listopada 20, 2024

"Mosty na Wiśle" Irena Małysa

Autor: Irena Małysa
Tytuł: Mosty na Wiśle
Data premiery: 13.11.2024
Wydawnictwo: Mova
Liczba stron: 392
Gatunek: powieść kryminalna / historyczna
 
Irena Małysa do tej pory na rynku literackim znana była jako autorka serii kryminalnej z Baśką Zajdą. Debiutowała w 2021 książką “W cieniu Babiej Góry”, która osiągnęła status bestsellera - nic dziwnego, to był naprawdę udany debiut! Od tego czasu autorka systematycznie pojawiała się z nowym tytułem serii raz do roku. Do teraz. Rok 2024 przyniósł ewidentne zmiany. W maju bowiem dostaliśmy wyczekiwany kolejny tom serii “Demony Babiej Góry” (recenzja - klik!), ale jak się okazało, to nie było wszystko! W przedostatnim miesiącu tego roku do rąk czytelników trafiła pierwsza powieść osobna autorki, w żaden sposób z serią z Baśką niezwiązana. To właśnie “Mosty na Wiśle”.
Poza twórczością literacką, Irena Małysa uskutecznia też nieustannie inne zajęcia - prowadzi własną firmę i tymczasowe schronisko dla bezdomnych psów, wychowuje synów. Jest wielką miłośniczką folkloru, gór i historii.
 
Akcja “Mostów na Wiśle” rozgrywa się w Krakowie. W maju 1993 roku komisarz Cichocki zostaje wezwany na miejsce zdarzenia - w okolicy mostu Piłsudskiego wyłowione zostało ciało z Wisły. To mężczyzna, który na szyi ma owinięty szalik Cracovii, więc śledczy pod przewodnictwem prokuratora szybko dochodzą do wniosku, że może to być wynik porachunków pomiędzy kibicami, które wczorajszego wieczoru po derbach jak zawsze rozgrzały mieszkańców Krakowa. Cichocki jednak nie jest o tym przekonany, dostrzega kilka szczegółów, które wydają mu się nie pasować do tej teorii, a które wskazują, że mogło to być zaplanowane morderstwo.
Również w maju, ale niecałe sześćdziesiąt lat wcześniej w tym samym mieście młodziutkie dziewczyny - Hania i Estera - przygotowują się do potańcówki, choć ich radość jest lekko zasnuta perspektywą wojny. Za granicą robi się coraz goręcej, Hitler zyskuje coraz więcej popleczników i jawnie głosi nienawiść do Żydów. Estera, Żydówka, wraz z rodzicami decydują się na ucieczkę do Palestyny, a Hania, Polka zostaje na miejscu z obietnicą, że nie pozwoli, by ukochany Estery związał się z kimś innym. Problem w tym, że i Hania coś do niego czuje, ale obietnica, to obietnica, prawda? Nawet w obliczu wojny.
 
Książka rozpisana jest na 31 rozdziałów, a każdy z nich dzielony jest na krótkie podrozdziały toczące się naprzemiennie - raz w czasie II wojny światowej, raz w latach 90-tych. Podrozdziały nie są numerowane, a wyróżnione poprzez zaznaczenie daty dziennej (dzień, miesiąc, rok) oraz miejsca zdarzenia. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego z perspektywy dwóch postaci: Cichockiego i Hani, w obydwu przypadkach narrator jest wszechwiedzący, bez problemu oddaje nie tylko zdarzenia, ale i emocje, i dylematy postaci. Styl powieści jest prosty, zdania krótkie, ale dobrze zbudowane, książkę czyta się z łatwością. W tekście zdarzają się wtrącenia po niemiecku, szczególnie w historii z czasów wojny, ale od razu w przypisach są tłumaczone, czytelnik więc nie powinien mieć z lekturą żadnych problemów.
“Przez chwilę pomyślał, że ma dość tej roboty. Całe życie musiał zadawać się z patologią. Smród, pijaństwo i kurestwo. Nienawidził tego.”
Do tej pory Irena Małysa skupiała się przede wszystkim na postaciach kobiecych, zatem kreacja Cichockiego z pewnością stanowiła dla niej wyzwanie. Muszę przyznać, że autorka zadaniu sprostała, Cichocki to dobrze zbudowana postać, która nie jest śledczym oczywistym - przede wszystkim dlatego, że jest to człowiek z ogromną ilością fobii i natręctw, które utrudniają mu codzienne funkcjonowanie na tyle mocno, że sam uważa, że potrzebuje pomocy w ich zwalczaniu - chodzi do psychologa, pracuje nad sobą, ba! nawet zapisał się do kółka historycznego, w ramach których jego członkowie śledzą zaginione w czasie wojny dzieła sztuki, by przełamywać swoje lęki, by przynajmniej w taki sposób wychodzić do ludzi. Jest to kreacja ciekawa i wiarygodna, zapadająca w pamięć.
“Wiedział, że to godzina wiwisekcji jego duszy. Terapeuta był tylko w pracy. Był narzędziem, za pomocą którego on musiał wydrzeć z siebie truciznę, która psuła go od środka.”
Hania z kolei to postać bardziej zwyczajna. Ot, młoda dziewczyna, która chciała tego, co większość dziewczyn w jej wieku - po prostu szczęścia, chłopaka i możliwości decydowania o sobie. Niestety, przyszła wojna, która wszystkie perspektywy na przyszłość odebrała, która zmieniła codzienność nie do poznania. Hania mimo wszystko, bo też jakie ma inne wyjście, próbuje się w nowych sytuacjach odnaleźć i po prostu dalej żyć na tyle, ile się da. Czasem znaczy to kombinować, by coś zjeść, czasem nieść pomoc innym, głównie znajomym rodzinom żydowskim, których prawa do zwykłego człowieczeństwa na oczach krakowian zostają odebrane.
“Nastały czasy, w których każdy stawał się ślepy i głuchy. Bo dobroć była surowo karana.”
I to właśnie te fragmenty, ten obraz tego, jak postępowało zezwierzęcenie w Krakowie, jak szybko Żydzi tracili swoje prawa i jak w sumie niewiele zwyczajni ludzi byli w stanie zrobić, są najbardziej przejmujące. Nagle, z dnia na dzień, do miasta wkraczają naziści, którzy uznają się panami, którzy wszystkich sobie podporządkowują, a mieszkańcy Krakowa żyją nagle w strachu przed aresztowaniem, przed pobiciem, gwałtem, przed zesłaniem do obozu. Równocześnie są świadkami takich zachowań wobec innych, zachowań, które mają nie tylko wszystkich ich wprowadzić w role podmiotów, ale które miażdżą ludność żydowską tylko dlatego, że są Żydami. Przyznam, że obserwując co Hania przeżywa, czego jest świadkiem, nieraz sama nie mogłam wyjść z szoku, z niedowierzania w ludzką bezwzględność, choć przecież o koszmarach wojny czytałam już nieraz. A jednak Małysa opisuje wszystko tak wiarygodnie, prosto, ale z takim przejęciem, że nie można nie poczuć tego wewnętrznego smutku, który aż ściska, przez który czasem naprawdę ciężko oddychać nie wspominając już o stojących w oczach łzach.
“To ją najbardziej przerażało. Wewnętrzna zgoda na to, co działo się wokół. Co działo się tu i teraz.”
Na szczęście czasy ułożone są naprzemiennie, a podrozdziały krótkie, przez co sięgając do lat 90-tych mamy chwilę odpoczynku od tych miażdżących emocji. Bo lata 90-te, choć również oddane bardzo dokładnie, fascynują postacią Cichockiego i grają na tych zagadnieniach, które znamy - po prostu na dobrej zagadce kryminalnej. Jest więc śledztwo, są też prywatne wątki głównego bohatera - wszystko to prowadzone z wyczuciem, ale trzymające się zdecydowanie mniej wstrząsających emocji od tych, które poznajemy poprzez Hanię.
 
Sama intryga kryminalna jest przemyślana, zawiera kilka ciekawych odniesień - poprzez nią wkraczamy w środowisku kibiców, przestępców i prostytucji, ale i w bardziej elitarne grono - równocześnie prowadzony jest też wątek tego kółka historycznego, a zatem i wątków sensacyjnych, związanych z poszukiwaniem zaginionych dzieł sztuki. Punkt wspólny obydwu czasów długo pozostaje niewiadomą, choć myślę, że dałoby się go ciągnąć nawet i dłużej niż zrobiła to autorka. Rozwiązania zagadki częściowo da się domyśleć, ale też mam wrażenie, że te czasy bardziej współczesne przede wszystkim pełnią funkcję przeciwwagi do relacji Hani - i w tej roli sprawdzają się znakomicie. Finał wszystko dobrze wyjaśnia, czytelnik nie pozostaje więc z niewiadomymi.
“Zamykał się w sobie, oddalał od nich. Cichocki dostrzegł w jego oczach błysk szaleństwa i pomyślał, że ktoś musi mu pomóc. Inaczej odpłynie w siną dal. Tak jak jemu to się zdarzało. W piekle jego umysłu wciąż krążyły obrazy z tamtych dni.”
Jednak od początku lektury mamy jeden jasny punkt wspólny - to miasto, Kraków. I ono samo zasługuje w tej książce na uwagę, gdyż autorka z wielką dbałością oddała zmiany, jakie w Krakowie na przestrzeni lat zachodziły. W latach 1939-1945, kiedy toczy się historia Hani, Kraków staje się więzieniem, polem bitwy walk pomiędzy Polakami i Żydami a nazistami. Raz oferuje uciekającym schronienie, by zaraz pokazać z całą brutalnością powstawanie podgórskiego getta. W roku 1993 nastroje są już spokojniejsze, ale okres też nie należy do najspokojniejszych - w końcu to pierwsze lata po upadku PRL-u, powoli Polska zaczyna otwierać się na Zachód, co przynosiło swoje plusy i minusy. Małysa dba, by i te życie oddać wiarygodnie, dba o spójność w opisie ubioru postaci, samochodów jakimi się poruszają, czy telefonów, którymi zaczynają dysponować.
A gdzie w tym wszystkim mosty? Mosty pełnią tutaj dwojaką funkcję. Raz łączą, raz dzielą. Przywołują miłe wspomnienia, ale są też świadkami zbrodni, do których tuż obok nich, a także na nich dochodzi. To punkty graniczne, które czasami zdają się prowadzić do dwóch różnych światów, choć przecież rozgrywających się w tej samej rzeczywistości…
“Piekło było tu, w tym miejscu. Wypełzło z podziemi i zamieszkało na Podgórzu.”
“Mosty na Wiśle” to z jednej strony książka całkiem inna od tego, co Małysa prezentowała nam do tej pory. Nacisk w niej, przynajmniej ten emocjonalny, położony jest na czasy przeszłe, czasy tragiczne, czasy wojny. Historyczna dokładność, z jaką autorka oddaje tamte lata, ekspresowy postęp zła, jaki wtedy był zauważalny, naprawdę robią wrażenie, wstrząsającą czytelnikiem dogłębnie. Bazą zatem jest motyw historyczno-obyczajowy, choć i ten kryminalny, ten z lat 90-tych szczególnie poprzez ciekawą kreację Cichockiego też pełni w całej fabule ważną funkcję. Z drugiej jednak strony, to cały czas ta Małysa, którą znamy. Która z prostych słowach, krótkich zdaniach przekazuje historię, w której walczą dobro i zło, w której z zaskakujących stron płynie pomoc, ale i z niespodziewanych dochodzi do tragedii, a człowiek okazuje się największym potworem z wszystkich, jakie można spotkać na Ziemi. Mocna, wstrząsająca, ale z dużym wyczuciem skonstruowana historia.
 
Moja ocena: 8/10
 

Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Mova.


Dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz