sierpnia 30, 2021

"Kąkol" Zośka Papużanka

 

Autor: Zośka Papużanka
Tytuł: Kąkol
Data premiery: 19.05.2021
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 320
Gatunek: literatura piękna
 
Z piórem Zośki Papużanki jak na razie spotkałam się raz, rok temu przy okazji premiery jej trzeciej powieści pt. „Przez” (recenzja – klik!). Książka zachwyciła mnie swoim oryginalnym stylem i głębią przemyśleń na temat uczuć, związków i relacji z drugim, dorosłym człowiekiem. Teraz, w „Kąkolu”, autorka na celownik bierze dzieciństwo, wakacje i relacje rodzinne obserwowane okiem dziecka. Robi to w podobnym stylu co w poprzedniej powieści, a jednak inaczej.
 
„Kąkol” to taki zbiór anegdot, skojarzeń, wspomnień z dzieciństwa, które łączą się w jedno przez miejsce. Dziewczynka kilkuletnia każdego lata, chwilę po zakończeniu szkoły, wyjeżdża z miasta na wieś, gdzie zbiera się cała rodzina – ciotki, wujkowie, dziadkowie w jednym małym domku. I tak z tą sielskością i beztroską lata i lat dziecinnych zderzają się rodzinne niesnaski, dziadek tyran, mama wyklęta, mrukliwy ojciec i przewrażliwiona ciotka. Dziewczynka patrzy, obserwuje, przeżywa i wszystko to opisuje.
„Związywały nas konwenanse, przysięgi kościelne i urzędowe oraz pępowiny. W sznurach zależności walczyliśmy o niezależność. Poza dzień dobry odzywaliśmy się do siebie właściwie wyłącznie w sytuacjach bezpośrednio zagrożenia życia i zdrowie. Każdy pragnął tylko, żeby wszyscy inny zniknęli. Każdy szukał choć centymetra prywatności w tym ciasnym, duszonym ulu.”
Książka złożona jest z krótkich fragmentów historii i spisanych wspomnień z punktu widzenia wspomnianej dziewczynki w narracji pierwszoosobowej czasu przeszłego. Styl powieści jest charakterystyczny dla tej autorki, teraz lekko dopasowany do małoletniej narratorki. Zdania są długie, słowa często się ze sobą łączą, autorka się nimi bawi, tworząc coś w stylu przepływu myśli, strumienia świadomości, zapisując słowa tak, jak się mówi, nie zawsze zważając na gramatykę czy pisownię. I to jest dużo plus tej opowieści, która zachwyca właśnie sposobem narracji, tym oryginalnym, wyrazotwórczym językiem. Zdania są rytmiczne, książkę najlepiej czytać w jej oryginalnej formie, zachowując rozłożenie zdań tak, jak zostały wydrukowane. Tak przyjemność z lektury jest największa.
„Chociaż pouczono nas, byśmy nie zabierali wiele, zabieraliśmy wszystko, bo świat, do którego nas zabierano, zbudowany był z nie naszych rzeczy. Nie zawierał w sobie naszych sandałów, ręczników, naszych kredek i foremek na ciastka. Ktoś inny go zbudował, inny Pan Bóg, który łaskawie zapraszał nas na chwilę i pozwalał ułożyć na swoich półkach nasze rzeczy.”
Oprócz jednak przyjemności czysto językowej, sama przedstawiona historia, czy raczej wiele historii, już tak przyjemne nie są. W ładnych słowach opowiedziana jest historia trudna, trudnych relacji rodzinnych, tym trudniejszych, że sięgających jeszcze czasów PRLu, kiedy to jednak na życie patrzyło się inaczej.
„Samochód nie służył do jeżdżenia po zakupy czy odwożenia Trutni do szkoły. Trutnie miały zdrowe odnóża, mama miała siatki i dwie ręce, a samochód był stworzony do wyższych celów. I miał go ojciec. I chodził po niego i do niego jak do najładniejszej dziewczyny w okolicy. Starania i zabiegi, którymi ojciec obdarzał samochód, były z pewnością większe od zabiegów, które musiał niegdyś przedsięwziąć w celu zdobycia mojej mamy. Zresztą z nią było mniej ceregieli niż z samochodem.”
Życie, w czasie którego każde jedne wakacje spędzało się w domku na wsi, w otoczeniu rodziny, która nie akceptuje matki dzieci, a co za tym idzie i po części ich samych. Rodziny, w której dziadek rządzi wszystkim, każąc nieposłusznych milczeniem, a ojciec cicho na to przyzwala udając, że wcale nic złego w tym nie widzi. Dziadek to bóg, a reszta rodziny to jego poddani. I tak to zło, te rodzinne kąkole, chwasty, przeplatają się z sielskością bliskości przyrody, spacerów na rzekę i dziecięcych zabaw. Jednak to jakoś nie koi tego bólu, przez co cała historia wydaje się mocno gorzka, jak kąkol zaplątany w mące...
„Dziadek był monoteistą, wierzył tylko w siebie. Zbudował sobie kościół i pozwolił w nim mieszkać wyznawcom, których sam stworzył. Na odpust w mieście ani do wiejskiego kościoła z niebieskimi ścianami nie chodził, nie widział potrzeby dotowania konkurencji. Cały czas mógł sobie święcić dzień święty, jeden dzień święty za drugim.”
W książce mocno połączone jest ze sobą sacrum i profanum, tu gorzkie, surowe życie miesza się z baśniami i nawiązaniami do religii, czasem historii.  Wydaje mi się też, że książka może być alegorią życia, te lato – lipiec, sierpień – to młodość, naiwność, na samy końcu mamy kilka słów o jesieni, która wydaje się być obrazem życiem dojrzałego. Tego jednak pewna nie jestem, to luźne skojarzenie, które nasunęło mi się pod koniec lektury.
„Po nim mi zostały dwie córki i Antoś. Pomocny, dobry, tylko chmurny taki. Jak się w sobie zawziął, nie było jak go odemknąć, jak kłódka zardzewiała, zamknięty i koniec. Jego ojciec też był taki, nie odzywał się za wiele, jak mu się coś nie podobało, nie powiedział, tylko nosił w sobie jak wiadro wodę, aż go nieraz brzuch bolał od tego noszenia.
Ja to się zaraz wydarłam, ścierką trzasnęłam, wypłakałam się do świętego obrazu, aż mi się lepiej zrobiło, a tamten tylko nosił i nosił, aż umarł.”
Tak naprawdę trudno jest mi coś więcej o tej książce powiedzieć. Może dlatego, że znałam już oryginalny styl autorki, ten tytuł nie zrobił na mnie aż tak dużego wrażenia jak „Przez”. A może dlatego, że dzieciństwo chcę wspominać dobrze, a tu wszystkie, nawet te pozytywne historie wydają się naznaczone gorzkimi rodzinnymi relacjami. Mimo pięknej otaczającej wszystko przyrody, sielskości wakacji i dzieciństwa, nie jest tu książka wesoła. Oczywiście jest tu masa trafnych spostrzeżeń i obserwacji, jednak nie zachwyciłam się tym tytułem tak mocno jak się spodziewałam. Mimo wszystko na pewno jest to książka warta przeczytania, już ze względu na sam styl, w jakim jest napisana, jest pozycją na polskim rynku bardzo oryginalną.
„(…) wszyscy pod tym smołowanym dachem byli słabi z logiki, za to wspaniałe mieli osiągnięcia w dziedzinie zaimków upowszechniających, wszyscy, wszystko, każdy, wszędzie i zawsze.”
Moja ocena: 7/10

Książkę odebrałam za punkty w portalu czytampierwszy.pl
Numer akredytacji 04/05/2020

Książka dostępna jest też w abonamencie 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz