lutego 22, 2023

"Nawet jeśli wszystko się skończy" Jens Liljestrand

Tytuł: Nawet jeśli wszystko się skończy
Tłumaczenie: Elżbieta Ptaszyńska-Sadowska
Data premiery: 18.01.2023
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 504
Gatunek: thriller ekologiczny
 
Jens Liljestrand to szwedzki pisarz, który na polski rynek wkroczył dopiero teraz ze swoim najnowszy tytułem „Nawet jeśli wszystko się skończy”. Jest to równocześnie jego powrót do literatury beletrystycznej, po kilku latach skupienia na książkach non-fiction. I to naprawdę udany! To także ważny głos w dyskusji na temat globalnego ocieplenia – zadający pytanie co jest ważniejsze: życie gatunku ludzkiego na ziemi czy życie jednostki?
 
Fabuła powieści toczy się w czasach współczesnych, kilka lat po pandemii koronawirusa. W Szwecji kolejne gorące lato, bijące rekordy ciepła. Lasy stają w płomienia, ludzie muszą ewakuować się z własnych domów, rząd wprowadza ograniczenia zużycia wody i prądu. W tej zawierusze znajduje się czwórka bohaterów: ojciec trójki dzieci, w tym kilkumiesięcznego noworodka, świadomy orędownik ekologii, którego mimo to pożar zastaje w letnim domku nad jeziorem. Młoda kobieta, influencerka, która w końcu zaczęła realizować swoje marzenia i nie tylko wyznaje zasadę, ale i dzieli się z nią z szeroką publicznością, że życie mamy jedno i możemy żyć tak, jak chcemy. Młody 19letni chłopak, syn znanego, bogatego tenisisty, który czas pożarów spędza z ojcem na jachcie, którego bogactwo chroni przed kataklizmem. A także nastolatka, 14latka, która utknęła w obozie dla ofiar pożaru, a która nie zgadza się na bezczynność świadoma tego, że aktualne wydarzenia to tak naprawdę dopiero początek tego, co czeka jej pokolenie… Jak każdy z ich odnajdzie się w tej nowej, chaotycznej rzeczywistości? I czy któryś z nich żyje bardziej odpowiednio od innych? Jak to ocenić?
„Co, do cholery, jest nie tak z ludźmi? Czy oni nie rozumieją, że znajdujemy się w sytuacji globalnego zagrożenia?”
Książka podzielona jest na cztery części, czterech narratorów. Każda z nich rozpisana jest na dni (podany dzień tygodnia i data), poczynając od 25 sierpnia, a kończąc tydzień później, na początku września. Każdy dzień to jakby jeden rozdział, podzielony na scenki oddzielone gwiazdką, różnej długości, choć raczej nie przerażająco długie. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu teraźniejszego przez wspomnianą już czwórkę postaci. Styl powieści charakteryzuje się długimi zdaniami, w których myśli płyną w sposób kaskadowy. To sprawia, że historia zyskuje tempo, dzięki takiej budowie zdań, czytelnik ma wrażenie pośpiechu. Jest to zabieg bardzo udany, ale wymagający chwili na przyzwyczajenie za każdym razem, gdy wraca się do lektury. Ja czytałam ją praktycznie tylko z jedną przerwą, więc nie miałam z tym większych problemów. Bardzo spodobał mi się ten pośpieszy rytm, w jakim jest napisana.
 
Historia przedstawiona jest w perspektywy czwórki bohaterów, którzy są ze sobą luźno powiązani. Każdy z nich jest inny, każdy reprezentuje coś innego, każdy ma inne spojrzenie na życie. Autor jednak pozostaje w stosunku do nich obiektywny, nie sugeruje, które podejście jest właściwe, a które nie, każdemu ze swoich bohaterów przygląda się z ogromną skrupulatnością, uwagą i zrozumieniem. I jest to ogromny plus tej historii, coś, co wzbudziło mój podziw. Mimo że sama w temacie ekologii mam dosyć skonkretyzowane poglądy, to każdą jedną z tych postaci doskonale rozumiałam, współodczuwałam z nimi, współczułam im. Niesamowita umiejętność, jestem pełna podziwu dla autora jak autentycznie i żywo przedstawił każdą z tych narracji.
„Właśnie zrozumiałem, że jeśli tylko pociągnie się za odpowiednie sznurki, odpowiednio się zagra i zdecyduje, że chodzi o mnie i o bezpieczeństwo mojej rodziny oraz o wolność, to nie ma granic, których nie da się przekroczyć, i zawsze znajdzie się jakieś wyjście, jakaś dzika karta.”
Każda z czwórki głównych postaci jest mocno rozbudowana, wielowymiarowa, przez co trudno opisać je w skrócie. Spróbujmy jednak. Didrik to pierwszy narrator, ojciec nastolatki, kilkuletniego syna i niemowlęcia, który stara się odbudować własne małżeństwo. Od zawsze związany z ruchem ekologicznym, teraz pracuje w PR i wiedzie mu się całkiem dobrze – już za moment ma polecieć z rodziną na półroczne wakacje do Tajlandii. Niestety przez własną nieuwagą, a może nawet bezmyślność pakują się w sytuację zagrażającą życiu – pożar jest tuż tuż, a oni nie mają jak wydostać się z domku. Didrik jako głowa rodziny poczuwa się do podejmowania decyzji, jednak czy w chaosie będzie w stanie podejmować te właściwe, racjonalne? Przez całe życie uświadamiał społeczeństwo jak blisko jesteśmy katastrofy ekologicznej, więc jak sam poradzi sobie w momencie, gdy ta faktycznie nadeszła? Jego narracja jest najbardziej emocjonalna z całej książki – w końcu jego rodzina jest narażona na bezpośrednie niebezpieczeństwo, muszą uciekać.
„(…) nie nic jest bardziej niebezpieczne niż wystraszeni ludzie.”
Drugą narratorką jest Melisa, młoda influencerka, która właśnie ogłasza światu, że zaczyna pisać książkę. Aktualnie żyje w dużym mieszkaniu, apartamencie w Sztokholmie i wydaje się kompletnie nie przejmować tym, co dzieje się na ulicach – a tam pożary wywołały totalny chaos i zamieszki. Melisa uważa, że skoro każdy z nas ma jedno życie, to powinien je w pełni wykorzystać nie bacząc na całokształt – to bohaterka, która chce tańczyć na zgliszczach. Jednak, mimo iż z zewnątrz wygląda na osobę bardzo pewną siebie, to i tak walczy z własnym wewnętrznym chaosem…
„Kiedy mówimy, że niszczymy planetę albo że szkodzimy przyrodzie, jest to egocentryczne kłamstwo. My nie niszczymy planety. Niszczymy jedynie nasze możliwości życia na niej.”
Trzecim narratorem jest André, syn z drugiego małżeństwa znanego szwedzkiego tenisisty. André cierpi na poczucie niższości, jego ojciec przez całe życie dawał mu znać, że nie jest wystarczająco dobry. Teraz obydwoje, jak co roku, spędzają tydzień na jachcie, więc bardzo długo problem pożarów ich nie dotyka. A jednak ta sytuacja powoduje u chłopaka dużą zmianę, wymusza refleksję na temat podejścia bogaczy do ograniczeń, jakie konieczne są, by choć trochę opóźnić globalne ocieplenie. André jest trochę takim wyrzutkiem tej społeczności, poczucie niesprawiedliwości cały czas w nim narasta… Czy wszechobecny chaos i w nich wywoła wielki wybuch?
„Ale im jestem starszy, tym lepiej rozumiem, że piekło to mit mamiący nas sprawiedliwością, bo nie będzie żadnej kary, żadnego obrachunku, sąd ostateczny to kolektywne kłamstwo życiowe ludzkości, czas bowiem trwa, nawet jeśli wszystko się skończy.”
Ostatnią narratorką jest Vilja, 14latka, która symbolizuje tu pokolenie młode, te, które będzie musiało żyć ze skutkami, które wcześniejsze pokolenia zapoczątkowały. Wbrew jej młodemu wiekowi, to głos rozsądku. Stara się coś zdziałać, umie dostosować się do sytuacji, trzyma pion. Czy jednak 14latka faktycznie powinna brać na swoje barki aż tak wiele?
„(…) to wielka różnica czytać o zagładzie a obserwować ją na własne oczy, widzieć jak imperium lepkie od cukru i kultu młodości, ociekające hipisowską nostalgią, reality soaps, pornograficznymi snami i hollywoodzkimi kłamstwami, usycha i się rozpada. To tak jakby patrzeć na upadek i obracanie się w popiół Aleksandrii, Konstantynopola, Rzymu i Aten jednocześnie.”
Świetne, szerokie kreacje postaci to jedno, ale tym, co sprawia, że ta książka jest tak ważna, to przede wszystkim temat. Globalne ocieplenie, kryzys klimatyczny, zmiany w funkcjonowaniu przyrody, za które to człowiek jest odpowiedzialny. I to właśnie jest w niej i najważniejsze, i najbardziej przerażające jednocześni., Bo przecież to, co opisuje, to coś, co faktycznie się dzieje – od dobrych kilku lat słyszymy o pożarach, które pustoszą latem ogromne obszary: Australię, Amerykę, Afrykę, a kilka lat temu faktycznie również w Szwecję.
„Upał to umieranie, więdnięcie, kurczenie się, znikania i zamienianie się w popiół. Upał nas spowalnia, otępia, czyni biernymi i obojętnymi. A potem przychodzi ogień. A wraz z nim spustoszenie.”
Susze, coraz gorętsze lata, brak wody, brak żywności. A to tylko kropla w morzu problemów, które spowodowane są zmianami ekologicznymi. Autor poprzez swoich bohaterów zadaje pytania: a co ty robisz, by nie powodować większych szkód w ekosystemie? Co robi państwo? I dlaczego tak mało? Jego książka uświadamia nam z czym przyjdzie się nam w kolejnych latach mierzyć, z czym będą walczyć nasze dzieci. A przecież to dopiero początek… To przerażające, tym bardziej, że sami za to odpowiadamy, że ciągle są na świecie ludzie, który twierdzą, że globalne ocieplenie to wymysł i spisek. Ludzie nadal nie szanują planety, a po prostu przyzwyczajają się do tego, że śniegu jest coraz mniej zimą, a latem coraz upalniej… Czy jednak przyzwyczajenie to właściwa reakcja?
„(…) zawsze najłatwiej jest podążać z prądem i pozwolić, by to, co się ma stać, się stało, a jeśli wydarzy się najgorsze i wylądujemy w gównie, nie będziemy przynajmniej sami.”
Jako że książka skategoryzowana jest jako thriller, to trzeba też wspomnieć o intrydze i tempie akcji. Intryga, o ile to można tak nazwać, skupia się na pożarach i chaosie, jaki one wywołują w społeczności, ich następstwach jaki zaczyna panować nie tylko na terenach objętych pożarem. To, że tak powiem, punkt zapalny tej historii. Akcja toczy się dosyć różnym tempem – najszybsze jest w narracji Didrika – tu zagrożenie jest najbardziej namacalne, a jego rodzina jest cały czas w ruchu. Później tempo się trochę uspokaja, emocje opadają, by skupić się na innych zagadnieniach i refleksjach dotyczących kluczowego tematu.
„Człowiek się przyzwyczaja, (…) to jest naprawdę straszne w zmianie klimatu, że uczymy się żyć z pożarami lasów, upałem, bezdomnymi ugotowanymi na śmierć w Paryżu, Berlinie, Madrycie, milionami ofiar w Indiach, kiedy nie nadchodzą monsunowe deszcze, społeczeństwo greckie praktycznie zbankrutowało, sektor rolniczy w zachodniej części Stanów Zjednoczonych zanika z powodu suszy, w Europie ulewy zmywają z powierzchni ziemi całe miejscowości, ale my włączamy w domu klimatyzację i rozpalamy grilla na dworze, przetrwanie człowieka opierało się na naszej wyjątkowej zdolności adaptacji, która teraz prowadzi nas do zagłady, a my poddajemy się grzecznie i posłusznie (…).”
Przyznam, że książka Liljestranda zrobiła na mnie duże wrażenie. Jest mądra i inteligentna, z dużą empatią autor podchodzi do każdej ze swoich postaci. Przede wszystkim to kumulacja tematów na temat zmian klimatycznych, która szeroko opisuje problem na podstawie jednego wydarzenia. Ale nie tylko, przyglądamy się też problemom ludzkim dosyć uniwersalnym, z którymi borykają się jako jednostki. Książka wymusza na czytelniku zastanowienie się nad tymi tematami, chwilę refleksji, a kto wie, może i pomoże dostrzec, że problem zmian klimatycznych jest jak najbardziej prawdziwy? Mam taką nadzieję, mnie przeraziło to, jak realne jest wszystko, co autor napisał. Kto wie czy kolejnego lata nie spotka to nas?
„Oto gdzie się znaleźliśmy (…), w późnokapitalistycznej, postmodernistycznej dekadencji, w wypaczonym świecie, w którym półkula południowa pustoszona jest przez głód, wojny i chaos, podczas gdy globalna elita na Północy gromadzi fortuny takich rozmiarów, że zwykli obywatele Zachodu oczekuję stylu życia, dla którego zaspokojenia potrzeba by dwudziestu takich kuł ziemskich.”
Moja ocena: 8,5/10
 
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Sonia Draga.

Książka dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz