czerwca 04, 2025

"Zmarli mają głos" Philippe Boxho

Autor: Philippe Boxho
Tytuł: Zmarli mają głos
Tłumaczenie: Krystyna Szeżyńska-Maćkowiak
Data premiery: 21.05.2025
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 248
Gatunek: non-fiction
 
Philippe Boxho to belgijski lekarz medycyny sądowej z trzydziestoletnim stażem w zawodzie. Od pewnego czasu rozpoczął popularyzowanie wiedzy o tym, czym na co dzień się zajmuje, już nie tylko pracuje na uczelni ucząc przyszłe pokolenia medyków sądowych, ale też pisze książki, występuje w programach telewizyjnych i radiowych. Jak sam twierdzi, nigdy nie marzył o sukcesie pisarskim, zależało mu tylko na tym, by zdemitologizować postrzeganie swojego zawodu w społeczeństwie. Sukces jednak przyszedł, jego książki, bo na koncie ma już cztery, sprzedały się w milionach egzemplarzy, prześcigając nawet wyniki, jakie w tym czasie na rynku frankofońskim osiągał Eric Emmanuel Schmitt. Oczywiście spowodowało to, że inne kraje nabyły prawa do publikacji, w tym Polska, dzięki czemu właśnie w ręce dostaliśmy debiut autora pt. “Zmarli mają głos”, a w przygotowaniu jest już tytuł kolejny.
“Nigdy nie dążyłem do zdobycia popularności, nie myślałem nawet o tym, żeby zostać pisarzem czy wydać trzy kolejne książki. Miałam tylko jeden cel: opowiedzieć o moim zawodzie, który pozostaje w cieniu, a jeśli jest już pokazywany w serialach telewizyjnych czy nawet w filmach, to w sposób daleki od rzeczywistości.”
“Zmarli mają głos” to pozornie zbiór anegdotek z ciekawych przypadków śmierci, jakie w swojej karierze spotkał Philippe Boxho, zresztą we wprowadzeniu do tego tytułu tak sam tak go określa, mówi, że jest to element tego, co przytacza swoim studentom na wykładach. Jednak tak naprawdę anegdotki są tutaj pretekstem do zajrzenia głębiej - autor dzieli się z nami wiedzą, odkrywa meandry tego, jak szeroki jest jego zawód, z jak różnymi przypadkami przychodzi mu się mierzyć. I robi tu w sposób prosty i zrozumiały, tak, by każdy czytelnik niezwiązany z jego zawodem był w stanie zrozumieć i wyciągnąć wnioski, być w stanie odróżnić to, co pokazuje się nam w serialach, a do czego dochodzi w prawdziwym życiu.
“W serialach wszystkie śledztwa udaje się zakończyć dzięki śladom. To schemat tak mocno zakorzeniony w zbiorowych wyobrażeniach, że niektórzy amerykańscy przysięgli odmawiali orzeczenia o winie oskarżonego, ponieważ na miejscu zbrodni nie znaleziono jego DNA. Nie ma DNA, nie ma winnego. Problem w tym, że rzeczywistość nie zawsze przystaje do fikcji i że na miejscu zbrodni nie zawsze pozostają ślady. Gdybyśmy konsekwentnie podążali takim tokiem myślenia, to w końcu doszlibyśmy do skrajności: nie ma śladów, nie ma zbrodni.”
Książka podzielona jest na wprowadzenie z przedsłowiem autora oraz dwoma rozdziałami technicznymi - pierwszy opowiada o drodze, jak autor przebył, by stać się lekarzem medycyny sądowej, drugi o tym, jak wygląda tak zwana scena zbrodni czyli miejsce, w którym dochodzi do odkrycia zwłok, w którym chwile później zjawia się lekarz medycyny sądowej. Autor od razu też wytyka błędy w prawie - teraz medyk przyjeżdża tylko do podejrzanych śmierci, przez co dobrze zaplanowane morderstwo, zbrodnia nieoczywista może pozostać niewykryta… Zresztą o takich przypadkach, w których prawie do tego doszło, opowiada w późniejszych rozdziałach książki.
“Wszyscy wiedzą, że u lekarza zawsze trzeba czekać, a u doktora Paula szczególnie, ale cóż, pacjent z natury rzeczy musi być cierpliwy. Florent nie narzekał, przynajmniej miał swego lekarza, a tych wciąż ubywało, odkąd rząd wpadł na pomysł, żeby utrudnić dostęp do zawodu, uważając zapewne, że ograniczenie liczby lekarzy zaowocuje spadkiem liczby chorych. Było to równie głupie jak założenie, że zmniejszenie liczby grabarzy doprowadzi do ograniczenia umieralności.”
Po wprowadzeniu jest ta część, na którą czekamy - ta właściwa, zajmująca większość stron tej publikacji, w której autor przytacza ciekawe przypadki zgonów, które mogą nas czegoś nauczyć. Ta część podzielona jest na tytułowane rozdziały, jest ich dwadzieścia, a każdy bazuje na od jednym do kilku przypadków podobnej śmierci. Rozdziały podzielone są tematycznie, przyczyny śmierci pogrupowane na kilka kategorii. Są rozdziały o uduszeniach, zastrzeleniach, utopieniach, są o rozkładzie ciała, o tym już mocno warunki na to, co z ciałem po śmierci się dzieje, mają wpływ - jest więc mowa również o mumifikacji, jak i ekspresowym zeszkieletowaniu zwłok. Autor przeprowadza nas przez to, jak wygląda sekcja zwłok, jakie stosunki panują między medykami sądowymi a służbami pojawiającymi się na miejscu zdarzenia. Opisuje dokładnie w jaki sposób podchodzi do miejsc zbrodni, przywołuje naukowców, którzy rozwinęli dziedzinę kryminologii, od których miał okazję się uczyć. Są przypadki, które okazują się czymś całkowicie innym niż pozornie wyglądały, są i wypady historyczne - czasami, żeby zrozumieć historię zbrodni autor odwołuje się do czasów odkryć naukowych, które zmieniło podejście do badania miejsca zbrodni i samych zwłok. Są rozdziały które szokują, są też takie, które obrzydzają, jednak autor o każdym opowiada w ten sam sposób - profesjonalnie, ale lekko, zrozumiale, czasem z elementem humoru, ale nigdy nie żartuje sobie ze zmarłych, a styl ten stosuje dlatego, by czytelnik mógł łatwiej trudne zagadnienia przyswoić. Zresztą sam o sobie pisze, że jest dość pogodnym człowiekiem.
“(...) lekarz sądowy jako ekspert musi zachować neutralność, a ta neutralność ma obejmować także postępowanie podczas autopsji. Prowadząc ją, nie można kierować się z góry powziętymi założeniami, ale być otwarty, na przyjęcie każdego tropu i każdego śladu i na ich różne interpretacje, byle tylko te były racjonalne.”
Całość zamykają bardzo wybiórcze anegdotki z sali sądowej, na której autor zeznawał już tyle razy, że w ogóle nie czuje się tam nieswojo oraz króciutki epilog przypominający o tym, że medyk sądowy musi oddzielać swoje emocje o czynności, które musi wykonywać w pracy. Przypomina też, byś cenili i czerpali ze swojego życia, póki jeszcze możemy…
 
“Zmarli mają głos” to wartościowa pozycja, która w bardzo przystępny sposób zawiera duży pakiet wiedzy kryminologicznej. Autor ewidentnie nie przytacza historyjek ze swojej pracy po to, by dostarczyć czytelnikowi rozrywki, ale by go nauczyć, uświadomić z czym wiąże się zawód medyka sądowego i jak pracuje się na miejscu zbrodni. Nie szczędzi przy tym komentarzy szczególnie co do przepisów prawa, ale ofiary, których ciała przyszło mu badać, traktuje z godnością - z nikogo się nie wyśmiewa, a po prostu, jeśli jest ku temu sposobność, przedstawia motywy, powody, które doprowadziły do śmierci czy to z własnej ręki czy czyjejś. Na pewno nie jest to lektura łatwa - są tu i smutne rozdziały jak np. o samobójcach, gdzie autor przytacza chyba najwięcej przykładów ze wszystkich rozdziałów, i są rozdziały nieco obrzydliwe - o gniciu czy o robakach na miejscach rozkładu ciał. To jednak wszystko to jego codzienność - codzienność pełna wyzwań, bo sposobów na pozbawienie siebie życia ludzkość wymyśliła już naprawdę bardzo dużo. Bardzo podoba mi się to, że autor w sposób bardzo przystępny zawiera w swojej książce tak dużo wiedzy i historii kryminologii, nawet tak zagorzali czytelnicy kryminałów i true crime jak ja mają przy tej pozycji okazję, by czegoś nowego się dowiedzieć.
 
Moja ocena: 7,5/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Sonia Draga.


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz