lutego 01, 2023

"Kryptonim Skóra" Monika Góra

Autor: Monika Góra
Tytuł: Kryptonim Skóra
Data premiery: 25.01.2023
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 352
Gatunek: reportaż
 
Monika Góra to polska reportażystka i scenarzystka. Na rynku książki po raz pierwszy pojawiła się w 2019 roku z reportażem „Miasteczko zbrodni. Dlaczego zginęła Iwona Cygan”, który był mocno i długo przez czytelników chwalony – wielu twierdziło, że jest to jeden z najrzetelniejszych reportaży, jakie czytali. Ja jednak po raz pierwszy z jej piórem spotkałam się w tym roku przy jej piątym wydanym reportażu pt. „Kryptonim Skóra”.
Autorka związana jest z Krakowem, tam studiowała, później nawiązała wieloletnią współpracę z telewizją TVN. Jej reportaże prasowe można znaleźć w Wielkim Formacie Gazety Wyborczej. Jak wynika z lektury „Kryptonimu Skóra”, do publikacji tego reportażu przygotowywała się od lat.
 
W swojej najnowszej książce Monika Góra bada sprawę okrutnego zabójstwa i oskórowania 23letniej studentki z Krakowa Katarzyny Z., która zaginęła w listopadzie 1998 roku, a miesiąc później z Wisły została wyłowiona jej skóra. Ciała nigdy nie odnaleziono. Autorka przygląda się tej sprawie przez pryzmat Roberta Janczewskiego, człowieka, który został za tę zbrodnię skazany ponad 20 lat później, w 2022 roku, mimo iż żadnych twardych dowodów na jego winę nie było. Skąd więc wyrok skazujący? Czy możliwe, że w więzieniu siedzi niewinny człowiek? A jeśli nie on tę zbrodnię popełnił, to kto?
 
Książka składa się z prologu, nienumerowanych rozdziałów poprzedzanych listami Roberta słanych z więzienia do jego rodziców oraz epilogu. Autorka często podkreśla, że sama z kimś rozmawiała, pytała, dociekała, relacjonuje czytelnikowi własne rozmowy i badania. Wszystko opisuje bardzo konkretnie, bardzo dosadnie, używa języka prostego, i choć w cytowanych wypowiedziach często zastosowane jest słownictwo nieco bardziej naukowe, to autorka zawsze jeszcze raz tłumaczy, co z wypowiedzi wynika. Wydarzenia nie są przedstawione całkiem linearnie – zaczynamy od zatrzymania podejrzanego, później przeskakujemy do zaginięcia i odkrycia szczątków dziewczyny, poznajemy historię życia zatrzymanego, jak i potencjalnego innego sprawcy. Mimo że autorka trochę skacze po wydarzeniach, to nie wprowadza to mętliku w historii, łatwo w głowie poukładać sobie te wydarzenia.
 
Jak już wspomniałam, Monika Góra przede wszystkim skupia się na portrecie Roberta, który został za tę zbrodnię skazany. Dokładnie przygląda się jego relacjom rodzinnym, jego otoczeniu poczynając od lat dziecięcych. Jest to koniecznie, by wykazać charakter i skłonności podejrzanego, ukazać czy kiedyś były przesłanki, że mężczyzna może być brutalny, czy ma wiedzę i zdolności, by oskórować człowieka… Z jej portretu wynika, że nie. Robert to człowiek chory psychicznie, cierpiący na schizofrenię paranoidalną, który od lat był pod opieką lekarzy, więc jego zachowanie, może i czasami dziwne, nigdy nie wskazywało na zapędy agresywne. A jednak to on stał się podejrzanym na tyle mocno, że śledczy wydali miniony złotych na badania, by udowodnić jego winę. Co ich do tego skłoniło?
 
Wygląda na to, że jeden telefon od człowieka, znajomego Roberta, który zdecydowanie bardziej pasuje do profilu mordercy… Autorka równie szeroko opisuje jego portret, rozmawia z wieloma świadkami odtwarzając po kolei jego życie, epizody, które wzbudzały w społeczeństwie niepokój. Dowodzi, że ten człowiek miał umiejętności potrzebne do dokonania tak brutalnej zbrodni. Sugeruje też, co mogło się stać z ciałem dziewczyny… A jednak ten człowiek szybko został oczyszczony z podejrzeń. Dlaczego? Jego znajomi podkreślali, że mężczyzna miał znajomości w policji i sądownictwie. Czy dlatego ten trop nigdy nie został odpowiednio przebadany?
 
Autorka rozmawia z rodziną skazanego, z jego znajomymi, nauczycielami, sąsiadami, wyszukuje biegłych, ekspertów, którzy mogą wypowiedzieć się na temat dowodów i ich przydatności, na temat badań, jaki w tej sprawie przeprowadzono. Opisuje nagonkę medialną, jaką rozpętało zorganizowane pod publikę zatrzymanie. Przytacza fragmenty artykułów, rozmawia z dziennikarzami. Co ciekawe jednak nigdy nie udało jej się tak naprawdę dotrzeć do osób prowadzących śledztwo, czy to policji czy prokuratury, którzy ewidentnie ją ignorowali, nawet kiedy sama zgłosiła się jak świadek. Dziwne, prawda?
 
Dziwne jest też postępowanie śledczych. Roberta J. podejrzewano już w roku 2000, gdyż wtedy policja utrzymała ten domniemany donos telefoniczny. Jednak wtedy śledztwo umorzono, później zostało wznowione przez Archiwum X. I tu ewidentnie zaczęła się nagonka na Roberta. Autorka opisuje każde przeszukanie, jakiego wtedy dokonano, co policja zbierała, co badała. I tym ewidentnie dowodzi, że śledczy nie wiedzieli nawet czego szukają, rozbierali całe mieszkania, bo przecież może coś się znajdzie, prawda? Przeprowadzono masę niepotrzebnych analiz, idiotyczne badania, które niczego nie dowiodły. A to wszystko za pieniądze podatników i kosztem spraw innych. Dlaczego to się stało?
 
Mówi się, że człowiek jest niewinny, póki nie udowodni mu się winy. W tym przypadku ewidentnie było odwrotnie. Robert J. od samego początku wznowionego śledztwa był przez śledczych prowadzących sprawę uznany za winnego i szukano wszystkiego, co mogłoby choć w najmniejszym stopniu tego dowieść. I mimo tego, nie znaleziono nic, co faktycznie wskazywałoby na jego winę. Jak więc to się stało, że Sąd skazał go na dożywocie? Nie wiadomo, dziennikarze nie mieli wstępu na salę sądową.
 
Przyznam, że mocno zszokowała mnie ta lektura. Nie mieści mi się w głowie jak organy ścigania, jak społeczeństwo mogło pozwolić na tak idiotycznie prowadzone śledztwo. Jak to się stało, że na jego podstawie został wydany wyrok skazujący? Wydaje się, że autorka przeprowadziła solidne śledztwo, który udowodniła, że człowiek skazany raczej nie jest tym, kto w więzieniu powinien siedzieć. Swoje tezy poparła dowodami, opiniami ekspertów i odpowiednią hipotezą dużo bardziej prawdopodobną od tego, co przedstawili śledczy. Zatem gdzie tu sprawiedliwość? Czy rodzinie zamordowanej nie należało się właściwie poprowadzone śledztwo? Nie mnie rozstrzygać, czy Robert J. faktycznie jest niewinny, choć na to wszystko wskazuje, jednak tak niekompetentnie poprowadzone śledztwo i tak bezzasadny wyrok bez choć jednej naprawdę prawdopodobnej hipotezy są dla mnie czymś naprawdę niepojętym. Jak to się stało, że nikt ze społeczeństwa, nikt ze zwierzchników śledczych nie wniósł sprzeciwu? Monika Góra zadała swoją książką wiele dobrych i zasadnych pytań, to kawał solidnego i szokującego dziennikarstwa śledczego.
 
Moja ocena: 8/10
 
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem W.A.B.


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz