czerwca 09, 2023

"Kilka dni z życia Alice" Liane Moriarty

Autor: Liane Moriarty
Tytuł: Kilka dni z życia Alice
Tłumaczenie: Anna Maria Nowak
Data premiery: 26.04.2023
Wydawnictwo: Znak literanova
Liczba stron: 528
Gatunek: powieść obyczajowa / thriller psychologiczny
 
Książki Liane Moriarty światową sławę zyskały za sprawą jej „Wielkich kłamstewek”, które kilka lat temu zostały zekranizowane w formie serialu z Nicole Kidman i Reese Witherspoon w rolach głównych. Ja również dzięki tej ekranizacji usłyszałam o autorce, szybko sięgnęłam po dostępne na naszym rynku książki i od tego momentu stałam się wielką fanką jej prozy. Nie tylko ja, jej książki sprzedały się w nakładzie ponad piętnastu milionów egzemplarzy, tłumaczone są na blisko 40 języków. „Kilka dni z życia Alice” w chronologii wydawania była jej powieścią trzecią (2009 rok), jednak pierwsze dwie nigdy na polski przetłumaczone nie zostały. Książka była u nas wydawana już trzy razy: w 2011, 2018 oraz teraz wiosną 2023, wcześniej przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka, teraz Znak Literanova. Sama książkę czytałam w drugim wydaniu, jednak nie odmówiłam sobie też teraz odświeżenia lektury, tym bardziej, że wczesne powieści tej autorki uwielbiam najmocniej. I „Kilka dni z życia Alice” przy drugim czytaniu okazała się jeszcze lepsza niż to zapamiętałam!
 
Powieść zaczyna się, gdy Alice odzyskuje świadomość po niefortunnym, pozornie niegroźnym wypadku podczas treningu na stepie. Po przebudzeniu jej pierwszą myślą jest obawa o dziecko – w końcu niedawno dowiedziała się, że zostanie mamą! – oraz lekkie zmieszanie – nie poznaje kobiet jej otaczających, własnych rzeczy. Szybko przyjeżdża karetka i zabiera ją na badania, gdzie wychodzi na jaw powód tego zmieszania, mianowicie pamięć Alice ucierpiała i wyrzuciła z jej głowy ostatnie dziesięć lat życia... Więc Alice nie jest 29latką, która niedawno wyszła za mąż, odnawia dom i spodziewa się pierwszego dziecka, a 39letnią matką trójki w trakcie rozwodu... Niestety lekarze nie wiedzą kiedy i czy w ogóle pamięć wróci. Jak żyć z taką wyrwą, z okresu, kiedy dorosłe życie ją kształtowało? Czy Alice odnajdzie się w swojej codzienności? A może taka zmiana perspektywy wyjdzie jej na dobre? Na razie na to nie wygląda, Alice naprawdę nie wie, dlaczego jej życie stało się tak nieszczęśliwe i zagmatwane...
„To najgorsze chwile w moim życiu, pomyślała. Problem w tym, że wcale nie miała takiej pewności.”
Książka składa się z 35 rozdziałów i epilogu. Historia przedstawiona jest z trzech perspektyw: Alice w narracji trzecioosobowej czasu przeszłego, jej siostry Elisabeth w formie wpisów do dziennika pisanego w formie zadania od jej psychiatry oraz Frannie, ich przyszywanej babci w formie wpisów na blog, oczywiście, jak narzuca forma, obydwie panie piszą w narracji pierwszoosobowej zwracając się często do swoich odbiorców. Styl powieści jest bardzo charakterystyczny dla tej pisarki – lekki, codzienny, niesamowicie przyjemny i pełen niewymuszonego humoru, ale równocześnie rewelacyjnie przenikliwy, uważny i czuły na każdą zmianę emocji postaci. Do tego każda bohaterka pisana jest nieco inaczej, z innym poczuciem humoru, inną spostrzegawczością. Jestem pod wielkim wrażeniem już samej tej warstwy językowej – jak w zwyczajnych słowach autorka przenosi tyle głębi!
„(...) jeśli czemuś zbyt długo się przyglądamy, staje się to dziwaczne i bezsensowne.”
Każda z tych trzech bohaterek, choć to Alice wydaje się tu postacią centralną, porusza inne zagadnienia, przedstawia innych charakter i inne spojrzenie na życie. Poprzez postać Alice przede wszystkim przyglądamy się funkcji pamięci, istocie wspomnień i tego, jak kolejne doświadczenia kształtują nas samych. Okazuje się, że dekada z życia zmieniła Alice w kobietę, której teraz nie poznaje: kiedyś była lekkoduchem szaleńczo zakochana w swoim świeżo poślubionym mężu, teraz okazuje się, że życie ma poukładane co do minuty, a miłość zamieniła się w nienawiść.
„Chryste! Brzmiało koszmarnie! Stała się typem zaangażowanej, aktywnej mamuśki. Pewnie jeszcze była z siebie dumna i zadzierała nosa. Zawsze czuła, że ma skłonności do zadzierania nosa. Już widziała, jak wdzięcznie sunie w swoich pięknych ubraniach.”
Bohaterka jest zszokowana tą zmianą, w końcu nie wie z czego ona wynika, nie umie uwierzyć, że jej życie potoczyło się tak, że stała się osobą, z której dziesięć lat temu, by się śmiała. Najgorsze jednak jest to, że utraciła nie tylko wspomnienia o sobie i własnym małżeństwie, ale wspomnienia o macierzyństwie – nagle okazuje się, że jest matką trójki dzieci, które po wypadku są dla niej obcymi ludźmi... Alice straciła pamięć w momencie, kiedy jej życie dorosłe dopiero się kształtowało, w czasie ogromnych zmian, więc jej zagubienie jest zrozumiałe, ale i ilość zmian, jaka może zajść w życiu jednego człowieka i w samym człowieku na przestrzeni zaledwie dziesięciu lat jest dosyć szokująca.

„Znów przypomniały jej się bukiety różowych balonów pod ołowianym niebem, którymi targał wiatr. Scena z jakiegoś dawno zapomnianego filmu? Bardzo smutnego filmu?”
Przez ostatnie dziesięć lat okazało się również, że Alice mocno oddaliła się od siostry, z którą od dzieciństwa była mocno związana. I poznajemy tę sytuację z dwóch stron, bo również jej siostry Elisabeth, która przecież pamięta skąd wzięła się ta przepaść w ich relacjach. Codzienny pęd życie je od siebie oddzielił, żyć tak różnych i zabieganych, że zabrakło czasu na zrozumienie. Bo Elisabeth od lat mierzy się ze swoim problemem – nie może zajść w ciążę, nie może zostać matką swojego biologicznego dziecka, mimo wielu, wielu prób. I tu mierzymy się z kolejnym ważnym tematem – dosyć powierzchownym podejściem świata do osób bezpłodnych, które przez lata nieskutecznie starają się o potomstwo poświęcając temu czas, zdrowie i pieniądze. To problem, który ciężko ocenić stając z boku, szczególnie jeśli ma się inne wartości. A jednak to dobra lekcja wrażliwości i empatii. Równocześnie sytuacja z Alice pozwala Elisabeth jeszcze raz przemyśleć ich relacje, a może nawet odnieść jej amnezję do swojego własnego życia?
„Tymczasem opowiadałam, jak Alice straciła pamięć i wydawało jej się, że ma dwadzieścia dziewięć lat, jak to mnie sprowokowało, by zapytać dawną Elizabeth, jak ocenia moje obecne życie.”
No i jest jeszcze Frannie, pani w słusznym wieku, która zaczyna przygotowywać się na swoją śmierć, a jednocześnie nie uważa, by jej życie już teraz się kończyło – jest otwarta i chce dalej korzystać z tego, co świat jej daje, choć nie zawsze taka była. Po śmierci swojego męża trudno jej było wyjść z żałoby i cienia, wtedy to obecność Alice i jej siostry jej pomogła. Postać Frannie przytacza jeszcze jeden ważny temat, który trochę wiąże się z problemem Elisabeth – czy rodzina musi być powiązana genetyką? Czy nie bardziej liczy się obecność, troska i wsparcie niż DNA?
„Tom uważał to za histerycznie śmieszne. Przyglądał mi się uważnie, z iskierkami w oczach. A kiedy zaczynałam trząść głową, rzucał się na oparcie wózka i zachłystywał ze śmiechu, klepiąc rączkami w kolana – zupełnie jak ojciec Nicka – bo sądził, że to obowiązkowy element radości.”
Książka pod względem zawartych w niej spostrzeżeń i tematów wartych rozważenia jest przebogata, ale w wyważony sposób – czytelnik nie ma wrażenia przesytu, wszystko ma sens i dobrze zgrywa się w całość. U mnie jednak autorka znowu wzbudziła podziw z jaką łatwością uchwyca tak ważne przemyślenia, tak ważne uwagi na temat życia w ogóle, tego, co w nim ważne i tego, co gdzieś po drodze przez nieuwagę tracimy. W określeniu gatunku wpisałam też thriller psychologiczny – co do drugiego członu określenia nie ma wątpliwości, psychologia postaci to jest to, co wysuwa się tu na pierwszy plan. Thriller jednak wpisałam dlatego, że jest zagadka, która jest jakby punktem przewodnim, który frapuje Alice – nie wie dlaczego rozstała się z mężem i dlaczego wszyscy cichną słysząc imię Gina... Książka poza ciekawością i podziwem dla umiejętności wglądu w psychikę ludzką autorki wzbudza cały wachlarz emocji – niepewność, złość, wzruszenie, radość. To niesamowicie pełna książka.
„Problem polegał na tym, że Alice potrzebowała przygotowania, a najlepiej kilkugodzinnego ostrzeżenia, żeby zdobyć się na asertywność. Tymczasem te sytuacje najczęściej atakowały ją z zaskoczenia. A przecież musiała wszystko poukładać sobie w głowie. Czy ludzie rzeczywiście byli złośliwi? A może to ona jest przeczulona?”
Dopiero teraz, szykując tę recenzję, spojrzałam na daty, z których wynika, że „Kilka dni z życia Alice” jest trzecią książką Liane Moriarty. Zaskoczyło mnie to ogromnie – to, jaką mądrość, jaką spostrzegawczość autorka tu wykazuje, nawet miesiąc po lekturze nadal budzi we mnie wielki podziw. Co za talent, żeby w tak fajną, pisaną w lekki, zabawny sposób historię wpleść tyle prawd, tyle celnych spostrzeżeń na temat życia codziennego, zwyczajność, a jednak i istoty tego, co ważne. Zaskoczyło mnie też to, że to nie ta książka przyniosła autorce światowy rozgłos, a dopiero „Sekret mojego męża”... Cieszę się jednak, bez względu na to która książka to zapoczątkowała, że proza Liane Moriarty dotarła i do nas w moje własne ręce, bo jej wrażliwość idealnie wpisuje się w moją. „Kilka dni z życia Alice” to zdecydowanie jedna z najlepszych jej książek! Co za spostrzegawczość, co za przenikliwość! Gorąco polecam!
 
Moja ocena: 8,5/10
 
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Znak Literanova.




Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz