marca 09, 2022

"Taka tragedia w Tałtach" Marta Matyszczak - patronacka recenzja premierowa

 

Autor: Marta Matyszczak
Tytuł: Taka tragedia w Tałtach
Cykl: Kryminał z pazurem, tom 2
Data premiery: 09.03.2022
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Liczba stron: 304
Gatunek: kryminał / komedia kryminalna
 
W poprzednim roku Marta Matyszczak, dotychczas znana z cyklu Kryminałów pod psem, zrobiła w swojej twórczości rewolucję, bo choć gatunkowo ciągle utrzymuje się w strefie kryminalnej, to wszystko inne wywróciła do góry nogami! Zamiast psa jest kot, zamiast detektywa -  pani weterynarz, a zamiast prostego slapstickowego humoru są zagmatwane meandry ludzkiej psychiki i ironiczne komentarze, a i jeszcze zamiast dusznego Śląska są Mazury! To właśnie charakterystyczne cechy nowej serii autorki, serii w której kobiety ogrywają pierwsze skrzypce. Serii Kryminałów z pazurem, którą otworzył tytuł „Mamy morderstwo w Mikołajkach” (recenzja – klik!), a do której dzisiaj dołączył tom drugi pt. „Taka tragedia w Tałtach”.
„Czyli wymoczek był poddanym tej kobitki. Bardzo słusznie. To my – kobiety – powinnyśmy rządzić światem. Po tygodniu nie byłoby na nim wojen, susz, powodzi, epidemii i globalnego ocieplenia. Oraz bezużytecznych kretynów. A jak się chłopy do czegoś dorwą, to chyba widać, jakie tego efekty…”
Historia toczy się w pierwszych miesiącach roku. Od czasów Bożego Narodzenia w małżeństwie Ginterów nie dzieje się dobrze, Pawła prawie nie ma w domu, a Rozalia jest coraz mocniej rozdrażniona. Ma ku temu powody – mąż ją zdradza, a sama (no, razem z tutejszym gangsterem) ma pewną okropną tajemnicę, która, gdyby wyszła na wierzch, doszczętnie zniszczyłaby jej życie. W tym samym czasie w pobliskich Tałtach, wiosce, w której za życia mieszkała matka Pawła, wybudował sobie rezydencję pewien bardzo popularny swego czasu piosenkarz. I właśnie na tym terenie odnalezione zostają zwłoki… Kto to jest, kiedy i jak zginął? I czy ktoś za tym stoi? Sprawą zajmuje się komisarz Paweł Ginter z posterunkowym młodym Romianiukiem. Poza tym kotka Burbur też nie próżnuje – właśnie znalazła nowe miejsce w domu Ginterów, w którym może prowadzić swój pamiętniczek…
 
Książka zbudowana jest według zasad klasycznej powieści kryminalnej. Na wstępie dostajemy spis wszystkich osób występujących w historii, a każdy rozdział (nazwany ‘część’) poprzedzony jest skrótem wydarzeń, które w nim zostały opisane. Oczywiście napisany jest w taki sposób, by czytelnik tak naprawdę nie był w stanie domyśleć się zawartych w nim zwrotów akcji. Całość składa się z 4 części, które podzielone są na nienumerowane podrozdziały. Te rozdziela urocza grafika pyszczka kota. Ogólnie, jak zawsze przy książkach Matyszczak, wydanie jest godne pochwały – nie tylko okładkowa grafika jest ciekawa, ale i rozłożenie tekstu przemyślane, pamiętniczek Burburki odpowiednio w tekście zaznaczony, a początek zdobi piękna mapka mazurskich miejscowości, które w tej serii odgrywają znaczącą rolę.

Historia przedstawiona jest w narracji trzecioobowoej czasu przeszłego przez kilka głównych postaci tego tomu, tj. Rozalia, jej mąż czy piosenkarz i jego przyjaciele. Oczywiście te fragmenty poprzetykane są wspomnianym pamiętniczkiem kotki Burbur, który pisany jest w pierwszoosobowej narracji. I właśnie te on nadaje książce główny rys humorystyczny, który, jak sama kotka, jest mocno ironiczny, prześmiewczy.
„- Gdzie twoja pani? – zapytał ten półgłówek. Po pierwsze, jeśli ktoś tu jest panią, to ja. Jaśnie panią. Rozalia to niewolnica. Ile razy mam powtarzać? Po drugie zaś, naprawdę sądził, że wydam swoją służącą?”
Całość napisana jest ładnym, przyjemnym językiem, choć w tym tomie miałam wrażenie, że już gdzieś z powrotem kieruje się w stronę znaną z Kryminałów pod psem, bo choć język jakim pisana jest całkowicie poprawny, to już nie odczułam tego poważnego kunsztu, co w tomie pierwszym. Tu po prostu już nie ma tak dużego skupienia na głębokim rysie psychologicznym, a raczej na przedstawieniu zagadek w tym tomie zawartych.
 
Bo tych mamy tu wręcz zatrzęsienie! Jest sprawa kryminalna dotycząca trupa na posesji piosenkarza, która mocno angażuje naszych mikołajskich śledczych, a i przyciąga pewnego śląskiego dziennikarza… Jest tajemnica Rozalii, która znowu daje o sobie znać i powoduje kolejne zagrożenie. Jest też zdrada w małżeństwie Ginterów, która nie zostaje wyjaśniona wprost, a raczej jest powodem do utworzenia kolejnego niecnego planu. Jest jeszcze śledztwo w sprawie matki Pawła, do którego zaangażowana została policja z Mrągowa, a także sprawa syna Ginterów, która mocno zajmuje zarówno Rozalię, jak i Pawła. Nie można więc zaprzeczyć, że jak na kryminał liczący trzysta stron, wątków jest naprawdę dużo. Mimo to całość rozpisana jest tak, że wszystko ładnie się zazębia.
 
Nad wymienionymi wątkami góruje oczywiście Burbur. Jak wspomniałam, jej spojrzenie na świat ludzki jest mocno ironiczne, sarkastyczne. Kotka poprzez swoje poczucie wyższości nad człowiekiem wyśmiewa się z naszych przywar, ale też sprawnie relacjonuje kocim okiem to, co człowiekowi nie przyszłoby z taką łatwością i prostotą. Mimo tego, Burburka kocha całą rodzinę Ginterów, co sprawnie zostało zasygnalizowane między wierszami. Jej pamiętnik jest więc całkiem zabawny, o ile lubi się cięty humor. Mnie jedynie drażniło często powtarzane wtrącenie ‘no żodyn!’ – nie pamiętam, żeby coś takiego było w tomie pierwszym, a w mojej ocenie Burbur nie za bardzo ma uzasadnienie do używania gwary śląskiej, po prostu do niej to nie pasuje. W innych tekstach autorki, nawet zawartych w tym tomie, gwara ta mi nie przeszkadzała, a tylko to jedne sformułowanie lekko drażniło. To jednak oczywiście moje prywatne skrzywienie.  
„Rozalia Ginter nie piła alkoholu. Zbyt dużo. Jeszcze do niedawna. Ostatnio jednak przybyło jej powodów do tego, by chcieć zakosztować chwilowych zaników pamięci. I sumienia.”
Postacie w „Takiej tragedii w Tałtach” borykają się z różnymi problemami. Jak wspomniałam, miałam wrażenie, że w tym tomie trochę już mniejsza uwaga przywiązana była do rysu psychologicznego, jednak nie znaczy to, że jej nie było. Czytelnik przeżywa rozdarcie, rozdrażnienie Rozalii, jej obawy i niepewność o to, co stanie się dalej z nią i jej rodziną. Tak samo zajmująca jest historia sprzed lat znajomości piosenkarza z jego przyjaciółmi, którą poznajemy we fragmentach uzasadniających tegotomową zbrodnię. Oczywiście nie zabrakło tu też fragmentów lekko humorystycznych, jak np. romanse nastoletnich bliźniaczek Ginterów czy występy karaoke.
 
Fabuła powieści poprowadzona jest sprawnie, akcja porusza się żywym tempem do przodu, a twistów fabularnych jest pod dostatkiem. Wszystko to utrzymane jest w tonie kryminału cozy crime, pozbawione jest więc zbędnych opisów zbrodni i przemocy.
 
Podsumowując, „Taka tragedia w Tałtach” to dobra kontynuacja przygód rodziny Ginterów, którzy zostali wplątani w mroczną intrygę. Tu zgłębiają się w nią jeszcze mocniej, ich problemy się nawarstwiają, a obawy rosną.  Napięcie z tym związane dobrze rozładowywane jest przez kotkę Burbur, która sarkastycznym okiem patrzy na te żałośnie ludzkie poczynania. Wszystko to toczy się w pięknych okolicznościach przyrody, na Mazurach pełnych jezior i szumiących lasów. Z niecierpliwością czekam na tom trzeci!
 
Moja ocena: 7/10
 
Za możliwość zapoznania się z lekturą przedpremierowo oraz objęcia ją swoim patronatem medialnym dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu!

Książka dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz