czerwca 09, 2021

"Mamy morderstwo w Mikołajkach" Marta Matyszczak - patronacka recenzja przedpremierowa

 

Autor: Marta Matyszczak
Tytuł: Mamy morderstwo w Mikołajkach
Cykl: Kryminał z pazurem, tom 1
Data premiery: 16.06.2021
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Liczba stron: 304
Gatunek: kryminał / komedia kryminalna
 
Marta Matyszczak na polskim rynku książki pojawiała się w roku 2017 z pierwszym tomem serii Kryminałów pod psem pt. „Tajemnicza śmierć Marianny Biel”. Przez cztery lata było to nazwisko, które kojarzyło się właśnie tylko z tym jednym cyklem, poświęconym coraz to nowym przygodom kundelka Gucia, dziennikarki Róży i detektywa Szymona, który rozrósł się do dziewięciu tomów. W międzyczasie autorka dała też mały wgląd w życie swoim fanom, obserwatorom profilu na FB, a raczej w życie towarzyszących jej czworonogów. Dzięki temu wiemy, że kilka lat temu przyplątała się do niej kotka Burbur razem ze swoimi kociętami, wtedy jeszcze nienarodzonymi, z których na stałe zamieszkał z nimi Pedro. I właśnie one przyczyniły się do powstania nowej serii, w którym autorka pokazuje nam swoje inne oblicze! Kryminał z pazurem to Marta Matyszczak jakiej jeszcze nie znacie, poważniejsza, bardziej dojrzała, choć i oczywiście nadal niepozbawiona swojego świetnego zmysłu spostrzegawczości i humoru, który przejawia się we fragmentach opisywanych z perspektywy Burbura. „Mamy morderstwo w Mikołajkach” zapowiada serię na naprawdę wysokim poziomie!
 
Jak tytuł książki wskazuje, fabuła powieści toczy się w Mikołajkach – małym mazurskim miasteczku, które w dużej mierze żyje z turystyki. Między innymi mieszka tam Rozalia Ginter razem ze swoją rodziną oraz dwoma kotami – Burburem i Pedrem. Rozalia jest weterynarzem, ma własną praktykę, której powodzi się całkiem dobrze. Jej mąż, Paweł jest policjantem, komendantem w okolicznej komendzie policji. I jeszcze kilka miesięcy temu ich życie było bardzo przyjemne. Od tego czasu jednak coś się zmieniło – Rozalia skrywa w sobie jakąś mroczną, duszącą ją tajemnicę, a i Paweł z pewnego powodu przechodzi trudny prywatnie czas. Akurat w takim momencie na przystani znalezione zostają zwłoki – to okoliczny biznesmen powiesił się na kładce… Ale czy to na pewno samobójstwo? Wiele wskazuje na to, że nie. Paweł rozpoczyna więc śledztwo, a Rozalia nie może dopuścić, by to, co sama skrywa, wyszło na jaw… Czy te sprawy są powiązane? Kto zabił biznesmena?
 
Budowa książki opiera się na zasadach klasycznej powieści detektywistycznej. Na pierwszych stronach znajdziemy spis osób występujących w powieści, zamiast rozdziałów mamy części, w których podtytuły krótko opisują, co w danym fragmencie znajdziemy. Części jest sześć, a wydarzenia toczą się od czerwca do grudnia, z czego w pierwszej części dostajemy fragment z października, później wydarzenia toczą się już chronologicznie. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego głównie z punktu widzenia Rozalii, choć od czasu do czasu nie zabraknie też fragmentów przedstawionych z punktu widzenia innych osób jak np. Pawła czy sąsiadki. Te fragmenty poprzetykane są wpisami Burbura z pamiętniczka, w którym kotka opisuje swoją historię oraz komentuje aktualne wydarzenia spoglądając na nie swoim kocim, obiektywnym (nienacechowanym ludzkim zachowaniem) okiem. Styl powieści jest naprawdę bardzo dobry, fragmenty przedstawione z perspektywy ludzi są dosyć poważne, skupione na dobrym rysie psychologicznym postaci, a fragmenty Burbura nadają książce humoru i lekkości. Książka napisana jest naprawdę zgrabnym, sprawnym językiem, tak że całość czyta się z ogromną przyjemnością.
 
Nie mogę nie wspomnieć też o stronie wizualnej książki, bo i pod tym względem widać, że została przygotowana z ogromną starannością. Na pierwszych stronach dostajemy mapkę przedstawiającą Pojezierze Mazurskie, na którym toczą się opisane wydarzenia, a każdy fragment tekstu oddziela mała grafika śpiącego kotka. Oczywiście wpisy kotki Burbur też się wyróżniają, pisane są odmienną czcionką. Takie małe niuanse dodają książce bardzo oryginalnego charakteru, przez co lektura jest jeszcze przyjemniejsza.
 
Jak już wspomniałam na wstępie, książka jest poważniejsza od tego, do czego przyzwyczaiła nas autorka. Ogromną uwagę poświęca tu na charaktery swoich postaci, opisując ich rozterki wewnętrzne i przeżycia, jakie w nich ciągle zachodzą, jednak robi to w sposób nienachalny, powoli podsuwając tropy i wskazówki dotyczące rozwiązania prywatnej zagadki postaci. I właśnie ta zagadka zdaje się pełnić tu główną rolę, to Rozalia i jej rodzina jest tu najważniejsza, a zagadka dotycząca morderstwa jest gdzieś w tle. Autorka w ten sposób pokazała nie tylko swoje inne oblicze, ale i kunszt literacki – pisze tak, że czytelnik przeżywa to wszystko razem z Rozalią nawet nie zastanawiając się specjalnie dużo nad morderstwem.
 
Oczywiście poza Rozalią w książce jest wiele innych ciekawych postaci, cała garść mieszkańców, którzy w jakiś sposób są z tym wszystkim powiązani. Jest wścibska sąsiadka, okropnie denerwująca teściowa, gangster, a nawet i pewien Niemiec szukający spadku po swoim dziadku. Zwierząt też jest tu zadziwiająco dużo – są koty, psy, a nawet i papuga Elżbieta, która szybko podłapuje nowe słowa. Bardzo podobało mi się to poszerzenie zwierzęcego kręgu, autorka z dużą uwagą opisuje ich losy, w odpowiednich fragmentach poświęcając im tyle uwagi, co ludziom, jak i czasem nie więcej. Świetny pomysł z tą kliniką weterynaryjną!
 
Zwierzaki zwierzakami, ale to jednak Burbur dostała tu drugą główną rolę kobiecą. To kotka z charakterem, dla której ludzie są sługami, choć i gdzieś tam w głębi żywi do nich sporo uczuć, mimo że sama podkreśla, że wiążą ją z nimi tylko wygoda i ich posłuszeństwo. Kiedy przychodzi co do czego, to Burbur martwi i troszczy się o Rozalię i jej rodzinę, cały czas podkreślając, że to jej egoistyczny wybór, bo przecież Ginterowie to jej dom. Jak już wspomniałam, to właśnie Burbur odpowiedzialna jest tu za humor w powieści, swoim kocim okiem nieprzychylnie spogląda na poczynania ludzi i ironicznie je komentuje. Jej opisy relacji z synem Pedrem czy jej wcześniejszych przygód są napisane z takim poczuciem humoru i lekkością pióra, że rozpraszają mrok, który w pozostałych fragmentach otacza bohaterów. Świetny zabieg dla rozładowania negatywnych emocji!
„Po co ona w ogóle zaprosiła tę cholerę? Przecież nie lubiła sąsiadki. Choć pewnie nie wypadało nie zaprosić.
Nieraz zastanawiałam się, dlaczego ludzie bawią się w te całe konwenanse. Po co one komu? Czy nie łatwiej by się im żyło, komunikując wszystko wprost? Nie owijając w bawełnę?”
Na koniec nie mogę nie wspomnieć o sadzeniu akcji w przepięknym miejscu! Mikołajki to miejscowość na Pojezierzu Mazurskim, a dom Rozalii położony jest praktycznie przy samym Jeziorze Mikołajskim. Jest to miejscowość turystyczna, więc jest dużo knajpek dla turystów, dużo wodnych atrakcji, a i trochę hoteli oferujących noclegi. Niedaleko Mikołajek, w drodze do teściowej Rozalii jest gęsty las, a okoliczne wsie zdają się osadzone w jeszcze poprzednim wieku. Wszystko to przedstawione jest bardzo klimatycznie i jest jakby odbiciem wydarzeń, w które wplątują się bohaterowie. Ja jestem oczarowana tym miejscem, choć sama nigdy tak naprawdę tam nie byłam 😊
 
Podsumowując, „Mamy morderstwo w Mikołajkach” naprawdę mocno zaskoczyło mnie tym, jak różni się od pozostałej twórczości Marty Matyszczak. Powiedziałabym raczej, że jest to kryminał z dobrym rysem psychologicznym postaci, gdzieś tam tylko od czasu do czasu okraszonym ironicznymi, zabawnymi uwagami kotki Burbur, a nie typowa komedia kryminalna. Tym razem jest to zdecydowany plus książki, bo pokazuje jak duży kunszt literacki autorka przez te cztery lata sobie wyrobiła. Jestem naprawdę pod dużym wrażeniem i już teraz wpisuję Kryminał z pazurem na listę tych moich ulubionych!
 
Moja ocena: 8,5/10
 
Za możliwość zapoznania się z lekturą przedpremierowo oraz objęcia książki patronatem medialnym dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu!

Książka dostępna jest też w abonamencie 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz