Autor: Irena
Małysa
Tytuł: Mosty
na Wiśle
Data premiery: 13.11.2024
Wydawnictwo: Mova
Liczba stron: 392
Gatunek: powieść
kryminalna / historyczna
Irena Małysa do tej pory na rynku literackim
znana była jako autorka serii kryminalnej z Baśką Zajdą. Debiutowała w 2021
książką “W cieniu Babiej Góry”, która osiągnęła status
bestsellera - nic dziwnego, to był naprawdę udany debiut! Od tego czasu autorka
systematycznie pojawiała się z nowym tytułem serii raz do roku. Do teraz. Rok
2024 przyniósł ewidentne zmiany. W maju bowiem dostaliśmy wyczekiwany kolejny
tom serii “Demony Babiej Góry” (recenzja - klik!), ale jak się okazało, to nie było
wszystko! W przedostatnim miesiącu tego roku do rąk czytelników trafiła
pierwsza powieść osobna autorki, w żaden sposób z serią z Baśką niezwiązana. To
właśnie “Mosty na Wiśle”.
Poza twórczością literacką, Irena Małysa
uskutecznia też nieustannie inne zajęcia - prowadzi własną firmę i tymczasowe
schronisko dla bezdomnych psów, wychowuje synów. Jest wielką miłośniczką
folkloru, gór i historii.
Akcja “Mostów na Wiśle” rozgrywa się w
Krakowie. W maju 1993 roku komisarz Cichocki zostaje wezwany na miejsce zdarzenia
- w okolicy mostu Piłsudskiego wyłowione zostało ciało z Wisły. To mężczyzna,
który na szyi ma owinięty szalik Cracovii, więc śledczy pod przewodnictwem
prokuratora szybko dochodzą do wniosku, że może to być wynik porachunków pomiędzy
kibicami, które wczorajszego wieczoru po derbach jak zawsze rozgrzały
mieszkańców Krakowa. Cichocki jednak nie jest o tym przekonany, dostrzega kilka
szczegółów, które wydają mu się nie pasować do tej teorii, a które wskazują, że
mogło to być zaplanowane morderstwo.
Również w maju, ale niecałe sześćdziesiąt lat
wcześniej w tym samym mieście młodziutkie dziewczyny - Hania i Estera -
przygotowują się do potańcówki, choć ich radość jest lekko zasnuta perspektywą
wojny. Za granicą robi się coraz goręcej, Hitler zyskuje coraz więcej popleczników
i jawnie głosi nienawiść do Żydów. Estera, Żydówka, wraz z rodzicami decydują
się na ucieczkę do Palestyny, a Hania, Polka zostaje na miejscu z obietnicą, że
nie pozwoli, by ukochany Estery związał się z kimś innym. Problem w tym, że i
Hania coś do niego czuje, ale obietnica, to obietnica, prawda? Nawet w obliczu
wojny.
Książka rozpisana jest na 31 rozdziałów, a
każdy z nich dzielony jest na krótkie podrozdziały toczące się naprzemiennie -
raz w czasie II wojny światowej, raz w latach 90-tych. Podrozdziały nie są
numerowane, a wyróżnione poprzez zaznaczenie daty dziennej (dzień, miesiąc,
rok) oraz miejsca zdarzenia. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu
przeszłego z perspektywy dwóch postaci: Cichockiego i Hani, w obydwu
przypadkach narrator jest wszechwiedzący, bez problemu oddaje nie tylko
zdarzenia, ale i emocje, i dylematy postaci. Styl powieści jest prosty, zdania
krótkie, ale dobrze zbudowane, książkę czyta się z łatwością. W tekście
zdarzają się wtrącenia po niemiecku, szczególnie w historii z czasów wojny, ale
od razu w przypisach są tłumaczone, czytelnik więc nie powinien mieć z lekturą
żadnych problemów.
“Przez chwilę pomyślał, że ma dość tej roboty. Całe życie musiał zadawać się z patologią. Smród, pijaństwo i kurestwo. Nienawidził tego.”
Do tej pory Irena Małysa skupiała się przede
wszystkim na postaciach kobiecych, zatem kreacja Cichockiego z pewnością
stanowiła dla niej wyzwanie. Muszę przyznać, że autorka zadaniu sprostała,
Cichocki to dobrze zbudowana postać, która nie jest śledczym oczywistym -
przede wszystkim dlatego, że jest to człowiek z ogromną ilością fobii i
natręctw, które utrudniają mu codzienne funkcjonowanie na tyle mocno, że sam
uważa, że potrzebuje pomocy w ich zwalczaniu - chodzi do psychologa, pracuje
nad sobą, ba! nawet zapisał się do kółka historycznego, w ramach których jego
członkowie śledzą zaginione w czasie wojny dzieła sztuki, by przełamywać swoje
lęki, by przynajmniej w taki sposób wychodzić do ludzi. Jest to kreacja ciekawa
i wiarygodna, zapadająca w pamięć.
“Wiedział, że to godzina wiwisekcji jego duszy. Terapeuta był tylko w pracy. Był narzędziem, za pomocą którego on musiał wydrzeć z siebie truciznę, która psuła go od środka.”
Hania z kolei to postać bardziej zwyczajna.
Ot, młoda dziewczyna, która chciała tego, co większość dziewczyn w jej wieku -
po prostu szczęścia, chłopaka i możliwości decydowania o sobie. Niestety,
przyszła wojna, która wszystkie perspektywy na przyszłość odebrała, która
zmieniła codzienność nie do poznania. Hania mimo wszystko, bo też jakie ma inne
wyjście, próbuje się w nowych sytuacjach odnaleźć i po prostu dalej żyć na
tyle, ile się da. Czasem znaczy to kombinować, by coś zjeść, czasem nieść pomoc
innym, głównie znajomym rodzinom żydowskim, których prawa do zwykłego
człowieczeństwa na oczach krakowian zostają odebrane.
“Nastały czasy, w których każdy stawał się ślepy i głuchy. Bo dobroć była surowo karana.”
I to właśnie te fragmenty, ten obraz tego, jak
postępowało zezwierzęcenie w Krakowie, jak szybko Żydzi tracili swoje prawa i
jak w sumie niewiele zwyczajni ludzi byli w stanie zrobić, są najbardziej
przejmujące. Nagle, z dnia na dzień, do miasta wkraczają naziści, którzy uznają
się panami, którzy wszystkich sobie podporządkowują, a mieszkańcy Krakowa żyją
nagle w strachu przed aresztowaniem, przed pobiciem, gwałtem, przed zesłaniem
do obozu. Równocześnie są świadkami takich zachowań wobec innych, zachowań, które
mają nie tylko wszystkich ich wprowadzić w role podmiotów, ale które miażdżą
ludność żydowską tylko dlatego, że są Żydami. Przyznam, że obserwując co Hania
przeżywa, czego jest świadkiem, nieraz sama nie mogłam wyjść z szoku, z
niedowierzania w ludzką bezwzględność, choć przecież o koszmarach wojny
czytałam już nieraz. A jednak Małysa opisuje wszystko tak wiarygodnie, prosto,
ale z takim przejęciem, że nie można nie poczuć tego wewnętrznego smutku, który
aż ściska, przez który czasem naprawdę ciężko oddychać nie wspominając już o
stojących w oczach łzach.
“To ją najbardziej przerażało. Wewnętrzna zgoda na to, co działo się wokół. Co działo się tu i teraz.”
Na szczęście czasy ułożone są naprzemiennie, a
podrozdziały krótkie, przez co sięgając do lat 90-tych mamy chwilę odpoczynku
od tych miażdżących emocji. Bo lata 90-te, choć również oddane bardzo dokładnie,
fascynują postacią Cichockiego i grają na tych zagadnieniach, które znamy - po
prostu na dobrej zagadce kryminalnej. Jest więc śledztwo, są też prywatne wątki
głównego bohatera - wszystko to prowadzone z wyczuciem, ale trzymające się
zdecydowanie mniej wstrząsających emocji od tych, które poznajemy poprzez
Hanię.
Sama intryga kryminalna jest przemyślana,
zawiera kilka ciekawych odniesień - poprzez nią wkraczamy w środowisku kibiców,
przestępców i prostytucji, ale i w bardziej elitarne grono - równocześnie
prowadzony jest też wątek tego kółka historycznego, a zatem i wątków
sensacyjnych, związanych z poszukiwaniem zaginionych dzieł sztuki. Punkt
wspólny obydwu czasów długo pozostaje niewiadomą, choć myślę, że dałoby się go
ciągnąć nawet i dłużej niż zrobiła to autorka. Rozwiązania zagadki częściowo da
się domyśleć, ale też mam wrażenie, że te czasy bardziej współczesne przede
wszystkim pełnią funkcję przeciwwagi do relacji Hani - i w tej roli sprawdzają
się znakomicie. Finał wszystko dobrze wyjaśnia, czytelnik nie pozostaje więc z
niewiadomymi.
“Zamykał się w sobie, oddalał od nich. Cichocki dostrzegł w jego oczach błysk szaleństwa i pomyślał, że ktoś musi mu pomóc. Inaczej odpłynie w siną dal. Tak jak jemu to się zdarzało. W piekle jego umysłu wciąż krążyły obrazy z tamtych dni.”
Jednak od początku lektury mamy jeden jasny punkt
wspólny - to miasto, Kraków. I ono samo zasługuje w tej książce na uwagę, gdyż
autorka z wielką dbałością oddała zmiany, jakie w Krakowie na przestrzeni lat
zachodziły. W latach 1939-1945, kiedy toczy się historia Hani, Kraków staje się
więzieniem, polem bitwy walk pomiędzy Polakami i Żydami a nazistami. Raz
oferuje uciekającym schronienie, by zaraz pokazać z całą brutalnością
powstawanie podgórskiego getta. W roku 1993 nastroje są już spokojniejsze, ale
okres też nie należy do najspokojniejszych - w końcu to pierwsze lata po upadku
PRL-u, powoli Polska zaczyna otwierać się na Zachód, co przynosiło swoje plusy
i minusy. Małysa dba, by i te życie oddać wiarygodnie, dba o spójność w opisie
ubioru postaci, samochodów jakimi się poruszają, czy telefonów, którymi
zaczynają dysponować.
A gdzie w tym wszystkim mosty? Mosty pełnią
tutaj dwojaką funkcję. Raz łączą, raz dzielą. Przywołują miłe wspomnienia, ale
są też świadkami zbrodni, do których tuż obok nich, a także na nich dochodzi.
To punkty graniczne, które czasami zdają się prowadzić do dwóch różnych
światów, choć przecież rozgrywających się w tej samej rzeczywistości…
“Piekło było tu, w tym miejscu. Wypełzło z podziemi i zamieszkało na Podgórzu.”
“Mosty na Wiśle” to z jednej strony książka
całkiem inna od tego, co Małysa prezentowała nam do tej pory. Nacisk w niej,
przynajmniej ten emocjonalny, położony jest na czasy przeszłe, czasy tragiczne,
czasy wojny. Historyczna dokładność, z jaką autorka oddaje tamte lata,
ekspresowy postęp zła, jaki wtedy był zauważalny, naprawdę robią wrażenie,
wstrząsającą czytelnikiem dogłębnie. Bazą zatem jest motyw
historyczno-obyczajowy, choć i ten kryminalny, ten z lat 90-tych szczególnie
poprzez ciekawą kreację Cichockiego też pełni w całej fabule ważną funkcję. Z
drugiej jednak strony, to cały czas ta Małysa, którą znamy. Która z prostych
słowach, krótkich zdaniach przekazuje historię, w której walczą dobro i zło, w
której z zaskakujących stron płynie pomoc, ale i z niespodziewanych dochodzi do
tragedii, a człowiek okazuje się największym potworem z wszystkich, jakie można
spotkać na Ziemi. Mocna, wstrząsająca, ale z dużym wyczuciem skonstruowana
historia.
Moja ocena: 8/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Wydawnictwem Mova.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz