Autor: Philippe
Boxho
Tytuł: Zmarli
mają głos
Tłumaczenie: Krystyna Szeżyńska-Maćkowiak
Data premiery: 21.05.2025
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 248
Gatunek: non-fiction
Philippe Boxho to belgijski lekarz medycyny
sądowej z trzydziestoletnim stażem w zawodzie. Od pewnego czasu rozpoczął
popularyzowanie wiedzy o tym, czym na co dzień się zajmuje, już nie tylko
pracuje na uczelni ucząc przyszłe pokolenia medyków sądowych, ale też pisze
książki, występuje w programach telewizyjnych i radiowych. Jak sam twierdzi,
nigdy nie marzył o sukcesie pisarskim, zależało mu tylko na tym, by zdemitologizować postrzeganie swojego zawodu w społeczeństwie. Sukces jednak
przyszedł, jego książki, bo na koncie ma już cztery, sprzedały się w milionach
egzemplarzy, prześcigając nawet wyniki, jakie w tym czasie na rynku frankofońskim
osiągał Eric Emmanuel Schmitt. Oczywiście spowodowało to, że inne kraje nabyły
prawa do publikacji, w tym Polska, dzięki czemu właśnie w ręce dostaliśmy
debiut autora pt. “Zmarli mają głos”, a w przygotowaniu jest już tytuł kolejny.
“Nigdy nie dążyłem do zdobycia popularności, nie myślałem nawet o tym, żeby zostać pisarzem czy wydać trzy kolejne książki. Miałam tylko jeden cel: opowiedzieć o moim zawodzie, który pozostaje w cieniu, a jeśli jest już pokazywany w serialach telewizyjnych czy nawet w filmach, to w sposób daleki od rzeczywistości.”
“Zmarli mają głos” to pozornie zbiór anegdotek
z ciekawych przypadków śmierci, jakie w swojej karierze spotkał Philippe Boxho,
zresztą we wprowadzeniu do tego tytułu tak sam tak go określa, mówi, że jest to
element tego, co przytacza swoim studentom na wykładach. Jednak tak naprawdę
anegdotki są tutaj pretekstem do zajrzenia głębiej - autor dzieli się z nami
wiedzą, odkrywa meandry tego, jak szeroki jest jego zawód, z jak różnymi
przypadkami przychodzi mu się mierzyć. I robi tu w sposób prosty i zrozumiały,
tak, by każdy czytelnik niezwiązany z jego zawodem był w stanie zrozumieć i
wyciągnąć wnioski, być w stanie odróżnić to, co pokazuje się nam w serialach, a
do czego dochodzi w prawdziwym życiu.
“W serialach wszystkie śledztwa udaje się zakończyć dzięki śladom. To schemat tak mocno zakorzeniony w zbiorowych wyobrażeniach, że niektórzy amerykańscy przysięgli odmawiali orzeczenia o winie oskarżonego, ponieważ na miejscu zbrodni nie znaleziono jego DNA. Nie ma DNA, nie ma winnego. Problem w tym, że rzeczywistość nie zawsze przystaje do fikcji i że na miejscu zbrodni nie zawsze pozostają ślady. Gdybyśmy konsekwentnie podążali takim tokiem myślenia, to w końcu doszlibyśmy do skrajności: nie ma śladów, nie ma zbrodni.”
Książka podzielona jest na wprowadzenie z
przedsłowiem autora oraz dwoma rozdziałami technicznymi - pierwszy opowiada o
drodze, jak autor przebył, by stać się lekarzem medycyny sądowej, drugi o tym,
jak wygląda tak zwana scena zbrodni czyli miejsce, w którym dochodzi do
odkrycia zwłok, w którym chwile później zjawia się lekarz medycyny sądowej.
Autor od razu też wytyka błędy w prawie - teraz medyk przyjeżdża tylko do
podejrzanych śmierci, przez co dobrze zaplanowane morderstwo, zbrodnia
nieoczywista może pozostać niewykryta… Zresztą o takich przypadkach, w których
prawie do tego doszło, opowiada w późniejszych rozdziałach książki.
“Wszyscy wiedzą, że u lekarza zawsze trzeba czekać, a u doktora Paula szczególnie, ale cóż, pacjent z natury rzeczy musi być cierpliwy. Florent nie narzekał, przynajmniej miał swego lekarza, a tych wciąż ubywało, odkąd rząd wpadł na pomysł, żeby utrudnić dostęp do zawodu, uważając zapewne, że ograniczenie liczby lekarzy zaowocuje spadkiem liczby chorych. Było to równie głupie jak założenie, że zmniejszenie liczby grabarzy doprowadzi do ograniczenia umieralności.”
Po wprowadzeniu jest ta część, na którą
czekamy - ta właściwa, zajmująca większość stron tej publikacji, w której autor
przytacza ciekawe przypadki zgonów, które mogą nas czegoś nauczyć. Ta część
podzielona jest na tytułowane rozdziały, jest ich dwadzieścia, a każdy bazuje
na od jednym do kilku przypadków podobnej śmierci. Rozdziały podzielone są
tematycznie, przyczyny śmierci pogrupowane na kilka kategorii. Są rozdziały o
uduszeniach, zastrzeleniach, utopieniach, są o rozkładzie ciała, o tym już
mocno warunki na to, co z ciałem po śmierci się dzieje, mają wpływ - jest więc
mowa również o mumifikacji, jak i ekspresowym zeszkieletowaniu zwłok. Autor przeprowadza
nas przez to, jak wygląda sekcja zwłok, jakie stosunki panują między medykami
sądowymi a służbami pojawiającymi się na miejscu zdarzenia. Opisuje dokładnie w
jaki sposób podchodzi do miejsc zbrodni, przywołuje naukowców, którzy rozwinęli
dziedzinę kryminologii, od których miał okazję się uczyć. Są przypadki, które
okazują się czymś całkowicie innym niż pozornie wyglądały, są i wypady
historyczne - czasami, żeby zrozumieć historię zbrodni autor odwołuje się do
czasów odkryć naukowych, które zmieniło podejście do badania miejsca zbrodni i
samych zwłok. Są rozdziały które szokują, są też takie, które obrzydzają,
jednak autor o każdym opowiada w ten sam sposób - profesjonalnie, ale lekko,
zrozumiale, czasem z elementem humoru, ale nigdy nie żartuje sobie ze zmarłych,
a styl ten stosuje dlatego, by czytelnik mógł łatwiej trudne zagadnienia
przyswoić. Zresztą sam o sobie pisze, że jest dość pogodnym człowiekiem.
“(...) lekarz sądowy jako ekspert musi zachować neutralność, a ta neutralność ma obejmować także postępowanie podczas autopsji. Prowadząc ją, nie można kierować się z góry powziętymi założeniami, ale być otwarty, na przyjęcie każdego tropu i każdego śladu i na ich różne interpretacje, byle tylko te były racjonalne.”
Całość zamykają bardzo wybiórcze anegdotki z
sali sądowej, na której autor zeznawał już tyle razy, że w ogóle nie czuje się
tam nieswojo oraz króciutki epilog przypominający o tym, że medyk sądowy musi
oddzielać swoje emocje o czynności, które musi wykonywać w pracy. Przypomina
też, byś cenili i czerpali ze swojego życia, póki jeszcze możemy…
“Zmarli mają głos” to wartościowa pozycja,
która w bardzo przystępny sposób zawiera duży pakiet wiedzy kryminologicznej.
Autor ewidentnie nie przytacza historyjek ze swojej pracy po to, by dostarczyć
czytelnikowi rozrywki, ale by go nauczyć, uświadomić z czym wiąże się zawód
medyka sądowego i jak pracuje się na miejscu zbrodni. Nie szczędzi przy tym
komentarzy szczególnie co do przepisów prawa, ale ofiary, których ciała
przyszło mu badać, traktuje z godnością - z nikogo się nie wyśmiewa, a po
prostu, jeśli jest ku temu sposobność, przedstawia motywy, powody, które
doprowadziły do śmierci czy to z własnej ręki czy czyjejś. Na pewno nie jest to
lektura łatwa - są tu i smutne rozdziały jak np. o samobójcach, gdzie autor
przytacza chyba najwięcej przykładów ze wszystkich rozdziałów, i są rozdziały
nieco obrzydliwe - o gniciu czy o robakach na miejscach rozkładu ciał. To
jednak wszystko to jego codzienność - codzienność pełna wyzwań, bo sposobów na
pozbawienie siebie życia ludzkość wymyśliła już naprawdę bardzo dużo. Bardzo
podoba mi się to, że autor w sposób bardzo przystępny zawiera w swojej książce
tak dużo wiedzy i historii kryminologii, nawet tak zagorzali czytelnicy
kryminałów i true crime jak ja mają przy tej pozycji okazję, by czegoś nowego
się dowiedzieć.
Moja ocena: 7,5/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Sonia Draga.
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz