Prolog
– Skłam, że mnie kochasz – usłyszał,
pogrążony w gonitwie myśli.
Niechętnie podniósł powieki i
spojrzał na leżącą obok nagą kobietę. Nie znał nawet jej imienia. Przedstawiła
się jako Zuza, lecz z doświadczenia wiedział, że większość osób w takich
sytuacjach wymyśla sobie nową tożsamość. On sam tego wieczora wcielił się w
Klaudiusza Bestera, właściciela kilkuosobowej firmy transportowej, choć w
rzeczywistości spędzał dziesięć godzin dziennie w biurze podatkowym, czego
szczerze nienawidził.
– Proszę… – dodała zalotnym głosem.
Nie wyglądała na Zuzę. Gdy zobaczył
ją siedzącą samotnie przy kontuarze i sączącą białe wino, nazwał ją w myślach
Carmen. Miała ciemne włosy – wcześniej związane w stylowy kok, a teraz niedbale
rozpuszczone – kontrastujące z alabastrową cerą i pomalowanymi na
krwistoczerwono ustami. To właśnie nietypowa fryzura, kojarząca się mu z surową
nauczycielką, sprawiła, że jej zapragnął. Gdyby nie to, zapewne nie zwróciłby
nawet na nią uwagi. Nie, żeby była nieatrakcyjna, po prostu wolał młodsze i
drobniejsze dziewczyny, które z łatwością mógł brać na ręce. Zamiast pokaźnego
biustu, czym niewątpliwie Carmen się wyróżniała, preferował chude pośladki i
talię osy.
Przysunęła się bliżej. Wciąż czuć
było od niej zapach wina, którego podczas rozmowy wypiła cztery kieliszki.
Położyła mu dłoń na klatce piersiowej i szepnęła na ucho:
– Zrób to dla mnie. Odwdzięczę się.
Zrobię wszystko, o co poprosisz.
Kąciki ust odruchowo mu się
podniosły. Nie tylko one.
– Wszystko? – dopytał.
W odpowiedzi przygryzła mu płatek
ucha.
– Skoro tak, to najpierw zwiąż włosy
w kok.
Oczekiwał co najmniej zdziwienia,
podczas gdy Carmen bez słowa zsunęła się z łóżka. Na chwilę stracił ją z oczu,
gdy uklękła, przeszukując porozrzucane na podłodze ubrania. Trochę się
zapomnieli, gdy odurzeni sobą nawzajem oraz wypitym alkoholem wtargnęli do
hotelowego pokoju, przez co ciuchy walały się po całym pomieszczeniu. Wolną
chwilę wykorzystał, by podnieść kołdrę i upewnić się, że podoła zadaniu.
Zazwyczaj nie był w stanie uprawiać seksu dwa razy w tak krótkim odstępie
czasu, ale wystarczyło samo wyobrażenie surowego wyglądu kobiety, by był gotowy
do działania.
Z rosnącą ekscytacją obserwował, jak
Carmen prostuje się i upina włosy. Robiła to powoli, czując na sobie jego
pożądliwy wzrok. Każdą czynność przeciągała w czasie, prężąc się i eksponując
nagie, lśniące od potu ciało. Im dłużej na nią patrzył, tym bliżej był zmiany
zdania o własnych preferencjach. Do tej pory kobiety o pokaźnych biustach
kojarzyły mu się z potężnymi ramionami i oponką na brzuchu, podczas gdy ona
oprócz odrobinę zbyt szerokich bioder miała nienaganną sylwetkę.
Było w niej coś jeszcze. Nie potrafił
tego opisać słowami. Już w barze, gdy wypowiedziała pierwsze słowa, poczuł
dreszcz na całym ciele. Chodziło o jej uśmiech i spojrzenie. Emanowała z niego
pewność siebie, było zalotne, prowokujące, a przy tym… wredne, by nie
powiedzieć wręcz – zołzowate. Nie był zadowolony z tego określenia, ale w tej
chwili nic innego nie przychodziło mu do głowy. Nigdy nie był dobry w doborze
słów, znacznie lepiej radził sobie z liczbami. Teraz zresztą nie miało to
większego znaczenia. Liczyła się tylko Carmen i to, co z nią zrobi.
– Załóż buty – polecił.
– Robi się coraz ciekawiej. –
Uśmiechnęła się lekko.
Obserwując niespieszne ruchy
nieznajomej, pomyślał, że właśnie stał się fetyszystą. Nigdy wcześniej nie
kręciły go przebieranki, gadżety ani odgrywanie ról. Ludzi wymagających takich
wspomagaczy uważał za dziwaków. Wprawdzie sam raz na jakiś czas też wcielał się
w kogoś innego, jednak robił to z racjonalnych pobudek. Poza tym miło było
przynajmniej przez chwilę pobyć w skórze kogoś bardziej atrakcyjnego, muzyka
czy konesera sztuki.
Ciekawe, jak wyglądałaby Renata w
upiętych włosach, pomyślał. Może to ożywi ich związek? Musiałaby do tego
zrzucić kilka kilogramów i łaskawie się uśmiechnąć, zamiast wiecznie udawać zmęczoną,
ale tak na szybko, gdyby ładnie ją ubrać, odpalić świece, to kto wie, może by
coś z tego wyszło…
Samo wspomnienie żony osłabiło jego
erekcję, więc czym prędzej skupił wzrok na Carmen. W samych szpilkach i z
upiętymi włosami wyglądała obłędnie. Mogłaby jeszcze poprawić makijaż,
zwłaszcza usta, których nie zaszkodziłoby poprawić szminką, ale był zbyt
napalony, żeby dłużej odwlekać przyjemność w czasie. Zrzucił kołdrę i udając,
że wyprężony członek jest u niego rzeczą normalną, wstał z łóżka. Zazwyczaj nie
lubił własnego ciała. Seks uprawiał przy zgaszonym świetle i zasłoniętych
roletach, tłumacząc sobie, że nie zamierza być przez nikogo przyłapany na
zdradzie, ale w rzeczywistości nie chciał widzieć swojego zwalistego cielska.
– Na kolana – nakazał władczym tonem.
Kobieta wciąż zalotnie się
uśmiechała. Posłusznie usadowiła się przed nim, dłonie złożyła na udach i
zadarła głowę do góry, gotowa na kolejne rozkazy.
– Otwórz usta – dodał.
Jej spojrzenie elektryzowało. Nie
było w nim uległości, której oczekiwał, jakby to ona panowała nad sytuacją.
Było prowokujące. Prosiło się wręcz o karę. Skoro tak bardzo jej na tym
zależało…
Chwycił kobietę za włosy. Już miał
docisnąć ją do podbrzusza, gdy poczuł opór.
– Chyba o czymś zapomniałeś –
mruknęła bez cienia strachu w głosie.
– Co?
– Miałeś mi coś wyznać.
– Ach, to – zaśmiał się z jej
głupoty. – Kocham cię. Zadowolona? Zaraz ci pokażę, jak wielka jest moja miłość
do…
Urwał, gdyż nagle zabrakło mu tchu.
Poczuł dotyk czegoś ciepłego na brzuchu. Spojrzał w dół i zobaczył spływającą z
jego klatki piersiowej aż do pachwiny czerwoną strużkę. Była tego samego koloru
co szminka na rozciągniętych w lekkim uśmiechu ustach Carmen. Wciąż nie
potrafił określić wyrazu twarzy kobiety. Umierając, musiał zadowolić się określeniem
„zołzowate”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz