sierpnia 24, 2023

"Jedziemy z matką na północ" Karin Smirnoff

Autor: Karin Smirnoff
Tytuł: Jedziemy z matką na północ
Cykl: saga rodziny Kippów, tom 2
Seria: Dzieł Pisarzy Skandynawskich
Tłumaczenie: Agata Teperek
Data premiery: 17.05.2023
Wydawnictwo: Poznańskie
Liczba stron: 384
Gatunek: literatura piękna
 
Karin Smirnoff należy do grona pisarzy, którzy długo dojrzewali do swojego debiutu literackiego, choć to właśnie pisanie od zawsze było tym, co chciała robić. I trochę robiła, bo przez wiele lat pracowała jako dziennikarka, w międzyczasie pobierała różne pisarskie kursy. Jednak to dopiero ten na Uniwersytecie w Lund przełamał jej literacką barierę – by się na niego dostać, musiała napisać rozdział powieści, która później przerodziła się w jej debiut i początek sagi rodziny Kippów pt. „Pojechałam do brata na południe” (recenzja – klik!). Książka od razu zachwyciła czytelników i krytyków na rodzimym rynku autorki, polscy czytelnicy musieli na podzielenie tego zachwytu chwilę poczekać – tom pierwszy ukazał się u nas cztery lata później, w 2022 roku. Sama sięgnęłam po niego szybko po jego wydaniu i z niecierpliwością czekałam na tom drugi – to znowu trwało rok, ale w końcu jest!
 
Historia „Jedziemy z matką na północ” toczy się chwilę po wydarzeniach z tomu pierwszego. Jana i jej brat bliźniak, zwany przez nią brorem właśnie zostali wezwani do ośrodka, w którym ostatnie lata życia spędzała ich matka. Teraz przyszedł koniec, a jej ostatnią wolą było, by wieczny spoczynek spędzić na cmentarzu wioski, w której się wychowała – na północy, w Kukkojärvi, w małej zamkniętej społeczności. Jana i bror, mimo krzywd jakich doznali z jej winy, nie wahają się ani chwili – jadą z nią na północ, z zamiarem złożenia jej do grobu i szybkim powrotem. Jednak na miejscu plany się zmieniają – okazuje się, że spora część wioski to ich rodzina, która chce ich poznać. Zatrzymują się więc u jednego z kuzynów Jussiego i coraz mocniej wsiąkają w tak zwaną wspólnotę, która niebezpiecznie zbliża się na współczesnego pojęcia sekty. Jana szybko to dostrzega, niestety bror nie – jemu podoba się tam coraz bardziej, zaczyna nawet zastanawiać się nad porzuceniem dotychczasowego życia w Smalånger i pozostaniem we wspólnocie. Czy to w tym miejscu ich drogi się rozejdą? Czy Jana tak po prostu może pozwolić bratu zostać?
„Marta przedstawiła się. Jesteśmy kuzynkami.
Nie jesteśmy do siebie podobne.
Fakt powiedziała ale może mamy podobne wnętrze.”
Książka składa się z 63 krótkich rozdziałów. Narracja prowadzona jest z perspektywy Jany w pierwszej osobie czasu przeszłego, gdy mowa o aktualnych wydarzeniach. Historia przeplatana jest retrospekcjami z dzieciństwa Jany, które pisane są również z jej perspektywy, ale w czasie teraźniejszym i stylem bardziej rwanym. W tekście znajduje się również list matki bliźniąt, który opowiada jej historię – jak na list przystało, pisaya jest w pierwszoosobowej narracji, ale też innym stylem. Bo wyjaśnienia wymaga styl, w jakim pisana jest większa część tej powieści, ta właściwa, tocząca się aktualnie. Tekst pozbawiony jest znaków interpunkcyjnych prócz kropek na końcu zdania, dużych liter, prócz tych, które zdanie rozpoczynają. Imiona i nazwiska pisane są razem, nazwy własne z myślnikami, dialogi pozbawione są myślników. Z pewnością na pierwszy rzut oka wydaje się to dziwne, taki tekst pisany jednym ciągiem z pominięciem interpunkcji, ale zaskakująco szybko łapie się rytm i przestaje się zauważać brak tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, co nakazują wymogi gramatyczne.
„Nie lubię strachliwych ludzi dodał. Świat jest ich pełen. Takich którzy walą na oślep we wszystkich kierunkach a potem podkulają ogon jeśli napotkają opór.”
Myślę, że w tym wypadku możemy mówić o prozie eksperymentalnej, a gdzie jest na nią lepsze miejsce niż w literaturze pięknej? Styl powieści jest surowy, emocje opisywane są skąpo, raczej czytelnik czuje je w domyśle, czyta je między wierszami, gdyż historia, która jest opowiedziana, mimo że pisana prostym, zwyczajnym językiem, jest przerażająca i smutna, a czytelnik bardzo szybko zaczyna to odczuwać. Może dzięki temu zwyczajnemu językowi historia szokuje jeszcze bardziej?
Wspomniałam o innym stylu przy listach matki bliźniaków – tu wracamy do zasad gramatycznych, jest interpunkcja, są wielkie litery. Przez to nasuwa się pytanie – czy inność stylu, sposobu narracji Jany nie wynika z tego, że i ona czuje się inna, niepasująca do innych, do normalnego życia?
„Na tym polegało przebaczenie. Na zdaniu sobie sprawy że nie da się w niej wskrzesić poczucia winy i obrócić go w proch.”
Ten tom, ta historia opowiada o pokoleniach patologii, na którą ślepi są wszyscy wokoło. Jana wspominając swoje dzieciństwo raczej nie opisuje za wielu szczęśliwych chwil, a opowiada o tym, jak molestował ją jej własny ojciec, jak bił brata, a matka po prostu na to wszystko przywalała. W listach matki teraz dzieci mogą zrozumieć jej stronę – to ona opowiada swoją historię, tłumaczy skąd jej obojętność. Szkopuł w tym, że listy kierowane są nie do nich, do jej pokrzywdzonych, naznaczonych dzieci, a do córki, którą urodziła jeszcze jako nastolatka. No i czy swoimi traumatycznymi przeżyciami chyba nie do końca może wytłumaczyć, że swoim dzieciom, robiła później to samo, co kiedyś robiono jej? Wygląda jednak na to, że Janie poznanie tej historii przynosi niejakie pogodzenie się z przeszłością, w końcu sama może zacząć chcieć, a przynajmniej spróbować...
„Takim oto sposobem nasze geny przekazywano dalej. Wzmocnione genami innych nam podobnych.”
Historia współczesna również nie jest za wesoła. Po pierwsze przyglądamy się uważnie chwytom, trikom, jakie stosuje się w sekcie, do kontrolowania innych. Jest postać pastora, który szanowany, umiłowany przez społeczeństwo, pod płaszczykiem swojej funkcji wcale nie okazuje się tak dobry, na jakiego się kreuje. Wspólnota jest odcięta od reszty świata, panują tam żelazne zasady, każdy na swoją funkcję, które nam kojarzą się raczej z czasami .. średniowiecza. A jednak ci, którzy żyją w ten sposób, wspólnoty nie krytykują – tylko czy nie jest to po prostu podyktowane strachem, a nie faktyczną wiarą w propagowane przez nią zasady?
„Dlaczego nie wolno tu czytać spytałam i odkręciłam szybę żeby wpuścić powietrze.
Bo czytanie rozwija odparł jussi. Temu kto czyta mogą przychodzić do głowy osobliwe pomysły.
I może opuścić wspólnotę dodałam.”
Pomiędzy tym wszystkim Jana próbuje dojść ze swoim życiem do ładu. To kobieta mocno poraniona tym, co spotkało ją w dzieciństwie, która nigdy sobie z tym nie poradziła. W poprzednim tomie podjęła pierwszą próbę, teraz jej przemiana zachodzi głębiej. Bo Jana tak naprawdę jest dobrym człowiekiem, czułym na krzywdę innych, ale jednak nie potrafi tego okazywać tym, którzy faktycznie coś dla niej znaczą. Kiedy relacja się pogłębia, Jana ucieka, chowa się w sobie. Tylko czy całe życie naprawdę można uciekać? W tej wiosce poznaje człowieka dobrego, który choć niepozbawiony własnych ran, jest gotowy ułożyć sobie z nią życie. Czy jednak ona kiedykolwiek będzie na to gotowa?
„Dla mnie wdzięczność nie była kwestią filozoficzną. Dziękowanie za to że cielak mnie polizał albo tyttö trąciła nosem wydawało mi się oczywiste. Trudniej przychodziło mi dziękowanie drugiemu człowiekowi. Ludzie oczekiwali czegoś w zamian. Uwarunkowywali swoje czyny. Zwierzęta po prostu były.
Bror jest trochę jej przeciwieństwem – ona twarda, on miękki, nagina się do woli innych. W pierwszym tomie, przy pomocy Jany, jakoś wyszedł na prostą, tu znowu zaczyna się gubić. Choć może nie, może dla niego życie we wspólnocie to miejsce właściwe? Czy Jana powinna pozwolić mu zostać? Ich więź zdaje się słabnąć, choć ciągle dokańczają za siebie zdania, to zdają się chcieć czego innego...
„(...) zawsze jesteś tak cholernie silna. Jakby to co się dzieje nie miało na ciebie żadnego wpływu. Po prostu otrząsasz się z tego i stajesz na nogi. Nie jestem taki jak ty. Dobrowolnie się kładę i czekam aż ktoś mnie podniesie.”
Historia toczy się na głębokiej północy, gdzie natura jest równie dzika i surowa co ludzie. Panuje szwedzka zima, trwają noce polarne. A jednak postacie, jak i czytelnik znajdują jakieś pocieszenie w tej niezmienności natury, tym, że cokolwiek by się nie działo, ona toczy się stałym rytmem, jej długowieczność zapewnia, że cokolwiek się stanie, świat nadal będzie. Ona jest stała, to ludzie przemijają. Czy zatem nie warto w końcu zacząć żyć?
„Im dłużej szłam tym krok stawał się lżejszy. Jakby las chciał mi o czymś powiedzieć. Zapomniałam ile wybacza. Jak drzewa dodają otuchy głaszcząc rękami plecy smutnej jannykippo.”
O „Jedziemy z matką na północ” dziwnie trudno mi się pisze – nie dlatego, że książka mi się nie podobała, wręcz przeciwnie, po raz kolejny jestem zdziwiona i zachwycona stylem autorki (a i pewnie tłumaczki). Więc może dlatego, że porusza temat okrucieństwa, jakim częstują najbliżsi, co dla większości z nas jest niepojęte. To historia o ludziach skrzywdzonych, których krzywdy ciągną się od pokoleń... Czy ten przeklęty krąg da się kiedyś przerwać? A może człowiek skazany jest na powielanie błędów swoich przodków? Czy mimo traum, mimo krzywd, może wybaczyć, zaakceptować i nauczyć się żyć w pełni, szczęśliwie? Saga Kippów to powieści niezwykle, zaskakujące i nowatorskie, już nie mogę się doczekać wydania tomu trzeciego! A tymczasem polecam dwa pierwsze– da się je czytać oddzielnie, choć dla zrozumienia historii głównej bohaterki warto czytać we właściwej kolejności. W końcu przebywanie z taką prozą to niesamowite przeżycie!
 
Moja ocena: 8/10
 
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Poznańskim.


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz