grudnia 30, 2022

"Człowiek, który kochał Syberię" Roy Jacobsen, Anneliese Pitz

Autor: Roy Jacobsen, Anneliese Pitz
Tytuł: Człowiek, który kochał Syberię
Seria: Skandynawska
Tłumaczenie: Iwona Zimnicka
Data premiery: 12.10.2022
Wydawnictwo: Poznańskie
Liczba stron: 320
Gatunek: literatura piękna / powieść historyczna
 
Roy Jacobsen to znany norweski pisarz, który publikuje od lat 80tych XX wieku. W tym czasie wydał kilkanaście powieści, kilka zbiorów opowiadań, biografie i książki dla dzieci. Był dwa razy nominowany do nagrody literackiej Rady Nordyckiej, a także w 2017 roku trafił do finału Międzynarodowej Nagrody Bookera za powieść „Niewidzialni”, pierwszy tom serii o Ingrid Barrøy, która jak na razie była moim jedynym spotkaniem z prozą autora. Cykl (recenzja tomu pierwszego – klik!) urzekł mnie swoją prostotą i spokojem czerpanym z życia w bliskości natury, podporządkowanemu cyklu pór roku i przyrodzie. Ten spokój i prostota mocno widoczne są też w najnowszej książce pt. „Człowiek, który kochał Syberię”, którą napisał we współpracy ze swoją żoną Anneliese Pitz.
 
Jest to historia niemieckiego entomologa Fritza Dörriesa. Badacz ten żył naprawdę, a Jacobsen i Pitz na prośbę jego rodziny, na podstawie jego zapisków, artykułów z gazet i własnych doświadczeń z podróży po Syberii, przekształcili tę historię w powieść.
W 1877 roku dwudziestopięcioletni Fritz po raz pierwszy wyruszył do Syberii Wschodniej, by badać i zbierać zamieszkujące tamte rejony motyle. Swoją wędrówkę rozpoczął w Japonii skrzętnie wykorzystując to do rozpoczęcia kolekcji owadów, zwierząt tam zamieszkujących. I tak jego wyprawa przerodziła się w dwudziestodwuletni pobyt na Syberii przerywany na krótko, po to, by dostarczyć swoje zbiory do muzeów i innych naukowców. Ta historia to zapis jego życia, polowań i kontaktów międzyludzkich w tym okresie.
 
Książka składa się z przedmowy i 80 krótkich rozdziałów. Zamyka ją krótkie uzupełnienie o dalszych losach bohaterów, spis obiektów przyrodniczych, jakie naukowiec zebrał na Syberii Wschodniej, zdanie o losach muzeum, w którym dostępne były jego zbiory, a także posłowie od autorów, w którym opisują jak doszło do powstania tej powieści. Przede wszystkim jednak przy opisie budowy tej książki trzeba wspomnieć o ilustracjach, które zdobią wydanie – są to rysunki przede wszystkim motyli, które w większości wyszły spod ręki Fritza Dörriesa. Pod koniec zamieszczone jest również kilka zdjęć. Wizualnie całość robi nie lada wrażenie.
Mimo, że książka opowiada o losach prawdziwego człowieka, który faktycznie żył na naszym świecie, to gatunkowo jest to powieść, literatura piękna jedynie oparta na prawdzie historycznej. I tak stylizowana jest na pamiętnik, wspomnienia naukowca, zatem narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego. Styl jest prosty, lekko reporterski, zdaje się oddawać surowość syberyjskiej natury. Narrator skupia się raczej na opisywaniu swoich przygód, o emocjach wspomina mało i krótko, choć jednak ich nie ignoruje całkowicie.
„W ciągu tych lat na Syberii – a zaczęło już ich być wiele – zbliżyliśmy się do zwierząt tak bardzo, że chwilami czuliśmy się, jakbyśmy stanowili z nimi jedność. Wciąż dochodziło do sytuacji, w których uczucia groziły, że wezmą górę zarówno nad naszym instynktem łowieckim, jak i usposobieniem badacza.”
Książka przedstawia historię człowieka, którego ciągnie do dziczy, do terenów, na których ciężko spotkać drugiego człowieka. Syberia to królestwo przyrody, natury, która latem zachwyca swoją różnobarwnością i niepowtarzalnością, a zimą przeraża swoją surowością. A jednak nawet zimą natura zachwyca – tygrysy, niedźwiedzie, wilki to niebezpieczeństwa czyhające na każdą żywą istotę o każdej porze roku, ale są to równocześnie silne i piękne stworzenia natury, które idealnie dostosowały się do syberyjskich warunków. Fritz spędził tam wiele lat w przypadkowym towarzystwie dobranych tam towarzyszy lub swojego młodszego brata, który później do niego dołączył. Narrator opowiada o swoich przeprawach, wędrówkach, podróżach łodzią i statkiem, opisuje swoje zbiory owadów, zachwyt nad motylami, opowiada o nowych, odkrytych przez niego gatunkach ptaków, o zwierzętach, które spotkał na swojej drodze. To wszystko działało na mnie mocno kojąco, to bliskość surowej, prawdziwej natury, która tak sprawnie funkcjonuje obok nas.
„(…) niezbyt pasowały mu obowiązujące tu stroje, irytowały go zapachy i hałas w mieście, a przede wszystkim stałe pory posiłków i snu o ściśle wyznaczonych godzinach, przyjęte przez cywilizację i uważane w dodatku za postęp. W terenie używaliśmy zegarków głównie po to, by określić porę schwytania jakiego okazu, czasami do mierzenia odległości i jako kompasu, lecz rzadko rządziły one naszym życiem.”
Jednak były też momenty, które budziły we mnie sprzeciw, czy wręcz grozę. Naukowiec opisuje polowania, to jak zabijał zwierzęta, by wypreparować ich skóry i wysłać do europejskich muzeów. Jak porywał czaszki z prowizorycznych grobów, by dostarczyć wiedzy o fizyczności ludów żyjących na tych terenach. Jak był świadkiem napadów ludzi wyjętych spod prawa, którzy nie mieli litości dla tych, których spotykali na swojej drodze. Bo Syberia choć piękna w swojej prostości, to jednak niesie w sobie wiele niebezpieczeństw. W większości odpowiedzialny jest jednak za nie sam człowiek.
„Ale pod szkłem powiększającym i mikroskopem żaden gatunek nie jest mniejszy od innych, co zmuszało nas do coraz głębszych refleksji. W ogóle wiele rzeczy w przyrodzie sprawiło, że z czasem zaczęliśmy się zastanawiać.”
„Człowiek, który kochał Syberię” to proza bardzo naturalistyczna, która opisuje wszystko tak, jak jest. A raczej jak było ponad sto lat wcześniej, choć pewnie i do teraz Syberia niewiele się zmieniła. To obszar groźny i surowy, jednak wynagradzający wiele tym wytrwałym i dobrze do niego przygotowanym. To książka, która oczarowuje bogactwem i różnorodnością stworzeń, ale i wstrząsa brutalnością przeżyć, szczególnie w momentach uderzeń głębokiej zimy. Dla mnie przede wszystkim było to mocne oderwanie od rzeczywistości, które sobie szanowałam – w każdym momencie mogłam przenieść się o sto lat wcześniej i obserwować nowe odkrycia i zbiory Fritza i jego brata w oderwaniu od codziennego, pędzącego naprzód świata. To była naprawdę ciekawa, przyjemna w swojej prostocie podróż.
Na koniec zamieszczam piękny, acz dosyć długi cytat – jednak skrócić go nie mogłam, tu każde słowo jest ważne:
„Pewien przyjaciel z młodości spytał mnie kiedyś, co jest tak fascynującego w motylach, są przecież tylko jak zwiewne kawałeczki papieru, pozbawione życia confetti. Uświadomiłem sobie wtedy, że nie potrafię udzielić żadnej rozsądnej odpowiedzi. Oczywiście mogłem powiedzieć coś o uderzającym pięknie tych stworzeń, ale to byłoby zbyt przesłodzone. Oprócz skomplikowanej anatomii motyli i trzech stadiów rozwojowych, metamorfoz, przyszło mi na myśl, że mój wybór ulubionego obiektu musi mieć coś wspólnego ze śmiercią: motyl jest zwyczajnie zbyt kruchy na to, aby żyć. Motyl jest delikatniejszy niż jakikolwiek płatek kwiatu. To żywy płatek śniegu. A mimo to potrafi przewędrować tysiące kilometrów, stawiając opór najtęższym burzom. Motyle to tajemnice, stworzenia, które nie powinny istnieć, a mimo to istnieją, gdy zaś już raz się je odkryje, nie ma się wątpliwości, że właśnie one są prawdziwą duszą krajobrazu.”
Moja ocena: 7/10
 
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Poznańskim.

Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz