października 11, 2022

"Wiatrołomy" Robert Małecki - recenzja premierowa

Autor: Robert Małecki
Tytuł: Wiatrołomy
Cykl: Maria Herman i Olgierd Borewicz, tom 1
Data premiery: 12.10.2022
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 536
Gatunek: kryminał
 
Robert Małecki to aktualnie jeden z topowych polskich pisarzy powieści kryminalnych. Swoją drogę na rynku książki zaczął torować sobie stosunkowo niedawno, bo w roku 2016, kiedy to zadebiutował pierwszy tomem serii o dziennikarzu Marku Bernerze pt. „Najgorsze dopiero nadejdzie”. Od tego czasu wydał dwie trzytomowe serie kryminalne i trzy osobne powieści, a także kilka opowiadań do polskich antologii. W międzyczasie zdobył dwie ważne polskie kryminalne nagrody: Wielkiego Kalibru i Kryminalnej Piły. Teraz, po 6 latach z Wydawnictwem Czwarta Strona Kryminału, zmienił wydawcę na Wydawnictwo Literackiego, pod którego skrzydłami będzie ukazywać się jego nowa seria kryminalna o policjantach z bydgoskiego Archiwum X. „Wiatrołomy” to tom pierwszy.
 
Rok 1992 Grudziądz. Dwumiesięczny Filip Witberg zostaje porwany z wózka stojącego w rodzinnym ogródku. Po wielu miesiącach śledztwa skazany za to zostaje okoliczny gangster, chłopca jednak nigdy nie odnaleziono.
Czasy współczesne. Komisarz Maria Herman i jej partner z zespołu do spraw niewykrytych (potocznie nazywanym Archiwum X) Olgierd Borewicz przyjeżdżają do Grudziądza, by ponownie przyjrzeć się sprawie. Na miejscu wita ich zniszczony leśny krajobraz, który ucierpiał po przejściu tornada i informacja, że ojciec Filipa, Andrzej dwa dni temu zaginął. To z nim mieli się spotkać policjanci, to on nigdy nie pogodził się ze zniknięciem syna. Czy te odległe od siebie o trzydzieści lat sprawy mogą być ze sobą powiązane? Kiedy w okolicy znalezione zostaje ciało, a policjanci odkrywają, że tuż obok mieszka zwolniony z więzienia gangster, sytuacja zaczyna się robić poważna. I pilna. Co z tego, kiedy problemy prywatne bohaterów walczą o to, by dostać się na pierwszy plan… Czy uda im się rozwiązać zarówno zawodową zagadką, jak i uspokoić życie prywatne?
„I teraz nie mam dziecka, nie mam męża ani nawet psa. I mam wrażenie, że to wszystko przez was.”
Książka składa się z prologu, 72 rozdziałów i epilogu. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego z perspektywy kilku postaci: Marii, Olgierda i grudziądzkiego emerytowanego policjanta, który lata temu był głównym śledczym w sprawie zaginięcia Filipa, a teraz skupia się na napisaniu o tym zdarzeniu książki. Styl powieści jest staranny, z dbałością o poprawność językową. Fabuła poprowadzona jest spokojnie, narrator skupia się na detalach zarówno otoczenia, jak i odczuć postaci, nie jest to zrobione jednak w sposób natarczywy, a bardzo dyskretny. Czuć, że strona stylistyczna została naprawdę dobrze i rzetelnie dopracowana.
„(…) próbowała układać sobie życie na nowo. Skoro nie dało się wybudować nowego domu, musiała wyremontować stary. Nie było dróg na skróty. Żeby pokonać to, co wyrosło na żyznej glebie jej traumy, musiała się z nią zmierzyć.”
Akcja powieści toczy się linearnie, jednak warto zaznaczyć, że narrator nie opisuje wydarzeń cały czas – czasami jego relacja się urywa, by zaraz powrócić kilka chwil później, a tego co było pomiędzy czytelnik dowiaduje się ze wspomnień postaci. To ciekawy zabieg fabularny, który dzięki delikatnie urwanym zdarzeniom na końcu rozdziałów (małe, szybkie cliffhangery) wzbudza  zaciekawienie i napięcie tak pożądane w tym gatunku literackim.
„Nie ma zbrodni doskonałych. (…) są jedynie źle zabezpieczone ślady i nieprawidłowe wnioski z oględzin miejsca zdarzenia.”
Fabuła mimo wszystko toczy się dosyć spokojnie przez większą część powieści, dopiero tak na około 200 stron od końca przyspiesza. Wydaje się to jednak typowym tempem do powieści kryminalnych przyglądającym się sprawom z przeszłości – w końcu polegają one przede wszystkim na dokładnym przejrzeniu dokumentów i ponownemu przepytywaniu świadków. Tutaj tempo intrygi kryminalnej dodatkowo spowalniane jest dokładną kreacją głównych bohaterów, których mocno skomplikowane życie prywatne wydaje się równie ważne co sama zagadka kryminalna.
„Bo kiedy hazard miał nad nią władzę, odmieniała zaimek ‘ja’ przez wszystkie przypadki. Ja to, mnie tamto, ze mną, o mnie, ciągle ja i tylko ja. Dlatego musiała nauczyć się walczyć z własnym egocentryzmem, z przekonaniem, że świat zawęża się wyłącznie do niej i do jej pola widzenia. Wtedy była dla siebie prawdziwym zagrożeniem.”
W sumie momentami miałam nawet wrażenie, że zagadka jest tu tylko pretekstem do pogadania o problemach, z którymi borykają się bohaterowie. Maria to niepraktykująca hazardzistka, czysta od roku, każdego dnia tocząca walkę od nowa, by nie zagrać. Jak sam autor przyznał w posłowiu, w polskiej literaturze brakowało postaci z tego typu skazą, a Małecki bardzo ładnie tę pustkę zapełnił. Maria oddana jest szczegółowo, czytelnik dowiaduje się jak jej życie wyglądało, kiedy rządził nim hazard, jak wiele problemów bohaterka sobie utworzyła tylko, by poczuć ten zastrzyk adrenaliny. Teraz skrupulatnie wypełnia program i powoli i systematycznie spłaca długi. Jej postać, jej zmagania zostały oddane naprawdę dobrze, szeroko i zrozumiale. Autor świetnie opisał ten problem, który jakoś w polskich realiach wydaje się dosyć błahy. A jednak nic bardziej mylnego, w Polsce, w środowisku ludzi pracujących, problem istnieje i jest dużo groźniejszy niż może się wydawać…
„Ty i ja pozostaniemy nieuleczalnie chorzy. Ale mamy wybór. Możemy się skupić na tu i teraz i powiedzieć sobie: dziś nie zagram.”
Jednak nie tylko Maria jest tutaj uzależniona od zastrzyku adrenaliny. Olgierd też ma swoje mroczne strony, choć aktualnie znajduje się ciągle w fazie utrzymywania wszystkiego w sekrecie. Na co dzień policjant, mąż sporo młodszej od siebie Kingi i ojciec niemowlaka, ujścia stresu i napięcia szuka w innych niż Maria rozrywkach. Jakich? Nie zdradzę, powiem tylko, że jego tajemnica mocno w dochodzeniu namiesza…
„(…) gdy patrzyła na połamane drzewa, w zasadzie zrozumiała, że widziała w nich siebie, swój los, na który sobie zasłużyła. Ale jednak nie była tam sama. Połamanych drzew było więcej.”
Fajną postacią, która pewnie pojawia się tylko w tym tomie, jest emerytowany policjant Kurek, który teraz zamierza przemianować się na reportera literackiego. Z wyglądu niegroźny dziadzio z nadwagą i problemami zdrowotnymi, w głębi jednak nie utracił tego zadziornego rysu, który robił z niego świetnego policjanta. Teraz trochę ze względu na książkę, a trochę na pojawienie się policjantów z Archiwum X, postanawia się jeszcze raz dokładnie przyjrzeć sprawie. Mimo wieku, jego umysł cały czas jest jasny i ostry jak brzytwa, więc jego wkład w tę historię jest naprawdę istotny.
„(…) wystarczy zmienić kąt patrzenia, by obraz zyskał głębię, a złudzenie optyczne przestało okłamywać zmysły, które w końcu mogły odkryć prawdę.”
Poza świetnymi kreacjami skrywającymi morze sekretów i niechwalebnych skaz, książka przynosi nam też to, czego w tym gatunku oczekujemy. Śledztwo jest poprowadzone skrupulatnie, spokojnie, a jednak nie brakuje w nim licznych zaskoczeń, cliffhangerów i zwrotów akcji. Jest trochę dynamizmu, trochę ściskających za gardło sytuacji. Intryga jest niesamowicie dobrze przemyślana, nie ma w niej żadnego zbędnego elementu, choć same tropy nieraz wiodą czytelnika na manowce. Fani kryminału znajdą tu wszystko, czego od rzetelnego kryminału wymagać powinni.
 
By recenzja książki mogła być uznana za pełną, na koniec wspomnę jeszcze o miejscu akcji. Województwo kujawsko-pomorskie, a przede wszystkim Grudziądz. Narrator nie szczędzi czytelnikowi wycieczek po mieście, każdy element otoczenia, zabudowań, terenów otwartych i tras, jakie przebywają bohaterowie, skrupulatnie opisuje. Sama nigdy na tych terenach nie byłam, jednak jestem pewna, że wszystko oddane jest tu z realną dokładnością. To jedna z tych książek, której śladem z pewnością warto się wybrać.
„Bała się, że mogła odziedziczyć ten cholerny gen niemiłości (…).”
Choć tematów do analizy „Wiatrołomów” mogłoby jeszcze długo nie zabraknąć, nie będę już przedłużać. Jest to solidna dawka kryminału z gatunku tych spokojniejszych, gdzie liczą się szczegóły, a dbałość o formę równie duża, co i o fabułę, sprawia czytelnikowi niesamowitą przyjemność. Świetne, nieszablonowe, realne i pełne kreacje postaci są tak samo ważne co sama historia kryminalna, więc nie mam wątpliwości, że jest to naprawdę obiecujący początek nowej serii. Bezsprzecznie mogę powiedzieć, że „Wiatrołomy” to kryminał z wyższej półki, który, mimo iż skrupulatnie trzyma się ram gatunkowych, to jednak jest czymś więcej niż tylko czystą rozrywką. Takie kryminały chcę czytać!
 
Moja ocena: 8/10
 
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Literackim.

Książka dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz