marca 08, 2022

Kilka pytań do... Anny Potyry, autorki cyklu o komisarzu Lorenzie

 

Czy kryminał osadzony w małej miejscowości jest bardziej pisarsko wymagający, dlaczego w tym tomie Lorenz występuje solo i czy powieściowe Rokitki są prawdziwe, czyją twarz w ekranizacji cyklu mógłby mieć komisarza Lorenz i czy jest różnica pomiędzy pisaniem kryminału a bajki?
Zapraszam na rozmowę z autorką!

Anna Potyra notka biograficzna:
Urodzona w 1982 roku w Warszawie. Z wykształcenia anglistka. Pasjonatka jeździectwa. Autorka serii z komisarzem Lorenzem. Jej debiutancka powieść "Pchła" została nominowana do Nagrody Kryminalnej Piły dla Najlepszej Polskiej Miejskiej Powieści Kryminalnej roku 2019. W 2020 roku wydała kolejną powieść z cyklu: "Potwory".

Kryminał na talerzu: Właśnie na rynku ukazała się Pani trzecia książka z komisarzem Adamem Lorenzem pt. „Pakt”. Pomiędzy tą premierą a poprzednimi „Potworami” minął ponad rok, fani serii (do których należę i ja) musieli się więc znowu trochę poniecierpliwić. A jak z Pani emocjami w dniu premiery? Po ciepłym przyjęciu dwóch poprzednich zdenerwowanie jest trochę mniejsze czy wręcz przeciwnie?

Anna Potyra: Podobne 😊 Jedyna różnica polega na tym, że już wiem, jak to jest, jednak to w żaden sposób nie wpływa na tremę związaną z tym, jak Czytelnicy przyjmą książkę.


Muszę przyznać, że „Pakt” mnie zaskoczył. Czy i Pani uważa, że ten tom różni się od dwóch poprzednich?

Rzeczywiście, zmieniłam miejsce akcji i to na pewno rzutuje na ogólnym kształcie książki. Chciałam zaproponować coś innego. Czytelnicy ocenią, czy to była słuszna decyzja 😊


Dlaczego zdecydowała się Pani na osadzenie miejsca akcji w małej wiosce? I czy Pani powieściowe Rokitki są prawdziwe?

Chciałam umiejscowić fabułę w starym majątku. Uznałam, że to ciekawa scenografia, która może dodać powieści klimatu. I owszem, opisując Rokitki, inspirowałam się prawdziwą miejscowością. Być może uważnym Czytelnikom uda się ją rozpoznać 😊


Jak zawsze w Pani książkach, aktualne wydarzenia nie byłyby pełne, gdyby nie spojrzenie w przeszłość. W tym tomie wracamy aż 20 lat wstecz. Czy uważa Pani, że wszystko to, co dzieje się aktualnie ma swoje wytłumaczenie w przeszłości? Czy może to po prostu przypadek, że już trzeci raz przy sprawie kryminalnej sięgamy wstecz? 😊

Nie, to nie jest przypadek. Wydaje mi się, że takie spiętrzone tajemnice są bardziej intrygujące. Jako Czytelnik bardzo lubię odkrywać, w jaki sposób wydarzenia z przeszłości łączą się z teraźniejszością. Poza tym nie jestem mistrzynią zawrotnego tempa i szalonych zwrotów akcji. Uważam, że moją mocniejszą stroną jest budowanie postaci, a pogłębienie spojrzenia przez retrospekcje dobrze temu służy.


Tym razem Lorenz sam boryka się ze sprawą, jego policyjny zespół, który znamy z poprzednich tomów został w Warszawie. Muszę przyznać, że już tak przywiązałam się do tej ekipy, że trochę za nimi tęsknię, sam komisarz Lorenz to jednak całkiem coś innego (choć też dobrego!). A Pani też żywi tak ciepłe uczucia do całej ekipy? Jak pisało się książkę o samym Lorenzie?

Celowo porzuciłam na ten tom ekipę z Warszawy, bo nie chciałam wpaść w pułapkę, że piszę te same sceny i dialogi. Mając wciąż te same elementy, trzeba bardzo uważać, żeby się nie powtarzać, a też nie chciałam pójść w kierunku opery mydlanej i zacząć rzucać moim bohaterom pod nogi osobistych dramatów, żeby trochę zamieszać całym towarzystwem. Mimo wszystko jest to seria o Lorenzie i myślę, że od czasu do czasu mogę go wrzucić w całkiem inne środowisko, żeby dolać trochę świeżej krwi (ups, w kontekście kryminałów, chyba trochę niezręcznie to brzmi 😉)
Ale, tak, lubię warszawskich współpracowników komisarza i na pewno jeszcze do nich wrócę.


Nie mogę też nie poruszyć tematu ukraińskich emigrantów, którzy pojawiają się w tym tomie. Dlaczego właśnie na taki temat się Pani zdecydowała? Patrząc na to, co teraz dzieje się w Ukrainie, to temat bardzo aktualny.

Sytuacja w Ukrainie zmienia się dynamicznie, a ja przez cały czas nie mogę powstrzymać myśli, jak przerażająco aktualny okazał się wątek wojny w Donbasie, który wplotłam do mojej powieści. Zawsze, gdy tworzę nową historię, zaczynam od człowieka, od niemożliwych dylematów. Zastanawiam się nad trudami i przeciwnościami, których niektórym los nie szczędzi. Dopiero potem te wszystkie swoje luźne przemyślenia i refleksje wklejam w bohaterów. Tworzę ich po to, żeby opowiedzieli sobą więcej niż tylko bieżące wydarzenia w fabule. Akurat w tym przypadku dostali twarz ukraińskich imigrantów.


Nie będę już Pani wypytywała więcej o fabułę, pozwólmy czytelnikom samodzielnie odkryć kolejne smaczki, a my teraz porozmawiamy trochę bardziej ogólnie. Czy „Pakt” też pisała Pani 9 miesięcy, dokładnie tak jak dwie poprzednie książki? 😊

Co do dnia 😊


Czy napisanie kryminału osadzonego w tak małej miejscowości jak powieściowe Rokitki było większym wyzwaniem niż kryminały, których fabuła toczy się w dużym mieście?

Ani większym, ani mniejszym, ale było to dla mnie miłe. Rokitki to urokliwa i senna miejscowość nadmorska. Lubiłam się tam przenosić, gdy za oknem lało i wiało. To były dla mnie takie małe wakacje (mentalne) od codziennej gonitwy.


Teraz czas na pytanie mojej Patronki, Pauliny Korek, która też jest fanką Pani serii kryminalnej. Paulina pyta czy chciałaby Pani, aby „Pakt” został zekranizowany? Kogo widziałaby Pani w rolach głównych?

Pewnie, że bym chciała 😊 Uwielbiam Macieja Stuhra, więc czemu nie on? Jak szaleć, to szaleć 😉


A ja nie mogę nie zapytać – jak idą prace nad dalszymi tomami serii? Może nam Pani coś zdradzić?

Aktualnie kończę pierwszy tom nowej serii, ale przyznam, że już mi tęskno za komisarzem Lorenzem, więc pewnie jeszcze wróci na kartach powieści. To się jednak raczej odsunie w czasie…


Wiem, że pomiędzy kryminałami wydaje Pani nadal książki dla dzieci, widziałam na portalach czytelniczych, że jest to seria o Zuzi. Czy ciężko przestawić się z pisania kryminału na bajkę i odwrotnie?

Nie robi mi różnicy, co piszę. Siadam do pracy, otwieram odpowiedni plik tekstowy i wchodzę w historię.  Dla mnie trudna do napisania jest każda strona. I wcale nie chodzi o to, co napisać, tylko jak to napisać. Czy to są bajki, opowiadanie, powieść dla nastolatek, czy opasły kryminał, zawsze sprowadza się to do tego, by znaleźć odpowiednie słowa.


Ostatnie dwa lata to mocno niespokojne czasy, odczuła Pani skutki pandemii, zmieniło się przez nią coś w Pani życiu?

Wiem, że są osoby, których życie stanęło przez pandemię na głowie. Przy moim trybie życia, te zmiany nie były rewolucyjne. Pracuję w domu, a przede wszystkim zajmuję się dziećmi – to jest zajęcie odporne na wszelkie zawirowania.


Wiem, że dla relaksu jeździ Pani konno, zakładam, że też czyta Pani książki. Znajduje Pani czas na jeszcze inną formę relaksu czy przy czwórce córek to już niemożliwe? 😊

Nie jest lekko 😊 Doba nie jest z gumy, wszystkiego zmieścić się nie da, ale kiedy okoliczności na to pozwalają, rzucam się w ogród. Uwielbiam sadzić, przesadzać, przycinać, pielić, a najbardziej ze wszystkiego planować swoje ogrodowe rewolucje. Właśnie zamówiłam trzydzieści róż i teraz zastanawiam się, co z tym wszystkim zrobię…


W poprzednim wywiadzie pytałam Panią o ulubione książki, to dzisiaj zapytam o ulubione filmy i seriale. Co może nam Pani polecić, do czego chętnie Pani wraca?

Prawdę mówiąc nie oglądam zbyt wiele, bo zwyczajnie nie starcza mi na to czasu. Jasne, czasem włączamy z mężem coś na Netflixie, ale przeważnie zasypiam po pierwszych dziesięciu minutach i nawet nie jestem pewna, co aktualnie „oglądamy”.  Dlatego moją miarą dobrych seriali jest to, że nie usnęłam 😉 Ostatnio udało się to przy „Sukcesji” (chociaż już w ostatnim sezonie mam trochę czarnych dziur) i „Gambicie królowej”. Jak widać żadne gorące nowości. Ze starszych seriali uwielbiam „Dextera”. Co do filmów to ogromne wrażenie zrobiło na mnie „Bohemian Rapsody”. Obejrzałam dwa razy. Freddy to był jednak gość 😊


Ostatnio pytałam Panią też o ulubione jedzenie, więc teraz temat podobny, ale ugryziony od drugiej strony. Czy lubi Pani gotować? 😊

Prawdę mówiąc coraz mniej. Kiedyś uwielbiałam eksperymentować, nie bałam się przyrządzania żadnych potraw – ani trudnych, ani pracochłonnych, nie raz organizowałam w domu przyjęcia na trzydzieści osób, na które sama przygotowywałam czterodaniowe obiady, ciasta, tory, desery. I naprawdę bardzo to lubiłam. Jednak gotowanie trzy razy w tygodniu zupy pomidorowej i ciągłe odpowiadanie na zażalenia niezwykle wybrednej klienteli, jaką są moje dzieci, nieco ostudziło mój zapał kulinarny 😉

Dziękuję za poświęcony czas i życzę dalszych sukcesów w karierze pisarskiej!

To ja dziękuję 😊


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz