Autor: Piotr Bojarski
Tytuł: Mora
Cykl: komisarz
Zbigniew Kaczmarek, tom 9
Data premiery: 10.08.2022
Wydawnictwo: Znak Horyzont
Liczba stron: 352
Gatunek: kryminał
retro
Książki Piotra Bojarskiego przyciągały mój wzrok już od
dobrych kilku lat – już wtedy na swoim koncie autor miał pokaźną liczbę
wydanych tytułów. W końcu jednak dopiero teraz „Mora” zaintrygowała mnie tak
mocno zarówno swoją okładką, jak i opisem, że zdecydowałam się w końcu zapoznać
z jego piórem. I teraz żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej!
„Mora” to już dziewiąty tom cyklu kryminałów retro z
komisarzem Zbigniewem Kaczmarkiem. Pierwszy ukazał się w 2011 („Kryptonim Posen”)
i był równocześnie pierwszą powieścią autora, która ukazała się na naszym
rynku. Nie pierwszą napisaną, bo tę przygodę Bojarski rozpoczął dużo wcześniej,
już w podstawówce. Rok przed powieściowym debiutem ukazał się jego zbiór
reportaży, który był jego faktycznym debiutem na polskim rynku książki. Przez
lata pracował jako dziennikarz, za co zebrał kilka nagród, a także znalazł
czerwoną gwiazdę z poznańskiej Cytadeli, która w tajemniczych okolicznościach
zniknęła w 1989 roku, co przyniosło mu dużo satysfakcji. Literacko na swoim
koncie, jeśli dobrze liczę, na już 18 książek – cykl kryminałów retro, kilka
reportaży, powieści historyczne i cykl współczesnego kryminału.
Historia „Mory” toczy się na przełomie kwietnia i maja 1934
roku, miejscem akcji jest przede wszystkim Poznań. Komisarz Zbigniew Kaczmarek
zostaje wezwany do jednej z poznańskich kamienic. Na klatce schodowej
znaleziony został martwy sierżant Dymecki, dziwnie poskręcany, więc śledczy od
razu założyli, że była to śmierć w podejrzanych okolicznościach. Lekarz szybko
to potwierdził – denat prawdopodobnie został otruty. Jak, kiedy i przez kogo?
Komisarz Kaczmarek zdeterminowany jest, by sprawę szybko i skutecznie rozwiązać
– w końcu z Dymeckim łączyła go wspólna przeszłość z lat, gdy razem walczyli o
Polskę. Dlatego też, mimo przeszukania mieszkania denata przez techników, sam
udaje się na miejsce. I dobrze, bo znajduje coś, co tamci przeoczyli – broszkę schowaną
w szufladzie biurka. Broszkę kobiecą, w kształcie zwiniętego węża… Czy może to
mieć związek z morderstwem?
„Ale wąż to symbol nie tylko sił diabelskich. Starożytni Grecy czy też Rzymianie uważali na przykład węże za duchy opiekuńcze swoich świątyń. W szerszej jednak perspektywie, że się tak wyrażę, wąż – serpentyna – jest zapowiedzią jakiego nieładu, chaosu, zburzenia porządku świata. Zdaje się, że od dalekiej przeszłości wiązane są z nim śmierć i nieśmiertelność, zło i perwersja, ale też grzech, podstęp, sztuki medyczne, a czasem nawet trucizna…”
Książka składa się z prologu, 14 rozdziałów i epilogu.
Rozdziały nie są numerowane, ale tytułowane, a każdy z nich otwiera fragment artykułu
z „Kuriera Poznańskiego”, który naprawdę na rynku ukazał się właśnie tego dnia,
w którym toczy się opisana akcja powieści. Rozdziały podzielone są na
nienumerowane podrozdziały rozgraniczone przez określenie miejsca i czasu
wydarzeń. Od razu wspomnę też o samym wydaniu książki, bo mimo iż oprawiona
jest w miękką okładkę bez skrzydełek, to środek od razu wskazuje, iż do jej
powstania wydawnictwo się przyłożyło – każdy rozdział opatrzony jest grafiką na
wzór broszki, tekst ładnie rozmieszczony na stronie, a podrozdziały mocno zaznaczone,
przez co czyta się naprawdę wygodnie. Numer strony wyróżniony jest
podkreśleniem, a na każdej strony znajduje się też tytuł książki i rozdziału.
Wszystko to wskazuje na to, że książka wydana jest z należnym rozmysłem.
Wspomnieć też muszę o naprawdę fajnej okładce, której kolorystyka została
dobrana bardzo ciekawie, a sam tytuł wygląda jak neon – to zdecydowanie
przyciąga wzrok!
Wróćmy jednak do powieści. Jej narracja prowadzona jest
trzeciej osobie czasu przeszłego z perspektywy kilku postaci: przede wszystkim
komisarza Kaczmarka i wykidajły i wróżbiarza Sandiego, czarnoskórego mieszkańca
Poznania. Styl powieści jest naprawdę dobry, widać, że autor pisze od lat i ma
coś, co zwiemy ‘lekkim piórem’. Zdania są naprawdę ładne, zgrabne i niepozbawione
uroczego humoru, przede wszystkim w dialogach.
„ – Nic podobnego, jak Boga kocham!- Ja tam nie wiem, jak ty Boga kochasz, Maczek!”
Dawno nie czytałam kryminału retro, który byłby tak zgrabnie
napisany! Nie ma tu zbędnych dłużyzn, a za to są smaczki językowe – między
innymi przez dialogi przewija się gwara poznańska. Oczywiście opatrzona
przypisami, przez co każdy jest w stanie wszystko dokładnie zrozumieć. Już pod
względem stylistycznym więc książka naprawdę przypadła mi do gustu!
Mimo że czasy międzywojenne nie są moim ulubionym okresem
historii, ba, ogólnie nigdy jakoś specjalnie za historią nie przepadałam,
szczególnie tej w tematyce wojny, gdzie wpływy polityczne, partie i ich
programy mają ogromne znaczenie na to, co dzieje się na świecie, to jednak
Bojarski zdołał wiosnę roku 1934 przedstawić na tyle prosto, że nie miałam
problemów ze zrozumieniem, kto po której stronie stoi. Ogólnie autor świetnie
przedstawił tu historię prawdziwą – przede wszystkim były to już czasy
gnębienia Żydów, czego dowód dostajemy między innymi w wycinkach gazety Kuriera
Poznańskiego. Nie tylko Żydów, bo Sandi, czarnoskóry mężczyzna, też boryka się
z wymierzoną w niego agresją, mimo że przecież kilka lat temu sam walczył za
Polskę. Gdzieś tam między słowami obserwujemy też kolejne ruchy Hitlera, który już
powoli szykuje się do zapanowania nad światem… W fabułę wpleciona została też
prawdziwa walka bokserska pomiędzy reprezentacją Polski a Niemiec, w czasie
której najważniejszym, otwierającym te wydarzenie punktem była walka Żyda z przedstawicielem
Niemiec. Tutaj mocno zaznaczone zostały podziały, jakie w temacie narodowości
dokonały się w społeczeństwie. Wszystko to opisane jest rzetelnie, jednak z
taką lekkością, że temat nie ma prawa przytłoczyć – nie czytamy w końcu podręcznika
do historii, a kryminał, którego akcja toczy się w ciekawych, acz mocno
niespokojnych czasach.
Bo kryminał z „Mory” jest rewelacyjny! Poprowadzony w starym
stylu, tu liczy się zagadka, nie rozlew krwi. Zagadka trudna, skomplikowana,
która praktycznie do końca nie daje Kaczmarkowi spokoju – nawet kiedy już wie
kto i jak, ciągle nie wie dlaczego… A przecież w tego typu kryminałach to
właśnie motyw jest najważniejszy! Akcja powieści może nie toczy się w mocno
zawrotnym tempie, jednak ogólnie dzieje się dużo, więc czytelnik na pewno nie
ma czasu na nudę.
„Posterunkowy uśmiechnął się pobłażliwie. Lubił te nieliczne chwile w swoim zawodzie, kiedy ktoś okazywał się znacznie mniej rozgarnięty niż on. Mógł wtedy pokazać, że nie wypadł sroce spod ogona.”
Warto na pewno też wspomnieć o postaciach pojawiających się
w tym tomie. Jest oczywiście komisarz Kaczmarek, który jakoś od razu wzbudził
moją sympatię 😊 To mężczyzna przed 40stką z lekką nadwagą i
potężnymi bokobrodami. Inteligentny, uważny, ale i ludzki, z poczuciem humoru. Wierny
swojej ukochanej żonie, która ostatnio nie jest specjalnie zadowolona z tego,
ile czasu komisarz poświęca na pracę… Mimo że miejsca na życie prywatne nie ma
w „Morze” za dużo, to jednak zarysowane jest wyraźnie, więc i postać komisarza
jest pełna.
Oczywiście w poznańskim Prezydium Policji 99% to mężczyźni,
jednak przy tej sprawie pojawia się i kobieta. Aspiratka Przysługa, która
została oddelegowana z Warszawy z Policji Kobiecej pod przewodnictwem
Stanisławy Paleolog. Aspirantka początkowo powoduje nie lada zamieszanie w
planach Kaczmarka, jednak szybko okazuje się, że jest naprawdę przydatna – po psychologii,
jest w stanie stworzyć portrety psychologiczny, a także wysuwać na podstawie
obserwacji i znajomości ludzkiego zachowania naprawdę trafne spostrzeżenia. To
miły akcent nie tylko feministyczny, ale i jako początek profilowania w
policji.
Szczerze, mimo że książka liczy około 350 stron, to porusza
taki ogrom tematów, że mam wrażenie, że nie opisałam jeszcze nawet połowy, a
już recenzja jest dłuższa niż zazwyczaj. Dlatego też na tym zakończymy – „Mora”
to po prostu naprawdę dobry retro kryminał, który świetnie łączy fikcyjną
zagadkę kryminalną z rewelacyjnie przedstawionym tłem historycznym. Jestem
naprawdę zaskoczona nie tylko tym umiejętnym połączeniem, ale i stylem, w jakim
jest napisana – czytałam ją z naprawdę dużą przyjemnością! Jestem pewna, że nie
jest to moje ostatnie spotkanie z piórem tego autora, ba! Jeśli tylko trafi się
okazja, by nadrobić książki, które ukazały się przed „Morą”, to na pewno z niej
skorzystam!
Moja ocena: 8/10
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Znak Horyzont.
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz