kwietnia 04, 2023

"Tęczowa Dolina" Ryszard Ćwirlej

Autor: Ryszard Ćwirlej
Tytuł: Tęczowa Dolina
Cykl: dziennikarz Marcin Engel, tom 2
Data premiery: 22.03.2023
Wydawnictwo: Harde
Liczba stron: 360
Gatunek: kryminał
 
Ryszard Ćwirlej to autor kryminałów i kryminałów retro, który publikuje już od dobrych kilkunastu lat. Debiutował w 2007 roku tytułem „Upiory spacerują nad Wartą”, którego akcja toczy się w PRL-u, dokładnie w 1985 roku. Od tego czasu wydał ponad dwadzieścia powieści, z czego większość osadzona jest w czasach dawnych – w okresie międzywojennym i czasach PRL-u, choć zdarza się, że sięga też do czasów współczesnych. I tak właśnie jest z cyklem z dziennikarzem Engelem i byłą milicjantką Matyldą Kaczmarek, którego tom pierwszy „Niebiańskie osiedle” ukazał się w 2021 roku pod skrzydłami Wydawnictwa Czwarta Strona Kryminału, a teraz, prawie z dwuletnim odstępem na rynku pojawił się tom drugi pt. „Tęczowa Dolina” pod opieką Wydawnictwa Harde. Sama sięgając po najnowszy tytuł nie wiedziałam, że jest to część serii, ale nie zmieniło to mojego odbioru lektury, co dowodzi, że książki bez problemów można czytać oddzielnie.
 
Historia „Tęczowej Doliny” toczy się we wrześniu 2021 głównie w okolicy Ustronia Morskiego. Od pewnego czasu w jednym z poniemieckich bunkrów mieszka mężczyzna tytułujący się mianem ojca Bernarda - to człowiek, który leczy za pomocą cudownej mikstury przygotowywanej na miejscu z okolicznych ziół. Wieść o nim dotarła już do najdalszych zakątków Polski, więc w te strony ściągają pielgrzymki chorych, zawiedzonych bezradnością lekarzy. O ojcu Bernardzie dowiaduje się także dziennikarz Marcin Engel, który wraz ze swoją ekipą postanawia zrobić o nim materiał. Nie ukrywa, że sam wątpi w cudowne moce ojca Bernarda, więc tak naprawdę nastawia się na reportaż demaskujący. Niestety nic z tego nie wychodzi, gdyż na miejscu okazuje się, że ojciec Bernard zaginął! Ktoś wcześniej go pobił, a ten po wizycie w szpitalu już nigdy się w swoim bunkrze nie pokazał. Marcin z ekipą decydują się na nakręcenie materiału bez względu na przeciwności, a może w takim razie uda im się też dowiedzieć, co się stało z ojcem Bernardem?
W tym samym czasie w Warszawie pewien pracownik korporacji nie pojawia się w pracy, a była milicjantka Matylda rusza do Chałup, by pomóc swojemu przyjacielowi w formalnościach spadkowych. Co te dwa zdarzenia mają wspólnego z akcją w Ustroniu Morskim?
 
Książka składa się z prologu, dziesięciu rozdziałów i epilogu. Każdy rozdział złożony jest z kilku scenek oddzielonych od siebie godziną oraz miejscem (o ile te ulega zmianie) zdarzeń, a historie postaci przedstawiane są naprzemiennie. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego przez Marcina, w pozostałych przypadkach przybiera formę trzeciej osoby tego samego czasu. Styl powieści jest tym, co mocno ją wyróżnia – mimo fabuły opartej na zagadce kryminalnej, jest lekko, bardzo często zabawnie, co widoczne jest nie tylko w dialogach, ale i ogólnie w przedstawieniu zdarzeń, obiekcie skupiającym uwagę narratora. Autor bawi się słowem, powiedzeniami, przekonaniami, nieraz ucieka się do ironii szczególnie kąśliwej, gdy temat schodzi na politykę lub Kościół… Sama fabuła też nie jest pozbawiona komicznych sytuacji, przez co książka nabiera dosyć komediowego charakteru. Nie jest on może aż tak wyraźny, jak w typowej komedii kryminalnej, ale nie da się zaprzeczyć, że jest, i sprawia, że lektura jest naprawdę przyjemna i pozytywnie nastrajająca.
„Kawa jest dla… cienkich bolków. Ja jak prawdziwy twardziel piję tylko herbatę.”
Po raz pierwszy muszę przyznać, że spodobała mi się postać kobieca wykreowana przez tego autora. Chodzi o byłą milicjantkę Matyldę, która jest kobietą, wesołą, przebojową i zaradną. Nie boi się improwizować i czasem naginać prawdę, by osiągnąć zamierzony efekt. Ma znajomości, z których chętnie korzysta, choć nie jest to typowe wykorzystywanie – Matylda jest tak pozytywną postacią, że inni z przyjemnością jej pomagają.
Oczywiście poza nią w historii występuje jeszcze kilka innych postaci kobiecych, jednak poza dziennikarką Kamą, wszystkie są lekko przerysowane, by wyśmiać stereotypy. Kolejna cecha komedii kryminalnych!
 
Postacie męskie też ocierają się bardziej lub mniej o podkoloryzowania. Najsympatyczniejszy wydaje się Marcin, który jest postacią związaną przez przeszłość z Matyldą. To dosyć młody, ale odnoszący sukcesy dziennikarz mocno skupiony na swojej karierze, który to właśnie w pracy czuje się najlepiej, choć w jego własnym mieszkaniu czeka na niego ponętna modelka. Razem z dziennikarką Kamą tworzą duet marzeń, oczywiście na stopie zawodowej… Razem z nimi współpracuje również burkliwy operator kamery, hipochondryk producent, a na miejscu okoliczna policja, która raczej do najbystrzejszych nie należy… Jest też ksiądz, który czerpie zyski ze zdolności ojca Bernarda. Grono męskie jest zatem kolorowe i zabawnie zacne.
„Czy pan myśli, że to jest Dziki Zachód i ludzi chodzą ze spluwamy w kaburach, a do tego jeszcze strzelają do policjantów, znaczy do szeryfów? To jest, panie, Polska, tu się kradnie, oszukuje, donosi na sąsiadów robi ludzi w… konia, ale się nie strzela do policji.”
Intryga kryminalna może nie należy do najtrudniejszych do rozgryzienia, ale prowadzona jest pomysłowo i sprawnie, fabuła nie jest pozbawiona kilku zaskoczeń. Akcja toczy się umiarkowanym tempem ze względu na duże skupienia na postaciach, ich wewnętrznych i zewnętrznych przemyśleniach.
„’Dlaczego mi przychodzą do głowy takie głupie odzywki?’ – pomyślałem, zły na samego siebie. Nie dość, że przychodzą, to jeszcze nie zatrzymują się i spływają z mózgu wprost do języka, który zamienia je w wypowiedzi bez porozumienia z ośrodkiem autocenzury. A może ja nie mam takiego ośrodka?”
Oczywiście nie można też nie wspomnieć o miejscu akcji – morskie kurorty, agroturystyki i inne mocno wakacyjne miejscówki zostały ciekawie wykorzystane, a detale historyczne, jak np. stare bunkry dodają lekturze fajnego, oryginalnego charakteru. Nie mogę się niestety odnieść co do powiązania książkowego Ustronia Morskiego z prawdziwym, ale miejsce zostało oddane bardzo sielsko i malowniczo.
„Ja w domu dla przyjemności piszę programy do gier komputerowych. (…) Czyli że tak naprawdę to tu jestem w pracy, żeby zapłacić czynsz i mieć na fajki, a tam dla przyjemności, po to żeby odłożyć na pełnomorski jacht i popłynąć na Karaiby i nic już nie robić do końca życia.”
Muszę przyznać, że Ryszard Ćwirlej mnie tym tytułem zaskoczył. Nie spodziewałam się po nim tak lekkiego, zabawnego stylu, jak i przyjemnych kreacji postaci. Nie wiem gdzie dokładnie przebiega granica pomiędzy kryminałem a komedią kryminalną, ale ten tytuł z pewnością mocno oscyluje w kierunku tego lżejszego podgatunku. Dobrym zabiegiem było wyolbrzymienie wielu polskich cech i stereotypów, a i żarciki ze naszej faktycznej sytuacji w kraju. Podoba mi się ta lekka, mniej zobowiązująca odsłona Ćwirleja! Chętnie poczytam takich książek więcej 😊
 
Moja ocena: 8/10
 
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Harde.

Dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz