Autor: Liane Moriarty
Tytuł: Kilka dni z życia Alice
Tłumaczenie: Anna Maria Nowak
Data premiery: 26.04.2023
Wydawnictwo: Znak literanova
Liczba stron: 528
Gatunek: powieść obyczajowa / thriller psychologiczny
Książki Liane Moriarty światową sławę zyskały za sprawą jej
„Wielkich kłamstewek”, które kilka lat temu zostały zekranizowane w formie
serialu z Nicole Kidman i Reese Witherspoon w rolach głównych. Ja również
dzięki tej ekranizacji usłyszałam o autorce, szybko sięgnęłam po dostępne na
naszym rynku książki i od tego momentu stałam się wielką fanką jej prozy. Nie
tylko ja, jej książki sprzedały się w nakładzie ponad piętnastu milionów egzemplarzy,
tłumaczone są na blisko 40 języków. „Kilka dni z życia Alice” w chronologii
wydawania była jej powieścią trzecią (2009 rok), jednak pierwsze dwie nigdy na
polski przetłumaczone nie zostały. Książka była u nas wydawana już trzy razy: w
2011, 2018 oraz teraz wiosną 2023, wcześniej przez Wydawnictwo Prószyński i
S-ka, teraz Znak Literanova. Sama książkę czytałam w drugim wydaniu, jednak nie
odmówiłam sobie też teraz odświeżenia lektury, tym bardziej, że wczesne
powieści tej autorki uwielbiam najmocniej. I „Kilka dni z życia Alice” przy
drugim czytaniu okazała się jeszcze lepsza niż to zapamiętałam!
Powieść zaczyna się, gdy Alice odzyskuje świadomość po
niefortunnym, pozornie niegroźnym wypadku podczas treningu na stepie. Po
przebudzeniu jej pierwszą myślą jest obawa o dziecko – w końcu niedawno
dowiedziała się, że zostanie mamą! – oraz lekkie zmieszanie – nie poznaje
kobiet jej otaczających, własnych rzeczy. Szybko przyjeżdża karetka i zabiera
ją na badania, gdzie wychodzi na jaw powód tego zmieszania, mianowicie pamięć
Alice ucierpiała i wyrzuciła z jej głowy ostatnie dziesięć lat życia... Więc
Alice nie jest 29latką, która niedawno wyszła za mąż, odnawia dom i spodziewa
się pierwszego dziecka, a 39letnią matką trójki w trakcie rozwodu... Niestety
lekarze nie wiedzą kiedy i czy w ogóle pamięć wróci. Jak żyć z taką wyrwą, z
okresu, kiedy dorosłe życie ją kształtowało? Czy Alice odnajdzie się w swojej
codzienności? A może taka zmiana perspektywy wyjdzie jej na dobre? Na razie na
to nie wygląda, Alice naprawdę nie wie, dlaczego jej życie stało się tak nieszczęśliwe
i zagmatwane...
„To najgorsze chwile w moim życiu, pomyślała. Problem w tym, że wcale nie miała takiej pewności.”
Książka składa się z 35 rozdziałów i epilogu. Historia
przedstawiona jest z trzech perspektyw: Alice w narracji trzecioosobowej czasu
przeszłego, jej siostry Elisabeth w formie wpisów do dziennika pisanego w
formie zadania od jej psychiatry oraz Frannie, ich przyszywanej babci w formie
wpisów na blog, oczywiście, jak narzuca forma, obydwie panie piszą w narracji
pierwszoosobowej zwracając się często do swoich odbiorców. Styl powieści jest
bardzo charakterystyczny dla tej pisarki – lekki, codzienny, niesamowicie
przyjemny i pełen niewymuszonego humoru, ale równocześnie rewelacyjnie przenikliwy,
uważny i czuły na każdą zmianę emocji postaci. Do tego każda bohaterka pisana
jest nieco inaczej, z innym poczuciem humoru, inną spostrzegawczością. Jestem
pod wielkim wrażeniem już samej tej warstwy językowej – jak w zwyczajnych
słowach autorka przenosi tyle głębi!
„(...) jeśli czemuś zbyt długo się przyglądamy, staje się to dziwaczne i bezsensowne.”
Każda z tych trzech bohaterek, choć to Alice wydaje się tu
postacią centralną, porusza inne zagadnienia, przedstawia innych charakter i
inne spojrzenie na życie. Poprzez postać Alice przede wszystkim przyglądamy się
funkcji pamięci, istocie wspomnień i tego, jak kolejne doświadczenia kształtują
nas samych. Okazuje się, że dekada z życia zmieniła Alice w kobietę, której teraz
nie poznaje: kiedyś była lekkoduchem szaleńczo zakochana w swoim świeżo
poślubionym mężu, teraz okazuje się, że życie ma poukładane co do minuty, a miłość
zamieniła się w nienawiść.
„Chryste! Brzmiało koszmarnie! Stała się typem zaangażowanej, aktywnej mamuśki. Pewnie jeszcze była z siebie dumna i zadzierała nosa. Zawsze czuła, że ma skłonności do zadzierania nosa. Już widziała, jak wdzięcznie sunie w swoich pięknych ubraniach.”
Bohaterka jest zszokowana tą zmianą, w końcu nie wie z czego
ona wynika, nie umie uwierzyć, że jej życie potoczyło się tak, że stała się
osobą, z której dziesięć lat temu, by się śmiała. Najgorsze jednak jest to, że
utraciła nie tylko wspomnienia o sobie i własnym małżeństwie, ale wspomnienia o
macierzyństwie – nagle okazuje się, że jest matką trójki dzieci, które po
wypadku są dla niej obcymi ludźmi... Alice straciła pamięć w momencie, kiedy
jej życie dorosłe dopiero się kształtowało, w czasie ogromnych zmian, więc jej
zagubienie jest zrozumiałe, ale i ilość zmian, jaka może zajść w życiu jednego
człowieka i w samym człowieku na przestrzeni zaledwie dziesięciu lat jest dosyć
szokująca.
„Znów przypomniały jej się bukiety różowych balonów pod ołowianym niebem, którymi targał wiatr. Scena z jakiegoś dawno zapomnianego filmu? Bardzo smutnego filmu?”
Przez ostatnie dziesięć lat okazało się również, że Alice
mocno oddaliła się od siostry, z którą od dzieciństwa była mocno związana. I poznajemy
tę sytuację z dwóch stron, bo również jej siostry Elisabeth, która przecież
pamięta skąd wzięła się ta przepaść w ich relacjach. Codzienny pęd życie je od
siebie oddzielił, żyć tak różnych i zabieganych, że zabrakło czasu na
zrozumienie. Bo Elisabeth od lat mierzy się ze swoim problemem – nie może zajść
w ciążę, nie może zostać matką swojego biologicznego dziecka, mimo wielu, wielu
prób. I tu mierzymy się z kolejnym ważnym tematem – dosyć powierzchownym
podejściem świata do osób bezpłodnych, które przez lata nieskutecznie starają
się o potomstwo poświęcając temu czas, zdrowie i pieniądze. To problem, który
ciężko ocenić stając z boku, szczególnie jeśli ma się inne wartości. A jednak to
dobra lekcja wrażliwości i empatii. Równocześnie sytuacja z Alice pozwala
Elisabeth jeszcze raz przemyśleć ich relacje, a może nawet odnieść jej amnezję
do swojego własnego życia?
„Tymczasem opowiadałam, jak Alice straciła pamięć i wydawało jej się, że ma dwadzieścia dziewięć lat, jak to mnie sprowokowało, by zapytać dawną Elizabeth, jak ocenia moje obecne życie.”
No i jest jeszcze Frannie, pani w słusznym wieku, która
zaczyna przygotowywać się na swoją śmierć, a jednocześnie nie uważa, by jej
życie już teraz się kończyło – jest otwarta i chce dalej korzystać z tego, co
świat jej daje, choć nie zawsze taka była. Po śmierci swojego męża trudno jej
było wyjść z żałoby i cienia, wtedy to obecność Alice i jej siostry jej
pomogła. Postać Frannie przytacza jeszcze jeden ważny temat, który trochę wiąże
się z problemem Elisabeth – czy rodzina musi być powiązana genetyką? Czy nie
bardziej liczy się obecność, troska i wsparcie niż DNA?
„Tom uważał to za histerycznie śmieszne. Przyglądał mi się uważnie, z iskierkami w oczach. A kiedy zaczynałam trząść głową, rzucał się na oparcie wózka i zachłystywał ze śmiechu, klepiąc rączkami w kolana – zupełnie jak ojciec Nicka – bo sądził, że to obowiązkowy element radości.”
Książka pod względem zawartych w niej spostrzeżeń i tematów
wartych rozważenia jest przebogata, ale w wyważony sposób – czytelnik nie ma
wrażenia przesytu, wszystko ma sens i dobrze zgrywa się w całość. U mnie jednak
autorka znowu wzbudziła podziw z jaką łatwością uchwyca tak ważne przemyślenia,
tak ważne uwagi na temat życia w ogóle, tego, co w nim ważne i tego, co gdzieś
po drodze przez nieuwagę tracimy. W określeniu gatunku wpisałam też thriller
psychologiczny – co do drugiego członu określenia nie ma wątpliwości,
psychologia postaci to jest to, co wysuwa się tu na pierwszy plan. Thriller
jednak wpisałam dlatego, że jest zagadka, która jest jakby punktem przewodnim,
który frapuje Alice – nie wie dlaczego rozstała się z mężem i dlaczego wszyscy
cichną słysząc imię Gina... Książka poza ciekawością i podziwem dla
umiejętności wglądu w psychikę ludzką autorki wzbudza cały wachlarz emocji –
niepewność, złość, wzruszenie, radość. To niesamowicie pełna książka.
„Problem polegał na tym, że Alice potrzebowała przygotowania, a najlepiej kilkugodzinnego ostrzeżenia, żeby zdobyć się na asertywność. Tymczasem te sytuacje najczęściej atakowały ją z zaskoczenia. A przecież musiała wszystko poukładać sobie w głowie. Czy ludzie rzeczywiście byli złośliwi? A może to ona jest przeczulona?”
Dopiero teraz, szykując tę recenzję, spojrzałam na daty, z
których wynika, że „Kilka dni z życia Alice” jest trzecią książką Liane
Moriarty. Zaskoczyło mnie to ogromnie – to, jaką mądrość, jaką spostrzegawczość
autorka tu wykazuje, nawet miesiąc po lekturze nadal budzi we mnie wielki
podziw. Co za talent, żeby w tak fajną, pisaną w lekki, zabawny sposób historię
wpleść tyle prawd, tyle celnych spostrzeżeń na temat życia codziennego,
zwyczajność, a jednak i istoty tego, co ważne. Zaskoczyło mnie też to, że to
nie ta książka przyniosła autorce światowy rozgłos, a dopiero „Sekret mojego
męża”... Cieszę się jednak, bez względu na to która książka to zapoczątkowała,
że proza Liane Moriarty dotarła i do nas w moje własne ręce, bo jej wrażliwość
idealnie wpisuje się w moją. „Kilka dni z życia Alice” to zdecydowanie jedna z najlepszych
jej książek! Co za spostrzegawczość, co za przenikliwość! Gorąco polecam!
Moja ocena: 8,5/10
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Znak Literanova.
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz