udzielił, że
nasze światopoglądy są podobne, dlatego też ta książka zrobiła na mnie tak
ogromne wrażenie. Każdy z nas szuka sensu życia, szuka siebie i powodów dla
których jest na tym świecie. Tak samo jest z bohaterami powieści. To tak jakbym
czytała własne przemyślenia, ale głębsze, mądrzejsze, ubrane w piękne słowa.
Nie będę w tej recenzji opisywać bohaterów, mam nadzieję, że
sami się z nimi zapoznacie, wspomnę na koniec tylko, że autor w tej książce
zawarł wiele wątków autobiograficznych – i tych ukrytych i tych powiedzianych
całkiem wprost. W końcu autor dzieli z Mańkiem nazwisko, a bohater książki
Mańka nazywa się dokładnie tak jak autor. To kolejny wątek, który mnie w tej
książce fascynuje – jak granice pomiędzy rzeczywistością a literaturą się
zacierają, jak autor łączy się z bohaterem, a ten z autorem.
„Nie wiem, gdzie leżą szwy łączące fikcję z rzeczywistością, ale po kilkudziesięciu stronach przestaję ich szukać. Wydaje się, że nie o to w tym chodzi.”
By nie przedłużać, bo i tak cały czas mam wrażenie, że
cokolwiek napiszę, i tak nie będzie w stanie oddać klimatu i głębi książki, że nie
jestem w stanie wyczerpująco umówić tej lektury, podsumuję tą recenzję krótkim
stwierdzeniem, iż „Horyzont” Małeckiego to dla mnie lektura idealna. Książka
doskonała. Zawiera w sobie wszystko, a nawet i więcej. Nigdy nie znajdę takich
słów, by oddać to, co ona ze sobą niesie. Takie rzeczy potrafi tylko Małecki.
Moja ocena: 10/10
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwo SQN!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz