czerwca 24, 2023

Kilka pytań do... Grzegorza Kapli, autora serii z Olgą Suszczyńską

Dlaczego Grzegorz Kapla uważa, że "Bez przebaczenia" to jego najlepsza powieść i dlaczego na jej wydanie musieliśmy czekać dwa lata, co w życiu zawodowym autora było trudniejsze od pisania i w czym internet podobny jest do lasu, dlaczego to właśnie długopis stał się narzędziem zbrodni mordercy w najnowszej powieści i o czym będzie kolejna książka beletrystyczna autora, a także co było najbardziej szaloną rzeczą, jaką zrobił Grzegorz Kapla w czasie swoich licznych podróży?
Zapraszam na rozmowę z autorem!

Grzegorz Kapla notka biograficzna:
zanim zajął się pisaniem powieści, pracował dla kilku redakcji, zjeździł ponad sto krajów, trochę się wspinał, pływał w oceanie, zarabiał, robiąc wywiady ze słynnymi ludźmi, i bezskutecznie szukał domu. "Bez przebaczenia" to jego piąta powieść, jak sam wierzy – najlepsza.

Kryminał na talerzu: Właśnie ukazała się Twoja nowa powieść kryminalna pt. „Bez przebaczenia”, piąty tom serii z Olgą Suszczyńską, na którą fani serii musieli czekać dwa lata. Czy pisanie kryminałów jest trudnym zajęciem? Skąd spory odstęp czasowy pomiędzy premierami – tak długo trwa stworzenie takiej powieści czy musisz sobie dawkować kryminalne intrygi przeplatając je książkami o podróżach?

Grzegorz Kapla: Trudno mi ocenić, czy pisanie jest trudnym zajęciem, nie wiem do czego by je porównać... Zanim zacząłem pisać do gazet malowałem kominy i to było trudniejsze, choć na powietrzu. Trochę czasu minęło od ostatniej powieści, ponieważ ruszyłem w podróż do Ameryki Południowej, do Stanów, do Południowej Azji, a mimo to napisałem dwie książki o podróżach i dwie powieści, więc nie próżnowałem. 


W notce biograficznej zamieszczonej na okładce książki możemy wyczytać, że wierzysz, że „Bez przebaczenia” jest Twoją najlepszą książką, zakładam, że choć o te wydane do tej pory? Wierzysz, że najlepsza książka jeszcze przed Tobą czy, że już nic lepszego nie uda Ci się napisać?

Powiem tak. Trenuję boks i choć wkładam w to masę pracy, to raczej nie będę lepszym pięściarzem niż kiedyś byłem karateką. To kwestia wieku i, wstyd przyznać – używek. Z pisaniem jest jak ze sportem, im więcej trenujesz, tym bliżej mistrzostwa, a w dodatku używki ci nie przeszkadzają. Mówię z doświadczenia kolegów trudniących się pisaniem – pana Hemingwaya czy Bukowskiego. 


Jakie emocje towarzyszą tej premierze? To pierwsza książka z tej serii wydana w innym wydawnictwie. Czy stres i niepokój o opinię czytelników są większe? A może to nadzieja jest większa?

Tak naprawdę stres towarzyszył mi przed premierowym spotkaniem w Muzeum Powstania Warszawskiego, bo naprawdę nie jest łatwo wypełnić tę wielką salę pod Liberatorem, jedno z najbardziej prestiżowych miejsc w stolicy, a jeszcze trudniej wystąpić przed tak wymagającą publicznością na żywo. Ale poszło świetnie. Gości przywitał osobiście dyrektor Jan Ołdakowski, ciężar prowadzenia wziął na siebie mój do niedawna redaktor naczelny, Olivier Janiak, więc nie mogło się nie udać.   


Jak już wspominałam o tym w swojej recenzji: to była moja pierwsza książka Twojego autorstwa i zaskoczyłeś mnie zarówno stylem, jak i bliskością rzeczywistości fabularnej do tej naszej, prawdziwej. Aż tak bliska kreacja świata fikcyjnego do naszego, realnego jest rzadko spotykana, więc ciekawi mnie skąd u Ciebie to wynika? 

"Bez przebaczenia" wpisuje się w nurt skandynawskiego kryminału, Milenium czy seria o Wallanderze toczą się w geopolitycznej rzeczywistości mocno osadzonej w realizmie i to im nie przeszkadza. Przez kilkanaście lat pisałem reportaże i znam ten warsztat, więc go używam. Żyjemy w czasach seriali i one opowiadają nasze czasy. Wobec tego to właśnie powieść kryminalna, czy sensacyjna musi przejmować funkcje opisania świata przynależną kiedyś raczej powieści obyczajowej. 


Historia, którą opowiadasz w tej książce opiera się na naszej codzienności, jak i aktualnych aferach politycznych (o tym za chwilę), co raczej nikomu nie umknie – sama nie interesuję się specjalnie polityką, ale z historii w czasach współczesnych wiedziałam o co chodzi. Jest jednak też historia z przeszłości, o której musimy mówić dosyć enigmatycznie, że nie zaspoilerować tym, którzy jeszcze nie mieli przyjemności Twojej książki przeczytać. Ale czy i ten wątek jest osadzony na historii prawdziwej?

Jeśli powiemy, że pojawia się w "Bez przebaczenia" wątek palestyńskich terrorystów poszukiwanych przez Mosad za zamachy na izraelskich sportowcach, to nie będzie spoiler. Rzeczywiście, kilkadziesiąt lat temu Warszawa była bazą terrorystów. Nawet Szakal najsłynniejszy z płatnych zabójców miał tu, w Intraco, swoje biuro.  Zamach w hotelu Victoria też oczywiście miał miejsce, ale powrót zabójcy do Warszawy w 2023 roku to już oczywiście fikcja. 


Skąd pomysł, żeby wplątać w tę opowieść aferę podsłuchową, program Pegasus, o którym faktycznie było swego czasu bardzo głośno?

Oczywiście z telewizji. Żyjemy w niezwykłych czasach i nie ma się co obrażać na rzeczywistość, że jest barwniejsza od pomysłów niejednego pisarza. Trzeba korzystać z okazji. O Pegasusie dopiero będzie głośno, a "Bez przebaczenia" zawiera skondensowaną wiedzę na ten temat. Gdyby to był scenariusz, moglibyśmy użyć terminu IP tej historii, czyli intellectual property – tła, które sprawia, że historia ma w sobie pewien wyjątkowy intelektualny pierwiastek.  


W tym temacie zaciekawił mnie szczególnie jeden fragment, w którym postacie rozmawiają o tym, jak niebezpieczny jest teraz internet, za przykład podając, że już nie trzeba kliknąć w link, by ktoś (haker) mógł zyskać dostęp do naszego urządzenia, wystarczy otworzyć wiadomość w komunikatorze czy po prostu odebrać połączenie… Brzmi groźnie, czy to też są prawdziwe informacje? Trochę mnie to wystraszyło, jak możemy się w takim razie przed tym chronić?

To żadna tajemnica. Mimo wszystkich tych programów antywirusowych, źli albo po prostu chciwi ludzie pracują nad tym, żeby zdobyć o nas wszelkie informacje i chyba nie ma przed tym ratunku. Trzeba robić w sieci tylko to, czego nie będą mogli użyć, żeby nas szantażować.  Kiedy idziemy przez las tną komary i kleszcze. W internecie czyhają trojany i programy szpiegujące. Trzeba z tym jakoś żyć. 


Oczywiście wątki polityczne i te wszystkie afery osadzone są na intrydze kryminalnej – jest morderstwo i to dosyć oryginalne, bo popełnione… długopisem. Nie mogę więc nie zapytać: skąd pomysł na takie narzędzie zbrodni?

Wyszkolony zabójca potrafi każdego przedmiotu użyć jako broni, bo to jego zawód. To jak podpis. Chciałem, żeby od razu było wiadomo, że gramy z kimś, kto zna się na swojej robocie i nie będzie udawał obszczymurka z rozbitą butelką w ręce. Skoro zaczynamy od prezydenta USA to jednak trzeba trzymać poziom. 


To teraz jeszcze trochę o głównej bohaterce. Dlaczego w ogóle zdecydowałeś się, by postacią przewodnią serii była kobieta? Chyba trudniej pisze się o perspektywie płci przeciwnej niż własnej?

Bo wolę kobiety od mężczyzn. Kilka pozwoliło mi być naprawdę blisko i choć uważały, że poświęcam im za mało uwagi, to nie była prawda. Byłem uważny i choć nie mówię wiele, to dobrze słucham. Dlatego w recenzjach "Bez przebaczenia" pisanych przez kobiety ocena postaci Olgi jest naprawdę wysoka, mimo że jest samotną matką, wilczycą w męskim świecie, mimo jej szorstkiego charakteru lubią ją i przejmują się jej wyborami. Gdyby była źle napisana, nikogo by nie obeszła. 


Którą cechę Olgi lubisz najbardziej i czy jest coś, czego w niej w ogóle nie lubisz?

To bardzo autonomiczna postać. Właściwie rola pisarza ogranicza się do jej obserwowania i podsłuchiwania. Nie lubię jej wyborów w kwestiach damsko - męskich, bo ich nie rozumiem i czasami nie akceptuję.  


Czy spotkamy się jeszcze z tą bohaterką?

Nie wiem. Mój przyjaciel Roman powiada, że z kobietami nigdy nie wiadomo, bo odchodzą w złym czasie, a wracają w jeszcze gorszym. 


Nad czym teraz pracujesz?

Właśnie poprawiłem rękopis powieści o pewnym praskim łobuzie, szowiniście i nacjonaliście, który dziedziczy pół zamku w Toskanii. Drugie pół dziedziczy jego przyrodni kuzyn, nowoczesny, fajny gej, projektant z Mediolanu. Muszą przezwyciężyć uprzedzenia jakie żywią wobec siebie, żeby przetrwać starcie z mafią, która upatrzyła sobie ten zamek, żeby robić w nim złe, naprawdę złe sprawy. 
No i pracuję nad powieścią, na której napisanie otrzymałem literackie stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Współczesna powieść o ludziach poszukujących własnej tożsamości w Warszawie, moim ukochanym mieście.  


To na koniec mam do Ciebie jeszcze kilka pytań trochę bardziej prywatnych. W Twojej biografii czytamy, że dużo podróżujesz i utrzymujesz się teraz, od dłuższego już czasu z pisania, choć podejmowałeś się różnych prac. Która z nich była najciekawsza?

Może dwuletnia przygoda z reprezentacją w rajdach cross country? Jeździłem po świecie z Poland National Team i pisałem w mediach jak Rafał Sonik broni tytułu zwycięzcy Rajdu Dakar i zdobywa kolejne tytuły mistrza świata. Wybitni ludzie i czasem za nimi tęsknię.    


Skoro teraz utrzymujesz się z pisania i się z tego cieszysz, to czy to właśnie pisanie było tym zawodem, o którym marzyłeś zawsze czy może te marzenie przyszło dopiero z czasem?

Z czasem przyszło pisanie powieści, ale pierwszą gazetę robiłem jeszcze na studiach. Pisanie jest dobre, bo jeśli człowiek pozbędzie się lęku przed porażką, może w tym wymyślonym świecie robić wszystko, naprawdę wszystko, co jest w stanie osiągnąć ludzka wyobraźnia. 


Nie ukrywam, że podróże mocno mnie fascynują, więc ciekawa jestem, jakie miejsce, które odwiedziłeś, spodobało Ci się najbardziej, najmocniej zapadło w pamięć?

To już grubo ponad sto krajów, więc może powiem o tym, co w tym roku. Może Sharks Alley w rafie wokół Belize, gdzie w płytkiej wodzie możesz zobaczyć mnóstwo rekinów w ciepłej, dobrej, lazurowej wodzie i zrozumieć, że to świat absolutnie inny od tego, który znasz na co dzień. Albo wulkan Injen na Jawie, schodzisz nocą na dno krateru czynnego wulkanu, w którym ludzie wydobywają siarkę i niosą jej pełne kosze na własnych plecach stromą ścieżką w górę. Podobno nie ma na naszej planecie ciężej pracujących ludzi. 

Najbardziej szalona rzecz jaką zrobiłeś w czasie swoich podróży?

Chyba skok do wodospadu w dżungli w Wenezueli, kiedy okazało się, że nie ma powrotu i trzeba skoczyć szesnaście i to jest ponad moje siły. Wolałbym brnąć z powrotem przez las, ale skoczyli wszyscy łącznie z naszym przewodnikiem. Skoczyłem. To nie było tak, że na dole kocioł eworsyjny i spokojna laguna, tylko od razu rwąca rzeka. Woda niesie się kilka minut, a potem wpadasz do sieci i twoi ludzie śmieją się, że wszyscy przeżyliśmy. 


Jako że mój blog, na którym ten wywiad się ukaże, to blog kulinarno-kryminalny, to na koniec mam dwa pytania o jedzenie: najbardziej ekstremalna potrawa jaką jadłeś?

To trudne. Jadłem olbrzymiego żółwia w Laguna de Perla, krokodyla w Tajlandii, robale na Gran Sabana, haggis w Szkocji, wielkiego ślimaka karakola na karaibskim wybrzeżu Panamy, surową rybę, z której można wyssać słodką wodę na Fidżi, pataty gotowane w dole wygrzebanym w ziemi w Papui. Najgorszy był jednak móżdżek nakładany łyżką z wanny w stołówce portowej w Szczecinie. Nic gorszego już mnie potem nie spotkało. 


I teraz już przyjemnie i bezpiecznie – ulubiona potrawa?

Pomidorowa z ryżem 


Dziękuję za poświęcony czas i życzę dalszych sukcesów w karierze pisarskiej!

Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz