listopada 15, 2023

"Siedem księżyców Maalego Almeidy" Shehan Karunatilaka

Autor: Shehan Karunatilaka
Tytuł: Siedem księżyców Maalego Almeidy
Tłumaczenie: Mariusz Gądek
Data premiery: 25.10.2023
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 472
Gatunek: literatura piękna
 
“Siedem księżyców Maalego Almeidy” to druga powieść Shehana Karunatilaka. Ukazała się dekadę po debiucie, dwa lata po tym, jak miała być wydana po raz pierwszy - autor chciał ją wydać w innej formie, jednak znajomi wydawcy mu to odradzili, przez co zmieniał i dopracowywał ją jeszcze przez kolejne dwa lata. I to była decyzja, która przyniosła mu jedną z najbardziej cenionych na rynku literackim nagród - Nagrodę Bookera.
Shehan Karunatilaka choć powieści nie wydaje często, to swoje życie związał z pisaniem - pisze rockowe piosenki, scenariusze, opowieści z podróży, publikuje w “Rolling Stone”, “GQ”, “National Geografic”. Aktualnie mieszka na Sri Lance, gdzie urodził się i wychował, w międzyczasie mieszkał w Londynie, Amsterdamie i Singapurze. Twierdzi, że ma duszę artysty rockowego, a w tej książce z pewnością przejawia się jego oryginalny styl myślenia.
 
Historia “Siedmiu księżyców Maalego Almeidy” rozpoczyna się 1990 roku na Sri Lance. Tytułowy bohater Maali Almeida odzyskuje przytomność, okazuje się, że stoi w jakiejś kolejce, w nieznanym mu pomieszczeniu. Na nogach ma jeden sandał, na szyi zawieszony zniszczony i ubłocony aparat. Dziwnie się tym nie przejmuje, choć przecież Maali to fotograf, dla uwieczniania rzeczywistości żyje. No dobra, okazuje się, że właśnie już nie żyje, znajduje się w Pomiędzy, a wokół niego jest pełno innych zmarłych, którzy próbują dopchać się do urzędników, wypytują o własne zgony, o losy swoich bliskich. Jak i on się tu znalazł? Jak długo to jest? Nie wiadomo, Maali zatem dostaje od urzędniczki siedem dni, zwanych tu księżycami, by zamknąć swoje ziemskie sprawy i poznać przyczynę i sprawcę swojej śmierci. Tylko jak ma tego dokonać, gdy ludzie żyjący go nie widzą i nie słyszą? Jak wpłynąć na żyjących, którzy nawet nie wiedzą, że on już nie żyje? Co teraz stanie się z Maalim? Z jego bliskimi?
 
Książka rozpisana jest na siedem księżyców i światło - coś jak części bądź rozdziały. Całość otwiera spis postaci w książce występujących, z podziałem na żywych i umarłych. Co już tu rzuca się w oczy - potwory są tylko wśród żywych, najgroźniejsze stwory wśród umarłych to demony… Każdy rozdział złożony jest z kilku podrozdziałów, których tytuły brzmią jak przypowieści, ewentualnie przytaczają też rozmowy z nieżywymi. Historia nie toczy się linearnie, Maali opowiada często o przeszłości, wyrywkowo przytacza jakieś znaczące dla niego wspomnienia. Narracja również prowadzona jest mocno oryginalnie - w drugiej osobie czasu pierwszego, Maali opowiada tę historię jakby sam sobie, jakby to sobie tłumaczył co się wydarzyło. Styl powieści jest ciekawy, nie całkiem poważny, czuć w nim szczyptę, a czasem garść ironii, lekkiego, podszytego czarnym humorem sarkazmu. Jednocześnie historia jaką opowiada do lekkich i śmiesznych na pewno nie należy. Są momenty, kiedy napakowana jest informacjami historycznymi i różnymi nazwiskami, co może być dla czytelnika wymagające - trzeba się naprawdę skupić, by w tych wszystkich zależnościach, frakcjach politycznych się nie pogubić. Najmocniej odczuwalne jest to w pierwszej połowie książki, później opowieść przenosi się mocniej na prywatne aspekty życia Maalego.
“- (...) Kiedy spodziewasz się przeniesienia?
- Lada dzień. Pytanie tylko, w którym roku.”
Historia przedstawiona w “Siedem księżyców Maalego Almeidy” jest tak bogata w wątki, zagadnienia, że trudno zdecydować, o których z nich wspomnieć w recenzji. Zacznijmy więc od tej skomplikowanej, trudnej historii kraju, w którym Karunatilaka osadził swoją powieść. Akcja toczy się na Sri Lance, w Kolombo, które od 1983 roku ogarnięte jest wojną domową. Jest to historia krwawa i trudna dla Lankijczyków, o której do teraz mówią niechętnie - wojna domowa zakończyła się tam dopiero w roku 2009, zatem to, co autor opisuje w swojej powieści, to tak naprawdę pierwszy okres walk. Główny bohater jako fotograf był tym, który wszystkie te okropieństwa uwieczniał - pracował na zlecenie różnych agencji, zagranicznych czy państwowych, uwieczniał prawdziwe dramaty i te wyreżyserowane dla oka jego kamery. A jednak zawsze, z każdej kliszy, każdego filmu wydzierał kilka prawdziwych, dla siebie, które chował, ukrywał, które chciał kiedyś pokazać, by świat dowiedział się co na Sri Lance się naprawdę dzieje. Sam nie zdążył tego zrobić, więc teraz próbuje osiągnąć to za pomocą tych, którzy jeszcze żyją.
 
Poprzez tą postać poruszane jest bardzo ciekawe zagadnienie fotografa jako dokumentalisty, jako osoby neutralnej, stojącej z boku, za zasłoną obiektywu, który jest jakby barierą sprawiającą, że fotograf w zdarzeniach nie uczestniczy. Tylko czy na pewno jest to podejście właściwe w wojnie o losy kraju, na którym mu zależy? Czy ma prawo stać, nie reagować, a zatem akceptować to czego jest świadkiem? A Maali był świadkiem rzeczy okropnych, totalnego zezwierzęcenia - choć to może też złe słowo, zwierzęta nie zabijają się przecież bez konieczności… Do takiego okrucieństwa zdolni są tylko ludzie.
“Nie lękajmy się demonów, to żywych powinniśmy się obawiać. Zgotowane przez ludzi okrucieństwa przewyższają wszystko, co jest w stanie wyczarować Hollywood lub zaświaty. Pamiętaj o tym zawsze, gdy napotkasz dzikie zwierzę bądź zbłąkanego ducha. Istoty te nie są ani trochę tak groźne jak ty.”
To zostaje na ziemi, ale przy tej powieści warto zwrócić też uwagę na twór, jakim według Karunatilaki są zaświaty. To bardzo ciekawy, bardzo nieoczywisty obraz, w którym autor czerpie z wielu wierzeń, wielu religii, a jednocześnie przez którąś z postaci stwierdza, że wiara w wyższe bóstwo to głupota.
“- Co robiłeś przez te tysiąc księżyców?
- Chadzałem do wszystkich świątyń i patrzyłem jak ludzie się modlą.
- Dlaczego?
- Bawiło mnie, jak głupio wyglądają.”
Maali znalazł się w Pomiędzy czyli coś jakby czyśćcu, ma kilka dni na dokończenie swoich spraw, a zatem świat ludzki jest dla niego widoczny, choć nieosiągalny - ludzie i duchy żyją obok siebie, tylko ci pierwsi tych drugich nie widzą. Co ciekawe duchy mają przewodników, łączników ze światem ludzi oraz demony, które za dodatkowe moce mogą sobie zabrać, zawładnąć ich duszami... Maali trafia na kilka duchów, które postanowiły zostać w Pomiędzy, które pomagają mu zrozumieć zasady rządzące tym duchowym światem. Brzmi to trochę jak powieść fantasy, i może faktycznie trochę kojarzy mi się z powieściami Neila Gaimana, ale tak naprawdę jej zasady oparte są na tym, co pojawia się w naszym życiu, wierzeniach i religiach - jest tu trochę z chrześcijaństwa, buddyzmu, hinduizmu - nic zaskakującego, w końcu Sri Lanka jest właśnie takim miksem religijno-kulturowym.
“Nawet życie pozagrobowe zostało wymyślone tak, żeby utrzymywać masy w ogłupieniu (...). Każą ci zapomnieć własne życie i pchają cię w stronę jakiegoś światła.”
Jak wspomniałam, książka jest tak bogata, że można by o niej pisać naprawdę długo. Ale myślę, że ważnym tematem do wspomnienia jest też sama kreacja głównej postaci i jego relacje z najbliższymi. Maalego nie można jednoznacznie skategoryzować jako postaci prawej, dobrej, moralnej. To postać wielowymiarowa, której wybory nieraz nas oburzą - jak choćby ciągła zmiana frontu zleceniodawcy, zdrady partnera czy głupie ryzyko podejmowane podczas gier hazardowych. A jednak mimo wszystko są w nim nadal te ludzkie odruchy - jest pełen obaw o bezpieczeństwo swoich bliskich, żałuje, że nie był bardziej wylewny, bardziej prawy wtedy, gdy mógł. Może też to, że jego śmierć nastąpiła w momencie, gdy powziął decyzję o poprawie, też ma tu znaczenie? Czy to znaczy, że ta decyzja była zła, czy może że i tak chwilę później by ją złamał? A może jeszcze całkiem coś innego?
“Nie rozumiem, dlaczego ludzie niszczą, skoro mogą tworzyć. Co za marnotrawstwo.”
Podsumowując, “Siedem księżyców Maalego Almeidy” to książka nietuzinkowa, łącząca w sobie ogrom tematów, zagadnień, wątków i gatunków literackich. Opowiada o losach jednostki, ale na tle tragicznej historii kraju rodzimego autora, z którą do teraz, choć od tamtych wydarzeń minęło już prawie czterdzieści lat, jego mieszkańcy się nadal nie pogodzili. Porusza tematy uniwersalne, tematy wstrząsające, bo opisujące okrucieństwo do jakiego zdolni są tylko ludzie, a jednak równocześnie dająca nadzieję, że nic nie trwa wiecznie i wszystko ma swój czas. I choć może są fragmenty, których nie czyta się lekko, przy których trzeba mocno się wysilić, by zostać w tej opowieści, to warto - ten miks kulturowo-religijno-gatunkowy na pewno pozostanie w głowie na długo. No i oczywiście jest kolejną pozycją wzbogacającą wiedzę polskiego czytelnika o tym, co jeszcze tak niedawno działo się na świecie.
 
Moja ocena: 8/10
 
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Marginesy.

Dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz