Autor: Wojciech
Chmielarz
Tytuł: Złotowłosa
Data premiery: 15.10.2025
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 352
Gatunek: thriller
psychologiczny
Wojciech Chmielarz to autor bardzo mi bliski -
jego powieści zaczęłam czytać na dobrych kilka lat przed powstaniem tego bloga,
można więc powiedzieć, że od dawna towarzyszę mu w jego pisarskiej drodze,
obserwuję kierunki, w jakich się rozwija, jak zmienia się jego warsztat. To
autor z tych, którzy nie szukają drogi na skróty, który mimo że odniósł już
wiele sukcesów, nie osiada na laurach, nie powiela schematu, który się
sprawdził, a cały czas szuka dla siebie nowych wyzwań. To ryzykowne podejście,
to narażanie się na krytykę tych czytelników, którzy chcą, by autor cały czas
pisał tak samo. Dla mnie jednak powieści są czymś więcej niż tylko rozrywką i
widzę, że dla Chmielarza mają podobne znaczenie - stąd mój szacunek i podziw.
“Złotowłosa” to jego dwudziesta pierwsza powieść, a zarazem coś nowego -
thriller pisany z perspektywy uwięzionej kobiety, swego typu dorosła
interpretacja baśni o Złotowłosej i trzech niedźwiadkach.
Ula budzi się w zimnym, małym pomieszczeniu -
wokół niej zakratowane okno, goła żarówka i materac. Jest obolała, a jej
ostatnim wspomnieniem jest niedźwiedź. Niedźwiedź? To chyba jednak wymysł jej
wyobraźni, przecież po Warszawie niedźwiedź tak po prostu biegać nie mógł,
prawda? Coś musiało się jej pomieszać, przecież czuje się taka otumaniona…. Co
się z nią stało? Gdzie jest? Kto jej to zrobił? I dlaczego w swojej głowie cały
czas słyszy głos Malwiny, starszej pani, którą opiekowała się w hospicjum?
“(...) zrozumiała, że jest wiele rodzajów strachu, które różnią się od siebie jak ogień i woda. I każdy z nich oznacza coś innego.”
Książka rozpisana jest na 10 części, te
tytułowe są pisane z perspektywy Uli, te nietytułowane opowiadają historię
Tadka i Krzysia. Każda z części dzielona jest na numerowane rozdziały,
numerowanie do każdej części jest osobne. Rozdziały są kilkustronicowe i raczej
nie są już dzielone na krótsze fragmenty. Narracja prowadzona jest w trzeciej
osobie czasu przeszłego, jednak uwaga narratora skupia się przede wszystkim na
wewnętrznych przeżyciach postaci, głównie na Uli, co jest charakterystyczne dla
thrillera psychologicznego. Styl powieści jest ciekawy - początkowo to tylko
Ula zamknięta w niewielkim pomieszczeniu, rozmawiająca ze wytworem swojej wyobraźni
i jest to narracja niesamowicie udana i oryginalna - przez kilkanaście, jak nie
kilkadziesiąt stron mamy przecież jednego aktora, a napięcie, jakie ta jedna
sceneria wytwarza, jest niesamowite. Fragmenty wypowiedzi wyimaginowanej
Malwiny pisane są kursywą, więc tekst bardzo łatwo się czyta. Później historia
się rozszerza, a swobodny styl autora sprawia, że się przez nią przepływa - tu
wszystko się ze sobą zgrywa, opisy, dialogi, wewnętrzne przeżycia postaci
tworzą jedną spójną, doskonale pasującą do siebie całość. Dzięki temu lektura
jest rytmiczna, jest płynna i zwyczajnie przyjemna. Język w dialogach doskonale
naśladuje mowę, a nawet i subtelne błędy, jakie w języku mówionym się popełnia.
Choć kilka literówek akurat do tego efektu się nie zalicza. Przekleństw w
powieści nie ma wiele, a jeśli się pojawiają, to użyte są odpowiednio do
sytuacji, co nawet wrażliwych na wulgaryzmy czytelników w oczy kłuć nie będzie.
Jest za to poczucie humoru, które choć na pierwszy rzut oka nie pasuje do
powagi sytuacji, to jednak sprawdza się znakomicie, sprawia, że lektura nie
jest przytłaczająca, a uwaga czytelnika zwrócona jest nie ma grozę sytuacji, a
na tematy, do której zauważania zmusza.
“Jaka ulga w końcu to powiedzieć! (...) Jaka ulga w końcu nie musieć się hamować! Wiesz, jak trudno było trzymać te wszystkie myśli w głowie? (...) Jak trudno było ich pilnować, żeby żadna z nich nigdy się nie wyślizgnęła?”
“Złotowłosa” to powieść w pewien sposób
interpretująca baśń. A jak to w baśniach bywa, nie wszystko musi być dosłowne,
nie wszystko musi być całkowicie realistyczne. I mam wrażenie, że właśnie na
takiej bazie Chmielarz zbudował tę powieść - tu przede wszystkim liczą się
emocje, tu liczy się przesłanie i refleksje, jakie historia niesie, a żeby to
osiągnąć czasem trzeba sięgnąć po środki, które mogą się wydać nieco naciągane
czy nieprawdopodobnie. Nie znaczy to oczywiście, że taka jest cała fabuła - wręcz
przeciwnie, w większości jest przerażająco realna, bazuje na mrokach ludzkich
umysłów, które pod wpływem bardzo skrajnych emocji, czasem potrafią skupić się
tylko na jednym. Intryga zbudowana jest z rozmysłem i prowadzona jest świetnie
- skręca w mocno nieprzewidywanych kierunkach, a choć jej tempo z początku nie
jest za szybkie, to jednak już od pierwszych stron dobrze buduje napięcie. Po
jakimś czasie akcja przyspiesza, subtelnie zapożycza rozwiązania z literatury
sensacyjnej - może stąd te kilka chwil, których realność można podać w
wątpliwość?
“Walka jest męcząca, nadzieja jeszcze bardziej.”
Cała powieść oparta jest tak naprawdę na kilku
aktorach, a czytelnik otrzymuje bezpośrednią relację od trójki z nich: Uli,
Tadka i Krzysia, choć to Ula jest aktorką pierwszoplanową. Autor doskonale
wczuł się w położenie postaci uwięzionej, przeprowadza ją przez wszystkie etapy
- od niedowierzania, przez zwątpienie, aż po potrzebę działania, podsycania
poczucia, że przecież wyjście z sytuacji znaleźć trzeba. Ula ma się za osobę
dobrą, a zarazem jest energiczna, chętna do działania, a to charakter, który
niełatwo ugina się pod żądaniami innych. Jednak im dalej w lekturę, tym lepiej
poznajemy jej historię, bo siedząc w zamknięciu sama opowiada o swoim życiu -
dzieciństwie, czasach nauki, życiu dorosłym. Dzięki poznawaniu jej doświadczeń,
jej przeżyć, coraz lepiej ją rozumiemy, a tym samym widzimy, że nie jest to
postać łatwa do oceny, posiada różne oblicza, jak każdy z nas.
“Jeśli na świecie panowała jakaś fundamentalna sprawiedliwość i porządek, to kto inny powinien być w tej piwnicy, Nie ona. Bo ona była dobrą osobą. Stwierdzała to bez samochwalstwa, bez przesadnej dumy, po prostu jako zwyczajny, obiektywny fakt.”
Tadek i Krzysio, choć i z ich perspektywy
historię poznajemy, są postaciami drugoplanowymi, poświęcamy im zdecydowanie
mniej uwagi niż Uli. Tadek to narzeczony kobiety, który teraz musi borykać się
ze śledztwem i opinią publiczną, a Krzysio… to nastolatek o dość długo
niejasnej roli w tej historii. Jednak i w tym wypadku autor motywacje,
zachowania postaci oddaje bardzo wiarygodnie, bardzo realistycznie - nie
oszukuje, że postacie działają po prostu w imię dobra i troski o innych, bo
przecież każdy jednak gdzieś tam w głębi, nawet nie chcąc się do tego przyznać,
jednak myśli o sobie.
“Jest wielki, jest silny, ale równocześnie jest wściekły. Czuję. że w nim ten gniew buzuje. Bo wie, że spotkało go coś strasznego, coś złego i coś bardzo niesprawiedliwego. I nie rozumie dlaczego.”
Otoczenie, w jakim rozgrywa się akcja, też
nawiązuje do baśni o Złotowłosej i niedźwiadkach. Do porwania Uli doszło w
parku, a w całej historii, prócz tego, że toczy się w zamkniętym pomieszczeniu,
ważną rolę odgrywa las. To nadaje lekturze odpowiedniego klimatu odosobnienia,
wrażenia, że wszystko się może zdarzyć.
“(...) powietrze w górach nie pachniało palonymi śmieciami jak w miasteczku, ale świeżą żywicą. Pomyślała, że ktoś powinien je złapać, zapakować w szeleszczący papierek i sprzedawać jako cukierki.”
I w końcu docieramy do tego, co tak naprawdę
ważne, czyli tematów, z jakimi autor w tej powieści do nas przychodzi. A są to
tematy pozornie nie mające ze sobą nic wspólnego. Historia zmusza do refleksji
nad dobrem, nad tym czy człowiek po prostu rodzi się dobry, czy jest to coś,
czego można się nauczyć, co da się wypracować. A jeśli to drugie, to jaki
człowiek jest naprawdę? Czy to ta słynna biała karta? Niewiele wspólnego ma z
tym hejt, prześladowanie, z jakim spotykają się dzieci w szkole. Ci, co
obserwują Chmielarza w sieci wiedzą, że los nauczycieli i dzieci w szkołach nie
jest mu obojętny i to też znajduje swoje odzwierciedlenie w tej powieści, co
jest połączeniem naprawdę zaskakującym. Poza tym Ula przynosi też temat
pragnienia życia, tego jak trudno jest się go wyzbyć, jak nawet w najgorszych
sytuacjach człowiek nadal chce żyć. To równocześnie też opowieść o zemście, o
konsekwencjach i poczuciu własności, które czasami interpretowane jest jako
miłość.
“(...) w ten sposób tylko zmarnowałaby własną złość, a ta była dla niej zbyt cenna. Zamierzała ją teraz czule hodować, zbierać w sobie i magazynować. Tak żeby nigdy jej nie zabrakło, kiedy będzie potrzebna.”
Choć w “Złotowłosej” wybrzmiewają znajome już
dla Chmielarza nuty, to jednak jako jedna spójna melodia zabiera nas w nowe
rejony. Rejony strachu i walki o wolność, której siły nie łatwo złamać. Autor
postawił na nieoczywiste rozwiązanie, w którym na scenie występuje jeden aktor,
a wokół niego jest ciemność - to niełatwy punkt wyjścia opowieści, bo trzeba go
zagrać tak, by czytelnik nie poczuł się znużony, a maksymalnie zaciekawiony. I
ja to poczułam - rozmowy Uli z Malwiną to mistrzostwo literackie, bawiłam się
przy nich świetnie, a przecież sceneria, w której się rozgrywają, jest naprawdę
straszna. Dalej historia płynie w mocno nieprzewidywalne rejony, a choć sam
finisz nabiera cech lekko sensacyjnych, to jednak nie rozmywa tego, co tutaj
jest tak naprawdę ważne - czyli poruszanych tematów społecznych, ale i
prywatnych, takich, które zmuszają nas samych do zastanowienia się czy to, jak
sami siebie postrzegamy, faktycznie jest równoznaczne z tym, kim jesteśmy.
Przede wszystkim polecam pamiętać o tym, że “Złotowłosa” to swobodna
interpretacja baśni, a zatem to ten morał, a nie same rozwiązania fabularne,
jest najważniejszy.
“To co miało się stać, tak naprawdę już się wydarzyło.”
Moja ocena: 8/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Wydawnictwem Marginesy.
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
.jpg)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz