lipca 03, 2020

Kilka pytań do... Marty Matyszczak, autorki cyklu "Kryminałów pod psem"


Dlaczego Marta Matyszczak w dzieciństwie bała się otwartej szafy, jaki aktor najlepiej nadałby się na Solańskiego w potencjalnej ekranizacji serii, Co kot Pedro ma do powiedzenia w wywiadzie, jak wyglądają plany na kolejne części serii i co ma Rankin do Biebera?!
Zapraszam na rozmowę z autorką!

Marta Matyszczak notka biograficzna:
Chorzowianka z urodzenia, dziennikarka z wykształcenia, pasjonatka kryminałów z wyboru. Prowadzi Kawiarenkę Kryminalną, portal poświęcony literaturze kryminalnej. Autorka scenariuszy  fars teatralnych i gier typu Virtual Reality. Jej "Kryminały pod psem" to cykl powieści napisanych z przymrużeniem oka.


Kryminał na talerzu: Właśnie na rynku ukazał się ósmy tom cyklu „Kryminału pod psem” pt. „Las i Ciemność”. Ja już jestem po lekturze i oczywiście jestem zachwycona. Ale zastanawiam się jak Pani się z tym czuje? Nadal niepokoi się Pani o reakcje czytelników czy wręcz przeciwnie – jest Pani pewna, że skoro poprzednie tomy się spodobały to i z tym też tak będzie? 😊

Marta Matyszczak: Dziękuję bardzo za dobre słowo i cieszę się, że kolejny „Kryminał pod psem” się Pani spodobał. Mimo że jest to już ósmy tom serii, a ja pracuję nad cyklem, przebywając w świecie moich bohaterów w sumie już od pięciu lat, to wciąż każda premiera jest dla mnie pasjonującym przeżyciem. Wiem, że dałam z siebie wszystko podczas pisania, jednak i tak wypatruję pierwszych recenzji. Dlatego tym milej mi, że Pani odzew jest tak pozytywny, bo z tego co wiem, jest Pani pierwszą (po pracownikach Wydawnictwa Dolnośląskiego i mojej mamie) osobą, która przeczytała „Las i ciemność”. 


A jak to wszystko się zaczęło? Od zawsze chciała Pani zostać pisarką?

Zawsze chciałam pisać. Od dziecka zaczytywałam się w kryminałach. Wypożyczałam z chorzowskiej biblioteki wszystkie powieści Agathy Christie, Arthura Conan Doyle'a, potem Joanny Chmielewskiej. Przez te sensacyjne lektury nabawiłam się lęków – bałam się spać, gdy w pokoju stała otwarta szafa... Musiałam wstawać i ją zamykać, żeby móc spokojnie zasnąć. Uważam, że warto pisać o tym, co się kocha, zatem wybór gatunku – dla mnie jako fanki kryminału – był oczywisty. Zanim jednak „Tajemnicza śmierć Marianny Biel” stanęła na księgarskich półkach, musiałam przejść długą drogę. Brałam udział w warsztatach literackich na Międzynarodowym Festiwalu Kryminału we Wrocławiu, skończyłam roczny kurs Adaptacja w Warszawskiej Szkole Filmowej. I przede wszystkim dużo czytałam. A potem nastał 2016 rok, wysłałam swoją debiutancką powieść do Wydawnictwa Dolnośląskiego, spodobała się, i przygoda się zaczęła...


Pierwszy raz na rynku powieści kryminalnych usłyszeliśmy o Pani w 2017 roku. Debiutowała Pani wtedy pierwszym tomem cyklu pt. „Tajemnicza śmierć Marianny Biel”. Co skłoniło Panią do jego napisania? Skąd pomysł na tą serię? I czy od początku planowała Pani napisać więcej tomów cyklu czy rozrósł się z czasem?

Oprócz tego, że lubię kryminały, kocham też psy. Zgodnie więc ze wspomnianą zasadą, by pisać o tym, co sercu bliskie, do kryminału dołożyłam czworonoga (choć kulawego) imieniem Gucio, którego pierwowzorem był mój własny kundelek Gucio, którego adoptowałam z chorzowskiego schroniska dla bezdomnych zwierząt. Akcję powieści umieściłam zaś w Chorzowie, ponieważ to moje rodzinne miasto, tu się urodziłam, tutaj znam każdy zakamarek i te ulice są mi najbliższe.
Od początku umawialiśmy się z wydawnictwem na więcej tomów. Najpierw zakładaliśmy, że powstaną trzy. Cykl przypadł czytelnikom do gustu, zatem Szymon Solański, Róża Kwiatkowska i Gucio mogą rozwiązywać zagadki kryminalne w kolejnych częściach serii, z czego się bardzo cieszę. Pisarz nie istnieje bez swoich czytelników. Dlatego jestem wdzięczna, że Państwo chcą czytać, ponieważ dzięki temu ja mogę pisać. A to szczęście móc zawodowo robić to, co się kocha.


Mam do Pani również pytanie o bohaterów. Jak to się stało, że jednym z nich został pies?

Wiem, że to nietypowe rozwiązanie dla kryminału. Bo nie dość, że jednym z bohaterów „Kryminałów pod psem” jest kundelek, to jeszcze przemawiający do czytelnika ludzkim głosem... Z drugiej strony, wystarczy spojrzeć w oczy swojemu własnemu psu, a od razu wiadomo, co taki kudłacz ma nam do powiedzenia. Ja tylko ten psi głos zapisuję... Gucio najczęściej komentuje poczynania swojej ludziny i można powiedzieć, że nie ma o nich najlepszego zdania...
A poważniej mówiąc, moje książki są też wyrazem miłości do naszych braci mniejszych, zwłaszcza tych, którym się w życiu nie poszczęściło, stracili dom, trafili za kraty azylu. Jeżeli po przeczytaniu którejś mojej książki chociaż jedna osoba zdecyduje się na adopcję psa ze schroniska, będę szczęśliwa.


A Róża i Szymon? Skąd się wzięli?

Z mojej wyobraźni. Jeżeli pyta Pani o to, czy mają swoje pierwowzory w rzeczywistości, to stanowczo zaprzeczam! Chociaż potencjalnych kandydatek na pierwowzór Róży już się kilka do mnie zgłosiło. Były to koleżanki: moje, mojej mamy, które występowały z następującymi pretensjami: „Marta! Wszystko pięknie, ale dlaczego ty napisałaś, że ja jestem aż taka gruba”! Oczywiście te porównania są nieprawdziwe. Jeżeli ktoś miałby mieć coś wspólnego z Różą, to tylko ja. Obawiam się, że z biegiem czasu coraz bliżej nam do siebie. Ja, tak jak Kwiatkowska, dokądkolwiek się wybiorę, zaraz pakuję się w jakieś głupkowate sytuacje.
Szymon Solański zaś w rzeczywistości nie ma swoich odpowiedników. Pisząc jego postać, czasami sięgałam pamięcią po bohatera serialu „Broadchurch”, Alca Hardy'ego, granego przez Davida Tennanta. To zresztą byłby mój wymarzony odtwórca roli Solańskiego w ekranizacji (pomarzyć zawsze można, prawda?).


To teraz trochę o dalszych tomach serii. Nie da się nie zauważyć, że w ostatnich trzech książkach początek zagadki umieszcza Pani na ileś lat do tyłu, przez czytelnik równocześnie obserwuje wydarzenia aktualne i te przeszłe. Przypadek czy może taka forma spodobała się Pani na tyle, że w dalszych częściach też możemy spodziewać się takiej formy?

Nic w moich książkach nie pojawia się przez przypadek. Zanim zasiądę do pisania, dokładnie obmyślam fabułę, rozpisuję plan, wszystkie punkty zwrotne. W każdym tomie staram się też nie tylko przenosić akcję w inne rejony geograficzne, by urozmaicić czytelnikowi tę kryminalną przygodę, ale też podejmować nowe tematy, problemy, i jeszcze przedstawiać je w ciekawy sposób. Stąd też w „Lesie i ciemności” równolegle do współczesnego śledztwa toczy się wątek osadzony w latach 90. Róża Kwiatkowska ma wtedy 16 lat, jedzie ze szkolnymi znajomymi na wakacje do Płaskiej w Puszczy Augustowskiej i pakuje się w aferę kryminalną. To była dla mnie podróż sentymentalna w czasy, gdy ja również byłam nastolatką. We wcześniejszej części („Wypocznij i zgiń”) opisuję z kolei historię z dwudziestolecia wojennego w Szczawnicy, w „Trupie w sanatorium” sięgam po lata 70. w Świnoujściu. Te wątki retro pojawiały się zresztą już wcześniej, na przykład w „Zbrodni nad urwiskiem” przedstawiam listy dwóch braci sięgające czasów drugiej wojny światowej.
Chcę, by moje książki nie były tylko opowiastką, w której czytelnik stara się prześcignąć detektywa i pierwszy rozwiązać zagadkę kryminalną. Chcę, by „Kryminały pod psem” opowiadały też jakąś głębszą historię, dotykały problemów społecznych. No i też przedstawiały jakiś wybrany przeze mnie, bliski mi region, czasem właśnie w odniesieniu historycznym. Myślę, że powieść kryminalna w ogóle jest gatunkiem pojemnym na tyle, że pozwala na opowiadanie wielowymiarowych historii z zagadką kryminalną jako motywem przewodnim.


A skoro już jesteśmy przy dalszych tomach, to może nam Pani zdradzić swoje dalsze plany? Na ile tomów ma już Pani pomysły? No i najważniejsze pytanie ze względu na zawieszone zakończenie - kiedy możemy liczyć, że ukaże się tom kolejny? Ja już teraz skręcam się z ciekawości, co te zakończenie naprawdę oznacza!

Cieszę się bardzo, że zakończenie „Lasu i ciemności” Panią zaintrygowało... Pomysłów mam sporo. Tak na kolejne tomy „Kryminałów pod psem”, jak i inne historie, które chciałabym opowiedzieć czytelnikom. Pracuję teraz nad dziewiątym tomem serii. Data premiery nie jest jeszcze znana. Będzie na nią miało wpływ kilka czynników, jednak najpewniej książka ujrzy światło dzienne w przyszłym roku.


To teraz kilka pytań o Panią, tak byśmy mogli Panią lepiej poznać 😊 Jak wygląda Pani proces twórczy? Pisze Pani codziennie, w stałych godzinach czy zależne jest to od natchnienia?

Bardzo to ładnie brzmi: pisanie codzienne o stałych godzinach. Praktyka jednak wygląda różnie. Najtrudniejsza w pracy pisarza jest samodyscyplina. Ja staram się pisać określoną liczbę znaków dziennie, co zajmuje mi czasem dwie godziny, a czasem dwanaście. By powstała książka, trzeba swoje odsiedzieć przed komputerem. Ja najpierw starannie planuję fabułę, dopiero potem piszę, a następnie wielokrotnie drukuję i poprawiam cały tekst, tak by był on już wymuskany, gdy trafi do redakcji. We wszystkich tych zajęciach przeszkadzają mi moje dwa koty, które włażą na klawiaturę i gdy nie widzę, dopisują swoje. Pedro na przykład w chwili mojej nieuwagi dopisał do tego wywiadu, co następuje: „psahfilasmdn”. Nie wiem, co miał na myśli, ale na wszelki wypadek cytuję...


Ma Pani jakieś ulubione miejsce do pisania?

Mój komputer stoi na kuchennym stole. Jako podpórka służy mu wielkie tomiszcze dzieł zebranych Arthura Conan Doyle'a o Sherlocku Holmesie. Do pisania potrzebuję absolutnej ciszy. Mój mąż musiał więc zainwestować w słuchawki, bo wciąż kazałam mu wyłączać radio.


Z Pani książek wnioskuję, że dużo Pani podróżuje. Teraz sytuacja jest dosyć utrudniona, ale może na Pani jakieś ciekawe miejsce do odwiedzenia w planach? W którym może później spotkamy Różę i Szymona? 😊

Przez ostatnie miesiące niestety – jak wszyscy – siedzę w domu, choć już mnie nosi i chętnie bym gdzieś wyskoczyła. Miejsca akcji dla kolejnych „Kryminałów pod psem” mam już obmyślone i osobiście prześledzone, także w tym względzie pandemia nie pokrzyżowała mi planów. Najchętniej wybrałabym się teraz nad morze. Nad morzem wiem, że żyję, inaczej mi się oddycha, czuję nową energię. Póki co jednak pozostaje czekać, aż sytuacja się poprawi i te przedziwne czasy, w których przyszło nam żyć, wrócą do względnej normalności. 


A jakie jest Pani największe podróżnicze marzenie?

Bardzo lubię podróżować tropem książek, które przeczytałam. Chętnie więc wybrałabym się do Thirsk w Yorkshire, gdzie znajduje się The World of James Herriot, muzeum poświęcone słynnemu brytyjskiemu weterynarzowi. Tam właśnie Herriot żył i pracował, o czym pisał w ośmiu tomach przezabawnych powieści traktujących o jego egzystencji w tamtych stronach, gdy był jeszcze początkującym, młodym lekarzem zwierząt. Książki Herriota mnie zauroczyły! Pogodą ducha, miłością do zwierząt i umiejętnością cieszenia się ze zwyczajnych rzeczy.


O wygląd Pani domowej biblioteczki pytać nie będę, bo można ją sobie zobaczyć na fanpage’u Kawiarenki Kryminalnej, ale proszę nam zdradzić nazwisko swojego ulubionego pisarza?

Jednego? To karkołomne zadanie. Uwielbiam twórczość Kate Atkinson: jej kryminalną serię z Jacksonem Brodiem, ale i powieści historyczno-obyczajowe. Atkinson ma wspaniałe, subtelne poczucie humoru (a ja szukam go w każdej książce, i jeżeli nie odnajduję chociażby lekkiego błysku, kropli żartu, wtedy jestem zawiedziona), pisze znakomitym językiem, a do tego niemal w każdej powieści pojawia się u niej pies...
To nie tajemnica, że jestem niemal psychofanką Iana Rankina, twórcy serii powieści kryminalnych o Johnie Rebusie, osadzonych w Edynburgu. Miasto jest w zasadzie równoprawnym bohaterem tych książek. Kiedyś, będąc na wycieczce w Edynburgu, w Oxford Barze (ulubionym pubie Johna Rebusa) spotkałam przez przypadek Iana Rankina. Obawiam się, że zachowałam się jak nastolatka, która ujrzała Justina Biebera. Zapewne Rankin wpisał mnie na czarną listę zatytułowaną: „stuknięte stockerki”...
Uwielbiam wszystkie powieści Håkana Nessera (ten to dopiero ma poczucie humoru!). Lubię książki Ann Cleeves, J.K. Rowling (te pisane pod pseudonimem Robert Galbraith, ale i jej „Trafny wybór”, który jest powieścią – w moim odczuciu – wybitną).
Spoza kryminalnego światka pochłonęłam ostatnio wszystkie powieści Elizabeth Strout i jestem zachwycona. Olive Kitteridge stoi na czele tego literackiego świata Strout, w którym bohaterowie jednych książek pojawiają się w tle innych, tworząc jedno uniwersum, którego po prostu nie chce się opuszczać.
Ponieważ z pewnością ma Pani ograniczone miejsce na stronie dla tego wywiadu, tutaj zakończę. Choć mogłabym tak wymieniać do wieczora...


I na koniec pytanie obowiązkowe ze względu na kulinarną część bloga – co najbardziej lubi Pani jeść?

Hmm, jak wyżej, dużo by tego było. Nie jem mięsa. Za to nie gardzę słodyczami (królestwo za karpatkę!). Piję hektolitry herbaty. Ostatnio sama piekę chleb za chlebem (w garnku wstawionym do piekarnika z mąki razowej, ze suszonymi śliwkami). Uwielbiam wszystko, co czekoladowe. I niezdrowe, zwłaszcza pizzę robioną własnoręcznie przez mojego męża. I czereśnie!


Serdecznie dziękuję poświęcony czas i życzę dalszych sukcesów w pisarskiej karierze!

Dzięki wielkie za ciekawe pytania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz